Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Szesnasty

Od autorki: Mogą występować ewentualne błędy. Poprawie je po tym jak wrócę z korków ok

Usiadłem z pustym wyrazem twarzy przed kominkiem, moja głowa była pusta w tym momencie, a brzuch ściskał się nieprzyjemnie ze strachu i stresu, który panował w moim ciele. Nie mogłem temu zaradzić, mimo że naprawdę chciałem.

— Kontaktowali się z Tobą? — spytałem jakby mechanicznie, nawet nie patrząc na Zayna, stojącego za mną. Opierał się o kolumnę i patrzył na mnie wciąż, wiedziałem to.

— Spotkali mnie — mruknął, podchodząc powoli i siadając za mną. Jego ręce oplotły moje ciało, a jego broda wylądowała na moim ramieniu.

— I co mówili?

— Przyjadą po ciebie jutro nad ranem — westchnął ciężko, wsuwając swoje chłodne dłonie pod moją koszulkę. Zadrżałem pod tym dotykiem.

— I nic nie zrobisz? — moje oczy zaszły łzami. Czułem smutek, przez to, że musiałem wrócić do tamtego otoczenia. Bałem się myśleć, co Owen zrobi ze mną po powrocie do niego.

— Nie mogę. Naprawdę nie mogę, Niall — schował twarz w mojej szyi, którą delikatnie zaczął muskając ustami. Następnie się do niej przyssał, a ja wciąż nie zareagowałem na jego dotyk, totalnie wyłączony.

— Rozumiem — wykrztusiłem po chwili.


******


Odłożyłem na bok torbę, którą kilka minut temu przyniósł mi Zayn. Nie była mi potrzebna, bo Owen i tak wszystko by zabrał. Z resztą tu nic nie należało do mnie. Nigdy.

Z cichym westchnięciem i łzami w oczach ubrałem przez głowę czarną bluzę, a następnie po prostu opuściłem pokój, wcześniej ostatni raz mu się przyglądając.

Zszedłem na dół, gdzie ubrałem buty. Czułem jak Zayn od jakiegoś czasu mi się przypatruje. Nic nie mówił, żadne z nas. Myślę, że nie było to potrzebne.

Zerknąłem na niego przekrwionymi oczami, chwytając za klamkę, po czym opuściłem dom i usiadłem przed nim na schodach, czekając aż po mnie przyjadą.

Przysunąłem nogi do klatki i położyłem brodę na kolanach, kiedy zacząłem przypatrywać się drzewom, nad którymi górowało mocno świecące słońce. Zmrużyłem oczy, ale później całkiem je zamknąłem, starając się nie rozpłakać.

W tym samym czasie pod dom przyjechał ciężki pojazd i wiedziałem, że to koniec. Koniec wolności, która mimo wszystko była cudowna.

Pociągnąłem nosem, czując dłoń Zayna na moim ramieniu, które zaczął lekko masować.

— To twoja pora, Niall — szepnął.

Skinąłem słabo, po czym wstałem, wycierając policzki z łez. Uniosłem głowę, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak Owen, który uśmiechał się parszywie, patrząc raz na mnie, raz na mulata.

— No, no. Więc to tutaj ukrywałaś się, mała suko — czarnowłosy mężczyzna parsknął, zatrzymując wzrok na Zaynie — Z nim — przechylił głowę na bok. Miał coś mówić, jednak chłopak za mną mu przerwał.

— Po prostu zabierz go i daj spokój mnie i mojej watasze, jasne?

Owen uśmiechał się podle.

— Jasne... Bracie — warknął, podchodząc do mnie. Chwycił mocno moje ramię, na co się skrzywiłem i szarpnął mną mocno w stronę samochodu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro