Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25. Przeszukiwałeś świat, by znaleźć coś, przez co poczułbyś się jak ze mną

[Taylor Swift - Wonderland]
[Beverly Hills, Los Angeles, Kalifornia, obecnie]

Tylko nie panikujmy – powtarzałem sobie w głowie nieustannie, obserwując rzeczy niepasujące do luksusowego salonu Michaela, a jednak bardzo pasującego do niego, jako osoby.

Nikogo innego nie posądziłbym o posiadanie wielkiego obrazu Avril Lavigne w złotej ramie nad kominkiem, albo sztucznego, doniczkowego kwiatu, który zamiast liści ma różne zdjęcia Taylor Swift z każdej ery poprzyczepiane do plastikowych gałązek. Był również jak się okazuje zagorzałym fanem Mariny, bo jej płyty w kolejnych wydaniach przejmowały władanie nad porażająco potężną kolekcją, jaką zgromadził przy nowoczesnej wieży.

Przypomniałem sobie, jak Mike powiedział za dzieciaka, że gdy razem zamieszkamy, będę musiał pozwolić mu dać ponieść się kreatywności, ponieważ nie po to stanie się dorosły i zacznie zarabiać własne pieniądze, żeby mieć mieszkanie jak z nudnego obrazka magazynu Ikei. Z jednej strony mógłbym stwierdzić, że cała ta willa to jeden, wielki pokój nastolatka, ale z drugiej – wszystko tam wpadało w podobny vibe, który nie przyprawiał człowieka o zawroty głowy na samą myśl o spędzeniu w salonie kilku godzin poważnych konwersacji.

Nina zabrała mnie raz na wykład kognitywisty, który opowiadał o odklejaniu się sławnych ludzi, skutkiem ich rosnących fortun, przy coraz mniejszym nakładzie pracy, ma to bodajże związek z hajem dopaminowym, ale jeśli mam być szczery, gdybym mieszkał w takim domu, też czułbym się ciągle na haju dopaminowym, a czy to musi być zawsze coś złego? Po prostu nie przeżywać nieustannego lęku o środki do życia, które moim skromnym zdaniem powinny zostać zapewnione przez tych, których nazywamy liderami?

Michael najpewniej nie zastanawiał się, czy aby na pewno potrzebuje dużego pakietu ubezpieczenia, a nagła wizyta u dentysty nie rujnowała mu miesięcznego budżetu. To ironiczne, że myślałem o tym, jako człowiek po studiach ze stałą pracą, którego stan posiadania i tak wynosił sporo ponad to, co mają przeciętni ludzie na ogół.

Aktualnie jednak miałem nie tylko kiełkujące podłoża ogromnej zazdrości w żołądku, ale także męża, który był w trakcie planowania ślubu z moją siostrą i raczej nie zapowiadało się, że przy tempie uzyskiwania rozwodów, będą w stanie stanąć przed ołtarzem w październiku, a taki był pierwotny plan. Nie wiem czemu październik. Ja wolałbym maj, albo lipiec... Zrobiliśmy to w lipcu, więc idealnie, szkoda tylko, że wypadałoby odkręcić ten temat w terminie do czterech miesięcy, aby zapobiec apokalipsie na poziomie wybuchających wulkanów oraz szybujących po niebie statków kosmicznych.

Michael i Jackie spotykali się ze sobą, chillowali ze sobą – tak bym to nazwał, a potem realnie byli w związku od lat, a nam wystarczyły zaledwie dwa tygodnie po jedenastoletniej rozłące, abym wówczas stał w tym salonie i wpatrywał się w oczy Avril, nie potrafiąc ustalić, jak to jest w ogóle możliwe – ponownie zakochać się w kimś tak szybko.

Nie umiałem odebrać telefonu od mamy, ani tym bardziej od siostry, odpisując im, że wszystko jest w porządku lecz właśnie zdobywam plażę w Santa Monica i obiecuję, że wrócę tylko trochę spalony słońcem. Brzydkie kłamstwo dla kobiet mojego życia. Od June odebrałem, bo zamiast zadawać pytania, sama ekscytowała się faktem, jak bardzo mój tata potrafi być rozrywkowym dziadkiem, gdy tylko odpuści sobie ryby o piątej rano.

To prawda, Andrew był fajny, ale osobiście nie umiałem z nim rozmawiać, tak jak z Liz jeszcze dawniej, miałem wrażenie, że oczekuje ode mnie czegoś innego, niż dawałem mu jako dzieciak oraz nastolatek, a tę ułudę rozwiał moment, kiedy wpadliśmy z Niną i nagle okazało się, że mój stary potrafi ogarnąć sytuację stukrotnie lepiej, niż ktokolwiek na świecie. Chciałem taki właśnie być, od początku życia mojej córki, ale zamiast robić mądre, sensowne rzeczy, wyszedłem za mąż za narzeczonego siostry.

Nie ma co, idealny przykład do naśladowania.

Ale bez paniki, to się jakoś rozwiąże, Michael ma prawnika, ma Cynthię – załatwi nam ekspresowy, bezbolesny rozwód. Dobra, z tym bezbolesnym przegiąłem, bo już na tamtym etapie wiedziałem, iż to rozstanie ukruszy kawałek mojego serca.

- Proszę. – Mężczyzna wcisnął mi w dłoń szklankę z substancją śmierdzącą, jak alkohol. Sam również się napił, stając tuż obok, także wiodąc wzrokiem po świętej Avril imitującej chrześcijańską Maryję. – Tequila, sok limonkowy i trzy kostki lodu, na ochłodę i osłodę życia.

- Kocham tequilę – palnąłem.

- Wiem.

Uśmiechnąłem się lekko, biorąc mały łyk swojego drinka. Wiedziałem, że rozmawiał przed chwilą z Jackie, dlatego nie był zbyt pozytywnie nastawiony do rzeczywistości, ale jakoś musieliśmy spędzić ten dzień – pytanie czy zamierzał pójść spać, czy jednak załatwić kolejny samolot i wrócić do Maine w trymiga?

- Ty za nią nie przepadasz. W sensie za tequilą – zauważyłem. – Ona też.

- Ona? – Uniósł jedną brew

- Moja siostra. – Chrząknąłem, bo te słowa ledwie przechodziły mi przez gardło. – Twoja narzeczona, moja siostra bliźniaczka, szanowny mężu.

- Zamknij się. – Mike pomasował skroń i z głębokim westchnieniem opróżnił całą zawartość szklanki tylko odrobinę się krzywiąc. – Naprawdę chcesz prowadzić tę konwersację?

Pomyślałem, że chodzi o rozmowę dotyczącą naszej trójki lecz nie, on miał na myśli coś zupełnie innego, co dotarło do mnie, gdy z lekkim wyrzutem wlepił we mnie swój wykończony wzrok i wyznał:

- Znam twój ulubiony alkohol, twój ulubiony rodzaj papieru toaletowego, twoje ulubione płatki śniadaniowe i twój ulubiony typ mleka roślinnego, wszystkie te rzeczy nie są moimi ulubionymi, a jednak są w tym domu, ponieważ nie poradziłem sobie emocjonalnie z tym, co się stało, tak jakbym tego chciał i mam ewidentny problem, o którym świadczy fakt, że musiałem przed chwilą kłamać swojej narzeczonej, ergo twojej siostrze bliźniaczce, że wszystko jest w porządku i po prostu chciałem pokazać ci miasto aniołów, naprawdę będziemy prowadzić tę rozmowę, Luke?

Przytkało mnie, dlatego w pełnym szoku, zmrożony jak chyba nigdy w życiu, też opróżniłem szklankę, lekko pokaszlując, bo nie byłem przyzwyczajony do picia alkoholu za dnia, w takiej formie, jakbym pochłaniał niewinny soczek pomarańczowy.

Zapadła między nami dłuższa chwila ciszy, którą przerywał wyłącznie dźwięk ekspresu do kawy, wstawionego przez Mike'a wcześniej, gdy był w kuchni. Coś splątało mi żołądek w supeł, a to coś nazwałbym chyba poczuciem winy lub wstydu, bowiem ostatnio miałem taki wielki wywrót wnętrzności, kiedy dzieciaki na lekcji posądziły mnie o homofobię, bo nazwałem szkolną parkę najlepszymi przyjaciółmi.

Oblizałem dolną wargę. Uznałem, że to będzie właśnie to co powiem.

- Uczę klasę, w której jest dwóch chłopaków w związku, odkąd ich mam na zajęciach żyłem w przekonaniu, że są świetnymi kumplami, bo niejednokrotnie widziałem, jak się lizali gdzieś w korytarzu, myślisz, że ja nie jestem zaburzony w tym kontekście, Michael? – Oddałem mu szklankę, po którą wyciągnął rękę. Zapytał mnie wzrokiem, czy chcę jeszcze jednego, dlatego zmarszczyłem brwi. – Czy ty masz problem z alkoholem?

- Słucham!? – Uniósł się, nie trawiąc nawet tego, co powiedziałem o Henrym i Alexie, których poznaliście na samym początku mojej opowieści. – Dlaczego niby mam mieć problem z alkoholem?

- Najpierw chciałeś się napić, jak pojechaliśmy z June na rowery – przypomniałem mu, wystawiając palec w jego stronę. – Później waliliśmy już równo, ale nie szczędzisz się, dlatego pytam, czy masz problem z alkoholem.

- Mam pierwszy urlop odkąd pracuję w branży filmowej, widziałeś mnie chętnego na piwo raz, a potem, sam powiedziałeś, waliliśmy równo, gdzie teraz proponuję ci ulubionego drinka, ponieważ jesteśmy małżeństwem, które musi zrealizować sobie rozwód, czy ty szukasz powodu, żeby...

- Moja mama i Jackie mówiły, że często balowałeś, gdy się wyniosłem – uciąłem.

- Luke, nie mam problemu z alkoholem, odbiło ci?! – Odstawił obie szklanki na fortepian stojący w salonie chyba tylko po to, by robić ładne wrażenie. – O chuj ci chodzi?!

- Wściekasz się...

- Bo masz minę wkurwionej Liz i posądzasz mnie o alkoholizm!

- Zadałem pytanie, ponieważ się o ciebie troszczę?! – Wyrzuciłem ręce w górę. Naprawdę skoczyło mi ciśnienie. – Przepraszam, już nie będę!

- Nie! – Mike zacisnął dłonie w pięści.

Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę, nie potrafiąc odgadnąć co jest właśnie nie tak i dlaczego ta rozmowa poszła w tym kierunku. Od samolotu oboje byliśmy rozdrażnieni, nie potrafiliśmy znaleźć sobie miejsca, czuliśmy się totalnie niekomfortowo i także oboje mieliśmy zwyczajnie do powiedzenia coś, co nie mogła paść. Kiedyś radziliśmy sobie lepiej z tłumieniem trudnych uczuć. Może dlatego, że nauczyliśmy się na błędzie, jakie to jest dotkliwe, gdy nie potrafi się przeprowadzić stabilnej konwersacji.

Michael przetarł twarz dłonią, a potem usiadł na białej kanapie wykładając nogi w rozklejonych sneakersach na przeszklonej ławie. Dalej patrzył po mnie trochę w szoku, rozchylił wargi, bo chciał coś wyznać, aczkolwiek rozmyślił się i machnął ręką.

- Powiedz to. – Usiadłem obok niego, zaciągając kolana pod brodę, gdyż wciąż miałem na stopach tylko skarpetki. – Powiedz to co chciałeś powiedzieć, nierozmawianie o rzeczach sprawiło, że jesteśmy w najgłębszej dupie naszego życia, dlatego zmieńmy taktykę, huh?

- Zmiana taktyki wprowadzi nas do głębszej dupy – burknął.

- Nieprawda, cokolwiek powiesz... Jeśli chcesz... - Poprawiłem się na siedzeniu, szukając odpowiedniej, przyjemnej pozycji. Nawet poduszki w jego sofie były bogacko-wygodne. – Jeśli chcesz możemy udawać, że jesteśmy poza czasem.

- Hm? – Zmarszczył brwi i sam usiadł bokiem do wielgachnego, plazmowego telewizora, przodem do mnie. – Nie rozumiem.

- Pamiętasz naszą chyba piątą generację Spider-Mana? – zapytałem przypominając sobie tak nagle coś, co było przydatnym narzędziem w naszych zabawach, gdy ledwie wyszliśmy z podstawówki.

Za każdym razem kiedy wprowadzaliśmy nową zmianę w zabawie w człowieka pająka, dla której potrzebowaliśmy wymazać poprzednie zdarzenia, nazywaliśmy to „nową generacją", w piątej Mike wymyślił alternatywnego, złego Petera – to znaczy był przekonany, że to on wspaniałomyślnie jako pierwszy na to wpadł – i był nim, a ja byłem tym regularnym, nawaliliśmy się ile wlezie, raz prawie wybiłem mu bark, a on prawie zerwał mi ścięgno w ręce, a gdy zaliczyliśmy już swoje obściskiwanie się w moim pokoju, robiliśmy to potem wielokrotnie w ten sposób kończąc bitwy. Musieliśmy mieć powód, żeby wrócić do jakiejś walki, albo ją powtórzyć, bo nie chcieliśmy kończyć tej zabawy za nic, a dotarliśmy do takiego etapu, że ponowne wskrzeszanie któregoś z Peterów brzmiało bezpodstawnie. Dlatego zapytał mnie o pojęcie czasu w fizyce, które wygooglowałem i wykminiliśmy tę teorię.

Tak. Naprawdę zrobiliśmy aż tyle fikołków logicznych, żeby mieć jeszcze więcej powodów do całowania, które i tak miało rację bytu i robiliśmy to non stop.

- Te najbardziej gejową? – Przypomniał to sobie ze śmiechem, więc przewróciłem oczami. – Pamiętam, oczywiście, że pamiętam, stanąłbym wtedy na chuju, żeby móc cię po prostu przelizać.

- To zabrzmiało tak paskudnie, o Chryste. – Przewróciłem oczami, jednak też się zaśmiałem. – Pamiętasz co robiliśmy, żeby zrestartować jakiś element zabawy?

- No tak.

- Co to było? – Poruszyłem brwiami, by sam do tego doszedł i to wyjaśnił, z nadzieją, że załapię, co ma na myśli w kontekście naszej aktualnej konwersacji.

- Mówiliśmy, że wszystko odbywa się poza czasem, pojęcie czasu nie istnieje i to zdarzenie pozostaje w innej pętli, albo czasoprzestrzeni? Nie pamiętam dokładnie, wydawało mi się wtedy, że jestem mega mądry używając słowa czasoprzestrzeń. – Wzruszył ramionami. – Jaki to ma związek?

- Możemy to wykorzystać. Powiesz to co chciałeś powiedzieć, ja powiem swoje rzeczy, a potem udamy, że to pozostało w innej czasoprzestrzeni.

Zmarszczył nos wpatrując się we mnie z uwagą, jego oczy jednak błysnęły, jakby patrząc na mnie wówczas, Michael odkrył jakąś ważną rzecz, o którą nie chciałem pytać, gdyż ten typ spojrzenia był bardzo osobisty.

- Okej. – Wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnąłem.

Skutkiem mojego chodzenia w skarpetach po dywaniku przy kominku, poraził nas delikatnie prąd, więc prędko zabraliśmy dłonie, oboje ocierając je o swoje uda.

- Przepraszam – mruknąłem.

- Nie przepraszaj, w ogóle pamiętam, jak kiedyś ja ci tak zrobiłem przypadkiem i byłem przekonany, że mam super moce.

- Byłem zazdrosny, bo też tak myślałem – przyznałem szczerze. – No ale, co chciałeś powiedzieć? – Założyłem ręce na piersiach, robiąc minę nieznoszącą sprzeciwu.

- Oh boi. – Mike przygryzł wargę, błądząc wzrokiem po salonie. – Myślę, jak ująć to w słowa, żeby nie wyjść na dupka.

- Jesteś dupkiem, nie musisz się kłopotać.

- Hej! – Szturchnął mnie lekko w kolano, dlatego mrugnąłem do niego zaczepnie. – No dobrze, dupku – odgryzł się. – Przez te wszystkie lata w showbiznesie rzeczywiście dość sporo popiłem, bywały tygodnie, gdy rzadko w ogóle trzeźwiałem, ale to dlatego, że im lepszym towarzyszem do zabawy byłeś, tym chętniej zapraszano cię na imprezy, zdarzyło mi się porządnie zjarać, albo zarzucić jakąś piksę, nigdy w to głębiej nie wszedłem, bo jednak był to element strategii, chciałem po prostu sprawić, że mnie pokochają, poczują się ze mną komfortowo, choćby tacy ludzie jak Todd, poza tym nie raz i nie dwa pracowałem piętnaście godzin na barze i potrzebowałem jakiegoś dopalacza. Droga na szczyt jest wysłana gównem, jeśli mam być szczery, przeraża mnie to, że jeszcze nie jestem na szczycie, ale tu jest wygodnie i śpię trochę więcej, niż parę lat temu.

Pokiwałem głową, mimo wszystko niekoniecznie panując nad zmartwioną zmarszczką, która pojawiła się między moimi brwiami. Odruchowo złapałem go raz jeszcze za rękę, Mike natomiast tylko poklepał moją dłoń.

- Bierzesz? – szepnąłem niepewnie. – Słuchaj, może nie jestem twoim mężem na stałe, ale nie zresetujemy tej konwersacji, jeśli masz problem z narkotykami.

- Nie mam problemu z narkotykami, boże, Luke! – jęknął odchylając głowę na oparciu. – Jedyne co brałem regularnie, Aderall, ale jak się okazuje bez niego mój mózg działa trzysta razy kreatywniej!

- Okej...

- Chodzi o to, że nie byłem zbyt troskliwy wobec własnego organizmu przez lata, z myślą, że muszę się zajechać jeśli chcę coś osiągnąć, to prawda, zrobiłem to i zrobiłem to w nie najzdrowszy sposób, chodzi mi tylko o to, że Jackie często była światkiem tego życia, była jego częścią i gdy sięgałem po whisky po nieudanym spotkaniu, albo gdy ktoś na mnie nawrzeszczał, nigdy nie zareagowała w ten sposób co ty. Wiem, że nie powinienem was porównywać, nigdy nie chciałem tego robić, ale poczułem się podle, bo mimo defensywy, która wyszła automatycznie, spodobało mi się to, że pytasz, jakby... Brakowało mi tego, brakuje mi tego na co dzień.

Zamilkłem na moment, głaszcząc mały tatuaż X na palcu Michaela, który wciąż miał rękę w pobliżu mojej. Nie chciałem być stronniczy, dlatego mimo wszystko powiedziałem:

- Ona jest tu praktycznie na twoim utrzymaniu, Mike, znam Jackie, wiem, że się o ciebie martwi i cię kocha, ale podejrzewam, że nie chce mieć mocnych opinii, gdy jesteś zdenerwowany, bo zależy jej na tym, żebyś ty też ją kochał.

- Kocham! – wypalił. – Bardzo ją kocham, Luke, ale jest wiele rzeczy, których nie może mi dać, ani ja nie mogę dać jej, to o czym rozmawialiśmy wcześniej w Castine, czasem mam po prostu wrażenie, że ten związek wynika z wygody, my nawet nie spaliśmy ze sobą, odkąd przyjechałeś do miasta.

- Umn...

- To nie tak, że mamy zły seks...

- Michael, nie chcę mówić o waszym seksie, serio. – Zabrałem rękę. – Zwłaszcza nie teraz, miej wobec mnie trochę litości!

- Wymażemy tę rozmowę. – Uniósł dłoń. – Chcę, żebyś to usłyszał. – Skrzywiłem się, ale mimo wszystko pokiwałem głową, by kontynuował. – Kocham Jackie, zawsze ją kochałem, była dla mnie najlepszą, młodszą siostrą, jaką mogłem sobie wymarzyć, czuliśmy się ze sobą maksymalnie komfortowo i zginąłbym za nią. Naprawdę, Luke, umarłbym za twoją siostrę, bo wiem, że poradziłaby sobie z tą stratą. – Oblizał usta próbując ująć w słowa dalszą część tej dziwacznej wypowiedzi. – Ostatnie czego chcę, to widzieć ją smutną i rozczarowaną i nie zdawałem sobie sprawy z tego, jakie to wszystko jest absurdalne i niepokojące, póki nie zobaczyłem cię znowu. Łatwo było mi żyć z myślą, że odszedłeś i mnie nienawidzisz, to usprawiedliwiło wiele rzeczy w moim życiu, zwłaszcza moment, gdy upiliśmy się z Jackie i poszliśmy pierwszy raz do łóżka i te następne momenty, gdy robiliśmy to, bo kochaliśmy hook-up, a ze sobą czuliśmy się tym bardziej dobrze, bo wiedzieliśmy, że się nie skrzywdzimy, ale zarówno nie znamy się tak dobrze emocjonalnie, by było to coś więcej, niż hook-up, a potem... Potem coś się stało i teraz jesteśmy tutaj. Naprawdę nie chcę jej skrzywdzić, Luke.

Skinąłem ucinając dalszą część tej dyskusji, gdyż spodziewałem się co usłyszę – że gdy ponownie znikniemy ze swojego życia, ono się ustabilizuje, on weźmie ją za żonę i wszystko się ułoży, ponieważ raz mnie stracił i poradzi sobie z tym ponownie, zwłaszcza, że spędziliśmy ze sobą zaledwie dwa tygodnie.

- Rozumiem – mruknąłem. – Jasne.

- Luke.

- Możemy... - Potarłem nos, bo zaswędział mnie pyłek, albo zatkał się, bo lada moment łzy miały napłynąć mi pod powieki. – Możemy już wymazać tę rozmowę i zrobić cokolwiek?

Milczał obserwując mnie niepewnie, a z każdą chwilą oczy Michaela gasły coraz bardziej. W końcu jednak wstał z kanapy, ale zamiast pójść gdziekolwiek, ponownie na niej usiadł. Był zmieszany, czułem to i szczerość jaka się z niego wylała wcale nie pomogła.

- Co chcesz robić? – zapytał.

- Nie wiem.

- Okej. – Założył nogę na nogę, szukając spojrzeniem jakiegoś zajęcia. – Okej, niech będzie, wymazujemy tę rozmowę, zróbmy coś fajnego i też to wymażmy.

- Nie pójdę z tobą więcej do łóżka – zaznaczyłem.

- Wiem! – Wybronił się od razu, przewracając oczami najbardziej teatralnie, jak tylko potrafił. – Wyobrażam sobie, jasne, pewnie, proszę cię!

- Ehe? – Uniosłem jedną brew. – Więc?

Michael zrobił dzióbek, to oznaczało, że właśnie potężnie myśli, a gdy szatański uśmiech wpłynął na jego usta, aż klasnął w dłonie.

- Dobrze, skoro póki co jesteśmy małżeństwem i jesteśmy na drugim końcu kraju od wsi, która nas zabiła... - Zaśmiałem się mimowolnie na to stwierdzenie. – Daj mi się porwać.

- Michael...

- Zaufaj mi po prostu i pozwól, że zrobimy same fajne rzeczy, bo tutaj... Naprawdę zasady nie muszą nas obowiązywać i naprawdę możemy sobie żyć poza czasem.

- To brzmi bardzo ładnie, ale...

- Nie będziemy się ani bzykać, ani lizać, po prostu chcę, żebyś...

- O mój boże, kto jeszcze mówi bzykać, albo lizać?! – Kręcąc głową także wstałem z sofy.

- O mój boże, ktoś tu przesiąknął generacją z!

- Jestem nauczycielem, jak bardzo bym nią nie przesiąknął, dla generacji z zawsze będę obciachowy.

- Kto mówi obciachowy?! – odgryzł mi się, dlatego nie czekając na niego dłużej, po prostu rozpocząłem udrękę zakładania swoich trampków.

To było szybkie przejście z bolesnej niezręczności do śmiechu, jednak mieliśmy w tym niezłą umiejętność, która wynikała przede wszystkim z tego, że bardzo ceniliśmy nasz wspólny czas i woleliśmy przegryźć cierpienie, by móc czerpać jak najwięcej ze wspólnego śmiania się ze sobą.

Tak radziliśmy sobie po kłótniach, albo głębokich wyznaniach, bo przecież i tak siedzielibyśmy w tym samym pomieszczeniu, gdyż żaden nie miał psychy pokazać, że się rzeczywiście obraził i pójść do domu lub wyprosić tego drugiego.

Gdy pochylałem się nad sznurowadłami mężczyzna przyciskał już telefon policzkiem do ramienia, a wychodząc na zewnątrz, po prostu zdzielił mnie w tyłek.

- Hej! – krzyknąłem za nim.

- Ale siadło! – Zamknąwszy drzwi frontowe, zaczął rozmawiać przez komórkę.

...

Kiedy jako dziecko mówiłem o swoim wymarzonym dniu, zawsze zaznaczałem, że będzie nim ten, gdy odkryję, że mam super-moce. Podobał mi się koncept niezniszczalności, ponieważ mógłbym wtedy po prostu tupnąć nogą, a każdy, kto miał niepochlebne zdanie na temat mojego życia – ze strachu zachowałby je dla siebie.

Nawet w dorosłości uważam niezmiennie, że prawo do wyrażenia opinii nie jest obowiązkiem zrobienia tego, a jeśli nie ma się do powiedzenia nic miłego i nikt o to nie pytał oraz nie jest to krzywdzące – wypada stulić dziób i pozwolić ludziom oddychać.

Super-moc uciszania tych wszystkich wrzeszczących bez potrzeby ludzi brzmiała wręcz doskonale, nawet jeśli nie wierzyłem już, że kiedyś będę niepokonany i uzyskam jakieś nadnaturalne zdolności, lubiłem o tym fantazjować. Tak samo jak śniło mi się latanie, albo ratowanie miasta z Avengersami. To znaczy niszczenie go, pozbywając się zagrażającemu ludzkości zła.

Wiedziałem, że Michael jest mi w stanie dać wiele, chciał tego, zresztą powiedział mi o tym, zanim wzięliśmy nasz nieszczęsny ślub - że chciałby mnie po prostu uszczęśliwiać, a ja mu uwierzyłem. 

Po opuszczeniu jego domu w Beverly Hills, zamówioną taksówką pojechaliśmy na aleję sław, gdzie mogłem włożyć dłoń na gwieździe Ryana Reynoldsa. 

Wcześniej, jeszcze w jego dzielnicy widziałem wystawy sklepów najlepszych projektantów, Michael zrobił mi zdjęcie, gdy moja głowa odbijała się w kanarkowym garniturze na manekinie za kilkanaście tysięcy dolarów. Nabijaliśmy się z nowych Conversów Balenciagi, uznając, że w Castine mamy takich całą kotłownię, ponieważ jego mama nie lubiła wyrzucać butów przez jakiś durny przesąd. Przy okazji pośmiał się z moich skinny jeans, ale ja w odwecie wykpiłem michaelowe bojówki moro i reżyserską czapkę z daszkiem, której praktycznie nigdy nie zdejmował.

Wracając do Alei Gwiazd – tam miałem normalnie sesję zdjęciową z ludźmi przebranymi za postaci z filmów Marvela i DC. Kiedy udawany Thor pozwolił mi potrzymać młot, coś sprawiło, że Michael prawie popłakał się ze śmiechu, a potem odchodząc pokazał mi fotkę, na której robię minę tak dumną, jakbym co najmniej chwycił prawdziwego Mjöllnira.

Licytowaliśmy się chyba z godzinę, czy Kapitan Ameryka powinien być godny podniesienia młota, aż wreszcie trochę nas zmuliło, więc jedząc lody pod palmą zgodziliśmy się, że Thanos w sumie to miał całkiem sporo racji.

Później Mike wsadził mnie w kolejną taksówkę i zabrał niedaleko Hollywood Sign, gdzie zrobiliśmy sobie wspólne selfie z daleka, gdyż nie chciało nam się spacerować wzdłuż zbocza góry Lee na tym etapie. Sam zapierał się jednak, że czasem tam bywa na marszobiegu, kiedy czuje, że wsunął za dużo kebsów w tygodniu, dlatego nazwaliśmy to miejsce Central Parkiem miasta aniołów, bo ja miałem ten sam kompleks właśnie z tą domeną Nowego Jorku.

Minęliśmy Disneyland i mimo, że patrzył na mnie znacząco, widok kolejki i brak June bardzo mnie zniechęcił. Opowiadał także o wszystkich tych rzeczach, które można tam zrobić z dzieckiem i jak bardzo by się jej tu spodobało. To tylko trochę roztopiło mi serce, tak samo jak jego opowieść o tym, że raz Mary-Jane zabrała go ze swoimi znajomymi do jednego z lepszych klubów w mieście, bo swego czasu miała na nim crusha i liczyła, że coś z tego będzie, a gdy się nawaliła, on położył ją do własnego łóżka i spędził noc na kanapie, by rano dać jej wykład o tym, że jest gówniarą i co najwyżej to może słuchać jego życiowych lekcji, a nie walić wódkę, niczym wąż.

Potrafiłem sobie to doskonale wyobrazić. Michael był bardzo opiekuńczy, co widziałem na własne oczy i doświadczyłem tego po swojej stronie, gdy dojrzewałem. Podobał mi się fakt, że podczas całej tej wycieczki nie musiałem ani przez chwilę myśleć, to on prowadził i zdradzał mi różne sekrety oraz anegdotki miejsc, które mijaliśmy. Więcej miał do powiedzenia o przypadkowych restauracjach, jakiś zagajnikach, sklepach oraz konkretnych ulicach, niż typowo turystycznych miejscach, jednak czułem od niego tę wielką miłość do LA i do życia tam, jakby stał się częścią tej metropolii nieodwracalnie.

Nie zabrał mnie na żaden plan filmowy, upierając się, iż tam też musimy kiedyś podejść z June, no i ma teraz urlop, poza tym nie mieliśmy zbyt wiele czasu, zwłaszcza gdy ktoś do niego zadzwonił, a mężczyzna uśmiechnął się dumny, łapiąc mnie za rękę na tyle taksówki. 

Nie miałem pojęcia co knuje, jednak uśmiechnąłem się pod nosem i ścisnąłem mocniej jego dłoń.

To w ogóle zabawna sprawa – chodziliśmy w ten sposób praktycznie cały czas, kiedy zamawiał nam słodycze, albo lunch, czy nawet kupował te głupie koszulki z napisem Ja Serce LA – mówił do obsługujących nas ludzi: „dla mojego męża...", co powodowało, że topiłem się na zakochaną papkę, której słońce spaliło właśnie policzki.

Z tyłu głowy wciąż miałem tę rozmowę z rana – o braku możliwości uzyskania unieważnienia oraz o jego miłości do Jackie, a jednak ustaliliśmy, że wykasujemy tę „scenę" i ona nie będzie istnieć, toteż jak głupi nastolatek, chciałem się tym zwyczajnie napawać, by jednak ostatecznie zapamiętać to na zawsze...

Jak raz kiedyś z Michaelem Cliffordem, to jest Michaelem Hemmingsem, który był moim mężem, poszedłem na niespodziewaną wycieczkę po Los Angeles w Kalifornii, nigdzie indziej na świecie, bo porwał mnie i kochał mnie, albo przynajmniej zachowywał się, jakby mnie kochał znów przez chwilę...

Samochód zaparkował przy hali, która przypominała park trampolin, czy w ogóle takie centrum aktywności fizycznej, gdzie można było uprawiać parkur i bić się w basenie z kulkami. Miejsce to miało swoją osobą siłownię, ale też sekcję dla dzieci, więc zdziwiłem się, że Mike nie zachował go na moment: gdy ukradnę ci dziecko, ale grzecznie wysiadłem dziękując taksówkarzowi i podbiegłem do niego, łapiąc Michaela za przedramię.

- Swego czasu, jak byłem jeszcze scenarzystą – zaczął mówić – zakumplowałem się z takim kolesiem, co jest kaskaderem i zabrał mnie w to miejsce dla zabawy, kiedy Calum wpadł, był tak posiniaczony, jakby co najmniej się z kimś tłukł, ale mówił, że nigdy nie bawił się lepiej.

- Jestem zmęczony jeśli mam być szczery, więc chcesz mnie już absolutnie wykończyć? – zapytałem odrobinę zdezorientowany. – Myślałem, że nie mamy czasu...

- Zadzwoniłem rano do Grega, to jest tego ziomka, czy da się dziś jeszcze wcisnąć w tunel aerodynamiczny, ja wiem, że to brzmi od czapy, ale mówiłeś kiedyś, że chciałbyś latać, więc dziś sprawiłem, że będziesz latał. – Uchyliłem usta, bo nie wiedziałem co mam powiedzieć. – No, potem staniemy jeden na jeden na jeden na belce w walce na piankowe kije, kto pierwszy wpadnie do kulek jest gejem.

- Aha, więc obstawiasz, że to będę ja.

- Jesteś większym, niezdarniejszym celem.

- Myślałem, że powiesz gejem. 

- To też. 

Parsknęliśmy pod nosem przemierzając wspólnie parking. 

- Mam dziecko, jak się dobrze postaram, to będę latał bez tunelu aerodynamicznego. – Mocniej ścisnąłem jego przedramię. – Dalej tego nie zakodowałem, wybacz.

Byłem tak zwyczajnie w szoku. Ze wszystkich, najbardziej niespersonalizowanych atrakcji, które mógł mi zapewnić, ze wszystkich sposobów na przeprocesowanie ostatnich dni oraz ze wszystkich pomysłów na kooperowanie ze sobą – wybrał ten, który spełni jedno z moich durnych, dziennych marzeń. Patrzyłem wtedy na Michaela z czystą miłością w oczach. Dotarło do mnie, jak bardzo potrzebowałem czegoś takiego i pomyślałem, że w jakimś sensie uleczył właśnie moje wewnętrzne dziecko.

- Nie musiałeś – mruknąłem cicho. – Nie, serio nie musiałeś, nie mam pojęcia, jak w ogóle zareagować.

- Po prostu się dobrze baw, chciałem zrobić coś fajnego, myślę, że na to jak najbardziej zasługujesz. – Szturchnął mnie lekko biodrem w biodro, a potem otworzył mi drzwi do budynku, przepuszczając mnie w nich.

Rozglądałem się dookoła tak samo w szoku, jak te dzieciaki, które się tam kręciły, przechodząc do swojej sekcji. Nie potrafiłem powstrzymać przyspieszonego bicia serca. Zacząłem się też zastanawiać, co ja mogę dać jemu w zamian, ale nie byłem w stanie sobie nawet wyobrazić takiej rzeczy. Mógłbym zrobić mu kakao z piankami, które było moją popisową recepturą na zimowe wieczory – June za nim przepadała. Mógłbym przeczytać mu na głos książkę, którą wiem, że by polubił. Mógłbym też zabrać go w podróż po Nowym Jorku, zwłaszcza do barów, w których spotykałem się ze znajomymi i w których miałem jeszcze swoich znajomych. Ale poza tym... Nie dysponowałem ani takimi znajomościami, ani nie było mnie stać nagle na rzucenie biletów na jakieś Hawaje na stół, przez co zrobiło mi się trochę głupio.

Mike załatwił co potrzebował przy recepcji, a potem objął Grega, który okazał się być naprawdę wysportowanym, giętkim facetem, jednak czego mogłem się spodziewać po kaskaderze? Przedstawiliśmy się sobie, a potem on zniknął na chwilę, by coś jeszcze ogarnąć. Michael tym czasem zauważył, jak bardzo jestem zmieszany, więc wsunął dłoń w tylną kieszeń moich spodni znienacka, napierając bokiem na mnie.

- Co jest?

- Nie powinienem mówić o pieniądzach, ale...

- Luke, przez całe życie powtarzałem, że będziesz mnie utrzymywał, twoi rodzice dawali ci wyższe kieszonkowe, więc stawiałeś mi sok i pizzę nieustannie, nie próbuję się broń boże odwdzięczyć, mam to w sumie w dupie. – Jakby na złość ścisnął mój pośladek, dlatego zmrużyłem oczy patrząc na męża z góry. – Tę kasę i w ogóle, chcę spędzić z tobą fajny czas, ja też się zajebiście bawię, nie mam nikogo innego, kto doceniłby pierdolony park trampolin, to że możemy być tu razem jara mnie bardziej, niż jakaś liczba na koncie, okej?

- Nie zmienia to faktu, że jest mi głupio.

- Dobrze, potraktuj to od tej strony, nie mamy intercyzy, możesz sobie wziąć moją kartę i kupić jacht, nie daję o to jebania.

- Stać cię na jacht tak po prostu? – Rozdziawiłem usta.

- Przesadziłem, łódkę, ale daj mi zrobić ten serial, stary, kupię ci ten kanarkowy garniak.

- Tylko pod warunkiem, że sobie kupisz te obleśne trampki.

- Po moim seksownym trupie. – Skrzywił się i pociągnął mnie za rękę, przejeżdżając opuszkami po boku, gdy zabierał swoją z mojego tyłka, abyśmy poszli za Gregiem, który zawołał go po nieaktualnym już nazwisku.

Mike nie poprawił swojego kumpla, a jednak spojrzeniem przekazał mi dosłownie to, co sam miałem na myśli, mianowicie: "Już nie Clifford". 

...

- To była najlepsza rzecz jaka mi się w życiu przytrafiła! – Podekscytowany i fizycznie wycieńczony jadłem chyba szóstego loda tego dnia, idąc po molo w Santa Monica. 

Ignorowałem tłum ludzi, całkiem do tego przyzwyczajony. Mike wsuwał zapiekankę, przy okazji głaszcząc się po trochę obitym policzku, ponieważ to ja przyfasoliłem jemu piankowym mieczem bardziej. 

Nie opowiedziałem wam dokładnie, co się działo w tej hali, ale gdy poczułem, że latam, to miałem wrażenie, że cała złość na świat ze mnie po prostu wyparowała. Nie trwało to jednak długo, chociaż gdy Michael wpieprzył się do tej wielkiej tuby, ciągnąc mnie za łydkę w dół, a potem wszedł mi na plecy, chciałem krzyczeć, żebyśmy tak zniszczyli sufit i oblecieli dookoła świat.

Poza tym to była absolutna dzicz, serio, dobrze, że nie zabraliśmy tam June, bo z czystym sercem mówię, że nie miałby jej kto pilnować. 

W skarpetkach antypoślizgowych Greg wpuścił nas do parku trampolin, gdzie goniliśmy się, wywracając co chwilę, próbowaliśmy grać w kosza jeden na jeden – oczywiście na trampolinie, ale prawie dostałem zawału, gdy Mike mnie literalnie przeskoczył i uwiesił się na obręczy. Potem próbowaliśmy przejść tor przeszkód, a nawet jeździć na elektrycznym byku. Gdy nas z niego zwalało – trafialiśmy albo w pianki, albo w kulki, albo na trampolinę.

Przepychaliśmy się, powalaliśmy, on zrobił salto, ja się odważyłem, jednak dałem mu popalić, próbując się utrzymać na belce nad piankami. Co prawda po zwaleniu go, sam spadłem i łokciem poprawiłem mu przypadkiem uderzenie w twarz, dlatego ugryzł mnie w kostkę, jak desperacko próbowałem mu uciec.

Wyszliśmy stamtąd mokrzy od potu do suchej nitki i wydziczali. Myślałem, że to już koniec, jednak zamiast grzecznego powrotu do domu po prysznicu na hali, Michael zamówił taksówkę do Santa Monica, bo opowiadałem o tym miejscu od Vegas i uznał, że krótki spacer dla uspokojenia dobrze nam zrobi.

Byłem tak szczęśliwy, że chciało mi się po prostu płakać z tej radości, dlatego gęba mi się nie zamykała i cały czas pytałem, czy pamięta jakieś zdarzenie z minionego dnia, a on dumnie kiwał głową, mówiąc, że jak najbardziej.

- Trochę przypadł tak gadać, skoro zostałeś czyimś ojcem, Lulu – zaczepił we mnie.

- Och, daj spokój, czy zostając czyimś ojcem straciłem od razu całą osobowość?! – jęknąłem, przy okazji skinąwszy na niego. – Masz keczup w kąciku.

- Tu? – Ułożył palec obok tego miejsca.

- Tu. – Sam starłem mu sos, oblizując palec.

- Dzięki. – Michael uwiesił się na moim ramieniu, gdy przestał jeść, obserwując tłum na pomoście. – I nie, nie straciłeś, ale tak po prostu powiedziałem, mniejsza, wiedziałem, że się zakochasz.

- Boże, Mikey, nigdy nie byłem bardziej zakochany!

- Cieszę się – przyznał, przygryzając dolną wargę w uśmiechu.

Wiedziałem, że mówiliśmy o minionym czasie, a nie o nas, a jednak to prawda, że nigdy nie byłem bardziej zakochany, niż mogąc po naprawdę wielu latach powstrzymywania się, publicznie bawić się z nim, niczym dzieciak i chodzić za rękę, albo właśnie pod ramię, jak wtedy. Nie robiliśmy przez cały ten czas praktycznie nic erotycznego, ani wielce romantycznego, byliśmy przede wszystkim przyjaciółmi, którzy rzeczywiście czerpią niezmierzoną przyjemność z bycia ze sobą. Za tym tęskniłem najbardziej.

- Następnym razem zabiorę ciebie i June do Disneylandu i przyjdziemy tu na Santa Monica Pier za dnia, żebym mógł was wsadzić oboje w diabelski młyn. Możemy naprawdę zrobić tripa do Hollywood Signi nawet pojedziemy do zoo. – Pokiwał głową przekonany.

- Najbardziej to bym chciał zobaczyć taki prawdziwy plan filmowy – przyznałem.

- Okej, ale to jak będę w pracy, po prostu zadzwoń kiedyś, że wpadniecie, to przekażę ci klucze do domu i sobie ogarniecie własną nawet jak wy będziecie chcieli to zrobić. Weź Ninę.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Mógłbym, chociaż z drugiej strony wiedziałem, że te plany, które zrobimy... Nie doczekają realizacji, bo nauczony doświadczeniem raczej myślałem, iż po rozstaniu nie będziemy umieli do siebie zadzwonić, albo ja nie będę potrafił, bo to wszystko zwyczajnie złamie mi serce.

- Jak wpadniesz do Nowego Jorku kupimy kolorową wódkę i pójdziemy nażłopać się na SoHo.

- Brzmi jak chlanie wódki pod urzędem miasta w Brooksville! – zawołał zadowolony. Jeździliśmy tam z chłopakami kiedyś w ramach buntu, ponieważ Castine nie miało urzędu miasta. – Podoba mi się, co jeszcze? Chcę koszulkę ze statuą wolności!

- Dobra, będziesz taką miał, a ja będę nosił wtedy tę z LA! – Aż się podekscytowałem. – Wezmę cię do Central Parku oczywiście i do restauracji z Friendów. Możemy iść na Wall Street udawać, że jesteśmy biznesmanami, ty w sumie jesteś, ale...

- Nie, jestem debilem z patologiczną wyobraźnią, który ładnie uśmiecha się do ważnych ludzi, chociaż mam swoją księgową, która za równie ładny uśmiech mówi mi co kliknąć, żeby zainwestować jakieś pieniądze, Lulu, ja nie zdałem z matmy raz, za drugim zdałem fartem i do dziś nie potrafię liczyć.

- Nina jest dobra w takie rzeczy, w sensie w inwestycje kapitałowe – mruknąłem. – Zawsze opowiada, że kiedyś będzie pracować na Wall Street, ale to jak jej odjebie i June będzie starsza, żeby móc całkiem dać się pożreć korpo-światowi.

- Hm – mruknął w odpowiedzi. – Jakby mieszkała w LA, to bym dosłownie z sympatii załatwił jej robotę.

- O woah. – Zaśmiałem się. – Mi też? Mogę być sugar baby jakiegoś starego dziada, nie ma problemu!

- Nie, ty jesteś moim sugar baby.

Spojrzał na mnie złośliwie, więc pokazałem mu język, wycierając dłoń po jedzeniu o biodro.

- Zabiorę cię na Grand Central i będziemy odgrywać rolę epickiej rozłąki, no i do Maca na Times Square, a potem dramatycznie skoczymy z Brooklyn Bridge.

- Brzmi... Bardzo przykro. – Mike się skrzywił.

- Słuchaj, tak prawdę mówiąc mogę cię zabrać na kampus NYU i na wycieczkę śladami Luke'a Studenta, czyli wszystkie ładne ławki, tanie monopolowe, śliczne skwerki i moje ulubione połączenie metra. W ogóle... - Powstrzymałem śmiech. – Ostatnio przeczytaliśmy z Niną One Last Stop i jeździliśmy metrem z taką inną energią w ogóle. Ile razy ja zaliczyłem zgona w metrze, albo ile razy zasnąłem...

- Brzmi o wiele fajniej, niż skakanie z najbardziej znanych atrakcji miasta. – Michael stanął przy barierce wpatrując się w wielką wodę.

Zapadła między nami dłuższa chwila ciszy, gdy ja również powieliłem jego pozycję. Chłonęliśmy swoją zmęczoną obecność, rozkoszując się również gadką szmatką, choć czułem, że po tym dosłownie całym dniu razem – będę miał sucho w gardle, jak po ośmiu godzinach zajęć, bo tyle sobie dziś powiedzieliśmy. Nie kończyły nam się tematy.

- Chciałbyś kiedyś wrócić do Castine? – zapytał tak nagle, zupełnie niespodziewanie, dlatego zmarszczyłem brwi.

- Nie, dlaczego?

- Tak pytam, czy wyobrażasz sobie teraz żyć tam na stałe po tym wszystkim, co dostałeś od dużego miasta?

- Hm. – Zamyśliłem się na krótki moment. – Wiesz... - Opuściłem powieki czując jego wzrok na swoim profilu. – Czuję ocean, ale to nie jest mój ocean, widzę jakąś przyrodę, ale nie zapiera mi ona tchu, tak samo jak gdy jest cicho, to tak naprawdę nie jest cicho, bo ciągle jest korek i ciągle ktoś coś remontuję. Brakuje mi biegania po lesie i czasem nawet Liz, ale nie wyobrażam sobie tam wrócić i nie uważam, żeby to był mój dom.

- W Nowym Jorku czujesz się jak w domu? – Mike drążył.

- Nie. – Pokręciłem głową otwierając oczy i wtedy dostrzegłem też, jak intensywne jest to spojrzenie. – Moim domem jest June, jest nim Nina, naprawdę bardzo kocham swoich rodziców, ale moja żona nigdy nie musiała się martwić, że wybiorę zamiast niej swoją matkę.

- A jednak najszczęśliwszy jesteś tu teraz ze mną?

Poczułem, że moje i tak zaróżowione od słońca policzki robią się wściekle czerwone.

- Nie chcę żeby to zabrzmiało źle, Mike – odparłem. – Ale jestem najszczęśliwszy tu dzisiaj z tobą i ze sobą, bo uczę się tego, żeby siebie też traktować tak, jak traktuję moją rodzinę i bardzo ci dziękuję, że dałeś mi dziś tyle dobrych rzeczy, tyle wolności, żebym mógł być sobą.

Milczał przekrzywiając lekko głowę, więc skinąłem, aby wytłumaczył o co chodzi.

- Nie wiem co opowiedzieć, jestem pod wrażeniem.

- To znaczy?

- Dosłownie jestem pod twoim wrażeniem, Luke.

Nasze wpatrywanie się w siebie przerwała jakaś dziewczyna, która nie mówiła po angielsku, ale podała w rękę Michaela zdjęcie z polaroidu, które nam zrobiła, przy okazji wskazując, żebyśmy zapłacili jej dwa dolary, jeśli chcemy je wziąć. Zrobił to, odbierając odbitkę i aż się uśmiechnął, pokazując ją mnie.

Wyglądaliśmy tam tak, jak na fotografii, którą prawie utopiłem w herbacie – kompletnie zaabsorbowani sobą nawzajem.

- Wracamy? – Schował zdjęcie za case telefonu.

- Możemy tak postać jeszcze chwilę i po prostu sobie pomilczeć? – zapytałem.

- Jasne.

Znów zwróciłem się w stronę oceanu, co on powielił. Nie miałem nawet siły myśleć. Było mi tak najzwyczajniej w świecie, bezpretensjonalnie dobrze.

Nie wiedziałem bowiem jeszcze, co się stanie, gdy wrócimy do niego...

_________________________

hej, bardzo lubię ten rozdział, ma w sobie tyle magii imo, ale następny będzie potężny to mówię z czystym sumieniem. może uda mi się napisać go jutro ;)

dajcie znać co myślicie. 

jakie przewidujecie dalsze losy tego nieszczęsnego małżeństw? 

all the love xx!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro