24
Obudziłam się, gdy tylko poranne słońce rozjaśniało pod moimi powiekami. Zawierciłam się w miękkiej pościeli, chcąc zakryć się po czubek nosa, byle tylko uciec przez chłodem.
V mruknął coś koło mnie, ale szybko potem znów zasnął. Uniosłam się na łokciach, doszukując się go w fałdach kołdry. Spał niewiele dalej ode mnie, na brzuchu, obejmując poduszkę z obydwu stron. Jego szerokie ramiona powoli unosiły się i opadały w miarę jak spokojnie oddychał przez sen.
Uśmiechnęłam się ciepło do samej siebie.
Ten moment, gdy jego smukłe plecy pieściło światło wpadające przez okno, zostanie w mojej pamięci już na zawsze. Malutkie drobinki kurzu fruwające w powietrzu. Jego włosy w nieładzie. Jasna skóra, niemalże tak biała jak pościel, w której leżał. Ta cisza i spokój. To szczęście.
Mogłabym patrzeć na niego wieczność. Trwać w bezruchu, chłonąc tę ulotną chwilę tak, by nasiąknąć nią do cna.
Gdzieś w moim wnętrzu zagrała melodia. Cicha, skromna, domagająca się wydostania na zewnątrz.
Nie zastanawiając się dłużej, pchana niepojętą siłą, zawlokłam się do salonu, wdzierając na siebie koszulę nocną. Od razu chwyciłam za skrzypce.
Miałam wrażenie, że dźwięki zaczęły wydostawać się z instrumentu, nim pociągnęłam smyczkiem po strunach. Wiedziona muzycznym instynktem, pozwoliłam palcom błądzić po gryfie. Zamknęłam oczy, kołysząc się do spokojnej melodii tworzonego utworu.
Ściszałam tony stopniowo, powoli i delikatnie tak, aby nikt nie był w stanie zauważyć żadnej zmiany, dopóki utwór całkiem nie ucichnie. Oderwałam smyczek od strun, pozwalając muzyce jeszcze chwilę rozbrzmiewać w moim wnętrzu.
- Taki budzik to ja rozumiem – głos V dotarł do mnie z wejścia do salonu. Podskoczyłam przerażona nagłym dźwiękiem, omaże nie wypuszczając przy tym instrumentu.
Taehyung stał oparty o framugę drzwi, przyglądając mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Niby z uśmiechem, ale i niebezpiecznym błyskiem w oku, choć jego rozczochrana czupryna i pogniecione ubranie tylko wzmacniało jego potulny wygląd.
- Chociaż wolałbym, gdyby ktoś dał mi wpierw porannego buziaka i obudził ponętnym szeptem – dokończył, gdy nic nie odpowiedziałam. Zrobił parę kroków w moją stronę.
- Ten twój ponętny szept najprawdopodobniej mówiłby „Tae... dusisz mnie... leżysz mi na płucach... zejdź!– udałam podduszony głos, odkładając skrzypce na fotel. Szafki i stoliki wciąż zajmował ogród V. Co ja z tym wszystkim zrobię... ?
- Ważne, że byłby ponętny – chłopak wzruszył ramionami, jakby treść tych jego szeptów faktycznie nie była dla niego ważna.
- Jeśli głos duszonej osoby jest dla ciebie pociągający, to czas najwyższy skontaktować cię ze specjalistą – odparłam, odsuwają się nieznacznie.
- Oj tak, jeszcze okażę się zboczonym psycholem i będzie problem – zrobił przerażającą minę, wciąż się do mnie zbliżając.
- Ja już mam problem! – krzyknęłam, gdy pokonał ostatnie dzielące nas metry niemalże biegiem. Dopadł mnie i zaczął łaskotać ze śmiechem podobnym do tego, który wydobywa się z gardła obłąkanego mordercy.
Chwyciłam za leżącą na kanapie poduszkę i zaczęłam okładać go po plecach. Nie minęła minuta, gdy w powietrze wzbiły się kłęby pierza.
Wśród moich pisków i jego triumfalnych okrzyków dosłyszałam jeszcze dźwięk spadających wazonów. No to pięknie.
- Kwiaty, Tae, kwiaty! – krzyknęłam do niego, gdy obrócił mną kilkakrotnie, trzymając za brzuch.
Wtedy też zwolnił nieco swoją funkcję Tae-pralki, czy też V-irówki, i powoli wycofał się pod ścianę złożoną z samych okien. Osunął się po niej, asekuracyjnie trzymając mnie przed sobą zakleszczoną w jego ramionach. Usiadł ciężko na ziemi.
- No pięknie – szepnęłam, obserwując hipnotyzujące ruchy piór tańczących w powietrzu. Zdemolowane kwiatki również nie wyglądały za ładnie. Wróć... wyglądały ładnie, ale na pewno nie w perspektywie sprzątania.
- Całkiem pięknie – przyznał rozanielony V, podmuchem wzbijając pojedyncze piórko z powrotem w powietrze.
Białe obłoczki fruwały po całym pomieszczeniu. Delikatnie osiadały na liściach, kwiatach, podłodze i meblach nieusłanych bukietami. Zupełnie, jakbyśmy stworzyli naszą małą, ciepłą zimę.
Stąd też, zupełnie zgodnie ze stwierdzeniem "prywatnej zimy", V wyskoczył z nietypową propozycją.
- Nie nabierzesz mnie - stwierdziłam odruchowo, przeżuwając płatki przed telewizorem.
- Mówię całkiem poważnie - V wyjrzał z kuchni z jak najbardziej poważnym wyrazem twarzy.
- Nie, tylko się droczysz - odparłam, nie odrywając oczu od ekranu.
Taehyun stanął w oczekującej pozie z miską pod pachą.
- Droczysz się - kontynuowałam - bo nikt przy zdrowych zmysłach nie proponowałby zaczepianie się na gapę do grupy idoli, która ma lecieć na koncerty do Indonezji. Do Indonezji, tak jeszcze raz ci przypomnę, chyba, że sam siebie słyszałeś. Dlatego właśnie doskonale wiem, że w tym momencie żartujesz, bo absolutnie żaden chło....
Przerwałam, gdy zobaczyłam jego poważne spojrzenie.
- Matko... ty mówisz poważnie! - miska płatków zbożowych mało nie wylądowała na świeżo zakupionej kanapie.
- Jak najbardziej! - obudził się V. - I nie rozumiem, dlaczego mi nie uwierzyłaś!
- Kto normalny prosi o coś takiego!
- Ja! I nawet nie waż się wykręcać tekstem pod tytułem "muszę ćwiczyć" albo "nie mogę, mam zajęcia na uczelni", bo dopiero niedawno się do niej dostałaś i wciąż masz wolne! - pogroził mi palcem, gdy właśnie te wymówki omalże nie wydostały się z moich rozdziawionych ust.
- Al...
- AAA - przekrzyczał mnie, poprawił gest i spojrzał na mnie wymownie.
- Czemu to musi być jakiś przymus?! Przecież jedziesz tam harować na koncertach, dzień po dniu będziesz tyrał na scenie, próbach, konferencjach, sesjach, będą was zapraszać na narodziny miejscowego szamana, chrzciny jachtów czy czego tam jeszcze! Nie widzę sensu w targaniu mnie ze sobą, bo jedyne na co mogę się tam przydać, to zachorowanie na malarię!
V przysłuchiwał się temu z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Nie proszę cię, żebyś płynęła ze mną kajakiem pod prąd Amazonki, przekoczowała w namiocie po sąsiedzku z tarantulami i mocowała się z szympansami o ostatnie pędraki w pieńku, żeby nie paść z głodu! Uwierz mi, że podróżujemy w naprawdę znośnych warunkach - chłopak rozłożył bezradnie ręce.
- Amazonka nie jest w Ind...
- Wiesz o co mi chodzi - popatrzył na mnie wymownie, podchodząc do kanapy, gdzie uwiłam sobie gniazdko z koców i poduszek. Opadł ciężko koło mnie i westchnął przeciągle.
- Przecież dopiero co byliście w trasie.... czemu już musicie wyjeżdżać?
- Nikt nie mówił, że praca członka zespołu polega tylko na spontanicznym koncercie ulicę dalej... wróć, bardzo często tak jest, ale chyba nie muszę ci mówić, że taki harmonogram nie jest synonimem do słowa "sukces".
- To nie tak, że się nie cieszę... tylko zaskoczyła mnie twoja propozycja... w końcu... jedziesz pracować, mam wrażenie, że będę się tylko tam plątać pod nogami - wzruszyłam ramionami, spuszczając wzrok na swoje dłonie splecione na kolanach.
- Porównując twoje usposobienie do połączenia ADHD Jimina z niezrównoważeniem J-Hope'a będziesz uosobieniem spokoju i łagodności. Uwierz mi, że to właśnie my sprawiamy tam największe problemy. Zresztą, nie będziesz sama jak palec...
V odbiegł spojrzeniem w bok i z jego wyrazu twarzy mogłam wyczytać ukrytą informację, która dojrzała do bycia ujawnioną - innymi słowy było już po ptokach i nic nie dało się zrobić, by odkręcić tę tajemnicę.
- Tae.... co to znaczy...
I wtedy mnie olśniło. Trzasnęłam ręką w czoło.
- Powiedz mi... że dziewczyny były ostatnio takie podekscytowane zupełnie bez powodu... i Gemma kupująca tabuny strojów kąpielowych po prostu wpadła w szał przecen... a ponton w mieszkaniu Milu był elementem awangardowego wystroju wnętrz....
Niewinny uśmiech na twarzy V rozwiał wszelkie wątpliwości.
=====================================================================================
<Famfary> Yeheah, dodałam rozdział! Ale tak... postanowiłam rozdzielić akcję jeszcze jednym wątkiem, ale będzie naprawdę luźny i przyjemny :D przy okazji wakacyjnie XD
+ pierwszy raz od.... prawie roku zabrałam się za pisanie o.O boję się, że wyszłam nieco z wprawy, więc z góry przepraszam za jakieś dzikie błędy.
I wpadłam na pomysł, żeby w grafice powstawiać wam koncepcyjne okładki do All you've got, które robiłam kiedyś tam gdzieś tam... chociaż tutaj mamy po prostu niewyjaśnioną wenę na dziwny obrazk XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro