28. Czy gdybym powiedział ci wcześniej - byłbym na jej miejscu?
[India Parkman - Bride or Groom]
[Maine, Castine, obecnie]
Jeśli kogoś kochasz – daj mu odejść. Co za bzdura. Jeśli kogoś kochasz, a ten ktoś kocha ciebie – nie odejdzie. To też jest bzdura. Kochałem Ninę i kocham Ninę, ale musieliśmy się rozstać. Kochałem Michaela i kocham Michaela, ale musiałem odejść.
Nigdy nie umiałem żyć w zgodzie ze sobą. To wydawało mi się zbyt samolubne, ponieważ z jakiegoś powodu próbowałem uszczęśliwić wszystkich dookoła prócz siebie, a kiedy raz zrobiłem coś, co dało mi naprawdę sporo szczęścia, zasadniczo – spełniło mnie, wszyscy byli tak przyzwyczajeni do tego, że odpuszczę, iż naprawdę czułem, że odpuszczam.
Nie wiedziałem nawet z kim powinienem o tym porozmawiać, bo co miałbym powiedzieć? Mamo, tato, kocham mężczyznę, z którym w ciąży jest moja siostra bliźniaczka i tak się składa, że przez przypadek zostaliśmy małżeństwem w Las Vegas, spędziwszy ze sobą dwa tygodnie po ponad dziesięcioletniej rozłące? To byłoby kłamstwo. Nie wzięliśmy tego ślubu przez przypadek i oboje byliśmy tego stuprocentowo świadomi.
- Michael – głos Jackie dobiegł mnie zza własnych pleców. Brzmiała na poirytowaną, podczas gdy on nie umiał wydusić z siebie żadnej reakcji. – Mike. – Nic nie odparł.
W powietrzu pachniało kadzidłem i mokrymi, niewymienianymi od tygodnia, ciętymi kwiatami. Echo naszych głosów rozchodziło się pod wysokim sklepieniem sali, a przerażająca podobizna Jezusa Chrystusa wisząca nad głową mojego męża, dodawała tej sytuacji dodatkowego, niekomfortowego wydźwięku. Nie mógł się skupić. Nie zareagował nawet na własne imię z jej ust, ponieważ byliśmy zbyt zajęci staniem obok siebie i wpatrywaniem się w swoje wzajemnie buzie, podczas gdy Jackie wysłuchiwała historii opowiadanej przez Kathy – córkę pastora, żonę Ashtona.
Nie wiem co nam się stało. Zrobiliśmy się gorsi, niż za dzieciaka, ale może od początku, bo się zapędziłem.
Kiedy usłyszałem, że moja siostra jest w ciąży – odpuściłem i wróciłem do domu, by przekazać Michaelowi, żeby załatwił nam ten rozwód w okamgnieniu, a gdy on upierał się, że wcale tego nie chce, kazałem mu porozmawiać z Jackie. To właściwie dość zabawne, bo... Mniejsza. Niech będzie, że wam to opowiem, chciałem ominąć tę męczarnię.
Kiedy Jackie powiedziała, że jest z nim w ciąży – moje serce spadło, a Ben zaliczył facepalma głośno myśląc, czy to nasza bliźniacza siła – zaczynać małżeństwo od wpadki, dlatego oboje kazaliśmy mu się zamknąć.
Zacząłem działać na jakimś autopilocie. Nawet nie pamiętam jak powiedziałem jej, że muszę porozmawiać z Michaelem w tej chwili, po czym wbiegłem do środka, ignorując swoje rodzeństwo oraz zdezorientowane dziecko, pędząc prosto do łazienki, w której on właśnie obmywał twarz lodowatą wodą.
Zatrzasnąłem za sobą drzwi, zamknąłem je na klucz i drżącą ręką złapałem Mike'a za ramię.
- Co się stało? – zapytał samemu nie wyglądając najlepiej. – Lu, jesteś zielony na twarzy, wszystko okej? – Pokręciłem przecząco głową. – Co ona ci powiedziała? – Dygnąłem nie umiejąc się wysłowić. – Co ty jej powiedziałeś?
- Ja... - wydukałem. – Nie powiedziałem jej o nas. – Michael przytaknął. – Mike... - Dotknąłem go znów.
Chłód wieczora wpadał do ubikacji przez uchylone okno. Czułem pastę do zębów, więc wiedziałem, iż on naprawdę zwymiotował przed chwilą. Właściwie to ani trochę nie dziwiła mnie ta reakcja. Jakbym mógł to... Okej, mogłem.
Niewiele myśląc przykucnąłem nad muszlą klozetową, wydalając nagle całą zawartość swojego żołądka. Mężczyzna skrzywił się lekko, kucnął przy mnie i pomasował moje ramię. Nie miałem pojęcia, czy powinienem powiedzieć mu o Jackie. W końcu to była jej rola go poinformować. Ja sam nie chciałbym, żeby ktoś inny, niż Nina powiedział mi o June, chociaż kiedy usłyszałem, że zostanę ojcem – byłem przekonany, że ona po prostu sobie ze mnie żartuje. Jackie nie żartowała. Ona serio była w ciąży, a Michael serio zamierzał zerwać ich zaręczyny z mojego powodu, albo przynajmniej byłem jednym z powodów, poza tym po tym co sama inteligentnie wywnioskowała po latach – mogła śmiało określić mnie jako jedyny powód tego rozstania.
- Już dobrze... - Ocierając buzię nadgarstkiem obróciłem się w jego stronę, a dostrzegłszy rozczulony uśmiech na cliffordowych ustach, zachciało mi się ryczeć na głos. – Co powiedziała ci Jackie, Luke?
- Luke! – Moja siostra zaczęła dobijać się do łazienki.
Ben chyba uspokajał pozostałych członków rodziny, co miałem w sumie w dupie, choć mogłem być pewien, że za niewtajemniczenie June czekał mnie ostracyzm po jej wielgachnej skardze Ninie, jaką już szykowała. Chciałbym móc jej powiedzieć, ale to co się działo okazało się zbyt zagmatwane, jak dla mnie samego, co dopiero dla dziesięciolatki.
- Co...
- Luke, kurwa mać! – Jackie zaczęła dobijać się jeszcze bardziej. – Michael, jesteś tam?!
Patrzyliśmy sobie w oczy przez chwilę – ja i on. Jakbyśmy próbowali przeprowadzić jakąś sensowną konwersację na spojrzenia, która okazała się wówczas za ciężka zarówno dla mnie, jak i dla niego. Mike przełknął ciężko ślinę.
- Ożeń się z nią – wyszeptałem bezgłośnie, a potem wstając z kucek, nabrałem pasty do zębów na palec i oblizałem go po wcześniejszym przepłukaniu ust.
Mężczyzna patrzył na mnie zachowawczo, nacisnął spłuczkę, o czym ja zapomniałem i spuścił klapę, nieustanie bardzo niepewnie otwierając Jackie drzwi. Kobieta wbiła się do środka zamykając za sobą.
- Pogadajcie, ja wychodzę. – Chciałem sięgnąć do klamki.
- Nie ma mowy, zostajesz – zagrzmiała moja bliźniaczka, przekluczając drzwi ponownie.
- Jackie, myślę, że powinniśmy porozmawiać sam na sam – mruknął Michael.
- Nie, myślę, że Luke też powinien być częścią tej konwersacji, tak jak był zawsze częścią naszej relacji. – Przewróciłem oczami. Nie powstrzymałem się, bo tak naprawdę to ona była zawsze częścią naszej i to taką, której próbowaliśmy się pozbyć.
Och, niewiele zmieniło się od dzieciństwa! Pomyślałem, co sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej, bo wiedziałem, jak podły jestem.
- No dobrze. – Mike zasiadł na skraju wanny, ja oparłem się o ścianę, a Jackie skrzyżowała ręce na piersiach przed nami. – Skoro tak uważasz, J.
- Zanim powiem to co powiem – zaczęła. – Chciałabym wiedzieć, tak po prostu, dla własnego spokoju ducha, czy coś było między wami?
Michael otworzył oczy szeroko zachodząc się soczystym rumieńcem, a przez to, że ja już swój szok przeżyłem, mogłem śmiało powtórzyć pozycję siostry i zaśmiać się kpiąco na głos – patrząc w sufit.
- Ta reakcja chyba jest twoją odpowiedzią – mruknąłem.
Zacisnęła szczękę i ręce w pięści, a potem pokiwała głową.
- Nigdy nie zamierzałem cię skrzywdzić – szepnął w końcu on, kiedy jego pierwszy szok minął. – Nigdy nie myślałem o tym w tych kategoriach.
- Jakich kategoriach? – odbiła.
- Że ty i Luke jesteście... No wiesz...
- Bliźniakami? – Uniosła jedną brew, powodując, że znów zacząłem się śmiać, dlatego siostra rzuciła we mnie gąbką spod prysznica, którą mój stary najpewniej mył tyłek. Skrzywiłem się tylko trochę.
- Tak. Nigdy o tym tak nie myślałem, dopiero jak zobaczyłem was znów razem, gdy Luke wrócił do Castine, uświadomiłem sobie, że to może być dziwne, ale nigdy nie miałem tego na myśli, ponieważ umówmy się, jesteście jak ogień i woda.
Jackie pokiwała głową biorąc się pod boki.
- Zamierzałeś mi powiedzieć? – Pokręcił przecząco głową. – Dlaczego? – Zrobiła krok w jego stronę. – Dlaczego nie chciałeś mi powiedzieć, że ty i Luke...
- Bo to nie miało znaczenia! – Michael wstał i praktycznie jakby wyrósł przed nią, a że byli niemalże tego samego wzrostu, mierzyli się na wściekłe spojrzenia.
Usłyszawszy te słowa zabolało mnie serce. Chciałem wniknąć w ścianę, albo uderzyć się boleśnie tą obleśną gąbką, gdy widziałem ich takich.
- Kłamiesz. – Nie powstrzymałem się, musiałem to powiedzieć. – Michael, kłamiesz, doskonale wiesz, że to miało znaczenie i sam mi o tym powiedziałeś.
- Mam na myśli fakt, że to, co było między nami, co miało, kurwa mnóstwo znaczenia, nie miało znaczenia akurat w kontekście mojej relacji z Jackie! – odbił wpatrując się nagle we mnie. W tej złości było o wiele więcej ognia, niż w jego każdej interakcji z nią i widziała to po sposobie naszego patrzenia sobie w oczy, które przerwał on, znów patrząc na nią. – Kochałem Luke'a na długo przed tym, jak zacząłem kochać ciebie, J, taka jest prawda i nic tego nie zmieni. To nie jest normalna sytuacja, dlatego uważam, że...
- Michael, jestem z tobą w ciąży i zamierzam urodzić to dziecko, więc musisz mi raz, a konkretnie powiedzieć, czy weźmiesz ze mną ślub i czy to pomiędzy tobą, a Lukiem jest zakończone i zostało w przeszłości!
Zrobił się tak samo blado-zielony, jak ja wcześniej, dlatego złapałem go za ramię, bo widziałem, że się zatoczył. Mężczyzna mocno ścisnął moje ramię. Patrzył na Jackie z przerażeniem, nie potrafiąc się wysłowić, natomiast mnie zaczęło szumieć w uszach. Spojrzałem na nią niepewnie, gdyż nie byłem w stanie sobie wyobrazić sytuacji, w której stałbym się tak żałosny, że po dowiedzeniu się takiej rewelacji, pytałbym się kogoś, czy łaskawie mnie kocha.
Z drugiej strony moja siostra była w zupełnie innej pozycji. Właściwie od niego zależało jej całe życie w tamtej chwili – jej kariera, to czy musiałaby stawać na nogi od początku, wrócić do Castine... Była absolutnie od niego uzależniona i zacząłem jej realnie współczuć, dlatego gdy Michael spojrzał na mnie, jakby pytał, co ma powiedzieć, przekazałem mu wzrokiem, żeby skłamał, bo jeśli tego nie zrobi – ja skłamię.
- Skończone – palnął nieustannie patrząc mi w oczy, a potem przeniósł spojrzenie na nią, przecierając twarz dłonią. – Tak, Jackie, to między nami zostało w przeszłości, weźmiemy ślub. – Odsunął się ode mnie i podszedł do niej, objął ją, pocałował w skroń i zacisnął powieki. – Przepraszam...
- Okej – odparła równie słabo później patrząc na mnie. – Luke?
- Hm? – Usiadłem na krawędzi wanny nie chcąc samemu upaść.
- Czy z twojej strony... - Zamierzała zadać do samo pytanie, choć jeśli wiedziała, że któryś z nas kłamie, a wiedziała na pewno, musiała być w najgorszej pozycji swojego życia i nas również postawiła w najgorszych, możliwych pozycjach.
- Ja-
- Luke-
Weszliśmy sobie z Michaelem w słowo. W tym wypadku jednak musiałem powiedzieć to pierwszy.
- Michael kazał mi o tym zapomnieć. – Mocniej zacisnąłem palce na rogu wanny. – W Vegas i w ogóle, chciałem ci powiedzieć przy Benie, żebyś ty z nim zerwała ze względu na mnie, bo jestem samolubny, ale w obliczu tej sytuacji muszę przestać być. – Spuściłem wzrok.
Mężczyzna wyglądał, jakby pękło mu serce.
- Nieprawda – wypalił.
Jackie przekrzywiła głowę, niby zgłupiała i nie wiedziała, co robić. Nie ustaliliśmy wspólnie żadnej wersji i chyba żaden z nas nie wiedział, jak obejść się z zaistniałą sytuacją.
- To co jest prawdą w takim razie?! – Uniosła się trochę.
- To, że-
- Bo ja-
Znów weszliśmy sobie w słowo z Michelem. Wstając wreszcie na równe nogi obdarzyłem go wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu. Jakbym kazał mu się zamknąć, bo było mi jej żal i nie chciałem, żeby cierpiała, a skoro ja i tak cierpiałem, mogłem robić to za siebie i za Jackie, bo utknęliśmy w dosłownym trójkącie dramatycznym, a zamiast być oprawcą, o wiele bardziej lubiłem rolę ofiary!
- Prawdą jest to, że Michael kochał mnie raz i to się skończyło – powtórzyłem jego słowa z plaży. – W momencie, gdy odszedłem, a teraz oboje jesteśmy dorośli, wszyscy jesteśmy dorośli, zasadniczo oboje z Michaelem jesteśmy już czyimiś rodzicami, w sumie to jesteśmy już rodziną, dlatego nie zamierzam zachowywać się jak dziecko i jestem w stanie przełknąć swoje głupie uczucia, bo to są tylko uczucia. Gdyby mnie tu nie było, gdybym nie przyjechał te parę tygodni temu, bylibyście pewnie oboje najszczęśliwsi przez tę informację i temat nigdy by nie wrócił. – Odchrząknąłem, a potem złapałem męża za ramię. – Michael, cieszę się, że interesuje cię to co czuję, ale prawda jest taka, że mi w końcu przejdzie, a wy jesteście ze sobą długo, my znamy się tak naprawdę na nowo od czternastu dni i parunastu godzin, ty masz swoje życie w LA, ja mam swoje życie w Nowym Jorku. Kochałem cię raz i kiedyś to się skończy.
Przełknął ślinę, zacisnął mocno szczękę. Widziałem, że zaraz wybuchnie, więc zacząłem go wzrokiem prosić, by przestał, aż w końcu skinął i poklepał mnie po dłoni.
Musieliśmy się jeszcze rozwieść, ale bylibyśmy w stanie załatwić to w ciągu miesiąca, czy dwóch. Jackie nie musiała o niczym się dowiedzieć.
W ten sposób zostawiłem ich samych, a potem po prostu zacząłem unikać wszystkich prócz June, która nie umiała zrozumieć, dlaczego jest mi tak paląco wręcz przykro.
Starałem się za wszelką cenę pokazać córce, że życie jest piękne, ale nie miałem w sobie zbyt wiele werwy wtedy. Byłem właściwie szczęśliwy, że w Castine może się porządnie wyszaleć, choć planowałem już powrót do domu.
Mike wyjechał znów na parę dni, żeby spotkać się z Cynthią i swoim prawnikiem, skoro ustaliliśmy, że weźmiemy ten rozwód, a skoro chcieliśmy nie dopuścić do kolejnych wybuchów oraz zdrad – po prostu kazałem mu się informować SMS-ami, wyłącznie w sprawach „służbowych". Czułem, że jest na mnie zły, albo zawiedziony, do czego miał pełne prawo, tak samo jak miał pełne prawo postąpić inaczej, racjonalniej, tyle że Michaelowi bardziej zależało na tym, żeby mnie posłuchać, niż na tym, żeby być wiarygodnym, uczciwym i racjonalnym, co tym bardziej łamało mi serce.
Mam wrażenie, że tamte kilka dni przewegetowałem. Byłem tak chory, że nawet Liz nie pytała, co się stało i nie denerwowała się, że mało przebywam z rodziną, jak na to, że przyjechałem do rodziny. Jackie nie odezwała się do mnie słowem, choć z poczucia winy raz wpadłem do sypialni, którą dzieliła z Michaelem przynosząc jej kakao, ale kazała mi spadać. Mama, tata, dziadkowie, wszyscy sąsiedzi, a nawet rodzice Michaela wydawali się kompletnie zaangażowani w to wesele.
O ciąży póki co wiedzieli tylko nasi rodzice, a gdy siedzieli wspólnie dyskutując na ten temat z moją siostrą – bo Michael próbował załatwić nam rozwód, tłumacząc się, że załatwia jakieś kwestie dotyczące serialu, dosłownie oczy zachodziły mi się łzami.
Raz nawet opuściłem powieki i zacząłem myśleć, jakby to było, gdyby tej sytuacji nie było. Ich związku na przykład. Gdybyśmy jako wolni faceci spotkali się po latach, zeszli się i wrócili do Castine jako małżeństwo z June. Czy ci wszyscy ludzie byliby tak samo zachwyceni, jak ciążą i weselem?
Karen wychodząc złapała mnie za ramię bardzo wspierająco, jednakże nic nie powiedziała, więc mogłem sobie tylko wyobrażać, że byłaby sojusznikiem w mojej głupiej wizji.
Michaela zobaczyłem pierwszy raz od tej rozmowy w łazience w salce parafialnej, gdzie spotkaliśmy się z Ashtonem i Kathy oraz ojcem kobiety, aby mogli przejść się tam oboje i porozmawiać bardziej na poważnie o tym ślubie. Towarzyszyłem im tylko dlatego, że Jackie nie czuła się za dobrze od rana, June chciała wyjść z domu, a Liz zasugerowała, że przyda mi się wreszcie zobaczenie innych ludzi, no i zamierzałem już powoli przekonywać córkę do powrotu do domu, dlatego to były ostatnie moje chwile tam, jak myślałem, by pogadać również z dawnymi kumplami.
Nie wiem dlaczego wkręciłem sobie, że Michaela nie będzie. W końcu to on przede wszystkim miał zobaczyć i zaakceptować to miejsce, a zamiast tego zobaczył mnie, June i wiszącą płaskorzeźbę ukrzyżowanego Jezusa, którą nie wiadomo czy można by było ściągnąć na ten ich nieszczęsny ślub.
Staliśmy naprzeciw siebie sami przez dłuższy moment. Ja wszedłem tam jako pierwszy szukając młodej, która zaczęła zwiedzać przestrzeń, a Michael już tam stał, oczekując aż pastor nas wprowadzi, gdyż sam rozmawiał z nim o czymś, nim się pojawiliśmy.
Miałem wrażenie, że czas się zatrzymał, gdy go dostrzegłem, a on aż rozchylił delikatnie usta widząc mnie. Zbliżyliśmy się tylko trochę, choć wystarczyło, żeby poczuł moje perfumy i zrobił tę minę, świadczącą o fakcie, że trudno jest mu teraz stabilnie myśleć. Ja byłem zmartwiony, bo sam w sobie mężczyzna wyglądał na trochę wczorajszego. Musiał się porządnie upić, choć z drugiej strony – gdybym czuł się mniej w dupie, też bym pił, albo chociaż ryczał na głos. Nie miałem siły nawet na te dwie rzeczy.
Do auli z drewnianą podłogą i ciepłymi, beżowymi ścianami wpadała wielka tafla słońca, miałem wrażenie, że w tym świetle on wyciąga do mnie mały palec, tym samym ja wyciągnąłem swój. Obniżyłem trochę podbródek, by dalej obserwować jego twarz, więc Michael swój uniósł.
Serce zabiło mi szybciej, a gdy koniuszek jego małego palca bardzo delikatnie dotknął koniuszka mojego małego palca – odezwała się Jackie.
- Michael!
Nie odpowiadał, więc z uwagą mierzyłem buzię męża, zastanawiając się o czym myśli i dlaczego wpatruje się we mnie aż tak lustrująco, jakby ponownie nie widział mnie od jedenastu lat, a nie od prawie tygodnia.
- Mikey – wyszeptałem, czując jak spojrzenie mężczyzny pali każdy detal i każdą wypukłość moich ust.
- Tak? – Otrząsnął się splatając dłonie za plecami. – Hej, Jackie. – Uśmiechnął się lekko. – Pastorze, Ash, Kathy – odezwał się do nich. – Przepraszam, ale jestem dopiero teraz, bo musiałem załatwić parę ważnych spraw. – Podszedł do nich, a gdy rozprostował przedramię, objął ją w tali.
Wtedy tylko ja stałem pod podobizną Jezusa, a gdy wyłapałem, że June wbiegła do środka, chwilowo wpatrywałem się tylko w dziecko, jednym uchem wpuszczając konwersację o ślubie, drugim ją wypuszczając. Nawet nie wiedziałem, czy podpiszę dziś kolejne papiery rozwodowe, czy jednak niczego nie wynegocjował przez ten tydzień nieobecności. A może kłamał, że to robi i chlał na Sunset Boulevard z jakimiś modelami? To byłoby w jego stylu.
- Myślę, że termin październikowy jest zbyt wczesny, próbowałem przesunąć terminy swoich istotnych spotkań teraz w Hollywood, ale to niewykonalne, najlepiej będzie jeśli przełożymy ślub na listopad.
- W listopadzie będę... - Jackie mruknęła z wyrzutem, a Ashton, Kathy i pastor spojrzeli po niej. – Nieważne, Mike, możemy na słówko?
- To nie podlega dyskusji, bardzo mi przykro, ale nie możemy...
- Mike, słówko – ucięła, ciągnąc go za nadgarstek na zewnątrz.
June przytuliła się do mojej nogi więc przeczesałem jej loki palcami, a potem wymusiłem uśmiech w stronę pozostałych.
- Dzień dobry, cześć – przywitałem się.
- Wszystko okej, Luke? – zapytała Kathy, której nie widziałem od szkoły średniej, więc nie mam pojęcia jak wpadła na to, że nie jest okej.
Pokiwawszy głową w odpowiedzi, zerknąłem za okno. Widziałem jak Michael i Jackie rozmawiają ze sobą, ale nie byłem w stanie wyczytać ani słowa z ruchu ich warg. W pewnej chwili jednak moja siostra objęła go, a potem złożyła delikatny pocałunek na jego ustach, poprawiając mężczyźnie rozwichrzone włosy. Pomasowałem skroń, znów patrząc na June i na śmiejących się z czegoś Irwinów.
- Nie martw się. – Pastor podszedł do mnie, klepiąc mnie po ramieniu. – Na ciebie też gdzieś czeka taka miłość, jaką twoja siostra ma z Michaelem.
- Oby nie – palnęła June. – W sensie... Nie. – Pokręciła głową i zachichotała. Unosząc jedną brew spojrzałem na córkę. Już miałem zapytać, gdy jednak June wskazała na płaskorzeźbę, nastąpiła katastrofa. – Proszę pana... - Zwróciła się do kapłana. – Dlaczego ten tam... - Wskazała na Jezusa. – Robi tak? – Rozłożywszy ręce spuściła głowę i wystawiła język.
- June! – skarciłem ją rumieniąc się momentalnie. – Przepraszam, pastorze, ja... - Nawet Ashton z Kathy patrzyli na mnie wtedy wrogo. – To nie „ten tam" tylko Jezus i nie robi tak... No... Tak. – Szybko powtórzyłem jej gest. – Tylko wisi. – I znów ten wzrok. – No umarł, no!
- Ale czemu?
- Bo wszyscy ludzie są źli, podli i zdradliwi, nieważne, wiecie co, ja... Ja zabiorę June do miasta, a Jackie wróci do domu z Michaelem. Kathy, Ash, Pastorze. – Ciągnąc córkę za rękę za sobą, kompletnie czerwony na twarzy jak burak, wyszedłem, podczas gdy oni nie protestowali.
Zrobiło mi się wstyd, choć nie musiało. To była moja i Niny wspólna decyzja o tym, żeby nie uczyć córki żadnego wyznania, tylko dać jej podjąć decyzję, gdy będzie na tyle świadoma, by rozumieć jakiekolwiek, na tamtym etapie to było jej pierwsze pytanie w życiu o cokolwiek kościelnego i musiało paść przy pastorze oraz dotyczyć tego, czemu Jezus sobie wisi. O mój boże, ona naprawdę jest Hemmingsem, pomyślałem, a spiesząc się do drzwi, wpadłem prosto na drugiego Hemmingsa, to znaczy Michaela, któremu jeszcze nie udało się załatwić nam rozwodu.
- Hej! – Złapał mnie w tali, bo bym się przewrócił, a ja odruchowo chwyciłem jego ramię, puszczając June, która sama odskoczyła myśląc, iż polecę i ją połamię. – Już idziesz?
- June zapytała czemu Jezus robi tak. – Odsunąłem się od niego ponownie powtarzając gest córki, przy okazji samemu wystawiając język. Wydałem z siebie nawet odgłos umierania.
- Hej, tak nie zrobiłam! – obroniła się dziewczynka.
- Luke! – Jackie mnie skarciła.
Michael tym czasem zasłonił usta, bo parsknął szczerym śmiechem.
- I co? Czemu tak robi? – zapytał chyba przekornie.
- Bo ludzie są zdradliwi – wyjaśniła June, jakby co najmniej obwieszczała, że dwa plus dwa to cztery.
- Umn. – Mike się zmieszał. – No tak. – Przełknął ślinę.
Znów patrzyliśmy po sobie chwilę za długo, aż w końcu Jackie nie chrząknęła i nie zabrała go ze sobą do środka. Zostałem więc z córką sam na sam, świadomy, że na tym etapie nawet pastor z rodzinnego miasteczka mnie nienawidzi i jestem skończonym kretynem.
- June? – Usiadłem na schodach przed salką parafialną, bo dziecko zauważyło stokrotki, które koniecznie musiało pozbierać. – Zbierzemy takie same na plaży, co?
- Te są większe! – uparła się.
- Są. – Przyznałem zrywając sobie jedną. Zacząłem wpatrywać się w kwiatek czując jeszcze bardziej uporczywy kamień w brzuchu. – Ale w Nowym Jorku też takie mamy, wiesz?
- Serio?
- Mhm. Jak wrócimy do domu to możemy wrócić do jeżdżenia rowerami do Cental Parku, zbiorę ci każdy kwiatek i zrobię wianek, albo... Pójdziemy do kina, albo dosłownie gdziekolwiek...
- Tato, naprawdę nie jest okej, prawda? – Podeszła do mnie bliżej, upuszczając wszystkie stokrotki przy okazji i pogłaskała mnie po głowie, bo chyba nie wiedziała co innego może zrobić. – Chcesz wracać do domu? – Skinąłem. – Dobrze, możemy wracać do domu.
- Nie będziesz zła, że popsułem ci wakacje u dziadków?
- Nie, jeśli pozwolisz, żeby Lauren nocowała u nas przez tydzień.
- Jeśli mama Lauren się zgodzi, mogą to być nawet dwa tygodnie, po prostu wróćmy już do domu, June.
- A pozwolisz mi się pożegnać z babcią i z Calumem? Calum jest super, ale bardziej lubię Michela. Michael pojedzie z nami?
- Nie, słonko, nie pojedzie, ale możesz pożegnać się ze wszystkimi, jak najbardziej. Musimy się spakować, możemy pojechać na przykład jutro, albo pojutrze, co ty na to?
- Jeśli przestaniesz być taki smutny, to mogę jechać nawet teraz.
- Och, June. – Uśmiechnąwszy się niemrawo, po prostu objąłem córkę mocno, biorąc ją sobie na kolana.
Wówczas ze środka znów wyszedł Michael, ale o nic nie pytał, nic nie powiedział, tylko siadając obok nas. Poczułem nagle, jak podaje mi batonika, a drugiego młodej. W końcu wpalił:
- Kupiłem w automacie, oboje je lubicie.
- W kościele jest automat? – Zmarszczyłem brwi.
To było takie dziwne, randomowe i bez sensu. June usiadła między nami, ekscytując się na słodycz.
- Dlatego wolę ciebie, Michael, od Caluma! – Wskazała na niego, powodując chichot ze strony mężczyzny.
Nie wiedziałem skąd to porównanie, skoro nie miała wielu okazji do bycia z Hoodem, chyba, że przez te kilka dni z Jackie, kiedy nas nie było, ale nie zastanawiałem się nad tym głębiej. Siedząc w ciszy, tak samo jak córka pochłaniałem słodycz z myślą, że zaraz ze smutku otworzy się we mnie ten demon, który potrafi zjeść słoik nutelli w jeden wieczór.
- To salka parafialna, nie kościół – wyjaśnił. – Ale mógłby być w kościele, może bym się tam tak nie nudził za dzieciaka – mruknął. – Wszystko okej? – zapytał mnie.
- Dlaczego każdy mnie o to pyta?!
- Bo jesteś smutny! – wyjaśniła June ponownie. – Mike, powiedz, że tata wygląda, jakby był smutny.
- Twój tata bardzo lubi być smutny – odparł jej. – Sprawia mu to sadystyczną przyjemność, jakby nie mógł pobyć czasem naprawdę samolubny.
- Michael – ostrzegłem go, by nie zaczynał tej rozmowy przy June.
- No co? – Skrzyżował ręce na piersiach. – Nie jest tak? Zesrałbyś się prędzej, niż pozwolił sobie na-
- Pojutrze wracam do domu. – Wstałem ze schodów. – Razem z June, nie wrócę tu. – Złapałem zdezorientowane dziecko za rękę. – Więc nie będziesz musiał więcej patrzeć na ten smutek.
Dawno nie widziała mnie tak pewnego i zdenerwowanego, dlatego wyłącznie mu pomachała i weszła do Range Rovera, którego drzwi otworzyłem, a Michael jedynie siedział na schodach kaplicy, patrząc jak odjeżdżam.
____________________
hej, nie mam kiedy pisać, naprawdę ale kocham tę książkę całym sercem i tak bardzo chcę opowiedzieć wam całą tę historię
koniecznie dajcie znać co myślicie <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro