22. Mógłbym kochać cię z zamkniętymi oczami
[VOILÀ - Figure You Out]
[Las Vegas, Nevada, obecnie]
Pobudki nie są moją mocną stroną i nigdy nią nie były, dlatego może wydawać się dziwnym, że zdecydowałem się na zostanie nauczycielem, który nie ma prawa zrezygnować sobie z pierwszej lekcji na rzecz dłuższego przewracania się w kołdrze. Gdybym miał wybór, przynajmniej jeden dzień w tygodniu przeznaczałbym wyłącznie na spanie. Nawet jeśli mój organizm miałby coś przeciwko, musiałby mnie posłuchać, bo taka regeneracja jest niesamowicie ważna, zwłaszcza gdy ma się wiecznie coś do załatwienia.
Od urodzenia się June spałem na kanapie w salonie, ponieważ dziewczynka miała uczulenie na moje chrapanie, zatem kręgosłup wychodził mi już gardłem, a na dodatek zrobiłem się całkiem wysoki, więc łapałem notoryczne skurcze łydek od wystających za posłanie nóg. Później coś się w mojej córce zmieniło – nagle bała się potworów z szafy oraz ciemności, zatem mama nie wystarczała i spędzałem swoje noce w jej małym łóżku, albo już później, gdy bardziej urosła, przy jej łóżku na dmuchanym materacu. Wtedy zacząłem tęsknić z sofą, bo nie ośmieliłem się nawet fantazjować, że wróci moje i mojej wówczas żony, małżeńskie łoże, które sprzedaliśmy, bo i tak nie mieliśmy na nie miejsca, poza tym potrzebowaliśmy pieniędzy.
Michael nie wynajął nam byle jakiego hotelu, ba, to nawet nie był hotel drugorzędny, czy z pierwszej trójki, a prawdziwy, prawie pięciogwiazdkowy Bellagio, który nie tylko pachniał oraz wyglądał luksusowo. Miałem wrażenie, że gdybym usiadł na podłodze pod ścianą, zaraz ktoś podbiegłby i zapytał, czy nie potrzebuję masażu pośladków, albo najlepiej, ten fragment posadzki stałby się zrobiony z piórek.
Szczerze mówiąc, czułem się jak książę, albo gwiazda filmowa, jakich poznałem całkiem sporo minionej nocy, zwłaszcza będąc przyjemnie obejmowanym przez silne, znajome ramiona Michaela, który wydychał powietrze nosem, drażniąc moje włosy.
Otworzyłem jedno oko, a później drugie i przetarłszy czoło dłonią, ponownie opuściłem powieki. Mocniej wtuliłem policzek w jego pierś, oblizując spierzchnięte wargi. Pozostał na nich posmak tequili i nieprzyjemna tytoniowa wręcz warstwa.
Skronie mi pulsowały, miałem zatkany nos i pustkę w głowie.
Co się stało?
Kiedy Mike podawał mi drinka powiedział, że jest w nim tabletka ekstazy i pytał parokrotnie, czy chcę to wypić. Oczywiście, że chciałem! Wystarczyły mi dwa piwa, aby być jak: „Narkotyki?! Zawsze!" – więc może to co zrobiłem będąc pod wpływem, mogłoby tym razem ujść mi płazem, skoro nikt z tych ludzi mnie zasadniczo nie znał, a Clifford widział mnie już w każdym, możliwym stanie.
Jesteśmy nago – uświadomiłem sobie, dlatego otworzyłem oczy bardzo szybko, za szybko, szybko do tego stopnia, iż musiałem je lekko przysłonić, bo nie opuściliśmy w pełni rolet.
Jesteśmy nago?! – Zmarszczyłem brwi, odsunąłem się odrobinę i z kompletną niepewnością spojrzałem pod kołdrę, gdzie na całe szczęście nogi mężczyzny przykrywał dres. Ja miałem tylko bokserki, a tuż obok leżała koszulka, więc odsuwając się od Michaela zachowawczo, założyłem na siebie błękitny materiał.
No tak, zrobiło nam się gorąco i nie umieliśmy włączyć klimatyzacji – przypomniałem sobie. – Nic się nie stało, panikujesz.
Oblizawszy usta, usiadłem w małej obawie, że zaraz poczuję ten sam, dziwaczny dyskomfort, który miałem po naszym pierwszym razie, ale nie było ani tego, ani podrażnienia, które dało mi dildo Niny.
Sięgnąłem po wodę na stoliku nocnym i wziąłem jej spory łyk. Podciągnąłem nogi pod brodę. Miałem identyczne zakwasy, co zwykle po imprezach oraz poobcierane nogi, ale pomijając to – żadnych oznak uniesienia seksualnego. Tylko półnagi Michael Clifford leżący tuż obok mnie, na oślep poszukujący dłonią mojej osoby.
Oparłem policzek na kolanie, kładąc rękę na jego ręce. Był strasznie słodki gdy spał, zwłaszcza taki zakopany w pościeli, no i chętny, by po prostu nagle znaleźć się bliżej drugiego człowieka. Na ogół nie należał do przytulaśnych ludzi, a potem nagle przychodził drink i zmęczenie, a Michael mógłby zwyczajnie się od ciebie nie odsuwać.
Pogłaskałem jego knykcie nie powstrzymując nawet szczerego uśmiechu. Zalała mnie fala gorąca, które było jednocześnie wymieszane z dozą przerażenia, bo dotarło do mnie to, co postanowiłem już wczoraj jeszcze przed imprezą, że jestem... W nim zakochany. I nie mogę tego zwyczajnie z siebie wyrwać, ani odrzucić, bo taka jest prawda, a ja na nowo przepadam dla wizji poznawania oraz odgadywania jego i jego dziwactw.
Przeniosłem wzrok na swój plecak podróżny, w którym miałem schowany pierścionek zaręczynowy Jackie. Mógłbym jej go po prostu nie oddawać i zawetować ten ślub? Skoro sama tego chciała i liczyła się z moją opinią, przecież Michael nie mógłby w takim wypadku zostać jej mężem!
Mężem? Chwila...
Otworzyłem oczy szeroko, odruchowo mocniej łapiąc dłoń Clifforda, który mruknął niezadowolony, bo wbiłem mu paznokcie w nadgarstek.
Michael nie mógł zostać mężem Jackie, bo poprzedniej nocy... Został moim.
Przypomniałem sobie ten pocałunek, jaki był zachłanny i spragniony, gdy położył dłonie na moich policzkach i wręcz podskoczył, by móc przejść do wpijania się w moje wargi i spijania z nich każdego „kocham", które powiedziałem kiedyś, nie rozjaśniając o jakim typie miłości rozmawiamy.
Moje usta zapulsowały nieprzyjemnie. Były całe zaczerwienione, poza tym palcem drugiej dłoni, gdy je obrysowałem, doszedłem do tego, że są aż napuchnięte i zaróżowione dookoła, więc to nie mógł być nasz jedyny pocałunek.
Skoro jednak nie uprawialiśmy seksu, a się tylko całowaliśmy, można to jeszcze odkręcić, mam rację?! Pomijając małżeństwo. Napiliśmy się, naćpaliśmy, to musiało być na niby! Ale zdrada?
Dla jasności – uważam za zdradę jak najbardziej wszystko dookoła, nie tylko seks sam w sobie, jednakże nasz przypadek był trochę inny? Na miejscu mojej siostry zastrzeliłbym i siebie, i jego, nawet się nad tym nie zastanawiając, lecz z drugiej strony, my zawsze się migdaliliśmy, musiała kiedyś zauważyć, a jeśli nie – przecież nie musieliśmy nikomu o tym mówić!
To tylko kilka buziaków i nieprawdziwe małżeństwo, robiło się gorsze rzeczy! Zostałem ojcem, nim mogłem pić legalnie alkohol! Michael miał kolegę na odwyku... Moglibyśmy przecież być ćpunami, albo nazistami, czy hazardzistami, tego nikt by nam nie wybaczył, a małżeństwo dla beki, tak samo jak nasz pierwszy raz dla beki, każdy pocałunek... Kurwa, nie. Nie, nie, nie!
Załączył mi się nastoletni Luke, który próbuje racjonalizować. Tyle, że tu nie ma czego racjonalizować, ja byłem w nim znów zakochany, a on po prostu się upił i przypomniały mu się stare, dobre czasy, nie byłby z Jackie, gdyby chciał mnie, prawda?
- Hej. – Aż podskoczyłem, gdy usłyszałem pochrapliwy głos Michaela, który patrzył na moją wzmacniającą się z każdą chwilą panikę, jaką miałem wymalowaną na twarzy, ignorując fakt, że mnie obserwuje. – Wszystko okej?
- Umn... Tak, pewnie. – Przełknąwszy ciężko ślinę zmarszczyłem nos i skinąłem mu, żeby powiedział mi, dlaczego nie jest tak samo przerażony naszym wyskokiem, co ja, a potem do mnie dotarło, że on może jeszcze tego nie zakodował.
Bez słowa położyłem się obok niego na plecach i wróciłem pod jedną kołdrę, jaką mieliśmy. Druga musiała zostać na balkonie, bo wiem, że paliliśmy tam papierosa praktycznie nad ranem. Pogłaskałem łokieć, w który się wówczas uderzyłem.
- Mikey – zacząłem nieśmiało, a on położył swoje dłonie pod policzkiem, biegnąc spojrzeniem po moim profilu. – Pamiętasz coś z wczoraj?
- Że wygrałeś motorówkę Todda w karty i dwadzieścia patyków.
- Och. – Oblizałem usta i także obróciłem się na bok, przyjmując jego pozycję z palcami pod kością jarzmową. – Wiesz, że wydaliśmy już te pieniądze i straciliśmy motorówkę? – Pokręcił przecząco głową, ale miał minę, jakby oczekiwał, że zaraz mu powiem, iż zarezerwowaliśmy sobie za to lot do Grecji i długie, europejskie wakacje. – Michael, jesteśmy małżeństwem – powiedziałem to tak, jakbym miał zedrzeć z niego plaster.
Nic nie odparł, rozchylił wargi, ale zamiast jakkolwiek zareagować, chyba próbował sobie przypomnieć, jak do tego doszło, a z każdą chwilą relaks znikał z jego buzi, by ustąpić miejsca zmieszaniu i strachowi.
- O kurwa – wydusił wreszcie.
- No, o kurwa. – Wymusiłem uśmiech.
Michael spojrzał mi w oczy, ja spojrzałem w jego. To nie tak, że nasze małżeństwo byłoby jakąś absolutną porażką, ale na etapie, gdzie on miał wziąć prawdziwy ślub z Jackie, nie powinienem poczuć się tak, jak się poczułem z nim wtedy. Pamiętam swój ślub z Niną i nasz poranek po nocy poślubnej. Być może nie gustuję w kobietach, ale czuję z nią więź, gdyż się przyjaźnimy i pełni rolę mamy June – dlatego wierzyłem, że to coś zmieniło. Nagle ta idea przysięgi, którą złożyliśmy w nocy z Michaelem, nabrała dla mnie na znaczeniu i wiedziałem, że do momentu odkręcenia całego tego bałaganu, będę się czuł, jakby on w rzeczy samej należał do mnie.
- Luke? – zapytał, dlatego mu skinąłem, choć nazwał mnie po imieniu, bo wiedział, że jestem właśnie dość mocno zamyślony. – Może to idiotyczne pytanie, ale... Jak ci się... Siedziało? – Mike podrapał się niezręcznie po karku.
Powstrzymałem głupie parsknięcie.
- Precyzja i delikatność czołgu – skomentowałem. – Nie uprawialiśmy seksu, przynajmniej tak mi się wydaję, no wiedziałbym, gdybyśmy to zrobili, także musieliśmy zaprzestać na całowaniu, albo w najgorszym wypadku obciąganiu.
- Mhm – uciął, abym się bardziej nie rozwodził. – No dobrze. – Chrząknął. – Niedobrze – poprawił. – Bardzo niedobrze. – Michael zasłonił twarz dłonią.
- Nie powiem Jackie – uspokoiłem go. – Odkręcimy to i wrócimy do regularności, byliśmy naćpani, różne rzeczy się robi, jak się jest naćpanym, poza tym jeśli mam być szczery, skoro to odkręcimy, to chyba powiedzenie jej prawdy i wdawanie się w szczegóły będzie bardziej bolesne, niż nie powiedzenie niczego. – Wzruszyłem ramionami.
Byłem przyzwyczajony, aby mówić wprost i bez zawahania rzeczy, które mimo wszystko mnie ranią. Nie mogłem nagle oczekiwać, że Michael rzuci mi się w ramiona i uzna, że sam się we mnie na nowo zakochuje, a poza tym... Tak naprawdę ustaliliśmy to już wczoraj, albo przedwczoraj – moje życie jest w Nowym Jorku, jego w Los Angeles, on ma karierę, ja mam córkę, to by nie wyszło, zwłaszcza, że nie chciałem stracić siostry oraz rodziców, przez swoje głupie, ponowne zauroczenie kimś, kogo w zasadzie już nie znałem.
Jestem dorosły – powiedziałem do samego siebie w myślach – muszę stawić temu czoła i musi mi przejść, bo on nie jest mój.
Zerknąłem po równie zamyślonym, co ja Michaelu, który wreszcie pokiwał głową, a oblizując dolną wargę, spojrzał tylko na mnie, nie decydując się na żadne słowo. Pokiwał głową, by wreszcie palnąć jedynie:
- Zadzwonię do Steve'a i upewnię się, że to był fake, a jak nie, to do prawnika, żeby zorganizować unieważnienie.
- Jasne.
Znów patrzyliśmy sobie w oczy trochę za długo. W półmroku pokoju kolor jego tęczówek był bardziej butelkowy i głęboki, natomiast sam w sobie Mike wyglądał przepięknie, choć poprzednia noc musiała go nieźle zmasakrować.
Ja go nieźle zmasakrowałem, co wiedziałem, bo...
Usiadł, obracając się do mnie nagimi, rozdrapanymi wręcz plecami i wydał z siebie dźwięk, który był czymś pomiędzy jęknięciem, a piskiem, więc miałem już pewność, że nie tyle uprawialiśmy seks, co po prostu doprowadziliśmy się do szału po tym, jak powiedział mi: „proszę, Luke, wypieprz mnie wreszcie."
Otworzyłem usta, zasłaniając je, a Michael z podobną miną, wlepił we mnie z góry wzrok pełen szoku.
- Ty... - Wskazał na mnie.
- Sam tego chciałeś! – przypomniałem sobie i nie mogąc powstrzymać chichotu, zacząłem się śmiać. – O boże, jak ty mnie chciałeś!
Mike siedział przez chwilę w milczeniu, próbując rozruszać trochę swoje uda, bo to na nich przede wszystkim miał ogromne zakwasy, jak i na biodrach i pod pośladkami, aż wreszcie, nie umiejąc się wysłowić także się roześmiał, zasłaniając twarz obiema rękami. Jaki on był wtedy słodki! A ja zakochany.
- Hej, będzie dobrze, rozchodzisz to, najgorsze są zakwasy. – Gdy usiadłem z impetem, sam mruknąłem niezadowolony, gdyż koszulka przykleiła mi się do pleców, które miałem tak samo rozdzióbane wręcz do krwi. – Jesteśmy pierdolonymi zwierzętami – uznałem, ściągając z siebie ubranie możliwie jak najbardziej delikatnie.
- Ubierz się – Mike jęknął w swoje dłonie. – Proszę, ubierz się.
- Czemu?
- Bo chyba dalej jestem napalony!
Grzecznie założyłem koszulkę z powrotem i pozwoliłem mu oprzeć skroń na swoim ramieniu, żeby mógł siedzieć półdupkiem.
Przez moment panowała między nami dość niezręczna cisza, a gdy nasze spojrzenia jeszcze raz się spotkały, wiedzieliśmy już, że nic z tego nie będzie, nie zrobimy ogromnej dramy, nie zaczniemy chodzić po ścianach i wyrzekać się siebie wzajemnie, dlatego po prostu zaczęliśmy się śmiać, mając chyba nadzieję, że to jakiś głupi żart losu.
...
[Las Vegas, Nevada, poprzedniej nocy]
- Biegnij!
Czułem zimny wiatr na rozgrzanych policzkach i to jak mocno dłoń Michaela obejmowała mój nadgarstek. Bałem się, że mnie zgubi, albo on się tego bał, ale prawda jest taka, że nieważne gdzie bym dotarł, znalazłbym drogę powrotną do niego. Ja zawsze wracałem do niego, bo należałem do niego, a wówczas on naprawdę należał do mnie i tylko do mnie.
Jeżeli do tamtego momentu w swoim życiu, myślałem kiedykolwiek, że jestem naprawdę szczęśliwy, nie miałem racji, ponieważ dopiero gdy dostaliśmy pełnoprawne pozwolenie, by po prostu ze sobą być, zrozumiałem co to znaczy wrócić do domu.
Jakby każdy mój oddech prowadził do tej chwili omijania pijanych ludzi na chodnikach, by wreszcie wpaść zziajanym w taksówkę i obejmować go z całej siły, słuchając bełkotu w postaci instrukcji, jak kierowca ma zawieźć nas do hotelu. Mierzyłem jego doskonały profil, czułem pod palcami oraz strukturą koszuli mężczyzny, że jego serce jest tak samo bliskie przebicia żeber i wypadnięcia z piersi, jak moje.
Krople deszczu rozpływały się na szybie, rozproszone światła muskały nasze buzie, natomiast moje oczy odbijały się w tych jego i odwrotnie.
- Jesteś moim mężem – stwierdziłem nie mogąc w to uwierzyć i pogłaskałem jego policzek. – Ty naprawdę jesteś moim mężem.
- To brzmi, jak sen – uznał Mike, mocniej głaszcząc swoją skórę moimi palcami, a potem zbliżył się, by złączyć nasze usta w kolejnym, bardzo spragnionym pocałunku.
Oddychaliśmy szybko i ciężko, bo byliśmy mocno nakręceni minionymi wypadkami, tak samo jak wysiłkiem fizycznym. Nie mogąc unormować tętna mruknąłem niezadowolony, bo chciałem go, na cholerę całować, zamiast oddychać, dlatego Michael delikatnie muskał moją dolną wargę, słuchając uważnie, jak bardzo niespokojnie łapię powietrze.
Ująłem jego drugą rękę w swoją, kładąc ją na moim udzie, a on je ścisnął.
- Panowie – taksówkarz zwrócił nam uwagę. – Zaraz będziemy pod hotelem, proszę nie...
- Ale on jest moim mężem! – Michael oburzył się, obejmując mnie mocno, niemalże z całej siły. – Mogę chyba całować mojego męża!
- Rozumiem, że są panowie szczęśliwi, gratuluję, ale... Ugh. – Przewrócił oczami, kiedy uwolniłem się z tego zachłannego uścisku i przesuwając palcami po kości jarzmowej Mike'a, znów sprowokowałem go do czułego gestu, który sprawił, iż miał mój język w swojej buzi.
- Nikomu cię nie oddam, nigdy. – Ujął moje policzki w dłonie. – A jeśli ktoś spróbuję cię zabrać, to go po prostu zabiję. – I znów mnie pocałował, a potem znowu, aż wreszcie, gdy zaparkowaliśmy pod ogromną bramą, od niechcenia wyrwał się na trochę, przykładając kartę do terminala.
Z auta wypadliśmy wręcz jeden na drugiego. Michael objął mnie w tali i uniósł głowę, zatem jeszcze raz – całowaliśmy się długo oraz namiętnie, nie dbając nawet o to, że stoimy przed samym wejściem na posesję Bellagio, torując drogę każdemu, kto chciałby nas wyminąć.
Nie miałem pojęcia, że mogę tęsknić za nim aż tak bardzo.
Straciłem rozum dla Michaela Clifforda już wcześniej, gdyby się poważnie zastanowić, ja nigdy nie byłem pozbawiony jego zaklęcia, bo gdy się dosłownie urodziłem, on już na mnie czekał i mnie chronił, bo był starszy o miesiąc i większy, niż ja, jednakże wtedy, to ja byłem większy, dlatego mogłem go sobie tak po prostu wziąć.
On mógł rozmawiać w języku pieniędzy, ja rozmawiałem w języku siły, gdy tylko tego chciałem, toteż bez trudu pochyliłem się i podniosłem go, jak prawdziwą księżniczkę, by przenieść swojego pana młodego przez próg holu, a potem windy, będąc ignorowanym przez spojrzenia obsługi, która przywykła do nowożeńców z Las Vegas, niechcących dać sobie wytchnienia choć na chwilę.
Miałem gdzieś śliczne widoki, albo innych gości. Gdybyśmy uciekli wcześniej, jeszcze bez zasobów finansowych, które pozwoliły nam na luksów, ale również na ten ślub, prawdopodobnie spalibyśmy na przystanku, czy w samochodzie, a mimo to, jestem pewny, że zadłużyłbym się zbierając mandat za naszą noc poślubną, bo zagryzłbym chyba każdego, kto chciałby nam przeszkodzić.
Widną jechaliśmy sami, więc po zamknięciu się drzwiczek, zdjąłem go ze swoich ramion, natomiast nie pozwoliłem Michaelowi wrócić do równowagi, przypierając go mocno do lustra. Mężczyzna prawie krzyknął, swoim zdartym, pojękliwym głosem, wsuwając kolano pomiędzy moje nogi i zacisnął z całej siły palce na moich ramionach, pocierając materiał koszuli, który chciał już ze mnie zerwać.
- Hej – szepnąłem do niego. – Patrz. – Obrócił się, więc patrzyliśmy na siebie w tym lustrze, śmiejąc się, bo byliśmy do tego stopnia ze sobą szczęśliwi.
- Jesteś najpiękniejszym, najbardziej niesamowitym człowiekiem, jakiego znam. – Założył mi włosy za ucho. – I chcę cię bardziej, niż do lovesong, chcę cię bardziej, niż na studniówce, chcę cię za bardzo, żeby wymyślać nam usprawiedliwienia, jestem chory na twoim punkcie, Luke. – Wysapał mi w policzek, który polizał, a potem ucałował, schodząc wargami w stronę kącika moich ust, już w windzie rozpinając mi koszulę.
- Ilekroć jestem z tobą sam na sam, sprawiasz że czuję się jakbym znów był w domu – wymruczałem tekst piosenki the cure, do której kochaliśmy się po raz pierwszy, tylko trochę gubiąc rytm.
- Ilekroć jestem z tobą sam na sam, sprawiasz że czuję się jakbym znów był kompletny – odparł mi Michael w podobny, rozmarzony sposób.
Dźwig się zatrzymał, dlatego obróciliśmy się nagle, obserwując rozbawioną pokojówkę, która widocznie pracowała na nocnej zmianie, musząc słyszeć nas, gdy nadjeżdżaliśmy z dołu. Michael ze śmiechem schował głowę w zagłębieniu mojej szyi. Objąłem go mocno w tali, odsuwając się tak, abyśmy mogli ruszyć.
- Chodź, kochanie. – Przyciągnąłem go bliżej siebie.
- To mój mąż. – Wskazał na mnie, wyjaśniając tej pani, gdy ciągnąłem go za sobą w hol. – To mój piękny, mądry, cudowny mąż.
- Gratuluję – odparła, więc uśmiechnął się szeroko, niczym dziecko, które dostało cukierka i pokiwał głową, pozwalając mi wyprowadzić się na zewnątrz.
Przez ciemny, pusty korytarz szliśmy za rękę. Było tam znacznie ciszej, niż wszędzie w mieście, dlatego pomyślałem, że gdy tylko dojdziemy do pokoju, zbijemy tę aurę relaksu i jakiś mandat na pewno zapłacimy, bo nie zamierzałem ani spać, ani siedzieć, jak mysz pod miotłą. Miałem męża! Planowałem mieć też dobry, małżeński seks!
- Musimy wyglądać jak szaleńcy – stwierdził szeptem.
- Mam to w dupie, jestem szalony – uznałem wyciągając już kartę do drzwi z portfela.
Czułem na sobie wzrok Michaela, który był tak zauroczony, że idąc powoli, musiałem skinąć mu pytająco, by wyjaśnił, co takiego dziwnego jest w tym, iż nie obchodzi mnie opinia ludzi, których najprawdopodobniej już nigdy nie spotkam w swoim życiu.
Nic nie odparł. Jego patrzenie na mnie było nieodgadnione, zupełnie obce, jakby wymieszał ten typ wzroku, jaki miał, zanim zaczęliśmy pierwszy raz się kochać, z czymś, co dostrzegłem, gdy obserwował mnie z June, a potem dodał do tego coś nowego, zupełnie innego, jakby małżeńskiego, jeśli to ma jakiś sens.
Michael pociągnął mnie za kark i sprawił, że znów przywarł do ściany plecami, a ja przycisnąłem go do niej swoim ciałem, nie panując na tym. Staliśmy nieopodal drzwi, moglibyśmy śmiało wejść do środka, jednakże on nie mógł się doczekać, a ja nie miałem nic przeciwko, bo nauczyłem się go całować, zanim nauczyłem się korzystać z ubikacji.
To zabawne. Moja mama mówi, że Mike był jedyną osobą, której jako niemowlak chciałem dawać te śmieszne buziaki z otwartymi ustami, a on denerwował się i płakał, bo zostawiałem go całego oślinionego.
Ale zapomnijmy o jakiejkolwiek niewinności, bo unosząc nogę wyżej, przycisnął moje biodra do swoich, zatem musiałem oprzeć czoło na jego ramieniu, zjeżdżając trochę butem po dywanie. Michael pociągnął mnie za ramiona jeszcze niżej, toteż oboje byliśmy krzywi, aż wreszcie w dziwaczny sposób, z tą siła, którą praktycznie próbował na mnie wejść, sprawił, iż oboje zeszliśmy niemalże na kolana, w hotelowym korytarzu, nie mogąc się doczekać, aż wejdziemy do pomieszczenia, które będzie prywatne.
- Chodźmy – wyjęczałem cicho w jego usta, czując, że ujmuje moje oba policzki w palce jednej ręki, oddychając głęboko w moje wydęte wargi. – O kurwa. – Cały zadrżałem, nie mogąc przestać myśleć o tym, jak bardzo go kocham i jak bardzo mój penis chce rozsadzić właśnie spodnie. – Mike...
- Luke? – zapytał półgłosem.
- Mam trzydzieści lat... - Pokiwał głową, bym dokończył swoją irracjonalną wówczas myśl. – I zaraz dojdę od samego całowania.
- Jestem na ciebie napalony, jak piętnastolatek.
- Masturbowałem się z myślą o tobie, jako piętnastolatek.
- Ja też to robiłem, myśląc o tobie, nie skłamałem, Lukey, ja zawsze myślę tylko o tobie i złamałeś mi serce, ja złamałem twoje, już trudno, chcę złamać z tobą każdy mebel i to cholerne, niezniszczalne łóżko.
- Chcę złamać z tobą wszystkie zasady.
- Zasady nas nie obowiązują.
Nasze oddechy się mieszały, opierałem czoło o jego czoło, co jakiś czas pocierając nosem o jego nos, moja dłoń była na policzku Michaela, on ściskał moje oba. Drugą ręką odnalazłem kartę i z trudem odsuwając się od niego, gdy półleżąc na korytarzowym dywanie, rozpinał moją koszulę, wyciągnąłem rękę na tyle, by otworzyć nam pokój.
Wszedłem tam po czworaka, a on zaraz za mną. Zatrzasnęliśmy drzwi i nie musiałem nawet długo go szukać, bo w światłach miasta, które wpadały do naszej przestrzeni, zdominował mnie, kładąc mnie na podłodze, dlatego objąłem Michaela w pasie, tym samym ocieraliśmy się o siebie w ubraniach, praktycznie ssąc i gryząc swoje usta, nosy, brody i policzki, przy okazji pozwalając sobie wzajemnie jęczeć i mruczeć, bo próbowaliśmy w siebie wniknąć.
- Luke, błagam – wysapał.
- O co mnie błagasz?
Rozdarł mi koszulę, tak że posypały się z niej guziczki, gdy ja wyciągnąłem pasek z jego spodni, wsuwając powoli rękę za gumkę bokserek Michaela, przy okazji dotykając jego wilgotnego od płynu ejakulacyjnego penisa, który pulsował mi w palcach.
- Wypieprz mnie wreszcie – powiedział mi w usta, a jego oczy błyszczały wszystkimi światłami tego miasta i każdego innego miasta.
- Ja pierdolę. – Mocniej ścisnąłem jego męskość, lecz ją opuściłem na rzecz osunięcia spodni Michaela, które pomógł mi usunąć poruszając swoimi udami, a potem to samo stało się z bielizną, więc przeniosłem rękę na jego pośladek, który zgniotłem.
- Ja mam dość, zrób to, bo nie ręczę za siebie. – Ugryzł mnie w szyję.
- Na podłodze? – zapytałem zapowietrzając się skutkiem tego ugryzienia.
- Kurwa, możesz to zrobić gdziekolwiek, po prostu mnie wypieprz! – Miał siłę, bo rozdarł rękaw mojej koszuli, w ten sposób dostając się do łopatki, w którą wbił swoje paznokcie tak, że ja sam krzyknąłem.
Zabrałem dłoń z jego pośladka i wsunąłem swoje palce – wskazujący oraz środkowy - do jego ust, zatem zassał je, chcąc mi jednocześnie pokazać, że w ten sposób będzie układał swoje wargi wokół mojego członka, który sam prosił wręcz o litość, dlatego rozpiąłem szybko swoje spodnie, a Mike zrozumiał, co mam na myśli, bo gdy moje zwilżone palce, podrażniły jego wejście, pozbył się ze mnie bokserek, zatem w tym całym szale, po prostu ocieraliśmy się naszym męskościami, niszcząc ubrania i głośno oddychając sobie w usta.
- Weź mnie, teraz, proszę... Nie każ mi dłużej czekać.
- Lubrykant – przypomniałem.
- W mojej torbie...
- Masz...
- Mam dildo, muszę mieć lubrykant.
- O mój boże, ty jesteś na to taki gotowy. – Zmarszczyłem czoło z emocji, a całując go, również na czworaka, nie chcąc wstawać z ziemi, ściągnąłem torbę Mike'a z posłania kawałek dalej, zabierając buteleczkę, niczym jakieś święte insygnia.
On nawet nie wstał, dalej leżał na podłodze przy drzwiach, dotykając dłonią swojego czoła, ale nie miałem nic przeciwko, bo sam nie umiałem wtedy podnieść się na równe nogi.
- Luke, wreszcie! – Wyciągnął do mnie rękę. – Chodź tu.
- Jak ty mnie pragniesz... - Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, całując go natarczywie.
Michael przyciągnął mnie do siebie, więc wręcz tarzaliśmy się po ziemi, zdejmując z siebie wzajemnie wszystkie ubrania, czy tam ich szczątki, które lądowały w przypadkowych miejscach naszej sypialni. Strąciliśmy plastikowe butelki z wodą, jakąś szklankę, która upadła na szczęście w fotelowe poduszki, lecz nie dbaliśmy o to, a jedynie o to, by się wzajemnie całować i dotykać, zwłaszcza gdy byliśmy już zupełnie nago.
Mój mąż uniósł nogi, oplatając udami moje biodra, gdy użyłem nawilżenia, by móc wejść w niego, a gdy to zrobiłem, przełożył aż łydkę na moje ramię, więc praktycznie klęczałem nad nim, przejeżdżając paznokciami po całej jego uniesionej nodze. Drugą dłonią ścisnąłem jego penisa i obserwowałem jak wije się pode mną, nie mogąc przestać wydawać z siebie zadowolonych dźwięków ekstazy.
Musiałem złapać jego nadgarstek i go ugryźć, by nie zedrzeć sobie głosu.
Robiliśmy to przez chwilę, a potem uklęknął i przyparł się do ściany jedną ręką, więc mogłem wziąć go naprawdę od tyłu, gdy wypchnął swoje biodra, pozwalając mi na ciągnięcie swoich włosów.
Później przenieśliśmy się ten fotel i na stół, aż wreszcie wylądowaliśmy w łóżku, gdzie przed kolejnym razem po prostu leżeliśmy obok siebie, oddychając głęboko i w skupieniu, przy okazji muskania swoich dłoni samymi opuszkami palców.
- Posłuchamy czegoś? – zapytał Michael.
- Kocham twój gust muzyczny i kocham nasze robienie rzeczy z muzyką w tle, ale mam telefon gdzieś daleko, twój też, poza tym słucham wszystkich twoich oddechów, zapamiętuję to i... Jesteś taki niesamowity.
- A ty jesteś mój. – Obrócił moją głowę w swoją stronę. – Tylko mój i nigdy o tym nie zapominaj, Lu.
- Nigdy nie zapomniałem. – Trąciłem nosem jego nos.
Wymieniliśmy krótki pocałunek, by koniec końców, przed prysznicem – to jest seksem pod prysznicem – i doprowadzeniem się do porządku, tak zwyczajnie leżeć w czułych objęciach, gdzie ja składałem drobne pocałunki na jego ramieniu, a on z pamięci wskazywał piegi na moich łopatkach.
- Luke Hemmings, mój mąż – mruknął.
- Michael Clifford, mój maż – odparłem tak samo.
- Nie nazywam się już Clifford, słonko.
- Kocham cię.
- Wiem. Ja ciebie też kocham... Nigdy nie przestałem.
______________________________
no to ten, mieli chłopcy fajnie ;)
co myślicie? o tym rozdziale i o tym, do czego w sumie ta książka dąży? xd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro