Rozdział Dwudziesty Szósty
Płakałem cicho w poduszkę, usilnie próbując to zatrzymać, co w ogóle mi nie wychodziło. Czułem się zraniony i brzydki, a w dodatku było mi wstyd za to, że tak bardzo przejąłem się zdaniem innych. Zakwiliłem cicho, zaciskając powieki i naciągając jeszcze bardziej rękawy bluzki na palce u dłoni. To było okropne - To jak bardzo byłem podatny na takie gówniane rzeczy. Chciałem nauczyć się nie przejmowania czymś takim, ale to było trudne. Za każdym razem słuchania obraźliwych rzeczy nieudolnie powstrzymywałem płacz, a to bardziej i bardziej nakręcało tych, którzy szydzili ze mnie.
— Niall — cichy głos wydobywający się za drzwi przywrócił mnie do rzeczywistości, sprawiając, że przyjemne ciepło rozeszło się po moim brzuchu wraz ze stadem motyli łaskoczących mój żołądek — Mogę wejść? — zagryzłem wargę nic, nie mówiąc, na co Zayn westchnął cicho, naciskając powoli klamkę i wchodząc cicho do środka — Śpisz?
— Tak — mruknąłem smętnie i pociągnąłem nosem, miętoląc w dłoniach szorstki materiał.
— Słyszę — podszedł do łóżka, na które się wdrapał, zaraz po chwili kładąc się tuż za mną — Liam powiedział mi co się stało. Perrie została już upomniana przeze mnie za mówienie takiego gówna — objął mnie w pasie, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi, w miejscu, gdzie miałem odciśnięte żelazko. Wstrzymałem oddech, czując jak zostawia tam subtelne pocałunki. W moich oczach pojawiły się nowe łzy, które w szybkim tempie spłynęły po moich policzkach.
— Zayn — wykrztusiłem cicho.
— Tak? — musnął wargami miejsce, gdzie jeszcze nieco bolała mnie szyja.
— Zostaw to, proszę — odsunąłem się szybko spięty. Zayn westchnął i przekręcił się na plecy. Między nami zapadła cisza, która niosła za sobą niewielkie napięcie — Perrie jedynie wyraziła swoje zdanie o mnie. Miała do tego pełne prawo — odezwałem się w końcu. Mój głos drżał trochę, ale udawało mi się opanować kompletną rozsypkę. Byłem zbyt wrażliwy, a to było okropne.
— Obraziła Cię, Niall.
— Nie, ona tylko —
— Po prostu chcę, żebyś wiedział, że jesteś piękny — przerwał mi, przekręcił się z powrotem na bok, a potem zawisł nade mną. Zamrugałem szybko, wpatrując się w jego błyszczące od łez oczy — Jesteś piękny. Każda twoja niedoskonałość jest piękna, bo ona właśnie tworzy ciebie, kochanie. Rozumiesz? — pokręciłem słabo głową, nie powstrzymując już cichego szlochu — Uwielbiam każdą cząstkę two —
— Kocham Cię — powiedziałem, powodując tym, że Zayn zamarł z szeroko otwartymi oczami. Nie mówił zupełnie nic, jedynie patrzył na mnie z pode łba — Zayn? — zakwiliłem żałośnie.
— Nie kłam — powiedział nagle, denerwując się.
— J-ja... Zayn, ale ja tego nie —
— Dlaczego to robisz?! Dlaczego kłamiesz?! — wstał, kręcąc głową z niedowierzaniem. Podparłem się na łokciach, patrząc na niego załamany. Czułem jakby ktoś wydzierał z mojej piersi serce, które powoli łamało się coraz bardziej i bardziej.
— Zayn. Nie kłamię.
— Nie możesz mnie kochać —parsknął głośno, łapiąc się za włosy, kiedy wciąż jego głowa latała na boki.
— Dlaczego? — usiadłem i objąłem się ramionami — Dlaczego mi na to nie pozwalasz?
— Po prostu nie i koniec — warknął wściekłe, po czym szybko opuścił pomieszczenie, zamykając drzwi z hukiem.
Od autorki: Zbliżamy się do końcaaaa hah. Jak się z tym czujecie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro