Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23. Kalifornia

Ciotka Helen wstała dość wcześnie i zaczęła szykować się do pracy. Jak to miała w zwyczaju, zaparzyła sobie kubek swojej ulubionej kawy i przygotowała owsiankę - dla siebie i dla swojej siostrzenicy, która po zakończeniu egzaminów miała kilka dni wolnego przed oficjalnym dniem zakończenia szkoły.

- Cath! Chodź na owsiankę! - krzyknęła, stawiając na stole dwie miseczki ze śniadaniem. Usiadła i zaczęła jeść swoją porcję, jednak coś jej nie pasowało.

Lukey, który zawsze gdy usłyszał jakikolwiek najmniejszy nawet szmer dochodzący z pokoju nastolatki, od razu biegł na górę, tym razem leżał przy schodach, smutno wpatrując się w drzwi wejściowe.

Helen oparła łyżeczkę o brzeg miseczki i podniosła się z miejsca, a szmer odsuwanego krzesła nie poruszył leżącego psiaka.

- Wszystko w porządku, Lukey? - podeszła do zwierzaka, delikatnie głaszcząc jego łebek - Może trzeba zabrać cię do weterynarza?

Kobieta weszła po schodach, nawołując imię swojej siostrzenicy - niestety bez odzewu. Było to dziwne, ponieważ nastolatka nie spała nigdy do tak późna, a na każde jej zawołanie nie stawiała oporów i przychodziła dowiedzieć się, czego ciotka od niej chce.

Helen zatrzymała się przy drzwiach do pokoju Catherine i delikatnie zapukała. Po chwili powtórzyła czynność, a gdy również nie usłyszała odpowiedzi, pociągnęła za klamkę.

- O mój Boże - wydusiła z siebie, widząc starannie zaścielone łóżko, zasłonięte okno, wywrócony kosz na śmieci i otwartą szafę, z której poznikało parę rzeczy. Łącząc fakty kobieta zaczęła rozumieć, co się stało...

 

***

 

Odetchnęłam z ulgą, szeroko uśmiechając się pod nosem, gdy samolot nareszcie wylądował, a pasażerowie zaczęli szykować się do wyjścia. Poczekałam, aż wszyscy opuszczą samolot i wygramoliłam się z niego na samym końcu, grzecznie żegnając się ze stojącą obok wyjścia stewardessą.

Gdy wyszłam na zewnątrz, o mało nie zaczęłam piszczeć, jak mała, podekscytowana dziewczynka. Z zachwytem obróciłam się wokół własnej osi, podziwiając rozciągające się wokół lotniska palmy i błyszczący w oddali ocean. Ściągnęłam z głowy swój kaptur, czując znacznie różniącą się od tej w Glasgow temperaturę. Patrząc w dal mogłam dostrzec, jak ziemia paruje. Podciągnęłam rękawy bluzy i ruszyłam przed siebie, chcąc złapać pierwszą lepszą taksówkę.

 

***

 

Ciotka Helen zaparkowała samochód i wysiadła z niego, pośpiesznie zakluczając. Nie dbając o fryzurę, która pod wpływem wiatru rozwiała się we wszystkie strony, przekroczyła furtkę i skierowała się do drzwi wejściowych niewielkiego domu z czerwonej cegły. Nacisnęła dzwonek i nie musiała długo czekać, aż w progu pojawiła się kobieta - wysoka, czarnowłosa, którą kojarzyła ze sklepu.

- Dzień dobry - przywitała się szybko - Czy zastałam Noah? Muszę z nim pilnie porozmawiać

- Tak, jest w swoim pokoju - odparła, otwierając szerzej drzwi - Proszę wejść, zaraz go zawołam

- Dziękuję, ale poczekam na zewnątrz

Czarnowłosa skinęła głową i odeszła w głąb mieszkania, nawołując imię swojego syna.

- Noah! Masz gościa!

Minęła chwila, gdy Helen usłyszała skrzypnięcie schodów, a w drzwiach domu pojawił się wysoki, ciemnowłosy chłopak.

- A, ciocia Cath! - uśmiechnął się szarmancko, rozpoznając kobietę - W czym mogę pomóc?

- Nie wiesz, gdzie jest Cath? - wyrzuciła szybko.

- Nie - zmarszczył brwi - Ostatnio nie utrzymywaliśmy kontaktu. Coś się stało?

- Zniknęła. Ona, jej rzeczy. Jeszcze wczoraj wieczorem z nią rozmawiałam, a rano już jej nie było - wyłkała, a po jej policzkach popłynęły kolejne wylane tego dnia łzy. Catherine była dla niej jak własna córka, nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś się jej stało.

- Cholera - syknął chłopak, pochylając się do wieszaka po swoją bluzę, którą szybko na siebie zarzucił, wychodząc z kobietą na zewnątrz - Coś mówiła? Pokłóciła się z panią?

- Nie - zaprzeczyła szybko - Wczoraj powiedziałam tylko, że jej matka przylatuje do Glasgow - wyjaśniła, idąc ze znacznie wyższym od siebie chłopakiem w stronę samochodu.

- Pomogę pani ją znaleźć - powiedział, zatrzaskując za nimi żelazną furtkę - Zgłosiła pani zaginięcie na policji?

- Właśnie wracam z komisariatu

- W takim razie niech jedzie pani z powrotem do domu. Muszę przeszukać jej komputer. Obawiam się, że wiem, gdzie może się znajdować
 

***

 

- Dzień dobry - przywitał się taksówkarz, gdy zajęłam miejsce na tylnym siedzeniu, zatrzaskując za sobą drzwi - Dokąd jedziemy?

- Chwila - spuściłam głowę, grzebiąc w przedniej kieszeni swoich spodni. Kierowca odwrócił się w stronę kierunku jazdy, opierając dłonie o kierownicę. Wyjęłam żółtą, nieco pogiętą karteczkę i podałam mu ją - Pod ten adres poproszę

Mężczyzna odebrał kwitek, dokładnie analizując zapisany na nim adres.

- Się robi - uśmiechnął się, odpalając silnik i włączając się do ruchu - Za piętnaście minut będziemy na miejscu

- Świetnie - mimowolnie odwzajemniłam uśmiech, wygodnie opierając się o szarą tapicerkę.

***

Helen i Noah wysiedli z samochodu, a z radiowozu stojącego pod domem kobiety w tym samym czasie wysiadło dwóch policjantów.

- Znaleźliście ją? - spytała z nadzieję w głosie, podchodząc do mundurowych. Noah stanął z tyłu, chcąc przysłuchać się rozmowie.

- Niestety nie - pokręcił głową jeden z nich - Ale namierzyliśmy jej telefon - mężczyzna spojrzał na swojego partnera, który ciężko westchnął świadomy tego, że będzie musiał przekazać kobiecie smutną wiadomość.

- Urządzenie namierzono w rzece, dobre kilkanaście kilometrów stąd

- C-czy - zaczęła Helen, która mocno pobladła na twarzy - Czy ona... czy ona...

- Niemożliwe - wtrącił stojący za nią nastolatek - Mógłbym wejść do jej pokoju?

- Po co grzebać w jej rzeczach, skoro dziewczyna nie żyje? - spytał beznamiętnie mundurowy, nie zważając na ledwo trzymającą się na nogach kobietę, która aby utrzymać równowagę musiała oprzeć się o maskę radiowozu.

- Catherine żyje - zaakcentował Noah, mrużąc oczy - Chcę tylko się upewnić, że jest tam, gdzie przypuszczam. Ba, gdzie jestem pewien, że jest!

- Idź - wysapała kobieta, przecierając spocone czoło wierzchem dłoni. Odbiła się od maski samochodu i razem z nastolatkiem, w asyście dwójki zaciekawionych policjantów, ruszyła w stronę domu.

***

- Po raz pierwszy jest pani w LA? - spytał taksówkarz, widząc, jak z zachwytem oglądam każdy mijany budynek.

- Tak - uśmiechnęłam się - Jest tutaj naprawdę pięknie

- A na ile pani zostaje? Tak z ciekawości pytam. Miejsc jest tutaj do zwiedzania na kilka tygodni!

- Chyba na zawsze - zaśmiałam się, co również wywołało uśmiech na ustach mężczyzny, który wrzucił kierunkowskaz i zjechał z głównej drogi, wjeżdżając na osiedle mieszkalne, mieszczące się niedaleko wybrzeża.

***

- Cholera! - wrzasnął Noah, uderzając pięścią o blat stołu - Cwaniara przecięła kabel od ładowarki!

Ciotka Helen, opierająca się o bok szafy, obgryzała z niepokojem paznokcie u lewej ręki, a mundurowi siedzieli posłusznie na zaścielonym łóżku, zaglądając nastolatkowi przez ramię i doglądając jego poczynań.

- Nie może pan uruchomić go bez ładowarki? - wtrącił jeden z policjantów.

- Jest rozładowany - syknął, agresywnie klikając w przycisk odpowiadający za uruchomienie urządzenia.

- Możesz mi powiedzieć, co takiego znajduje się na tym komputerze? - wtrąciła łamliwym głosem Helen - Noah, może ona naprawdę... się zabiła - po wypowiedzeniu tych słów kobieta znów zalała się łzami - Dziękuję - wyłkała, odbierając od jednego z mundurowych materiałową chusteczkę.

Noah odepchnął się od blatu biurka, sięgając do kieszeni bluzy po swój telefon. Wybrał odpowiedni numer i przyłożył urządzenie do ucha, czekając na sygnał.

- Cześć stary, sprawa jest - odezwał się - Znalazłbyś u siebie ładowarkę do HP? - zmarszczył brwi, odszukując na urządzeniu naklejkę z opisem modelu.

Pozostali przypatrywali mu się z uwagą, słuchając, jak podaje dokładny numer modelu.

- Okej, to super - uśmiechnął się lekko - Za pięć minut jestem u ciebie ze sprzętem

***

- To tutaj - taksówkarz zatrzymał pojazd.

- Dziękuję bardzo - uśmiechnęłam się, kładąc na jego otwartej dłoni dwa banknoty - Reszta napiwku

- Ależ dziękuję, szanownej panience - skinął, unosząc do góry swój beret - Życzę miłego pobytu w Kalifornii

Na odchodne rzuciłam mu tylko serdeczny uśmiech i wygramoliłam się z taksówki. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, a pojazd ruszył w dalszą drogę. Klasnęłam w dłonie, piszcząc pod nosem, gdy moim oczom ukazała się duża, biała willa, ogrodzona wysokim płotem. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam w stronę furtki. Już miałam nacisnąć znajdujący się przy wejściu domofon, gdy drzwi domostwa się otworzyły i na zewnątrz wyszedł wysoki mulat, trzymający niezapalonego papierosa między zębami. Gdy mnie zobaczył, fajka spadła mu na ziemię, a usta uformowały się w szeroki uśmiech.

- O żesz w mordę! - krzyknął, podbiegając do furtki - Cath! Nie wierzę własnym oczom! To ty, to ty, to ty! To naprawdę ty!

Gdy furtka wydała z siebie cichy pisk, a basista otworzył ją, wpuszczając mnie do środka, od razu rzuciliśmy się sobie w ramiona, entuzjastycznie piszcząc.

- Tak się cieszę, że cię widzę! - pisnęłam, zaciskając dłonie na jego szarej koszulce.

- Chodź - uśmiechnął się, wypuszczając mnie z uścisku i łapiąc za rękę - Ktoś tu chyba bardziej niż ja ucieszy się na twój widok

***

- Działa! - rudowłosy chłopak w okularach odsunął się od urządzenia, które nareszcie zaczęło działać. Noah przysunął się bliżej, kładąc dłonie na klawiaturze.

- Dzięki, brachu - klepnął po plecach chłopaka, który od razu się zarumienił. Nieczęsto ktoś za coś mu dziękował, a już na pewno nikt z elity szkoły. Bill należał do grona szkolnych kujonów i mocno się zdziwił, gdy dostał telefon akurat wtedy, gdy przechodził kolejny level swojej ukochanej gry. O mało nie zachłysnął się energetykiem, gdy na wyświetlaczu pojawiło się imię kapitana szkolnej drużyny. Czuł się zaszczycony, że mógł pomóc Noah, pożyczając mu ładowarkę i hakując hasło do przyniesionego przez chłopaka laptopa.

- I co? - wtrąciła ciotka Helen, przyglądająca się poczynaniom Noah.

- Wiedziałem - uśmiechnął się, triumfalnie wypinając pierś do przodu - Proszę, niech pani przeczyta - odsunął się, robiąc kobiecie miejsce.

Blondwłosa pochyliła się nad urządzeniem, dokładnie analizując znajdujące się na ekranie wiadomości.

- Logan Smith? - zmarszczyła brwi, czytając dane użytkownika, z którym korespondowała jej siostrzenica - Kim on jest? I dlaczego ma na profilowym zdjęcie perkusisty tego zespołu? - pstryknęła palcami, szukając w pamięci nazwy - O, właśnie! 5 Seconds Of Summer

Po niewielkim, ciemnym pokoju rudowłosego Bill'ego rozniósł się tajemniczy rechot ciemnowłosego chłopaka.

- Proszę pani - pochylił się, będąc na tej samej wysokości, co kobieta - Bo to właśnie z nim pisała Cath - uśmiechnął się, wskazując na znajdującą się na ekranie wiadomość, z zawartym w niej adresem - I to właśnie do niego poleciała

- Przepraszam - Bill nieśmiało zwrócił na siebie uwagę pozostałej dwójki - Czy to jest ten gościu, o którym trąbiłeś na pół szkoły? Ten, z którym niby Catherine się przyjaźni?

- Dokładnie ten! - wykrzyknął radośnie - Wreszcie ludzie mi uwierzą, że nie wymyśliłem sobie tej całej bajeczki!

- J-jakiej bajeczki? - wtrąciła Helen, przecierając dłonią spocone, blade czoło.

- A, no tak - zaśmiał się, klaszcząc w dłonie - Pani o niczym nie wie!

- O czym nie wiem!? - kobieta podniosła głos - Noah, do rzeczy!

- Nakryłem ich - zniżył ton głosu, spoglądając prosto w oczy przerażonej kobiety - Jak ten typ dzwonił do niej przez video rozmowę. Chyba im przerwałem - cmoknął, unosząc wysoko brwi - Wie pani... seks przez internet i te sprawy

- Nie, nie, nie - Helen odbiła się od biurka, przechodząc na drugi koniec pokoju Bill'ego - Moja Cath nie byłaby zdolna do takich rzeczy. A Ashton... przecież to porządny chłopak!

- Skąd taka pewność? - wyprostował się, krzyżując ręce na piersi - Zna go pani osobiście? Rozmawiała z nim? Niby dlaczego Cath nie powiedziała nikomu o znajomości z tym typem? - Noah podszedł do okna, odsłaniając lekko żaluzję i wyglądając na ulicę - Takie znane osobistości są najgorsze. Sława uderzy im do głowy, zachce się jakiś chorych zabaw. Kto wie, czy jej nie uprowadził. Nie wepchnie w jakąś pułapkę. Niby skąd Cath mogłaby mieć pieniądze na bilet do Los Angeles? Jeden kosztuje fortunę!

Monolog chłopaka przerwało ciche pukanie do drzwi.

- Proszę - odezwał się słabo Bill, mocniej wgniatając się w oparcie swojego fotela.

Drzwi się otworzyły, a w progu stanął jeden z policjantów, którzy razem z Noah i Helen przyjechali do Bill'ego. Cały czas siedzieli na zewnątrz w radiowozie, jednak długa nieobecność bliskich uciekinierki zaczęła ich niepokoić.

- Wszystko w porządku? - spytał mężczyzna.

- Proszę dopisać do akt sprawy, że dziewczyna została zaszantażowana i uprowadzona przez znanego na całym świecie perkusistę Ashtona Irwina - wypalił Noah, gwałtownie puszczając roletę.





x x x x

Ale się porobiło... 🙊

Pamiętajcie o #AloneTogetherFF na Twitterze! xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro