Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16



Nerwowo miętoliłam skrawek sukienki w palcach, gdy rodzinnie kroczyliśmy przez salę, wymieniając kolejne uprzejmości. Ukłony, słodkie słówka, ufny, pogodny uśmiech, dygnięcie, ukłon, znowu uśmiech... dałoby się zapisać wzorem. W tych momentach zawsze pozostawałam spokojna, pewność siebie nie opuszczała mnie ani na chwilę. Właśnie, -łam. Pokrzepiający ciężar telefonu w torebce i świadomość, że będę mogła do niego zadzwonić sprawiała, że między innymi te przywitania ciągnęły się w nieskończoność... tak bardzo już chciałam usłyszeć jego głos...

- Córko – głos ojca sprowadził mnie na ziemię. Spojrzałam na następną grupkę ludzi, których musieliśmy powitać. – To są państwo Young z synem.

Ostatnie słowo zapaliło w moim umyśle ostrzegawczą lampkę. Automatycznie spojrzałam na dobrze prezentującego się młodzieńca, wiekiem zbliżonym do mojego.

- Miło mi poznać, panienko Lu – chłopak zrobił w moim kierunku głęboki ukłon, na co zareagowałam tym samym. Miał twarz typową dla panicza z dobrej rodziny, nienagannego pod każdym względem. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że był przystojny. Rodziny wdały się w rozmowy zawodowe, dlatego obydwoje staliśmy na uboczu, rzucając sobie nieporadne spojrzenia.

W tle rozbrzmiały pierwsze nury powolnych utworów, podczas to których goście mogli niezobowiązująco zażyć ruchu w postaci tańca.

- Mogę? – chłopak wyciągnął do mnie rękę. Do przewidzenia.

Zerknęłam szybko na ojca, by odczytać jego reakcję. Skinął mi głową z uśmiechem, od którego zrobiło mi się niedobrze. Ale przyzwolenie, to przyzwolenie. Uśmiechnęłam się delikatnie do chłopaka i podałam mu swoją dłoń. Ujął ją uroczyście i poprowadził mnie w kierunku sali tanecznej.

https://youtu.be/Ehm4HLnr-FQ


Pomieszczenie przedsionkowe, bo tylko tak można nazwać przestrzeń, z której uciekliśmy, niemal niezauważalnie przechodziło w większą, lepiej oświetloną salę, gdzie zebrała się znacząca większość gości. Dopiero za nią znaleźliśmy przestronny parkiet, gdzie do akompaniamentu muzyki jzzowej zaczęło już tańczyć parę par. Chłopak... właśnie... nawet nie poznałam jego imienia. No trudno. W każdym bądź razie panicz Young zaprowadził mnie na środek, skąd płynnie poprowadził w paru pierwszych krokach do niezobowiązującego walca.

- Wreszcie wolni – westchnął nagle, jakby ze szczerą ulgą. Spojrzałam na niego z dołu.

- Przepraszam? – spytałam kontrolnie, chcąc się przekonać, czy aby nie żartuje.

- Mówię o naszych rodzicach. Atmosfera przy nich jest nieco... ciężka – stwierdził luźno, wzruszając ramionami. Raz jeszcze popatrzyłam na niego badawczo.

Ten ułożony panicz z paru minut wcześniej rozpłynął się w obliczu swobodnego, przyjaznego dwudziestolatka. Jakby każdy dzielący go metr od rodziców ukazywał więcej jego prawdziwego „ja".

- Nie za bardzo wiesz, jak na to zareagować? – zaśmiał się otwarcie, prowadząc mnie z coraz większą swobodą.

- Aż tak to widać?

- Może trochę z tego przerażonego wyrazu twarzy i tego, że pewnie sięgasz po gaz pieprzowy – popatrzył na mnie z cwanym uśmieszkiem. Zawstydzona poprawiłam rękę na jego ramieniu.

- Nie jestem pewna, komu powinnam tu ufać – powiedziałam.

- Zalecam jak najmniejszą ilość osób. Pełno snobów z dobrych rodzin – zironizował to w sposób, na który aż trzeba było zareagować śmiechem.

- Cóż za zbieg okoliczności, jak snobistyczny panicz to mówi – odgryzłam mu się w sposób, który obydwoje odebraliśmy za czysto przyjacielski. Zaczynałam lubić tego chłopaka.

- Staram się jak mogę, żeby sprawiać wrażenie przeciętnie nieprzeciętnego – wyprostował się z dumą.

- Jesteś... - zaczęłam.

- Co? Ah! Young YuJin – odparł gładko. – A panienka? Chyba, że taki tytuł pasuje ci na resztę wieczoru?

- Lu ShaRi – przedstawiłam się, lekko skinąwszy głową podczas prób nadążenia za długimi krokami chłopaka.

- A więc, Lu ShaRi, na jakie krzywdy jesteś skazana dzisiejszego wieczoru? Towarzyszenie ojcu przez resztę wieczoru? Udawanie miłej dla dzieci wpływowych ludzi? Uśmiechanie się do kamer? Czy może perspektywa przetańczenia ze mną jeszcze paru tańców? – YuJin spojrzał na mnie ukradkiem, rozciągając usta w chytrym uśmiechu. Coraz bardziej lubiłam tego człowieka.

- Jeśli utrzymasz takie tempo zdecydowanie ostatnia opcja – odparłam, próbując złapać oddech.

- Co, za szybko? Mogłaś mówić, że jesteś sportową zakałą rodziny – Zaśmiałam się.

- Mogę nią być, ale tylko w zamian za bycie absolutnym mistrzem w innej dziedzinie.

- Rozumiem, że teraz nastąpi skromna prezentacja talentów?

- Skromna owszem, bo powiem tylko tyle, że poszłam w muzykalne atuty.

Yujin popatrzył na mnie, odchylając się nieco do tyłu, dla szerszego kąta widzenia.

- Kolejne wcielenie Mozarta?

- Nie – zaśmiałam się sama z siebie.

- Bethovena?

- Gram na skrzypcach – odezwałam się w końcu.

- Czyli jednak Mozart! A więc, panienko muzykalna, co w takim razie powiesz o naszym kwartecie? – spytał, wskazując na skromną orkiestrę wciśniętą w bok sali.

- Mogę śmiało stwierdzić, że dwóch ze skrzypków albo nie wzięło nut, albo to ich pierwszy poważny koncert i stres jest zbyt duży, by trafiać w dźwięki – stwierdziłam zaraz przed tym, jak YuJin zrobił mną gwałtowny obrót w miejscu.

- Czyli zagrałabyś lepiej?

- Zdecydowanie. Może gdybym tylko nie była o krok od zwymiotowania – zaznaczyłam, robiąc kolejny wymuszony obrót.

- Ach, a podobno jestem tak dobrym partnerem do tańca!

- Partnerka mówiła ci to przed, czy po tym jak zwróciła wszystkie przystawki?

YuJin zaśmiał się nad moim uchem. Chyba rodzice nie znali go od strony młodzieńca, śmiejącego się z podobnych żartów. Moi również z opowiadania takich historii...

Przetańczyłam z nim pełne dwadzieścia minut, dopóki stopy nie sprzeciwiły się dalszym wydłużonym krokom. Z ulgą zeszłam z parkietu i opadłam na miękkie siedzenie obok ojca. Wróć. Lekko osadziłam się na przepięknie wysłanym krześle, obok mojego szanownego rodziciela. Panienka Lu przecież nie opada.

- Postaraj się nie odstraszyć syna państwa Young – ojciec rzucił do mnie, biorąc łyk czerwonego wina.

- Masz co do niego plany, ojcze?

- Owszem. Całkiem wpływowa rodzina. Dobrze wyszlibyśmy na połączeniu naszych... możliwości – zawsze używał tego słowa, by „interesy" nie zaważyły na mylnie przyjaznym komunikacie.

- Jak sobie życzysz – Nie było żadnej innej odpowiedzi, która przypadłaby mu do gustu. Tak więc postawiłam na standard.

Odruchowo spojrzałam na YuJin'a, siedzącego parę stolików dalej z rodziną. Chłopak rzucił mi cień uśmiechu, który w innych okolicznościach zapewne rozświetliłby jego twarz. W innych okolicznościach.... Ach... jeśli o nie chodzi...

Minęło dobre dziesięć minut odkąd zadzwoniłam do V... był dziwnie... rozbawiony dzisiejszego dnia... Jakby miał w zanadrzu plan, o którym nie wiedziałam, a który niezwykle go bawił.

Z rozmyśleń wyrwał mnie jednak YuJin, pojawiający się dosłownie znikąd. Wyrósł przede mną z wyciągniętą ręką między jednym, a drugim mrugnięciem oka.

- Mogę zająć panience następne tańce? – z uwagi na niedaleko siedzącą rodzinę uderzył w oficjalny ton. W normalnych, tu czytaj poufnych, okolicznościach to pytanie zabrzmiałoby raczej jako „ czy mógłbym przyprawić się o kolejne fale nudności"?

Skinęłam delikatnie głową, podając mu dłoń. Ruszyliśmy w tym samym kierunku, co wcześniej. Jeszcze dobrze nie znaleźliśmy się na parkiecie a YuJin już ruszył płynnymi krokami do walca. Świetnie, więcej obrotów.

Niedługo potem sala zaczęła wirować, gdy obracałam się po kolejnym kole, wychylona do tyłu, wdzięcznie wyciągająca szyję. Piekielnie niewygodna pozycja tak przy okazji.

- Odbijany – usłyszałam nagle przy swoim uchu i nim się zorientowałam, co jest grane, ktoś zastąpił YuJin'a. Chłodna ręka opadła na moje plecy, druga przechwyciła prawą dłoń w powietrzu. Ilość obrotów gwałtownie spadła, dzięki czemu niebawem byłam w stanie zobaczyć twarz mojego... właśnie... wybawcy?

- O żesz w mord.... – urwałam raptownie, orientując się, jak głośno to powiedziałam. Jimin wyszczerzył się jak szaleniec, gdy zobaczył moją reakcję. – Co... ty... jak... co... ty... ?!

Co też zaskoczenie robiło z człowiekiem.

- Jak nie zaczniesz krzyczeć, to może nas stąd nie wywalą – szepnął do mnie Jimin, przybierając normalniejszy wyraz twarzy.

- Wywalą?! Włamałeś się tu?! Czekaj... Wywalą? Was... co... Ooooo nieeee – jęknęłam zbolała, opierając swoje czoło o ramię Jimina.

- Szybko łapiesz – żachnął się czarnowłosy. – Dlatego mówię, nasz misterny plan nie upadnie, jeśli nie zaczniesz panikować.

- Jak mam nie panikować, gdy siedmiu niedojebów wtargnęło na elitarne przyjęcie, na którym aż roi się od polityków, biznesmenów i całej reszty ważnych osobistości?! – oburzyłam się, powoli zdając sobie również sprawę z konsekwencji.

- Twierdzisz, że nie nadajemy się do takiego towarzystwa? – wyglądał na urażonego.

- Twierdzę, że gdy ten wasz misterny plan upadnie, to możecie być pewni, że miesiąc na odwyku będzie naprawdę delikatnym wyrokiem! Przecież tu są wszyscy, którzy mogą was zniszczyć za samo takie wtargnięcie!

Źle, źle, źle.... Robiło się źle!

- Nie panikuj, jak na razie kulturalnie tańczę z dziewczyną przyjaciela, nikomu nie wadzę. No, może tobie – dodał z uśmiechem.

Dalsze protesty uwięzły mi w gardle. Dziewczyna jego przyjaciela? Że... że... że niby o mnie chodzi?

- Dobrze... ty jesteś tu... a gdzie jest reszta i co ONI robią?! – przyszłość tych chłopaków jawiła mi się w ciemnych barwach. Jeśli nie zginą przez własną głupotę... wróć, na pewno to właśnie przez nią zginą. Marnie.

- Polecam wystrój pomieszczenia. Jest doprawy... wystrzałowy – puścił mi porozumiewawcze oczko, od którego tylko przewróciło mi się w żołądku.

Jak na zawołanie dostrzegłam resztę stacji bazowej okupującej salę taneczną. Między jednym obrotem, a drugim zdołałam wyodrębnić bladego jak samą śmierć NamJoon'a, stojącego pod ścianą w podobnym kolorze, HoSeok'a, obserwującego całe widowisko z talerzem pełnym przekąsek i przystawek, JunKook'a, rozmawiającego zawzięcie z jakimś chłopakiem... wróć, to był YuJin... jeszcze lepiej! Po dłuższych poszukiwaniach dostrzegłam Jin'a, aktualnie tańczącego z młodą dziewczyną nieopodal nas oraz YoonGiego, kontemplującego wielkie malowidło na ścianie. Znalazł się znawca sztuki.

Bądź co bądź, nie szaleją aż tak, by wzywać antyterrorystów. Wróćmy do spraw ważnych... całe BTS było tutaj, w garniturach, pod muszką, eleganccy i .... Chwila...

- Gdzie jest Taehyung? – spytałam odruchowo, nie bacząc na słowa. Jimin uśmiechnął się cwanie.

- My właśnie w tej sprawie – jeszcze cwańszy uśmieszek.

- Że co proszę?

- Będziemy dzisiaj twoją eskortą – odparł gładko Jimin, jakby wypowiedzenie tego na glos sprawiało mu dużą przyjemność.

Wtedy też, jakby od niechcenia, poprowadził mnie do wyjścia z sali. Powolnym, dostojnym krokiem minął NamJoona, który zapewne był o krok od zwymiotowania na własne buty, i dał reszcie znać, że mają iść za nim.

- A więc to jest intryga zbiorowa! – fuknęłam oburzona do chłopaka, starając się jednak przybrać pogodny wyraz twarzy dla przechodni.

- Owszem. Choć, jeśli z nami pójdziesz, będziesz miała okazję nawet zlinczować pomysłodawcę. Widzisz? Opłaca się – Jimin zabrzmiał jak rasowy przedsiębiorca.

- Zlinczuję was wszystkich!

- Nic jeszcze nie zrobiliśmy! – bronił się.

- Jeszcze?! A zamierzacie?! Mówię wam, jeśli myślicie, że wyjdziecie stą...

Urwałam gwałtownie, gdy dalszą drogę zagrodził nam mój ojciec. Jego surowa twarz i chłodne spojrzenie skręciły mi żołądek. Teraz to ja miałam ochotę zwymiotować. Już po nas...  



====================================================================================

Jesssssu.... jakieś dzikie aktualizacje na Wattpadzie... nie ogarniam ich, ale skorzystałam XD no także no.... ze zniecierpliwieniem czekam na V... i.... czy wam też robi się gorącą na samą myśl o BTS w garniakach??? ;_;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro