Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26. Kiedy mówię, że cię kocham, to znaczy, że kocham cię na zawsze

[Keep on loving you - cigarettes after sex]
[Beverly Hills, Los Angeles, Kalifornia, obecnie]

Kiedy człowiek jest naprawdę zmęczony nie radzi sobie zbyt dobrze z emocjami, dlatego leżąc pośród wielkiego, małżeńskiego łóżka, które Michael dzielił z moją siostrą, wpatrywałem się w równy sufit, próbując nie pozwolić żadnej uporczywej myśli przejść z mojej głowy do reszty ciała w postaci niewygodnego impulsu.

Miałem zakwasy na łydkach, obtarte nogi i rzeczywiście przypieczone słońcem policzki, a na dodatek, skutkiem zmiany klimatu moje włosy zaczęły kręcić się jeszcze bardziej.

Wiedziałem, że gdybym osiadł w Kalifornii na dłużej, zostałbym jeszcze jaśniejszym blondynem, poza tym byłem pewny, że od rana będę miał kilkukrotnie więcej piegów na nosie. Odruchowo pogłaskałem sam jego czubek, aby sprawdzić, czy zaczyna schodzić mi skóra, co jednak na szczęście się nie stało. Próbowałem nawilżyć twarz najmocniej, jak to było możliwe, tak samo zresztą jak nakładałem na siebie całkiem sporo dobrego filtra, a i tak z reguły kończyłem przesuszony, albo trochę przysmażony. Mike nie miał tego problemu, natomiast straszenie go zmarszczkami na starość nie przynosiło żadnego efektu.

Był jak typowy facet pod tym względem, który myje twarz i tyłek tym samym żelem, chociaż z drugiej strony – dobrze, że w ogóle mył tyłek, to i tak wiele, jeśli chodzi o płeć brzydszą.

Uśmiechnąłem się pod nosem do tej myśli.

Byłem sobie w stanie jak najbardziej wyobrazić biegnie za nim i za June po plaży w Malibu, aby oboje założyli czapkę i dobrze ochronili się przed szkodliwym promieniowaniem, po czym on mówiłby, że to ja jestem szkodliwym promieniowaniem i uciekałby z dzieckiem prosto do wody, więc darłbym się, że idę go utopić, jeśli nie postawi mi córki bliżej brzegu.

Byłbym jak moja matka – uznałem z politowaniem do samego siebie. Pełniłem już rolę nadopiekuńczego rodzica, gdy przychodziło co do czego podczas niańczenia June przez Ninę, ale to działało trochę inaczej, gdyż moja była żona nie miała na tyle siły, by nosić dziewczynkę na barkach, albo werwy, by ścigać się z nią pomiędzy sklepowymi alejkami.

Bałem się powrotu do Castine, a jednak tęskniłem już za June i chciałem móc zabrać ją z powrotem do domu, aby ukryć się w głębi miasta przed oceniającym wzrokiem całej rodziny, która musiała dowiedzieć się o tym, co zrobiliśmy.

Leżąc w stercie wygodnych poduszek, czując wzrok kartonowej Lany Del Rey na sobie, doszedłem do wniosku, że ta decyzja została podjęta – jeżeli wcześniej wszyscy uważali, że się odciąłem, bo nie chciałem wyjść przed nimi z szafy, to teraz mogą uznać mnie za nieistniejącego, albo martwego. Spodziewałem się, że Jackie rzeczywiście mnie zamorduje, gdy się dowie, ale nie mogłem jej się dziwić. To nie jest łatwe nie zakochać się w Michaelu Cliffordzie.

Przynajmniej dla mnie to zakochanie nie stanowiło najmniejszego problemu, jakbym urodził się w nim zakochany i rzeczywiście umarł tamtej nocy, gdy powiedzieliśmy sobie, że właśnie skończył się świat. Było w tym trochę prawdy, bo nie znałem tego życia, które miałem, kiedy on nie stał przy mnie na każdym kroku. Czułem, że muszę uczyć się na nowo oddychać, a potem, kiedy stanąłem na nogi odcięty od jego rzeczy, które mi dał, niczym od niezdrowego jedzenia na restrykcyjnej diecie – wystarczyły mi dwa tygodnie, abym ponownie wrócił do nałogu i znów nim oddychał.

Uśmiechnąłem się ponownie, tym razem z politowaniem do własnych myśli, ponieważ to zabrzmiało tak desperacko, ale czy cały nie byłem zdesperowany, skoro dałem mu sobą zawładnąć do tego stopnia?

Przecież tak bardzo kochał Jackie i tak bardzo nie chciał jej skrzywdzić, więc dlaczego zrobił to mnie? Może miał rację mówiąc mi na naszej plaży w Castine, że jestem wściekły, ponieważ o nią zawalczył tak, jak nie zrobił tego o mnie?

Ale co by było gdyby?

Gdybyśmy nie wymazali „nas" tamtej nocy?

Gdyby świat naprawdę się skończył, gdybyśmy mieli o pięć minut więcej – czy ja umiałbym, czy ja... Mógłbym go uszczęśliwić?

Przetarłem oczy znów patrząc na kartonową Lanę ze skruchą, bo jej wzrok rzeczywiście wydawał mi się okrutnie osądzający. Obróciłem się na bok i podparłem policzek dłońmi, zastanawiając się, czy to będzie dziwne, jeśli zacznę do niej mówić i poproszę ją o radę.

Przełknąwszy ślinę chciałem jakoś sobie z tym poradzić, jednak nie umiałem, dlatego zatrzymałem się przy własnej torbie leżącej na fotelu i wyciągnąłem z małej kieszonki pierścionek zaręczynowy Jackie.

Był bardzo ładny – prosty, ale ze sporym diamentem. Ja dałem Ninie zupełnie inny, mniej luksusowy, a jednak taki, jakbym musiał zejść po niego do samego piekła, ponieważ diamenty ani trochę nie pasowały do jej estetyki i sama powiedziała, że jeżeli dostanie jakiś drogi banał, to nawet w ciąży ze mną powie: „Nie". Jackie powiedziałaby Michaelowi: „Tak" nawet gdyby zrobił to zakrętką od Tymbarku.

To że teraz ja miałem tę biżuterię i nagle miałem podjąć decyzję za nich, bo tak zresztą powiedziała przy stole, gdy przyjechaliśmy z June do miasta – było tylko jakąś gierką, której nauczyła się w Hollywood. Przecież musiała być świadoma, że ja wiem, iż moje zdanie na temat ich związku nie ma najmniejszego znaczenia. Gdyby było inaczej powiedziałaby mi od razu, kiedy zaczęła się z nim spotykać, a ja wtedy opowiedziałbym jej o nas i mogłaby Michaela zwyczajnie rzucić, albo go również z tym skonfrontować, a później postawić nas oboje w jednym pomieszczeniu, byśmy sobie porozmawiali. Ktokolwiek kto widział nas razem – mógł wpaść na to, że potrzebujemy takiej konfrontacji. 

Nie powinienem złościć się na członków naszych rodzin, a jednak zrobiłem to, jak dzieciak, który szuka winy wszędzie, tylko nie w sobie.

Stanąłem przy oknie, obserwując rozświetlone ogrody sąsiadów, przy okazji obracając pierścionek w dłoniach.

- Nie zgadzam się na to, Jackie – powiedziałem szeptem, ledwie słyszalnie, jakbym obawiał się, że Michael mnie usłyszy.

Paranoicznie obróciłem się za siebie lecz nie przyszedł do mojej sypialni.

Czego oczekiwałem?

Skoro sam uznałem, że nie pójdziemy ze sobą znów do łóżka, a on to uszanował, powinienem być szczęśliwy, że respektuje mnie i moje granice, a jednak podciągnąłem nosem, bo doszło do mnie, że nawet gdy wzięliśmy ślub, który zaplanowaliśmy sobie na studniówce – on nie chce o mnie zawalczyć. Właściwie – czemu miałby?

Czekałem na Michaela tej nocy, może nie powinienem snuć w głowie domysłów, ani scen, które chciałbym, aby miały miejsce, ale taka jest prawda – liczyłem, że przyjdzie do mnie, powie coś co nagle zmieni wszystko, a życie zacznie układać się jak w serialach i książkach, jednakże zamiast doświadczać jego inicjatywy, siedziałem na skraju posłania, próbując pozbyć się pulsującej migreny i poczucia, że skopałem sobie właśnie całe życie, bo wszyscy w domu się na mnie wściekną, June będzie przykro, że nie będzie może zobaczyć się więcej z dziadkami, Jackie i Michaelem, Nina uzna, że jestem odklejony i chce dziecko na pięć dni w tygodniu, dlatego umrę samotnie, bo jaki jest sens poznawania kogoś jeszcze raz, zupełnie od nowa, jeśli ta osoba nie będzie nim?

Próbowałem się przekonać, że mój mózg pogięło, ponieważ Michael jest bogaty i już go nie kocham, ale to nieprawda, bo nawet gdyby wszystko mu się posypało w życiu, otworzyłbym mu drzwi i wziął w swoje ramiona, robiąc dobrą minę do złej gry. Gdyby miał problem alkoholowy, albo narkotykowy, o które go posądziłem – mógłby mnie znienawidzić, ale zmusiłbym go do terapii i odwyku. Gdyby chciał wrócić do Castine i żyć ze mną otwarcie, na złość tym wszystkim dziadersom – zrobiłbym to.

Chciałem mu o tym powiedzieć, żebyśmy przestali udawać, że sobie radzimy cudownie bez siebie, ale prawda jest taka, że tylko on radził sobie świetnie, a ja zacząłem za nim tęsknić i byłem rozgoryczony, ponieważ Michael po prostu bardziej kochał Jackie. Nie wiem czy to wynikało z przyjaźni między nami, która uczyniła mnie dla niego mniej wartościowym kochankiem, czy dlatego, że większa część niego była jednak zainteresowana kobietami, czy może... Dosłownie cokolwiek.

Wziąłem oddech i spojrzałem na pierścionek po raz ostatni, a potem wyszedłem z sypialni, chcąc zostawić biżuterię na stoliku kawowym w salonie, bo tam wypiliśmy herbatę przed snem i spodziewałem się, że tam również zjemy rano śniadanie. Liczyłem, że wstanie pierwszy, skoro pierwszy zasnął, po czym bez słowa zabierze pierścionek i nigdy już nie wrócimy do tej rozmowy, lecz zamiast zastać pustą przestrzeń, usłyszałem dźwięk cichej muzyki puszczonej ze spotify na telewizorze plazmowym, którego obramówka była purpurowo-neonwym światłem, rzucającym poblask na zmęczoną twarz pijącego drinka Michaela.

Mężczyzna spojrzał na mnie z dołu maszcząc nos. Przeszedł mnie zimny dreszcz, nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć, zwłaszcza, iż nie zapytał dlaczego nie śpię, albo czy czegoś potrzebuję. Widział tylko jak głaszczę kamień w pierścionku zaręczynowym siostry i wlepiam w niego trochę rozbite, zranione spojrzenie.

Bez słowa więc obróciłem się na pięcie i podszedłem do fortepianu, na którym stała butelka tequili i sok limonkowy. Zabrałem z otwartej w kuchni zmywarki szklankę i również zrobiłem sobie koktajl, siadając na kanapie obok niego. Mike wyłącznie drgnął, ale nie powiódł za moim profilem wzrokiem, a nawet przesunął się trochę do krawędzi sofy, byśmy się nie dotykali.

Pociągnąłem spory łyk alkoholu, oblizując od razu po tym dolną wargę. Słuchaliśmy właśnie Let it go od Jamesa Baya, co wcale nie było w tym wszystkim pomocne. Wiedziałem, że czegoś mi nie mówi, ale ja też jemu nie powiedziałem tego co miałem w głowie, więc w sumie byliśmy kwita.

Mężczyzna miał podkurczone nogi, skubiąc sobie gumkę białych skarpet przy kostce. Oboje zdążyliśmy porządnie się wykąpać, więc tkwiliśmy tam w szortach i wielkich koszulkach, z poczochranymi włosami, nie mogąc spać przez ciężkość atmosfery, która pogorszyła się jeszcze bardziej, gdyż mieliśmy czelność być ze sobą szczęśliwi przez moment.

Miałem wrażenie, że zamarłem na chwilę w bezruchu, nie odrywając wzroku od playlisty, którą widziałem na ekranie. Chciałbym móc wniknąć w te wszystkie piosenki, dać im się pochłonąć i zostać na zawsze jako taki kawałek, który można puścić, aby się nieźle wypłakać, a potem odejść od niego, wracając wyłącznie w takich momentach tęsknoty za czymś znajomym.

Z letargu wyrwał mnie moment, gdy Michael przybił delikatnie bokiem szklanki o moją, dlatego uśmiechnąłem się lekko, unosząc ją do ust. Wówczas już na mnie patrzył z taką samą przenikliwością, jak na molo.

- To jest toksyczne – powiedziałem w końcu i nawet nie musiałem odwzajemniać jego spojrzenia, aby wiedzieć, że zmarszczył brwi pytająco. – To co mamy, to co zawsze mieliśmy. Jesteśmy okropnie toksyczni, bo mimo lat rozłąki i oboje w sumie po terapii, nie jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić. Nigdy nie myślałem, że można kogoś kochać za bardzo, ale proszę, jestem tu i teraz i wiem, że zawsze kochałem cię za bardzo. – Odważyłem się wreszcie przenieść wzrok na Michaela, którego zielone oczy były przeszklone, ale nie miałem pojęcia, czy dlatego, że też nie radzi sobie z uczuciami, czy już się upił. – Proszę, masz moje błogosławieństwo, ożeń się z Jackie. – Ujmując jego wolną dłoń, wsunąłem w nią pierścionek. – Ale zrób mi przysługę i już nigdy więcej do mnie nie dzwoń, bo nie jestem w stanie się z tym pogodzić, tak samo jak nie jestem w stanie o tym zapomnieć, Michael. Myślałem, że z ciebie wyrosłem, ale gdyby tak było, nie byłbym panicznie przerażony zejściem do kotłowni, w której mam twoje płyty i nie czułbym się jak zdrajca, wsadzając do kołyski June misia, którego dla mnie zrobiłeś.

- Luke... - szepnął.

- Czasem myślę o tym, co by było, gdybyśmy byli inni, albo gdyby czasy były inne te dziesięć lat temu. Czy potrafilibyśmy płynnie przejść z przyjaźni do związku i czy dalej bylibyśmy razem.

- Nie – odparł. – Nie bylibyśmy razem. – Wtedy to Michael zaczął bawić się biżuterią. – Mielibyśmy się dosyć i czulibyśmy się sobą zmęczeni, bo nie dalibyśmy sobie szansy na spróbowanie czegoś innego.

- Zawsze chciałeś czegoś innego, prawda? – Oparłem się o kanapę patrząc po nim tak lustrująco, jak on po mnie za każdym razem. Wiedziałem, że go właśnie peszę, ale dokładnie to chciałem zrobić. – Sam to powiedziałeś, chciałeś mnie i kogoś jeszcze, a ja niczego bardziej nie pragnąłem, niż mieć cię na własność.

- Masz mnie na własność, Luke! – uniósł się trochę, kręcąc szybciej głową, nie chcąc, abym mógł się tak w niego wgapiać, dlatego też wstał i zrobił nam ponownie po drinku. – Próbuję ci to powiedzieć od jakiegoś czasu, ale nie potrafię. Masz mnie na własność właśnie dlatego, że miałem okazję i szansę za tobą tęsknić. I zgadzam się z tobą, to jest okropnie toksyczne, poza tym zdążyliśmy zranić w ten sposób całą masę ludzi. – Uniosłem jedną brew, odbierając od niego tequilę. – Odepchnęliśmy od siebie każdego znajomego, który chciał się z nami bujać i nie był zakochanym w Jackie Calumem, albo pozbawionym zdolności interpersonalnych Ashtonem, żadna z tych dziewczyn, nawet Brandie, o którą byłeś tak zazdrosny, nie mogła liczyć na więcej ode mnie, żadna osoba nigdy nie dostała więcej mnie, niż ty, bo... Bo ja naprawdę chciałem, żeby świat się wtedy skończył.

- Michael... - Wstałem, gdyż on także sterczał przy telewizorze, pozwalając fioletowemu światłu zbijać mrok pomieszczenia.

- Jestem przekonany, że nikt nie powiedział mi o June i o tym, że jesteś szczęśliwy z Niną, bo każdy wiedział, ze to mnie po prostu zabije. Nie to, że jest ci dobrze, a fakt, że nie uwzględniłeś mnie w tym. Żyłem z myślą, że cię skrzywdziłem, bo byłem przekonany, że jesteś gejem i jesteś we mnie zakochany, a potem zniknąłeś, urwałeś ze mną kontakt i założyłeś rodzinę, więc nie miałem racji, ale jak mogłem nie mieć racji?! Czy ty po prostu robiłeś to czego chciałem? Czy ja naprawdę zrobiłem ci krzywdę?

- Nie...

- Teraz już wiem, że nie, ale myślałem o tym czasem nocami. – Michael westchnął głęboko, napił się ponownie, aż w końcu dość energicznie ustawił szklankę na fortepianie, biorąc się pod boki. – Nie byłem takim bałaganem, póki nie wróciłeś. Nie wiedziałem, że ranię też Jackie, póki cię nie zobaczyłem i naprawdę chciałbym czasem potrafić wyjaśnić ci to, jak się czuję, ale nie umiem.

Zrobiłem krok w jego stronę, więc i jego, i mój profil muskało światło. W półmroku wyglądaliśmy jak spłoszone cienie, niepotrafiące złączyć się w jeden.

- Nie miałem pojęcia jak się czujesz, bo mi o tym nie powiedziałeś – wyznałem. – Tak samo jak ty nie wiedziałeś, bo ja nie powiedziałem tobie, dlatego teraz powiem. Czuję się przytłoczony, kompletnie rozbrojony, spłoszony przerażony i wiem, że po powrocie do domu będę miał złamane serce, bo teraz jesteśmy dramatyczni, ale kiedy wstanie słońce, znów będziemy sobą i znów będę zastanawiał się, czy to jak mnie dotykasz, albo jak na mnie patrzysz, oznacza, że czujesz to samo co ja, czy po prostu... Zasady nas nie obowiązują.

- Wymyśliłem „zasady nas nie obowiązują", żeby móc cię całować i dotykać – szepnął, także robiąc krok w moją stronę. – Sam jesteś w stanie na to wpaść.

Rozchyliłem wargi, kiedy Michael uniósł dłoń do mojego policzka i założył mi kosmyk włosów za ucho. Chwilę później przesunął opuszkami palców po mojej kości jarzmowej, więc staliśmy tak patrząc sobie w oczy, skąpani fioletem marnego światła, słuchając w tle, jak wolne piosenki o złamanym sercu, tworzą nam klimat pogłębiania się w tym bólu.

Kochałem go za takie rzeczy, ponieważ nawet gdy nie próbował, Michael potrafił stworzyć doskonałą przestrzeń filmowego kadru. To jak patrzył mi w oczy i przysuwał się powoli, stając na palcach w swoich białych skarpetkach tuż przy moich czarnych – było tak płynne, że niemalże zagrane.

- Jesteś miłością mojego życia, Luke – powiedział cicho, ujmując drugi mój policzek w dłoń, przy okazji wiodąc kciukiem po jego wypukłości. – Ale zraniliśmy tylu ludzi tą miłością...

- Siebie nawzajem przede wszystkim – odparłem, kładąc rękę na jego biodrze, ku zaskoczeniu Michaela.

Nie spodziewał się, że będę w stanie się ruszyć, albo cokolwiek mu odeprzeć, jednakże skoro i tak padły wyznania, mogliśmy potraktować tę noc jako wielkie zakończenie. Zdjąłem jego palce ze swojej buzi, ledwie wyczuwalnie całując wierzch dłoni męża. Położyłem ją na swoim ramieniu, przybliżając się do niego jeszcze bardziej.

- Jutro będziemy w świecie, w którym wrócą zasady. W świecie, w którym żenisz się z Jackie, bo dostałeś moje błogosławieństwo. – Spojrzałem na niego dość mocno z góry, gdyż w tej bliskości, stojąc przy sobie, byliśmy pierwszy raz od dawna, praktycznie na trzeźwo. Oczy Michaela wydały mi się kompletnie zagubione, ale dziecinnie wielkie i okrągłe. – W świecie, w którym wszyscy akceptują fakt, że kochasz moją siostrę. Macie razem dom i karierę tutaj w LA, a ja jestem w Nowym Jorku, mając małe dziecko, które nie jest gotowe na wielkie rewolucje, zmiany i rozpady w rodzinie. To prawda, Michael, jestem miłością twojego życia, a ty jesteś miłością mojego, ale co z tego w świecie, w którym są zasady?

- Jutro tam będziemy – odparł ledwie słyszalnie to, co spodziewałem się, że powie. – Dziś jesteśmy tutaj.

- Poza czasem? – zapytałem z lekkim uśmiechem politowania, mrużąc oczy, a on pokiwał głową.

- Poza czasem – potwierdziłem.

Słysząc nasze Keep on loving you, jednakże w wersji cigarettes after sex, będąc już w tej pozycji – jakby do wolnego, zaczęliśmy zwyczajnie poruszać się powoli w rytmie muzyki, próbując nie zacząć się histerycznie śmiać. Lubiliśmy kiedyś ze sobą tańczyć lecz nigdy nie robiliśmy tego tak czule oraz z taką wielką dozą dotyku.

Dłonie Michaela wiodły po moich łopatkach i tali, kiedy ja ścisnąłem jego biodro i pozwoliłem mężczyźnie oprzeć czoło o moje czoło. Nasze stopy czasem się dotykały, gdy postawiliśmy zły krok, natomiast palce spletliśmy w trakcie.

Serce biło mi niewyobrażalnie szybko, rozchyliłem wargi, on zrobił to samo, więc oddychaliśmy tym samym powietrzem, czasem pozwalając by nasze usta otarły się o siebie, kiedy powtarzaliśmy tekst piosenki.

To był nasz pierwszy taniec ślubny i ustaliliśmy, że ostatni w życiu. Skoro nie potrafiliśmy się nie kochać, musieliśmy zniknąć, przestać być przy sobie, patrzeć na siebie, dotykać się i myśleć o sobie.

Pozwoliłem, by usta Michaela naparły na moje swoją miękką, alkoholową strukturą, miał mokre od łez policzki, dlatego przetarłem jeden kciukiem, oddając jego pocałunek. Znajdował się w nim cały ten ból, który oboje odczuwaliśmy, ponieważ nie mieliśmy dostatecznie wiele odwagi, jako dzieciaki, by walczyć o siebie, a teraz gdybyśmy tylko spróbowali to ruszyć – uszczęśliwilibyśmy siebie nawzajem, przy okazji raniąc wszystkich innych. I tak krwawiliśmy, przywykliśmy do życia ze złamanym sercem, więc ta decyzja brzmiała dojrzale, ale jej racjonalizacja nie sprawiła, że nie byłem w ciężkim szoku, gdy Michael po prostu się rozpłakał i przestając mnie całować, wpadł w moje ramiona, ukrywając głowę w zagłębieniu mojej szyi.

Objąłem go mocno, całując w skroń. Czułem, że drży i jest w szoku, dlatego mocno ścisnąłem materiał koszulki swojego męża, pozwalając by dalej się rozklejał. 

W końcu usiadłem razem z nim na ziemi, nie przestając go przytulać i zwątpiłem nagle w swoją poprzednią racjonalizację, widząc go takim.

- Mikey – szepnąłem.

- Jest dobrze, ja... - Podciągnął nosem. – Ja... - Dygnął w niewiedzy, jak ująć to w słowa, dlatego skinąłem, że to w porządku i nie musi nic mówić. Przeczesywałem jego włosy palcami, bawiłem się ich przesuszoną po latach rozjaśniania strukturą i cmokałem go w czoło, by wreszcie usłyszeć cytat z piosenki, ten sam co na festynie. – Gdy mówię, że cię kocham, to znaczy, że będę kochał cię na zawsze. Kurwa, chciałbym cofnąć czas, o boże. – Zasłonił twarz dłonią, rozmazując łzy na buzi. – Cofnąłbym go do tego momentu, gdy uznaliśmy, że się skończył i powiedział ci... Luke, powiedziałbym ci wszystko, nawet jeśli mielibyśmy się rozstać i znienawidzić, przynajmniej to między nami byłoby spełnione, wiesz?

- Nie chciałbym tego – wyszeptałem. – Przepraszam, ale nie chciałbym tego, bo nie miałbym June, a ty nie miałbyś swojej kariery, bo nie pozwoliłbym ci nigdy w życiu na pracowanie w barach po piętnaście godzin i ćpanie dla awansu.

- A gdyby mi się udało przez przypadek, a naszą surogatką byłaby Nina? I tak użylibyśmy twojej spermy, bo jesteś mądrzejszy.

- Nie jestem mądrzejszy, jestem teraz naprawdę bardzo rozjebany.

- Ja też. – Michael pokiwał głową.

- Nie wiem jak by było, ale...

- No właśnie, może byłoby łatwiej.

- Na pewno... - Chrząknąłem przytulając go bardziej do siebie. – Na pewno jest jakaś rzeczywistość, w której jesteśmy mężami.

- Myślę, że w każdej nimi jesteśmy, tylko ta jest jakaś zjebana.

Zaśmiałem się pod nosem.

- Bo my jesteśmy zjebami. – Pocałowałem go w czubek głowy po raz ostatni. – Mam nadzieję, że jakiekolwiek są te rzeczywistości, w każdej z nich przynajmniej cię znam, bo jesteś niesamowity i jesteś moją osobą, Mike.

- Soulmates – powiedział szeptem prześmiewczo, na co zachichotałem i wówczas to mnie zatkał się nos i poczułem, że mój śmiech zamienia się w płacz.

Dalej siedzieliśmy więc na ziemi. Ja z jedną wyprostowaną nogą, drugą pod pośladkami, podczas gdy Michael napierał łopatką na moją pierś i podkurczał obie nogi, bawiąc się moją dłonią, kiedy ja drugą głaskałem jego włosy.

- Nie ożenię się z Jackie – uznał w końcu zerkając po mnie z dołu. – Bardziej ją zranię, jeśli to zrobię, niż jeśli ją zostawię. To chciałem ci powiedzieć, zanim mnie uciszyłeś rano, że kocham twoją siostrę, jakby była moją siostrą, dlatego nie chcę jej skrzywdzić. – Zmarszczyłem czoło. – Później byłeś na to tak uparty, że miałem myśl, że zrobię to dla ciebie, bo widocznie ci na tym zależy, żebyś nie czuł się, jakbyś zepsuł nasz związek, ale nie zepsułeś go, Luke, naprawdę nie zrobiłeś tego. – Przełknąłem ciężko ślinę. – Ale teraz... Po tym ryku, po tej histerii? Myślę, że ona zasługuje na to, żeby ktoś kochał ją właśnie tak.

Zgodziłem się niemrawym skinieniem.

- W niedopowiedzeniu i dramatycznie? Wiesz co, najgorszemu wrogowi tego nie życzę – zażartowałem. – Nie wiem, Michael, to jest twoja decyzja, wasza...

- Jesteś moim mężem, moje decyzje muszą przejść twoją choćby akceptację.

Spojrzałem na niego z politowaniem.

- Chcesz, żebym jako twój mąż nie zaakceptował twojego ślubu z moją siostrą?

- Właśnie tak.

- Dobrze – odparłem czując jak bawi się moimi palcami, więc splotłem je razem. – Nie akceptuję tego.

- Dlaczego? – szepnął.

- Bo chcę cię mieć na własność – odpowiedziałem bez najmniejszego zawahania w głosie.

Taka była prawda. Nawet jeżeli jego rozstanie z Jackie w żadnym stopniu nie oznaczało zielonego światła dla nas, powiedzieliśmy zbyt wiele, bym czuł potrzebę ukrycia tego faktu.

Michael usiadł przede mną, a potem wstał podając mi dłoń. Niepewnie skorzystałem z pomocy, więc gdy byliśmy już mniej więcej na równi, pozwoliłem mu się też ponownie pocałować, obejmując mężczyznę w pasie. Przygryzłem jego dolną wargę w pocałunku, a on ścisnął mój pośladek, więc mruknąłem zadowolony.

Nie powinniśmy uprawiać seksu na smutno. Nie powinniśmy robić tego w ogóle!

To jak szybko i desperacko zmieniały nam się nastroje może wyglądać z boku niepokojąco, a jednak byłem w stanie to jakkolwiek pojąć umysłem, bo chcieliśmy za wszelką cenę zrobić tej jednej nocy dosłownie wszystko razem. 

- Powiedziałem ci, że nie pójdę z tobą dziś do łóżka – wysapałem pomiędzy pocałunkami.

- Powiedziałeś, że nie pójdziesz ze mną dziś do łóżka – wczoraj – przypomniał Michael, wsuwając rękę pod moją koszulkę, a gdy poczułem jak ściska mój bok, musiałem aż odchylić głowę. – Powiedz „nie", a przestanę.

- Kurwa – zakląłem, bo pocałował mnie w szyję. – N...

- Hm?

Przyciągnął mnie bliżej siebie stopując w tych czułych i spragnionych gestach. Spojrzeliśmy sobie w oczy, więc wtedy to ja odgarnąłem mu włosy z czoła.

- Przed chwilą oboje byliśmy w rozsypce.

- Ta relacja to problem, Luke – wypalił ujmując mój podbródek pomiędzy palce. – A z problemami najlepiej się przespać, więc...

- Kurwa – powtórzyłem znów. – Możesz przestać być taki gorący, kiedy jesteśmy rozwaleni emocjonalnie?

- Nie. – Pokręcił głową. – Powiedziałeś, że chcesz mnie na własność, więc ci się daję, jestem twoją własnością, tak jak tego chciałeś.

- Michael. – Opuściłem powieki, by go nie widzieć, ale kiedy pogładził moją twardą męskość w spodenkach od spania, musiałem powstrzymać krzyk.

To było toksyczne, miał rację, bo nie powinienem chcieć się z nim kochać po tym, jak ustaliliśmy, że musimy przestać się w ogóle widywać, a nasza obsesja na punkcie siebie nawzajem zraniła ponad wszelką wątpliwość zbyt wielu postronnych.

Ale nie umiałem się kontrolować w tamtej chwili. Może to tequila, albo desperacja, ponieważ pochyliłem się i uniosłem go za uda, na co tylko się roześmiał i objął mnie za barki, gładząc je z pasją, bo był strasznie rozpalony tym, że potrafię nosić go na rękach.

- Czy to jest to nasze pożegnanie, po którym nie będziemy obawiali się zadzwonić? – zapytał opierając czoło na moim czole.

- Nie powinniśmy do siebie dzwonić, lepiej funkcjonowaliśmy bez siebie nawzajem, mieliśmy więcej rozumu, prawda?

- Powiedz, że zadzwonisz... - Pogłaskał mój policzek, kiedy posadziłem go na kanapie i zawisłem nad nim, drażniąc lokiem policzek mężczyzny. – Luke. – Michael chwycił pęk moich włosów, czym odchylił mi głowę. – Powiedz, że zadzwonisz. – Pocałował mnie w szyję, chwilę później niewinnie gryząc jej bok, co spowodowało, że mruknąłem, dając mu się spacyfikować.

No i to on górował nade mną mając samego diabła w oczach.

- Zadzwonię – szepnąłem. – Ale już nie będziesz mój i będę musiał się z tym pogodzić, więc jeśli nie dam rady, powiem ci o tym i więcej mnie o to nie poprosisz... Żebym dzwonił.

- Dobrze. – Michael zdjął ze mnie koszulkę siadając na moich kolanach. – Nauczymy się żyć bez siebie. Tak naprawdę. – Ja również pozbawiłem go ubrania. – I być szczęśliwymi.

Pokiwałem głową, a on pokiwał swoją, raz jeszcze łącząc nasze usta w pocałunku.

Nigdy nie przeżyłem tak sprzecznej i absurdalnej dyskusji, jak podczas tej jednej nocy. Od moich próśb o to, by ożenił się z Jackie, przez wyznania miłosne, do jego obwieszczenia, że jednak nie weźmie jej za żonę, aż do uprawiania seksu, który irracjonalnie miał coś między nami zakończyć. Czułem się, jakbyśmy mówili półsłówkami, ale nie myślałem o tym wszystkim, jedynie pozwalając sobie czuć, gdy już zupełnie nadzy ocieraliśmy się o siebie, nie chcąc zwolnić w pocałunkach.

Wreszcie jednak Michael zabrał mnie do sypialni, gdzie zaszedł mnie nagle, nim położyłem się do łóżka, całując z uwagą mój bark. Ścisnął mi biodro, a potem sprawił, że uklęknąłem na skraju materaca, pozwalając mu na podrażnienie palcami mojego wejścia. 

Szukaliśmy swoich wzajemnie ust oraz wszelkich powodów ku temu, by się nieprzerwanie dotykać.

Zrobiliśmy to tak samo, jak za pierwszym razem, on był na mnie, a ja zamiast tłumić jęki poduszką, gryzłem go mocno w palce, dając się także ciągnąć za włosy, przytulać i szczypać.

To wszystko – ta konwersacja – ona nie sprawiła, że byłem w nim mniej zakochany - wręcz przeciwnie.

Kochaliśmy się zatem przy otwartych drzwiach, słysząc muzykę z salonu, w którym fioletowe światło rzucało poświatę jedynie na ubrania porzucone przez nas, przykrywając pierścionek zaręczynowy mojej siostry. 

______________________________

obiecałam, że wrzucę dziś jeszcze jeden, oni są naprawdę jebnięci na swoim punkcie i tak w ogóle to też ;)

all the love xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro