2. Czas Poważnych Decyzji
Do wyjazdu przyjaciół do Hogwaru został niecały tydzień. Maximus - po mimo tego iż bardzo pragnął tego, aby ponownie przyjęli go do Hogwartu - nie był zbyt szczęśliwy z powrotu do szkoły. Miał wrażenie, że tylko on tak naprawdę zdaje sobie sprawę z tego, że Hogwart nie będzie taki sam, w końcu z pewnością nawet grono uczniowskie podlegnie zmianie i Max wcale nie myślał o nowych uczniach, a o tych którzy już nigdy nie wrócą w mury szkoły, tylko dlatego, że zostali zabici za swoje pochodzenie. Chłopak cieszył się, że Hermiona była cała i zdrowa, a z pewnością znajduje się na czarnej liście Voldemorta.
Max z westchnieniem podniósł się z łóżka na którym leżał i ruszył do kuchni na śniadanie. Być może nie stanowił sobą zbyt miłego widoku - jego włosy były w większym niż zwykle nieładzie, a ubrany wciąż był w swoją pidżamę - ale był głodny i ważniejszym dla niego było teraz jedzenie, a nie jego wygląd.
I mówiąc szczerze pozostali mieszkańcy Grimmould Place 12 nie byli zdziwieni, kiedy Max w takim stanie - i na wpół przytomny, gdyż dalej jeszcze nie był do końca wybudzony - wszedł do kuchni i zajął swoje miejsce obok Harry'ego, który tylko uśmiechnął się z czułością i zgarnął Max'a do mocnego uścisku, po czym podsunął mu pod nos talerz z tostami co chłopak przyjął nadzwyczaj radośnie, od razu wpychając sobie jednego z nich do ust.
Harry przyglądał się synowi Voldemorta z uśmiechem na wargach. Tak bardzo kochał tego sarkastycznego i pesymistycznego chłopaka, a pomyśleć, że kiedyś był pewien, że zakochał się w Ginny Weasley. Ona już o nim zapomniała bo zajęta była swoim nowym chłopakiem - Dean'em Thomas'em, a tak naprawdę to dopiero Max pokazał mu czym jest miłość.
W kuchni panowała komfortowa cisza, którą przerywały tylko dźwięki sztućców, a po chwili również głośne trzaśnięcie drzwiami. Wszyscy machinalnie podnieśli różdżki i skierowali je w stronę wejścia do kuchni, jednak opuścili je, gdy osobą, która wtargnęła do domu okazał się Remus.
- Widzę, że jesteście przygotowani na niebezpieczeństwo - mruknął z aprobatą.
- Cóż zawsze powtarzam: Stała czujność - powiedział Moody.
- I Max tą czujność utrzyymuje praktycznie zasypiając na stole w kuchni, ubrany w pidżamę? - zapytał Lupin.
- Możesz się śmiać, ale lepiej być w pidżamie niż całkiem nogo - powiedział obronnie Max.
- No tak, bo nago widuje go chyba tylko Harry - krzyknęli jednocześnie bliźniacy, na co zarówno Max jak i Harry zarumienili się.
- Coś się stało Lunatyku? Kiedy tu przybyłeś wyglądałeś na zdenerwowanego - wrócił do tematu Syriusz.
- Voldemort urządził kolejny rajd na mugolskie miasteczko, ale tym razem było gorzej to była totalna rzeź, z mugoli nic nie zostało - opowiedział Lunatyk.
- Jeżeli już wróciliśmy do tematu Voldemorta - zaczął pan Weasley - To Max, przed wakacjami powiedziałeś, że jesteś gotów wspierać Zakon Feniksa, jednak przez wakacje miałeś okazję zobaczyć jak bardzo jest to niebezpieczne. Więc zapytam. Czy twoja deklaracja wspierania Zakonu dalej jest aktualna?
- Tak - powiedział z mocą Max - Mówiłem, że nie chcę by ktokolwiek kojarzył mnie z moim ojcem, a jednocześnie nie chcę, aby doszedł do władzy.
- Świetnie, ale wiedz, że jeśli ponownie staniesz po stronie Voldemorta, nawet jeśli będziesz ratował wtedy czyjeś życie, to nie oczekuj, że znów cię przyjmiemy - powiedział Moody.
- Nie oczekuje. Nie dam się więcej Voldemortowi.
Jakieś komentarze? Podoba się wam w ogóle to co piszę?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro