Rozdział Drugi
Tępy ból promieniował w moim ciele, od samej czaszki aż po brzuch. Był przyczyną mojej pobudki kolejnej nocy, która równie jak poprzednia była ponura i wypełniona żalem, smutkiem oraz nienawiścią.
Zasłoniłem dłonią oczy, gdy światło padające na nie zaczęło mi w końcu przeszkadzać i w pewien sposób ranić. Mruknąłem pod nosem bez sił, po czym przekręciłem się powoli na bok. To wszystko tak opornie mi szło, że gdyby Owen tutaj był, z pewnością nie powstrzymałby się przed podniesieniem na mnie ręki.
Rozchyliłem palce, a wtedy moje oczy otworzyły się niepewnie, bojąc ponownego uczucia dyskomfortu. Rozejrzałem się i mogłem stwierdzić, że z pewnością leżałem na łóżku, jednak nie mogłem powiedzieć czyje ono było, tak samo jak pokój.
Zatrzymałem spojrzenie na oknie. Masywny księżyc widniał niemal pełny na czarnej tafli nieba, tworząc z nim mocny, fascynujący kontrast. Wydawał się wisieć tak blisko ziemi, jakby zaraz miał w nią uderzyć i roztrzaskać się na miliony kawałków. Ta sceneria była niesamowita i nie potrafiłem odwrócić od niej oczu.
- Niesamowite, prawda? - usłyszałem za swoimi plecami ochrypnięty, lecz ciepły głos. Spojrzałem szybko przez ramię na młodego mężczyznę, którego włosy opadały falami na ramiona. Jego twarz wykrzywiała się w ciepłym uśmiechu, którego nie odwzajemniłem, mimo że zachęcał swoim przyjacielskim wyglądem do zrobienia tego.
Przytaknąłem niepewnie, patrząc mu w oczy. Nie potrafiłem wydusić nic ze swojego zdartego gardła, z resztą nawet nie wiem, co miałbym mówić.
— Jutro pełnia — powiedział jak coś naprawdę niewartego uwagi. Jego głos wydawał się znużony przy tym zdaniu. Miałem wrażenie, że pełnia nie należała do istotnych dla niego rzeczy. Może właśnie tak było? Kto wie.
Spojrzałem znów na księżyc. Przez chwilę w pokoju panowała cisza, która wbrew pozorom wcale nie była taka zła. Po pomieszczeniu rozpływała się dość przyjemna atmosfera i to dla mnie było tak nowe, że moje ciało aż wzdrygnęło się na ten kontakt.
— Zimno ci? — spytał facet za mną. Przytaknąłem, mimo że niekoniecznie było to prawdą. Brunet wstał i podszedł do wysokiej szafy, której drzwiczki otworzył, wyjmując z jej wnętrza dwa grube koce. Bez zamienia żadnego słowa, okrył mnie nimi, od razu poczułem się lepiej i raźniej.
— Gdzie jestem? — mruknąłem cicho, kiedy w końcu odważyłem się na to. Cała pewność siebie, którą kiedykolwiek miałem, zniknęła już dawno temu.
— Spokojnie, jesteś w mieszkaniu Jamesa — odparł po chwili zamyślenia. Otworzyłem usta, by znów się odezwać, jednak ten ucieszył mnie podniesieniem ręki i kręceniem głowy — Odpoczywaj, Niall.
Westchnąłem ciężko i opadłem powoli na materac łóżka. Moje powieki poleciały w dół, a zawroty głowy, które mi doskwierały przez większość mojego życia, minęły po chwili leżenia w spokoju.
— Co się ze mną stanie? — zadałem niepewnie kolejne pytanie. Nie wiedzialem czy mogę to robić. Bałem się, że zdenerwuję go moją nachalnością, czego zwyczajnie nie chciałem. Niepotrzebne były mi kolejne kłopoty. Miałem ich zbyt wiele na ten moment.
— Odpoczywaj, Niall — powtórzył.
— Dlaczego ty znasz moje imię, a ja twojego nie? — wyszeptałem pod nosem, a w zamian dostałem cichy śmiech wychodzący z ust mężczyzny.
— Moje imię to Harry — słyszałem jak się uśmiecha. Tym razem byłem w stanie odwzajemnić ten gest, dlatego zrobiłem to słabo.
— Skoro tak, to miło mi cię poznać, Harry.
Od autorki: Dopiero co wróciłam z koncertu Zeusa i omg, było świetnie! W końcu się wyżyłam i myślę, że to widowisko mi nawet bardzo pomogło z moimi problemami z osobowością czy coś.
"Kielce - stolica mody" ok ok 😂
A teraz dobranoc kochani! Aloha!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro