Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Pierwszy

Jęknąłem żałośnie, kiedy po raz kolejny pięść jednego z przypakowanych mężczyzn spotkała się z moim brzuchem. Automatycznie zgiąłem się w pół, zaciskając powieki z bólu.

— Tyle razy wałkowaliśmy z tobą ten temat, Niall — Owen zacmokał w dezaprobacie, kręcąc głową. Pochylił się i spojrzał na moją twarz, którą teraz zasłaniały przetłuszczone blond kosmyki — Nie wolno uciekać — wyprostował mnie, pociągając za włosy, by znów zderzyć swoją pięść z moim posiniaczonym brzuchem, okrytym obecnie materiałem poszarpanej koszulki.

Tym razem siła uderzenia była tak duża, że moje nogi ugięły się, a ja wylądowałem kolanami na betonie opodal magazynów, gdzie przetrzymywano resztę.

Mężczyzna złapał delikatnie mój podbródek, unosząc go. Spojrzałem w jego oczy z nienawiścią, na co ten uśmiechnął się szyderczo.

— To spojrzenie nic ci nie da, omego — mruknął pod naszymi nosami. Czułem jego oddech na swojej skórze, to sprawiło, że zemdliło mnie jeszcze bardziej — Teraz zachowaj się przykładnie i zwyczajnie słuchaj mnie — zdążył potrzeć kciukiem mój policzek zanim przekręciłem głowę na bok — Pójdziesz grzecznie z Jamesem i dołączysz do reszty. Tam przygotują was na aukcje. Może ci się poszczęści i trafisz do kogoś o małych zapędach do takich małych skurczybyków jak ty — zaśmiał się i napluł na mnie. Wstał i spojrzał na swojego wspólnika — Podnieś go i zabierz do magazynu. Jeśli znów ucieknie, rozprawię się z tobą, więc dla twojego dobra, pilnuj go, James — ostrzegł go, po czym odszedł razem z innym osiłkiem, który także lubił się nade mną znęcać.

— Tak bardzo mi przykro, Niall — powiedział dwudziestotrzyletni James. Jako jedyny z całej grupy miał uczucia i interesował się tym, co czuję, czy nawet czego potrzebuję w danej chwili. Prawdę mówiąc nie miałem pojęcia jak to się stało, że jest wspólnikiem Owena. On nie skrzywdziłby głupiej muchy.

— W porządku, James — wymamrotałem cicho i wykaszlałem krew na dłoń.

— Naprawdę nic nie mogłem zrobić, by ci pomóc — powiedział przejęty, z poczuciem winy. Pomógł mi wstać, po czym powoli poprowadził mnie do magazynów.

— Wiem i rozumiem to. Jak mówiłem, jest w porządku — westchnąłem cicho i uniosłem głowę, by spojrzeć na księżyc. Pozostało pięć dni do pełni, a już czułem się okropnie, jak bezpośrednio przy niej. Zmrużyłem oczy, a później zamknąłem na moment powieki, wyobrażając sobie, że bawię się z rodzicami w ogrodzie, za naszym domem. Ten obraz wywołuje u mnie delikatny uśmiech na ustach. Przez chwilę nawet czuję się beztrosko i bezpiecznie, jednak później wraca rzeczywistość, i jest ona tak miażdżąca, że ponownie stykam się z betonem — Niall...Hej, hej! Proszę cię, kolego, nie zasypiaj mi teraz. Otwórz oczy — poczułem klepanie po policzku. Byłem zaskoczony tym co robi. To wszystko działo się tak szybko. Nawet nie zorientowałem się, że moje oczy pozostawały zamknięte.

— Jestem tak bardzo wykończony, James — szepnąłem, czując ciepło drugiego ciała. Obejmował mnie i to było naprawdę miłe z jego strony. Uzyskałem od niego choć trochę poczucia bezpieczeństwa, którego tak dawno nie czułem w prawdziwym życiu.

— Zdaje sobie z tego sprawę — powiedział smutno. Czułem na sobie jego współczujący wzrok, dlatego posłałem mu pokrzepiający uśmiech, ale zniknął, gdy musiałem w końcu to z siebie wykrztusić.

— Nie dam rady wstać. Tak mi przykro — mruknąłem, rozchylając odrobinę powieki, by spojrzeć na jego twarz. Jej wyraz był nie do odczytania, bałem się, że może być zły.

— Odpocznij — mówi w końcu, a ja czuję jak ogromny ciężar spada mi z serca.

— Ale —

— Wszystko będzie dobrze — obiecał i odgarnął włosy z mojej twarzy za uszy.

— Bardzo ci dziękuję — powiedziałem wdzięcznie, w zamian dostałem jego słaby uśmiech.

Zamknąłem oczy i zwyczajnie pozwoliłem sobie oddalić się do krainy snów.

Od autorki: I jak tam?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro