2
przywiązanie - uczucie sympatii i silnej więzi emocjonalnej
Wtedy
(trzy dni przed pożegnaniem)
— Kretyn — mruknęła Astrid, obserwując zalecającego się do Szpadki Sączysmarka. Siedziała przy jednym ze stołów w twierdzy razem z resztą paczki. Mieczyk roześmiał się, kiedy brunet klęknął na jedno kolano niemal błagając dziewczynę, by ta się z nim umówiła.
— Ciekawe kto go tego uczył — zagaił Śledzik, śmiejąc się z poczynań przyjaciela.
— Jak to kto? Macie tu niekwestionowanego mistrza fachu, nie Czkawka? — szturchnęła chłopaka Astrid i wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Szatyn zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. Nie tak pamiętał swoje „lekcje", które udzielił wczoraj Smarkowi, ale cóż, widocznie miał niezbyt mądrego ucznia.
— To musiało boleć — wzdrygnął się Mieczyk, kiedy Szpadka w końcu nie wytrzymała i przyłożyła z całej siły adoratorowi. Astrid roześmiała się i uśmiechnęła się w jej stronę, bliźniaczka odwzajemniła z radością ten gest.
— Co za palant — roześmiała się.
— Ale kotku... — zaczął ponownie Sączysmark, próbując podnieść się z ziemi. Szpadka jedynie przewróciła oczami.
— Przylepił się jak nic. Możesz coś na to poradzić, Astrid? — zwróciła się do przyjaciółki, która już uśmiechnęła się chytrze.
— O, nie nie nie, nie kopie się leżącego — zareagował natychmiast Czkawka, stając przed nią. Wyciągnął ramiona w jej stronę, by w razie czego ją złapać, nigdy nic nie wiadomo.
— Zaraz sam oberwiesz, Czkawka — zaśmiał się Mieczyk, rozbawiony całą tą sytuacją.
— Spokojnie, nic mi nie będzie — odparł, patrząc prosto w oczy swojej dziewczyny.
— Taki jesteś pewny? — zapytała.
— Tak — wyszeptał tylko, po czym, zanim zdążyła wykonać jakikolwiek ruch, przyciągnął ją do siebie, łącząc ich usta w spokojnym pocałunku. Astrid uśmiechnęła się delikatnie, kiedy odsunął się od niej.
— To zawsze będzie ohydne — mruknął Sączysmark, spoglądając na parę.
— Oh, zamknij się już, romantyku od siedmiu boleści — odezwała się Szpadka, po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem.
⭐️
Czkawka wyprowadził dziewczynę na zewnątrz, łącząc ich palce. Astrid nie odezwała się ani słowem, odkąd pocałowali się w twierdzy, choć minęło ponad pół godziny. Zmierzali oboje w stronę domu dziewczyny, by zabrać Wichurę na lot, bowiem Szczerbatek już dawno zauważył parę i dreptał za nimi krok w krok. Gdy znaleźli się w samym centrum wpadli na Stoicka, który uśmiechnął się na ich widok.
— Wybieracie się na lot? — zapytał, przerywając na chwilę rozmowę z jednym z wikingów. Czkawka skinął głową, mając nadzieję, że ojciec szybko odpuści i będą mogli cieszyć się tylko swoim towarzystwem.
— Mam nadzieje, że zaprosiłeś już Astrid na dzisiejszą kolację do nas — odezwał się ponownie, a szatyn poczuł nagle, że się czerwieni. Zamierzał ją zaprosić, kiedy już opuszczą Berk i spędzą trochę czasu tylko we dwoje.
— Tato! — zażenowany zwrócił się do ojca, który zaśmiał się z reakcji syna.
— No co? Może ja ją zaproszę. Astrid, masz ochotę zjeść z nami dzisiaj kolacje? — zwrócił się do blondynki Stoick, a ta uśmiechnęła się szeroko.
— Z miłą chęcią — odpowiedziała, a Czkawka pociągnął ją nagle w stronę jej chaty. Astrid roześmiała się, widząc minę swojego chłopaka, jednak, kiedy wreszcie dotarli na miejsce, stanęła na palcach i musnęła jego policzek wargami. Nie chciała, by czuł się źle.
— Chciałem cię zaprosić w jakiejś bardziej odpowiedniej chwili — odparł smutno, jednak blondynka tylko przewróciła oczami.
— Oj Czkawka, naprawdę nie potrzebuję tego — odpowiedziała, chcąc go pocieszyć. Stoick ją uwielbiał, wszyscy to zauważyli. Była piękną wojowniczką i tak naprawdę mogła wybrać każdego, a ona pokochała Czkawkę, następcę wodza Berk. Nic dziwnego, że jego ojciec się cieszył, już traktował ją jak własną córkę, jednak szatyn czasami miał wrażenie, że przesadza.
— Zasługujesz na wszystko, co najlepsze — powiedział cicho, wskakując na siodło nocnej furii i już po chwili znalazł się w świecie, gdzie nie było żadnych trosk. Ukochana dołączyła do niego, śmiejąc się głośno, z powodu rozpierającej jej radości. Wreszcie byli tylko oni. I nic więcej nie miało znaczenia.
⭐️
— Jakie to było żenujące — powiedział Czkawka, kiedy wyszli na zewnątrz. Astrid obiecał odprowadzić ją do domu, dlatego właśnie skierowali się w tamtym kierunku, idąc wolnym krokiem. Blondynka zaśmiała się, przypominając sobie kolację z ukochanym oraz z wodzem Berk. Chłopak popatrzył na nią jednak całkiem poważnie.
— To twój ojciec, przestań się tak przejmować — odparła, chcąc rozluźnić atmosferę. Czkawka jednak nie czuł się wcale lepiej. — No co?
— Nic, po prostu, głupio się czuję. Ze względu na te wszystkie tematy, które poruszał. Myślałem, że spalę się ze wstydu — przyznał, a Astrid jedynie uśmiechnęła się delikatnie. Wiedziała doskonale o czym mówił, ale postanowiła się z niego nie śmiać, a przedstawić to jedynie z jej perspektywy.
— Rozmawialiśmy po prostu o nas Czkawka, o naszym życiu. Nie ma w nim nic, czego mielibyśmy się wstydzić. Dobra, może i rozmowa o dzieciach to było dalekie wybiegnięcie w przyszłość, ale na przykład ślub. To są bieżące sprawy, o których przecież rozmawiamy. Czy ogólnie nasze wspólne plany na przyszłość — wyjaśniła, ale szatyn nadal nie wyglądał na przekonanego.
— Nie o to mi chodzi. Po prostu odniosłem wrażenie, że ci się nie podoba. Jeszcze zaczął mówić o twoich rodzicach, a oboje dość dobrze ich znamy. — Zaczął Czkawka, ale nie powiedział nic więcej. Astrid zatrzymała się nagle, widząc już własną chatę. Nie chciała jeszcze się z nim rozstawać, dodając do tego jego paskudny humor, z którym nie chciała go zostawiać samego.
— Było cudownie. Naprawdę — wyznała i cmoknęła go w policzek. Szatyn skinął głową i uśmiechnął się lekko.
— A co do tego ślubu — zagaił — to, to... ty naprawdę chciałabyś zostać moją żoną? Nie chcę, żebyś później żałowała tej decyzji. Do łatwych ona na pewno nie należy.
— Zamknij się już — zaśmiała się. — I przestań zadawać takie durne pytania. Kiedy przyjdzie czas, pobierzemy się, a później będziemy cieszyć wspólnym życiem. Będziemy nadal mieszkać na Berk, razem z gromadką naszych dzieci — powiedziała, przytulając się do niej. Objął ją w talii i cmoknął w czoło.
— Jeśli tak ma wyglądać nasza przyszłość to chyba jakoś przecierpię te wszystkie żenujące rozmowy — wyszeptał jej do ucha.
— Nie są żenujące — zaśmiała się po raz kolejny. — Są o nas — dodała.
Nie czekał już dłużej. Jego chłodne wargi, przywarły do jej własnych. Był to jeden z tych pocałunków, które Astrid uwielbiała. Wydawało się, że zapowiadał coś o wiele większego, choć nigdy nie posunęli się o krok dalej. Czkawka położył dłoń na jej policzku, pogłębiając nieco słodką czułość, której nie chcieli za nic w świecie przerwać. Nagle poczuli na sobie, z początku delikatne, krople deszczu. Między krótkimi pocałunkami, które miały w końcu zakończyć chwilę pożegnania, zauważali, że deszcze coraz bardziej się nasila.
— Wyglądasz jak mokra klucha — skomentowała Astrid, zanim weszła do domu. Czkawka roześmiał się z tego komentarza.
— Ty też.
Teraz
Czkawka wszedł do domu, czując wspaniały aromat ziół, których Stoick zawsze używał przy swoich autorskich daniach. Nie miał jednak nastroju, by próbować cokolwiek z ojcowskiej kuchni, dlatego starał się jak najciszej przemknąć do własnego pokoju. Jego matka, która kręciła się do domu, zauważyła go i uśmiechnęła się szeroko, zatrzymując go. Szczerbatek mruknął coś do niego porozumiewawczo, jakby próbując go pocieszyć, jednak Czkawka nie miał ochoty na jakąkolwiek rozmowę.
— A gdzie Astrid? — zapytała, trochę zdziwiona, że nie ma z nim dziewczyny. Przecież miał zaprosić ją na kolację.
— Nie wiem, pewnie w domu — rzucił niedbale.
— Ale przecież-
— Nie przyjdzie. Już nigdy tu nie przyjdzie! — krzyknął i wbiegł na górę, nie potrafiąc się powstrzymać. Trzasnął drzwiami, czując narastającą w nim złość. W oczach poczuł łzy, ale nie chciał płakać z jej powodu. Miał nadzieję, że gdy tylko ponownie się zobaczą to wszystko wróci do normy, a było tylko gorzej. Nie kochała go. Nadal nie potrafił w to uwierzyć.
Czuł jak ogarnia go agresja. Musiał się na czymś wyżyć, jednak nie miał ochoty na lot ze Szczerbatkiem. Zacisnął dłonie w pięści i uderzył kilkakrotnie o drewnianą ścianę, raniąc przy tym knykcie. Nie czuł jednak bólu fizycznego, jedynie ten psychiczny. Ktoś zapukał do drzwi, jednak nie zamierzał zapraszać do środka nieproszonego gościa.
— Czkawka — ktoś odciągnął go od niczemu niewinnej ściany. Młody mężczyzna zaczął się szarpać, jednak silne ramiona objęły go mocno.
— Zostaw mnie — warknął i wyrwał się. Jego rodzice popatrzyli w oczekiwaniu na syna, który nie przypominał ani trochę ich dziecka.
— Co się stało? — zapytała cicho Valka.
— A co się miało stać. Wszystko jest w jak najlepszym porządku — rzucił z ironią, nie siląc się na jakikolwiek szacunek.
— Młody, uważaj na język — przestrzegł go Stoick, krzyżując ramiona. — Co jest?
— Rzuciła mnie — powiedział tylko, czując jak załamuje mu się głos. Po raz pierwszy wypowiedział te słowa na głos, przez co stały się jeszcze bardziej prawdziwe. Spuścił wzrok, a jedyne co usłyszał to głośne westchnięcie swojego ojca. Następny krótki dialog swoich rodziców słyszał jakby wydobywał się zupełnie z innego świata. Najważniejsze było jednak to, że wyszli.
Czkawka podniósł się ciężko z łóżka i usiadł przy biurku, chcąc w jakiś sposób odgonić myśli od Astrid. Powinien był z nią porozmawiać, ale chyba oboje nie byli jeszcze gotowi. Przejrzał część listów oraz spisów, które potrzebne były mu, by przygotować się do jutrzejszego spotkania członków rady. Było to jedno z ważniejszych wydarzeń, zbliżało się bowiem lato i jak wiadomo pracy tylko przybywało. Szatyn przewertował kilka kopert. Między nimi dostrzegł jednak w połowie zapisaną kartkę. Wyciągnął ją z ciekawością i przyjrzał się słowom.
„Milady,
Minęły już niemal dwa lata odkąd rozstaliśmy się jakby na zawsze. Myślę o Tobie każdego dnia, a tęsknię coraz bardziej z godziny na godzinę. Brakuje mi Ciebie w moim życiu. Twojej osoby tuż przy moim boku. Jutro będziemy świętować rok, odkąd zostałem wodzem Berk. Nie mogę uwierzyć, że już tak długo sprawuję pieczę nad naszą wioską i ona nadal stoi cała i zdrowa. Chciałbym tak wiele Ci napisać, moja kochana, ale myślę, że nie starczyłoby mi czasu. Wiedz, że zawsze będę przy Tobie, nawet w najcięższych chwilach. Ostatnio odnoszę wrażenie, że piszesz nasze listy w pośpiechu. Mam rację? Astrid ja- "
Nie skończył go.
Przypomniał sobie nagle dlaczego. Czekał na jej list, jednak po miesiącu, nie nadszedł. Na początku myślał, że to ze względu na to, że do niego płynęła i żaden list nie był w stanie opisać ich spotkania po dwuletniej rozłące. Teraz jednak niemal był pewny, że nawet gdyby mogła go napisać, to nie wiedziałaby jak. Być może nie chciała go okłamywać. Może miała rację, może nie zasługiwali już na swoje zawsze, które do tej pory tak dogłębnie starali się utrzymać.
Czkawka jednak wiedział, że ilekroć stara się ją wyrzucić z pamięci, to nie potrafi tego zrobić. Ona zawsze była i zawsze będzie dla niego częścią życia. Miał jeszcze nadzieję, że słowa, które wypowiedziała są zwykłym kłamstwem, że wszystko jeszcze jakoś się ułoży.
Przywiązał się do niej tak bardzo, że aż go to przerażało. Nie wiedział jak sobie poradzi, wiedząc, że mieszkają teraz na jednej wyspie i nie mogą być razem. Postanowił, że na razie poczeka jak rozwinie się sytuacja, być może później postara się znów wszystko naprawić.
Wrzucił niedokończony list do niewielkiego paleniska i spojrzał przez okno w stronę wioski. W mroku nocy nie dojrzał nikogo, jednak wiedział, że gdzieś tam znajduje się ukochana. jego całe życie.
— Odległość nas zniszczyła, Astrid. Ale teraz, choć jesteś zaraz obok, czuję się tak, jakbyśmy zamieszkiwali dwa końce tego samego świata — wyszeptał, czując jak do oczu napływają mu łzy. Nie zamierzał ich jednak powsrzymywać. Pozwolił sobie na chwilę słabości.
Był sam.
Upadł, przywiązując się za mocno do kogoś, kto przestał go kochać...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro