Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25


- Czekaj, czekaj.... czyli generalnie to mieszkasz w willi, w której spokojnie moglibyście przyjąć delegację amerykańskiego rządu, podejrzewam, że sam twój skalniak przed wejściem głównym kosztował więcej niż mój dom rodzinny i ty nigdy nie byłaś za granicą?! 

Oburzony ton głosu J-Hope'a omalże poniósł się echem po terminalu i paru oczekujących rzuciło nam zdziwione spojrzenia. 

- Myślę, że kwestia funduszy nie była w jej przypadku problemem... - zaczął delikatnie NamJoon.

- Mamy dwudziesty pierwszy wiek, ona ma prawie dwadzieścia lat i nigdy nie leciała samolotem! - Hoppie wyrzucił ręce w powietrze, patrząc to na lidera, to na mnie, jakby któreś z nas miało mu wyjaśnić "jak to nie ma świętego Mikołaja".

- Nie pomagasz - jęknęłam, kiedy kolejna fala przerażanie utknęła w moim przełyku. - Czy teraz już wiesz, dlaczego nie chciałam lecieć? - zwróciłam się do V, który kojąco klepał mnie ręką po plecach. 

- Miałem prawo czuć się nieco zmieszany, kiedy na wiadomość o super fajnych wakacjach razem zareagowałaś jak na rozkaz do ewakuacji. 

- Obiecuję wam, że jeśli nie przestaniecie, to naprawdę się stąd ewakuuję - ostrzegłam ich, wskazując ruchem głowy na wielki napis "EXIT" na drzwiach zaraz obok nas. 

- Nie polecam. Musiałabyś przebrnąć przez ten tabun fanek w terminalu - przypomniała mi Milu. 

Dziewczyny rozsiadły się na kanapach i w niczym nie przypominały mojej na wpół martwej z przerażenia, zielonkawej postaci skulonej obok nich. Zresztą chłopcy też wyglądali dobrze... nawet wspaniale. Rozluźnieni, rozbawieni widokiem skostniałej Shari, która musi przełamać strach latania samolotami.

- Shari - zaczął łagodnie lider, kucając przede mną. - Popatrz na to z tej strony. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby samolot nie wrócił na ziemię - uśmiechnął się pocieszająco. 

- Czekaj, ale jak t....

- Nagroda dla pocieszyciela roku wędruje do... - westchnął V, kiedy pobladłam jeszcze bardziej i jak mantre zaczęłam powtarzać w myślach "wszyscy zginiemy".






- Nigdy... nigdy... nigdy więcej...

Schodząc z samolotowej rampy mogłam spokojnie zostać pomylona z człapiącą galaretą. 

- Nie było tak źle! - Gemma zbiegała ze schodków z wielkim uśmiechem na twarzy.

- To skrzydło się...  telepało, gibało, nie wiem jak to jeszcze nazwać! A ta wasza "blacha" wyglądała jak zwykła taśma izolująca!! I to uderzenie w ziemię nazywacie lądowaniem?

- Nie martw się... mam wrażenie, że nasze pierwsze loty wyglądał podobnie... - Suga nieco zzieleniał.

- Albo traumy się po prostu wypiera ze świadomości  - Twarda ziemia pod nogami, która w dodatku nie huczała, okazała się zbawiennym doznaniem. 

- Możemy na chwilę usiąść, jeśli chcesz - zaproponował V, zrównując ze mną krok. 

- Nie trzeba - uśmiechnęłam się. - Im szybciej dostaniemy się do hotelu, tym więcej czasu będziemy mieli na spacerowanie po plaży. 

V już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, gdyby menadżer nagle nie pojawił się przed nami. 

- Zanim wejdziemy... proponowałbym, żeby one... 

Sprawa najwyraźniej była nieco niewygodna, dlatego tylko wskazał na nas ruchem podbródka i nie powiedział nic więcej. 

- Shari - temat podjął V. - Lepiej będzie, jak z dziewczynami pójdziecie albo przed nami, albo za. Tak na wszelki wypadek, żeby...

- Żeby fanki nie pomyślały, że przylecieliśmy tu razem? - spytałam odruchowo, choć przyrzekłam sobie, że nie będę robić mu wyrzutów, że ich widownia składa się głównie z dziewczyn. V tylko wywrócił oczami.

- Żebyście z dziewczynami.... no cóż... "nie został stratowane" to jednak najlepsze określenie.

Niepewnie spojrzałam w kierunku terminalu, jakby z końca korytarza miało nadbiec wyjątkowo niebezpieczne stado słoni. 

- Ciężko pewnie w to uwierzyć, ale nie wszystkie koncerty opierają się na strojach wizytowych i stosownych oklaskach - przypomniał mi, patrząc pobłażliwie jak na nieporadną pięciolatkę. 

- Jedyne, w co ciężko mi uwierzyć, to ich skala krzyku... Ale dobrze, nie będziemy sprawiać kłopotu. 

Wzruszywszy ramionami zabrałam się z resztą dziewczyn i szybko przemknęłam w ich towarzystwie przez zatłoczony terminal. Zebrane fanki tylko wydały z siebie westchnienie rozczarowania i powróciły do wypatrywania swoich idoli. Całe szczęście, bo mordercze spojrzenia, jakie im rzucałam, mogło być interpretowane tylko w jeden sposób - V był mój i nikomu go nie oddam.

- Te, bazyliszek, nie wyglądasz, jakbyś jechała na wakacje - upomniała mnie Gemma, szturchając niedelikatnie w ramię. 

- Unicestwiam potencjalną konkurencję - odparłam, wracając myślami z powrotem do dziewczyn i ich rozentuzjazmowanych rozmów. 

- Na ten tłum tam - Gemma wskazała palcem na kotłującą się masę fanek, która zafalowała pod wpływem kolejnego poruszenia za bramkami. - potrzeba czegoś więcej, niż ciskanie gromów z oczu. 

- Dlatego obmyślam strategię masowego mordu - wzruszyłam ramionami. 

- Zanim związałaś się z idolem mogłaś pomyśleć, że jesteś typem zazdrośnika.

- Nie jestem!

- Pierwszy stopień problemów to wyparcie - Gemma ostrzegawczo uniosła palec wskazujący, robiąc wymowną minę. - Jeśli chcesz pokonać konkurencję, przestań być takim ponurym kłębkiem nerwów i zacznij się w końcu bawić - powiedziawszy to, Gemma w podskokach podbiegła do wana i zajęła miejsce zaraz koło kierowcy. 

Identyczne auto do naszego stało zaparkowane nieco z tyłu - na wszelki wypadek z włączonym silnikiem, gdyby siła tłumu okazała się większa od sił perswazji ochroniarzy - i opcjonalnie, gdy J-Hop zwątpi w swoje nerwy i będzie szukał drogi ucieczki. 

- Chyba męczyłaby mnie taka praca - Byłam przekonana, że to spostrzeżenie powiedziałam w myślach. 

- Lepiej zacznij się do tego przyzwyczajać - Milu wyminęła mnie przy drzwiach i usadowiła na miejscu przy oknie. - Zanosi się na to, że takie spotkania z fanami będziesz musiała znosić częściej niż raz na rok. 

Z tej oto próby poprawienia mi humoru wyszło nic innego, jak 









Westchnęłam przeciągle, wywieszając ręce poza barierkę na balkonie pokoju. Parny dzień przeistoczył się w chłodnawy wieczór, w dodatku znad oceanu wiała przyjemna, orzeźwiająca bryza. 

- Jak się czujesz po locie? - głos V dobiegł do mnie zaraz po szczęku zamku od drzwi balkonowych.

- Zaczęłam doceniać stabilność gruntu - odwróciłam się z uśmiechem do Taehyunga. 

Miał za sobą ciężkie dni, które . Przyjazd na lotnisko, wywiad, powitanie z fanami... w dodatku perspektywa kolejnych kilku dni była równie męcząca. 

- Dasz sobie z tym wszystkim radę? - spytałam, przeczesując palcami jego zmierzwione włosy. 

- Nie takie rzeczy się robiło - V odparł z uśmiechem, któremu daleko było do jego w pełni radosnego krewnego - tego, którym V tak często mnie obdarzał. 

- Najlepiej będzie, jeśli teraz porządnie się wyśpisz.

- Wyśpię się po śmierci - odparł znużonym głosem, kładąc brodę na moim ramieniu. - Nie przekonywałem cię do tych wakacji i nie zmuszałem do lotu samolotem tylko po to, by po koncertach spać u siebie w pokoju.

- Yyyy... zawsze możesz spać w moim łóżku, jeśli Gemma nie wyzwie cię od zboczeńców, nie zwoła ochrony i nie będzie zeznawać w sądzie przeciwko tobie.

- Twoje łóżko jest od robienia innych rzeczy.

- Za to przeskoczy od pozwu prosto do zatłuczenia nas na śmierć - Wizja zaaferowanej Gemmy, która w odruchu samoobrony chwyta coś ciężkiego i twardego nagle wydała mi się przerażająco prawdziwa. 

- Mam nadzieję, że Jimin w końcu zbierze się w sobie i powie jej co i jak, wtedy będziemy mieli chwilę spokoju.

- Jak to "powie jej co i jak"? - spojrzałam na jego twarz w momencie, gdy odwrócił wzrok w bok. Nie powinien był tego mówić, mówiły jego oczy. 


================================================================================

No to tak... Chyba każdy z was przyzwyczaił się już do notek od autora pt: "Przepraszam, że tak późno dodaję, ale.... ( to wstaw opis problemów i miliona rzeczy, które trzeba było załatwić)". Tak więc darujemy sobie tym razem... no może nie kwestię znalezienia mieszkania, które najlepiej opisuje słowo: niemożliwe XD. Fakt jest taki, że moja wena przezimowała prawie cały rok, bo nie miałam sposobności pisać w trakcie roku szkolnego i jakoś teraz nie może wrócić z dawnym rozmachem. + doszłam do wniosku, że jest ona czymś jak takim okresowym natchnienie, bo moje rekordowe pisanie opowiadań przypadały na poprzednie wakacje, a tegoroczne sprzyja autorce rina_1997.... więc no.... jest równowaga we wszechświecie, nie możemy obydwie pisać dużo w jednym czasie XD 

+ rozdział bardzo nijaki i bezpłciowy, aż zastanawiam się, czy pomysł z tą przechodnią akcją był dobrym pomysłem... xD no ale cóż, już się stało xD 

++ okładka, która miała być ostateczną dla tego opka xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro