Rozdział Dwudziesty Pierwszy
Wszedłem niepewnie do salonu, a wtedy moim oczom ukazała się osoba której zupełnie nie spodziewałem się tutaj i w tej chwili zobaczyć. Tak naprawdę nigdy. Nie wiedziałem jak to możliwe, że on tutaj jest.
Uśmiechnąłem się momentalnie przez łzy i zachichotałem jednocześnie szlochając.
— Tata — pociągnąłem głośno nosem, podchodząc do niego powoli. Mężczyzna także ze zaszklonymi oczami stał jak kołek przez najbliższe sekundy jakby nie wiedząc, że naprawdę tu jestem, potem jednak ocknął się i podchodząc migiem, wziął mnie w ramiona. Zapłakaliśmy w tym samym czasie, tuląc się mocno.
— Znalazłeś się, Niall. To naprawdę ty — wymamrotał w moje włosy. Jego głos łamał się przy tym zdaniu, ale nie mogłem być zdziwiony — Dzięki Bogu.
— J-jak to się stało? — wyszeptałem. Nie dochodził do mnie fakt, że naprawdę zostałem znaleziony.
— Co, synu? — odsunął się, patrząc mi w oczy ze smutkiem.
— Jak mnie znalazłeś? Nie rozumiem — odetchnąłem głęboko.
— Niejaki pan Malik zdołał znaleźć trop, prowadzący do mnie. Przyjechał i zwyczajnie mi powiedział o tobie — uśmiechnął się ciepło.
— Z-Zayn? — spytałem zaskoczony. To było możliwe, żeby to zrobił? Żeby pomógł mnie i mojej rodzinie? Nie mogłem w to uwierzyć, dlatego pytałem.
— Być może — zaczął taksować moją twarz i kiedy spojrzał na moją bliznę na twarzy i szyi, zacisnął usta w cienką linię, a ja odwróciłem głowę, jak było to w przypadku Harrego — Co oni z tobą robili? — spytał wściekły, ale wiedziałem, że jest tym wszystkim przygnębiony.
— To nieważne, tato. To przeszłość, która już się skończyła i nigdy nie wróci. Tak mi obiecano.
— Jestem pewien, że dotrzymają tej obietnicy. Nie zasługujesz na nic złego, tak mi przykro.
— Nie powinno, to nie jest twoją winą — powiedziałem z przekonaniem. Nie chciałem, by tata się zadręczał tym, co się stało.
— Ale gdybym...
— Nie — syknąłem — Przestań. Proszę, po prostu przestań.
Tata otworzył usta, by się odezwać, jednak nim zdążył powiedzieć cokolwiek, drzwi wejściowe zostały otwarte, w których pojawił się Zayn w bluzie i jej kapturem na głowie. Uniósł spojrzenie, a to padło od razu na mnie. Widziałem jak zaciąga się powietrzem i patrzy na mojego ojca i znów na mnie. Jego twarz nagle zdobi czuły i skruszony uśmiech.
A potem po prostu mija nas, nic nie mówiąc i nawet nie ściągając kaptura z głowy.
— Zayn — odzywam się nagle, co powoduje, że mulat zatrzymuje się w pół kroku. Stoi przez dłuższą chwilę w bezruchu, a kiedy w końcu odwraca się do mnie przodem, czeka cierpliwie na to, co chcę powiedzieć.
Westchnąłem cicho i pobiegłem do niego, wtulając się w mocno w jego ciało.
— Dziękuję. Tak bardzo ci dziękuję — wyszeptałem ze łzami w oczach. Byłem niesamowicie wdzięczny za to, że znalazł mojego ojca, mimo że wcześniej mnie zostawił na pastwę Owena.
Malik westchnął cicho, schował twarz w moich włosach i odwzajemnił uścisk.
Od autorki: Zaskoczeni? 😂
Idk, ale podoba mi się ten rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro