Koszmary
Amanda spała przy ognisku, przykryta jedynie płaszczem. Śniło jej się coś złego. Wierciła się, mówiła przez sen. Była spocona. Darius pierwszy raz widział, żeby ta dziewczyna miała koszmary. Wszystko z powodu spotkania z królową oraz bitwy. To była jego wina. Jego czynu sprzed lat oraz tego, że sprowadził ją do Królestwa. Na pewno mógł znaleźć inne rozwiązanie. Edwar miał racje, nie powinien jej mieszać w tę wojnę. Trzeba było zostawić ją w gospodzie przybranej matki. Tam była szczęśliwa, uśmiechnięta. Nie miał prawa niszczyć jej życia. Nie po tym wszystkim, co sam uczynił.
To było niezwykłe uczucie móc znów wzbić się w powietrze. Nie chciał odzyskiwać skrzydeł, ale w tamtej chwili wydawały się jedynym rozwiązaniem. Mógł zabrać Amandę jak najdalej od Eirini. Odlecieli na tyle daleko, że był pewien, że elfy nie dotrą tu zbyt szybko. Miał zamiar pomóc Amandzie ukryć się w bezpieczne miejsce, a następnie wrócić do zamku, żeby sprawdzić, jaki los spotkał ich przyjaciół. Miał nadzieję, że w najgorszym wypadku zostali pojmani i zamknięci w lochach jako zakładnicy. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś stało się Corey'owi albo Edwarowi i to znów z jego winy. Wiedział jednak, że Amanda jest zbyt roztrzęsiona, żeby mógł ją zostawić samą tak od razu, choć ona nalegała, żeby wrócić tam natychmiast. Jak tylko wylądowali na polanie, zaczęła krzyczeć, że nie powinni byli tak uciekać. Raz za razem uderzała Dariusa w piersi, aż zamknął ją w swoich objęciach i trzymał tak długo. W końcu usnęła zmęczona płaczem. Ułożył Amandę delikatnie na trawie, rozpalił niewielkie ognisko, a następnie czuwał nad nią, przyglądając się, jak śpi niespokojnie, pomimo jego obecności tuż obok.
Nie mógł wymazać z głowy tej chwili, kiedy ich spojrzenia spotkały się w sali tronowej. Kiedy to Amanda dowiedziała się, że miał być jej aniołem stróżem, że JEST jej aniołem stróżem. Nie uśmiechała się w tedy tak, jak to zwykle robiła. Jej mina nie wyrażała niczego. W chabrowych oczach nie było radości, ale nie było też gniewu, rozczarowania, czy nienawiści. Był tylko żal i współczucie, a to było jeszcze gorsze. Nie chciał jej współczucia. Nie zasługiwał na nie. Nie po tym jak ją zawiódł. Nie zasługiwał na wybaczenie. Wolałby, żeby go nienawidziła. Chciał, żeby na niego wrzeszczała, żeby go ukarała. Tylko, że ta dziewczyna nie była zdolna do nienawiści. Takich reakcji mógł spodziewać się po Eirini, ale nie po Amandzie. Za to kochał ją jeszcze bardziej.
Teraz Darius musiał za wszelką cenę wynagrodzić Amandzie wszystko, co musiała wycierpieć z jego powodu. Musieli odbić królestwo, odzyskać dla niej tron. Wybić wszystkie elfy. Potem odejdzie. Nie zasługuje na bycie przy jej boku. Nie zasługuje, żeby odwzajemniła jego miłość. Dlatego ciągle będzie starać się ją odpychać. Żałował, że musiał poprosić o uzdrowienie skrzydeł. Nigdy nie poprosi ją o wybaczenie. Był pewien, że kiedyś mu wybaczy, ale on nie zniesie jej współczującego spojrzenia.
Skrzydła. Teraz magicznie ukryte, coraz bardziej mu doskwierały. Czuł każde najmniejsze pióro. Przeraźliwie swędziały, jak gojąca się rana. Niestety potrzebował ich mocy, ale kiedy tylko skończy się ta cała wojna, znów znajdzie sposób, żeby się ich pozbyć.
– Darius! – krzyknęła Amanda przez sen, przekręcając się na drugi bok.
Serce Dariusa na moment zwolniło. Zerwał się i delikatnie wśliznął pod jej okrycie, tuż za plecami i dodatkowo przykrył swoim płaszczem. Objął ją w pasie ramieniem, jej włosy pachniały Amandą.
– Dariusie – wyszeptała i obróciła się w jego stronę. Teraz policzek Amandy wylądował na jego ramieniu. – Twoje skrzydła są piękne – dodała i zasnęła z uśmiechem na twarzy.
***
Obudził go świergot ptaków. Przecież nie spał. Jak to możliwe, że zasnął? Nie powinien spać. Jak tylko przypomniał sobie, gdzie się znajduje i co się wydarzyło, otworzył szeroko oczy i zerwał się z ziemi. Zatrzymał się w pozycji siedzącej, ponieważ omal nie zderzył się z Amandą. Dziewczyna siedziała tuż obok niego, tak blisko, że omal nie utonął w jej spojrzeniu. Nogi miała przyciągnięte do siebie i otulała je rękami. Brodę opierała na kolanach. Intensywnie wpatrywała się w Dariusa, a w jej spojrzeniu znów dostrzegał żal i współczucie, przez co nie potrafił utrzymać z nią kontaktu wzrokowego.
– Pokaż mi.
– Słucham? – Na moment zerknął na dziewczynę.
– Twoje skrzydła. Pokaż mi je.
Amanda mówiła jak prawdziwa królowa, jej ton głosu sugerował, że nie uznaje sprzeciwu.
Darius ściągnął z siebie koszulę, zamknął oczy i skupił całą swoją energię na skrzydłach, które powoli zaczęły rozwijać się na jego plecach. Były ogromne. Wydawało się, że zajmują całą otaczającą ich przestrzeń. Białe, grube pióra lśniły, każde swoim blaskiem. Amanda wolnym ruchem wyciągnęła w ich stronę dłoń. Dotknęła jednego z piór, a ono drgnęło pod dotykiem, pulsowało. To była niemal magiczna chwila. Powietrze wokół nich zawisło. Serce Dariusa wyrywało się z piersi. Nigdy, nikt go nie dotykał w ten sposób.
– A teraz powiedz mi całą prawdę – powiedziała, kiedy cofnęła dłoń.
Darius pospiesznie zwinął skrzydła i ubrał się z powrotem.
– Powiedziałem ci już wszystko.
– Nie wspominałeś, że jesteś moim aniołem stróżem. – Amanda dotknęła stanowczo policzka Dariusa, zmuszając go tym samym do spojrzenia na siebie. Teraz już nie mógł odwrócić od niej oczu.
– Mówiłem, że zostałem zesłany do opiekowania się Królestwem i tu się dużo nie minąłem z prawdą. Jesteś ucieleśnieniem Królestwa. – Darius próbował się usprawiedliwić, ale wzrok Amandy sugerował, że tym razem półprawda nie zostanie mu wybaczona. – My, aniołowie stróże, z reguły obserwujemy naszych podopiecznych z Niebios i bardzo rzadko ingerujemy osobiście w ich losy. Ludzie decydują sami za siebie. Mają w końcu wolną wolę. Jednak moi dowódcy przysłali mnie na ziemię, ponieważ byłaś... – zająkał się – jesteś wyjątkowa. Od kilku stuleci, to ty jesteś najważniejszą istotą na ziemi. Tak jak mówiłem, twoim przeznaczeniem jest powstrzymać zło, jakie sprowadziły ze sobą elfy – zawahał się.
– Mów dalej.
– Resztę historii znasz już doskonale. Eirini uwiodła mnie i podstępem dostała się do zamku.
– Wiedziałeś, że jest królową elfów?
– Nie. – Westchnął. – Zrozum, pierwszy raz byłem na ziemi. Obce mi były ludzkie uczucia i otumaniły mnie.
– Takie jak miłość? – spytała cicho Amanda.
– Nie. Pożądanie – odpowiedział gniewnie.
– Och.
– Nie kocham i nigdy nie kochałem Eirini! Może wtedy tak myślałem, bo mnie uwiodła. Dałem się omamić, zwieść. Była piękna, namiętna, a ja byłem tylko głupim aniołem. Zawiodłem ciebie i całe Królestwo. – Głos Dariusa drżał.
Amanda ścisnęła delikatnie ramię anioła.
– Darius, uspokój się. Wiesz przecież, że cię nie winię – powiedziała delikatnie, co jeszcze bardziej go rozwścieczyło.
– Ale mnie żałujesz, a to jeszcze gorsze – warknął, ale szybko pożałował swojego tonu.
Darius spostrzegł, że po policzku Amandy ścieka łza... Speszony swoim zachowaniem, starł słoną kroplę z jej pięknej twarzy.
– Amando, przepraszam – dodał szybko, ale ona, w odpowiedzi potrząsnęła jedynie głową.
– Dariusie, ona zabiła tę dziewczynkę i złamała mój kostur – szepnęła. – Na dodatek został tam i nie możemy go nawet naprawić. W jaki sposób pokonam teraz elfy? Eirini jest potężna. Jak mam ocalić mój lud, wyswobodzić Królestwo? Nie podołam swojemu przeznaczeniu. – Pociągnęła nosem. – Zostawiliśmy też tam naszych przyjaciół i niewinnych ludzi. Ona więzi nawet małe dzieci.
Darius uśmiechnął się pod nosem, co zdziwiło dziewczynę.
– Ty nadal nic nie rozumiesz. – Ujął w dłonie twarz Amandy i spojrzał głęboko w jej chabrowe oczy, a ona znów zobaczyła w jego spojrzeniu cały wszechświat. – Amando, to był zwykły patyk.
– Ale...
– Ty jesteś źródłem całej magii. Nosisz ją w środku. Nie potrzebujesz kostura, żeby pokonać Eirini. Ty jesteś kosturem.
***
Media: Hammerfall "Second to one"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro