9
miłość - silna więź, jaka łączy ludzi sobie bliskich
Astrid otworzyła wolno oczy, niemal natychmiast je mrużąc z powodu promieni słońca, wpadających do sypialni. Westchnęła cicho, nawet nie siląc się, by wstawać. Miała ochotę jeszcze nieco poleżeć, więc jedynie przewróciła się na drugi bok, napotykając twarz śpiącego narzeczonego. Czkawka oddychał spokojnie, delikatnie. Astrid nie chciała go budzić, dlatego przez chwilę wpatrywała się w niego, po czym wstała szybko, lecz po cichu i zeszła na dół.
Spojrzała w stronę wiszącej na wieszaku sukni. Uśmiechnęła się sama do siebie, myśląc o jutrzejszym dniu, kiedy to wreszcie wyjdzie za mąż. I to za nie byle kogo, ale za mężczyznę, którego szczerze kocha.
Od nieszczęśliwego wypadku minęło pięć miesięcy, w czasie których zarówno ona, jak i Czkawka wzięli się w garść i spróbowali jeszcze raz. Za bardzo się kochali, by tak po prostu nagle zrezygnować. Pierwsze dni były wypełnione głównie bólem i tęsknotą, jednak następne tygodnie pokazywały, że nic nie poszło na marne. Z czasem zaczęli coraz bardziej się do siebie zbliżać, choć występowały między nimi niekiedy małe zakłócenia.
Astrid westchnęła tylko, po czym przeszła do kuchni, by przygotować małe śniadanie. Czkawka miał jeszcze sporo pracy zostawionej na dzisiaj, którą niezwłocznie musiał wykonać. Ona sama miała zająć się wraz z jeźdźcami wystrojem twierdzy. Jutro w końcu wielki dzień...
— Cześć kochanie — usłyszała za sobą jego miękki głos, a wokół talii poczuła jego silne ramiona. Musnął jej szyję ciepłymi ustami, odgarniając przy tym jej włosy.
— Cześć — odparła cicho, nie przerywając szykowania kanapek.
— Mam dzisiaj sporo pracy przed jutrzejszą uroczystością — wymruczał jej we włosy, zamykając jeszcze na moment oczy.
— Może trochę ci pomogę, co? — zapytała i odwróciła się w jego stronę. Położył dłonie na jej talii i spojrzał na nią zawadiacko.
— Jesteś potrzebna tutaj, dzisiaj przypłynie Sören, Heather pewnie też. Ja się wszystkim zajmę — odparł i chwycił jedną z kanapek, by zjeść szybkie śniadanie. Niestety nie miał zbyt dużo czasu, by usiąść z nią przy stole i rozkoszować się porankiem.
— Chciałabym przydać się na coś jeszcze. Na pewno trzeba przygotować twierdzę, najpierw na ślub, później na wesele. Wiem, że jeźdźcy już coś zaczęli...
— Ten dzień należy do ciebie, Astrid. Potraktuj go jako ostatni dzień wolności — uśmiechnął się do niej, a następnie pobiegł na górę, by się przebrać. Blondynka zaśmiała się pod nosem. Może i był to ostatni dzień jej starego życia, jednak już jutro mogła zacząć kolejne i postanowiła tę szansę w pełni wykorzystać. Czkawka wrócił chwilę później, pożegnał się z nią krótkim pocałunkiem, po czym wyszedł z domu.
*
Astrid spacerowała po wyspie, napotykając co jakiś czas wikingów, którzy życzyli jej miłego dnia. Byli zajęci przygotowaniami, ona wręcz przeciwnie. Czkawka poprosił, by została w wiosce i czekała na gości, którzy niebawem mieli dobić do brzegu. Nudziła ją ta bezczynność, ale nie wiedziała nawet do czego mogłaby się przydać. Wszystkie plany posiadał jej narzeczony, który latał niewiadomo gdzie. Wichurka szła obok niej, co jakiś czas trącając ją w ramię, wywołując tym samym uśmiech na twarzy dziewczyny. Nagle smoczyca uniosła w górę głowę, nasłuchując. Rozbrzmiał dźwięk rogu, odciągając blondynkę od rozmyśleń. Z uśmiechem na ustach pobiegła do portu, by powitać gości na pomoście.
Łódź wpłynęła do portu godzinę później. Na żaglach Astrid dojrzała skrzyżowane dwa miecze, takiego herbu używali ludzie z Vardoyi. Poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. Nie widziała Sörena tak dawno, a teraz przestraszyła się nagle, że wszystko się zmieniło. Być może nawet go nie pozna, choć minął niecały rok. Na pomost zszedł wysoki mężczyzna. Spojrzała na niego, a on uśmiechnął się i ruszył w jej stronę. Po policzkach popłynęły jej łzy, jednak podbiegła i rzuciła mu się na szyję, przytulając się do niego mocno.
— Tęskniłem za tobą — wyszeptał Sören, stawiając ją na ziemię, po czym spojrzał za siebie. — I nie tylko ja — dodał, a za nim dostrzegła jego ojca, trzymającego na rękach małą dziewczynkę. Astrid podeszła do niej i pogładziła jej policzek. Dziecko wtuliło się jednak w dziadka, wyraźnie przestraszone.
— Ciekawe jak będziemy się teraz do was zwracać, dwie Astrid to całkiem dużo — usłyszeli nagle głos Czkawki, który stał na lądzie, dopiero po chwili ruszył w ich stronę wolnym krokiem. Zmierzył przyjaciela żony wzrokiem, po czym wyciągnął dłoń w jego stronę.
— Czkawka Haddock.
— Sören Northung. A to mój ojciec — starszy mężczyzna skinął głową. — Oraz moja córka, Astrid — przedstawił dziewczynkę, która wyciągnęła rączki w jego stronę. Sören bez wahania oparł ją na biodrze i z uśmiechem dziękował ludziom, którzy pomogli mu się wypakować.
— Na pewno jesteście zmęczeni, Wandale zaprowadzą waszych ludzi do chat, a ciebie, drogi przyjacielu, umieścimy w dawnym domu Astrid — odparł wódz, a jego narzeczona spojrzała na niego i z chęcią odparła, że zaprowadzi gości. Czkawka jedynie uśmiechnął się i pożegnał po raz kolejny tego dnia z ukochaną. Blondynka popatrzyła na przyjaciela i poleciła mu udanie się za nią.
*
Wieczór nadszedł niespodziewanie szybko, przynosząc chłodny wiatr. Astrid szczelnie zamknęła okna, znajdujące się w chacie, by przyjemne ciepło nie uleciało. Usiadła następnie między Czkawką a Heather, którzy już przysłuchiwali się opowieściom Sörena. Jego malutka córeczka bawiła się na podłodze pluszowymi smokami, a Szczerbatek drzemał w kącie pomieszczenia, raz po raz obserwując czy dziecku nic nie grozi.
— Poznaliśmy się już pierwszego dnia, siedziała na pomoście. Już myślałem, że wskoczy do wody i popłynie z powrotem o własnych siłach. Wyglądała na taką zdesperowaną i zdenerwowaną jednocześnie — wyjaśnił Sören, a przyjaciele zaśmiali się. Czkawka również choć słyszał już tę historię, to jednak po raz kolejny wyobraził sobie narzeczoną.
— To wyglądało bardzo na Astrid — skomentował Sączysmark, a blondynka obrzuciła go radosnym uśmiechem.
— Przyniosłeś mi wtedy futro, mam je do dzisiaj — dodała Astrid i położyła głowę na ramieniu ukochanego. Spojrzała następnie na dziewczynkę, która z uśmiechem uniosła główkę, spotykając się wzrokiem z ciocią. Zapiszczała, próbując wstać, choć ten gest nadal sprawiał jej trudności.
— W gruncie rzeczy, tylko raz prawie udało ci się uciec — zagaił Sören, a przyjaciółka przewróciła oczami, ale zaśmiała się, przypominając sobie zabawną historię, której w zasadzie nikomu nie odpowiadała. — Mój ojciec, jak wiecie, jest żeglarzem. Astrid doskonale o tym wiedziała, a także o tym, kiedy mają wypłynąć — przerwał na moment, próbując powstrzymać śmiech. — Schowała się pod pokładem i czekała, aż w końcu wyruszą. Mój ojciec jednak zmienił nieco plany i trochę wcześniej wyruszył jeszcze na łowy, by zaopatrzyć się nieco w pożywienie. Astrid nie trafiła ze skrzynią. Była na tyle duża i głęboka, że prawdopodobnie nie zauważyli pasażera na gapę i nie krępowali się, by wrzucić tam- — nie dokończył. Zachichotał, a blondynka posłała mu mordercze spojrzenie.
— Przez tydzień wszyscy omijali ją szerokim łukiem, ze mną na czele. Nieźle dawała rybami — wybuchnął śmiechem, a Czkawka otarł łzy radości z policzków, podobnie reszta przyjaciół.
— Takim właśnie byłeś przyjacielem, a ja jedyne czego chciałam to wrócić do domu — uśmiechnęła się. Sören wyłapał jej spojrzenie i dostrzegł w jej oczach tę niepohamowaną radość, którą widywał do tej pory raczej rzadko. Dziewczyna zeszła nagle i usiadła obok jego córeczki, zajmując ją zabawą. Mała śmiała się, na co on mógł patrzeć całymi dniami.
— Ale w końcu zostałaś — westchnął i zaczął opowiadać ich dalsze przygody, choć Astrid dłużej go nie słuchała. A przynajmniej nie przede wszystkim. Zajmowała się dzieckiem, które coraz bardziej stawało się senne, jednak nikt z dorosłych, nie licząc wspomnianej blondynki, nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Astrid próbowała poukładać w głowie sobie to wszystko. Wszystkie wspomnienia powoli do niej wracały, te z Berk, tak jak i te z Vardoyi. Uśmiechnęła się na samą myśl, nagle czując lekki ciężar na swoich zgiętych kolanach. Spojrzała w dół, dostrzegając śpiącą dziewczynkę.
— Sören — szepnęła w stronę przyjaciela, który natychmiast urwał zdanie i zbliżył się do blondynki. Wziął na ręce córeczkę, a Astrid uśmiechnęła się do niego delikatnie. — Pomóc ci z nią?
— Nie, poradzę sobie, spokojnie — odparł, ale podziękował jej skinieniem głowy za pytanie. Jakoś miło mu się na sercu zrobiło.
— Dobra, my już się będziemy zbierać, trochę późno się zrobiło — powiedział Śledzik, po czym pociągnął całe towarzystwo do wyjścia. Heather również życzyła im dobrej nocy i zniknęła w swoim pokoju. Czkawka z Astrid siedzieli jeszcze chwilę przy palenisku, czekając na Sörena. Ten wyszedł z sypialni chwilę później, niosąc w dłoni pustą butelkę.
— Astrid, zanim pójdziecie, mogę zamienić z tobą kilka słów? — zapytał, patrząc przede wszystkim na Czkawkę, jakby bardziej jego pytał o pozwolenie. Ten skinął głową i obiecał, że poczeka na narzeczoną za drzwiami.
— O czym chciałeś pogadać? — zapytała, spoglądając przez niewielkie okno na Czkawkę, stał odwrócony tyłem, patrząc gdzieś w mrok.
— Jesteś pewna, że chcesz tego ślubu? — Astrid spojrzała na niego całkowicie zaskoczona. — Wiem, że to dziwne pytanie z mojej strony, ale nie chcę byś była nieszczęśliwa. Pragnę, byś miała w życiu jak najlepiej, a jeśli to nie jest odpowiedni facet to-
— Nie martw się, Sören, wiem za kogo jutro wyjdę. Czkawka był moim przyjacielem, jest moim przyjacielem i zawsze nim będzie, ale nazywanie go mężem, odkąd zostaliśmy parą było moim marzeniem. Wreszcie jutro się spełni. Dziękuję ci za troskę, Sören. To wiele dla mnie znaczy. Ponadto dobrze jest mieć takiego przyjaciela jak ty. To tak, jakbym miała brata.
— A ja młodszą siostrzyczkę — uśmiechnął się i przytulił ją do siebie.
— Sören?
— Mm?
— Mam do ciebie jednak prośbę.
— Jaką?
— Poprowadzisz mnie jutro do ołtarza?
*
Następny dzień był zlepkiem dynamizmu i pośpiechu, krzyku i śmiechu, choć tego pierwszego znacznie bardziej. Astrid mimo że nie mogła doczekać się wieczora, była tak samo przerażona. Przechadzając się po pokoju, w pięknej szaro-białej sukni, pozostawiona sama sobie, próbowała przemyśleć na spokojnie to wszystko jeszcze raz. Ciężko było jej jednak uporządkować plątaninę myśli, które z góry zalewały jej głowę, nie dając rozsądkowi dojść do głosu. Była pewna Czkawki, chciała zostać jego żoną, ale bała się, że przeszłość, kiedyś ich zniszczy. Że nagle wróci i przewróci całe ich życie do góry nogami.
— Denerwujesz się? — usłyszała nagle pytanie Heather. Nawet nie zauważyła, kiedy przyjaciółka weszła do jej pokoju.
— Tylko trochę, ale spokojnie, wszystko dobrze. Chyba nie zemdleję i nawet możliwe, że nie ucieknę — Astrid próbowała obrócić w żart sytuację, przed którą sama się postawiła. Czarnowłosa uśmiechnęła się lekko.
— Zawsze tego chciałaś. Czkawka także, więc nieco byś mnie zdziwiła, gdybyś nagle zwiała — odparła. Blondynka jedynie westchnęła i usiadła na skraju łóżka. Jej dłonie drżały z przejęcia, a w oczach pojawiły się łzy.
— Kocham go Heather, ale co jeśli znów coś nas zniszczy?
— Hej, nic takiego już nie nadejdzie. Z resztą przetrwaliście, może były upadki, ale były także wzloty. Pamiętaj, dzisiaj liczy się tylko dzisiaj. Bierzecie ślub, później tańczycie do upadłego na weselu i odhaczacie noc poślubną — pocieszyła ją Heather, a Astrid roześmiała się, słysząc koniec zdania.
— Tylko na to czekasz, co?
— No pewnie, że nie. Za kogo ty mnie masz? — zapytała, choć pytanie nie wymagało odpowiedzi. Astrid jedynie przytuliła ją do siebie.
— Dziękuję, że tutaj jesteś.
*
Czkawka westchnął głośno, wybudzając drzemiącego w kącie Szczerbatka. Ten popatrzył na przyjaciela i wstał, po czym leniwym krokiem podszedł do szatyna. Jeździec podrapał go po łuskach. Valka przygotowała mu mały posiłek, jednak nie był w stanie nic przełknąć. Denerwował się przed ceremonią. Tak długo na to czekał, a teraz bał się, że coś pójdzie nie tak. Nie miał wątpliwości, przecież ją kochał, jednak nie mógł przewidzieć jak będzie wyglądała ich przyszłość. Ostatnie miesiące minęły całkiem dobrze, choć nadal uczyli się odnajdywania własnej, wspólnej drogi.
Nagle usłyszał pukanie do drzwi, więc zaprosił ową osobę do środka. Okazała się nią Valka, która pewnie wkroczyła do pomieszczenia i usiadła na skraju łóżka, nieopodal syna.
— Tata poszedł sprawdzić, czy wszystko gotowe — powiedziała, a Czkawka skinął głową bez słowa. — Hej, coś się stało? — zapytała, patrząc na niego z troską.
— Niezupełnie, ja tylko... tak bardzo się cieszę na ten ślub. Nie mogłem się go tak bardzo doczekać, ale z drugiej strony... mam coś z tyłu głowy, jakieś głosy. Boję się, że ten nowy świat, znów osunie nam się spod nóg.
— Jeśli nie spróbujecie, nigdy nie dowiecie się, czy było warto — uśmiechnęła się do niego. Następnie wstała i przytuliła go do siebie. Cieszył się, że przy nim jest i, że go wspiera. W takim dniu jak ten potrzebował jej bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
*
— To konieczne? — zaśmiała się Astrid, gdy jej przyszły mąż zawiązał opaskę na jej oczach, całkowicie pozbawiając ją światła i piękna dzisiejszego dnia. Czkawka uśmiechnął się jedynie i musnął delikatnie jej wargi, jakby obiecując, że wszystko będzie dobrze. Zaufała mu całkowicie.
Usadowił ją na Szczerbatku, zaraz przed sobą, by móc ją asekurować i popędził smoka. Blondynka wtuliła się w ukochanego, z uśmiechem rozmyślając o ich wspólnym życiu, które już niebawem się rozpocznie. Czuła się wolna w ramionach mężczyzny, który jej wybaczył. W ramionach mężczyzny, którego chciała kochać na zawsze.
— Zaczekaj, pomogę ci — wyszeptał Sören, gdy już zeszła z siodła i próbowała ściągnąć z oczu opaskę, odsłonić od siebie mrok. Czkawka natomiast pobiegł, by zająć swoje miejsce. — Zamknij jeszcze na moment oczy — poprosił zanim całkowicie pozbył się materiału.
— Jesteś bardzo tajemniczy — zaśmiała się, ale spełniła jego prośbę. Sören natomiast stanął obok niej, rozglądając się wokół. Wszystko było idealnie wykończone. Popatrzył po zebranych wikingach, którzy już wcześniej zajęli wolne miejsca, by móc jak najwięcej wynieść z ceremonii, by poczuć tę miłość, unoszącą się wokół.
Jego dłoń drżała lekko, gdy ujmował jej własną. Czuł, że ona także się denerwuje.
— Gotowa? — szepnął. Przyjaciółka przytaknęła i uniosła powieki.
Cisza. Tego nikt z zebranych się nie spodziewał, jednak, gdy wikingowie z wodzem na czele, popatrzyli na dziewczynę, dostrzegli na jej policzkach łzy. Usta natomiast uniosła w delikatnym uśmiechu. Skinęła głową i otarła mokre od łez policzki.
Stawiała kolejne kroki w stronę narzeczonego, czując się jak w Walhalli, jakby jej stopy w ogóle nie dotykały ziemi. Dłoń Sörena była ciepła i przyjemna w dotyku, jednak wiedziała, że gdy już złączy własne palce z palcami Czkawki spełni się wszystko, o czym marzyła. Gdy stanęła przed nim, gdy wymienili się uśmiechami, poczuła jak nogi miękną jej z wrażenia, z uczucia i zaskoczenia. Nagle w tej jednej chwili jakby zapomniała o przeszłości, o tym co było, co przeminęło.
— Przetrwaliśmy — szepnęła tak, by tylko on ją usłyszał.
— Tak, my przetrwamy wszystko, pamiętaj kochanie — odszepnął i posłał jej pokrzepiający uśmiech.
W czasie ceremonii było mnóstwo łez i mnóstwo uśmiechów. Wikingowie jednak wyczekiwali najważniejszego momentu tego dnia. Pyskacz, który do tej pory prowadził uroczystość, spojrzał w stronę Czkawki, który z uśmiechem na ustach patrzył wciąż w zaszklone oczy ukochanej. Nagle wszyscy umilkli, a Astrid z zaskoczeniem obserwowała stojącego przed nią mężczyznę.
— Kochana, wiem, że to może zabrzmieć nieco banalnie i ckliwie, jednak chcę, byś wiedziała, że jesteś moim wszystkim. Moim wsparciem, szczęściem, marzeniem, moim zawsze. Obiecuję ci, teraz, tutaj, w obecności wszystkich ludzi, świadków tych słów, że nigdy nie przestanę cię kochać — powiedział cicho, jednak na tyle, by dziewczyna go usłyszała. Po policzkach spłynęły jej łzy, gdy wreszcie zapytał, czy chce zostać jego żoną. Skinęła jedynie głową, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Emocje zalały jej serce, które dygotało w przyjemnym uczuciu. W błogim spełnieniu najskrytszego z marzeń.
Złączyła ich usta w jedną całość, nagle czując, że oddalili się o miliony mil od miejsca, w którym dopiero co byli otoczeni ludźmi. Jego miękkie usta delikatnie poruszały się na jej ciepłych wargach, gdy powoli zatracali się w sobie nawzajem. Wszystko wokół przestało istnieć, otaczała ich jedynie cisza, przerywana delikatnymi uderzeniami serc, bijących jednym rytmem. I tak miało być już zawsze.
Zawsze jest tak długie, jak nieskończoność, jak wieczność, jak „po kres świata"... a miłość współistnieje, niczym najbliższa sercu osoba...
*
Uczta w twierdzy trwała już jakiś czas.
Czkawka spojrzał w stronę bawiących się wikingów, poszukując wzrokiem swojej żony. Dostrzegł ją tańczącą wraz z Sörenem, więc porzucił na moment pomysł porwania ją na krótki spacer i dołączył do ucztujących przyjaciół, zabawiających przy okazji maleńką imienniczkę jego ukochanej.
— Tego właśnie pragnęłaś? — zapytał Sören, poruszając się delikatnie w rytm melodii. Astrid spojrzała mu prosto w oczy, po czym skinęła głową. Choć zupełnie inaczej wyobrażała sobie ten ślub, tak była pozytywnie zaskoczona i nadal nie potrafiła znaleźć słów, by podziękować za wszystko Czkawce. Sprawił, że ten dzień stał się magiczny, a wszystkie dobre wspomnienia znów dały o sobie znać.
— Wreszcie znalazłam to, co ty. Szczęście — odparła i uśmiechnęła się, czując, że łzy znów napływają jej do oczu. Przypomniała sobie nagle ślub Liv. Ten pełen radości dzień. — Tęsknisz za nią, prawda?
— Tak — szepnął Sören, lecz nie pozwolił, by myśli o ukochanej kobiecie zepsuły mu świętowanie. Przyciągnął do siebie Astrid, tuląc ją przez krótką chwilę. Kołysał ją w ramionach, jak młodszą siostrę. — Cieszę się, że za niego wyszłaś.
— Teraz mam jeszcze jedno marzenie.
— Jakie?
— Żebyś został na Berk — uśmiechnęła się, patrząc na przyjaciela, niczym na brata, którego będzie potrzebować. Ten uśmiechnął się jedynie, nie odpowiadając.
*
— Gdzie mnie zabierasz? — zapytała ze śmiechem Astrid, gdy Czkawka zakrył jej oczy własną dłonią. Szli już krótką chwilę. Wyrwali się od zgiełku i wstawionych wikingów, by spędzić czas w swoim towarzystwie.
— Zobaczysz, to już niedaleko — uśmiechnął się szatyn i podprowadził żonę pod drzwi chaty. Odsłonił jej oczy, tak, że mogła wreszcie cokolwiek zobaczyć. Stali oboje przed wspólnym domem, wpatrując się w niego przez moment.
— Jesteś gotowa? Na życie przy moim boku? — spytał całkowicie poważnie, spoglądając w jej stronę. Nie musiała odpowiadać. Blask jej oczu w zupełności wystarczył.
Czkawka otworzył drzwi, a przyjemne ciepło nagle wypełniło ich oboje. Blondynka popatrzyła ukradkiem na męża i złączyła ich dłonie, uśmiechając się promiennie.
— Teraz i na zawsze — wyszeptała, a gdy ich oczy spotkały się, usta nagle wygięły w nieśmiałe uśmiechy.
— Teraz i na zawsze.
^^^
Ja nie wiem co się działo... Bardzo was przepraszam i dziękuję wszystkim, którzy wytrwali 😘 Myślę, że ostatni rozdział (epilog) pojawi się nieco szybciej 😃
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro