Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Telefon

Ten weekend minął mi szybko. Zdecydowanie zbyt szybko. Szybciej niż jakikolwiek inny weekend, a wszystko dzięki Ashtonowi, który na bieżąco wymyślał mi rozrywki. Oglądanie filmów, opowiadanie o sobie, a nawet gra w statki czy warcaby na odległość. Zagraliśmy dwa razy, a on dwa razy wygrał. Wkurzyłam się i powiedziałam, że już nigdy z nim nie zagram, bo oszukuje. Nie miałam przecież pewności, że gra fair.

W poniedziałek nie było zmiłuj. Ciotka stwierdziła, że wyzdrowiałam z mojej ,,choroby'' i nakazała mi iść do szkoły. Tego się najbardziej obawiałam. I nie chodziło tylko i wyłącznie o nudne lekcje, bezużyteczne przerwy, fałszywe spojrzenia czy prace domowe. Najbardziej bałam się konfrontacji z Noah i Grace. Próbując grać dobrych przyjaciół, na pewno zrobią mi wykład o tym, jak to oni się o mnie nie martwili. Chciałam po prostu tego uniknąć.

Kiedy podjechał autobus, szybko wsiadłam do środka, kasując bilet. W oczy rzuciło mi się jedno wolne siedzenie, na którym chwilę później spoczęłam. Położyłam plecak na fotelu obok, obwiązując sobie jedno z jego ramion wokół nadgarstka. Raczej nikt nie ukradłby plecaka, w którym jedyne co może znaleźć, to podręczniki i kanapę, jednak przezorny zawsze ubezpieczony.

Odchyliłam głowę na oparcie, przymykając oczy. Z ulgą zauważyłam, że Noah nie jechał autobusem, bo wtedy na pewno już siedziałby obok, wylewając na mnie wiązankę swoich żali. A może po prostu znudziło mu się już bawienie w przyjaźń?

Gdy autobus zatrzymał się na właściwym przystanku, wysiadłam i przełożywszy plecak przez ramię, ruszyłam w stronę budynku. Szybko doszłam do szafki, do której niechlujnie wrzuciłam swoją kurtkę. Pogoda płatała figle i po kilku dniach przepełnionych słońcem i w miarę wysoką temperaturą nadszedł zimniejszy front, zmuszający mnie do założenia na siebie kilku warstw ubrań.

Po zamknięciu szafki ruszyłam w stronę klasy, w której miała się odbyć pierwsza lekcja. Nie uszłam jednak paru kroków, gdy ktoś gwałtownie pociągnął mnie za ramię, zmuszając do odwrócenia się i spojrzenia wprost na niego.

- Możesz mi łaskawie wyjaśnić, gdzie się podziewałaś w piątek?

- Ciebie też miło widzieć, Noah - prychnęłam, widząc zaciskającą się szczękę chłopaka - Przepraszam, ale nie mam czasu na pogawędkę

- Martwiłem się, wiesz? - zmarszczył brwi - Od czego masz telefon? Mogłaś chociaż zadzwonić i uprzedzić, że cię nie będzie

- Co cię to w ogóle obchodzi? - skrzywiłam się, wyrywając z jego uścisku. Poprawiłam plecak, który nieco zjechał z mojego ramienia.

- Chyba mam prawo się martwić? Przyjaźnimy się

- Tylko ty tak uważasz - zaśmiałam się, widząc potęgującą w Noah wściekłość.

- Czemu nie odbierałaś telefonów? - zadał kolejne pytanie jakby nie zważając na moje słowa.

- Przecież wiesz, że nie używam telefonu - wzruszyłam ramionami.

- Włącz go - odparł rozkazującym tonem, krzyżując ręce na piersi.

- Nie będziesz mi roz...

- Włącz go - powtórzył, przybierając kamienną twarz - Wiem, że nosisz go cały czas przy sobie

- Nie jestem od spełniania twoich zasranych zachcianek - syknęłam i odwróciłam się od niego. Chciałam ruszyć w stronę klasy, jednak poczułam, jak Noah zrywa mój plecak z ramienia - Oddawaj to! - odwróciłam się, skacząc do podniesionego przez niego przedmiotu. Noah był o wiele wyższy, co dawało mu przewagę. Nie musiał wcale się wysilać, abym skakała wokół niego, próbując dosięgnąć dyndający w powietrzu plecak.

- Oddam, jeśli włączysz telefon

- Czemu ci na tym aż tak bardzo zależy?! - ryknęłam, czując piekące łzy cisnące się do moich oczu - Czemu nie możesz mi po prostu dać spokoju?!

Noah w odpowiedzi tylko podniósł jedną brew, machając trzymanym w górze plecakiem na lewo i prawo.

- Okej! - wykrzyczałam - Włączę ten cholerny telefon, ale potem masz się odczepić!

Po wypowiedzeniu przeze mnie tych słów, ręka Noah automatycznie opuściła się. Szybko wyrwałam swój plecak i nie spuszczając piorunującego wzroku z chłopaka, wygrzebałam leżący w małej kieszeni telefon.

Zapytacie, dlaczego jest wyłączony? Dlaczego go nie używam? Odpowiedź jest prosta. Nie chcę, by ktokolwiek próbował się ze mną skontaktować, w szczególności matka. Szczerze w to wątpiłam, jednak wolałam nie kusić losu, że przez przypadek kiedyś odbiorę telefon od niej. Ciotka uszanowała moją decyzję i gdy chciała mnie o czymś poinformować, najczęściej zostawiała powieszone na lodówce karteczki.

Nacisnęłam przycisk uruchamiający telefon, w duchu modląc się, aby okazało się, że jest rozładowany. Na moje nieszczęście ekran rozbłysnął w momencie, ukazując zdjęcie Lukey'ego ustawione na tapetę. Nawet nie wiedziałam, że właśnie taką miałam. Podniosłam wzrok na Noah, który stał nade mną gapiąc się w ekran telefonu. Powoli na jego twarz wpełznął triumfalny uśmiech.

- Zadowolony? - syknęłam, a uśmiech chłopaka, który dalej wpatrywał się w urządzenie, szybko zgasł. Zmarszczyłam brwi, przenosząc swój wzrok z Noah na telefon. Dopiero teraz zrozumiałam, co tak go zaskoczyło.

- Logan Smith? - spytał, przyglądając się dymkowi wiadomości - Kto to jest?

Telefon cały wibrował, od przychodzących wiadomości. Szybko go zablokowałam, chowając urządzenie do kieszeni.

- Mój kuzyn - wypaliłam. Nie chciałam powiedzieć Noah prawdy. Nie chciałam, by ktokolwiek ją znał.

- Kuzyn? - prychnął - Przecież twoja ciotka nie ma dzieci

- Ojciec miał dwie siostry - wypaliłam, zagłębiając się w kłamstwach coraz bardziej - Zresztą, nie powinno cię to interesować. Za kogo ty się niby uważasz, że możesz kontrolować moje prywatne życie? Mam prawo pisać z kim chcę, rozmawiać z kim chcę i nic ci do tego - naskoczyłam na chłopaka, który pod wpływem mojej wiązanki słownej nieco zmalał. Dobrze mu tak. Zdecydowanie się zapomniał.

- Przepraszam, Cath - wybełkotał - Po prostu się martwię

- Nie musisz. Jestem dużą dziewczynką - odwróciłam się na pięcie, zostawiając chłopaka w tyle.

***

Ashton: No i jak w szkole?

Catherine: Bywało lepiej. Nie chce mi się za bardzo o tym pisać

Ashton: Mam się martwić?

Catherine: Nie, to nic poważnego. Po prostu gorszy dzień i parę niemiłych słów za dużo

Ashton: W takim razie coś na poprawę humoru? Komedia, gra w statki czy internetowe warcaby?

Catherine: Chyba nie mam na nic siły. Może opowiesz mi, jak ci minął dzień? Chcę na chwilę oderwać się od tego, co się dzieje tutaj

Ashton: No okej. W sumie za wiele się nie działo. Rano poszedłem na zakupy, spotkałem się z fankami pod galerią, potem wróciłem do domu, podlałem swoje drzewko cytrynowe i przyszedł Calum. Wyciągnął mnie na miasto na obiad, a potem poszliśmy do kina. A teraz siedzę na podwórku, pisząc z tobą i jednocześnie odpisując na maile

Catherine: To i tak więcej niż u mnie. Tylko szkoła, dom, szkoła, dom. Marzy mi się, żeby zostawić to wszystko w tyle i uciec gdzieś na drugi koniec świata. Odciąć się od wszystkich i wszystkiego

Ashton: Wiesz co? Przyleć do mnie

Catherine: Chyba zwariowałeś

Ashton: Niby czemu? To jest świetny pomysł! Odpoczniesz, zregenerujesz siły, no i oczywiście, co najważniejsze, spotkamy się na żywo

Catherine: To nie jest takie proste, jak ci się wydaje. Bilety będą kosztować fortunę, no i jeszcze pozostaje sprawa ciotki. Wątpię, żeby pozwoliła mi wylecieć tak po prostu do faceta, co do którego tożsamości nawet nie jestem pewna

Ashton: Nadal nie wierzysz, że ja to ja?

Catherine: Ciągle wydaje mi się, że to jest jakiś pieprzony sen, w którym tkwię i nie mogę się obudzić

Po chwili na ekranie wyświetliło się zdjęcie zrobione przez szatyna. Znajdował się na nim on sam. Siedział w altance, a na nosie miał okulary przeciwsłoneczne. Najwyraźniej pogoda w Los Angeles była znacznie lepsza niż u mnie. Spojrzałam przez okno na pociemniałe niebo, wzdychając ciężko.

 

Ashton: Teraz wierzysz, że ja to ja?

Catherine: W okularach to nawet mój sąsiad wyglądałby jak ty

 

Nie minęła chwila, a na ekranie pojawiło się kolejne zdjęcie. Praktycznie identyczne, jak poprzednie, lecz szatyn na tym nie miał okularów.

 

Ashton: Nadal jak twój sąsiad?

Catherine: Mogłeś wziąć te fotki z internetu

Ashton: Okej, więc jest tylko jeden sposób, żebyś mogła mi uwierzyć

Catherine: Niby jaki?

Ashton: Rozmowa przez Skype'a



x x x x

Udanych wakacji kochani! Z okazji zakończenia roku szkolnego, zgodnie z życzeniem twitterowiczów, dziś pojawią się dwa rozdziały :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro