6
Podkład leciał bezpośrednio z taśmy, stacja bazowa, jak zwykłam nazywać BTS, tańczyła do piosenki z zawzięciem, jakiego nie udało mi się widzieć nigdy wcześniej.
Dziewczyny po cichu zajęły miejsca w loży – niemalże że po kryjomu, jak szpiedzy.
Ja od wejścia skupiłam spojrzenie tylko na jednej osobie. V tańczył właśnie w centrum i tylko mogłam zgadywać, że ten niski, brutalny głos należy do niego.
Cały zespół poruszał się z zadziwiającą harmonią, byli zgrani w każdym ruchu – bez wątpienia choreograf odwalił tu niezłą robotę.
Opadłam na jedno z siedzeń i uważnie obserwowałam Taehyunga z mojego ciemnego ukrycia. Z początku charyzma, z jaką obnosił się na scenie, wydała mi się śmieszna i... no po prostu zabawna i w rezultacie co chwilę musiałam dusić wybuchy śmiechu, gdy na jego twarzy pojawiało się napięcie, tym bardziej, jeśli imitował cierpienie. Jednakże wraz z czasem to, co pokazywał zaczęło wzbudzać we mnie podziw. Sama wiedziałam, że niełatwo jest tak bardzo wczuć się w muzykę, by oprócz dbania o każdy szczegół w tworzeniu jej, pokazywać jeszcze emocje. Może taniec w połączeniu ze śpiewaniem nie był tym samym co gra na skrzypcach, jednak mowa o tym samym – o pokazywaniu emocji na scenie. Chociaż w orkiestrze nie było to wskazane, występy solowe były o tyle piękne, gdy grający tak bardzo wczuwał się w muzykę, że często kończył koncert we łzach... podobnie jak połowa publiczności.
Muzyka raptownie się urwała, a sala ponownie rozbłysła światłami. Przerażone odkryłyśmy, że byłyśmy teraz widoczne jak na tacy. Popatrzyłyśmy po sobie skrzywione.
- Nasza skrzypaczka! – usłyszałam zawołanie ze sceny poniżej. Zerknęłam w tymże kierunku, napotykając siedem par oczu wpatrzonych we mnie ze zdziwieniem.
- Oto ja – zakrzyknęłam, uniósłszy rękę w górę, jak lord witający się z tłumem.
- Mówiłem, że przyjdzie, chociażby z ciekawości – Jimin parsknął śmiechem, przybijając z J-Hopem piątkę... a więc poszli w zakłady?
- Przyszłam w trosce o stan sceny – odparłam, opierając się o barierkę.
- Chodź i przedstaw nam swoje koleżanki, a nie będziesz nas krytykować z góry – krzyknął lider z cwanym uśmieszkiem.
Zanim zdążyłam zaprotestować, dziewczyny już ciągnęły mnie do wyjścia z loży, a zaraz potem schodami w dół, by ostatecznie zawlec mnie przed samą scenę.
- O, ciebie już znamy – powiedział Jin, przypatrując się Gemmie.
- Tak... tak jakby uratowałam wam tyłki – przyznała Gem, robiąc marynarski gest.
Rzuciłam okiem w kierunku nieopodal stojącego V. Natrafiłam na jego rozbawione spojrzenie i od razu skupiłam się na czym innym.
Dziewczyny pochłonęło zapoznanie z BTS, ja mogłam tylko stać i patrzeć, jak wymieniają uprzejmości.
- Czyli jednak można znaleźć wśród dzisiejszej młodzieży kulturę – powiedział Suga, rzucając mi wymowne spojrzenie.
- Byłoby prościej nawiązać nam znajomość, gdybyście a) nie zerwali kurtyny, tylko dodając, prawie, że na mnie, b) nie porwalibyście mnie potem i nie zamknęli ze sobą w dusznym schowku! – broniłam się zawzięcie z oburzoną miną .
Całe BTS wybuchło śmiechem.
- Wiedziałem, że znowu się zbulwersujesz. Masz wtedy przesłodki wyraz twarzy – Jin uprzedził Sugę komentarzem, dalej wtórując reszcie w śmiechu.
Tylko się nie rumień, tylko... czy on powiedział, że słodko wyglądam, bulwersując się? W tym momencie... byłam jeszcze bardziej zbulwersowana, niż przed chwilą.
- Chyba zaczęliśmy tęsknić za tym twoim charakterkiem – dodał lider, zarządzając spokój w grupie.
- Minął dzień, gdzie tu do tęsknienia – mruknęłam pod nosem.
- Dzień, a nie mogłaś wytrzymać i przyszłaś nas zobaczyć, droga Shari – V pojawił się za moimi plecami.
- Przypominam, że to ty czekałeś na nasze przyjście w holu – zauważyłam.
- Przypadek – odparł chłopak.
- A więc pewnie zrozumiesz, że bardzo podobnym przypadkiem ja znalazłam się tutaj. Albo też raczej zostałam zaciągnięta – dodałam, wskazując podbródkiem na dziewczyny ponownie pochłonięte rozmową z BTS.
- Nie miej im tego za złe, wasza żeńska szkoła nie oferuje takich chłopaków, a już na pewno nie tylu na raz – powiedział z krzywym, zadziornym uśmiechem.
- Nie miej im tego za złe, aha... - prychnęłam. - W drodze tutaj mało nie wyrwały mi ramienia – skrzywiłam się, ruszając nim kolistymi ruchami.
- Chłopakom też to dobrze zrobi. Przyda im się odmiana, gdzie każda dziewczyna w zasięgu wzroku nie krzyczy i nie próbuje wyszarpać im włosów – V pokiwał z uznaniem głową, obserwując, jak dziewczyny grzecznie rozmawiają z zespołem.
Spojrzałam na niego z otwartymi ustami.
- A ty co, nie wiedziałaś? – wyglądał na gorzko rozbawionego.
- Nie wiedziałam? Czego? Tego, że macie tłumy dzikich fanek, które najchętniej ubrałyby was tylko w muszki i tylko w nie, i jadły płatki z waszych brzuchów? Raczej nie – powiedziałam z przekąsem. Płatki z brzuchów... ?! Zakryłam sobie usta, szeroko wytrzeszczając oczy. Ja naprawdę to powiedziałam?!
Taehyung zareagował na to wybuchem śmiechu, który zwrócił uwagę całej reszty.
- Jeśli im to powtórzysz... nie ręczę za siebie – ostrzegłam go, robiąc przerażającą minę. Mogłam być spokojna, bo V właśnie krztusił się ze śmiechu. – Coś go nawiedziło – wyjaśniłam na wyczekujące spojrzenia.
Chłopak ledwo utrzymując pion zatoczył się do tyły, próbując złapać oddech.
- Ej, dobra, rozumiem, przesadziłam, tak? – powiedziałam, kiedy i mnie udzielił się jego humor.
- A żeby... a żeby tylko... płatki! – i ponowna głupawka. – Właśnie wyobraziłem sobie J-Hopa imitującego miskę – i kolejny atak śmiechu.
- To nie powinno cię bawić! Zresztą, skoro rwą wam kłaki z głowy mogą już zacząć produkować laleczki Woodo na światową skalę.
Jeszcze głośniejszy śmiech... co go tak bawi?
- Co, teraz również wyobraziłeś sobie J-Hoppa oppę, tym razem jako laleczkęwoodo? – pokiwał głową.
Odeszłam od reszty, przypatrując się padaczce Taehyunga.
- Dobra, już możes...
Robiąc parę kroków w jego kierunku poczułam nieprzyjemny dreszcz z tyłu głowy. Zaraz potem w uszach zaszumiała krew, nachalna duchota uwięziła słowa w płucach, a scena zaczęła niebezpiecznie przechylać w prawo.
Nim zorientowałam się w sytuacji, coś niespodziewanie uderzyło w bok mojej głowy.
=====================================================================================
Jest słoneczna, piękna sobota... a ja nigdy bardziej nie chciałam deszczu, wiatru i generalnie najbrzydszej pogody ever ;__; <niespełnionawewnętrznie>
Rozdział miał się pojawić za dwa dni.... ale w tą depresyjno słoneczną pogodę wstawiam dzisiaj >.<
U góry mniej więcej wygląd filharmonii od środka *.*
I pomimo tego, że jest tak wcześnie... i jest sobota... jestem tak zmęczona, że nie mam siły się rozpisywać >.<
<tak, wiem, że zabijecie mnie za kończenie w takim momencie <3>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro