Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Pchnęła drzwi i wyszła na balkon. Kamień nagrzał się od porannych promieni i teraz przyjemnie grzał ją w gołe stopy. Zostawiła za sobą gwar i harmider panujący w komnacie i podeszła do balustrady. Na chwilę zamknęła oczy, wystawiając twarz do słońca. Przyjemny wiatr, zapowiadający nadchodzące lato, smagał jej prostą sukienką.

Lubiła tę atmosferę i odgłosy zamku tętniącego życiem. Jednak, gdy potrzebowała chwili wyciszenia, wychodziła na ten balkon i patrzała w niebo... Oczywiście jeśli akurat słońce nie świeciło jej w oczy.

Spojrzała w dół. Ponieważ balkon znajdował się bardzo wysoko, miała stąd idealny widok na cały zewnętrzny dziedziniec, gdzie również panował niemały ruch. Wszyscy mieszkańcy zamku byli zaangażowani w przygotowania do wieczornego przyjęcia. Nadjeżdżały też wozy z towarami lub karoce i powozy z zaproszonymi gośćmi, także z tymi z innych krain. Wszyscy musieli przyznać, że odkąd Amanda zasiadła na tronie, do Królestwa powrócił dobrobyt godny czasom panowania króla Adama i królowej Margot, jej rodziców. Handel oraz stosunki między Królestwem a pozostałymi krainami kwitły. Nikt nie mógł narzekać na brak zajęcia, czy też biedę.

Amanda nie miała pojęcia, jak udało jej się tak szybko odbudować Królestwo zniszczone przez elfy, ale była pewnie, że to zasługa osób, które ją wspierały na każdym kroku, a także dzięki pracowitości jej poddanych.

Dzięki temu mogli dziś świętować. Jak co roku.

To już sześć wiosen minęło odkąd pokonali elfy w wielkiej bitwie i odkąd wygnali je z Królestwa raz na zawsze.

Sześć wiosen, odkąd Amanda po raz ostatni widziała Dariusa...

I choć mieli co świętować, zwłaszcza że przyjęcie było jednocześnie powiązane z urodzinami królowej, to sama Amanda nigdy nie potrafiła w pełni radować się tym dniem. Co roku odczuwała pustkę, wyrwę w sercu, którą pozostawił anioł. Jej anioł stróż.

Nie potrafiła nic na to poradzić. Wiedziała też, że już nigdy nikogo tak nie pokocha. I jak do tej pory tak się właśnie stało. Nikt nie mógł wypełnić tej pustki, czy też zając miejsca Dariusa.

Mimowolnie wzrok Amandy odnalazł w bocznych ogrodach postać Edwara, który miał dopilnować bezpieczeństwa podczas dzisiejszych uroczystościach. Tymczasem przechadzał się z jedną z dwórek alejkami wśród zieleni. Amanda nie umiała już zliczyć, która to była z kolei. Młodych, niezamężnych dziewczyn nie brakowało na zamku, każda chciała służyć królowej. A w dzień taki jak ten dodatkowo przybywały panny spoza Królestwa. Przez te sześć lat przewinęło się ich naprawdę sporo u boku Edwara.

Amanda poczuła ukłucie w sercu. Dziwną gorycz. Jednak sama była sobie winna, dając do zrozumienia Edwarowi, że jest dla niej jak brat. Od tego czasu już nigdy nie wrócili do tematu, ale najwyraźniej rycerz wziął sobie do serca słowa Amandy, a w ich relacjach zapanował zdecydowanie większy dystans. Czasami zastanawiała się, czy dobrze zrobiła nie dając szansy uczuciu Edwara. Może jednak byłaby wstanie go pokochać? Na pewno nie tak, jak Dariusa, jednak był jej przecież bardzo bliski...

Czasami Amanda czuła się naprawdę samotna, mimo otaczających ją ludzi.

– On chyba się nigdy nie ustatkuje. – Usłyszała tuż obok.

Wzdrygnęła się, jak dziecko przyłapane na złym uczynku, ale szybko odzyskała rezon i posłała szeroki uśmiech Danai. Półelfka stanęła przy balustradzie, a jej wzrok podążał za Edwarem i jego towarzyszką, którzy po chwili zniknęli z ich pola widzenia w głębi ogrodu.

– Naprawdę, mógłby już podjąć decyzję i poprosić którąś o rękę. – Danai zerknęła ukradkiem na Amandę, jakby czekając na reakcję królowej. – Już najwyższy czas, żeby spłodził dziedzica, czy coś.

– Obawiasz się, że twoja córka nie będzie się miała z kim bawić na królewskim dworze? – spytała zaczepnie Amanda, próbując też zmienić temat.

Odwróciwszy się w stronę przyjaciółki, delikatnie położyła dłoń na jej już dość wyraźnie widocznym brzuchu. Zeszłego lata Corey i Danai wzięli ślub, a teraz spodziewali się dziecka. Krew maga wymieszana z krwią elfa, to mogła być ciekawa mieszanka. Dziecko zdecydowanie będzie obdarzone mocą. Amanda odczuwała to już teraz, dzięki swojej magii. Podobnie jak to, że będzie to dziewczynka.

– Obawiam się raczej, że jeśli nie założy rodziny i nie doczeka się dziecka, to zgorzknieje jeszcze bardziej i już całkiem nie będzie się dało z nim wytrzymać. – Danai przewróciła oczami. – Ty, Amando też powinnaś to zrobić – dodała.

– Co? Bać się, że Edwar zgorzknieje na starość? – spytała, udając, że nie wie, o czym mówi przyjaciółka.

– Dobrze wiesz o co mi chodzi – prychnęła Danai. – Pora pomyśleć nad założeniem rodziny.

– Nawet nie zaczynaj. Powtarzasz mi to co roku.

– Ponieważ co roku do zamku zjeżdżają wysoko urodzeni młodzieńcy, którzy tylko czekają, aż wybierzesz jednego z nich.

Amanda rzuciła Danai karcące spojrzenie. Od kiedy ona zrobiła się taka pyskata i zadziorna? Zmieniła się bardzo przez te sześć wiosen. Z wystraszonej, aczkolwiek walecznej półelfki, przemieniła się w silną, pewną siebie kobietę. Zawsze stała u boku Amandy i doradzała w każdej sprawie. Przekazała jej wszystko, co wiedziała o Królestwie, choć sama wiele musiała się jeszcze nauczyć. Amanda mogła zawsze na nią liczyć, ale była też jedną z nielicznych osób, które potrafiły królowej powiedzieć w żywe oczy prawdę, której ona nie chciała słyszeć.

– Dobrze wiesz, że tego nie zrobię – zapewniła Amanda, cofając rękę z brzucha Danai.

– Tron potrzebuje następcy.

– Trudno. Najwyżej wybierzemy go w inny sposób. Może magia sama zadecyduje. – Wzruszyła ramionami.

Danai pokręciła głową.

– A może jednak dałabyś szansę Edwarowi...

To była nowość. Jeszcze nigdy do tej pory Danai nie odważyła się czegoś takiego zasugerować Amandzie.

– O czym ty...

– Przecież dobrze wiem, co on do ciebie czuje – przerwała jej. – Wiem to już od dawna i jestem pewna, że nic się w tym względzie u niego nie zmieniło. Te wszystkie kobiety, to tylko na pokaz.

– Danai – Amanda pokręciła powoli głową – wiesz dobrze, że nie mogę...

– Przecież Darius może już nigdy nie wrócić... – Półelfka urwała w połowie zdania, widząc minę królowej. Gdy tylko wypowiedziała imię anioła, powietrze wokół nich zgęstniało. Poczuła także na skórze lekkie wyładowania magii. Cofnęła się o krok. – Przepraszam, Amando, nie powinnam była tak naciskać.

Atmosfera między nimi zelżała, a magia opadła. Amanda nie zdążyła jednak nic powiedzieć, ponieważ na balkon wyszła Rilla.

– Tu się podziałaś! Dziecko kochane, trzeba wreszcie wybrać suknię, zacząć się przygotowywać, a wy sobie tu pogaduszki urządzacie! – Rilla próbowała zachować poważny ton, ale jej oczy i tak były roześmiane, a spojrzenie pełne ciepła.

Odkąd Rilla przybyła na zamek, stała się takim dobrym duchem tego miejsca. Zawsze pogodna, zawsze uśmiechnięta. Była szczęśliwa, że jej córka przeżyła spotkanie z elfami i to było dla niej najważniejsze. Szybko się zadomowiła, a jej królestwem stała się zamkowa kuchnia.

– Już idę, mamo. Przecież beze mnie i tak nie zaczną. – Amanda posłała Rilli uśmiech, po czym ścisnęła lekko ramię Danai i dodała: – Wrócimy do tematu... Za rok. – Puściła do niej oko, a następnie udała się za Rillą do komnaty wybrać suknię.

***

Stała przy jednej z kolumn w sali balowej, trzymając w ręce kielich z miodem pitnym, z którego właśnie upiła łyk. Obserwowała bawiących się ludzi: Rillę rozmawiającą z Gowanem, Danai tańcząca z Coreyem, wpatrzonym w żonę jak w obrazek. Przy stole biesiadnym siedział Trevedic i radośnie rozmawiał ze swoimi synami, którzy wyrośli jak dęby. Wszyscy dobrze się bawili. Amanda również, ale była już zmęczona. Zbliżała się północ, a to był ciężki dzień – witanie gości, przemówienia, biesiada, teraz tańce. Zatańczyła już z niezliczoną ilością kawalerów. Każdy z nich próbował się jej przypodobać, czym była jeszcze bardziej zmęczona.

Ktoś stanął tuż za Amandą. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto taki. Dzięki magii widziała więcej niż przeciętni ludzie, ale i bez tego wszędzie wyczułaby energię tej osoby.

– Zatańczymy, królewno? – spytał cicho Edwar tuż przy uchu Amandy. Tylko on jeszcze tak się do niej zwracał.

Zerknęła przez ramię na rycerza.

– Mam dość tańców jak na dzisiaj. Wolałabym wyjść do ogrodów. Przewietrzyć się.

– Chodźmy zatem. – Edwar nastawił ramię, a Amandą wsunęła pod nie rękę.

Idąc w kierunku wyjścia z sali balowej, odłożyła kieliszek na stole. Wyszli wprost na kamienne patio, skąd rozpościerał się widok na ogrody. Noc była niezwykle piękna, bezchmurna, a niebo wyglądało jak czarny atłas wyszyty złotymi nićmi. Gdy podeszli do balustrady, Amanda położyła na dłonie na kamiennej powierzchni. Natomiast Edwar oparł się o nią bokiem i z góry spojrzał na dziewczynę, uśmiechając się przy tym nieco zawadiacko.

Przyjrzała się mu uważnie. Elegancko ubrany i świeżo ogolony znów wyglądał jak młodzieniec, któremu w głowie jedynie psoty. Ostatnio często nosił zarost, który dodawał mu powagi i wieku, ale nigdy nie wyglądał na swoje lata.

– Kawalerowie nie odstępowali cię dzisiaj na krok. Któryś jakoś specjalnie przypadł ci do gustu? – spytał.

– Nie. A tobie któraś panna? – odbiła zadziornie pytanie, unosząc przy tym wyżej brodę. – Obtańcowałeś chyba wszystkie niewiasty w Królestwie, jak i te poza nim.

– Gdybym cię nie znał – nachylił się nieco nad nią – pomyślałbym, że jesteś zazdrosna.

Obszedł ją dookoła i stanął tuż obok po drugiej stronę, co zmusiło Amandę do odwrócenia się do rycerza. Teraz stali jeszcze bliżej siebie.

Na niebiosa, co ja wyprawiam – pomyślała. Przecież ja z nim flirtuję.

Amanda miała wrażenie, że zwariowała. Przez tyle lat trzymała Edwara na dystans i była pewna, że uczucie, którym go obdarza nie ma nic wspólnego z prawdziwą miłością. A jednak. Prawdopodobnie był jedynym mężczyzną, do którego mogłaby poczuć coś więcej. Choć byłoby jedynie namiastką tego, co czuła do Dariusa, być może sprawiłoby, że nie czułaby się już taka samotna.

Co jeśli Darius już nigdy nie wróci? W końcu niczego jej nie obiecywał. Czy może czekać na niego w nieskończoność? Może wszyscy mają rację i w końcu będzie musiała wybrać sobie męża. A któż pokochałby ją bardziej niż Edwar?

– Nie myślałeś o tym, żeby się w końcu ustatkować? – Wypowiadając te słowa, poczuła jak zalewa ją gorąco. Już dawno nie czuła się tak skrępowana w obecności przyjaciela.

Przez twarz Edwara przemknął wyraz zaskoczenia. Ale była to tylko ulotna chwila. Uniósł kącik ust.

– Myślałem – rzucił lekko.

Edwar nachylił się jeszcze bardziej. Przez ułamek sekundy, Amanda miała wrażenie, że zamierza ją pocałować, ale on jedynie ujął w palce pasemko jej miodowych włosów i wsunął je za jej ucho.

– Jednak szukam kobiety, która obdaruje mnie prawdziwym uczuciem, a nie tylko cieniem tego, co czuła do kogoś innego – dodał cicho, a następnie złożył delikatny pocałunek na czole Amandy i ruszył z powrotem w stronę sali, gdzie nadal trwały tańce.

– Lepiej wracajmy, zanim zaczną nas szukać – powiedział przez ramię.

Amanda wypuściła głośno powietrze i przypomniała sobie, że powinna oddychać. Ależ była głupia myśląc, że Edwar będzie chciał to, co mogła mu ofiarować. Choć może przestał już żywić do niej te same uczucia, co kiedyś?

Zrobiła krok, żeby pójść w ślady Edwara, gdy nagle coś poczuła. Dziwną fluktuację magii. Jakaś fala energii przecięła powietrze. Wyczuła to wyraźnie, choć zapewne dla zwykłego człowieka było to niezauważalne. Zatrzymała się, a serce zaczęło łomotać w jej piersi, jak szalone. Ogarnął ją jednocześnie niepokój i ekscytacja.

– Królewno? – Edwar odwrócił się w jej stronę, zauważywszy, że się zatrzymała.

Uczucie niepokoju zaczęło rosnąć w Amandzie z każdą sekundą. Bardzo powoli odwróciła się na pięcie i na horyzoncie zobaczyła łunę, która traciła swój blask. Magia podpowiadała jej, że coś przybyło na ziemię, nie istota magiczna, ale na pewno też nie z tego świata.

Amanda spróbowała się skupić, licząc na to, że magia pozwoli jej wyczuć tę istotę jeszcze dokładniej. Gdy już miała zamknąć oczy, zobaczyła to – postać idącą w mroku przez ogród szeroką ścieżką między żywopłotem utworzonym przez iglaki. Zbliżała się powoli i Amanda nie potrafiła dostrzec przybysza wyraźnie, mimo tego czuła, jak serce wyrywa się z jej piersi, a ona sama drży na całym ciele.

Świat zwolnił na krótką chwilę. Amanda nie słyszała już muzyki dochodzącej z biesiady, ani nawoływań Edwara. Rzuciła się biegiem przed siebie w momencie, pokonując kamienne schody i nie zważając na mokrą od rosy trawę, gdy postać rozpostarła anielskie skrzydła.

Zdyszana zatrzymała się w odległości kilkunastu kroków od przybysza. W ciemnościach nadal niewiele widziała, nawet jego twarzy. Jednak nie musiała widzieć. Wystarczało, że wiedziało jej serce.

– Wróciłeś?

Zrobił kilka kroków w jej stronę wyłaniając się z cienia i pozwalając, żeby księżyc oświetlił jego postać. Włosy miał krótsze, w nieładzie, a na sobie spodnie i koszulę z jasnego płótna opinającą ramiona. Zza pleców wystawała rękojeść miecza. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale w jego oczach Amanda zobaczyła tę samą bezkresną otchłań, co pierwszego dnia, kiedy się spotkali.

– Długo cię nie było – dodała z wyrzutem, choć nie odpowiedział na zadanie pytanie.

– Miałem wiele do ogarnięcia – odezwał się wreszcie, a jego głos brzmiał równie nierealnie, co cała jego postać. – A tam, gdzie byłem czas płynie inaczej, ale musiałem wrócić.

– Dlaczego? – spytała, również robiąc w jego stronę kilka kroków.

– Ponieważ bez ciebie nie potrafię istnieć – powiedział cicho i wyciągną dłoń w stronę Amandy, a ona nie wąchając się już ani chwili dłużej, rzuciła się w jego ramiona.

Darius uniósł Amandę nad ziemią, jedną ręką obejmując ją w pasie, drugą zatapiając w jej włosach. Otoczył ją skrzydłami, odcinając ich od reszty świata. Dziewczyna ukryła twarz w zagłębieniu szyi Dariusa, pozwalając płynąc łzom szczęścia.

– Wróciłem więc.

– Na jak długo?

– Na zawsze – wyszeptał w jej włosy.

KONIEC

GLIWICE, 09.03.2022


***

Media: Bullet For My Valentine - Forever and always

Kochani, to już koniec historii Amandy, Dariusa i Edwara.

Pisanie jej mi zajęło aż 4 lata, więc póki co nie zabieram się za kolejną historię fantasy, chyba jednak nie idzie mi to tak, jak powinno.

Jestem jednak bardzo ciekawa Waszych opinii. Może widzicie w tej historii coś, co należałoby poprawić, może jakiś wątek rozwinąć. Dajcie koniecznie znać. 

Pozdrawiam Was gorąco i dziękuję wszystkim cierpliwym, którzy zostali z tą historią do końca mimo wszystkich perturbacji. 

Do zobaczenia w następnej historii, o ile świat się nie skończy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro