Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4




(Shari)

Obudził mnie szczęk zamka, na który poderwałam się na równe nogi. Pani Nann patrzyła na mnie ze współczuciem i ruchem głowy wskazała na wyjście.

Nie odezwała się, co mogło oznaczać tylko jedno. Ojciec stał przy wyjściu. Tylko on miał klucze do tego pomieszczenia.

Zachowując milczenie zmusiłam zmarznięte, obolałe nogi do zrobienia paru kroków. Powstrzymałam drżenie, gdy mijałam ojca u wylotu drzwi.

- Lu Shari – powiedział ojciec, zagrodziwszy mi drogę ręką. Stanęłam w sekundzie, nie podnosząc nawet zmęczonego spojrzenia. – Chyba nie musze mówić, co się stanie jeśli jeszcze raz się spóźnisz? – spytał nieprzyjemnie spokojnym tonem.

Pokiwałam szybko głową. Po tak przerażającej i zimnej nocy nie miałam siły nawet zachowywać pozorów.

- Tym razem to nie będzie dzień, Lu Shari. To będą... dajmy na to trzy dni. W trosce o twoje muzyczne uzdolnienia będziesz mogła zabrać ze sobą skrzypce. I tylko je – orzekł zimnym głosem.

Poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku. Ostatnim razem, gdy musiałam spędzić w zamknięciu dzień myślałam, że oszaleję. 24 godziny w zamknięciu bez dostępu do czegokolwiek, co nie było szarą ścianą lub nierówną powierzchnią podłogi... byłam pewna, że pożrę wszystko w zasięgu wzroku, gdy tylko wyszłam.

Trzy dni byłyby nie do zniesienia. To byłby wyższy poziom, niż ojciec kiedykolwiek osiągnął. Jeszcze nigdy nawet nie spekulował nad tym, żeby przedłużyć moją karę do tak absurdalnej długości.

Pozwolił mi odejść z panią Nann, by doprowadziła mnie do porządku zanim pójdę do szkoły. Przez ciężkie zasłony w niezliczonych korytarzach mojego domu wpadało blade światło świtu. Końcówka lata obfitowała w coraz późniejsze wschody słońca, dlatego też, jeśli chciałam zachować pozory normalności, pani Nann musiała natychmiast zabrać się do pracy.

Nalała do samotnej wanny na środku potężnej łaźni gorącej wody, do której ledwo mogłam wejść. Stopy i palce u rąk zaczęły szczypać, gdy tylko je zanurzyłam. Powstrzymałam syknięcie, kiedy pani Nann bez słowa posadziła mnie w wannie i zaczęła obmywać.

Woda spływająca po mojej twarzy zmieszała się z łzami, które ciurkiem polały się po policzkach. Skulona pozwoliłam jej działać.

Dwie godziny później patrzyłam na swoje zmęczone odbicie w lustrze. Rozczesane włosy, makijaż, który zakrył zaczerwienienie na policzkach po uderzeniach i niewielki siniak, który wylał się na moją szczękę. Wyglądałam... nienagannie. Jakbym po prostu późno położyła się spać... nie, jakbym spędziła ją na zimnej posadzce, trzęsąc się z zimna i deszczu.







- Wyglądasz na zmęczoną – powiedziała Milu, uwiesiwszy się na oparciu krzesła przede mną i przyglądając z uwagą. Zmusiłam się do pokrzepiającego uśmiechu.

- Ćwiczyłam do późna – odparłam gładko. To kłamstwo weszło mi już w krew. Jakiekolwiek inne pytanie zagłuszyło jednak moje kichnięcie.

- Ćwiczyłaś na dworze czy w piwnicy, że teraz z tego powodu nagle jesteś chora? – Gemma dołączyła do obozu wroga. Wystarczyło jedno moje spojrzenie, by zamilkła. Spuściła zawstydzona oczy.

Nim zadzwonił dzwonek do klasy weszły pozostałe dziewczyny z mojej muzycznej grupy. Ja, Gemma i Milu powitałyśmy Nene i Yunn, które szybko zajęły miejsca niedaleko nas. Z nich wszystkich tylko Gemma wiedziała o tym, co ojciec był w stanie ze mną zrobić, kiedy wpadał w złość. Nasze rodziny pozostawały kiedyś w przyjaznych stosunkach, zanim to przemieniło się w czysto zawodowe relacje.

Cała reszta, Nene, Yunn i Milu żyły w słodkiej nieświadomości, co tak naprawdę stoi za moim niedospaniem, przeziębieniem, obtartymi kolanami...

Ostatnia lekcja zakończyła się przyjemną melodią, która od jakiegoś czasu zastępowała zwyczajowy odgłos dzwonka. W piątkę zebrałyśmy się do wyjścia, by o czasie dotrzeć do filharmonii i zacząć trenować z naszą grupą.

- Co? Siódemka chłopaków zerwała nam kurtynę? – Nene wyglądała na zszokowaną. Gemma energicznie pokiwała głową.

- Widziałabyś minę Shari. Myślałam, że udusi tych chłoptasiów, zanim zdążę do niej dobiec – odparła, pożerając kolejne ciasto. Bezdenny żołądek Gemmy. No jasne.

- Ah, Shari! Trzeba było ich tam uwięzić i zabrać do domu! Albo chociaż do szkoły, raz na jakiś czas widok chłopaka na korytarzu byłby... miłą odmianą – jęczała Nene, oglądając się za grupką chłopaków z męskiego liceum, w zasadzie nie tak daleko od naszego – żeńskiego.

Gdybym nie miała tyle na głowie może i faktycznie takie rzeczy zaczęłyby mi przeszkadzać.

Ludzie ciekawie przyglądali się naszej grupce spacerującej niemalże całą szerokością chodnika. W naszych białych koszulkach i bordowych spódniczkach oraz czarnych kokardach luźno splecionych pod kołnierzykiem byłyśmy jak ławica kolorowych rybek w potopie czarnych i szarych mundurków z innych szkół. No, oprócz tych ze szkoły dla przyszłych gwiazdorów, którzy w myśl wyróżniania się spośród przeciętnych studentów zainwestowali w żółte stroje, nieco bardziej krzykliwe od naszych.

Grupka tak właśnie ubranych uczniów minęła się z nami, ciekawsko przypatrując się małej i drobnej Gemmie niosącej wiolonczelę niemalże dwa razy większej od niej samej.

- Mam dość tego, że ludzie tak reagują na mnie i moją Lilly – oburzyła się Gem, robiąc naburmuszoną minę. – Dlaczego wy nie możecie nosić swoich instrumentów ze sobą – zwróciła się do Milu i Yunn.

- Jeśli wynajdziesz cokolwiek, co pomieści do siebie fortepian albo fundniesz mi dźwig, nie ma sprawy – odparła Milu.

- Harfę siłą rzeczy też nie miałabym jak zapakować do pokrowca. Chyba, że lirę albo lutnię... - wywód Yunn o instrumentach strunowych rozpoczęty.

Ja i Nene kulturalnie nie dołączałyśmy się do tej kłótni, jako że obydwie z niewielkimi instrumentami nie miałyśmy co narzekać – ja ze skrzypcami, ona z altówką.

- Shari? – usłyszałam przy okazji mijania kolejnej grupki w jaskrawych, żółtych mundurkach. – Lu Shari?

Wysoki chłopak zatrzymał się w miejscu i przypatrywał z delikatnym uśmiechem. Skądś go kojarzy... ah...

- O... witaj – przywitałam się z JungKookiem. Crap!!

- Znasz go? – podekscytowany głos Nene sprawił, że zapragnęłam przygrzmocić jej pokrowcem.

- Powiedzmy – odpowiedziałam. – Coś się stało? – to pytanie skierowałam do chłopaka. Jego paczka ze szkoły zatrzymała się w pewnej odległości od nas, również utkwiwszy w nas ciekawskie spojrzenia.

- Nic... tylko – wyglądał, jakby coś go bawiło. – „Jestem wystarczająco dorosła, żeby darować sobie formalny język"? – zacytował, chichocząc. Zrobiłam wielkie oczy. Wybrnij z tego, Shari!

- Chodzisz do szkoły, tak więc różnica naszego wieku nie może być tak duża. Zresztą, nie wiesz ile mam lat, skąd więc pewność, czy nie jestem aby starsza od ciebie – założyłam ręce za siebie, patrząc się na niego wyczekująco. Kolejny śmiech.

- Niech tylko hyungowi to usłyszą. Sens w tym, że jestem najmłodszy z całej naszej siódemki, a jeśli się nie mylę, mówiłaś to do Jin hyunga, a dajmy na to... że jest ode mnie starszy... jakieś pięć lat.

Chyba z szoku otworzyłam usta. Gemma porozumiewawczo zamknęła mi je powolnym ruchem.

- Także... no... więc... uśmieją się – stwierdził JungKook.

- I że oni wszyscy są tak starzy? Znaleźli jakąś fontannę młodości, czy co? Nie powinni zresztą zająć się czymś poważniejszym, niż zdzieranie kurtyn w cudzej filharmonii? – potop słów sam znalazł ujście, nawet nie zdążyłam go powstrzymać. Usłyszałam śmiech Milu i Nene za mną. Gemma też nie mogła się pohamować.

Chłopak patrzył na nie ze zdziwieniem. Byłam pewna, że zdenerwowany raz, że powie wszystko swoim kolegom z zespołu, dwa, że teraz zjedzie mnie tak, że się nie pozbieram. Zamiast tego wybuchł jednak śmiechem.

- Poczekaj tylko, jak Jin hyung to usłyszy. Albo NamJoon hyung! Oj, dziewczyno, będzie z tobą źle – z jakiegoś powodu ta wizja nieźle go rozbawiła. Mnie już mniej.

- Nie mów, że im to przekaże...

- Oczywiście, że tak! Muszę zobaczyć ich miny – powiedział szybko chłopak.

- JongKoon, błagam, nie! – złapałam go za rękaw, kiedy już chciał zwycięsko odchodzić. – Mieliście na sobie tyle makijażu, że ciężko było zgadnąć, że nie jesteście dziewczynami! Gdyby nie te cuchy, mogłabym się spokojnie pomylić! – rzuciłam oskarżycielsko.

- Nie wiem czy wiesz – zaczął chłopak – ale pogrążasz się, dziewczyno.

- Ahh, mniejsza! – puściłam jego rękę. – Najzwyczajniej w świecie nie odgadłam waszego wieku, bo nie znam waszego zespołu i nie wyryłam na pamięć dat urodzin, wielkie mi coś. Gdybym wiedziała, nie używałabym takiego języka... albo... czekaj. Oczywiście, że bym użyła! Porwaliście wbrew mojej woli i zamknęliście ze sobą w jakimś zatęchłym schowku na prawie godzinę! – syknęłam, trzeźwiejąc.

JungKook wyglądał, jakby miał się zapaść pod ziemię. Zauważyłam zszokowane miny jego znajomych... mniej więcej podobne miały również Gemma, Yunn, Milu i Nene.

- Ok...to musiało baaardzo dziwnie zabrzmieć, ale zapewniam, że wszystko ma logiczne wytłumaczenie – zaczęłam obrończo do wszystkich.

- Yhy... nie no... spoko – powiedział jeden z żółto mundurkowiczów, ale nie wyglądał na przekonanego.

- Ja mam dość! Idę na próbę i jeśli znowu wparujecie w trakcie i niedajboże coś jeszcze zniszczycie, tym na serio razem wbiję wam ten smyczek w oczy! – pogroziłam i szybko wycofałam się za dziewczyny.

Zdezorientowana Yunn pozwoliła się pociągnąć za rękę, kiedy próbowałam jak najszybciej oddalić się od tamtego miejsca. Żeby tylko nie widział tego szkarłatnego rumieńca, żeby tylko...

- Czy... możesz nam powiedzieć, co się właściwie stało? – spytała Milu, gdy grupka w żółtych mundurkach została daleko za nami.

- To... długa historia – odpowiedziałam, chowając twarz w rękach.

- Ale jak widzę, bardzo ciekawa, chętnie ją usłyszę – dołączyła się Nene. – To ty tu zgrywasz aseksualną licealistkę skupioną tylko na karierze skrzypaczki, a tak naprawdę to wyrywasz jakieś starsze ciacha i nic nam o tym nie mówisz! – te oskarżenia naprawdę zabolały.

- Po tym, jak uratowałam wam tyłki i ostrzegłam przed profesorem, zaciągnęli cię do schowka? Nie powinnaś zadzwonić na policję czy coś? – spytała niepewnie Gemma.

- Nie! To znaczy! Ehh, dlatego nic wam nie mówiłam! W jakikolwiek sposób nie próbowałabym wam tego wytłumaczyć zabrzmi jednoznacznie i... niemoralnie! Nie ważne, spotkałam ich przypadkiem, jak dewastowali naszą filharmonię i zostałam w to wszystko wplątana brew mojej woli! – fuknęłam podenerwowana, zawzięcie maszerując przez przejście dla pieszych.

Filharmonia wyrosła przed nami jak latający holender, wynurzający się ze wzburzonych wód. Jej ogromny gmach górował nad pobliskimi nowoczesnymi budynkami, by jednocześnie maleć w oczach przy porównaniu jej z nieco odleglejszymi wieżowcami przy końcu ulicy.

- Wszystko to tylko przysporzyło mi kłopotów – dodałam pod koniec, kiedy dotarłyśmy pod wejście.

- Ale... ale nadal jesteś dziewicą, tak? – spytała przerażona Yunn. Popatrzyłam na nią z oburzeniem. Dziewczyny parsknęły śmiechem.

- Ja was zaraz wepchnę pod jakieś auto, obiecuję! – rzuciłam zdenerwowana i wyprzedzając kolumnę szyderców weszłam do środka.

Postać opierająca się o barierkę przy wejściu na widownię zwróciła moją uwagę. Chłopak w farbowanych włosach i luźnym, stanowczo za luźnym swetrze z dodatkiem jaskrawych butów nie pasował do... eleganckiego ubioru każdego wewnątrz filharmonii. Chyba mu to nie przeszkadzało.

Zmrużyłam oczy, by wyostrzyć sobie jego obraz. Mój wzrok chyba się pogorszył, wcześniej byłabym w stanie dojrzeć czyjąś twarz z takiej odległości. Teraz już nie za bardzo.

Stanęłam w miejscu zaskoczona, gdy postać nabrała ostrości, chociaż ten kanciasty uśmiech zauważyłam jeszcze zanim rozpoznałam całą resztę.

V stał na balkonie, ciekawsko przyglądając się mojej osobie, energicznie kroczącej w jego kierunku.



=====================================================================================

Hm... taki przejściowy rozdzialik :D zawsze mam masę rzeczy do napisania w notce autora... ale jakoś tym razem nie mam weny ;_____; 

U góry Milu i mam nadzieję, że jakoś się trzymacie i nie przynudzam... przynajmniej nie aż tak XD


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro