one
Mystic Falls, Stan Virginia, Salvatore Boarding School
-Hayley, hej. - westchnął Alaric i objął kobietę.
-Hej... Co znowu Hope zrobiła?
-Elijah z amnezją był w mieście... Kiedy Matt go zauważył, zadzwonił do mnie, ale było za późno... Ktoś znowu kpił z Klausa, wkurzył ją i ona nad tym nie zapanowała... Dobrze, że to był wampir.
-Gdzie ona jest? - spytała hybryda. - A co najważniejsze, czy Elijah jest już daleko?
-Matt go wypędził. Inaczej się nie dało, nie chciał nam wierzyć. A Hope jest z Lizzie... Może przyjaciółkami to one nie są, ale Lizzie wie najlepiej, jak się opanować po takim czymś.
-Dziękuję, Rick.
••••••••••••••••••••••
-Dziękuję, Lizzie.
-To nic takiego. Wiem, jak to jest nie panować nad mocą w szale...
-To wszystko przez wujka Elijah... Nie powinno go tu być. - westchnęła Hope.
-Wiem, że nie jesteśmy w najlepszych stosunkach, ale... Może dałoby się to zmienić?
-Lizzie, to mega miłe, ale...
-Ale nie, czaję - powiedziała blondynka i wstała.
-Wszyscy kpią ze mnie, bo jestem córką Klausa Mikaelsona. Myślisz, że co by się stało, gdybym miała przyjaciół? Wiem, że dla ciebie liczy się zdanie innych...
-No i? Razem damy radę, Hope, tylko się otwórz.
-Spróbuję - uśmiechnęła się starsza.
-Hope. - nastolatka usłyszała głos swojej mamy. - Na jakiś czas musisz wrócić do domu...
-Świetnie. - dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie.
-Chodź, tata czeka pod miastem.
-Uh, serio szeryf ma problem, żeby przyjechał tu tylko na parę minut?
-Tak, już wcześniej kazali ci się spakować?
-Na wszelki wypadek. Pa, Lizzie. - Hope uśmiechnęła się do młodszej.
-Do zobaczenia, Hope.
Nowy Orlean, Stan Luizjana, Posiadłość Mikaelsonów
-Freya. - młoda Mikaelson uśmiechnęła się i objęła ciotkę.
-Hej, Hope. Kol mówił, żebyś zadzwonila, jak już będziesz.
-Okej. Tato, mamo, idę do pokoju.
-Jasne, księżniczko. - uśmiechnął się Niklaus. Miał szczęście, będąc jej ojcem. Zmieniła go na lepsze, pokazała co to naprawdę jest miłość. Cieszył się, że mógł ją wychowywać razem z Hayley, która niedawno wskrzesiła swojego męża za pomocą Hope, przez co znowu mieszka w tym mieszkaniu na przeciwko.
Klaus już na ślubie Hayley, widząc ją w sukni ślubnej, poczuł ukłucie w sercu, ale zignorował to, bo potrzebował kogoś, kto będzie bronić jego córki, gdy go nie będzie.
Dzisiaj żałuje, że nie pomógł Eilijah przekonać kobiety do zmiany decyzji o ślubie. Sam chciałby składać z nią przysięgę, powiedzieć, że nie opuści jej aż do śmierci, ale jedyne co zrobił, to powiedział Jacksonowi, że jeśli kiedykolwiek, jakkolwiek skrzywdzi Hayley, on po prostu go zabije.
-Klaus, słuchasz mnie? - z zamyśleń wyrwał mężczyznę głos ukochanej.
-Wybacz, zamyśliłem się. Mogłabyś powtórzyć?
-Jackson chciałby zabrać mnie i Hope do Nowego Jorku. Wiem, że tam jest Rebekah, ale za tydzień z Marcelem lecą na Hawaje i-
-Jeśli Hope chce, to czemu nie, mały wilczku? Chociaż ostatnio słysząc imię twojego męża Kol przez telefon świadkiem był, że rozwaliła cały pokój, a później magią go naprawiła. - przerwał mężatce Klaus. - A teraz wybacz, muszę wyjść. Freya rozmawia sobie z dziewczyną, więc jakbyś mogła, zostań, dopóki nie wrócę.
-Jasne.
Pokój Hope, w tym samym czasie
-Więc słyszałem, że moja ukochana bratanica wpadła w szał. - zaśmiał się Kol, popijając sobie francuskie wino.
-To nie zabawne Kol, o mało go nie zabiłam... Lizzie pomogła mi się uspokoić.
-Eilizabeth Saltzman? Nieźle, to ostatnia osoba, o której bym pomyślał.
-Przed nią próbował Jeremy Gilbert, ale to mnie jeszcze bardziej rozjuszyło, bo jak nigdy nie myślałam, że on cię zabił, tak w tamtej chwili naprawdę tylko to siedziało mi w głowie.
-Ten mały...
-Raz jak Davina po mnie przyjechała, bo ty wyjechałeś, więc pojechałam z nią do was, to dała mu popalić.
Pół roku temu, Mystic Falls, Stan Virginia, Salvatore Boarding School
-Przepraszam, gdzie jest pokój Hope Mikaelson? - gdy mężczyzna się odwrócił, Davina z automatu zaczęła wywoływać u niego silny ból głowy. Kiedyś jak Kol spał, zajrzała do jego umysłu, była ciekawa kto zabił Kola po raz pierwszy. To był on. Wszędzie go pozna. To Jeremy Gilbert.
-Davina? Davina, przestań! Zabijesz go! - kobieta usłyszała krzyk Hope.
-On zabił Kola!
-Już dawno temu, tak? Puść go. Finn zrobił to po raz drugi, a Marcel niemalże po raz trzeci, a popatrz, oszczędziłaś go. - gdy dziewczyna przestała, na miejsce dobiegł Alaric.
-Co tu się dzieje?!
-My już pójdziemy, dr. Saltzman.
-Hej. - do pokoju weszła Elena.
-To chyba żart. - powiedziała Hope.
-Ona się tylko przyglądała!
-Spokojnie, już. - powiedziała Hope.
Obecnie, Nowy Orlean, stan Luizjana, Posiadłość Mikaelsonów
-Do tej pory Jeremy nie chce słyszeć o Davinie. - zaśmiała się nastoletnia trybryda.
-Bo jest Mikaelsonem.
-I potężną czarownicą. - Kol parsknął śmiechem na słowa bratanicy.
-Racja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro