Rozdział Szósty
Od dobrych trzech dni leżałem w łóżku, odpoczywając i powoli regenerując się. Zayn kilka razy na dobę przychodził i sprawdzał mój stan. Nie pokazywał po sobie żadnych emocji i prawdę mówiąc wydawał mi się dziwny. Jego zachowanie niepokoiło mnie, ale czy powinien się dziwić? Przecież tyle razy sprawiano mi ból, więc nie wiem ile musiano by zrobić, bym komukolwiek zaufał. Poza tym sam zaznaczył, że ewidentnie czegoś ode mnie oczekuje. Nie wiedziałem czym mogło to być, dlatego czułem się jeszcze bardziej niepewny.
Kiedy musiałem skorzystać z łazienki, podniosłem się powoli z łóżka. Na mojej twarzy pojawił się grymas, ponieważ wciąż czułem ból, choć z pewnością był mniejszy niż na początku. Mulat dawał mi silne leki przez dwa pierwsze dni, potem dostawałem zwykłe tabletki przeciwbólowe i specjalne witaminy, które powinny pomóc mi w szybszym stanięciu na nogi. Mimo tego jak bardzo był dziwny czy przebiegły, jednak mi pomagał i to tak naprawdę powinno się liczyć. Dzięki niemu żyję i póki co nie muszę martwić się tym, że Owen zabierze mnie stąd w najbliższym czasie. Byłem schowany tutaj, przy Zaynie i nawet jeśli nie ufałem mu do końca, czułem się w pewnym stopniu bezpiecznie. Wśród mnóstwa drzew i zwierząt, u niego w domu. I mimo że mogli mnie namierzyć, wiedziałem, że mulat mnie ochroni.
Wyszedłem najciszej jak potrafiłem z pokoju i udałem się na koniec korytarza, do kolejnych białych drzwi, za którymi znajdowała się łazienka. Zapaliłem światło, trzymając dłoń na szyi. Rana na nich chyba najwolniej się goiła i bolała najbardziej.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu, nie umknęło mi moje marne odbicie w lustrze. Wciąż moja skóra pozostawała blada, ale naprawdę czułem się znacznie lepiej. Byłem bardziej rozluźniony, a do tego zaczynałem powoli otwierać się przed otoczeniem.
Po załatwieniu potrzeby fizjologicznej podszedłem do umywalki, na której oparłem ręce, przenosząc na nie ciężar ciała. Ponownie wpatrywałem się w siebie w tafli lustra, potem jednak odkręciłem kran i przemyłem szybkimi dwoma ruchami twarz. To dało mi trochę ożeźwienia.
Opuściłem wnętrze łazienki, zamykając za sobą drzwi z cichym trzaskiem. Uniosłem głowę i wzdrygnąłem się, widząc przed sobą Zayna. Przyjrzał mi się dokładnie, by następnie rozciągnąć twarz w uśmiechu.
— Przestraszyłeś mnie — powiedziałem cicho, spuszczając wzrok na jego klatkę odzianą koszulką Metalicy. Pasował mi na osobę, która słuchała czegoś takiego. Był zazwyczaj ponury i potrafił nieźle nastraszyć, ale pomimo tego nie wydawał się tak bardzo zły.
— Widzę, że od wczoraj jest z tobą naprawdę dobrze — mruknął, podchodząc jeszcze bliżej i po chwili już przypierał mnie do drzwi z twarzą przy moim policzku. Trącił go nosem, a potem szyję, wąchając mnie przy tym — W końcu nie czuć od ciebie śmiercią — parsknął, przez co wzdrygnąłem się — Ale muszę przyznać, że masz coraz słodyczy zapach. Jest naprawdę ładny - wychrypiał mi do ucha.
Zamknąłem oczy, wzdrygając się znów i znów, robiłem to za każdym razem, gdy dotykał mojej szyi lub zwyczajnie mojego ciała dłońmi.
Wypuściłem drżący oddech i próbowałem go odsunąć, choć biorąc pod uwagę to z jaką siłą pchałem jego klatkę i w jaki sposób, można powiedzieć, że wcale nie chciałem, by zostawił mnie w spokoju.
— Kiedy masz gorączkę? — spytał po odsunięciu się i spojrzeniu w moje oczy.
— Nie twoja sprawa — wymamrotałem czerwiniąc się przez to pytanie. Minąłem Zayna i zaszyłem się z powrotem w pokoju.
Od autorki: Jestem w szkole i nie mam pojęcia co piszę ok 😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro