Rozdział Dwunasty
Zszedłem na dół z przygryzionym od środka policzkiem. Przystanąłem i rozejrzałem się po salonie, a potem części z kuchnią. Westchnąłem, przeczesując dłonią włosy, zdając sobie sprawę, że Zayna nie było w domu. Pokręciłem głową i po naciągnięciu na głowę kaptura wyszedłem z domu, by się przewietrzyć. Przez ostatnie dni zupełnie tego nie robiłem, a miałem na to ochotę. W końcu, kiedy nie ma Zayna, mogę samotnie pospacerować po terenie.
Zbiegłem po schodkach, po czym poszedłem ścieżką na tyły posesji. Zaciągnąłem się świeżym, zimnym powietrzem i przymknąłem powieki. Gdy je otworzyłem, zobaczyłem przed sobą Zayna, który zamachnął się i uderzył mnie z pięści w twarz. Odruchowo cofnąłem się kilka kroków, trzymając się za krwawiący nos.
— Co do cholery?! — wrzasnąłem, patrząc na niego z niedowierzaniem.
— Broń się — warknął, podchodząc do mnie migiem. Złapał moje ręce, a następnie je wykręcił. Krzyknąłem, odwracając się i opadając na kolana.
— Zayn!
— Broń. Się — wysyczał do mojego ucha, które chwilowo przygryzł, zanim odsunął się i kopnął mnie w plecy, powodując tym mój upadek na ziemię i brak możliwości złapania powietrza przez najbliższe kilkanaście sekund — Do kurwy, broń się! — złapał moją nogę i zaczął ciągnąć mnie do rzeki.
— Przestań! Proszę, przestań! Nie umiem pływać, Zayn! — wrzasnąłem, wierzgając nogami i próbując się tym uwolnić. Moje oczy były wielkości spodków, a serce waliło mi w piersi tak szybko, jak nigdy przedtem — ZAYN!
Mulat nagle znieruchomiał, patrząc przed siebie pusto z zaciśniętymi ustami. Potem jednak przeniósł oczy na mnie - te nie wyrażały nic prócz chłodu i niezadowolenia. Puścił moją nogę i wyprostował się, chowając dłonie w kieszenie skórzanej kurtki. Przechylił głowę na bok, zmrużył oczy, a po sekundzie na jego usta wszedł oschły uśmiech.
— Jesteś beznadziejny, omego — mruknął, mijając mnie.
Kiedy usłyszałem zamykane drzwi od domu, opadłem na trawę plecami, spojrzałem na niebo i zwyczajnie zaszlochałem.
Od autorki: Krótki, ale mam nadzieję, że chociaż trochę fajny 😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro