7
Dochodzenie do siebie było podobne do wybudzania się ze snu, z tym wyjątkiem, że obraz pozostawał przez chwilę mglisty. Kolorowe plamy zawzięcie poruszające się nad moją głową, głosy, jak gdyby dochodziły do mnie zza grubej ściany.
Zamrugałam oczami, chcąc wyostrzyć obraz. Czy powinien tak długo pozostawać niewyraźny?
- Żyję, żyję, żyję... - powiedziałam uspokajająco, próbując podnieść się do pozycji siedzącej.
Gdy kontury nabrały ostrości wyróżniłam z plam poszczególne osoby o przerażonych spojrzeniach. Całe BTS obległo mnie jak jakąś atrakcję, dziewczyny dorównywały im tylko pod względem bliskości, bo miny wyrażały skrajne przerażenie.
Czyjeś ręce pomogły mi się podnieść. Raz jeszcze zakręciło mi się w głowie, tym razem, na szczęście, nieco lżej.
- Shari, co się stało? - Gemma zarzuciła mnie pierwszym z miliona pytań, które padły potem.
- Źle się poczułam - szepnęłam, rozmasowując bok głowy.
- Mocno przyrżnęłaś - jak się dowiedziałam po głosie, Taehyung podtrzymywał mnie od tyłu. Przyłożył rękę do miejsca, które jeszcze przed chwilą dotykałam, jakby chciał sprawdzić czy guz już jest duży, czy dopiero będzie. - Ty... ty masz gorączkę! - powiedział po chwili z przejęciem, kiedy przypadkiem jego ręka dotknęła mojego czoła. Swoją dużą dłonią prawie że zakrył mi oczy, podczas robienia kolejnych badań. - Masz rozpalone czoło!
Westchnęłam przeciągle, odrywając jego rękę jak ośmiornicę uczepioną do mojej twarzy. Czyli jednak noc w pokoju zrobiła swoje. Do tego nie jadłam śniadania... ani lunchu... a ani podwieczorka... generalnie... kiedy ostatni raz coś jadłam?
- To dlatego byłaś taka blada na próbie - szepnęła Nene, wracając wspomnieniami do chwili naszego wspólnego grania.
- Dziękuję za zrozumienie, ale już jest ok, mogę wstać -zapewniłam, przygotowując się do wstania. Ręce Taehyunga przytrzymały mnie w miejscu tak, że nawet poruszenie się na boki sprawiało mi kłopot.
- Nigdzie nie idziesz. Czekamy na karetkę - powiedział uparcie. Odwróciłam się do niego wściekła.
- Chyba śnicie, że dam się wozić karetkami! Tym bardziej przykuwać do szpitalnego łóżka! - zaprotestowałam, podejmując jeszcze jedną próbę wstania. Szpital równał się sprawdzeniu mojego ogólnego stanu zdrowia, który, co jak co, ale mogłam przewidzieć na... niezadowalający. Ponadto odkrycie siniaka na policzku skłoni ich do tego, by powiadomić różne pomoce społeczne i skończy się na tym, że ojciec straci poparcie i dopiero wtedy się zacznie. Nie. Do tego nie mogłam dopuścić.
Na szczęście tym razem udało mi się stanąć pewnie ( w miarę) na nogach i z pomocą paru rąk do podtrzymania zrobiłam pierwsze kroki. Uczucie otumanienia upadkiem wciąż krążyło po mojej głowie, jednakże nie było na tyle silne, bym jawnie pokazywała, że coś jest nie tak.
- Wyglądasz nieco blado - zauważył V, lustrując uważnie każdy centymetr mojej twarzy.
- Nieco? Biel cynkowa ma więcej kolorów niż ona! - artystyczna dusza Nene jak zwykle znalazła ponadprzeciętne porównanie do koloru mojej twarzy.
- Może warto wezwać... kogoś? - zasugerował nieśmiało Suga.
- Nie - zaprotestowałam raz jeszcze. - Zadzwonię... przyjadą po mnie... i będzie ok. - zakończyłam, nie mając pomysłu na jakiekolwiek pocieszenie.
W międzyczasie wykręciłam już numer do szofera z informacją, że może po mnie przyjechać. Nadal lekko skołowana pozwoliłam odprowadzić się na siedzenia, gdzie wdzięcznie osunęłam się po wygodnej podszewce. Taehyung przykucnął naprzeciw mnie, jakby wciąż i wciąż myślał o jakieś zagadce, do której to ja byłam kluczem.
Dziewczyny uparły się, że zostaną ze mną do końca. Nie byłam pewna, czy przez szczere zmartwienie moim stanem, czy z chęci spędzenia tego czasu z BTS. Rezultat był jednak zupełnie inny, bo gdy tylko rozdzoniły się ich komórki od przejętych rodziców, że nie ma ich jeszcze w domu, każda musiała czym prędzej wracać. Pożegnały się przyjaźnie z BTS i pierwszy raz mogłam być z nich dumna, że zachowały się jak na ludzi przystało. Pomijając piski zza drzwi, gdy tylko opuściły scenę, a które doskonale słyszeliśmy z naszego miejsca na widowni.
Tak więc na krótko przed przyjazdem szofera zostałam sama na pastwę całego BTS.
- Na upartego, moglibyśmy potorturować cię za brak szacunku wobec starszych - zastanowił się przez chwilę Jimin, porozumiewawczo ruszając brwiami do chłopaków.
- Mogłabym to ja zgłosić was na policję za porwanie i więżenie w schowku na miotły. Ah, i za demolowanie miejsca publicznego - przypomniałam sobie. Ile jeszcze razy będę musiała im to przypominać?
- Ależ nie zgłosisz - J-Hope był jakoś wyjątkowo pewny tego stwierdzenia.
- Dowiecie się a propos waszego zachowania w przyszłości - odparłam, łapiąc za telefon. Auto czekało. - Na mnie już pora - rzuciłam im, podnosząc się z siedzenia.
Ta chwila nie była długa, jednak moje samopoczucie pogorszyło się w jej przeciągu jakieś... dwanaście razy. Dreszcze na całym ciele, piekące, suche oczy, ból w stawach, od którego najchętniej wyrwałoby się wszystkie kończyny, nieprzyjemne uczucie w karku i na plecach, szybko bijące serce... ot, takie podstawowe objawy grypy czy mocnego przeziębienia.
- Chodź, odprowadzę cię, zanim znowu wylądujesz na podłodze - zakomunikował Taehyung, bynajmniej nie tonem pytającym o przyzwolenie. Z braku chęci, a przede wszystkim sił zgodziłam się, by asekuracyjnie szedł przy moim boku.
Pożegnałam się niemrawo ze stacją bazową i ruszyłam w kierunku wyjścia.
- Siniak na policzku, przemęczenie, do tego wygląda, że zachorowałaś... dziewczyno, w co ty się wczoraj wpakowałaś? - V poruszył ten temat, gdy tylko zyskaliśmy bezpieczną odległość od reszty. Wpakowałam? Raczej ktoś wpakował mnie...
- Biegłam przez deszcz, pewnie zawiało mnie przez klimatyzację w aucie - ułożyłam perfekcyjnie brzmiące kłamstwo na poczekaniu.
- A to twoje „ubrudzenie"? - szedł teraz tyłem, wskazawszy palcem na policzek.
- Już ci mówiłam - przystanęłam w miejscu. - Zostaw ten temat.
- Shari, jeśli ktoś cię bije... - wyszeptał zawzięcie.
- To co? Znajdziesz go? Sam go pobijesz, żeby dał mi spokój? Coś w ogóle tym zdziałasz? Nie wiesz nic, dlatego proszę cię, żebyś to zostawił - powiedziałam, słysząc swój błagalny ton.
- Przynajmniej wiem, że to nie ubrudzenie - wzruszył ramionami, bynajmniej nie rezygnując ze swojej poważnej miny. - A poza tym, zdziwiłabyś się, jaki potrafię być... przekonujący.
Bo jeszcze uwierzę, że byłbyś w stanie przemówić mojemu ojcu do rozsądku, prychnęłam z goryczą w myślach. Bo jeszcze uwierzę, że mógłbyś mnie od tego uchronić...
- To nie jest osoba, którą da się „przekonać", jak sam to ująłeś - z trudem zmusiłam się do wznowienia ruchu.
- W porządku, przeszliśmy od ubrudzenia, przez „kogoś", kto ci to zrobił, a teraz przynajmniej wiem, że nie zlała cię jakaś starsza koleżanka z klasy. Jesteśmy na dobrej drodze - wyglądał na zadowolonego ze swoich zdolności wyciągania ze mnie informacji.
- Oppa - zmusiłam się do ponownego przystanięcia, choć ból w stawach przybierał na sile. - Nie mówię tego dla podniesienia dramatyzmu sytuacji. Mówię to, bo ingerowanie w „jego" sprawy, a już na pewno stawanie mu na drodze, dla wszystkich kończy się źle. Jestem wdzięczna za... oferowanie pomocy, ale nie mogę ci pozwolić, żebyś wmawiał sobie, że wszystko załatwisz. Rzeczy nie są takie proste, na jakie wyglądają, oppa. Nigdy nie są.
Powiedziawszy to raz jeszcze ruszyłam przed siebie, tym razem pokonując dzielącą mnie odległość od głównych drzwi filharmonii. Szofer jak zwykle stał w tym samym miejscu i przywitał mnie tym samym sztywnym ukłonem. Czasem zastanawiałam się, czy ten człowiek przejawiał kiedykolwiek oznaki uczuć... emocji... odstępstw od rutyny.
Trzask drzwi i zawołanie raz jeszcze zatrzymało mnie w miejscu.
- Lu Shari. Rzeczy nigdy nie są takie proste, na jakie wyglądają - zacytował mnie, z cwanym uśmieszkiem. - Ale kto powiedział, że również nie aż tak skomplikowane, jak się spodziewasz.
Powtarzając sobie to irracjonalne stwierdzenie, zapakowałam się do auta i tak, jak to było w pierwszy dzień, postać chłopaka była tym, co widziałam na długo potem, gdy zniknął mi z oczu.
=====================================================================================
Poniedziałeczek, poniedziunio... nope, takie zdrobnienie pasuje tylko do piatku ;__; jakoś tak mnie tknęło, żeby dodać rozdzialik dzisiaj :D Miałam ostatnio nieco czasu, by dopisać coś do tego ff, dlatego już nie kisnę, że rozdziały skończą mi się w trakcie roku, a nawet będę mogła dodać coś ekstra :D A więc no... chyba tyle ;___;
<tia, wiem, krótko xD>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro