Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32. Możemy być kochankami ze złamanymi sercami

ten rozdział napisałam na pół z @_feather_
podziękujmy jej za retrospekcje

[Somme - Broken Hearted Lovers]
[Maine, Castine, 2008, L]

Obudziłem się z włosami w ustach i uczuciem ciężkości na całym ciele. Jakby coś mnie przygniotło, usztywniło w jednej pozycji na długie godziny. O dziwo, tak właśnie było. Po otwarciu oczu zobaczyłem zadarty nos, poczułem rozgrzany policzek na swojej klatce piersiowej i cieknącą z otwartych, napuchniętych ust ślinę. Drobne ciało prawie w całości zalegało na mnie.

Lubiłem wracać w myślach do tego poranka i nocy tuż przed nim, mimo tego że nie były to wspomnienia, które wzbudzałyby dreszcz podniecenia, albo ten ucisk w podbrzuszu, gdy przypominasz sobie momenty, w których było ci wyjątkowo dobrze. Nie znaczy to, że tamta noc nie była namiętna, czy brakowało jej pasji. Wręcz przeciwnie! Był to przełom w moim życiu (pomijając fakt, że to już wtedy mogłem spłodzić June), na chwilę stłumiłem palącą mnie tęsknotę i żal. Pierwszy raz od wyjazdu na studia, poczułem, że może jednak mogę oddychać bez Mike'a, że nie potrzebuję go, żeby rano wstać i żeby jedzenie znów miało ten sam smak. Tak wiele rzeczy się zmieniło, odkąd opuściłem Castine, tak wiele rzeczy mi zbrzydło i straciło jakikolwiek sens. Tamta noc była małym promyczkiem nadziei, że może gdy zmrużę oczy i poudaję, że jestem w miejscu, w którym chce być, to wszystko wróci na dobry tor, a ja zacznę być szczęśliwym.

Trzy miesiące bez głosu, uśmiechu, dotyku, zapachu i oddechu Michaela. Myślałem, że dwa dni bez niego to męczarnia, gdy jechał na weekend do babci. Nie spodziewałem się, że jego brak w moim życiu na dłuższą metę, może sprawiać mi taki ból. Również nie spodziewałem się, że do bólu można przywyknąć. To tak jakbym nauczył się żyć z odciętą ręką. Z wyrwanym sercem.

Starłem prześcieradłem ślinę z torsu, delikatnie, żeby nie obudzić Niny. Ułożyłem dłoń w jej krótkich włosach i masowałem delikatnie jej głowę, myśląc o rzeczach. Tęskniłem za mamą i za Jackie. Za tatą w sumie też. Brakowało mi zjebanego poczucia humoru Caluma i Ashtona, który zrobiłby mi wykład o tym, jak zły i demoniczny jest seks przedmałżeński.

Na każdy możliwy sposób unikałem myślenia o Cliffordzie. Nie chciałem zepsuć tej chwili, była zbyt ważna dla mnie.

Nie wiedziałem, jak opisać to, jak się czułem. Uprawiałem seks, do tego z dziewczyną. Brawo, Luke. Byłem podniecony, wręcz podekscytowany, ale nie czułem płomienia rozrywającego moje wnętrzności. Nie kręciło mi się w głowie, nie chciałem zbadać każdego zakamarka jej ciała i nauczyć się go na pamięć. Wszystko to czułem już wcześniej, przy sami wiecie kim.

Voldemorcie.

Ha ha, żart.

- Nie wiem kto nauczył cię tego, co właśnie robisz, ale nigdy nie przestawaj - mruknęła Nina, z wciąż zamkniętymi oczami. Jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, a ciało napięło, mocniej wtulając się w moje. - A jak przestaniesz to utnę ci rękę i zmechanizuję ją tak, żeby robiła to cały czas.

- To, że weźmiesz moją rękę, nie znaczy, że weźmiesz doświadczenie, które nią steruje - zaśmiałem się lekko, nie przestając głaskania jej. - Poza tym, dzień dobry.

- Dzień dobry, Lu. Powiedz mi, skąd masz to doświadczenie?

Lekko zmieszałem się na to pytanie. Nie mówiłem jej o Cliffordzie. Nina wiedziała, że coś mnie męczy. Była bardzo spostrzegawcza i niegłupia. A ja nie byłem królem ukrywania emocji. Całe moje samopoczucie zwalałem jednak na tęsknotę za domem, ale teraz wiem, że totalnie nie łapała tego haczyka. Wolała jednak dać mi czas i przestrzeń, żebym sam zdecydował się na rozmowę o tym. Czekała na tą chwilę dziesięć lat.

- Miałem psa - powiedziałem. Szczyt kreatywności. - Był duży, włochaty i ślinił się, prawie tak bardzo, jak ty przez sen. Też lubił, jak masowałem mu głowę.

- Spadaj! - uszczypnęła mnie w biodro i ugryzła w sutek. Pisnąłem, jak dziecko, przerzucając ją na wolną stronę łóżka i zawisnąłem nad nią. Patrzyła mi uporczywie w oczy, próbując z nich coś wyczytać, jednak na próżno. Po prostu uśmiechnąłem się przekornie i polizałem ją w nos, po czym delikatnie opadłem na nią, układając głowę na jej piersiach.

- Teraz ty pogłaszcz mnie - wymruczałem w jej miękką skórę.

...
[Nowy Jork, Brooklyn, obecnie, M]

Wpatrując się w butelkę ciepłej szkockiej stojącej na blacie, zastanawiałem się nad tym jak to będzie o mnie świadczyć, jeśli doleję sobie jej trochę do porannej kawy. Nie miałem pojęcia kiedy stałem się taki, ale gdy Luke wyrzucił mi, że mam problem, zacząłem się nad tym zastanawiać, aż w końcu doszedłem do wniosku, że może jest w tym trochę prawdy. Zamiast się wkurzać powinienem ograniczyć picie, to z pewnością, dlatego robiąc zbolałą minę schowałem whisky do lodówki i dolałem sobie do paskudnej fusiatki mleka.

Przestałem miewać kaca, co zrobiło też bardzo dobrze, albo raczej bardzo źle mojemu moralniakowi, bo odczuwając tylko część swoich emocji, resztę kumulując w nieładny burdel i nazywając go po prostu złością, mogłem powiedzieć, że nie jestem zawiedziony, smutny, albo zestresowany, tylko wkurwiony.

Siedząc na przysuniętym do okna stole w klaustrofobicznej kuchni Luke'a, z czołem opartym na szybie, musiałem pozwolić sobie na rozłożenie tej wściekłości na czynniki pierwsze, by wreszcie zacząć sprzątać bałagan, jaki robiłem latami.

To nie była dobra relacja – ani dla mnie, ani dla niego, bo zamiast działać logicznie, trzymając się ustalonej wersji, albo zmienić wersję, w zależności od podejmowanych decyzji – jedno robiliśmy, drugie czuliśmy, a trzecie w ogóle mówiliśmy.

Należałem do specjalistów w kochaniu go, opiekowaniu się nim, ale potrafiłem równocześnie zranić go jak nikt inny, co czasem robiłem intencjonalnie. Nie byłem w tym jednak lepszy, niż Jackie. Ona miała wrodzony dar, na podstawie którego dobierała słowa tak, by uderzyć w najczulsze punkty swojego brata, czerpiąc obleśną satysfakcję z tego, że z nim wygrywa.

Trochę się jej nie dziwię.

Trzeba było być naprawdę utalentowanym, żeby górować nad Lukiem Hemmingsem, który miał przed sobą świetlaną przyszłość, najwyższą średnią w historii naszego liceum, dodatkowo był przepiękny oraz umiał ugryźć się w język, gdy sytuacja tego wymagała.

Zawsze chciałem dla niego tylko dobrze, bo obsesyjnie wręcz pragnąłem zawsze czuć się tak, jak wtedy kiedy spędzaliśmy ze sobą czas.

Mieszając kawę w kubku doszedłem do tego, że to już nie wróci, ponieważ nawet jeśli mieliśmy teraz szansę wcale się nie rozwodzić, musieliśmy na nowo się poznać, nauczyć siebie wzajemnie, przegadać potencjalne zagrożenia w postaci tego, co powiemy jego córce oraz co zrobimy z dzielącymi nas ponad czterdziestoma godzinami podróży samochodem. Dosłownie żyliśmy na dwóch końcach kraju, a to, że pragnęliśmy być ze sobą – nijak miało się do wcielenia tego w życie.

Nigdy nie mieliśmy okazji tak po prostu pobyć ze sobą w nudnym, zwyczajnym związku. Czy my w ogóle umieliśmy tak działać? Nie miałem pojęcia.

Oblizawszy usta znów spojrzałem w stronę lodówki. Trochę whisky jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a...

Kurwa, Michael, nie ma nawet dziewiątej! – krzyknąłem na siebie w myślach i pijąc kawę na oślep wyszedłem na balkon zapalić.

Nie stałem sam długo. Przerwał mi Luke, który doczłapał się na zewnątrz opatulony kocem i bez słowa naparł na barierkę patrząc prosto w śmietniki pod nami. Skłamałbym, gdybym powiedział, że mieszka w przepięknej okolicy, ale to nie było ważne. Najważniejsze, że potrafił utrzymać siebie oraz swoje dziecko, miał stałą pracę, względnie nudną codzienność i radził sobie z tym, czego się podejmował.

Byłem przekonany, że radzi sobie lepiej ode mnie.

Wystawiłem fajkę w jego stronę dlatego zrobił minę, jakby miał znów zwymiotować.

- Nie wiem czy ty tak na mnie działasz, czy nie umiem pić, czy piję ostatnio za często – mruknął przecierając twarz dłonią. Nie dbał o to, że poręcz była brudna i tak dotknął buzi ręką, zatem musiał być na naprawdę potężnym kacu.

- To ostatnie – wypaliłem. – Pijesz za często przeze mnie, bo chyba tego nie kontroluję. – Zaciągnąłem się mocno dymem.

- Mikey...

Wzruszyłem ramionami.

- Nie wiem czy to ta sytuacja, która od miesiąca mnie wykańcza, czy zrobiłem sobie krzywdę przez przypadek, dlatego robię test. – Luke zmarszczył brwi. Było mi wstyd o tym mówić, toteż by odwlec to co miałem na myśli jak najdalej, zaciągnąłem się trzy razy pod rząd. – Nie będę pił przez tydzień, jeśli sprawi mi to problem, umówię się do lekarza.

- Okej. – Pogłaskał moje ramię z troską zaciskając usta w cienką linię.

- Nie patrz tak na mnie. – Pokręciwszy głową wcisnąłem peta w doniczkę z wyschniętym bratkiem. – To żenujące.

- Nieprawda.

- Ty nie masz takich odlotów.

- Nie, ja tylko przeżyłem prawie trzydzieści lat z nieleczoną depresją i dopiero rozwód w imię zachowania praw rodzicielskich zmusił mnie do terapii. – Opierając oba łokcie o poręcz, Luke pomasował skronie.

- Literalnie mam adhd i sprzedałem Aderal na e-bayu, żeby kupić Ipada parę lat temu. – Powieliłem jego pozycję. – Luke?

- Mhm?

- Jackie będzie miała dziecko z jakimś facetem, a ja nie wiem co jej powiedzieć. – Westchnąłem głęboko. Mężczyzna nie spodziewał się, że to padnie, dlatego znów położył dłoń na moim ramieniu, które ścisnął z troską, a potem przysunął się bliżej i okrył mnie materiałem swojego koca. Nie chciałem być wtedy z nikim blisko. Nie należałem do osób, które wymieniały czułości z rana, ale zrobiło mi się niedobrze, więc objąłem go w pasie.

- Polecę tam z tobą.

- Nie. – Pokręciłem głową. – Jeśli pozwolisz, to powiem jej o nas i że nie wiem co zrobimy z tym małżeństwem, ale coś na pewno i że nie wiem czym jesteśmy, jednak zanim będziemy czymkolwiek, musimy się ogarnąć, bo jeśli rzucimy się na głęboką wodę, to znów się stracimy.

- Wiesz, uważam odwrotnie – wypalił opatulając mnie puchatym materiałem. W końcu Luke stanął za mną, a ja obróciłem się przodem do niego, opierając biodra o barierki. Uniosłem pytająco jedną brew. – Nigdy nie rzuciliśmy się na głęboką wodę i zawsze kończyliśmy zranieni, więc może trzeba zmienić taktykę?

- To znaczy? – zapytałem szeptem, a on westchnął głęboko i odchylił głowę. Powstrzymałem śmiech. Umył zęby dosłownie przed chwilą. Zawsze to robił, gdy spaliśmy razem. Wstawał jako pierwszy i biegł myć zęby, bo wiedział, że będziemy się całować.

- Bądźmy razem, tak po prostu – zaproponował.

Przewróciłem oczami.

- To nie ty dwa tygodnie temu błagałeś, żebym poślubił twoją siostrę? – Skrzyżowałem ramiona. – Nie wierzę, że jestem teraz bardziej odpowiedzialny, ale, słonko, powiedziałem ci, że chyba naprawdę mam problem alkoholowy i sprzedałem leki, które powinienem brać w internecie...

- A ja próbowałem się utopić w oceanie wielokrotnie i mimo to mnie z niego wyławiałeś.

- Bo byłem nastolatkiem, ty też nim byłeś, oboje mieliśmy prawo robić kompletne głupoty. – Pokręciłem głową.

- Byliśmy ludźmi i teraz też jesteśmy ludźmi, Michael. Co z tego, czy będziemy czuć się wobec siebie tak razem, czy osobno? To zmieni nasze uczucia? Dziesięć lat rozłąki poszło się gonić w jakieś trzydzieści parę dni, chociaż z czystym sumieniem powiem, że czułem do ciebie rzeczy znowu, już gdy wsiadłeś z June na rower. Zawsze będziemy tacy i przykro mi to mówić, ale nie będziemy w pełni zaangażowani w inne związki.

Miał rację, dlatego wtedy to ja pomasowałem skronie i patrząc na Luke'a oraz to z jaką pewnością mówi to co mówi, uśmiechnąłem się pod nosem z lekkim zrezygnowaniem, ale też z dumą. Opuściłem powieki.

- Nie znam cię – mruknąłem. – Serio, nie mam pojęcia kim jesteś teraz, ale i tak cię kocham. Czy to dziwne?

- Nie. – Przytulił mnie do swojej piersi widząc, że jestem zmęczony migreną, która zaczęła dawać mi w kość. – Ja też się tak czuję, Mike i póki to nie wpływa na June, możemy czuć się tak dalej.

- Nie wiem co z tego wyjdzie – wyznałem kładąc dłoń na jego łopatce, którą podrapałem nieznacznie. – Będę musiał wrócić do LA żeby porozmawiać z Jackie, a potem zostać tam i robić serial, powiedziałbym: „poleć ze mną!", ale wiem, że nie możesz, bo za niedługo kończą się twoje wakacje, mała ma tu mamę...

- Mikey... - przerwał mi.

- Hm?

- Pójdziesz ze mną na randkę? – zapytał w końcu.

Serce mi stanęło.

Nie wiedziałem tego o sobie, póki nie poczułem, że Luke dosłownie jest w stanie nosić mnie na rękach. Nie byłem słaby, nie byłem też uległy, nigdy nie pozwoliłbym nikomu na kontrolowanie sytuacji, lecz kiedy on to robił – rumieniłem się jak cnotka i coś wykręcało wszystkie moje wnętrzności. Kiedy uprawialiśmy seks w Vegas, gdy był na górze, coś we mnie uruchomił i mógłbym zabić za bycie zapraszanym na randki, głaskanym oraz dominowanym przez niego.

- Czerwienisz się. – Hemmings dotknął mojego policzka, więc spuściłem głowę.

- Wcale nie. – Spojrzałem na niego z dołu.

- Twoje oczy nigdy nie były bardziej zielone.

- Przestań – zacisnąłem mocno powieki. – Lu...

- Nie. – Pochylił się do mnie trochę, trącając nosem mój nos. – Pójdziesz ze mną na randkę? Będziemy trzymać się za ręce i mówić do siebie pieszczotliwie? – Cmoknął mój palący policzek.

- Czy my jesteśmy w liceum? – Schowałem głowę w zagłębieniu jego szyi, by mnie dłużej nie zawstydzał.

Wtem poczułem jak Luke unosi mnie za biodra i sadza na poręczy, przy okazji spijając drobne pocałunki z mojej żuchwy. Chwyciłem się mocno jego ramion, oplatając mężczyznę nogami w pasie.

- Cholera – wysapałem. – Dobrze już, pójdę z tobą na randkę. – Ścisnąłem jego biodro, ale to nie pomogło, bo Hemming nieustannie całował mnie po szyi.

Jedna część mnie bardzo chciała, by przestał, a druga nie mogła mu na to pozwolić. Głaskając go po boku w pewnym momencie po prostu chwyciłem go za odsłonięty kawałek ciała pomiędzy biodrem, a brzuchem.

- Zostaw moje boczki! – zachichotał.

- Nie, kocham je. – Przylgnąłem do niego bardziej.

Śmiejąc się w końcu postawił mnie na ziemi, a gdy się od siebie odsunęliśmy, oboje parsknęliśmy już szczerze, ponieważ nie mieliśmy na sobie bokserek – wyłącznie jego spodenki do spania, w których ewidentnie było widać, że jest rano i mamy na siebie ochotę.

...
[Maine, Castine, 2008, L]

Piasek zaskrzypiał pod wpływem moich ruchów, ocierając moją opaloną skórę, tak że został mi na łokciu czerwony ślad. Miałem go wszędzie, czując przyjemne drapanie. Obróciłem się na bok, twarzą w stronę Micheala. Jego policzki były czerwone od słońca, nos wyglądał jakby miał zacząć się łuszczyć. A wystarczyłoby posłuchać mnie i używać spfu! Nawet mu go kupiłem!

Jego włosy były drętwe od soli. Zastanawiałem się, czy jego skóra miałaby słony posmak, gdybym ją polizał. Bez chwili zawahania dotknąłem językiem jego obojczyka. Zmarszczył brwi i popatrzył na mnie, jak na głupka, po czym uśmiechnął się lekko, jakby z politowaniem, a w jego oczach było coś jeszcze. Calum nazwałby to spojrzenie, pełnym kurwików. Może to miało jakiś sens.

- Myślisz, że gdybym wystarczająco długo został w wodzie to moje ciało zakonserwowałoby się i wyglądałbym tak wiecznie? - zapytałem.

- Luke, jesteśmy w najgorszym okresie dojrzewania - zaczął, również przekręcając się na bok. Ułożył jedną rękę pod głową, drugą przenosząc na mój policzek. - wyskakują nam pryszcze, płaczesz bo musisz golić dziewiczy wąs, którego NIE WIDAĆ, bo masz jasne włosy, średnio trzydzieści razy dziennie narzekasz na swój wygląd i ryczysz przed lustrem, czego ja nie rozumiem, bo według mnie niczego ci nie brakuje. Ale przechodząc do sedna, serio chciałbyś się teraz zakonserwować?

- Fakt. Co nie zmienia tego, że gdyby to działało, to w chwili mojej fizycznej świetności, teoretycznie mógłbym to zrobić.

- Gdyby, w teorii, w chwili świetności. Słowa klucze - zaśmiał się, klepiąc delikatnie mój polik.

- Nie musisz być wredny - burknąłem. Mike zachichotał znowu. Ja przymknąłem oczy, chcąc skupić się na tym perlistym dźwięku. Brzmiał jak skowronek. Jego dłoń przyjemnie grzała moją skórę, mimo tego, że było jakieś tysiąc stopni i cały mój organizm konał z przegrzania. Leżeliśmy pod oklapniętymi, wiotkimi gałęziami, cali w piasku, na dzikiej plaży nie daleko naszych domów. Przez to, jak opadały gałęzie, ktoś kto przychodził na nią od strony lasu, nie mógł nas zauważyć. Głębiej w gałęziach było pełno uwitych, ptasich gniazd, już pustych o tej porze lata.

- Zaśpiewasz mi? - zapytał, przenosząc swoją głowę na moją pierś. Dawno nie czułem takiego spokoju. Jakby morska bryza wywiała ze mnie wszystko, zostawiając tylko przyjemne mrowienie w dole mojego brzucha. Cieszyła mnie ta lekkość, którą czułem w głowie i równowaga w jakiej znajdowało się całe moje ciało. I moje serce biło tak równo, jakby niczego się nie bało i wszystko było dobrze.

...
[Nowy Jork, Brooklyn, obecnie, M]

- Michael, Michael, Michael! – June wpadła w moje ramiona jak mała małpka, kiedy tylko pochyliłem się, by ją uścisnąć. Nie miałem nawet czasu na reakcję, ponieważ dziecko, gdy tylko mnie zobaczyło, zaczęło piszczeć, więc odruchowo ukucnąłem, a potem wstałem razem z nią. – Wiedziałam, że wrócisz! – Odwróciła się w stronę Niny i Luke'a rozmawiających przy drzwiach z kobietą, która ją przywiozła. – Oni zawsze wracają...

- Hej, gnomie, przyjechałem specjalnie dla ciebie, a ciebie nie było, prawie złamałaś mi serce! – zażartowałem.

- Teraz złamię ci kark, bo tata był bardzo smutny... - Przesiadła się niezgrabnie na moje barki, dlatego posadziłem ją sobie na nich, aby nie upadła. Po chwili dziewczynka pochyliła się mocno, by wyszeptać mi prosto do ucha. – Możemy udawać, że przyjechałeś dla niego, nie obrażę się, spoko.

Powstrzymałem wybuchnięcie śmiechem, na oślep roztrzepując jej włosy.

June była taka sama jak Luke, zanim poszliśmy do szkoły. Miała w sobie mnóstwo energii, złośliwości oraz przede wszystkim pewności siebie. Czasem zastanawiałem się, czy w nim zabiła to edukacja, bycie porównywanym do Jackie, czy nadopiekuńczość Liz. Cieszyłem się, że nie próbuje w imię leczenia jakiejś traumy zdusić ciekawości świata swojej córki, ponieważ bardzo polubiłem to dziecko i miałem do niego sentyment, właśnie dlatego, że była jego dzieckiem.

- No proszę, jednak dalej spędzacie razem noce. – Usłyszałem, jak koleżanka Luke'a i Niny cichutko podsumowuje ich dwoje otwierających wspólnie drzwi po imprezie przed południem.

- Musiałam zawlec zwłoki do łóżka, mogliśmy się rozwieźć, ale zawsze będę czuła tę powinność żony. – Nina położyła dłoń na sercu. – Poza tym... - Uchyliła trochę drzwi, by wskazać, że aktualnie przeistaczają mnie w trzeciego rodzica.

Oczywiście żartuję!

Nie mówię, że kiedyś, w bardzo odległej przyszłości, po ułożeniu naszych spraw, mógłbym się tym właśnie stać dla June, niezmiennie jednak nie planowałem wchodzić im w paradę, jakiejkolwiek nie mielibyśmy relacji z Hemmingsem. Poza tym... To była tak naprawdę decyzja dziewczynki za kogo mnie uważała. Odpowiadała mi rola fajnego wujka na tamtą chwilę, dlatego musiałem to uściślić, podchodząc do nich bliżej, przy okazji asekurując dzieciaka ręką, aby nie spadła z moich ramion.

- Cześć – przywitałem się. – Jestem Michael. – Podałem gościnii drugą rękę.

- O... Michael, rozumiem. – Pokiwała głową, wywołując chichot Niny i mordercze spojrzenie ze strony Luke'a. – Kelly. – Uścisnęła moją rękę.

- Rozumiem. – Powstrzymałem rechot. – Jestem sławny?

- Twoje nazwisko jest na bilbordach, Clifford. – Blondyn przewrócił teatralnie oczami, a gdyby nie fakt, że słuchały nas wszystkie obecne tam dziewczyny, odgryzłbym się i powiedział, że na nowym dowodzie osobistym nie mam żadnego śladu po „Cliffordzie", o którym wspomina. – June nie chce się o tobie zamknąć.

- Bo wujek Mikey wymiata, duh?! – Dziewczynka zaczęła żywo gestykulować, przy okazji delikatnie uderzając mnie kostką w na szczęście samej rajstopce w brodę.

- Okej, koniec tego dobrego, idziemy zjeść drugie śniadanie! – Luke ściągnął June ze mnie, przerzucając ją sobie przez ramię, dlatego odruchowo spojrzałem za nim i skarciłem się w myślach, że mam właśnie w głowie, że to gorące, iż noszenie ludzi nie sprawia mu najmniejszego wysiłku.

- Ślinka ci pocieknie. – Nina uszczypnęła mnie w bok. – Aktualnie mam pod swoim dachem... tę sytuację – wyjaśniła przyjaciółce. – Opowiem ci na kawie, tylko wezmę torebkę.

- Jasne, nie spiesz się.

- Przyjadę po nią wieczorem, robię dzisiaj kolację, więc jak chcesz, to też wpadnij, jeśli Michael wróci do domu... - Skupiła się już tylko na swojej rodzinie, a ja stałem w niezręczności patrząc na ich wspólną znajomą, która obserwowała mnie, jakbym był drogimi butami, albo seksowną modelką.

- Myślę, że to bardzo odważne, Michael – powiedziała Kelly.

- Słucham? – Nie zrozumiałem co miała na myśli.

- Wracanie do byłego, który jest dzieciaty. – Wzruszyła ramionami.

- Yyy... - Podrapałem się po karku.

- Bardzo lubię gejów...

- Okej, fajnie. – Przygryzłem wargę desperacko rozglądając się za Lukiem, bo nie miałem pewności, czy wypada obrócić się na pięcie i zostawić ją tam samą.

- Geje ogólnie są odważni...

- Mhm... - Pokiwałem głową. – Jestem bi – wyjaśniłem. – I jestem strasznym cykorem... O, Nina idzie, hej Nina, fajnie było cię widzieć...

Kobieta dalej wydawała się totalnie rozbawiona, ale niezmiennie pociągnęła mnie za kaptur bluzy, bym pochylił się do niej, gdy mnie objęła.

- Nie mówcie nic June, nie liżcie się przy June, June nie jest częścią tej sytuacji – wysyczała.

- Oczywiście, skarbie. – Chciałem poklepać ją po plecach, ale była malutka, dlatego poklepałem ją po tyłku.

- Udam, że tego nie zrobiłeś.

- Udam, że nie uznałaś, że mam dwa IQ i wszystko wyśpiewam dziesięciolatce.

- Jedenastolatce.

- Bawcie się dobrze, dziewczyny! – Odsunąłem się od Niny, puszczając ją przed Kelly po długim uścisku. Skinąłem jeszcze tej drugiej, aż w końcu zamknąłem za nimi drzwi, napierając na nie dramatycznie.

Przetarłem twarz dłonią.

W co ja się wbabrałem?

Cokolwiek to było – nastał czas, by się z tego wybabrać.

- Lu! – zawołałem w końcu.

- No?! – krzyknął z drugiego pomieszczenia. – Chcesz kanapkę Elvisa?!

- Tak! – odparłem. – Ale... - Poszedłem do kuchni, by zobaczyć, jak dziecko siedzi na stole i smaruje plastikowym nożykiem swoje własne, drugie śniadanie, na świeżo umytych naczyniach z Barbie. To było naprawdę bardzo fajne, że pozwalał jej to robić. Edukacyjne. Edukacyjny, odpowiedzialny tata Luke mnie kręci. O Chryste i to jak bardzo... Chrząknąłem. – Muszę zadzwonić do Cynthii, że utopiłem telefon i żeby przysłała po mnie samolot, skoro chcę wrócić do LA.

- Mmm... Celebryci i ich prywatne jety. Mniam.

- Wyobraź sobie, że to nie piętnastominutowa podróż i jestem w dość... Podbramkowej sytuacji.

- Co się stało? – zapytała June z pełnymi ustami i dłońmi od masła orzechowego. Odruchowo sięgnąłem po ręcznik papierowy, by pomóc jej się wytrzeć, co sprawiło, że miałem na sobie jedną z moich ulubionych, zadowolonych min Luke'a, z tym ładnym uśmieszkiem.

- Nic, serio...

- Michael ma ważne zadanie, wpadł na chwilę, bo się za nami stęsknił. – I czar prysł, bo skarcił mnie wzrokiem.

- Jakie ważne zadanie? – dociekała.

- Żadne. – Machnąłem ręką.

- Takie przy swoim serialu – skłamał.

Zmarszczyłem brwi.

Kłamstwo było lepsze, niż zbycie?

Zapytałem go o to spojrzeniem, a on odparł mi w ten sam sposób, że improwizuje, ale nie mam prawa zbywać jego dziecka, bo jeśli o coś pyta, to musi uzyskać chociaż zdawkową odpowiedź.

- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?

Wtedy już dwie pary wielkich, niebieskich oczu wgapiały się we mnie, dlatego zabierając od June wybeblany nożyk sam posmarowałem sobie kanapkę, nim Luke zdążył zrobić ją dla mnie. Ugryzłem kawałek chleba, próbując go nie wypluć, bo nie należałem do ludzi, którzy zjedzą pieczywo mające więcej, niż jeden dzień.

- Bo to trudna rzecz w mojej... Pracy. – Przygryzłem wargę. – Właściwie to nie. – Usiadłem obok młodej na stole zamiast za nim. – Mam teraz ciężki czas w życiu i przyleciałem tu, żeby poczuć się bezpieczniej, bo twój tata sprawia, że czuję się bezpiecznie, a potem oboje z twoją mamą powiedzieli mi rzeczy o problemie, z którym się mierzę, dlatego teraz za ich radą lecę do domu, żeby rozwiązać tę sytuację jak dorosły.

June nic nie mówiła, a Luke chyba zastanawiał się na ile to co powiedziałem mogło być w ogóle dla dziewczynki zrozumiałe. W końcu tylko westchnął i zaczął zmywać naczynia, konspiracyjnie wyrzucając do śmietnika butelkę po wódce żurawinowej, którą pochłonęliśmy wczoraj w piętnaście minut.

- Skoro tata sprawia, że czujesz się bezpiecznie, to nie możesz po prostu z nami zamieszkać? – zapytała, jakby to było takie proste.

- Nie, bo wtedy musiałbym zabrać twój pokój i spałabyś na kanapie.

- Nie no, spałbyś z tatą, tak jak mama kiedyś. – Dlaczego dla niej to wszystko było takie łatwe? Dla nas też było kiedyś?

- Nie chcesz obejrzeć Netflixa? – zapytał córki, która pokręciła energicznie głową. – Wiem o czym myślisz, Mike, od dwóch tygodni rzuca takimi złotymi ideami – wyjaśnił, niezmiennie nie obracając się do nas przodem.

- To nie są złote idee, tylko oczywistowości.

- Oczywistości – poprawił ją od razu.

- O nie, dalej to robisz! – Śmiejąc się lekko, dotknąłem stopą jego tyłka, bo ta kuchnia była wręcz klaustrofobiczna i ultra stara.

- Tata jest straszny, ciągle mnie poprawia!

- Dlatego ładnie mówisz! – wybronił się.

- Mnie też poprawiał, non stop!

- Dlatego ładnie piszesz! – Luke obrócił się w moją stronę ze szmatką w ręku. – Wiesz, gdybym nie uczył cię trudnych słów, pewnie dialogi w twoich filmach byłyby z dupy!

- Och, sam jesteś z dupy!

- Tylko na tyle cię stać?!

Oboje się śmialiśmy, a gdy lekko zdzielił mnie ścierką w bok, zacząłem ją ciągnąć. Przepychaliśmy się trochę, co wyglądało na tyle zabawnie, że June aż popłakała się ze śmiechu i dostała czkawki. Zaraz za nią dostał jej i Luke, więc spędziliśmy następne dwadzieścia minut na straszeniu siebie nawzajem, żeby im przeszło.

...
[Maine, Castine, 2009]

Widziałem w zachowaniu Liz, że jej cierpliwość wisi na włosku. Nie uśmiechała się już tak szeroko, gdy Mike wchodził do naszego domu, nie pytała mnie po szkole, co u niego słychać i coraz rzadziej mówiła, żebym zaprosił go na kolacje (pewnie dlatego, że jeśli nie jadł jej u nas, to ja jadłem ją u niego). Coraz ostrożniej zaczęła otwierać drzwi i szafki, jakby bojąc się, że wyskoczy z nich Michael. Jackie za to była wniebowzięta, zwłaszcza gdy wymuszała na nas wspólne spędzanie czasu. Czasami nawet Mike sam z siebie proponował jej oglądanie filmu, albo wyjście na miasto z nami. Od początku mnie to irytowało, bo moja siostra zbyt intensywnie patrzyła na mojego przyjaciela. Nie tak intensywnie, jak na Caluma, ale wciąż. Moja frustracja osiągnęła punkt kulminacyjny, gdy Clifford pozwolił dołączyć jej na naszego pomidora.

- Nie. - powiedziałem stanowczo, patrząc na niego jak na czubka. Byłem w trakcie wiązania butów, ale na słowa chłopaka wyprostowałem się szybko i ułożyłem ręce na biodrach, żeby podkreślić mój sprzeciw. - Absolutnie nie ma takiej opcji. Nie w tym uniwersum, nie póki żyję.

- Luke, myślę, że dramatyzujesz. - powiedziała blondynka, krzyżując ramiona na piersi, by przyjąć równie ofensywną pozę.

- Myślę, że to nie twoja sprawa - odwarknąłem, czując jak złość rozpala moje policzki do czerwoności. - Powiedziałem "nie", zajmij się sobą, nie jesteś małym dzieckiem.

- Słońce, nie żeby coś, ale teraz ty się zachowujesz, jak dziecko. - Mike podrapał się po nosie, widząc po mojej minie, że te słowa nie pomogły sytuacji. Zrobił krok w tył, zapobiegawczo wycofując się z nadciągającej awantury. Oczy Jackie skrzyły się szatańsko, a jej uśmiech świadczył o tym, że jej celem jest doprowadzenie mnie do płaczu.

- Ty nie potrafisz zająć się sobą. Ciągle biegasz za Michaelem, jak szczeniaczek, z nadzieją że podrapie cię za uchem. Nie masz świadomości, jak bardzo potrafisz zmęczyć drugiego człowieka, Luke. Myślisz, że Mike nie ma cię momentami dość?

- Jackie! - krzyknął wspomniany chłopak, doskakując przede mnie, gotowy żeby stanąć w mojej obronie.

- Przecież taka jest prawda, Clifford! Luke jest dla ciebie balastem, ogranicza cię! Myślisz, że spędzając czas tylko z nim robi ci dobrze? Stajesz się taką samą porażką społeczną, jak mój brat - podsumowała, dumnie unosząc podbródek. Moje oczy zaszły łzami, a usta zaczęły niebezpiecznie drzeć. Uwierzyłem w jej słowa. Dla nastoletniego mnie, wydawały się bardzo prawdziwe, pomimo tego, że cholernie bolesne. Nie byłem pewny siebie, a moje poczucie wartości praktycznie nie istniało, więc łatwo było mi wpoić to, że mogę być dla kogoś ciężarem. Sam z siebie również często tak myślałem. Przecież miałem swoje humorki, byłem przewrażliwiony i łatwo można było mnie zranić, a do tego potrzebowałem uwagi, jak na atencyjną mendę przystało.

Jak ktoś taki mógł nie być ciężarem?

- Ostatni raz powiedziałaś tak, do swojego brata - powiedział Michael wściekle. Wszystkie jego mięśnie były mocno napięte, a twarz spąsowiała. - Jedynym ciężarem tutaj jesteś ty, bo trujesz nam dupę, a potem zachowujesz się jak rozwydrzona gówniara. Kocham Luke'a... - zrobił pauzę, żeby przełknąć ślinę - jak brata... A twoja paskudna osobowość działa mi na nerwy. Nie wiem kiedy tak bardzo cię posrało, ale nie sądzę żebym chciał spędzać z tobą czas, dopóki się nie ogarniesz.

Michael niekulturalnie splunął na ziemię, gdy złapał mnie za rękę i wyciągnął z domu na ganek, zostawiając obrażoną dziewczynę za nami. To był moment, w którym zastanawiałem się, czy mógłbym go kochać jeszcze bardziej i czy ta miłość kiedyś nie rozerwie mi serca.

...
[Beverly Hills, Los Angeles, Kalifornia, obecnie]

Przez całą drogę samolotem drogę samolotem do Los Angeles, myślałem tylko o tym, że lecę do domu złamać Jackie serce. Cynthia po znajomości załatwiła mi lot, więc mogłem wsiąść na cudzy pokład wieczorem, podróżując z jakimś czterdziestoletnim gwiazdorem, 

Nie chciałem jej zniszczyć, bo nasza relacja nie była wcale aż taka tragiczna, choć należała do jednej z tych toksycznych, które zbudowałem przez lata, chcąc trzymać się na siłę czegoś, co myślałem, że znam.

Policzyłem sobie pierwszą trudność w odmówieniu szampana w locie.

Nie spodobał mi się fakt, że musiałem ugryźć się w język, by nie powiedzieć: „wiecie co? Nalejcie mi!", kiedy modelki obłapywały aktora, nie szczędząc mu kolejnych kieliszków.

Może to było nieuniknione? Musiałem stać się chociaż trochę uzależniony, skoro na porządku dziennym funkcjonowałem z pijakami i nieraz miałem do czynienia z narkomanami, nie potrafiącymi wykonać swojej roboty bez wciągnięcia kreski.

Napisałem Luke'owi, że chcę, aby był dumny, bo odmówiłem napicia się, ale nie wysłałem tej wiadomości, bo uznałem, że jest idiotyczna. Skuliłem się zatem w rogu i dalej myślałem, próbując dojść do tego, czy Jackie napiłaby się z nimi.

Robiliśmy sobie wzajemnie z życia serial i oboje doskonale o tym wiedzieliśmy. Zawsze należeliśmy do osób histerycznych, które lubią wielkie sceny oraz silne emocje. Nasz związek był pełen frazesów i o wiele bardziej lubiliśmy o nim opowiadać na imprezach, niż w nim być.

Byłem w Jackie naprawdę zakochany tylko wtedy, kiedy byłem pijany i może dlatego polubiłem picie. Kiedy weszła do baru w Castine po rzuceniu szkoły aktorskiej, to było jak scena z filmu.

Miała rozmazany tusz pod oczami, wysokie obcasy i doła wymalowanego na twarzy, a ja ledwie co skończyłem ścierać blat, dlatego nalałem nam po kieliszku wódki, psiocząc razem z nią na to, że życie jest niesprawiedliwe, nikt nas tak naprawdę nie kocha i w sumie to moglibyśmy spalić tę budę, aby nic z niej nie zostało, a potem pierdolić się na zgliszczach do upadłego.

Wziąłem ją na blacie, spijałem alkohol z jej dekoltu, śpiewaliśmy razem piosenki Coldplay, kłóciliśmy się o coś związanego z Rihanną, a potem na oślep wlewaliśmy w siebie procenty w okolicznych barach, by wreszcie wziąć motel, gdzie rozpadła się w moich ramionach jak dziecko.

Jackie zawsze była zazdrosna o Luke'a, bo radził sobie w życiu lepiej i uważała, że Liz kocha go bardziej. Nie wiem czy to prawda. Moja teściowa jest przesłodka, jednak mam do niej naprawdę wielką listę zażaleń. Nie żebym sam wymiatał w rodzicielstwo, albo szczególnie chwalił to, czym uczyniła mnie Karen, tyle, że z moją mamą mogłem wprost porozmawiać o tym, jak się czuję i być może powiedziała mi niejednokrotnie, że mnie posrało, ale przynajmniej mnie nie oceniała.

Karen wiedziała, że jestem bi, tak samo jak wiedziała, że jestem zakochany w moim najlepszym przyjacielu, a potem lata zajęło mi wyjaśnienie jej, że nie szukam Luke'a w Jackie, ja ją po prostu bardzo lubię.

Z jednej strony to prawda, z drugiej nie.

Oni byli zbyt różni, bym naprawdę się zorientował, iż przemawia przeze mnie głównie złamane serce. Kojarzyłem Jackie z wredną, młodszą siostrą, albo z tą kuzynką, na której ma się crusha w zerówce, zanim do człowieka dojdzie, że to dziwaczne i niemoralne crushować członka rodziny. Być może próbowaliśmy się jej nagminnie pozbyć z naszych zabaw z chłopakiem jako dzieci, ale mieliśmy swoje momenty.

Po tym weselu, na którym zatańczyliśmy wspólnie, gdy zostawił ją jeden z Diczków, z którymi kręciła – spędziliśmy wtedy całą noc na balkonie opowiadając sobie wzajemnie o tym, jacy kolesie są okropni i że nie warto się zakochiwać. Kiedy Luke nie chciał wychodzić z domu przed południem, nierzadko siedziałem na plaży śmiejąc się razem z jego bliźniaczką, że dobrze, że nie mieszka sam, bo umarłby i nikt by się nie zorientował, zanim któreś z nas by się nie pofatygowało sprawdzić co u niego. Ganialiśmy za dzieciakami z kolonii, a potem słuchałem wywodów o tym, że Calum wcale jej się nie podoba, chociaż nikt o to nie pytał.

To nie było dla mnie ani trochę dziwne, że Jackie leciała na Caluma. Nie byłem też zazdrosny, albo szczególnie urażony. Miała do tego prawo, tak samo jak miała prawo pocieszać się mną w dwa tysiące jedenastym, czy tam dwunastym, gdy wróciła do Castine, a jego nie było, bo robił kurs programowania w stolicy jakiegoś mniej zapomnianego stanu, niż Maine.

Dwójka nieudaczników napiła się razem wódki, a potem postawili wszystko na jedną kartę i przez przypadek im wyszło.

Tym byliśmy dla siebie, jeśli nie prawie-rodzeństwem, albo czymś na wzór kumpli od smutnych pogadanek.

Wiedziałem, że na tym etapie ja mam więcej, a Jackie się ode mnie uzależniła. Byłem wręcz dumny z intrygi jaką uknuła, bo może nie powiedziałem tego Luke'owi, albo Ninie, ale na jej miejscu najprawdopodobniej zrobiłbym to samo. Byliśmy oboje – ja i ona – zdolni do podłych, haniebnych wręcz rzeczy, co Hollywood jedynie wzmocniło, dlatego wchodząc do naszego domu, od wejścia zabiłem jej brawo.

Jackie stała w korytarzu, bo usłyszała, że wróciłem, patrząc na mnie jak na debila.

- Jesteś nawalony – stwierdziła, nie zapytała. Pokręciłem przecząco głową. – Okej, co się stało?

- Jestem pod wrażeniem, bo zawsze wierzyłem w twoje skille aktorskie, ale nie spodziewałem się, że dam ci się oszukać.

- Michael, o czym ty mówisz?

Niesamowite. Nieustannie nie wyszła z roli.

- Pamiętasz jak oglądaliśmy Historię Małżeńską Noaha Baumbacha? – zapytałem.

- Ty serio pamiętasz reżysera każdego filmu, który widzieliśmy, co? – Uniosła jedną brew. – Pamiętam. – Obróciła się na pięcie idąc do salonu. – Zrobić ci drinka?

- Nie. – Ruszyłem za nią.

Ten dom był o wiele bardziej przestronny i wydawał się czystszy, niż mieszkanie Luke'a, ale nagle zapragnąłem, żebyśmy mieli z Jackie mniej pokojów do uciekania przed sobą.

- Herbaty? – Pokręciłem przecząco głową. – Dobra, co się dzieje?

- Kto jest ojcem tego dziecka, Jackie? – Uśmiechnąłem się krzyżując ręce na piersiach, niemalże z chorą fascynacją patrząc na to, jak traci pewność siebie i bezwiednie opada na kanapę. Zająłem miejsce na oparciu fotela przy niej, pochylając się trochę do zdezorientowanej kobiety, której cały kolor zszedł z twarzy. – Jestem ciekawy.

Rozbieganym spojrzeniem mierzyła całą moją buzię. Zastanawiała się chyba jak to ugryźć i czy warto dalej brnąć w kłamstwa, ale nie miała szans, dlatego przełykając ciężko ślinę, zacisnęła palce na poduszce ozdobnej.

- Calum – szepnęła.

- Kocham Luke'a – odparłem niemal w tej samej chwili.

Spojrzeliśmy sobie w oczy. To było mniej straszne, niż się spodziewałem, a widząc jak ona kiwa głową ze zrozumieniem, dotarło do mnie, ze dla niej chyba też. Przesiadłem się na miejsce tuż obok Jackie, do której wyciągnąłem ramię, więc bez najmniejszego zawahania przywarła do mojego boku. Przytulaliśmy się przez chwilę.

- Dziwi mnie to, że mu nie powiedziałaś. Gdyby chodziło o jakiegoś randoma to byłoby w pełni zrozumiałe, ale on też ma kasę i jest w stanie was utrzymać, albo chociaż płacić alimenty. Poza tym pracuje zdalnie, przeprowadziłby się dla ciebie do LA.

- Luke przeprowadziłby się dla ciebie do LA – odrzekła bez zawahania. – Calum kocha spokój w Castine, nie chce mieć dzieci, ani małżeństwa, nie rozmawiałam z nim o tym, oczywiście, że nie, ale oboje wiemy, że tak jest. Mając dziecko z tobą nie straciłabym ani pracy, ani życia tutaj, ani tego związku.

- Ten związek ssie – mruknąłem. – No i... - Pogłaskałem jej ramię. – Nie jestem aż takim fiutem, nie stracisz pracy. Zawsze ogarnę ci jakąś rolę, jeśli nie flopnę.

- Nie flopniesz, ty chyba sobie nie zdajesz sprawy, jakie są o tobie opinie, Mike. Jesteś świetnym reżyserem, dobrym szefem i przede wszystkim... jesteś Michaelem Cliffordem, u którego zawsze jakoś to będzie.

- Hm. – Uśmiechnąłem się pod nosem obejmując Jackie bardziej.

- Jak bardzo poważne jest to co czujesz do Luke'a? – zapytała w końcu, dlatego oblizałem usta szukając słów. – Pytam, bo zupełnie szczerze, możemy jeszcze to zrobić; dziecko, życie, ślub.

- Szczerze? – Podrapałem się po policzku. – Gdyby to co czuję do Luke'a nie było takie absorbujące, poszedłbym na to.

- Łe.

- No. Łe.

Zerknęliśmy po sobie i zaczęliśmy się tak po prostu śmiać. Wiedziałem, że nie zostaniemy przyjaciółmi, ani nie będziemy w takich dobrych stosunkach, jak Nina i Luke, jednakże darcie kotów w tamtej chwili nie miało sensu, co może się wam wydawać irracjonalne i absurdalne, ale taki właśnie był cały ten związek za zamkniętymi drzwiami.

To nie był pierwszy raz, gdy Jackie mnie zdradziła, tak samo jak to nie był pierwszy raz, gdy ja zdradziłem ją. Czasem całowaliśmy przypadkowych ludzi. Innymi razy sami mówiliśmy sobie o tym wprost, że poniosło nas na imprezie, a potem darliśmy na siebie mordy, wyprowadzaliśmy się i wracaliśmy do Castine obrażeni.

No dobra, to ostatnie nigdy nie doszło do skutku, ale tylko dlatego, że zawsze zdążyłem na lotnisko, nim wsiadła w samolot, a ona zawsze zdołała usiąść naga na moim laptopie, którego zamykała w ten sposób, by odwieść mnie od kupienia biletu seksem.

Przeżyłem dziesięć niesamowitych lat żyjąc w jakimś zakłamaniu, zapętleniu powtarzania frazesów, składania obietnic bez pokrycia oraz urwanych filmów. Potrzebowałem terapii, a uświadomienie sobie, że jej potrzebuję brzmiało jak dobry start.

- Jackie?

- Tak?

- Jeśli ty nie powiesz Calumowi, ja to zrobię – stwierdziłem. – Zasługuje na to, żeby wiedzieć, myślę nawet, że póki możesz latać, powinnaś wrócić do Castine i sama z nim porozmawiać.

- I co jeszcze? Mam powiedzieć mamie, że wpadłam jak Luke?

- Nie jak Luke, ty nie masz dziewiętnastki...

- Ta, przypominaj mi w jakim położeniu jestem mając lat trzydzieści. – Przewróciła oczami.

- Liz i tak się w końcu dowie, J.

- Wiem, ale... - Przetarła twarz dłońmi. – Kurwa. Zróbmy baby shower, na które zaprosimy ich wszystkich tutaj i odegrajmy wielką, epicką scenę, gdzie ktoś nakryje mnie i Cala, jak o tym rozmawiamy i puści to na telebimie, więc ze złości przeliżesz Luke'a, ale i tak wszyscy o tym zapomną, bo ktoś zamorduje kamerdynera.

Zaśmiałem się szczerze i w tym śmiechu cmoknąłem czubek jej głowy.

- To brzmi bardziej na Dynastię, niż na Plotkarę. A może tak naprawdę ta ciąża jest fejurem, który wyjdzie na jaw, gdy ze złości, że Calum cię odrzucił upijesz się w garderobie, gdzie znajdzie cię Luke, z którym zaczniesz się przepychać, więc wyciągnie ci sztuczny brzuch przy wszystkich gościach? I to ja zabiję Caluma, bo okaże się, że z Lukiem też spał i co z tego, że nie umiem wybrać pomiędzy wami, muszę pozbyć się konkurencji!

- Chryste, zajechało Modą na sukces, Michael. – Tlepnęła mnie delikatnie w ramię. – Nie umiesz wybrać?

Pokręciłem przecząco głową.

- Miłość to niestety nie jest wybór. – Westchnąłem. – Przepraszam, ale gdybym mógł podjąć realną decyzję w tej kwestii, po prostu pozwoliłbym i jemu, i tobie odejść, a wy oboje pogodzilibyście się z tym bez żadnego problemu, albo złamanego serca.

- Spokojna głowa, nie mam złamanego serca. – Poklepała mój policzek.

- Cieszy mnie to. – Odchyliłem głowę, by pogłaskała mnie po szyi. – Luke cię zajebie.

- Uu, to też jest dobry zwrot akcji! – Wskazała na mnie, więc ponownie się roześmiałem. – Więc jak? Robimy imprezę?

- Nie, kochanie, lecisz do Castine.

Jackie milczała przez chwilę patrząc w przestrzeń na nasze ledowe światełka wokół telewizora.

- A polecisz ze mną?

Ująłem jej dłoń, którą pogłaskałem kciukiem.

- Nie – odparłem. – Potrzebuję trochę przestrzeni, muszę pomyśleć, wiesz?

- Mike...

- Hm?

Mocniej ścisnęła moją rękę.

- Ja też cię przepraszam.

Schowałem ją w swoim uścisku, odruchowo głaszcząc swoją byłą już narzeczoną po brzuchu.

Poczułem się spokojnie i stabilnie.

_____________________

Nie musicie rozumieć tej ostatniej sceny, jeśli jest dla was niekomfortowa, to dobrze, ale mam nadzieję, że trochę ten rozdział nam wszystkim rozjaśnił sytuację między nimi wszystkimi.

Nie udałoby mi się go napisać bez Patki, która trzasnęła flashbacki, bardzo ci dziękuję, bestie!

Co myślicie tak na dłuższą metę? Macie jakieś głębsze wnioski? Wczoraj na tt tak mi się fajnie gadało z @FajnaSosna o tym, że ta relacja aka muka jest toxic af i cieszę się, że zauważacie problemy tej znajomości i fakt, że rozmawianie idzie im na trzeźwo marnie.

Dajcie znać, buzi xx

All the love xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro