04. Blood Sweat & Tears
Kochanie, to nic, jeśli się upiję, wszak upijam się Tobą.
Zataczała się. Kroczyła z dumą przed siebie, a jednak wyglądała dosyć żałośnie. Choć Jimin nie chciał za nią iść, to nie mógł tak po prostu jej zostawić. Martwił się o nieznajomą, która najwidoczniej wypiła dużo alkoholu, o wiele więcej niż powinna. Było to dla niego irytujące i męczące, ale jednak podniósł się i wyszedł za nią z tego nieznanego sobie pubu.
Na zewnątrz było chłodno i choć powitał ich już ranek, to gęsta mgła otoczyła niczym szal, wszystko, co mieli w zasięgu wzroku. W powietrzu unosiła się wilgoć, na trawnikach pojawiła się rosa. Wyczuł delikatny zapach, orzeźwiające cytrusy: pomarańcza, lima, mandarynka, bergamotka. Jej perfumy były subtelne i tak bardzo różniły się od tych, które niegdyś znał. Ona nie była nią.
Popatrzył na miejsce, w którym chwile temu jeszcze stała, a teraz zanotował, że dziewczyna, skierowała się w stronę końca ulicy. Jej kroki, jakby taneczne, ale niepewne, dosyć niezgrabne i takie inne, sprawiały, że podjął trop. Nie wiedział dlaczego? Jednak coś, może sumienie lub poczucie przyzwoitości, nakazało mu ruszyć jej śladem. Czuł się w powinności, ponieważ to on, postawił jej pierwszą, a potem i drugą kolejkę dość mocnego szkockiego alkoholu.
Obserwowanie pijanej kobiety nie należało do jego zainteresowań. Tak naprawdę, Jimin patrzył tylko na jedną, tą, która jeszcze kilka godzin temu, bezwstydnie całowała innego. A teraz widział dziewczynę, lekko dziwaczną, z delikatnie kręconymi brązowymi włosami i bursztynowymi tęczówkami, w podobnym kolorze, co wypity przez nią napitek. Jej usta, choć w pubie zamknięte, teraz otwierały się szeroko, wyrzucając z siebie coraz to nowsze obelgi.
— Ty chuju! — W końcu wyrzuciła z siebie, opadając na krawężnik. Nie wiedział, czy to mówiła do niego, czy może do przestrzeni? Było to dosyć dziwne i Park poczuł konsternacje. — Zabrałeś mi siedem lat! Odebrałeś młodość, nadzieję i wiarę w to uczucie... Tak bardzo cię nienawidzę!
Zamrugał oczami. Nie wiedział, co ma myśleć o całym incydencie. Dlaczego dziewczyna, tajemnicza i opanowana w pubie, teraz zdenerwowała się i w napadzie, zaczęła używać słów, które po prostu nie przystoiły damie? Czy ona także utraciła swą miłość? Czy jej partner zdradził z kimś innym? Czy mogła go zrozumieć?
W pewnym momencie zatrzymał się obok i zorientował, że ktoś go woła. Zamrugał ponownie. Długa, smukła dłoń wzniosła się w powietrze, wskazując na niego.
— Śledzisz mnie? — powiedziała nieznajoma, mrużąc oczy. — Po co za mną idziesz?
Jimin chciał się odezwać, coś powiedzieć, wytłumaczyć się i po prostu odejść. Ale nie potrafił. Nie kiedy ich spojrzenia się spotkały. W jej oczach była jakaś nutka niepokoju i... smutku. Jej oczy były zaczerwienione od łez, a policzki zaróżowione bynajmniej nie od wstydu. W końcu otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz dziewczyna wstała i ruszyła przed siebie.
Balansowała między jedną krawędzią chodnika a drugą. Unosiła wysoko nogi, wymachiwała rękami, ponownie kogoś zwyzywała, a na końcu zamilkła, całkowicie się poddając. Usłyszał, jak z jej gardła wydobył się szloch. Ona płakała.
Domyślił się, że to nie tylko nadmiar alkoholu. Kobieta była nieszczęśliwa. Nie trzeba było czytać jej w myślach. Jimin nie był głupi. Potrafił odczytać ludzkie emocje. A z tej kobity wręcz emanowało ciepło. Była niczym ogień.
Ponownie ruszył jej śladem. Obserwował z bezpiecznej pięciometrowej odległości, jak z trudem drepcze po brukowanej kostce i dociera do jednej z dzielnic. Przystanęła przed klatką, unosząc głowę do góry. Jimin dostrzegł, jak uśmiecha się szeroko, kiwając się na boki. Nim jednak do końca straciła równowagę, złapał ją, zakleszczając w objęciach.
Patrzył na jej twarz, teraz niebezpiecznie bliską jego, zdziwionej. Bursztynowe oczy, błyszczące i ufne, rozszerzyły się w zdumieniu. A potem, nim zdążył cokolwiek zrobić, po prostu musnęła jego wargi. W najbardziej nienormalnym i dziwnym pocałunku, którego w swoim życiu doświadczył.
Jej usta były ciepłe. Smakowały szkocką, wymieszaną z miętowym oddechem. Delikatne, miękkie i tak bardzo inne od tych, które wcześniej znał. Pomimo tego, że powinien się oderwać, nie potrafił. A może nie chciał? Czy to możliwe, że ta dziewczyna, którą poznał tak przypadkowo, będzie mieć znaczenie w jego przygodzie zwanej życiem?
Jimin trzymał jej drobne ciało w objęciach, teraz tak lekkie i ciepłe. W innych okolicznościach najpewniej by postawił ja na nogi, a potem bez słowa odszedł. Możliwe, że skarcił, za nierozwagę, albo nawet przeklął głupotę. Jednak teraz czuł, że to on był głupcem. Hebes całujący nieznajomą kobietę, w nieznajomym miejscu i nieznajomym czasie.
Wszystko w nim krzyczało, aby przestał i się opamiętał Postawił ją bezpiecznie i wycofał się, dopóki było to jeszcze możliwe. Dlaczego więc jednak, stał jak słup soli i całował jej miękkie, malinowe wargi?
Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro