36. Nikt nie będzie kochał mnie lepiej
[Stickwitu - The Pussycat Dolls]
- Nie rozumiem dlaczego to robimy. – Michael miał talent do wyrażania swoich komunikatów w taki sposób, który polegał na tym, że nieważne jakiej tonacji użył, zawsze wiedziałem co chce mi przekazać. Ten facet potrafił krzyczeć szeptem i radośnie burczeć, więc kiedy użył swojego poirytowanego, zmęczonego tonu tak, by jednocześnie przekrzyczeć ludzi na lotnisku i nie zbudzić June, która zwisała z jego ramienia, nawet nie byłem zdzwiony.
- Ponieważ nie chcesz znaleźć się w spisie celebrytów z największym śladem węglowym tego roku – odparłem entuzjastycznie, poprawiając torbę podróżną na barku.
- Hej, ostatni raz używałem prywatnego samolotu trzy tygodnie temu... - Zmordowałem męża wzrokiem, dlatego nie puszczając śpiącej dziewczynki, uniósł tylko jedną rękę.
Jedenastoletnia June była rozpuszczona jak dziadowski bicz, trzynastoletnia June natomiast... Była rozkapryszona jak córka Kylie Jenner, z czym nawet nie do końca wiedziałem jak walczyć. Przez całe życie starałem się być wspierającym rodzicem, który jednak ściąga swoje dziecko na ziemię, gdy zaczyna mu odwalać, ale Mike ani trochę nie pomagał, kiedy został kolejną figurą rodzicielską, by nauczyć ją skromności i ogłady.
Może miał rację?
Kłóciliśmy się o to wracając z Teen Choice Awards, kiedy nie dość, że poparł ją, wbrew mojej opinii (i braku zdania Niny), że może pojechać z nami, to jeszcze zabrał ją na zakupy i pozwolił wybrać sukienkę. Może byłem bardziej obrażony o to, że June zaprosiła jego do galerii, nie mnie? Miałem masę czasu odkąd przestałem uczyć, bycie rodzicem stanowiło moją misję przewodnią, a ona i tak wybrała tatę, który bywał w domu głównie wieczorami i na długie weekendy, a nie tego, który codziennie szykował jej kanapeczki do szkoły i woził na lekcje pianina!
Możecie uznać nas teraz za katastrofalnie tragiczną rodzinę. Taką gdzie jedna osoba w związku jest uwięziona w złotej klatce, a druga zaharowuje się i nie lubi nawet swoich domowników, przy czym najbardziej poszkodowane staje się dziecko. Ale to nieprawda. Bycie „mężem trofeum" to najlepsze co mi się przydarzyło! Możecie się śmiać, że zmarnowałem potencjał najlepszego ucznia od podstawówki, albo swój dyplom i uzależniłem się od kogoś finansowo, ale prawda jest taka, że nie każdy człowiek ma pragnienie robienia kariery zawodowej. Jesteśmy czymś więcej, niż nasza praca, a ja i mój mąż mieliśmy dostatecznie wiele szczęścia w życiu, by pozwolić sobie na funkcjonowanie w zgodzie ze sobą.
Michael kocha to co robi, dlatego dobrze na tym zarabia. Ja kocham możliwość poświęcenia uwagi June, wspierania Niny w zdobywaniu kalifornijskich rynków finansowych, planowania rodzinnych imprez i robienia przemeblowania, kiedy najdzie mnie na to ochota. Mogłem pozwolić sobie na swobodne zapełnienie grafiku kursem pieczenia ciast, chodzeniem na nieprzyszłościowe studia, budowaniem domowej biblioteki i zdobywaniem przyjaciół, albo raczej przyjaciółek, bo śmiechy śmiechami, ale uprawianie joggingu codziennie rano w naszej okolicy skończyło się tym, że dołączyłem do paru babeczek mniej więcej w moim wieku, które robiły dokładnie to samo co ja – dobrze wyglądały i sprawiały przyjemność swoim bliskim, mogąc pozwolić sobie na robienie tego na pełny etat.
Moja mama mnie ocenia, mój tata mi zazdrości, Jackie jest szczęśliwa, że nie skończyła w ten sposób, a Michael kocha mnie na zabój i wiem o tym, bo zawsze wraca do domu na noc i zabiera mnie ze sobą na wszystkie imprezy, na które chodzi.
Pierwszy raz w całym swoim życiu poczułem się tak bardzo na miejscu, kiedy dotarło do mnie, że nic nie muszę, na tym etapie tylko mogę, a zamiast zwinąć się w kłębek i prokrastynować, okazało się, że mam ochotę naprawdę się rozwijać, ale nie pod kątem zarabiania pieniędzy i posiadania na barkach odpowiedzialności za utrzymanie całej rodziny.
Wrócę jednak do tej dramy o autorytet, ponieważ była dość otwierająca oczy. Michael powiedział mi, że chce zabrać z nami June na rozdanie, bo zapytała, czy jest w ogóle taka szansa, a kiedy ja wyraziłem kategoryczny sprzeciw, musiał interweniować, ponieważ chciałby aby czuła się w pełni częścią tej rodziny i tego sukcesu, który mamy, bo może jest dzieckiem, ale jest też pełnoprawnym człowiekiem oraz w tym wypadku – jego gościem.
Ich relacja była szokująca, ale też fascynująca, bo dziewczynka bez trudu przestawiła się na mówienie do niego „tato". Nawet o to nie prosił, ani ja jej tego nie sugerowałem.
Kiedy dowiedziała się, że jesteśmy razem, miała lat dwanaście, a decyzję o przeprowadzce podjęliśmy po dwóch tygodniach od jej wtajemniczenia, gdzie przez przypadek wepchnęła Mike'a do basenu, więc zaczęła krzyczeć właśnie: „O nie, tato!", na co ja wybiegłem z domu, nie wiedząc czemu mnie woła, a nieskupiona, próbując go wyłowić, zbyła mnie słowami: „Nie ty, drugi tato!".
W tamtym momencie wiedzieliśmy, że ona jest chyba bardziej pogodzona z tym związkiem i przewracaniem świata do góry nogami, niż my. Dlatego poszliśmy na całość. Samoloty i tak prawie pogrążyły mnie finansowo, toteż będąc znów, po prawie roku bez takiej konieczności, wpuszczonym na pokład klasy ekonomicznej, w pierwszej kolejności poczułem się dobrym człowiekiem, a w drugiej... dotarło do mnie jak rozpieszczoną divą się stałem, bo obcy ludzie zaczęli mi śmierdzieć.
- Skąd ta mina? – Niedospana June stojąca już na własnych nogach, kiedy Michael wepchnął się na swoje miejsce, przywarła do mojego boku. – To ty chciałeś ten samolot, ja i ojciec byliśmy za tym wujka Todda.
- Siadaj, kochanie. – Mike poklepał miejsce obok siebie, gdy moja złośliwa córka zajęła to przed nami. – Dawno nie byliśmy tak blisko, jak będziemy teraz.
- Obawiam się – wyszeptałem próbując wcisnąć się ze swoimi dwoma metrami na fotel – że mogę nie zmieścić tu tyłka.
Kiedy już miałem klapnąć, Mike konspiracyjnie uszczypnął mnie jeszcze w pośladek, tym samym złośliwie usiadłem mu na dłoni.
- Ty chuju. – Wygrzebał rękę spod mojej dupy.
- I co to ma znaczyć, że dawno nie byliśmy tak blisko? – Przysunąłem się do niego maksymalnie, powodując, iż mój oddech połaskotał jego policzek. Od razu uśmiechnął się pod nosem, trochę czerwieniąc się na policzkach. – A wczorajsza noc? – Poruszyłem brwiami.
- Wczorajsza noc? – Odgarnął mi włosy za ucho. – Mówisz o tym, jak zasnąłeś na mnie wbijając mnie w kanapę?
- Ehe. – Oblizałem usta w lekkim uśmiechu. – Poza tym chociażby w zeszłym tygodniu...
- Okej, punkt dla ciebie, zeszły tydzień był seksowny.
- Jestem tak blisko was, że to słyszę. – June obróciła się przez fotele i omiotła nas osądzającym spojrzeniem.
- Ciesz się, że w domu nas nie słyszysz – odgryzł jej się Michael.
- Przestań. – Klepnąłem go w udo.
- Luke, słonko, to miało mnie zniechęcić?
- Ugh. – Przewróciłem oczami.
- W samolocie premium pewnie moglibyście po prostu zamknąć w osobnym pomieszczeniu, a tutaj niestety przez następne czternaście godzin będziecie zmuszeni co najwyżej zamknąć się w kiblu. – Dziewczynka pokazała nam język.
- Przepraszam bardzo, co ty jesteś taka zainteresowana, June? – Mike aż się wzdrygnął, bo zrobiłem minę... swojej matki. – W prywatnych szkołach uczą wścibiania nosa w łóżko rodziców? Ja w twoim wieku...
- Oho, zaczyna się dobrze. – Michael powstrzymał parsknięcie.
- Co to miało znaczyć? – Skrzyżowałem ręce na piersiach, tym samym szturchając go ramieniem, bo rzeczywiście przestrzeń była klaustrofobiczna. – Jak miałem trzynaście lat, to byłem aniołkiem. Sam możesz to potwierdzić.
- Jak miałeś trzynaście lat, to chodziłeś na korki z matmy w Brooksville i to powinno dać ci teraz do myślenia.
- Widzisz, June! – zawołałem, choć moje policzki niebezpiecznie się zaróżowiły. – Ja w twoim wieku myślałem o korkach z matmy.
Michael parsknął.
- Przestań. – Szturchnąłem go.
June olała nas i znów usiadła prosto, a ja i mój mąż wierciliśmy się jeszcze trochę, by znaleźć sobie miejsce.
- Boże, ten fotel nazwał mnie właśnie grubym w każdy możliwy sposób. – Podciągnąłem nogi, opierając kolana o oparcie przede mną, bo nie byłem w stanie ich w pełni rozprostować. – Rzeczywiście, Mike, przez całe życie miałeś, rację, ja się myliłem... jestem niewymiarowo wysoki.
- Jesteś, ale ja, kurwa, też jak się okazuje. – Usiadł tak samo jak ja.
- Kopiecie mnie w plecy jak nieznośnie dzieci w samolocie – upomniała nas June.
- Role się w końcu odwróciły – rzuciłem bez zastanowienia. – Boże, było zostać w domu. – Oparłem głowę o ramię Michaela, który pogłaskał mnie po włosach. – Czy ty widzisz tych wszystkich ludzi w Castine?
- Proszę cię, pewnie dalej wszyscy żyją tym, że zostawiłem Jackie dla ciebie.
- Technicznie na to patrząc, to ja zostawiłem ciebie, a potem ty zostawiłeś Jackie, gdy wróciłem, więc właściwie to masz na moim punkcie niezdrową obsesję. – Uśmiechnąłem się dumny z siebie, patrząc na niego z dołu, gdyż praktycznie napierałem na niego całym swoim ciężarem.
- W sumie... - Michael pogłaskał mój policzek i pocałował mnie między brwiami, bo tam sięgnął. – Masz rację. Kocham cię, niech mówią co chcą.
- Ja ciebie też.
- Ja was nie, bo dalej mam kolana któregoś z was między łopatkami.
- June, no! – Jęknąłem niezadowolony i zjechałem bardziej na fotelu, koniec końców zabierając kolano i przekładając łydkę przez drugi fotel. – Lepiej?
- Przepraszam, to moje miejsce. – Jakaś baba się dosiadła, dlatego musiałem znów się wyprostować.
Wymieniliśmy z Michaelem spojrzenia.
Okej, to był oficjalny koniec latania, albo latania tanimi liniami lotniczymi.
...
Każdy powrót do Castine był dla mnie trudny i przepełniony nostalgicznymi wizjami z przeszłości, które przeskakiwały w mojej głowie, jak saljdy z prezentacji w power poincie. Nie spodziewałem się niczego innego po tym razie, zwłaszcza że wróciliśmy tam całą rodziną po raz pierwszy od konfrontacji, która miała miejsce, gdy nasze małżeństwo wyszło na jaw.
Czasem rozmawiałem z rodzicami i z siostrą przez telefon, ale nie widywaliśmy się zbyt często. Na święta Karen i Daryl przylecieli do LA. Moi rodzice zostali w domu, bo Jackie urodziła dziecko, a ja w ostatniej chwili spanikowałem i uznałem, że podróż tam wykracza poza moją granicę komfortu, dlatego miałem teściów w domu i naprawdę przyjemną gwiazdkę. Rok później Junw, Mike, ja i Nina od świąt do Sylwestra siedzieliśmy w Szwajcarii i uczyliśmy się jeździć na nartach. Tego roku nie zaplanowaliśmy, ale ustaliliśmy, że jeżeli ta wizyta, której nie mogliśmy odpuścić nie okaże się katastrofalna w skutkach, może zaakceptujemy zaproszenie od mojej mamy i spędzimy święta tak jak kiedyś.
Nie spodziewałem się, że Jackie i Calum naprawdę będą chcieli nas na swoim weselu, zwłaszcza, że zorganizowali je na podwalinach tego, co ona i Mike ogarnęli już dla siebie, na co mój mąż machnął ręką. Nasza impreza nigdy się nie odbyła. Nie chcieliśmy tego, bo czuliśmy się małżeństwem od przedszkola, poza tym musielibyśmy, przez moje anxiety, ściągać wszystkich do Kalifornii, a to mogłoby być całkiem widoczne w naszym budżecie domowym. Poza tym, mimo tego, że wiedziałem, iż rodzice nas akceptują, czułem że Liz odwali Jaya Pritchetta, jeśli wiecie co mam na myśli, no i jakoś tak w kontekście docierania się najpierw na odległość, a później przeprowadzki i przywyknięcia do wspólnego życia – zapomnieliśmy o tym.
Wygodniej żyło się w LA, gdzie każdy miał wysrane w nasz jednopłciowy związek i fakt, że wychowujemy razem dziecko, co ja robię dosłownie na pełny etat, podczas gdy mama tego spełnia się zawodowo i łóżkowo, bo Nina przeleciała chyba wszystkie maklerki, które poznała. Nie oceniałem jej, miała do tego pełne prawo, poza tym wciąż była zaangażowaną matką June i być może nie mieszkała z nami w domu, ale to nie czyniło jej mniej rodzicem, albo mniej częścią naszej rodziny.
Mike zachował moje nazwisko i podpisywał się nim na swoich filmach, Nina też je zachowała, mimo, że się rozwiedliśmy, June dostała je przy narodzinach, a jak dowiedzieliśmy się od razu po przyjeździe do miasta – Jackie planowała mieć nazwisko łączone. Stanowiliśmy więc swego rodzaju mafię i byłem z tego nawet trochę dumny.
Niezmiennie wiedziałem, że w Castine plotkują i Liz musi się nieźle obrywać za nasze decyzje życiowe, dlatego byłem zestresowany, gdy dotarliśmy na miejsce.
- To jest niesamowite jak ta dziura na ciebie wpływa. – Mike chwycił mnie za rękę, by dodać mi otuchy, a potem wyszedł z samochodu, który wypożyczyliśmy przy lotnisku, aby nie musieć jechać pociągiem, a później autobusem.
- Ja naprawdę tego nie rozumiem. – June odetchnęła głęboko. – Zrobiliście takie halo wobec tego związku, a u mnie w szkole na przykład homo pary normalnie chodzą ze sobą.
- Bo uczysz się w prywatnej podstawówce dla bogatych dzieci.
- Sam mnie tam wysłałeś, nie mów tego z wyrzutem tato. – June skrzywiła się, gdy jej biały trampek spotkał się z błotem, więc wymieniliśmy zbolałe spojrzenia, bo moje białe trampki też były martwe. Mike w swoich glanach natomiast bawił się przednio wyciągając nasze walizki.
- To jego wina, ja chciałem, żebyś cierpiała jak wszyscy.
- Nie, ty chciałeś uczyć ją w domu – przypomniał mi mąż. – Ale twojemu tacie chodzi o to, że w tym pajęczynie dolnym jest prehistoryczna mentalność i jak ktoś usłyszy, że używasz innych zaimków, to ci wyjebie z tekstem o helikopterze bojowym, jakby co najmniej odkrył elektryczność. No i my też jesteśmy z innego pokolenia, kochanie, poza tym „co ludzie powiedzą" to punchline tego uniwersum.
- Dosłownie, przecież nas zjedzą za to, że masz przebite uszy – zwróciłem się do córki.
- Zesrają się, jak za trzy lata będę miała kolczyk w nosie.
- W dupie – odbiłem odruchowo, więc Michael obrzucił mnie rozbawionym spojrzeniem. – No co? Nie jestem zacofany, ale kolczyk w nosie?
- Ja miałem kolczyk w brwi – przypomniał. – Na moje możesz.
- Wiesz co? Masz sporo do powiedzenia jak na rodzica z najkrótszym stażem! – Rzuciłem w niego słomką z maca, którą miałem w kieszeni bluzy.
- Masz sporo do powiedzenia jak na naczelnego klubu: „buu, Castine to dziura, trzeba ją spalić, tylko progresywne myślenie!" – Kładąc walizki na ganku, Michael podszedł do mnie i po prostu objął mnie w pasie z zaskoczenia. – Temat wróci za trzy lata, może to nie będzie już w modzie – szepnął, gdy June udała się do drzwi.
Uśmiechnąłem się pod nosem i delikatnie musnąłem usta swojego męża, który mocniej mnie do siebie przyciągnął, a gdy z wnętrza domu wypadła wręcz moja matka, zapłonąłem czerwienią i odruchowo odskoczyłem od mężczyzny. Pech chciał, że grunt był grząski, dlatego pośliznąłem się i wpadłem prosto w błoto.
- Tato! – zawołała June, która machinalnie chwyciła się Liz, jakby to ona spadała.
- Nic mi nie jest!
- Już ogarniam!
Krzyknęliśmy z Michaelem w tym samym czasie, więc nie dość, że moja matka widziała naszego buziaka, to jeszcze była świadkiem tego, że June rzeczywiście nas oboje nazywa tatą. Michael podniósł mnie z ziemi i otrzepał moje spodnie oraz tyłek przy okazji.
- Cześć chłopaki! – Mama niepewnie zaczęła iść w naszą stronę.
- Lulu, ona wie, że my uprawiamy seks – szepnął do mnie Michael, a potem obrócił się w stronę kobiety. – Moja ulubiona teściowa!
- Moje głupie dzieci. – Objęła jego, a potem chciała też mnie, jednak zrezygnowaliśmy z tej czułości, gdyż wciąż byłem cały w błocie.
...
Z Karen było łatwiej, ponieważ ona od samego początku wiedziała, że Michael coś do mnie ma, po prostu nigdy tego nie przywołała, a jedynie patrzyła na nas dziwniej, niż robiła to moja mama, gdy zakluczaliśmy się w pokoju. Byłem naprawdę szczęśliwy, że widzę ją i Daryla na kanapie w swoim rodzinnym domu, gdzie siedzieli właśnie jedząc ciasto i pijąc kawę wraz z Jackie i Calumem, który miał na kolanach ich dwuletnią córkę, którą z jakiegoś powodu nazwali Blue. No ten bąbel nie wyglądał tak, że Cal byłby w stanie się jej wyprzeć, więc dobrze wyszło z ich zerwaniem wtedy, ponieważ dziewczynka wyglądała jak cały tatuś. June też była bardziej podobna do mnie, niż do Niny.
Przywitaliśmy się z wszystkimi, a potem zasiedliśmy we trójkę – ja, Mike i June, uśmiechając się do reszty niezręcznie. Fakt, że nasza wizyta była spowodowana ślubem, który miał odbyć się nazajutrz wydawał mi się wręcz odrealniony, ale no już trudno. Gdyby Jackie nie zadzwoniła z płaczem, że mam być, bo ona nie chce tego robić beze mnie, pewnie bym sobie odpuścił, ale nie chciałem jej olać, gdyż mimo wszystko byliśmy małżeństwem.
- Jezus, oni rzeczywiście tak robią – Calum zwrócił się do Karen ze śmiechem, świdrując nas wzrokiem.
- Co robimy? – Mike podrapał się po karku, a gdy Liz podała talerzyki, najpierw nałożył mi sernika, później June ciasta czekoladowego, a sobie wziął babeczkę z truskawkami. – Czemu się śmiejemy? – Na jego usta wpłynął niezręczny grymas.
- Twoja mama... – Jackie zwróciła się do mojego męża ocierając oczy w chichocie. Ja tym czasem wgapiałem się w swoją siostrzenicę, którą widziałem na żywo pierwszy raz w życiu. June też to robiła. – Twoja mama opowiadała, że mimo tego, że jesteście razem, to i tak zachowujecie się jak kumple w towarzystwie, nigdy nie siadacie superblisko siebie i w ogóle, żadnych buziaków, ani nic...
- To przez homofobię, Jackie – odparłem. – Poza tym jesteśmy kumplami, nie musimy na siebie włazić, żeby udowodnić komukolwiek, że się kochamy.
- Dosłownie. – Michael wystawił pięść, więc wtedy to ja się zaśmiałem przybijając mu żółwika.
- Oni się obmacali w liceum, to teraz nie muszą – mruknął Calum.
- Słucham?! – Udałem oburzonego.
- No przecież Clifford cię nosił na rękach i miział po włoskach na każdej matmie, jak mieliście z ile lat? Trzynaście?
- Podoba mi się ta rozmowa. – June aż się wyprostowała. – Co jeszcze robili?
- A jak się nachlali...
- Nie, dość, wody święconej co najwyżej się nachlać mogliśmy! – uciąłem unosząc rękę, a chcąc szybko zmienić temat, wstałem i ukucnąłem przy kolanie Hooda, by przywitać się z Blue, która patrzyła na mnie nieustannie nieufnie.
- Nie mam więcej ciasta, przepraszam...
- Siadaj, Liz, wszystko jest w porządku. – Karen poklepała jej miejsce obok siebie. – Jutro będziemy mieć dość jedzenia po imprezie.
- No tak, ale wciąż, wieki was wszystkich razem nie widziałam, June, czy ty masz przebite uszy?
- Tata mnie zabrał do piercerki. – Wyszczerzyła się.
- Nie ja, on! – Wskazałem od razu na Michaela, a on wywrócił oczami mając usta wypchane babeczką. – Tak, to był on, nie ja, ja jestem kochany, grzeczny i w ogóle to najlepszy, tak? – Zrobiłem głupi, dzidziusiowy głos łaskocząc Blue, która wybuchła przesłodkim śmiechem.
- Jezus Maria, jest twoja, proszę cię bardzo. – Calum podał ją w moje ręce, gdy dziewczynka je uniosła, dlatego zadowolony z siebie podniosłem ją i... cóż... wyłączyłem się.
To idiotyczne, ale oni wszyscy o czymś gadali, ekscytowali się, mieli czas swojego życia, a moja nieistniejąca macica zagłuszyła mi wszystkie głosy, bo relaksowałem się chichotem dzidziusia, zapachem szamponiku z kaczuszką i tym, że dzidzia była zakochana w dostawaniu takiej ilości uwagi.
W końcu zainteresowała się nami June, która przyszła na kolorową matę i z zaciekawieniem patrzyła jak podaję siostrzenicy grzechotki oraz miękkie książeczki.
- Chcesz ją potrzymać? – zapytałem córkę szeptem.
- A mogę? – Moje dziecko zrobiło wielkie oczy.
- Myślę, że tak...
Po chwili ustawiania się i poprawiania June miała na rękach kuzynkę, ale w taki sposób, że była przeze mnie cały czas asekurowana. W końcu mała się nami znudziła i sama dorwała się do swoich zabawek, a my nieustannie siedzieliśmy tam jak zaczarowani.
- Tato, ja wiem skąd biorą się dzieci i nie sugeruję, żebyś musiał przejść przez proces tworzenia tego dziecka znowu z mamą, ale... czy jest jakaś szansa, że...
- Chciałabyś mieć rodzeństwo...
- Chyba. Nie wiem. Myślałam o tym w ogóle ostatnio, bo moja kumpela ma brata i też jest tak mały i... No wiesz. Nie gadałam o tym z tobą, bo jednak wciąż, wy nie możecie, a żaden z was chyba nie będzie chciał... No wiesz.
- No wiem – mruknąłem tylko trochę zaczepnie i prześmiewczo. – Może kiedyś. – Ukróciłem jednak tę rozmowę, patrząc kątem oka na Michaela, który po chwili sam do nas podszedł, a na jego widok... Blue zaczęła płakać. – Hej, spokojnie, kochanie... - Wziąłem dziewczynkę znów na ręce, by przestała.
- O mój boże, drama queen – mruknął Mike.
- Jesteś chaotyczny i ją wystraszyłeś – odparłem mu, po czym wstałem z uspokajającym się dzieckiem na rękach. – Trochę delikatności...
Udało się. Wystarczyła dłuższa chwila wyciszenia, aby Michael też mógł ją potrzymać swobodnie z moją pomocą.
Mój tata - tradycyjnie już - zrobił nam zdjęcie.
...
Okej, jestem totalną houswife, ponieważ Michael mający Blue na kolanach roztopił mi serce. Kiedy dziewczynka trochę przyzwyczaiła się do nowych ludzi, sama się do niego wyrwała, dlatego siedział przy stole, dalej rozmawiał ze wszystkimi, zupełnie bez zastanowienia bawiąc tę dzidzię, a mnie po prostu rozsadzało od środka.
Zaplanowałem w głowie wszystko wtedy. Byłem w domu, mógłbym się zaopiekować, June tego chciała, więc gdyby Mike też... Moglibyśmy sprawdzić opcje...
I z tą myślą wyszedłem z łazienki po prysznicu, przy okazji wpadając na mamę, która nie dość, że widziała nasz pocałunek, to teraz wiedziała, że idę do swojego dawnego pokoju, gdzie on już na mnie czeka i będziemy razem spać oraz się przytulać... nieplatonicznie.
- Dobranoc – mruknąłem do niej, lecz zatrzymała mnie w półkroku. – Hm?
- Luke... Co się dzieje? Zrobiłam coś nie tak?
- Nie... - Pokręciłem głową odruchowo. – Po prostu mi dziwnie, nie lubię tego miasta, tego domu...
- To jest twój dom, jak możesz go nie lubić? – Skinęła na schody, więc z westchnieniem ruszyłem za nią do salonu, gdzie było już ciemno i pusto.
Nie miałem ochoty na tę rozmowę. Cokolwiek Liz dla mnie szykowała, byłem naprawdę szczęśliwy w swoim życiu, które poukładaliśmy z Michaelem wspólnie i nie potrzebowaliśmy cudzych opinii, aby wiedzieć, że jest nam dobrze.
- Czemu jesteś taki niezręczny, co?
- Bo mi dziwnie? – Uniosłem jedną brew nawet nie siadając na kanapie. To ona usiadła, a ja oparłem się o ścianę krzyżując ręce na piersiach. – Jestem tu z... nim, więc...
- Zawsze byłeś z nim i Karen trochę pomogła mi to zrozumieć. Nie chciałam rozmawiać z tobą na ten temat przez telefon, dlatego powiem to teraz. Wydawało mi się, że mamy na tyle dobrą relację, że możesz mi powiedzieć o tym jak się czujesz i nie będę powodem, dla którego będzie ci źle w domu...
- To nie jest tak – zacząłem, ale nie wiedząc do końca jak to ugryźć, po prostu usiadłem naprzeciw Liz w fotelu – że ty jesteś jedynym powodem tego, jak się tu czuję. Myślałem, że to przerobiłem, wiesz? I w LA czuję się naprawdę dobrze, to samo było z Nowym Jorkiem, bo nie ma tam „co ludzie powiedzą", nie ma podważania mojego autorytetu jako rodzica, nie ma tam w ogóle cudzej koncepcji o tym jakie powinno być moje życie. Wiem, że nie będziesz dyktować mi warunków, ale wiem też, że tobie zależy na tym, co mówią o tobie, nie tylko o mnie, a moja obecność tutaj ci nie pomaga, bo wtedy wieś się budzi z tym tematem i nagle ludziom się przypomina, żeby spojrzeć za tobą na ulicy. Dlatego tobie jest przykro i mi też jest przykro. To wszystko.
- Mam w dupie to co będą o mnie mówić, nie obchodzi mnie opinia tych ludzi, jeżeli oni źle traktują moje dziecko. Patrzyłam dzisiaj na ciebie z Blue, zawsze obserwuję cię z June i jestem pod wrażeniem tego, jakim jesteś świetnym tatą, w ogóle jakie masz świetne podejście do dzieci... Dlatego sama czuję się trochę... Dziwnie, tak? Dziwnie, ponieważ jesteś w tym lepszy ode mnie, a to zasadniczo ode mnie powinieneś się tego nauczyć.
- Chciałbym powiedzieć, że chyba jednak od taty, bo nie jestem matką, a ojcem, ale prawda jest taka, że jestem jednak trochę matką – zażartowałem. – No i tata jest super, ale nie jest zbyt... obecny, umówmy się. – Wzruszyłem ramionami, a potem dotarło do mnie, co Liz powiedziała, więc zamilkłem na dłuższą chwilę, zwyczajnie wpatrując się w nią w szoku. – Mamo...
- Tak?
- Nie uważam, żebym był lepszym rodzicem, niż ty – mruknąłem. – Może jestem po prostu bardziej otwartym człowiekiem...
- Zawsze starałam się ciebie wspierać i też być otwarta, więc...
- „Gdybyś był gejem byłoby mi bardzo przykro i bardzo ciężko" – zacytowałem ją, bo nie mogłem się powstrzymać, a potem wstałem z siedzenia i wymusiłem uśmiech. – Przepraszam, ale leciałem czternaście godzin komercyjnym samolotem, klasą ekonomiczną, muszę iść się położyć.
- Luke. – Liz wstała, aby mnie zatrzymać i udało jej się to zrobić dopiero gdy stanąłem przy schodach, bo nie zamierzałem się obracać, aczkolwiek wtedy musiałem to zrobić, więc spojrzałem na nią z góry. Już otworzyła usta, jakby chciała się tłumaczyć, jednakże ostatecznie tylko westchnęła. – Przepraszam, że cię zraniłam tymi słowami i moim zachowaniem kiedyś, nie miałam pojęcia, że to na ciebie tak wpłynie, ale to co robiłam wynikało wyłącznie z troski.
- Wiem, nie chciałaś, żeby mnie kopali w szkole – wysiliłem się na żart, bo szczerze mówiąc nie miałem już ochoty na tę dyskusję. Co się stało nie mogło się odstać, a płakanie nad rozlanym mlekiem przestało być moim głównym zajęciem codziennym. – Co zabawne, to mój aktualny mąż kopał tych wszystkich Chadów trzysta razy mocniej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
- O wow, Michael zawsze był... wyjątkowy.
- Kochasz go, nie oszukasz mnie. – Poruszyłem brwiami, a potem oswobodziłem nadgarstek z jej uścisku. – Dobranoc, mamo.
- Kocham wszystkie moje dzieci, nawet te, które kopią Chadów, te które wymieniają się jednym partnerem, te co zapładniają swoją dziewczynę na pierwszym roku studiów, te które rzucają wszystko i wylatują do LA... Kocham nawet Caluma w tym momencie, jest cudowny, stara się, ale powinieneś dać mu szkolenie z rodzicielstwa, bo jest też przerażony.
- A kto nie jest? To jego pierwsze dziecko, proszę cię, Mike się zesra, jak mu zaraz zrzucę na głowę bombę, że chcę mieć kolejne, także...
- Słucham? – Liz otworzyła oczy szerzej, więc wyszczerzyłem się i wzruszyłem niewinnie ramionami. – A to dziecko będę chociaż widywać częściej, niż raz na trzy lata?
- Jak mnie odwiedzisz – mruknąłem złośliwie.
- A może ty zaczniesz odwiedzać mnie? – Mama uniosła brew.
- U mnie jest Disneyland, a Mike z jakiegoś powodu kocha tam chodzić sam z siebie, więc zawsze można sprzedać mu dosłownie wszystkie dzieci i pójść na dobrą kawę.
- Dobra, przekonałeś mnie.
Uśmiechnęliśmy się znów, ale gdy to ona obróciła się, by wrócić jeszcze do salonu, to ja zatrzymałem mamę i... Po prostu przytuliłem się do niej. Liz objęła mnie z całej siły. Przez chwilę nawet chciało mi się płakać, bo potrzebowałem tego, ale zwłaszcza jako dzieciak... Może dlatego, że potrzebowałem takiego typu zrozumienia i miłości jako dzieciak, stawałem na głowie, żeby dać to June?
Zrozumiałem w tamtej chwili coś naprawdę ważnego. Ludzie nie muszą być doskonali i nie musimy zawsze w pełni wybaczyć im wszystkiego co nam zrobili, by dalej budować z nimi jakąś relację. Tak jest zwłaszcza z rodzicami. Każdy rodzic sprzeda swojemu dziecku jakąś traumę, bo nikt nie robi szkolenia z bycia rodzicem, a kwestia wybaczenia tego typu spraw leży po stronie ich natężenia, chęci zmiany oraz przede wszystkim - granicy komfortu osoby przepraszanej, nie przepraszającej.
Na tamtym etapie życia, to "przepraszam" mojej mamy w zupełności mi wystarczało.
...
Kiedy wszedłem do pokoju Michael leżał z policzkiem przyciśniętym do poduszki i jednym okiem oglądał ASMR półśpiąc. Nie miał nawet siły, by sięgnąć po słuchawki, więc słysząc mnie wyłączył filmik. Nie znosiłem tego stukania w przedmioty, albo podejrzanego szeptu, przyprawiał mnie o nieprzyjemne dreszcze, czego kompletnie nie rozumiał i czasem zabawnie się o to droczyliśmy.
Gdy wszedłem pod kołdrę, od razu przysunąłem się do niego, obejmując męża w pasie. Przylgnął plecami do mojej klatki piersiowej zadowolony, odłożył komórkę i ujął moją dłoń, delikatnie całując mnie w knykcie.
- Będę ci tak teraz szeptał – przybliżyłem się złośliwie do jego ucha – wszystkie słowa, które mają dużo szwarszczących liteeeer – przeciągnąłem zakładając nogę na jego nogi.
Mike zachichotał przyciskając podbródek do ramienia.
- Przestań, łaskoczesz... - Oddałem mu odrobinę przestrzeni, jednak dalej leżeliśmy w uścisku. – Ale możesz szeptać dalej...
- Dobrze – odparłem i zacząłem głaskać go nieznacznie po boku, zamiast trzymać jego rękę, aby się odrobinę zrelaksował.
Z reguły to on miział mnie, ale czasem gdy był już gotowy do snu lubił dostawać takie same pokłady czułości, do czego rzadko się przyznawał. Tak samo jak do bycia od czasu do czasu na dole, albo do tego, że płacze na filmach.
- Ładnie pachniesz...
- Mama dalej kupuje ten sam szampon, więc go użyłem...
Przygryzł dolną wargę w uśmiechu, a potem pocałował mnie bardzo delikatnie, przy okazji znów obracając się na plecy. Przez dłuższą chwilę po prostu wymienialiśmy czułe pocałunki, rozkoszując się faktem, że jesteśmy pod jedną kołdrą i jest nam ciepło.
- Jak się czujesz? – zapytał odgarniając mi włosy.
Wreszcie obróciliśmy się tak, że mieliśmy splątane nogi, ale patrzyliśmy sobie w oczy, stykając się niemal czubkami nosów.
- Dobrze... Pogadałem z Liz przez chwilę, no wiesz... O rzeczach.
- Ach, o rzeczach. – Pokiwał głową.
- No przecież wiesz... standard. Chce nas częściej widywać i takie tam. – Michael znów pokiwał głową. – Blue jest cudowna, nie uważasz?
- Cóż, jest urocza, to fakt, ale bałem się, że ją upuszczę i wtedy nikt nie będzie chciał nas widywać. – Zachichotałem na to wyznanie. – Nie wiem jak to robisz, że jesteś taki delikatny przy dzieciach, a powiedziałoby się, że skoro jesteś wielkim chłopem, to powinny się ciebie bać...
- Czują mój vibe rozhisteryzowanej mamuśki. – Mrugnąłem do Mike'a zaczepnie. – Poza tym musiałem się nauczyć obejścia z takim dzidziusiem, tego się nie zapomina. No i właściwie aktualnie mi trochę tego brakuje...
- To znaczy?
- Takiego gówniarza, który potrzebuje masy twojej uwagi, ponieważ June wchodzi w etap gdzie rodzice to żenada, więc taka Blue to najlepsze co mnie tu spotkało w ten weekend. Zgłosiłem się do niańczenia na weselu, więc możesz pić, ja będę niańką.
- Myślałem, że będę prowadził. – Michael pogłaskał mój policzek.
Nie mogłem się powstrzymać, dlatego znów go pocałowałem i zmieniłem naszą pozycję tak, że to on leżał wyżej, znów na plecach, a ja ułożyłem policzek na jego piersi.
- To możemy oboje niańczyć...
- June się za nas napije.
- Nie wkurwiaj mnie.
Robił sobie jaja, o czym wiedziałem, mimo to oczekiwał, że się śmiesznie obruszę, dlatego dałem mu to czego chciał.
- Mikey...
- No?
Mruknąłem bo wplótł palce w moje włosy. Zacząłem rysować szlaczki na jego torsie, bawiąc się trochę materiałem koszulki męża. Zastanawiałem się jak to ugryźć.
- Myślisz, że... moglibyśmy mieć jeszcze jedno dziecko?
Zapadła między nami dłuższa chwila ciszy. Moje tętno przyspieszyło, ponieważ się zestresowałem. Nie wiem czemu bałem się odpowiedzi. Gdyby powiedział, że nie, mógłbym z tym żyć, ale jednak naprawdę liczyłem na to, że on się zwyczajnie zgodzi.
- Ostatnio rozmawiałem z Niną jak ją od nas odwoziłem. – Zmarszczyłem brwi, bo nie wiedziałem jaki to ma związek. – I pół żartem, pół serio powiedziała, że poszłaby na jakiś dłuższy urlop, bo jest zmęczona pracą i chciałaby posiedzieć w domu, albo najlepiej u nas w domu, bo mamy jacuzzi... Więc pół żartem, pół serio stwierdziliśmy, że ma powiedzieć jedno słowo, a załatwię jej takie zwolnienie, więc ona zapytała jak, a ja do niej, że może zajść w ciążę, a ona, że z kim, a ja, że z pipetą, bo ją zapłodnimy i... Sam nie wiem, robiliśmy sobie jaja, powiedziała mi też, że to ogromna odpowiedzialność... Więc... Chyba wszystkich nas trzyma.
Zmarszczyłem nos. Nie spodziewałem się tego.
- Więc byś chciał? – wydukałem.
- Nie wiem, Lu. – Usiadłem z tego wszystkiego, co mój mąż powielił, bo widocznie zrozumiał, że to będzie dłuższa rozmowa. – Dosłownie się zgrywaliśmy, a ona zrobiła z tego poważną rozmowę o tym, że nie wiem o czym mówię, bo to praca na pełny etat, a ja i tak mam niewiele czasu, no i powiedziała też, że jeśli mielibyśmy mieć dziecko w ten sposób, to będzie ono nasze na papierze, ale będzie je traktowała tak jak June, jeśli je urodzi, to znaczy, że też chce brać je do siebie i ja jej mówię, no kurwa, oczywiście, że tak, bo to z ciebie by się wylęgło...
- Mikey, oddychaj. – Dotknąłem jego ramienia, ponieważ wyglądał tak, jakby miał się zaraz zapowietrzyć. Zrobił się cały czerwony, tym samym podałem mu wodę ze stolika nocnego. – Ja o tym myślę, bo June dorasta, poza tym raczej myślałem w stronę adopcji, albo wynajęcia surogatki, ale jeśli taki układ, o którym mówisz ty pasowałby nam wszystkim... Jakby... Nina i tak zawsze będzie w naszym życiu, więc może to nie jest takie najgłupsze, żeby nasze dzieci miały wspólną matkę...
- W sumie to mogą mieć wspólnie oboje tych samych rodziców. – Wskazał na mnie, a potem widocznie przestał się stresować, chociaż schował twarz w dłoniach, bo parsknął śmiechem.
- Co? – Szturchnąłem go stopą w skarpecie. – Mike?
- Śmieję się, bo pomyślałem, że nie musimy nawet organizować zapłodnienia, jak mi pozwolicie nagrać tę porażkę w postaci waszego seksu, nie uznam tego za zdradę.
- O kurwa, znowu mam robić to z zamkniętymi oczami, a ona znowu ma leżeć i patrzeć w sufit, robiąc „ale fajnie", co pięć sekund? Oszczędź nam tego, bo chcąc nie chcąc nie mamy już dziewiętnastu lat, obawiam się, że mi nie stanie.
Oboje już głupio rechotaliśmy, a gdy znów opadliśmy w poduszki, wzięliśmy w tym samym momencie głęboki oddech ze świstem, co nas znów rozbawiło. Na szczęście rozbawienie odeszło po chwili, więc poleżeliśmy ponownie w ciszy, którą przerwałem ja:
- Wrócimy do tego jak będziemy w LA? – zaproponowałem. – Normalnie pogadamy też z Niną i w ogóle... Ale wiesz, wolałbym jednak użyć tym razem twojego nasienia.
- O kurwa, chcesz wychowywać autystycznego szatana?
- Przestań, byłeś uroczym dzieckiem. – Szturchnąłem go w ramię.
- Tsa... Ale masz rację, wrócimy do tego wkrótce, bo nie oszukujmy się, ale Jackie nas spali na stosie, jak rozkręcimy temat na jej ślubie...
- Też myślę, że to wykończyłoby jej wytrzymałość, wyobrażasz sobie? – Obróciłem głowę wręcz podekscytowany. – Jak cała zaryczana wrzeszczy i rzuca ciastem i jest jak: „Mogłam wam wybaczyć pierdolenie się, gdy ja byłam zaręczona z tobą, Michael, mogłam wam wybaczyć nawet potajemny ślub, ale jakim chujem, mając dwa chuje, rozpierdzieliliście mi imprezę dzieckiem?!".
Mike parsknął cicho, pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem i znów się do mnie przysunął, a potem mnie zwyczajnie objął.
- Kocham cię – powiedział przez śmiech.
- Ja ciebie też – odparłem równie rozbawiony.
I rzeczywiście wróciliśmy do tematu po powrocie... I rzeczywiście to zrobiliśmy, więc moja była żona teoretycznie jest w ciąży z moim pierwszym chłopakiem i facetem, za którego wyszedłem randomowo w Vegas, gdy był zaręczony z moją siostrą bliźniaczką.
No, także opowiedziałem wam tę historie, żebyście mieli background i wreszcie możecie mi pomóc. Jak u licha nazwać syna, żeby nie skopać mu całego życia?
_______________________
Hej, wiem, że wy mnie spalicie na stosie, ale to jest ostatni rozdział all too well.
Chciałam dokładniej rozpisać ich próbę bycia w związku i tak dalej, te zmagania, ale szczerze mówiąc... musiałabym dorabiać jakiś dram, żeby było ciekawiej, a tak uniknęliśmy chyba niepotrzebnych kłótni o nic...
Może kiedyś ruszę to ff znowu, jak będę chciała napisać miłe rodzinne opko, ale na ten moment tutaj kończymy.
Chociaż myślę, czy nie wrzucić jeszcze jednego flashbacka "po napisach", ale to się zobaczy.
Na ten moment wracam więc do pisania Anti-Romantic, jeśli chodzi o muke'a, a potem wrócę do was z taką petardą, że dramy w atw to będzie nic przy tym xd
Koniecznie dajcie znać co wam się podobało w tej książce, jaka jest wasza opinia o niej, o bohaterach i tak dalej.. Naprawdę chcę ją poznać.
Póki co się z wami żegnam.
All the love,
boo xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro