25
- Czekaj, czekaj.... czyli generalnie to mieszkasz w willi, w której spokojnie moglibyście przyjąć delegację amerykańskiego rządu, podejrzewam, że sam twój skalniak przed wejściem głównym kosztował więcej niż mój dom rodzinny i ty nigdy nie byłaś za granicą?!
Oburzony ton głosu J-Hope'a omalże poniósł się echem po terminalu i paru oczekujących rzuciło nam zdziwione spojrzenia.
- Myślę, że kwestia funduszy nie była w jej przypadku problemem... - zaczął delikatnie NamJoon.
- Mamy dwudziesty pierwszy wiek, ona ma prawie dwadzieścia lat i nigdy nie leciała samolotem! - Hoppie wyrzucił ręce w powietrze, patrząc to na lidera, to na mnie, jakby któreś z nas miało mu wyjaśnić "jak to nie ma świętego Mikołaja".
- Nie pomagasz - jęknęłam, kiedy kolejna fala przerażanie utknęła w moim przełyku. - Czy teraz już wiesz, dlaczego nie chciałam lecieć? - zwróciłam się do V, który kojąco klepał mnie ręką po plecach.
- Miałem prawo czuć się nieco zmieszany, kiedy na wiadomość o super fajnych wakacjach razem zareagowałaś jak na rozkaz do ewakuacji.
- Obiecuję wam, że jeśli nie przestaniecie, to naprawdę się stąd ewakuuję - ostrzegłam ich, wskazując ruchem głowy na wielki napis "EXIT" na drzwiach zaraz obok nas.
- Nie polecam. Musiałabyś przebrnąć przez ten tabun fanek w terminalu - przypomniała mi Milu.
Dziewczyny rozsiadły się na kanapach i w niczym nie przypominały mojej na wpół martwej z przerażenia, zielonkawej postaci skulonej obok nich. Zresztą chłopcy też wyglądali dobrze... nawet wspaniale. Rozluźnieni, rozbawieni widokiem skostniałej Shari, która musi przełamać strach latania samolotami.
- Shari - zaczął łagodnie lider, kucając przede mną. - Popatrz na to z tej strony. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby samolot nie wrócił na ziemię - uśmiechnął się pocieszająco.
- Czekaj, ale jak t....
- Nagroda dla pocieszyciela roku wędruje do... - westchnął V, kiedy pobladłam jeszcze bardziej i jak mantre zaczęłam powtarzać w myślach "wszyscy zginiemy".
- Nigdy... nigdy... nigdy więcej...
Schodząc z samolotowej rampy mogłam spokojnie zostać pomylona z człapiącą galaretą.
- Nie było tak źle! - Gemma zbiegała ze schodków z wielkim uśmiechem na twarzy.
- To skrzydło się... telepało, gibało, nie wiem jak to jeszcze nazwać! A ta wasza "blacha" wyglądała jak zwykła taśma izolująca!! I to uderzenie w ziemię nazywacie lądowaniem?
- Nie martw się... mam wrażenie, że nasze pierwsze loty wyglądał podobnie... - Suga nieco zzieleniał.
- Albo traumy się po prostu wypiera ze świadomości - Twarda ziemia pod nogami, która w dodatku nie huczała, okazała się zbawiennym doznaniem.
- Możemy na chwilę usiąść, jeśli chcesz - zaproponował V, zrównując ze mną krok.
- Nie trzeba - uśmiechnęłam się. - Im szybciej dostaniemy się do hotelu, tym więcej czasu będziemy mieli na spacerowanie po plaży.
V już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, gdyby menadżer nagle nie pojawił się przed nami.
- Zanim wejdziemy... proponowałbym, żeby one...
Sprawa najwyraźniej była nieco niewygodna, dlatego tylko wskazał na nas ruchem podbródka i nie powiedział nic więcej.
- Shari - temat podjął V. - Lepiej będzie, jak z dziewczynami pójdziecie albo przed nami, albo za. Tak na wszelki wypadek, żeby...
- Żeby fanki nie pomyślały, że przylecieliśmy tu razem? - spytałam odruchowo, choć przyrzekłam sobie, że nie będę robić mu wyrzutów, że ich widownia składa się głównie z dziewczyn. V tylko wywrócił oczami.
- Żebyście z dziewczynami.... no cóż... "nie został stratowane" to jednak najlepsze określenie.
Niepewnie spojrzałam w kierunku terminalu, jakby z końca korytarza miało nadbiec wyjątkowo niebezpieczne stado słoni.
- Ciężko pewnie w to uwierzyć, ale nie wszystkie koncerty opierają się na strojach wizytowych i stosownych oklaskach - przypomniał mi, patrząc pobłażliwie jak na nieporadną pięciolatkę.
- Jedyne, w co ciężko mi uwierzyć, to ich skala krzyku... Ale dobrze, nie będziemy sprawiać kłopotu.
Wzruszywszy ramionami zabrałam się z resztą dziewczyn i szybko przemknęłam w ich towarzystwie przez zatłoczony terminal. Zebrane fanki tylko wydały z siebie westchnienie rozczarowania i powróciły do wypatrywania swoich idoli. Całe szczęście, bo mordercze spojrzenia, jakie im rzucałam, mogło być interpretowane tylko w jeden sposób - V był mój i nikomu go nie oddam.
- Te, bazyliszek, nie wyglądasz, jakbyś jechała na wakacje - upomniała mnie Gemma, szturchając niedelikatnie w ramię.
- Unicestwiam potencjalną konkurencję - odparłam, wracając myślami z powrotem do dziewczyn i ich rozentuzjazmowanych rozmów.
- Na ten tłum tam - Gemma wskazała palcem na kotłującą się masę fanek, która zafalowała pod wpływem kolejnego poruszenia za bramkami. - potrzeba czegoś więcej, niż ciskanie gromów z oczu.
- Dlatego obmyślam strategię masowego mordu - wzruszyłam ramionami.
- Zanim związałaś się z idolem mogłaś pomyśleć, że jesteś typem zazdrośnika.
- Nie jestem!
- Pierwszy stopień problemów to wyparcie - Gemma ostrzegawczo uniosła palec wskazujący, robiąc wymowną minę. - Jeśli chcesz pokonać konkurencję, przestań być takim ponurym kłębkiem nerwów i zacznij się w końcu bawić - powiedziawszy to, Gemma w podskokach podbiegła do wana i zajęła miejsce zaraz koło kierowcy.
Identyczne auto do naszego stało zaparkowane nieco z tyłu - na wszelki wypadek z włączonym silnikiem, gdyby siła tłumu okazała się większa od sił perswazji ochroniarzy - i opcjonalnie, gdy J-Hop zwątpi w swoje nerwy i będzie szukał drogi ucieczki.
- Chyba męczyłaby mnie taka praca - Byłam przekonana, że to spostrzeżenie powiedziałam w myślach.
- Lepiej zacznij się do tego przyzwyczajać - Milu wyminęła mnie przy drzwiach i usadowiła na miejscu przy oknie. - Zanosi się na to, że takie spotkania z fanami będziesz musiała znosić częściej niż raz na rok.
Z tej oto próby poprawienia mi humoru wyszło nic innego, jak
Westchnęłam przeciągle, wywieszając ręce poza barierkę na balkonie pokoju. Parny dzień przeistoczył się w chłodnawy wieczór, w dodatku znad oceanu wiała przyjemna, orzeźwiająca bryza.
- Jak się czujesz po locie? - głos V dobiegł do mnie zaraz po szczęku zamku od drzwi balkonowych.
- Zaczęłam doceniać stabilność gruntu - odwróciłam się z uśmiechem do Taehyunga.
Miał za sobą ciężkie dni, które . Przyjazd na lotnisko, wywiad, powitanie z fanami... w dodatku perspektywa kolejnych kilku dni była równie męcząca.
- Dasz sobie z tym wszystkim radę? - spytałam, przeczesując palcami jego zmierzwione włosy.
- Nie takie rzeczy się robiło - V odparł z uśmiechem, któremu daleko było do jego w pełni radosnego krewnego - tego, którym V tak często mnie obdarzał.
- Najlepiej będzie, jeśli teraz porządnie się wyśpisz.
- Wyśpię się po śmierci - odparł znużonym głosem, kładąc brodę na moim ramieniu. - Nie przekonywałem cię do tych wakacji i nie zmuszałem do lotu samolotem tylko po to, by po koncertach spać u siebie w pokoju.
- Yyyy... zawsze możesz spać w moim łóżku, jeśli Gemma nie wyzwie cię od zboczeńców, nie zwoła ochrony i nie będzie zeznawać w sądzie przeciwko tobie.
- Twoje łóżko jest od robienia innych rzeczy.
- Za to przeskoczy od pozwu prosto do zatłuczenia nas na śmierć - Wizja zaaferowanej Gemmy, która w odruchu samoobrony chwyta coś ciężkiego i twardego nagle wydała mi się przerażająco prawdziwa.
- Mam nadzieję, że Jimin w końcu zbierze się w sobie i powie jej co i jak, wtedy będziemy mieli chwilę spokoju.
- Jak to "powie jej co i jak"? - spojrzałam na jego twarz w momencie, gdy odwrócił wzrok w bok. Nie powinien był tego mówić, mówiły jego oczy.
================================================================================
No to tak... Chyba każdy z was przyzwyczaił się już do notek od autora pt: "Przepraszam, że tak późno dodaję, ale.... ( to wstaw opis problemów i miliona rzeczy, które trzeba było załatwić)". Tak więc darujemy sobie tym razem... no może nie kwestię znalezienia mieszkania, które najlepiej opisuje słowo: niemożliwe XD. Fakt jest taki, że moja wena przezimowała prawie cały rok, bo nie miałam sposobności pisać w trakcie roku szkolnego i jakoś teraz nie może wrócić z dawnym rozmachem. + doszłam do wniosku, że jest ona czymś jak takim okresowym natchnienie, bo moje rekordowe pisanie opowiadań przypadały na poprzednie wakacje, a tegoroczne sprzyja autorce rina_1997.... więc no.... jest równowaga we wszechświecie, nie możemy obydwie pisać dużo w jednym czasie XD
+ rozdział bardzo nijaki i bezpłciowy, aż zastanawiam się, czy pomysł z tą przechodnią akcją był dobrym pomysłem... xD no ale cóż, już się stało xD
++ okładka, która miała być ostateczną dla tego opka xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro