Blizny
Zgodnie z założeniem Amandy, wypłynęli po drugiej stronie jeziora, gdzie teren zrównywał się z poziomem wody. Pierwszy na brzeg wyszedł Darius i pomógł Amandzie wydostać się z wody. Mokra spódnica plątała się między jej nogami. Zdyszana Amanda odgarnęła włosy oblepiające twarz i posłała Dariusowi szeroki uśmiech, jednak on nie wyglądał na zadowolonego.
– Oszalałaś?! Mogłaś się zabić!
– Przesadzasz. – Amanda wzruszyła ramionami – Żyjemy przecież.
Wściekły Darius zaczął oglądać pakunki, które ze sobą mieli. Wszystko było przemoczone do suchej nitki, ich zwinięte płaszcze oraz zapasy jedzenia. Teraz już na pewno będzie musiał coś upolować. Rzucił tobołkami na ziemię. Spojrzał na dziewczynę. Ubranie przylegało do jej ciała niczym druga skóra. Policzki miała zarumienione od zimnej wody, a oddech przyspieszony. Wyglądała zjawiskowo do tego stopnia, że musiał od niej odwrócić wzrok.
– Stracimy pół dnia, żeby wysuszyć wszystko – warknął.
– Ale zyskaliśmy dwa dni drogi, prawda?
Zignorował jej pytanie i zaczął zbierać drobne suche gałęzie zalegające pod nogami. Miał zamiar rozpalić niewielkie ognisko, przy którym rozłożą rzeczy. Może dzięki temu uda im się to wysuszyć szybciej. Na szczęście pogoda im dopisywała. Było ciepło, ale nie upalnie.
W tym czasie Amanda podeszła do drzewa, które stało nieopodal. Powolnymi ruchami rozwiązała swój gorset, który następnie ściągnęła, podobnie jak spódnice. Obie te rzeczy zawiesiła na najniższej gałęzi. Teraz stała w samej halce sięgającej jej do kolan, oplatając się ramionami. Było jej chłodno, ale przede wszystkim czuła się prawie naga i zawstydzona. Zagryzła dolną wargę. Musiała stawić czoła swojemu wstydowi. W końcu to był jej pomysł, żeby zeskoczyć ze skarpy do jeziora.
Ponownie zwróciła się w stronę towarzysza. Darius również ściągnął swoją płócienną koszulę i rozwiesił ją na zwalonym pniu. Zdążył już uzbierać nieco gałęzi i właśnie kucał na ziemi, układał prowizoryczne palenisko, dookoła którego umieścił kilka kamieni.
Amanda przyglądała się jego ruchom. Miał idealnie wyrzeźbione mięśnie zarówno pleców jak i ramion, a jego jasna, mokra skóra mieniła się w słońcu. Jednak wzrok Amandy przykuło coś innego. Dwie, wielkie blizny na plecach Dariusa, ciągnące się równolegle po obu stronach kręgosłupa, od łopatek do połowy dolnej części pleców. Wyglądały na zupełnie świeże, jakby jeszcze do niedawna stanowiły jątrzące się rany. Każda blizna była intensywnie czerwona i wyraźnie odznaczała się na tle bladej skóry.
Amanda patrzyła w te blizny jak zahipnotyzowana. Co mogło spowodować tak wielkie rany? Jak bardzo musiało to boleć? Powolnym ruchem, niemalże bezszelestnie zbliżyła się do półnagiego mężczyzny. Kiedy już była blisko, wyciągnęła dłoń w stronę jednej z blizn. Miała wrażenie, że czas zatrzymał się na te ułamki sekund. Koniuszki jej palców oddzielały jedynie milimetry od czerwonej skóry.
Nagle Darius podniósł się gwałtownie i odwrócił, łapiąc Amandę za rękę. Zacisnął swoje długie palce w żelaznym uścisku na jej nadgarstku i przyciągnął dziewczynę do siebie z taką siła, że się zachwiała i wpadła na niego. Wolna dłoń Amandy wylądowała na umięśnionym torsie Dariusa.
Przestraszona dziewczyna czuła jak jej serce łomocze się w piersi. Nie potrafiła uspokoić oddechu. Granatowa otchłań oczu Dariusa też jej w tym nie pomagała. Jeszcze nigdy nie była tak blisko mężczyzny, zwłaszcza półnagiego.
– Nigdy więcej nie dotykaj moich pleców. Nie waż się dotykać tych blizn – wycedził przez zęby lodowatym głosem prosto w jej twarz, szarpiąc ją jeszcze mocniej, a z jej ust wydobyło się ciche jęknięcie.
Przez chwilę patrzeli sobie w oczy. Wreszcie jego spojrzenie złagodniało. Odwrócił wzrok od jej chabrowych tęczówek. Przelotnie zmierzył ją z góry na dół. Tym razem jedynie mokra halka przylegała niepokojąco do jej ciała. Przełknął głośno ślinę. Poluźnił swój uścisk, ale nie wypuścił ręki Amandy ze swojej dłoni.
– Kim jesteś? – Amanda spytała, kiedy uspokoiła nieco oddech. – Skąd masz te blizny?
Chyba nie było już sensu ukrywać prawdy przed Amandą, choć nadal obawiał się wyjawić jej wszystko. Westchnął ciężko i, wciąż stojąc blisko niej, powiedział:
– Jestem aniołem.
– Aniołem – powtórzyła po nim cicho niczym echo. To nawet nie było pytanie. Przecież to było takie oczywiste, że jest aniołem, że aż miała ochotę prychnąć z rozbawienia.
– Tak, aniołem. One istnieją podobnie jak elfy, choć w to też nie wierzysz. Zostałem zesłany, żeby chronić Królestwo oraz ciebie. Pomóc w walce z elfami.
– A te rany?
– To ślady po moich skrzydłach. Elfy odcięły mi je, po tym jak zdobyli zamek.
– Darius... – W głosie Amandy można było wyczuć mieszankę żalu oraz czułości. Przyglądała się mu uważnie tymi wielkimi oczami.
– Nie patrz tak na mnie – mruknął, ciężar jej dobroci przygniatał go. On nie zasługiwał na litość. Skrzydła. Eirini kazała mu je odciąć nie tylko dlatego, żeby go osłabić, ale również dlatego, że sam o to błagał.
Przez dłuższą chwilę zaległa między nimi cisza. Napięcie dało się wyczuć w powietrzu. Jeśli wcześniej Amanda odczuwała chłód, to teraz uczucie to zniknęło zupełnie, a jej ciało zalała fala gorąca. Chciała odsunąć się od Dariusa i jednocześnie pragnęła być jeszcze bliżej niego. Nie rozumiała, co się z nią dzieje.
Zanim jednak zdążyła zrobić cokolwiek, ich uszu dobiegł szelest od strony lasu oraz odgłos ptaków wzbijających się w powietrze. Darius odskoczył od Amandy i płynnym ruchem wyciągnął miecz z pochwy przywiązanej do jego boku, w tej samej chwili dziewczyna usłyszała za sobą jakby znajomy głos.
– Królewno, odsuń się od tego zdrajcy.
Darius złapał dłoń Amandy i przyciągnął ją bliżej siebie tak, że teraz osłaniał ją swoim ciałem. W drugiej ręce dzierżył pewnie miecz wyciągnięty w stronę przybysza, na którego dziewczyna uniosła wreszcie wzrok.
– Edwar – wyszeptała, a Darius zerknął na nią zaskoczony.
To był Edwar, mężczyzna, który pracował w gospodzie Rilli. Jednak teraz wyglądał trochę inaczej. Ubrany w skórzaną zbroję, z mieczem w dłoni i z groźnym wyrazem twarzy, Amanda ledwie go poznała, ale na pewno to był jej Edwar. Ta sama postawna sylwetka, te same blond włosy oraz przeszywające spojrzenie niebieskich oczu i przede wszystkim te charakterystyczne blizny pokrywające połowę jego twarzy. Amanda zdążyła się do nich przyzwyczaić, tymczasem wywoływały strach i wstręt w ludziach, którzy pierwszy raz spotykali się z mężczyzną. Zdecydowanie dodawały jego wyglądowi grozy, choć Amanda wiedziała, że jest dobrym, łagodnym człowiekiem. Przynajmniej do tej pory była o tym przekonana.
– Edwar? – Amanda przełamała tę pełną napięcia ciszę, która aż wibrowała w jej uszach. – Co ty tu robisz? O czym ty mówisz?
– Znasz go? – Darius zwrócił się do dziewczyny, nie odrywając wzroku od napastnika.
– Tak. To człowiek, o którym ci mówiłyśmy, pomagał nam w gospodzie.
Darius przyjrzał się jeszcze raz uważnie mężczyźnie, a następnie opuścił miecz, czym zaskoczył zarówno Amandę, jak i Edwara.
– A więc to ty jesteś Rycerzem Bez Twarzy – powiedział.
– Kim? – Amanda zerkała to na Dariusa, to na Edwara. Już zupełnie nic nie rozumiała, co tu się dzieje.
– Amando, proszę cię, odejdź od tej... – Edwar zawahał się – istoty. Jest zdrajcą. – Uniósł swój miecz jeszcze wyżej. – Widziałem go. Był w twojej komnacie, razem z tą elfką, kiedy byłaś jeszcze niemowlakiem. Stał tam z nią przy twoim łóżeczku. To on pomógł elfom dostać się do zamku. – Głos Edwara drżał.
Amanda otworzyła szeroko oczy. Skąd Edwar o tym wszystkim wiedział? Zrobiła kilka kroków odsuwając się od Dariusa, ale nie podeszła do rycerza. Darius starał się zachować spokój. Wyjaśnianie wszystkiego w tej chwili nie było mu na rękę. Zdobył już zaufanie Amandy. Nie mógł go teraz stracić.
– Dobrze wiesz, że to nie cała prawda. Musiałeś widzieć, jak walczyłem przeciwko elfom u boku króla. Widziałeś, jak zabijałem elfy.
– Gdyby nie ty, w ogóle nie byłoby ich w zamku!
– Nazywasz mnie zdrajcą, a sam uciekłeś z miejsca bitwy i zniknąłeś na osiemnaście lat!
– To nieprawda! – Edwar wydawał się coraz bardziej zdenerwowany.
– Z tego wynika, że każdy z nas zna inną wersję wydarzeń. Ciebie w Królestwie również nazywają zdrajcą, choć twój ojciec w to nie wierzy.
– Mój ojciec? – powtórzył Edwar, jego ręka dzierżąca miecz nieco opadła, a szczęka zacisnęła.
Darius nie znał imienia syna rycerza Gowana, ale gdy dostał się do zewnętrznych krain, słyszał historie o potężnym Rycerzu Bez Twarzy, jedynym ocalałym z wojny z elfami, który pracował jako najemnik. Domyślił się, że to musi być syn Gowana. Rycerz nigdy nie odnalazł ciała syna, niektórzy mówili, że widzieli, jak ucieka z zamku. Był to dyshonor dla niego i całej jego rodziny. Gowan powtarzał, że jeśli jego syn zbiegł z Królestwa, to musiał mieć ważny ku temu powód.
– Dość! – przerwała im Amanda. Spojrzeli na nią zaskoczeni. Podczas ich wymiany zdań, dziewczyna zaczęła powoli wycofywać się w stronę jeziora. – Mam dość. Nic z tego nie rozumiem. Skąd się znacie? Edwarze – zwróciła się do rycerza – przez te ostatnie lata okłamywałeś mnie i moją mamę? Wiedziałeś, kim jestem? Jak mogłeś?! Zaufałyśmy ci! Oboje mnie okłamujecie.
Amanda odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem udała się nad jezioro. Darius chciał ruszyć za nią, ale drogę zagrodził mu Edwar, który znów trzymał swój miecz wysoko.
– Nie zbliżaj się do niej! – warknął rycerz .
– Nie mam czasu na takie kłótnie. Chcesz ze mną walczyć? Pokonywałem elfy gołymi rękami, myślisz, że nie dam rady tobie? – Darius zmrużył oczy i przyglądał się swojemu przeciwnikowi. – Musimy jak najszybciej dotrzeć do Królestwa i odnaleźć kostur.
– Ona nigdzie nie idzie. To samobójcza misja. Amanda nie pokona elfów, nie posiada magii. Obserwowałem ją przez prawie pięć wiosen.
– Posiada magię, tylko o tym nie wie. Kiedy ukończy osiemnaste urodziny jej moc się rozwinie.
Edwar zaczął kręcić głową.
– Nie. Nie dam jej zginąć z rąk elfów. Zabili wszystkich, których kochałem. Zniszczyłem most i zniszczę każdą drogę prowadzącą do Królestwa. Nie pozwolę się jej tam udać.
– Idioto – warknął Darius i zrobił dwa kroki do przodu tak, że teraz milimetry oddzielały go od czubka miecza trzymanego na wysokości jego klatki piersiowej. – Za niedługo runie magiczna bariera, elfy zaatakują pozostałe krainy. Nie ochronisz Amandy ani nikogo innego!
Edwar cofnął się o krok. Nie miał o tym pojęcia. Nie znał się na magii.
– Nie wiedziałem – mruknął pod nosem.
– Jasne, że nie wiedziałeś. Jesteś tylko rycerzem, który na dobitek przez ostatnie kilka wiosen bawił się w barmana. Bariera słabnie. Nie wiem, co jest tego powodem, ale to fakt. Nie wiem ile nam czasu zostało.
– Amanda nie jest gotowa, ona o niczym nie wie.
– Nie mam czasu na jej szkolenie. Znajdziemy kostur, wtedy może magia nią pokieruje.
Edwar opuścił miecz z rezygnacją, a wzrok wbił w ziemię.
– Amanda nie poradzi sobie. To jeszcze dziecko. Jest zbyt dobra.
– Wiem, Edwarze. – Darius znów zrobił dwa kroki do przodu, modląc się duchu, żeby dziewczyna nie oddaliła się zbytnio. W sumie nie miała dokąd się udać, ale nie chciał marnować czasu na jej szukanie. – Jednak nie mamy wyjścia. Ludzie niewoleni przez elfy liczą na nią. Twój ojciec na nią liczy.
– Mój ojciec żyje? – Edwar uniósł wzrok na towarzysza.
– Tak, żyje. Przynajmniej żył, kiedy opuszczałem zamek. Pomógł mi uciec.
– Byłeś w niewoli? Gdzie twoje skrzydła? Dlaczego nie uciekłeś wcześniej i dlaczego podróżujecie pieszo?
– Nie mamy na to czasu. – Darius zacisnął pięści. – Trzeba znaleźć Amandę i jej wszystko wyjaśnić.
Mężczyzna ruszył przed siebie, ale rycerz go znów zatrzymał.
– Poczekaj. Ja ją poszukam. Rozpal w tym czasie ognisko. - Wskazał na kupkę gałęzi ułożonych przez Dariusa. - Znam ją lepiej niż ty. Może ją szybciej przekonam, żeby wróciła i nas wysłuchała.
Niechętnie, ale Darius przytaknął.
***
Media: Evergrey "Broken wings"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro