31. Ostateczne starcie
Przebudziłam się i leniwie otworzyłam oczy. Od razu oślepił mnie blask włączonego telewizora i lecący na nim film. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do panującego oświetlenia, dokładnie zobaczyłam wyświetloną na ekranie produkcję. ,,Bodyguard''. Po raz drugi tego wieczoru. Spuściłam wzrok, natrafiając na Ashtona, który opierał głowę o moje uda. Spał. Sięgnęłam po leżący obok niego koc, szczelnie przykrywając wychłodzone ciało szatyna. Oparłam się wygodnie o bok kanapy, delikatnie głaszcząc kosmyki jego włosów i wlepiając swój wzrok w telewizor. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie wydarzenia z dzisiejszego wieczoru.
Gdy wróciliśmy ze studia, Ashton postanowił, że spędzimy ten wieczór we dwoje. Zamówił chińszczyznę i zadbał o to, aby żaden z jego przyjaciół nie dobił się do mieszkania.
- Obejrzymy jakiś film? - zapytał - Tak jak kiedyś
- A co proponujesz?
- ,,Bodyguard'a''
- Znowu będziesz ryczał? - zaśmiałam się.
- Przecież ja nie ryczę na filmach! - oburzył się i za karę zaczął mnie łaskotać.
Dostawca pojawił się z jedzeniem, a Ashton włączył film i ułożyliśmy się wygodnie na kanapie w salonie. Na początku oboje komentowaliśmy głośno zachowania bohaterów, parodiując ich kwestie i co chwila wybuchając śmiechem.
Jednak gdy nastała scena końcowa, w której główna bohaterka wsiada do samolotu, Ashton zaczął głośno płakać, wycierając łzy w rękaw mojej, a tak właściwie to jego, bluzy.
- Jezu, uspokój się - nie mogłam opanować śmiechu, widząc załzawione oczy szatyna - Podobno nie płaczesz na filmach
- Oczy mi się pocą - wyłkał, wydmuchując nos w chusteczkę. Przyciągnęłam go do siebie, próbując przetłumaczyć mu, że to tylko film. Oparł głowę o moje uda i zaczął oglądać dalej, myśląc, że nie widzę jak przeciera oczy wilgotną już chusteczką.
Gdy główna bohaterka wybiegła z samolotu, a w tle zaczęła lecieć piosenka Whitney Houston, zaczęłam śpiewać razem z nią:
- And I will always love you
Darling, I love you
I'll always...
I'll always love you
Ashton podniósł głowę, szeroko się uśmiechając, a błyszczące łzy powoli zaczynały zastygać na jego opalonych policzkach.
- Obiecujesz?
W odpowiedzi jedynie pochyliłam się, złączając nasze usta w długim pocałunku. Lecąca w tle piosenka sprawiła, że poczułam się jak w jakimś filmie. Delikatnie muskałam ciepłe wargi chłopaka, wyobrażając sobie, że to my odgrywamy główne role. Że to ja zatrzymuję samolot i wybiegam z niego, wprost w ramiona stojącego na środku lotniska Ashtona.
Powoli wycofaliśmy się z pocałunku, a film się skończył.
- Taka odpowiedź mnie satysfakcjonuje - uśmiechnął się, splatając na swoim brzuchu nasze dłonie.
Film automatycznie włączył się ponownie, a my szybko usnęliśmy.
Rzuciłam śpiącemu Ashtonowi troskliwe spojrzenie, szczelniej otulając go puchatym kocem. Sięgnęłam po leżący nieopodal pilot, wyłączając nim telewizor. Od razu w pomieszczeniu zapanowała ciemność, którą delikatnie rozpraszały przebijające się z zewnątrz światełka ogrodowe. Ponownie oparłam głowę o poduszkę, uważając by nie zrobić żadnych gwałtowniejszych ruchów. Gdy ułożyłam się już wygodnie, ponownie zamknęłam oczy. Nie minęła chwila, a znowu pogrążyłam się w krainie snów.
***
Ciemnowłosy chłopak wyszedł z terenu lotniska. Spojrzał w górę na świecące w pełni słońce i lazurowe niebo rozciągające się nad nieziemskim widokiem Los Angeles. Noah wsadził rękę do kieszeni spodni, szukając w niej małej karteczki, na której zapisał pospiesznie adres, pod który musiał się kierować. Wstukał go w swój telefon, próbując odnaleźć drogę.
Za daleko na piechotę.
Dokładnie wtedy, jakby ktoś potrafił czytać mu w myślach, nadjechała pusta taksówka. Chłopak wyciągnął rękę, starając się ją zatrzymać.
- Dzień dobry - przywitał się uprzejmie kierowca, gdy Noah usadowił się na tylnym siedzeniu - Gdzie jedziemy?
- Pod ten adres - pokazał mężczyźnie trzymaną w dłoni karteczkę.
- Rozchwytywany - zaśmiał się, oddając mu jego własność - Co tam się znajduje, że wszyscy tam jeżdżą?
- Wszyscy?
- Kilka dni temu zawoziłem tam taką dziewczynę. Otworzyli jakiś nowy hotel, o którym nie wiem?
- Jaką dziewczynę? - Noah zaparł się o tył fotela - Jak wyglądała? Mówiła, jak ma na imię?
- Nie mogę udzielać panu chyba takich informacji - zagrzmiał, włączając pojazd do ruchu.
- Ładna, czarne włosy takie dotąd - przyłożył dłoń do klatki piersiowej - Szaro-niebieskie oczy, ubrana pewnie w ciemną bluzę i jeansy. Z plecakiem? Albo z torbą?
- Coś w tym stylu - mruknął, opierając łokieć o szybę - Spore dzisiaj korki - westchnął, spoglądając na tył samochodu stojącego przed nimi - Jak za pół godziny dojedziemy, będzie dobrze
***
Gwałtownie się przebudziłam, słysząc zgrzyt przesuwanego krzesła.
- Przepraszam, nie chciałam panienki obudzić - odezwała się kobieta, która stała w kuchni, trzymając w dłoni ściereczkę z mikrofibry i butelkę z płynem.
- K-kim pani jest? - spytałam, pospiesznie odgrzebując się z koca, pod którym byłam przykryta - I gdzie jest Ashton?
- Jestem pomocą domową - wyjaśniła z uśmiechem na ustach - Raz w tygodniu przychodzę tutaj posprzątać. A pan Irwin musiał na chwilę wyjść. Kazał mi mieć panienkę na oku
Kobieta była w wieku mojej ciotki. Nieco posiwiałe włosy związała z tyłu głowy w koka, aby nie przeszkadzały jej podczas pracy. Nie wyglądała jak wszystkie sprzątaczki w filmach. Zamiast wyzywającego stroju miała na sobie sięgającą do kolan spódnicę i zwiewną, białą bluzkę.
- Mówił za ile wróci? - zadałam kolejne pytanie, składając koc w kostkę.
- Wychodził godzinę temu i mówił, że wróci za jakieś dwie - wyjaśniła, przecierając blat kuchenny.
- Mogę pani pomóc? Tylko najpierw muszę się przebrać
- Ależ oczywiście! Będzie mi bardzo miło - uśmiechnęła się uroczo, a ja od razu przypomniałam sobie o ciotce i jej delikatnych zmarszczkach pod oczami, gdy się uśmiechała.
Piętnaście minut później, po szybkim prysznicu i przebraniu się w czyste ubrania, zeszłam ponownie na dół. Kobieta w tym czasie przecierała ścierką szklany stolik.
- Co mogę zrobić? - zagadnęłam, podchodząc bliżej.
- Możesz umyć szybki przy drzwiach wejściowych. W tym wiadrze znajdziesz wszystkie potrzebne rzeczy
Ochoczo zabrałam ze sobą ściereczkę i płyn do szyb i ruszyłam w stronę korytarza. Spryskałam szybki płynem i zaczęłam je przecierać. Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, uderzając mnie z całej siły w ramię. Syknęłam z bólu, odskakując na bezpieczną odległość.
- O Jezu, przepraszam
- Nic się nie stało, Michael - jęknęłam, masując bolące ramię. Spojrzałam w oczy blondyna, który ponownie przybrał obojętną minę. Taką, którą zawsze przybiera w mojej obecności.
- Gdzie jest Ashton? Muszę z nim pogadać - zajrzał mi przez ramię, szukając szatyna.
- Nie ma go. Pojechał coś załatwić na mieście
- To powiedź mu, żeby do mnie podjechał, jak wróci - rzucił oschle, łapiąc za klamkę.
- Poczekaj - złapałam go za ramię.
- Co chcesz? - warknął, wściekle spoglądając na moją spoczywającą na jego czarnej bluzie dłoń.
- Chcę pogadać
- Nie mamy o czym
- Dlaczego do cholery jasnej tak mnie traktujesz?! - podniosłam głos, a obojętna maska na chwilę spadła z jego twarzy. Przyglądał mi się z lekkim oszołomieniem - Co ja ci takiego zrobiłam, że traktujesz mnie jak ostatniego śmiecia?!
Usta blondyna zacisnęły się w wąską linię, a zielone oczy lekko zmrużyły.
- Do widzenia, Cath - warknął, ciągnąc klamkę w dół.
Drzwi się za nim zamknęły, a ja gwałtownie uderzyłam plecami o białą ścianę, przykładając dłoń do pulsującej skroni.
- Wszystko w porządku, panienko?
***
- To tutaj - odparł taksówkarz, zatrzymując pojazd pod białą willą.
- Odliczone - Noah rzucił pieniądze na jego wyciągniętą dłoń i czym prędzej wyskoczył z taksówki, która chwilę później odjechała, zostawiając za sobą jedynie smród spalin.
Ciemnowłosy triumfalnie spojrzał na znajdujący się za płotem budynek i ruszył w stronę furtki. Już miał nacisnąć przycisk domofonu, gdy ktoś gwałtownie otworzył drzwi wejściowe.
- Do widzenia, Cath - usłyszał, a na zewnątrz wyskoczył postawny, blondwłosy chłopak. Zatrzasnąwszy za sobą drzwi, schował twarz w dłonie, próbując uregulować przyspieszony oddech. Minęła chwila, zanim ruszył w stronę furtki i ujrzał stojącego po drugiej stronie chłopaka.
- Czego tu szukasz? - warknął niemiło, chwytając dłońmi metalowych prętów furtki.
- Ja w odwiedziny do Ashtona Irwina - powiedział, nie mogąc ukryć szyderczego uśmiechu. Blondyn od razu go wyłapał.
- Coś mi się nie wydaje - rzucił oschle - Zjeżdżaj stąd
Blondyn pchnął bramę, wychodząc z posiadłości Irwina. Już chciał się oddalić, gdy chłopak stojący pod furtką gwałtownie złapał go za bluzę, przyciskając do płotu.
- Muszę się zobaczyć z Cath - warknął, przybliżając swoją twarz do jego, o dziwo, spokojnej.
- Aaa, więc to ty - pokiwał głową, szeroko się uśmiechając, jakby nagle wszystko zaczęło do niego docierać - Chyba nie wydaje ci się, że cię do niej wpuszczę. Ani ja, ani tym bardziej Ashton nie pozwoli ci się do niej zbliżyć. Sporo się o tobie nasłuchałem ostatnimi czasy
- Mam nadzieję, że samych pozytywów - uśmiechnął się, mocniej zaciskając dłonie na jego bluzie. Niespodziewanie blondyn odepchnął go od siebie na tyle mocno, że Noah, który nie spodziewał się ataku z jego strony, zatoczył się, upadając na chodnik.
- Jak śmiesz - warknął, czym prędzej podnosząc się z ziemi i ze zdwojoną siłą rzucając na gotowego do walki chłopaka.
- Nie skrzywdzisz jej już nigdy więcej, rozumiesz?! - ryknął blondyn, wymierzając pierwszy cios w brzuch ciemnowłosego.
***
Szybko wyprostowałam się, słysząc dobiegające z dworu krzyki. Sprzątaczka również je usłyszała.
- Michael! – pisnęłam poddenerwowana, od razu rzucając się w stronę drzwi wyjściowych. Wybiegłam na dwór w samych skarpetkach, zmierzając w stronę dobiegających odgłosów walki. Drżącymi dłońmi otworzyłam masywną furtkę, wypadając na ulicę.
- Cath, wracaj do środka! - wykrzyknął Michael, zanim ciemnowłosy chłopak wymierzył mu cios prosto w policzek. Gdy blondyn upadł, z głośnym jękiem uderzając o betonowy chodnik, jego napastnik wyprostował się, spoglądając wprost na mnie. W momencie poczułam, jak grunt zapada mi się pod nogami, gdy spod ciemnego kaptura ujrzałam tak dobrze znaną mi twarz. Widząc leżącego na chodniku Michaela, który z wymalowanym na twarzy bólem próbuje podnieść się do siadu, poczułam, jak serce rozrywa mi się na kawałki. Nie wiedziałam, czy ruszyć mu na pomoc, czy lepiej schować się w domu, byle jak najdalej od Noah. Blondyn oblizał zakrwawioną wargę i trzymając się za nos, spoglądał z niepokojem to na mnie, to na ciemnowłosego.
- Miło cię widzieć - uśmiechnął się szyderczo Noah.
W momencie podjęłam decyzję. Nie zważając na stojącego tuż obok Noah, podbiegłam do Michaela i ukucnęłam obok niego. Położyłam dłoń na jego barku, delikatnie próbując odciągnąć jego dłoń od krwawiącego nosa.
- Idź do domu, Cath. Powiedz Melanie, żeby wezwała policję. Mną się nie przejmuj – odepchnął mnie bez przekonania, bo wiedział doskonale, że i tak się go nie posłucham.
- Boli cię? – spytałam drżącym głosem, czując na swoim karku oddech Noah. Nie widziałam jego twarzy, jednak dokładnie mogłam wyobrazić sobie ten kpiący uśmieszek na jego ustach, gdy przyglądał się moim marnym poczynaniom.
- Cath, proszę cię – powiedział jeszcze ciszej – Schowaj się w domu, poczekaj na Ashtona
- Proszę, proszę – usłyszałam nad sobą jego ohydny głos – O wilku mowa
Niepewnie odwróciłam się za siebie. Noah oddalił się już na pewną odległość i kroczył z stronę stojącej na chodniku postaci.
- I co ci to dało? – usłyszałam zdenerwowany głos Ashtona - Przyleciałeś do Los Angeles, pobiłeś mojego przyjaciela i chcesz zabrać Cath z powrotem do Glasgow? Zmusić ją, by wsiadła z tobą do samolotu? Żeby znów była nieszczęśliwa, ale żebyś ty miał satysfakcję, że dokonałeś postawionego sobie celu?
- Jej miejsce jest w Glasgow – odezwał się Noah - Obok ciotki
- Nie ty będziesz decydował, gdzie jest jej miejsce. Cath sama podjęła decyzję o przylocie tutaj. Nikt jej do niczego nie zmusił, ani nie zaszantażował, jak to doskonale podkoloryzowałeś mediom
- Możesz przestać odpowiadać za nią? - warknął Noah. Podchodząc zdecydowanie zbyt blisko Ashtona, który przyjął kamienną twarz i dzielnie wytrzymywał jego spojrzenie. Od widoku dwóch gotowych do walki mężczyzn odciągnął mnie Michael, szarpiąc za nogawkę moich spodni.
- Zrób coś – powiedział piskliwie – Bo inaczej zaraz poleje się krew
Nieśmiało przytaknęłam, ponownie przenosząc wzrok na dwójkę mężczyzn.
- Taka jest prawda – przemogłam się, odpowiadając łamliwym, przestraszonym głosem. W końcu Noah i Ashton przestali zajmować się sobą i spojrzeli na mnie oraz uczepionego mojej nogawki Michaela, plującego krwią - Sama chciałam tu przylecieć. Zacząć nowe życie. Nie mogłam zostać w Glasgow i żyć w niepewności, że znowu mnie skrzywdzisz. Psychicznie czy fizycznie. Nie wiem, czy twój przylot tutaj miał mi coś udowodnić? Za żadne skarby nie wsiadłabym teraz z tobą do samolotu, zostawiając tutaj ludzi, których kocham
- A więc to o to chodzi? - zaśmiał się - Cudowne love story? Jak te wszystkie denne historie z nędznych fan fictions? Błagam cię, Cath – prychnął lekceważąco – To tak nie działa
- Czemu aż tak bardzo ci zależy, żebym wróciła? Czemu nie możesz pogodzić się z faktem, że zaczęłam nowy etap w swoim życiu? Nie jestem twoją własnością i nie masz prawa decydować o mnie i o moim życiu
- A co z twoją ciotką? Z Grace? Z twoją matką, która przyleciała do Glasgow zobaczyć się z ukochaną córką po latach rozłąki?
- Nie próbuj brać mnie na litość! One wszystkie szanują moją decyzję. Szkoda tylko, że jeszcze ty nie potrafisz się z nią pogodzić
- Wiesz dlaczego do cholery nie mogę się z nią pogodzić?! - ryknął - Bo mi na tobie zależy, Cath! Martwię się o ciebie, jestem zazdrosny i serce pęka mi na kawałki, kiedy nie wiem, co się z tobą dzieje
- Skoro ci zależy, pozwól jej tu zostać i być szczęśliwą - wtrącił Ashton.
- Nikt się ciebie nie pytał o zdanie, zjebie! – ryknął Noah i wymierzył cios. Schowałam twarz w dłoniach, a z mojego gardła wydobył się przerażony pisk. Ukucnęłam na środku ulicy, chowając głowę pomiędzy kolana. Słyszałam tylko swój szloch i przebijające się przez niego krzyki Michaela, który jak na sygnał podniósł się z betonu i ruszył swojemu przyjacielowi na pomoc.
- Chodź! – usłyszałam tylko, gdy ktoś gwałtownie podniósł mnie do pionu. Otworzyłam oczy i ujrzałam bladą twarz Ashtona, który ciągnął mnie za sobą w stronę otwartej przez Michaela furtki. Gdy całą trójką bezpiecznie znaleźliśmy się na terenie posesji, spojrzałam za ramię szatyna na rozciągającą się za nami ulicę.
Noah spojrzał na mnie po raz ostatni. Rozluźnił zaciśniętą w pięść dłoń i przymknął oczy, starając się uregulować przyspieszony oddech. Przetarł dłonią wilgotne oczy i zarzucił na włosy ciemny kaptur. Zrobił w tył zwrot i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
- Chodźmy panienko – usłyszałam nad głową zmartwiony głos gosposi Ashtona, która delikatnie złapała mnie w pasie i poprowadziła w kierunku otwartych drzwi wejściowych.
Wtedy widziałam go po raz ostatni.
x x x x
Witam wszystkich czytelników!
Z małym opóźnieniem, ale pojawił się PRZEDOSTATNI rozdział Alone Together ( nie licząc epilogu i... małego bonusiku ;) )
Jak wam się podobał? Wyraźcie swoje opinie i jak zawsze gorąco was zachęcam do tweetowania pod #AloneTogetherFF
Następny rozdział już w czwartek ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro