Rozdział Dwudziesty Czwarty
Bob zabrał mnie na grób mamy, który nie był wcale daleko od domu Harrego. Spędziłem tam dobre dwie godziny zwyczjnie wpatrując się w marmur ze łzami w oczach. Tata w tym czasie zdążył ładnie obczyścić brud i nałożyć na powierzchnię nowe kwiaty i świeczki.
Wróciliśmy z cmentarza dopiero niedługo po piętnastej. Wszedłem do przedsionka i momentalnie zmarszczyłem brwi, czując mnóstwo zapachów na raz.
— Wszystko w porządku, synu? — Bob odłożył swoją kurtkę na komodę i zdjął buty, wciąż na mnie patrząc z zaciekawieniem.
— Myślę, że jest tu ktoś obcy — wymamrotałem.
— Odzyskałeś węch? — uśmiechnął się zadowolony z faktu, że dochodzę do siebie.
— Och, Zayn zdążył ci już powiedzieć, że go nie miałem — prychnąłem i wszedłem do salonu. Od razu na wejściu zobaczyłem cztery nowe twarze, które zwróciły się do mnie zaraz po tym jak tu się pojawiłem. Uśmiechnąłem się niezręcznie, patrząc po kolei: jak Harry obejmuje drobnego bruneta, który jest w niego wtulony, Zayn siedzi między dwoma blondynkami, a jeszcze inny facet, zajmuje miejsce na fotelu obok ogromnego narożnika. Minąłem ich i kiedy wchodziłem do kuchni usłyszałem za sobą głos Zayna.
— Niall, chodź tu — burknął, na co wywróciłem oczami i spojrzałem na niego przez ramię.
— Nie rozkazuj mi.
— Jesteś omegą — uniósł brew, obserwując jak na moje usta wchodzi idiotyczny uśmieszek.
— Nie twoją — zerknąłem na te dwie panie, okupujące jego boki. Jedna głaskała jego udo niebezpieczne blisko krocza, a druga bawiła się jego ciemnymi włosami — Matko, już mogę wgrobarazić sobie wieczorną orgię — wymamrotałem zniesmaczony, wchodząc z powrotem do kuchni. Za sobą rozniosły się trzy męskie śmiechy, oczywiście żaden nie należał do Zayna.
Podszedłem do szafek, by wyciągnąć sobie szklankę i nalać do niej soku. Kiedy to zrobiłem, usiadłem na blacie, marszcząc w zamyśleniu brwi.
— Przepraszam za niego. Ma ciężki dzień po odwiedzeniu grobu matki — głos Boba dopiero wyrwał mnie z zamyślenia. Zacisnąłem usta w cienką linię, powstrzymując usilnie łzy, one jednak szybko pojawiły się na moich policzkach. Pokręciłem głową z zamkniętymi oczami. Mój oddech przyspieszył wraz z biegiem mojego serca, a do tego pojawiła się w moim gardle gula, utrudniająca przełonięcie śliny.
Ten dzień jest naprawdę do dupy. Najpierw wieść o śmierci mamy, później widok jej grobu, a teraz jeszcze wizyta tych ludzi i dwie okupujące Zayna laski.
Od autorki: Chyba złamałam sobie palce u prawej nogi, a mam w styczniu białą szkołę :") kurwa?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro