1. Plany Czarnego Pana
Była późna noc, kiedy w siedzibie Czarnego Pana odbywało się jedno ze spotkań śmierciożerców.
W sali, gdzie przy ogromnym stole siedzieli zebrani panowała grobowa cisza, której nikt z podwładnych Czarnego Pana nie odważył się przerwać.
Sam Voldemort krążył wokół stołu, niezwykle cicho stawiając swoje bose stopy na drewnianej posadzce. Za nim dumnie pełzał jego wąż, jeden z jego horkruksów.
- Panie, co będzie teraz z chłopakiem? - odezwała się Bellatrix Lestrange - Mamy go zabić, mój panie?
Czerwone oczy Voldemorta skupiły się na niej, a kobieta poddańczo spuściła głowę w dół.
- Zabić ? - zapytał Riddle - Och w żadnym wypadku. Zdradził mnie owszem, ale w jego żyłach dalej płynie krew samego Salazara. Poza tym chłopak nie boi się śmierci, swojej w każdym razie. Zemszczę się na nim powoli, po kolei zabijając każdego z grona jego żałosnych przyjaciół, aż w końcu biegny Maximus pozostanie sam i będzie miał wiele czasu na to by zrozumieć gdzie naprawdę jest jego miejsce, a w końcu wróci do mnie z pokorą - powiedział Voldemort i zaśmiał się okrutnie, a jego poddani poszli w ślad za nim.
Tylko Malfoy'owie nie cieszyli się z takiego obrotu spraw. Co jak co, ale nie zależało im na krzywdzie chłopaka, a Lord być może nie chciał skrzywdzić go fizycznie, ale z pewnością ta cała sytuacja zostawi po sobie wielki ślad w psychice szesnastolatka.
- Maximus Riddle - powiedział Voldemort - Tak potężny, a przez te uczucia wychodzi na tak słabego i żałosnego. Myślę, że powinniśmy mu pokazać, że będzie mu się żyło lepiej bez przyjaciół i Pottera.
Na te słowa w szeregach Czarnego Pana doszło do kolejnego wybuchu radości. Nie mogli usiedzieć w miejscu na myśl, że już wkrótce Czarny Pan zezwoli im na zabicie kilku nieznośnych Groffonów.
- Aż nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie zobaczę mojego syna tak uległego i poddańczego wobec mnie, tak jak powinno być zawsze - Voldemort uśmiechnął się na swoje słowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro