Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5






(Shari)

- Nie powinieneś tu być – rzuciłam już na wstępie, stając w oczekującej pozie naprzeciw chłopaka. Popatrzył na mnie zmieszany. Najwyraźniej nie takiego powitania się spodziewał.

- Chyba będziemy musieli przerobić parę lekcji dobrego wychowania zanim wprowadzimy naszą znajomość na normalny poziom – stwierdził zgryźliwie, przedrzeźniając moją pozę. Przewróciłam oczami.

- A więc? – ponagliłam go.

- Co „a więc"?

- Co tu robisz?

- Czuję się jak na przesłuchaniu. To, gdzie chodzę, jest chyba moją sprawą – nachylił się w moim kierunku, robiąc minę cwaniaczka.

- Nie, jeśli przy twojej ostatniej wizycie na scenie pożegnaliśmy jedną z kurtyn.

- Ach! Obawiasz się, że znowu coś zniszczę?

- Owszem.

- A co jeśli ci powiem, że mam tu dzisiaj próbę. Zapewne tak jak ty? – uśmiechnął się zaczepnie. Zrobiłam zdziwioną minę.

- Jak to macie próbę? Przecież teraz my miałyśmy... ooooo nieeeee – pogrozilam mu palcem, na co V uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Nieee zajęliście nam sceny, nie ma sza...

- Shari! – Gemma krzyknęła z dołu. – Mamy zejść na dół do sali dla śpiewaków – zakomunikowała i podążyła za resztą w kierunku schodów do piwnic.

Odwróciłam się z oburzoną miną.

- Nie wierzę! Za trzy dni zaczynamy występy, a scenę zabiera nam... - byłam o krok od wybuchu.

- Przecudowny zespół, który swój występ ma jutro? Rzeczywiście straszne – V pokręcił głową z udawanym niedowierzeniem. – Dlaczego jesteś na to taka cięta? – spytał, teraz już bardziej poważnie.

Słowa zaginęły gdzieś w moich ustach. Może dlatego, że ojciec zamknął mnie w schowku na całą deszczową i zimną noc tylko dlatego, że spóźniłam się do domu, a tu czytaj, przez was nie byłam na czas?

- Nie powinniście byli mnie wczoraj zatrzymywać – powiedziałam zamiast tych wszystkich słów, jakie miałam już przygotowane w głowie.

- To było może dwadzieścia minut – jęknął chłopak. – Lokaj odebrał cię spod samych drzwi, nie wierzę, że ktokolwiek na ciebie czekał, obraził się za tę chwilę spóźnienia ! Ulica mogła przecież być zakorkowana, musiałaś z kimś zamienić słowo...

- Świetnie by to brzmiało, gdyby tylko było możliwe – już miałam odchodzić, gdy jego ręka ponownie wystrzeliła w moim kierunku i chwyciła za nadgarstek. Zmrużył lekko oczy, taksując każdy centymetr mojej twarzy, zmieniając od czasu do czasu kąt patrzenia.

- Co t... - zaczął i szybciej, niż byłam w stanie zareagować, przejechał palcem po mojej kości policzkowej. Z syknięciem odsunęłam się od niego, automatycznie łapiąc za obite miejsce. Jak on...?

Zrobiłam w tył parę niepewnych kroków. Zauważył siniak?

- Kto... kto ci to zrobił? – jego głos niespodziewanie przybrał morderczy wydźwięk. Jakby próbował za tym tonem schować szalejącą w nim burzę.

- Musiałam się czymś ubrudzić w szkole – skłamałam, nie odrywając ręki od policzka. Czyli zauważył. Przecież pani Nann... ah... chyba, że to nachalnemu chowaniu twarzy w rękach można przypisać szkody.

- Ah, i to ubrudzenie dziwnym trafem jest żółto-fioletowe i boli – nie wyglądał na przekonanego. Spuściłam zażenowana wzrok i pozwoliłam włosom opaść na moje oczy. Lepiej, żeby nie zobaczył łez, zbierających się w kącikach, gdy tylko pomyślałam o gniewie ojca. – Shari... kto? – spytał raz jeszcze, podchodząc bliżej.

- Nie musisz się tym martwić – syknęłam, obracając się na pięcie. Znowu mnie zatrzymał. To musiał być jakiś fetysz.

- Chyba żartujesz, że nie przejmę się takim siniakiem! Jeszcze na twarzy...

- Nie, jestem całkowicie poważna. Zostaw to, proszę – obróciłam się w jego kierunku. Pojedyncza kropla łzy uwolniła się i spłynęła po uszkodzonym policzku. Zamrugałam zawzięcie, żeby to samo nie stało się w przypadku drugiego oka.

- Sha.... – chłopak wyglądał na zbitego z tropu. Mocno zszokowanego. Uwolniłam się z jego uścisku na swoim nadgarstku i zbiegłam schodami z piętra.

Przyciskając skrzypce do piersi, najszybciej jak mogłam wbiegłam do przejścia, gdzie nie tak dawno zniknęły dziewczyny. Nie odwróciwszy się ani razu wbiegłam w przejścia pod ziemią, modląc się, by parę pierwszych zakrętów udaremniły jakikolwiek pościg.






Przystanęłam niewiele dalej, ciężko wpadając na ścianę. Łzy teraz ciurkiem płynęły po mojej brodzie. Co do... ?

Zbita z tropu zaczęłam wycierać je rękawem.

Czemu to się działo?! Poznałam tego chłopaka wczoraj... wczoraj, do jasnej! Dlaczego więc, kiedy pomyślę o tym, że tamte głupie dwadzieścia minut między innymi w jego towarzystwie przyczyniły się do furii ojca... to tego nie żałuję? Dlaczego tamta noc w pokoju wydawała mi się dziwnie nieważna? Jakby był to środek do celu?

Przyłożyłam rękę do piersi, w której tłukło się moje serce.

- Dlaczego tak go lubisz, palancie? – spytałam podenerwowana ten mały, bolący organ.






Parę chwil później byłam w stanie się uspokoić. Jeszcze kilka głębokich wdechów i jak gdyby nigdy nic skierowałam się do sali, w której zaraz miała zacząć się nasza próba.

Musisz o nim zapomnieć Shari. Z tego i tak nigdy by nic nie było. Nigdy. Jesteście z dwóch różnych światów – tych, które się nie przenikają, a już na pewno wzajemnie nie tolerują.

Zmuszając się do przybrania pogodnego wyrazu twarzy, weszłam za podwójne, ciężkie drzwi, za którymi miała odbyć się próba naszej orkiestry. Wszyscy jak jeden mąż zwrócili spojrzenia na mnie, a ja... no cóż, na pewno nie byłam o czasie. Wszyscy zajęli już swoje miejsca, unieśli nawet instrumenty, gotowi do gry.

- Shari, spóźnienie – rzucił krotko dyrygent, ponownie odwracając się do mnie plecami.

- P-przepraszam! – krzyknęłam od razu i pognałam przez parkiet, by dołączyć do reszty. Pędem zajęłam swoje miejsce, dobyłam z pokrowca skrzypce i... no tak... nuty...

Zastygłam na chwilę z ręką w torbie, choć klarownym było, że kartki z melodią zostawiłam... gdzieś... gdzieś na pewno. Gorączkowo próbowałam przypomnieć sobie, gdzie u licha mogłam je zapodziać... dom, szkoła, hol...

- Coś nie tak? – spytał oczekująco prowadzący, rzucając mi zniecierpliwione spojrzenie.

- N-nie – bąknęłam niewyraźnie, prostując się momentalnie. Rzuciłam niepewne spojrzenie w bok. Wszyscy rozłożyli nuty do utworu... który bądź co bądź, ale powinnam znać... całkiem dobrze.

Oparłam instrument o ramię i uniosłam rękę ze smyczkiem. Prowadzący dał znak, a ja rozpoczęłam melodię.







Wypuściłam całe powietrze z płuc, nawet nie będąc świadomą tego, że od pewnego czasu je wstrzymywałam. Nasza próba dobiegła końca. Ona...

Reszta grupy zaczęła się zbierać, ja tylko zawzięcie próbowałam złapać oddech. Udało mi się... cztery godziny próby... bez nut... i dałam radę! Nieświadomie moją twarz rozświetlił szeroki uśmiech.

- Shari... dobrze się czujesz? – spytała Gemma, zawisłszy nade mną z niejaką rezerwą.

- T-tak... po prostu... nie wzięłam nut – przyznałam jej się, na co tylko szerzej otworzyła oczy. Zaraz potem pojawiły się przy mnie Nene, Yunn i Milu.

- Ona... grała bez nut... całą próbę – Gem wypaplała im na wejściu. Wszystkie zrobiły mniej więcej tę samą minę jak ona.

- No nieeeźle – Nene gwizdnęła z podziwem, unosząc swoją altówkę do biodra.

- To pewnie dlatego jest taka blada – Milu przyjrzała mi się z bliska, obracając twarz to w jedną, to w drugą. Wyrwałam się jej zanim zobaczyła siniak na policzku.

Zrobiła zdziwioną minę, ale nie skomentowała.

- Jest spięta... chyba potrzeba jej odpoczynku – zasugerowała Yunn.

- Odpoczynku? – prychnęła Gemma. – Chyba raczej rozrywki! – uniosła ręce w górę, jakby już świetnie się bawiła. – Co wy na to, żebyśmy poszły zobaczyć jak idzie próba naszym intruzom?

Mrugnęła do nas porozumiewawczo.

- O ni... - przerwała mi głośna aprobata reszty dziewczyn. Gemma ochoczo poprowadziła orszak w kierunku drzwi, do którego, pechem, zaliczałam się również ja (co prawda ciągnięta na siłę przez Nene i zabezpieczana przed ucieczką przez Milu z tyłu).

- Możecie... mnie puścić? – spytałam naiwnie i nawet nie potrzebowałam odpowiedzi, by wiedzieć, że nie.

Stałyśmy właśnie przed drzwiami do loży, gdy ze sceny doleciały do nas pierwsze dźwięki muzyki. Świetnie...



=====================================================================================

Witam w kolejnej odsłonie All You've Got! Rozdział miał pojawić się dopiero za dwa dni... ja chciałam dodać go już jutro... a wyszło, że opublikowałam go dzisiaj xD planowo, nie powiem... U góry nasza Yunn, jakoś znajdując to zdjęcie od razu pomyślałam o cichej, nieco przerażającej dziewczynie grającej na harfie o.O 

Ah... jakoś przyrzekałam sobie, że nie będę robić reklam, zanudzać to tym... to tamtym... ( Rina mnie pewnie teraz zabije, ale jestem święcie przekonana, że to bardziej ona pozwala mi płożyć gdzieś u podnuży w stosunku do jej wattpadowej sławy w gronie k-pop, dlatego reklamę jej ff sobie odpuściłam ;___; zabijesz mnie? ;__;), ale wczoraj miałam przyjemność przeczytać Prawie że oneshot 7serce2001 i... no powiedzmy, że nadal jestem pod mega dużym wrażeniem XD dlatego zachęcam ( dla waszego dobra, serio), żebyście przeczytali co tam napisała, bo jest po czym pastwić się nad własną nieudolnością pisarską ( tak, od wczoraj się pastwię ;_;)

A więc adios! :D


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro