Gospoda
Podłoga gospody musiała lśnić. Czystość i higiena były jednymi z tych rzeczy, które Amanda stawiała sobie za punkt honoru. Niekiedy podłogę w kuchni szorowała tak intensywnie, że jej drobne, blade dłonie pokrywały się krwawiącymi ranami. Jednak za każdym razem, kolejnego dnia, po ranach nie było śladu, ani jednej małej blizny. Matka dziewczyny, nigdy nie mogła się temu nadziwić.
Amanda oparła się na kiju miotły, przetarła wierzchem dłoni spocone czoło i rozejrzała się po kuchni. Zadanie spełnione. Kuchnia świeci czystością. Dziewczyna ściągnęła szmatę z miotły, wykręciła ją i rozwiesiła na brzegu wiadra. Całość odstawiła do kąta. Mogło się jeszcze przecież dzisiaj przydać. Następnie umyła dłonie, złapała za tacę z czystymi, glinianymi kubkami i, trzymając ją na jednej ręce, otworzyła drzwi prowadzące do głównej sali gospody, gdzie jak zwykle panował gwar i szum. Gospoda wypełniona była sporym tłumkiem klientów, głównie stali bywalcy. Rzadko kiedy w te strony zapuszczali się nowi ludzi. To raczej stąd wszyscy wyjeżdżali.
Odłożywszy tacę na blacie baru, Amanda złapała swój fartuszek wiszący na ścianie koło drzwi i sprawnie przewiązała go w pasie. Rozejrzała się z uśmiechem po sali. Uwielbiała to miejsce. Było jej domem od dziesięciu wiosen, tu się wychowała i kochała tu pracować. Przez wiele lat, kiedy była małym dzieckiem, tułały się z mama od miasteczka do miasteczka. Mama Amandy, Rilla chwytała się najróżniejszych prac, zawsze uczciwych i zawsze mało płatnych. Pewnego dnia trafiły w te okolice i tutaj Rilla poznała Simona, który nie czekając długo oświadczył się jej, a dla Amandy stał się ojcem, jakiego nigdy nie miała. Zamieszkały razem z nim i zaczęły pomagać mu w prowadzeniu gospody, której był właścicielem. Miejsce to miało dość pechową nazwę: „Pod złamanym zębem". Rozbawiła ona Amandę i jej mamę do łez. Rilla zmieniła ją i od tamtego czasu gospoda nazywała się: „Pod skrzydłem anioła". Wprowadziła swoją domową kuchnię i tak interes rozkręcił się na dobre, a klientów nigdy nie brakowało. Pomieszczenia na piętrze zagospodarowały na pokoje do wynajęcia, jednak te wzięcia nie miały, ze względu na małą ilość przejezdnych.
Sielanka nie trwała długo. Pięć wiosen temu Simon zachorował i zmarł. Rilla, choć zrozpaczona po śmierci mężna, postanowiła, że poprowadzi gospodę sama, ponieważ to było jedyne miejsce, gdzie czuły się jak w domu. Miały dach nad głową oraz wyrobioną reputację. Już nigdy więcej nie musiały biedować.
Było już po porze obiadowej, więc teraz, goście odwiedzający gospodę, zamawiali głównie piwo lub miód pitny oraz przekąski. Amanda upewniła się, że nikt nie siedzi przy pustym stoliku, gdy w samym kącie sali dostrzegła nową postać. Mężczyzna przy stole zsunął właśnie kaptur z głowy, a jego ciemne włosy rozsypały się na szerokich ramionach. Dziewczyna złapała ścierkę oraz jedną z tac leżących na blacie kontuaru i zamaszystym krokiem ruszyła w stronę przybysza. Każda nowa osoba wzbudzała w niej ciekawość i tak było tym razem.
Mężczyzna nie widział nadchodzącej dziewczyny, ponieważ wzrok miał utkwiony w karcie dań i napojów. Amanda była bardzo dumna z tych kart. Własnoręcznie wypisała każdą, znajdującą się na sali. Sztuki pisania nauczył ją Simon. On był dobrym nauczycielem, a ona pojętną uczennicą. Pomimo tego, że w okolicy mało kto potrafił czytać, Amanda uwielbiała tworzyć te karty, a każda ozdobiona była identycznymi ornamentami.
– Co podać? – spytała, kiedy znalazła się przy stoliku.
Już miała przetrzeć stół ścierką, którą trzymała w dłoni, lecz jej uwagę przykuł leżący na nim miecz. Jego ostrze ukryte było w skórzanej pochwie, ale to rękojeść tak bardzo zainteresowała Amandę. Była przepięknie zdobiona złotem, a w głowicy znajdował się zielony kamień. Dziewczyna wpatrywała się w niego tak intensywnie, że miała wrażenie, jakby miecz zaczął do niej przemawiać. Nie. Zaczął do niej wyśpiewywać pieśń, która ją zahipnotyzowała.
– Dziewczyno! Prosiłem trójniaka i danie dnia.
– Mhm, tak już podaję. – Głos przybysza wyrwał Amandę z zamyślenia. Z trudem przeniosła wzrok z rękojeści na mężczyznę. Jednak uśmiech ani na moment nie zszedł z jej twarzy.
Kiedy tylko jej wzrok spotkał się ze wzrokiem klienta, znów doznała dziwnego uczucia. Jego oczy. Przez ułamek sekundy miała wrażenie, że patrzy w bezkresne niebo, pełne gwiazd. Ocknęła się i przyjrzała mu. Był całkiem przystojny, wyglądał na jakieś trzydzieści wiosen. Chociaż nie do końca była pewna, czy potrafi prawidłowo ocenić jego wiek.
Twarz mężczyzny nie wyrażała żadnych emocji, a jego wzrok był zupełnie bez wyrazu, ale czuła, że nagle zaczął się jej bacznie przyglądać. Kiedy poszła przygotować jego zamówienie, a nawet, kiedy już przecierała pozostałe stoliki albo wesoło gaworzyła z innymi klientami, jego wzrok cały czas podążał za nią. Amanda była do tego przyzwyczajona. Zdarzali się klienci, którzy przychodzili tu właśnie po to, żeby nasycić swoje oczy jej widokiem. Nie przeszkadzało to jej, dopóki zachowywali się grzecznie i zamawiali dużo jedzenia oraz picia, a potem zostawiali spore napiwki. Jednak tym razem dziewczyna czuła się inaczej. Była skrępowana.
Nowy przybysz prawie w ogóle nie tknął zamówionego jadła. Za to wypił cały kufel miodu i prosił o jeszcze dwie dolewki. Amanda była pewna, że miód powinien już uderzać mu do głowy, ale kiedy wstał i podszedł do baru, żeby uregulować należność, wydał się zupełnie trzeźwy. Rzucił na blat pięć złotych monet. Rilla otworzyła usta ze zdziwienia.
– Panie, nie jestem pewna, czy będę panu w stanie wydać. – Zaśmiała się.
– Nie chcę reszty – odpowiedział gburowato. – Macie może tu jakieś pokoje do wynajęcia?
– Tak się składa, że mamy. – Rilla była uradowana możliwością dodatkowego zarobku. Tak rzadko ktoś chciał nocować w ich gospodzie. – Córka pana zaprowadzi. – Skinęła głową w stronę Amandy.
Dziewczyna po raz kolejny posłała gościowi swój najlepszy uśmiech i ruszyła po schodach. Mężczyzna szedł tuż za nią, ściskając w ręce miecz, a Amanda znów poczuła się nieswojo.
– Mieszkacie tu zupełnie same? – Usłyszała nagle głos, tuż za sobą.
– Nie. – Szybko odpowiedziała. – Mieszka z nami jeszcze Edwar. Jest naszym pomocnikiem.
– Nie widziałem go dzisiaj.
– Pojechał załatwić rozmaite sprawy w miasteczku. Niebawem wróci.
Każdej innej dziewczynie te pytania wydałyby się podejrzliwe, ale nie Amandzie. Miała niezwykły dar ufania każdemu, nawet zupełnie obcej osobie. Mama powtarzała, że kiedyś ją to zgubi, ale Amanda nie potrafiła być podejrzliwa czy nieufna. Naiwnie wierzyła, że nigdy nie spotka jej nic złego, a ludzie nie mogą być do cna źli.
– To pana pokój. – Otworzyła drzwi, znajdujące się z prawej strony korytarza. Weszła do środka, jako pierwsza. Uchyliła okno wychodzące na podwórze. Strzepnęła pościel rozłożoną na łóżku.
– Trochę tu duszno. Dawno tu nikt nie nocował – wytłumaczyła i skierowała się do drzwi.
Nagle mężczyzna złapał ją za rękę i chwilę przytrzymał. Amandę przebiegł dreszcz po całym ciele.
– Dziękuję – powiedział jedynie, wpatrując się uważnie w jej oczy, po czym poluźnił uścisk.
– Dobrej nocy – odpowiedziała pospiesznie i wyszła z pokoju.
***
Media: HammerFall "Threshold"
Łapki w górę, czy jest tu jeszcze ktoś, kogo ta historia może zainteresować!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro