Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3





(Shari)

Wyskoczyłam w tym samym tempie, w którym wpakowałam się do auta. Gdy tylko pojazd dotarł na miejsce i zatrzymał się na podjeździe, ruszyłam pędem do domu. Deszcz znowu smagał mnie po twarzy, kiedy biegłam brukowaną dróżką w stronę ogromnych drzwi.

Szlag, szlag, za późno!

Wpadłam do środka zdyszana i przemoczona do suchej nitki. Pani Nann popatrzyła na mnie ze zgrozą. Stała jak zwykle niedaleko wejścia do salonu, gdyby matka lub ojciec niezwłocznie czegoś potrzebowali. Zawsze gotowa i zwarta do pracy.

- Ja... później wytłumaczę – powiedziałam, wymijając ją prędko i kierując się ku długim marmurowym schodom.

- Lu Shari – władczy głos ojca powstrzymał mnie od zrobienia następnego kroku. Stopa zawisła parę centymetrów nad schodkiem, a ręka samowolnie ścisnęła mocniej poręcz.

- Tak, ojcze? – spytałam, odwracając się za siebie powoli z delikatnym uśmiechem – niezobowiązującym, posłusznym i potulnym.

Stał u wylotu salonu, utkwiwszy we mnie swoje oczekujące spojrzenie. Otaksował mnie z góry na dół, krytycznie reagując... na mój stan... Może lepiej byłoby, gdybym nie biegła w deszczu. Wyglądałam pewnie jak nieszczęście... Pani Nann spuściła głowę i niezauważalnie odsunęła do drzwi.

- Jak zamierzasz się usprawiedliwić? – przeszliśmy do rutynowego pytania. Bardzo chciałam, żeby zwykłe „straciłam poczucie czasu przy ćwiczeniach" tym razem również wystarczyło. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu mój ojciec jednak wiedział, kiedy kłamię. Tym razem również to widział.

- Ćwiczyłam, ojcze. Straciłam poczucie czasu – mogłabym to nagrać i odtwarzać za każdym razem, kiedy nie stawiałam się w domu o czasie. Zerknęłam ukradkiem na mosiężny zegar, stojący niedaleko drzwi. Siódma trzydzieści. Może...

- Chodź tutaj – rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu. Przełknęłam nerwowo ślinę.

Powoli, powolutku cofnęłam się po własnych śladach i ociekająca deszczem stanęłam naprzeciwko ojca w bezpiecznej odległości. Za jego plecami dojrzałam matkę, siedzącą w salonie jak na szpilkach. Wzrok utkwiła gdzieś w płonącym kominku rzucającym jaskrawe światło na jej twarz. Twarz bez wyrazu. Nie odezwie się bez względu na to, co ojciec zrobi lub powie. Zawsze bierny obserwator, nigdy uczestnik.

- Bliżej – nakazał po chwili z nieugiętym wyrazem twarzy.

Już wiedziałam, co mnie czeka. Może jeśli...

Rozmyślenia przerwał mi policzek, który ojciec wymierzył mi wierzchem dłoni. Lewa strona szczęki na chwilę ścierpła, by zaraz potem w jej ślady poszła prawa. Zachwiałam się lekko na nogach. Nie spodziewałam się drugiego uderzenia.

- Co masz mi do powiedzenia? – spytał oczekującym tonem, nie opuszczając nawet ręki.

- Przepraszam, że się spóźniłam ojcze, proszę, wyba...

Kolejny policzek zaskoczył mnie jeszcze bardziej. Zamrugałam gwałtownie powiekami, by odpędzić zbierające się łzy. Ten bolał. Poczułam, jak skóra zaczyna piec od uderzenia.

- Co. Masz. Mi. Do. Powiedzenia? – zapytał znów.

- Nie powinnam była cię okłamywać, ojcze, proszę, wy...

Czwarte uderzenie nadeszło z tak niespodziewaną mocą, że nieprzyjemnie uderzyłam kolanami o posadzkę. Złapałam się za kość policzkową, od której ból promieniował do głowy. Usłyszałam, jak pani Nann wydaje z siebie cichy okrzyk zaskoczenia, szybko zduszony przez jej ręce. Niech pani nic nie mówi, bo panią też ukaże.

- A więc jednak kłamałaś – nawet nie patrząc na niego, widziałam ten lekki, krzywy uśmiech. Sprytnie, ojcze. Naprawdę.

Przemilczałam spodziewaną odpowiedź. Lepiej się teraz nie tłumaczyć.

- Wiesz, gdzie teraz pójdziesz, prawda? – spytał z zadowoleniem, poprawiając mankiety granatowego garnituru. Jego postarzała, zacięta twarz wyrażała przyjemność. Uwielbiał mnie tam zamykać.

Chwycił mnie za ramię i niedelikatnie zaciągnął na górę. Próbowałam nadążyć za jego szybkimi, pewnymi krokami drepcząc niezgrabnie koło niego. Długim holem obstawionym rzeźbami doprowadził mnie do samotnych, niewielkich drzwi.

Wyjął klucz z kieszeni, jakby to była pieszczota. Rytuał. Ciężki dźwięk opadającej zasuwy zjeżył mi włosy na karku.

Pokój był nieduży – wręcz mały i klaustrofobiczny o zimnych, nagich ścianach i okrutnie ciosanej podłodze, jakby ktoś przypadkiem natknął się na litą skałę i postanowił postawić na niej dom, zaniechawszy wykończenie tegoż właśnie pokoju. Małe, wysoko umieszczone okno kłapało od wiatru, jaki szalał na zewnątrz. Po jednej ze ścian spływały strugi wody, która dostała się do środka.

Wpadłam na ścianę, gdy ojciec niedelikatnie wepchnął mnie do środka. Nie zdążyłam nawet się odwrócić, kiedy zamknął za mną drzwi i pomieszczenie utonęło w ciemnościach.





(V)

- Co jest? – Jimin zjawił się u mojego boku, kiedy zrobiliśmy dziesięciominutową przerwę w ćwiczeniach.

- Hah... no cóż, miło raz na jakiś czas zobaczyć taką reakcję – odparłem, odbierając butelkę wody od chłopaka. 

- Mówisz o tej dziewczynie? – Jimin zajął miejsce na podłodze. Przytaknąłem.

- Ten dzień był mocno... dziwny – dodał Suga, przysiadając się do naszej dwójki.

- Urwanie kurtyny i zapierniczanie z nią po filharmonii tylko po to, żeby schować się z nią w schowku na miotły, gdzie, tak tylko zaznaczę, mało się nie podusiliśmy? – zaśmiałem się.

- Swoją drogą, zaraz po tym ta cała Shiari wyglądała na mocno przestraszoną – zauważył Jimin. Kontrolnie spojrzał w moją stronę, jakby chciał zobaczyć moją reakcję na tę wspominkę.

- Widziałbyś brykę, po jaką przyjechał nią SZOFER, to też być gubił nogi, jakbyś miał biec na wezwanie ojca-prezydenta czy kogokolwiek tam jeszcze – przewróciłem oczami.

Wróciłem myślami do momentu, kiedy Shari wsiadała do samochodu i rzuciła mi jedno spojrzenie pełne bólu i strachu. To co czekało ją w domu najwyraźniej nie należało do najmilszych. W końcu, kiedy dostała wiadomość, że dzwonił jej ojciec, mało nie zabiła się, biegnąc w pędzie do tego auta. Nawet zostawiła swoje skrzypce. Tego nie robi nikt, kto gra zawodowo tym bardziej, jeśli wcześniej grał z takim... oddaniem, jak robiła to zanim spektakularnie wpadliśmy w zasłonę.

Ta delikatna melodia, uniesione kąciki ust, rozluźnienie na twarzy.... to jak kołysała się w rytm muzyki... jak biały sweter opadł z jednego ranienia i mogłem zobaczyć jej napiętą, smutłą szy...

Potrząsnąłem głową, by odgonić te myśli.

To nie miało sensu. Nigdy by zresztą nie miało. Należeliśmy do różnych światów. A te światy się nie przeplatały.

- Ua, szofer, co? – Jimin cicho gwizdnął.

- No... te klimaty – odparłem, opróżniając butelkę z wodą niemalże do dna.

- Ciekawe, czy miała swój zastęp kamerdynerów, którzy trzymali jej parasol nad głową, żeby nie zmokła w drodze z samochodu do drzwi – prychnął Jin. Zaraz po tym jak dziewczyna zniknęła, zaczął mieć do niej nieco oziębłe nastawienie.

- Równie dobrze, mogła też mieć zadaszony dziedziniec – zauważył J-Hope.

Nie dołączyłem do tych spekulacji. Przerażenie w oczach dziewczyny mówiło co innego, niż „cieszę się, że wrócę do domu". Wyglądało raczej na „pomocy".





(Shari)

Pomocy, chciałoby się krzyknąć. Gdyby tylko ktokolwiek mógł to usłyszeć... a tym bardziej zareagować. Skąd to wiem? Próbowałam

Podkurczyłam kolana po samą brodę, by zachować choć odrobinę ciepła.

Burza rozszalała się na dobre. Pioruny z rzadka rozświetlały tę ciemną klitkę, ale robiły to z przerażającą mocą. Głośny huk grzmotów trząsł zarówno ścianami jak i podłogą, na której leżałam zwinięta w kącie. Deszcz i wiatr szamotały oknem tak, że niemożliwym wydało mi się zaśnięcie dzisiaj w tym osobistym więzieniu.

Niewykończona podłoga nieprzyjemnie zabierała ciepło z mojego ciała, sprawiła, że zaczęłam kichać już godzinę po moim zamknięciu. Jeśli na drugi dzień nie złapię grypy albo nie umrę na hipotermię, będę mogła uznać się za szczęściarę.

Moment, w którym przemęczenie i strach wygrały był też tym, w którym zasnęłam. Obojętna na powiewy chłodu, trzaskające okienko i rozbłyski piorunów, wreszcie odpłynęłam gdzieś, gdzie nie było mi tak zimno.



=====================================================================================

Lecim z trzecim rozdzialikiem! Były przypuszczenia, co ojcec jej może zrobić ( tak Hana, ty o.O), ale jakoś się nie sprawdziły o.O chociaż byłby z tego niezły pomysł <myśli...> w każdym razie, mały pokoik zainspirowany "Cieniem Wiatru" Carlosa Luitza Zafona, gdzie... no powiedzmy podobnie z nim było... O.o mam nadzieję, że jakoś idzie wam życie w szkole, bo ja osobiście już jestem wykończona ;____;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro