Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟙 - 𝕠𝕗𝕥𝕖𝕟 𝕞𝕪 𝕥𝕙𝕠𝕦𝕘𝕙𝕥𝕤 𝕒𝕣𝕖 𝕒𝕝𝕝 𝕨𝕣𝕠𝕟𝕘

⋆·˚ ༘ *

꒦꒷︶°꒷︶°︶₊˚ʚɞ˚₊︶°︶꒦˚︶꒷꒦








Pierwszego dnia wakacji Sehun musiał wyjechać z domu, zostawiając na dwa miesiące swoje stare życie, przyjaciół i to, kim do tej pory był.

Rodzice kazali mu pożegnać się z dotychczasowym życiem, przysięgając, że nigdy już do niego nie wróci i zgodzi się na zmianę.

Nie miał innego wyjścia jak zaakceptować ich warunki i z łamiącym się sercem i gniewem na cały świat, pierwszego czerwca wsiadł w autobus, jadąc na drugi koniec kraju, na wieś, gdzie miał znajdywać się jego nowy dom.

— Naprawdę muszę tam jechać? Obiecałem przecież, że się zmienię, to dlaczego nie chcecie mi wierzyć? — Targował się Sehun, klękając na kolanach przed nieugiętymi rodzicami, którzy nie chcieli słyszeć kolejnych pustych wymówek ich jedynego syna.

Zawsze było to samo; obiecywał zmianę, przez kilka dni był spokój, potem dzwonił któryś z jego szemranych kumpli i szedł na imprezę, pojawiając się w domu dopiero po dwóch dniach, brudny, cuchnący alkoholem i bez pieniędzy.

Nie interesowała go jego przyszłość ani to, jak toczyło się jego życie teraz.

Zaprzepaścił pójście na studia, wyjeżdżając na weekend do Tajlandii, gdzie pił, palił trawę i robił za kompletnego idiotę, kończąc swoją eskapadę w więzieniu, przez wszczynanie awantur z mieszkańcami.

To była jego ostania szansa na zmianę.

Albo się ogarnie i po dwóch miesiącach wróci stary Sehun, którego wciąż wspominali rodzice, albo skończy ledwo żywy gdzieś w krzakach.

— Znowu zaczynasz? — Prychnął ojciec, kręcąc głową z niedowierzaniem. — Nikt ci nie wierzy w jakąkolwiek zmianę gówniarzu

Oh senior bywał nieugiętym mężczyzną i mimo usilnego błagania na kolanach, które powoli zaczynały go boleć od kilkunastu minutowego klękania, wciąż upierał się przy swoim.

— Naprawdę się zmienię, tato. Wypadek tego dzieciaka dał mi dużo do przemyślenia i gdy siedziałem na komisariacie, sporo rozmyślałem nad tym, jak mogę poprawić swoje życie...

— Sehun, nie uważasz, że to za późno na takie obiecanki? — Zmęczonym i płaczliwym tonem w końcu odezwała się jego matka, która do tej pory stała za jego ojcem i ściskając jego ramię, niemo patrzyła na swojego klęczącego na zimnej podłodze syna, nie próbując go bronić przed mężem.

Zawsze miał matkę po swojej stronie i paroma miłymi słówkami potrafił ją urobić, tak by kobieta robiła to co sobie zażyczył.

— Ale mamo, ja naprawdę nie chciałem jechać wtedy samochodem, Moonhak mnie podpuścił i stało się — Próbował się tłumaczyć od nowa, jednak jego słowa brzmiały pusto i fałszywie, przez co nawet on sobie nie wierzył w to co mówi.

Westchnął, ponurym wzrokiem zerkając w kąt salonu, gdzie stały dwie jego walizki.

Na próżno mu robić z siebie pajaca, oni już zadecydowali.







Przez całą drogę na dworzec autobusowy nie odezwał się ani słowem, skubiąc postrzępioną już dziurę w ciemnych dżinsach, w myślach rozmyślając nad tym, do kogo tak naprawdę go odsyłają.

Nie znał tej osoby ani jego matki, o których rozmawiali państwo Oh w samochodzie.

Na samą myśl o spędzeniu dwóch miesięcy z obcym kolesiem na śmierdzącej gnojem i ubogiej wsi, czuł, jak robi mu się niedobrze (tym razem nie było to spowodowane wypitym dzień wcześniej soju, był tego stuprocentowo pewnym).

Mógł zapomnieć o wannie z masażerem, gorącej wodzie, dostępu do internetu i telewizora, na którym mógłby grać.

A co, jeśli każą mu pracować w polu?

Sehun nie był poranną osobą i nie nadawał się do pracy w polu ani do żadnych zadań siłowych, które zmuszały go do kiwnięcia czymś więcej niż małym palcem u ręki.

Próbował ostatni raz poprosić rodziców o łaskę i odpuszczenie za surowej w jego mniemaniu kary, jednak wyrok zapadł ostatecznie z chwilą, gdy jego walizki zostały zapakowane do dużego zielonego autobusu, a on sam trzymał w dłoni pieniądze na bilet i butelkę z wodą.

Rodzice pomachali mu na odchodne i nie chcąc przeciągać w nieskończoność tą niezręczną sytuację, wrócili do samochodu i odjechali szybko, zostawiając go samego z walizkami i adresem jego nowego domu, do którego nie chciał pod żadnym pozorem trafić.

Przodkowie muszą otoczyć go opieką i pilnować by nie zrobił sobie po drodze krzywdy, gdyż bogowie tylko wiedzą, jak ciężkie to będzie lato.

Zarówno dla Sehuna jak i jego tymczasowego opiekuna.










Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro