Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Królestwo

Odkąd przekroczyli barierę, szła zamyślona, przyglądając się mijanym krajobrazom. Zupełnie nie tak wyobrażała sobie krainę, która miała być jej domem.

Gdy stanęli pod niewidzialną barierą, której magię można było jedynie wyczuć, świat za nią wydawał się zupełnie normalny. Jednak po jej przekroczeniu, Amandzie zaparło dech w piersi i to bynajmniej nie z wrażenia. Jeszcze mocniej ścisnęła dłoń Edwara, którą kurczowo trzymała, wkraczając na teren Królestwa.

Amanda nie potrafiła ująć słowami tego, co zobaczyła. Kraina wydawała się pozbawiona barw. Drzewa, trawa na łąkach, skały, nawet kałuże na ścieżkach, ich kolory były zupełnie blade, ledwie można było je rozróżnić. Na dodatek panowała tutaj dziwna cisza. Nie było słychać ptaków, ani szumu wiatru. Jakby wszystko dookoła umarło, albo zapadło w hibernację.

– Tak właśnie wygląda świat bez magii – powiedział Darius, stając tuż za Amandą i Edwarem.

Dziewczyna jeszcze raz przyjrzała się uważnie widokowi, który rozpościerał się przed jej oczami. Tereny leśne przeplatały się z łąkami i polami. Gdzieniegdzie teren przecinały wstęgi utworzone przez nurty rzek. W oddali, na wzniesieniu było widać coś na kształt budowli, która z tej odległości zlewała się w jedną kryształową bryłę. Amanda odrazu przypomniała sobie swój ostatni sen. Zamek ze strzelistymi wieżami i postać rudowłosej elfki za szklaną ścianą. Poczuła dreszcz na plecach.

Schodzili z gór w milczeniu, wymieniając się jedynie zdawkowymi uwagami co do trasy, którą powinni obrać. Starali się trzymać linii drzew, żeby móc ukryć się w lesie w razie napotkania patrolu elfów.

Koło południa zatrzymali się przy niewielkim jeziorze, którego woda, kiedyś zapewne kryształowo czysta, teraz przypominała szarą breję, ledwie odznaczającą się na tle równie bezbarwnej trawy i piasku.

– Zróbmy krótką przerwę – zarządził Darius – ale niezbyt długą, jeśli szybko wyruszymy, przed zmierzchem dotrzemy do wioski. Tam powinni udzielić nam schronienia.

Podczas gdy towarzysze Amandy wyciągali z tobołków suchy prowiant oraz sprawdzali, które bukłaki należy uzupełnić, ona podeszła bliżej jeziora i przystanęła na jego brzegu, opierając się o kostur, na którym wspierała się podczas całej drogi.

– Tylko nie oddalaj się za bardzo – usłyszała za sobą głos Edwara.

– Wątpię, żeby woda z jeziora nadawała się do picia. Trzeba by znaleźć jakiś strumień – dodał anioł.

Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w taflę wody, zastanawiając się, jak tu wyglądało przed przybyciem elfów. Po chwili ocknęła się z zamyślenia i ciężko westchnęła. Nachyliła się, odłożyła kostur na ziemię, a następnie ściągnęła swoje obuwie i na bosaka, bardzo powoli podeszła do brzegu jeziora.  Rąbek spódnicy przerzuciła przez ramię. Po kilku krokach, woda zaczęła obmywać jej łydki. Nabrała w dłoń nieco szaroniebieskiej substancji i obmyła nią twarz.

Zawróciła i ruszyła z powrotem do swoich towarzyszy, idąc nieco na ślepo, z powodu kropli wody spływających z jej czoła na powieki.

– Amando, jak to zrobiłaś? – Zatrzymała się, na dźwięk głosu Edwara.

– O czym mówisz? – spytała zdziwiona, przecierając dłońmi oczy, co nie zdawało się na wiele, bo też były mokre.

– Spójrz pod nogi.

Amanda zamrugała kilka razy i, wciąż zamglonym wzrokiem, spojrzała w dół. Otworzyła szeroko usta, nie wierząc własnym oczom.

– Darius, Corey chodźcie to zobaczyć! – zawołał Edwar, kiedy Amanda, jak zaczarowana, nie mogła ruszyć się z miejsca.

Pod gołymi stopami dziewczyny, piasek nabrał koloru, co wyglądało jak dwie wielkie żółte plamy. Spojrzała za siebie. Identyczne plamy wyznaczyły drogę, którą przebyła od jeziora. Gdzieniegdzie, między ziarnami pisaku ukazały się zielone źdźbła trawy. Kiedy uniosła wzrok i popatrzyła na jezioro, okazało się, że ono ożyło... Dosłownie... Wcześniej zupełnie nieruchome, teraz kolejne niewielkie, niebieskie fale uderzały o piasek z cichym pluśnięciem. Tafla wody połyskiwała od promieni słońca, a gdzieś po środku wyskoczyła ryba i ponownie wpadła do jeziora.

– Jak to się stało? – spytał Darius, stając tuż obok Amandy.

– Nie mam pojęcia – odpowiedział Edwar. – Zobaczyłem, jak Królewna wychodzi z wody, a po chwili stało się to. – Wskazał nerwowymi ruchami rąk na widok roztaczający się przed ich oczami.

Amanda słyszała rozmowę towarzyszących jej mężczyzn, ale sama nie potrafiła oderwać oczu od jeziora oraz otaczających ją barw.

– Amando – Rycerz delikatnie dotknął ramienia dziewczyny – dobrze się czujesz?

– Ja... – zająknęła się. – Ja nie mam pojęcia, jak to zrobiłam. Jedynie ściągnęłam buty i zamoczyłam stopy w jeziorze.

Wszyscy, jak na zawołanie spojrzeli na bose nogi Amandy, która zrobiła kilka kolejnych kroków. W każdym miejscu, w którym postawiła stopę, ziemia oraz trawa odzyskiwały kolor.

– Szybko, musisz ubrać je z powrotem. – Darius chwycił buty Amandy i ukucnął przy niej. Kiedy uniósł jedną z jej stóp, dziewczyna zachwiała się i wsparła na ramieniu Edwara. Po założeniu drugiego buta, Darius przytrzymał kostkę Amandy nieco dłużej, zaciskając na drobnej nodze swoje długie palce. Spojrzał na nią z dołu i patrząc prosto w jej chabrowe oczy dodał: – Witaj w domu, Królewno. Magia powróciła do Królestwa.

Następnie Edwar pochwycił Amandę w ramiona i przeniósł ją do ich niewielkiego obozowiska, gdzie posadził ją na wolno stojącym głazie tak, żeby nogami nie dotykała ziemi. Darius i Corey dołączyli do nich. Młody mag niósł ze sobą kostur Amandy i odłożył go obok dziewczyny.

– Wszystko w porządku? – spytał Edwar, siadając na kamieniu obok Amandy. Ścisnął delikatnie jej dłoń, starając się dodać otuchy.

Amanda przytaknęła.

– Nie mam pojęcia, jak to zrobiłam – dodała. – Nie czułam tego, że w jakikolwiek sposób wpływam na otoczenie. – Spojrzała prosto w oczy rycerza. – Jednak było to niesamowite. – Uśmiechnęła się szeroko.

Edwar odwzajemnił uśmiech i objął ją ramieniem.

– Masz rację, to było coś niezwykłego. I dobrze wreszcie widzieć dzisiaj twój piękny uśmiech.

Tymczasem, nieco dalej od skały, Corey przycupnął na trawie i rozłożył na swoich kolanach księgę zaklęć, którą zabrał z domu swojego mistrza. Darius przysiadł się do niego i zerkał znad ramienia chłopaka na pożółkłe stronice.

– Myślisz, że znajdziemy tu jakieś odpowiednie zaklęcie? – spytał anioł. – Elfy nie mogą zobaczyć śladów naszej obecności, a obawiam się, że niebawem buty nie będą przeszkodą i każdy krok Amandy będzie naznaczony magią.

– Wydaje mi się, że widziałem tutaj jakieś zaklęcie rozpraszające magię, albo ją pochłaniające... – Corey wertował kolejne stronice. – Czy kostur nie powinien właśnie pochłaniać nadmiaru magii Amandy? – spytał jakby do siebie.

– Powinien – powiedział cicho Darius.

Anioł spojrzał na Amandę z lekkim niepokojem. Bał się, że nie jest jeszcze gotowa, żeby unieść swoją moc. Może to wszystko działo się zbyt szybko? Ale jakie mieli inne wyjście?

Zobaczył, jak dziewczyna uśmiecha się szeroko. Edwar założył miodowy kosmyk włosów za jej ucho, a następnie Amanda oparła głowę na jego ramieniu. Darius poczuł dziwnie ukłucie, którego sam nie rozumiał, a następnie znów utkwił wzrok w czarnych literach mieniących się w słońcu. 

***

Media: Epica - "Sancta Terra"


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro