☔ pewnego razu w londynie ☔
Harry nie miał się za nieśmiałego, a raczej wręcz przeciwnie, zazwyczaj ciągnął do ludzi jak mucha do lepu, jak ćma do światła, jak Harry do nowej części Call Of Duty – słowem, był zafascynowany ludźmi i interakcjami, które między sobą przeprowadzali. Dlatego też dziwił się samemu sobie, że w reakcji na prośbę Pauline jego żołądek jakby się skurczył, zmalał, zawiązał w supeł i ani myślał wrócić do stanu pierwotnego, który umożliwiłyby funkcjonowanie; Harry zastanawiał się też, skąd w jego żołądku wzięły się motyle – fakt faktem, miał jednego wytatuowanego na brzuchu, ale to metafora, Harry wcale nie chciał motyli w brzuchu, to parodia.
Mimo wszystkich jawnych objawów zezwierzęcenia, Harry był niesamowicie podekscytowany ofertą Pauline, ale jednocześnie bał się, że za słodką Pauline kryje się nieco mniej słodki Paul; Harry był bardzo tolerancyjny, ale bądź co bądź, na tym etapie życia jednak wolał płeć przeciwną, więc ów słodki – lub mniej – Paul nie brzmiał zachęcająco.
- Tej, Anglik – wrzasnął menager, ocierając pot z czoła. – Ogarnij się i na frytkę, dalej!
Harry porzucił myśli o słodkiej Pauline i mniej słodkim Paulu na rzecz ustawienia wszystkich termometrów i innych parametrów, których owa „frytka” wymagała. Jeśli ktoś by w tamtym momencie spytał Harry’ego, czy lubi swoją pracę, najbardziej prawdopodobną odpowiedzią byłoby wzruszenie ramion, ponieważ Harry lubił swoją pracę, ale nie wtedy, gdy musiał smażyć frytki w otoczeniu nieustannych „Dwieście sekund, no dlaczego nie ma frytek, DWIEŚCIE sekund powiedziałem!” czy również „Niech mnie ręka boska broni przed postawieniem Anglika na frytce, rany boskie, co za skaranie z tym imbecylem.”.
Harry jeszcze nie zdecydował, który okrzyk denerwował go bardziej od drugiego; jedna strona mózgu skłaniała się ku drugiemu, bo bądź co bądź, mieszanie jakiegoś Boga w sprawę frytek było nie na miejscu, nawet z agnostycznego punktu widzenia Harry’ego, jednak owe dwieście sekund, które ciągnęło się dobre cztery minuty również nie było zbyt przyjemne.
Kiedy zmiana w końcu dobiegła kresu, Harry z radością zrzucił z siebie fartuch i pożegnał się ze współpracownikami – to był jego ostatni dzień jako pracownika restauracji serwującej szybkie jedzenie, gdyż jego uniwersyteckie wakacje dobiegały końca, a bądźmy szczerzy, po robocie, którą wykonał w Stanach należał mu się chociaż naparstek odpoczynku.
Dlatego Harry nieśpiesznie skierował się do swojego lokum, po drodze kupił kilka pamiątek, obiecanych rodzinie, kuzynom i innym krewnym królika, by w końcu znaleźć się w domu i zasiąść przed ekranem laptopa.
Harry czuł dość silną pokusę zrobienia małego dochodzenia w sprawie słodkiej Pauline, jednak wiedział, że bez jej nazwiska za wiele nie zdziała; nie miał nawet jej numeru IP (przy czym słowo „nawet” jest użyte specjalnie – Harry to student informatyki), nic, zero. Z ciężkim westchnieniem pokręcił głową, wybrał jedną z wielu playlist w programie iTunes, po czym zabrał się do odpowiedzi na list.
Cześć,
zastanawiam się, co Cię skłoniło do zaproponowania spotkania. I to nie jest tak, że nie chcę, po prostu jestem ciekawy, ciekawość to jedna z moich mniej fajnych cech, chociaż nie wiem, czy poznałaś te fajne; czy ja je mam? Pewnie tak, każdy ma.
Tak czy inaczej, do Londynu wracam w przyszłym tygodniu, może wtedy będziemy mogli się umówić i rozprawić się z walizkowym problemem. Na tej małej karteczce, którą włożę osobno, zapisałem mój numer telefonu w razie jakichkolwiek pytań.
Trzymaj się,
Harry.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro