19. Chcę po prostu zawsze cię kochać
[REO Speedwagon - Keep On Loving You]
[Maine, Castine, obecnie]
Niektóre miejsca nigdy się nie zmieniają, ale wiecie o tym doskonale, bo mniej więcej powtarzam tę frazę, niczym mantrę, odkąd tylko się poznaliśmy. Dlaczego tak jest? – zapytacie. Otóż problem nie jest samo w sobie miejsca, a ludzie, którzy nie pozwalają odejść czemuś co stare i znajome, na rzecz nowych, być może rozwojowych spraw.
Nowy Jork przyzwyczaił mnie do tego, aby nie przywykać do twarzy, bo codziennie mija się ich setki, do budynków, ponieważ nieustannie są poddawane renowacji, biznesy się zamykają, aby dać szansę nowym, albo rozwijają i przejmują prym na rynku lub zwyczajnie próbują za nim nadążyć.
W Castine czas jakby nie istniał. Jeżeli jakaś starsza pani, pracowała dziesięć lat temu w bibliotece, najpewniej aktualnie to miejsce piastuje jej dziecko, tak samo z malutkimi, rodzinnymi sklepikami, albo nawet stanowiskami w urzędzie miasta, na policji, czy w staży pożarnej. W Castine nie było zbyt wiele pracy, jeżeli nie miało się znajomości, dlatego byłem pewny, że Liz zdarzało się kręcić nosem, zwłaszcza przy koleżankach, z którymi spotykała się na herbatę po niedzielnej mszy w kościele, że to Jackie, a nie ja, została tutaj na dłużej, zanim wywiało ją do Los Angeles. Mój siostra nie miała umiejętności, ani serca do bycia nauczycielką, dlatego Castine mogło jej wybaczyć, że wyjechała, ponieważ chciała znaleźć pracę, do której nie musiałaby dojeżdżać przynajmniej dwadzieścia kilometrów samochodem. Ja mogłem za to przecież zostać i robić dokładnie to co moja mama, postawić dom niedaleko, aby wieść takie samo życie, jak ona, bo przecież i tak nie byłem fanem imprezowania do późna oraz przepadałem za pięknem przyrody w Maine.
Mój problem polegał na tym, że mimo wszystko nie czułem się tam bezpieczny, bo przerażała mnie stagnacja, skutkiem której wiedziałem, że nigdy nie zostanę w pełni zaakceptowany, ponieważ córka bibliotekarki, syn piekarza i wnuki masarnika – mimo bycia innymi, oddzielnymi ludźmi, przesiąkli Castine na tyle, że ostając tam, stali się bardziej swoimi rodzicami i dziadkami, niż by sobie tego życzyli.
Nie jestem i nigdy nie byłem człowiekiem pełnym niesamowitych idei z szalonym planem na życie, ale nie znoszę obłudy, boli mnie zastój i przede wszystkim – pragnę wolności oraz to właśnie chciałbym dać swojej córce – wolność.
Widząc jak Michael rzuca się z June kulkami w ogromnym basenie, który był tak duży, aby właśnie rodzice mogli pilnować w nim swoje pociechy, uśmiechnąłem się pod nosem szczerze. To był jakiś element wolności. June mogła sama wybrać sobie rozrywkę. Chwilę wcześniej Nina jeździła z nią gokartami, a później razem z Jackie miała pomalowaną twarz na wzór tygryska.
Kiedy byłem mniej więcej w jej wieku, też wybierałem tygryska, chociaż Liz zawsze marudziła, że od tych niedezynfekowanych farb wyskoczy mi jakaś wysypka. Dlatego poprosiłem moją siostrę, żeby zabrała własne farbki do ciała, które kupiła ostatnio przez internet na prośbę mojej córki, podając je wraz z pędzlami do makijażu oczy Niny – Carly, która w ramach dorobienia sobie do barmańskiej wypłaty, malowała dzieciaki na festynie.
To różniło mnie, jako rodzica od Liz. Ona była nadopiekuńcza i nie pozwalała mi praktycznie na nic, ja byłem nadopiekuńczy, dlatego stawałem na głowie, by zadowolić June w bezpieczny sposób.
Wziąłem łyk piwa z sokiem przez słomkę, podciągając nogę pod brodę i spojrzałem w stronę oceanu, gdzie za horyzontem zachodziło już słońce. To były ostatnie chwile szaleństwa dla młodej, bo wiedziałem, że zaraz z prób nauczenia się pływania na nartach wodnych, przyjdą Nina wraz z Jackie i zabiorą June do domu. Mogłem już zacząć się rozgrzewać, zresztą miałem wakacje i Mike nie spuszczał z mojej córki oczu odpowiedzialnego dorosłego, zatem jedno, małe piwo nie mogło mi zaszkodzić.
Czułem się trochę zmęczony, ale wbrew wszystkiemu szczęśliwy. Mnóstwo maluchów biegało dookoła, ponieważ wychowawczynie nie zawołały jeszcze kolonii na zbiórkę. Jakieś nastolatki potajemnie wyciągały prowizoryczne drinki w plastikowych butelkach z plecaków. Wypoczywający ludzie w średnim wieku, przypaleni słońcem, jedli kiełbaski z grilla, albo corndogi, bo foodtracki ustawiły się w swojej niezmiennej od lat linii, natomiast na scenie rozkładał się ten sam wodzirej, który prowadził też wszystkie wesela i komunie w obrębie czterdziestu kilometrów.
Opuściłem powieki na moment. Zapach gofrów wymieszał się z wonią rozpalanego rusztu, a na dodatek ktoś palił gdzieś papierosa. Hałas, który wzmógł się dookoła pochodził od wczasowiczów oraz fal uderzających o brzeg. To był inny typ zamieszania, niż ten codzienny, nowojorski, zupełnie nieżenujący zbiór chaosu. Nigdy nie myślałem, że poczuję jeszcze kiedykolwiek tę niewyjaśnioną ekscytację przed nadchodzącym, durnym festynem.
- Hej, Carly powiedziała, że to Jackie, a ty rozmawiałeś z Jackie, więc wychodzę z założenia, że ją znasz i jej to oddasz. – Otworzyłem jedno oko i podniosłem ciemne okulary na czoło, gdy jakiś facet odezwał się do mnie miękkim, a jednak dość niskim głosem.
- Hej, tak, znam Jackie, tak się składa, że to moja siostra.
- Musisz być Ben. O boże, to znaczy, że jesteś ode mnie dużo starszy. Pan to musi być Ben, przepraszam, po prostu wyglądasz... Wygląda pan...
- Luke. – Uśmiechnąłem się. – Jestem Luke. – Powstrzymałem parsknięcie śmiechem.
Skądś znałem te włosy w kolorze orzecha laskowego i błękitne oczy. Mężczyzna, albo raczej chłopach, uderzająco przypominał Carly, skutkiem czego zmarszczyłem czoło, a biorąc od niego kosmetyki Jackie i pędzelki Niny, które odstawiłem na stolik połączony z ławką, gdzie siedziałem, wskazałem na niego drugą ręką.
- Tim?
- Ehe! – Aż się zaśmiał i już bez krępacji zasiadł obok mnie. – O boże, nie poznałem cię, hej!
- Hej, ja ciebie tez nie! – Uścisnęliśmy sobie dłonie.
Pamiętacie, jak wam powiedziałem, że Carly miała młodszego brata, który irytował dosłownie każdego kolesia, który próbował z nią kręcić? To był właśnie mały Timmy, który wówczas wyglądał jak ktoś, kto nigdy nie opuszcza siłowni, poza tym jego rumiane policzki i energia Golden Retrivera doskonale kontrastowały z postawą wielkiego, atrakcyjnego kolesia.
- Co u ciebie? Nie widziałem cię ze sto lat! Chyba ostatnio, jak z Michaelem Cliffordem nie pozwoliliście mi umrzeć zarzyganemu w rowie. – Pokręciłem głową, przygryzając wargę w uśmiechu, bo rzeczywiście spotkaliśmy go kiedyś takiego, jak mieliśmy z osiemnaście lat, a on jakieś czternaście i chyba pierwszy raz napił się wódki na jakiejś domówce, dlatego z obowiązku wobec naszej znajomości z Carly, po prostu zaprowadziliśmy go do domu przekazując w ręce siostry.
- Nie wierzę, że to pamiętasz.
- No nie pamiętam, ale Carly nieustannie próbuje mi przypomnieć. I mimo, że wiem dlaczego to zrobiliście, to i tak bardzo dziękuję tobie i podziękuj Cliffordowi, jak go spotkasz.
- Niby dlaczego to zrobiliśmy? – Zmarszczyłem brwi, sącząc piwo przez różową słomkę, kompletnie niepewny, co Tim chce powiedzieć.
- Och... - Zachichotał. – Bo podobała ci się moja siostra, tak wszyscy wtedy mówili.
- Mhm... - Przeciągnąłem. – A teraz? Co mówią teraz?
- Że masz żonę i dziecko, więc w sumie gratuluję. Wróciłeś do Castine na stałe? – Pokręciłem przecząco głową, zamyśliwszy się na moment. Czyli Liz raczej nikomu nic nie powiedziała o moim rozwodzie. – W sumie się nie dziwię, to straszna dziura.
- A ty? – zapytałem, na co Tim mruknął niezadowolony. – Odbieram to jako „musiałem wrócić". – Obejrzałem się sobie przez ramię, gdy usłyszałem pisk, który przypominał moją córkę ale zauważyłem tylko blond czuprynę Michaela, który zamortyzował swoim ciałem jej upadek w kulki. – Wiesz, już nie mam żony – powiedziałem tak po prostu, chcąc być szczerym przede wszystkim ze sobą oraz z innymi. – Jestem gejem – wyjaśniłem. – Wyłowiłem cię wtedy z rowu, bo pomyślałem, że gdyby mnie z niego nikt nie wyłowił, to matka by mnie zabiła, a wiem, że twoja i moja się koleżankują nie bez powodu. Są identycznie spięte. – Poruszyłem brwiami zabawnie, dopijając piwo do końca.
- Jesteś... - Mężczyzna otworzył oczy szerzej, a jego wzrok ześwidrował całą moją buzię. Nie miałem pojęcia co powie, ale będąc szczerym, nie chciałem się ani ukrywać, ani brać pod uwagę opinii ludzi z miejsca, do którego ta większa część mnie już nie należała. – Woah.
- Słucham? – Założyłem nogę na nodze.
- Mówię „woah", bo myślałem, że jestem tu dosłownie jedynym gejem, odkąd ten fryzjer zmarł. No i mój radar się nie mylił. To w sumie zabawne, bo jak miałem piętnaście lat, to strasznie mi się podobałeś. – Tim zaśmiał się na głos, a ten komentarz doprowadził do tego, że zakrztusiłem się własną śliną.
- Poczekaj... Ty...
- No. Ale zawsze bałem się podejść i jakoś sensownie zagadać, bo ciągle kręciłeś się z Michaelem, a on był literalnie straszny.
Mój system odrobinę się przegrzał. Znów spojrzałem po swoim rozmówcy bardziej przenikliwie. Naprawdę niezły facet, któremu na dodatek się podobałem, poza tym pomylił mnie z Benem, a Ben był uznawany za ciacho w Castine, zatem na pewno wciąż nie pogardziłby randką... On musiał tam wrócić, ja też niekoniecznie chciałem tam być, moglibyśmy zająć sobie ten czas po moim powrocie z Vegas, skoro Michael planował oddać się ślubowi i wszelkim ustaleniom w tym zakresie.
- Nie byłem wyoutowany, poza tym kiedy ty miałeś piętnaście lat, ja miałem z dziewiętnaście, nie ma szans, żeby wtedy to wyszło.
- Ja też nie byłem wyoutowany, no błagam, chciałem się tylko z tobą platonicznie przyjaźnić i do ciebie wzdychać. Carly mówiła, że jesteś z Michaelem i teraz już nie wiem czy robiła sobie ze mnie jaja, czy naprawdę byliście wtedy razem w szafie...
- Tim, po prostu...
- Czy ty nie słyszysz, że twoje dziecko domaga się twojej uwagi? – Położyłem odruchowo rękę na sercu, gdy cały zgrzany Clifford dołączył do nas truchtem, opierając dłoń na moim ramieniu. Złapał oddech, a potem zerknął po nim, jakby też próbował dojść do tego, skąd go zna.
- Michael Clifford... - palnął wstając z miejsca, jakby chciał zrobić je dla niego, bo widocznie wciąż Mike robił wrażenie kogoś dość przerażającego, nawet gdy Tim skończył już dwadzieścia sześć lat, a Michael trzydzieści. – I twoje dziecko. – Wskazał na mnie.
Już miałem wyjaśnić, jednak mój przyszły szwagier nie wyglądał, jakby chciał rozwiać to nieporozumienie, uśmiechając się niemalże złośliwie, a na dodatek dotarło do mnie, że June nie dołączyła do nas razem z nim.
- Gdzie jest mała? – Zerknąłem po Michaelu, ciągnąc go za przedramię, żeby pomógł mi wstać, ale on jakby nigdy nic usiadł przy mnie tak, że nasze uda praktycznie się zetknęły.
- Ashton cudem wpuścił swoje dzieci do kulek i teraz on ich pilnuje.
- Ashton tu jest?! – Aż się ucieszyłem. – Wieki go nie widziałem! I no tak, Cal mówił, że Ash też ma dzieci.
- Jedno ze smarkiem pod nosem, dlatego ustaliliśmy z June, że bawimy się w zabawę „nie dotykaj dzieci Ashtona".
- Jesteś okropny, Mikey. – Pokręciłem głową i poklepałem go po kolanie, a potem sobie przypomniałem, że mam do rozjaśnienia coś z Timem, z którym mógłbym się w sumie umówić na kawę, bo nie planowałem więcej szukać sobie miłości poprzez Tindera.
To jest w ogóle hit swoją drogą, bo całe popołudnie na łódce, Mike i Nina pisali z nim na zmianę z mojej komórki, robiąc ze mnie jakiegoś geja-alfa.
- To ja już pójdę, fajnie było was znów zobaczyć. – Tim podrapał się po karku. – Gratuluję i w ogóle.
- W sensie? – Clifford nie był wtajemniczony.
- No wam... I takie tam. Przepraszam, nie pomyślałem, a mama coś mówiła, że Clifford hajta się z Hemmingsem, tylko myślałem, że chodzi o Jackie, a wy literalnie macie dziecko...
- Umn... - Mike zasłonił usta, próbując powstrzymać napad śmiechu, na co ja odchyliłem głowę do tyłu zrezygnowany. – Dzięki, Tim.
- Co? – Zmordowałem przyjaciela wzrokiem, bo dla niego to może była zabawna pomyłka, ale mnie naprawdę miło się z nim rozmawiało! – Michael naprawdę bierze ślub z Jackie, June to moje dziecko z małżeństwa z kobietą. – Wstałem, ale Tima zawołała już Carly, dlatego nie usłyszał.
- Siadaj, jest beka, będzie zabawniej, jak puści plotkę po całej wsi, że bierzemy ślub. – Michael pociągnął mnie za nadgarstek ponownie, ale obrażony zabrałem rękę.
Nie chciało mi się iść teraz tego wyjaśniać, bo uznałem, że wyglądałbym na zdesperowanego, poza tym nie ufałem do końca dziecku Ashtona z gilem pod nosem i z tej ławki mogłem doskonale obserwować basenik z kulkami.
- A może chciałem zaprosić go na ślub, jako osobę towarzyszącą?
- Zaprosiłem Ninę za ciebie. – Szturchnął mnie w ramię. – A tak serio, dopisaliśmy ją do listy gości i June też.
- Więc ty wesoło planujesz sobie dalej ślub z moją siostrą, a ja nie mogę poflirtować z facetem, bo przychodzisz tu i implikujesz, że jesteśmy razem, żebym się czasem za dobrze nie bawił? – Uniosłem jedną brew patrząc na niego. Michael tym czasem grzebał w farbkach do ciała, które przyniósł mi wcześniej Tim, otwierając je i zamykając, po czym zamoczył cienki pędzelek w bieli. – Albo jesteś po prostu jak pies ogrodnika.
- Mhm, już cicho bądź. – Uniósł farbkę do mojej twarzy i nim zdążyłem zaprotestować, poczułem, jak na policzku rysuje mi płatki stokrotki. Nie był być może mistrzem plastycznym, ale bardzo ładnie rysował, natomiast nie chcąc mieć paskudnej paćki na twarzy, siedziałem w bezruchu. – Tim to dzieciak.
- Dwudziestosześcioletni dzieciak – burknąłem.
- Podoba ci się?
- Może – odparłem.
- I chciałbyś potem słuchać słowotoku Carly na każdej, rodzinnej imprezie?
- Mikey, ja nie chcę się z nim hajtać, chcę go po prostu przelecieć.
- Fuj.
- Sam jesteś fuj – obruszyłem się.
Poczułem ścisk w żołądku i fakt, że ciepło moich policzków zaraz rozpuści roztwór, który mi nakładał. Zrobiłem się wręcz wściekle czerwony w tym miejscu, ale także na nosie, co spowodowało, że Mike uśmiechnął się lekko, przygryzając dolną wargę. Jego skupienie na moim profilu było wręcz zachwycające i przez chwilę, gdy ujął w dłoń mój podbródek, żeby narysować mi stokrotkę właśnie na nosie, poczułem się dosłownie tak jak kiedyś. Jakbym stał na skraju wysokiej skały i czekał tylko aż nadejdzie moment, gdy będę mógł wskoczyć do morza, które mnie pochłonie, bo skoro nie mogę go mieć, nie chcę mieć niczego.
Przełknąłem ciężko ślinę, a on przysunął się trochę, by lepiej widzieć.
- Stokrotki do ciebie pasują – powiedział szeptem.
- Jakie kwiatki pasują do Jackie? – zapytałem, aby przypomnieć mu, w jakich jesteśmy teraz pozycjach i że moje kompleksy aktualnie nie stoją nam na przeszkodzie w tym, by po prostu flirtować, tylko jego wątpliwe decyzje związkowe.
- Dlaczego mówisz teraz o Jackie?
Zmarszczyłem nos, gdyż płatek na jego koniuszku mnie połaskotał.
- Bo planujesz z nią ślub, a rysujesz mi stokrotki na twarzy.
- Nie mogę uznać, że stokrotki do ciebie pasują i namalować ich kilku na tobie? – Mike podniósł wzrok tak, że spojrzeliśmy sobie oboje w oczy. – To ty się czerwienisz, nie ja – wyszeptał.
- To ty zepsułeś mi flirtowanie z Timem, bo wolałeś, żeby myślał, że jesteś moim narzeczonym, niż żeby zaprosił mnie na przyjacielską kawę.
- Przyjacielską? Sam powiedziałeś, że chcesz go przelecieć. – Odchylił moją głowę bardzo delikatnie w drugą stronę, by dokończyć swój symetryczny obrazek na mojej buzi.
- Co ci do tego, Mikey?
- Przestań nazywać mnie „Mikey", skoro nie chcesz, żebym miał coś do tego.
- Nie możesz „mieć nic do tego", bez względu na to, jak będę cię nazywał. Straciłeś to prawo, wiesz o tym?
- Luke, przestań robić wielką rzecz z mojego śmieszkowania z Tima i rysowania na tobie stokrotek. Gdybym teraz cię rozebrał do naga i narysował jedną w moich ulubionych miejscach na twoim ciele, to niczego by nie zmieniło.
- Michael, odsuń się ode mnie. – Zacisnąłem powieki, a potem zabrałem jego rękę za nadgarstek ze swojej buzi, bo powiedział za dużo, a ja nawet nie wiem, jak doszło do tej konwersacji między nami.
- Został mi jeden płatek. – Uśmiechnął się zaczepnie.
- Trudno, nie wszystkie stokrotki mają tyle samo płatków. – Zabrałem od niego pędzelek, a potem odetchnąłem głęboko, starając się patrzeć wszędzie, tylko nie na niego, ale... To nie była moja wina i w sumie to nie ja się żeniłem, dlatego jednak przekrzywiłem głowę i wyciągając telefon, sam dorysowałem sobie ten płatek, uważnie patrząc w ekran, po czym wlepiłem bardzo poważny wzrok prosto w zielone oczy swojego przyszłego szwagra. – Czemu taki jesteś? – zapytałem tak po prostu.
- To znaczy? – Mike założył ręce na piersiach.
Przełknąwszy ślinę chwyciłem za farbki i namoczyłem trochę większy pędzelek w kolorze żółtym. Przysunąwszy się bliżej Clifforda, również ująłem jego podbródek, by był bliżej mnie i sam z dokładnością zacząłem rysować na jego policzkach - tyle, że słoneczniki.
- Zachowujesz się wobec mnie w ten sposób, podczas gdy mieliśmy spróbować przyjaźni. Przygrzało ci słońcem, czy naprawdę zrobiłeś się zazdrosny o Tima?
Nic nie odparł, pozwalając mi kreślić po sobie.
- Michael? – dopytałem.
Dopiero gdy przeszedłem do jego drugiego policzka, naprawdę zadowolony z tego dzieła, z lekkim westchnieniem, zdecydował się coś powiedzieć.
- Przywykłem do tego, że mam jakąś dziewczynę i mam też ciebie kiedyś, ale totalnie nie przywykłem do tego, że ty mógłbyś mieć innego faceta. Wiem, że teraz jest inaczej i to było dziwne, w ogóle, paskudne, zwłaszcza, że ta dziewczyna, to Jackie, jednak prawdę mówiąc, Lu... Luke. – Chrząknął. – Po prostu poczułem się wywołany do tablicy. Więcej się tak nie zachowam, przepraszam. Pójdę wyjaśnić to z Timem, jeśli chcesz.
- Byłoby naprawdę miło. – Zrobiłem znaczącą minę, choć poczułem, że serce mi trochę przyspiesza, jakby bez powodu. To wszystko przez ten upał i piwo wypite na słońcu. – Gdybym miał o sobie lepsze zdanie kiedyś, nigdy bym ci na to nie pozwolił. Na posiadanie mnie i jakiejś dziewczyny jednocześnie, wiesz? – Skończyłem swoje słoneczniki, odsuwając się od Michaela, który zaczął już chować farbki. – Każda twoja dziewczyna łamała mi serce.
Michael uśmiechnął się tylko przepraszająco, a potem pokiwał głową.
- Pójdę przeprosić Tima i zbajerować go, żeby umówił się z tobą na kawę.
Nie miałem pojęcia dlaczego, ale zamiast odczuwać satysfakcję z tej konwersacji dwóch poważnych, stabilnych dorosłych, zrobiło mi się nagle nieprzyjemnie chłodno i źle. Przygryzłszy dolną wargę, ponownie więc złapałem Michaela, ale tym razem za rękę, nie za nadgarstek, albo przedramię, co spowodowało jego nagłe spojrzenie na mnie z góry, jakby oczekiwał, że coś się właśnie między nami wydarzy i jednocześnie strasznie się tego bał.
- Sam to później zrobię, jak będzie dobra okazja, ale dziękuję – szepnąłem. – Siadaj, zrobimy sobie razem zdjęcie? Wyglądamy jak ładna łąka.
- Ładna łąka – powtórzył po mnie, powstrzymując śmiech, po czym rzeczywiście zajął swoje poprzednie miejsce.
Nie puścił jednak mojej ręki, co jakiś czas zerkając tam, niby się zastanawiał kiedy ja to zrobię. Padło dopiero na moment, gdy zacząłem przecierać aparat w telefonie materiałem koszulki.
...
[Maine, Castine, 2010]
- To kogo ostatecznie zapraszacie? – zapytał Ashton, przeciągając się na ławce, podczas gdy Calum co jakiś czas zerkał w stronę Jackie, która kawałek dalej rozmawiała ze swoimi koleżankami.
Okupowaliśmy całą ekipą jeden stolik, to znaczy Irwin z Hoodem siedzieli na ławeczce przymocowanej do blatu, patrząc na rozwrzeszczanych ludzi, bawiących się pośród kostki brukowej wbudowanej w trawnik, służącej za parkiet, a ja i Michael krzyżowaliśmy nogi, opierając się o siebie nawzajem nad chłopakami, nie chcąc przy okazji strącić butelek po piwie, którego nie powinniśmy wtedy pić.
- A właśnie, Luke, miałem ci mówić. – Cal klepnął mnie w udo, gasząc papierosa w pudełku po frytkach, więc popiół obleśnie zmieszał się z pozostawionym keczupem. On jako jedyny nie bał się, że ktoś dorosły nakapuje jego rodzicom, że palił na publicznym festynie, gdzie znajdowała się chyba cała społeczność Castine, bawiąc się do hitów głównie z lat osiemdziesiątych. – Do Jackie znów podbijał Greg, dlatego zapytała mnie przy nim, czy pójdę z nią, a ja się zgodziłem, żeby nie było przypału, więc tak jakby idziemy razem.
- Zbierasz na studniówkę siostrę Luke'a? – Ashton otworzył oczy szeroko.
- Jako kumpel! – wytłumaczył się od razu tamten.
- Luz, nie musisz mnie pytać, ważne, żeby Greg się odjebał – westchnąłem ciężko, a potem oparłem skroń o ramię Michaela, patrząc jak ładnie wyglądają ze sobą Ben i Celeste, którzy tańczą, jakby jutra miało nie być.
Trochę im tego zazdrościłem. Ja się bałem, jeśli mam być szczery, poza tym potrafiłem tańczyć jedynie z Cliffordem, bo tego nauczyła nas mama parę lat wcześniej, przed rozpoczęciem liceum, a teraz mieliśmy je skończyć, mnie natomiast nie uśmiechało się w ogóle pójść na ten denny bal.
- Może zaproś Brandy, znów gadaliście. – Calum wskazał na Mike'a, który parsknął cichym śmiechem.
- Nigdy w życiu, po niej mam dość lasek do końca życia. – Teatralnie wręcz objął mnie ramieniem. – Lu, uczynisz mi ten zaszczyt?
- Huh? – Przebudziłem się z letargu, mocniej przywierając do niego, przy okazji się wyszczerzyłem, bo teraz było mi dobrze.
- Poczekaj. – Michael odsunął się trochę, a potem wychylił się za stół, trzymając ramię Ashtona by nie spaść. Zerwał jedną, smutną stokrotkę, która rosła sobie, podlewana co jakiś czas naszym wykapującym z kubeczków piwem. – Proszę. – Podał mi kwiatek. – Uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na studniówkę?
- Umn... Nie chciałeś zaprosić Brandy? – Uniosłem jedną brew, odbierając od niego roślinkę, którą z lekkim rozbawieniem wsadziłem sobie za ucho.
- Nie słuchałeś nas, mam w dupie laski, teraz interesują mnie tylko faceci!
Calum z Ashtonem zaczęli śmiać się na głos, podczas gdy mój żołądek wywinął fikołka, natomiast mimo próby powstrzymania tego, trochę się zaczerwieniłem.
- Skoro tak to ujmujesz. – Zatrzepotałem rzęsami dla śmiechu.
- A ty nie chciałeś iść z Carly? – zapytał Ashton mnie.
- Cicho, dyktuję teraz warunku. – Wyciągnąłem rękę do Irwina, żeby się zamknął. – Mike, bardzo chętnie, ale musisz znaleźć więcej stokrotek i zrobić mi wianek.
- Zrobię i sto wianków, słonko. – Złapał moje policzki, które teatralnie ucałował, powodując, że nawet ja zacząłem się śmiać, obejmując go trochę. – Uwaga, idę na poszukiwanie podlewanych piwskiem, super-stokrotek.
Poderwał się na równe nogi, a ja dalej lekko chichocząc, odprowadziłem go wzrokiem. Nasi kumple patrzyli po mnie z dołu rozbawieni.
- Tylko uważaj – mruknął Ash. – Studniówka nieruchana, matura niezdana.
- Ashton, ty grzeszniku, z twoich ust takie słowa? Napij się więcej. – Calum aż zacmokał, podając przyjacielowi kolejną porcję procentów w butelce. – Kto powiedział, że będzie nieruchana, co? – Szturchnął mnie, na co się trochę obruszyłem, ale nie dlatego, że pomyślałem: „o mój boże, on mi insynuuje, że puknie Jackie", tylko dlatego, że mój mózg nadawał na falach: „mikeymikeymikey!"
- Nie, a tak serio, serio, uważaj – Ashton spoważniał. – Michael to Michael, nie zdziwiłbym się, gdyby chciał serio się z tobą bzykać.
- No, on tak ma, nigdy nie wiem czy żartuje – przyznał Calum. – Ale na koniec dnia i tak zawsze kończy z najlepszymi laskami, przejebane by dopiero było, jakby to nie były żarty, co, Luke?
- Umn... Co? – Zakaszlałem i sam otworzyłem sobie piwo bokiem telefonu z klapką, którym gdybym się postarał, mógłbym zabić człowieka. Serce podeszło mi do gardła. – O co wam teraz chodzi?
- O to, że Michael przeleciałby dosłownie wszystko, nawet faceta.
- Yyy... - Wziąłem łyk, jakbym był spragniony, bo nie chciałem na to odpowiadać. Zacząłem pić jak na wyścigi, powodując zmarszczenie brwi Caluma, który nie był pewny, czego właśnie jest świadkiem.
- Weźcie przestańcie, bo jeszcze nasz Mikey skończy jak ten fryzjer, mama mówiła, że zmarł na jakąś gejowską chorobę.
- O fu. – Calum się skrzywił, więc zamknąwszy mocno oczy piłem dalej.
- Przestańcie! – powiedziałem wreszcie, przy okazji klepiąc się w klatkę piersiową, ponieważ poczułem to gazowane w przełyku. – Serio, przestańcie, chłopaki, bo mówicie o naszym Michaelu! Jakby chciał pieprzyć faceta, to dalej byłby Michaelem, prawda?
- No ale chyba nie chce, co? – Ashton zmarszczył brwi. – Albo mógłby się zdecydować, bo tu laski, tu te żarty, naprawdę się chłopak przekręci na jakąś wenerę.
- Kurwa, Ash, zamknij ryj. – Pokręciłem głową. – Michael jest prawiczkiem. – Wzruszyłem ramionami.
- No, w to nie uwierzę! – zawołał Calum ze śmiechem. – Dobra jest, wyjebane, może ruchać kogo chce moim zdaniem.
- Same, ale wciąż dziwnie – zachichotał Irwin.
- Ta... - Dopiłem to piwo do końca i wyciągnąłem stokrotkę zza ucha, obserwując ją jakby oznaczała coś złego we mnie, dlatego zaciskając trochę szczękę, mocno zgniotłem kwiatek w dłoni.
- Cal, Greg tu jest, chodź, zatańcz ze mną! – Podbiegła do nas Jackie, która nagle odciągnęła Hooda, podającego mi swojego świeżo odpalonego papierosa, bo na jedno jej słowo, już był cały gotowy do akcji.
Koleżanki mojej siostry się przysiadły, jedna z nich chciała, żebym zapalił z nią na studenta, na co nie miałem ochoty, więc podałem fajkę w jej palce, wstając z blatu, bo Ashton był zbyt w szoku, że dziewczyny chcą z nim rozmawiać, dlatego skupił się tylko na nich.
Poczułem nieprzyjemne ciśnienie w skroniach od zbyt szybkiego opróżnienia butelki. Odechciało mi się bycia na tym festynie i czekania aż starszy kuzyn Caluma przywiezie zioło. Miałem ochotę zwinąć się w łóżku w kłębek, wraz ze swoją stokrotką i zniknąć, tak aby nikt nigdy nie pomyślał, że coś jest ze mną nie tak.
Poza tym oni mieli rację – Mike mógł sobie żartować z czego chciał, ponieważ zawsze i tak kończył z ładną dziewczyną u boku i wiedziałem, że mimo jego deklaracji, że chce iść ze mną na bal maturalny, najpewniej tydzień przed zapyta, czy to w porządku, jeśli jednak zabierze tam Brandy.
Zakręciło mi się w głowie od pijaństwa, dlatego przetarłem twarz rękoma.
- Hej, tu jesteś, chodź. – Clifford pojawił się nagle jakby znikąd. Rzeczywiście zebrał sporo stokrotek, które uplótł w coś, jak mały wianek, a że kręciło mi się w głowie, nawet nie wiem jak doszło do tego, iż złapał moją dłoń i zakończył to dzieło na moim nadgarstku, niby rzeczywiście w ten sposób zaprosił mnie na tę studniówkę.
Zachichotałem mimowolnie.
- Miej w nich wyjebane. – Oparł brodę na moim ramieniu od tyłu, gdy podeszliśmy bliżej kostki brukowej–parkietu, chcąc popatrzeć, jak bawią się inni ludzie.
- Hm? – mruknąłem niepewny.
Było mi trochę niedobrze od sztucznych świateł, jednak przy nim czułem się względnie bezpiecznie.
- W Caluma i Ashtona, ja tak robię, po prostu ich ignoruję, jak mają opinię.
- Słyszałeś – bardziej stwierdziłem, niż zapytałem. – Przykro mi i przepraszam, że nic nie powiedziałem.
- Luz, to nie twoje zadanie. – Michael wzruszył ramionami. – O boże, kocham tę piosenkę, chodź, zatańcz ze mną. – Mocno chwycił moją rękę, tę na której miałem stokrotki, ciągnąc mnie z całej siły w stronę parkietu.
- Michael! – śmiałem się na głos, ale zamykając oczy szedłem koślawo za nim. – Masz szczęście, że ja też kocham tę piosenkę!
Słuchaliśmy właśnie wraz z całym festynem – Keep on loving you, które było przepiękne, poza tym oboje znaliśmy słowa, a że się wstawiliśmy, bez trudu wrzeszczeliśmy z innymi, pijanymi ludźmi. Nikt nie brał tego na poważnie, nawet gdy wyznawaliśmy sobie wzajemnie „kiedy powiedziałem, że cię kocham, miałem na myśli to, że będę cię kochał na zawsze". Po prostu stanowiliśmy rozrywkę zabawy w postaci nawalonych nastolatków, którzy odwalali bujanego, spizganego, wolnego, po środku tej kostki, bo się tam wepchnęliśmy, a że raczej tańczyli dorośli, nie dzieciaki w naszym wieku, to zrobili wokół nas kółko.
- Najlepsi przyjaciele! – Słyszeliśmy krzyk jakiejś starszej pani.
- Oo, chłopakom już chyba starczy na dziś! – zawołał wąsaty wujek.
- Ach te pierwsze drinkowanie! - wrzasnął jeszcze ktoś.
- Nagram was! – Ben wyciągnął komórkę i rzeczywiście uchwycił ten moment, gdy dalej chichrając się jak głupi, plątaliśmy się nogami, powodując, że na nagraniu trudno było powiedzieć, który z nas miał na sobie czarne, a który białe trampki.
...
[Maine, Castine, obecnie]
Moja mama potrafi być naprawdę świetną babcią, ale może to dlatego, że rzadko widuje June. Byłem w ogromnym szoku, gdy przed dziewiątą przyszła z tatą na plażę publiczną odebrać wnuczkę, żeby Jackie i Nina też mogły zostać do końca, a potem, po zjedzeniu prawie metrowej zapiekanki, kiedy młoda dała mi i mojej byłej żonie buziaka w policzek, bez marudzenia zabrała się z dziadkami, którzy obiecali jej jeszcze, że zabiorą ją do bazy po drugiej stronie plaży, kiedy wzejdzie księżyc, a ona nie będzie jeszcze spała.
Byłem zachwycony tym, jak bardzo przyjemne wakacje zafundowałem June swoim nagłym wybuchem złości na Mike'a, którego nie widziałem od lat. Właściwie Castine okazało się takie nienajgorsze, jakby na to spojrzeć z innej perspektywy, zwłaszcza gdy zdecydowanie się już upiłem, tak jak cała reszta, prowadząc porywającą konwersację z Ashtonem.
Calum świetnie sobie radził wykańczając Ninę na parkiecie, choć słysząc Red Hotów, musiałem zakończyć konwersację o byciu kierownikiem produkcji ze swoim dawnym kolegą, bo matka mojego dziecka nie dałaby żyć, jakbym odpuścił Tell me baby, przy którym całkiem nieźle wymiataliśmy.
Znienacka pookręcałem także Carly, która śmiała się do rozpuku, opowiadając mi o tym, jak sama wyprowadziła Tima z błędu, ale ani ja, ani on nie podeszliśmy do siebie, bo jego przyjaciele także pojawili się nagle i kompletnie dał się im pochłonąć.
W Nowym Jorku nie miałem wielu znajomych - z własnego wyboru. Raczej jestem typem samotnika, poza tym bycie tatą na pełny etat i dodatkowo praca nauczyciela, nie pozwoliły mi za bardzo wkręcić się w jakąś paczkę. Jasne, czasem widywałem się z kolegami, którzy też uczyli, ale niewiele mnie z nimi łączyło, poza tym wolałem znajome Niny, które zawsze miały wiele do powiedzenia, ale na koniec dnia to na jej towarzystwie im najbardziej zależało. Choć po rozwodzie, gdy dowiedziały się, że nie próbuję być niewierny, tylko po prostu serio kocham słodkie drinki i zabawę do Britney Spears, a nie staram się zrobić sobie reklamę, planując zdradzić żonę, nagle narzekały, że nie mamy właśnie jakiejś babci na miejscu, albo nie chcemy zapłacić za opiekunkę, by wspólnie wybrać się w miasto.
Zresztą imprezy w Nowym Jorku wyglądały zupełnie inaczej, aniżeli te w Castine.
Niesamowite, tu od ostatnich jedenastu lat nawet repertuar muzyczny wodzireja nie uległ zmianie.
- W sumie to gratuluję, nie powiedziałem ci tego! – odezwałem się do Ashtona, kiedy staliśmy wszyscy – ja, on, Nina, Calum, Jackie i Michael, obok siebie, rozkoszując się zimnym piwem.
- Awansu?
- Dzieciaków – odparłem ze śmiechem. – Ale awansu też, gratuluję.
- A ty? Masz plany startować na jakiegoś dyrektora szkolnego, czy kogokolwiek? – zaczepił mnie.
- Nie ma opcji, nie wiem, czy nie zmienić pracy, zresztą nawet nie wiem, co innego mógłbym robić. Kurwa, zrobię doktorat i zacznę wykładać! – zawołałem trochę zbyt głośno, ponieważ byłem już dość mocno pijany, ale zacząłem rechotać, natomiast za mną wszyscy pozostali.
- Jak tam w LA? Imprezy, na które chodzicie muszą być trzy razy bardziej zajebiste, niż te, co? – No tak, ja tu o nowojorskich klubach, a przecież rozmawialiśmy z wschodzącymi gwiazdami Hollywood, to znaczy moją siostrą i jej przyszłym mężem.
- Michael i imprezy? – Jackie uniosła jedną brew.
- Michael nie imprezuje?! Szok! – zawołał Calum.
- Michael nie ma nigdy na nic czasu, poza tym bywa antyspołeczny, zamienił się w Luke'a! – rzuciła, mimo wszystko przywierając do jego ramienia.
Wymieniliśmy z Cliffordem wspólne spojrzenie, które oznaczało, że wraz z naszą wycieczką do Vegas, wybawimy się za wszystkie czasy i na złość nikomu nie powiemy, żeby dalej mieli nas za malkontentów w tej dziedzinie.
- Ale serio, Ash, zazdro dzieciaków, są przesłodkie. – Jackie aż się rozmarzyła.
- No, to prawda. – Calum pokiwał głową.
- Cal robi za ich niańkę, jak nie możemy się z żoną zająć, jest najlepszy – odparł Irwin robiąc znaczącą minę.
- Praca zdalna, cóż mogę rzec. – Hood się przeciągnął.
- Serio? – Oczy Jackie zabłyszczały, gdy na niego spojrzała, a ja dostrzegłem jak Michel odchodzi trochę od niej, niby tylko po to, by sięgnąć po kolejne piwo, którego napił się, stając nagle bliżej mnie.
- Ej to w sumie zabawne – kontynuował Ash, który stanowił główną rozrywkę dla nas wszystkich wtedy, ponieważ z nim widywaliśmy się się najrzadziej. – Byłem przekonany, że prędzej Jackie weźmie ślub z Calumem, a Michel z Lukiem.
Nina parsknęła, przestając wgapiać się w tańczących ludzi. Jej dłoń wciąż znajdowała się w tylnej kieszeni moich spodni.
- Słucham? – odezwała się zdezorientowana Jackie.
- Może chodzi o moje niebieskie włosy teraz i dawne niebieskie włosy Mike'a, które widziałam na zdjęciach. – Mimo swojego bojowego nastawienia, moja była naprawdę stanęła w naszej obronie w tej sytuacji, choć Clifford zmierzył ją dość niepewnie.
- Ash, piwa? – Mike podał mu butelkę.
- Coś ty, dzięki. W ogóle sorry, jak byłem kiedyś trochę homofobiczny, chłopaki, nie wiem jak to powiedzieć, to brzmi źle, ale wiecie, musiałem dojrzeć do rzeczy, moi starzy wyprali mi mózg i takie tam...
- Może drinka? – zapytałem ja, kiwając głową z uśmiechem. – I spoko, nie byłeś moim jedynym powodem do niewychodzenia z szafy, stary.
- O matko, wyszedłeś z szafy?! Ale super! – Zmarszczyłem brwi, bo Ashton naprawdę tego nie wiedział? Czy te misterne plotki, których się obawiałem, naprawdę były urojone latami w mojej głowie, a tak naprawdę większość ludzi w tym mieście miała mnie w dupie?
Jackie stojąc przy Calumie patrzyła raz na Michaela, raz na mnie z niepewnością.
- Taa, jeeej! – Uniosłem rękę trochę skrępowany.
- Wy naprawdę ze sobą kręciliście, co? – Ashton wskazał na mnie i na Mike'a. – I nawet macie wspólne kwiatki na policzkach!
- Ashton, chyba się upiłeś, poszukamy łazienki? – Calum chciał wyciągnąć do niego rękę, jednak Jackie złapała za nadgarstek Hooda, nieustannie skonsternowana wlepiając we mnie pytający wzrok.
- Ash? – Skinęła mu.
- Oh boi – mruknęła Nina pod nosem, ciężko wzdychając.
- Byliście razem? – zapytał Irwin, a że się zalał i to kompletnie, nie załapał, że nie jest nam dobrze z tą rozmową.
- Nie!
- Nie!
Odkrzyknęliśmy oboje, bo teoretycznie się nie spotykaliśmy, ale praktycznie, byliśmy w związku od przedszkola.
- A, myślałem, bo Mike jest tym całym bi, a ty jesteś tym całym gejem.
- Jestem bardzo całym gejem – powtórzyłem. – Spytajcie moją żonę – próbowałem rozładować napięcie.
- Ja też jestem gejem – odparła Nina, więc spojrzałem na nią z góry pytająco. – Serio, chyba jestem lesbijką.
- To by wyjaśniało dlaczego wyszłaś za mąż za Luke'a! – podchwycił Calum niemal od razu.
- Czy ludzie są jeszcze hetero? – zapytał Ashton.
- Mamy dwa tysiące dwudziesty drugi, nie – odbił Michael, natomiast Jackie odsunęła się odrobinę, odkładając swoją butelkę na stół. – Hej, zatańczymy? – zwrócił się do niej, a ona pokręciła przecząco głową i przeprosiła nas skinieniem, odchodząc kawałek dalej, natomiast za moją siostrą od razu ruszył jej przyszły mąż.
Spojrzałem na Ashtona morderczo, a Calum podrapał się po karku niezręcznie.
- Myślę, że powinieneś za nimi iść – powiedziała Nina.
- To ich sprawa, ich związek. – Wzruszyłem ramionami. – Ich sekrety. I heej, naprawdę?
- Ale że co? – Nina zmarszczyła brwi, skinąwszy mnie.
Irwin i Hood poszli powyrzucać po nas kubeczki, więc usiedliśmy na trawie, bo wszystkie ławki były pozajmowane przez młodzież.
- To że też jesteś gejem – wyjaśniłem.
Z jednej strony naprawdę chciałem się skupić na tej konwersacji z całego serca, lecz z drugiej zachodziłem w głowę, co dzieje się właśnie pomiędzy Michaelem, a moją siostrą. Może naprawdę powinienem tam pójść? Tylko nie byłem pewny, czy jestem gotowy na „nienawidzę cię, jak mogłeś mi to zrobić" ze strony Jackie. Byłem zbyt pijany na tę dramę.
- Chciałam ci powiedzieć ostatnio, ale wyleciałeś z tą całą sytuacją między tobą, a Michaelem. Poszłam na randkę z tamtym kolesie, co o nim gadaliśmy, jak wróciłam do domu, czułam się do dupy, bo sama w sobie wizja bycia z jakimś facetem, przyprawia mnie o dreszcze. – Nina objęła swoje nogi. – Najpierw myślałam, że mam przejebane i wciąż cię kocham, a potem do mnie dotarło, że nigdy nie kochałam cię tak, jak powinnam i cała reszta rzeczy, jak oglądanie porno z lesbijkami, mówiąc sobie, że po prostu te penisy są nierealistyczne, albo fantazjowanie o koleżankach z pracy, czy ten pocałunek z moją kumpelą równo po naszym rozwodzie. Nie mówiłam ci, ale po prostu się śmiałyśmy, że właśnie to chciałyśmy zrobić, jednak stałeś nam na drodze i takie tam. – Podciągnęła kolano pod brodę, patrząc na mój profil, kiedy słuchając jej, zbierałem stokrotki, które rosły dookoła. – Ale z drugiej strony może to sobie wmawiam? Przecież June nie może mieć dwóch gejowskich rodziców, prawda? Poza tym... Nigdy wcześniej tak o tym nie myślałam i... Nie wiem, Lu, oceń to.
W pełni skupiłem się już na niej, bo ta rozmowa była dla Niny bardzo ważna, tak jak moja, kiedy wyrzuciła przez okno ten cholerny telewizor.
- Kocham cię, wiesz?
- Hm? – Zmarszczyła brwi.
- Bardzo cię kocham. – Wzruszyłem ramionami i zacząłem pleść wianek. – To nie jest dziwne, jak nagle każdy dookoła ciebie okazuje się nie być hetero, ani na siłę, ani modne. Po prostu szukamy takich ludzi, nawet jak wszyscy jesteśmy w szafie, bo czujemy się bezpieczniej wśród swoich. To możliwe, że wyszłaś za mąż za faceta, który ma wiele kobiecych cech, ponieważ ja ożeniłem się z kobietą, która ma wiele męskich cech, tak stereotypowo. I to nie jest nawet kwestiach naszych orientacji seksualnych, tylko osobowości. Lubisz być dominująca i odrzucasz wszystko, co stereotypowo kobiece, ponieważ pociąga cię to w innych, ale nie chcesz sobą tego reprezentować, bo nie czujesz, żeby to do ciebie pasowało i tyle.
Pokiwała głową.
- Więc nie uważasz, że mi odbiło po rozwodzie?
- Absolutnie nie, ciekawe co się stanie, jak June okaże się hetero.
- Będziemy zawiedzeni!
Oboje zaczęliśmy się śmiać, opierając się o siebie nawzajem.
- Hej – mruknęła podając mi stokrotki do wianka. – Myślę, że dlatego byliśmy dobrym małżeństwem i możemy dalej się przyjaźnić. Bo żadne z nas nie oczekiwało od tej drugiej strony stereotypowego męskiego, czy damskiego zachowania, no i umówmy się, trochę od zawsze podświadomie wiedzieliśmy, że nie zaspokoimy się w łóżku, więc dawaliśmy sobie fory.
- Wsadziłem sobie kiedyś twój wibrator w tyłek – mruknąłem szeptem, za co oberwałem lekkie uderzenie w ramię, ale także salwę szczerego śmiechu, którą odwzajemniłem.
- Jak przeglądałam kiedyś gołe baby w laptopie i zapomniałam wyłączyć stronę i mi kumpela spojrzała, to mówię jej: „o mój boże, mój mąż jest obleśny!"
- Ty pindo!
- Ale nigdy nie myślałam nad tym poważnie, wiesz?
- Musisz spróbować iść na panienki. – Szturchnąłem ją lekko.
- O mój boże, a tak swoją drogą, daj telefon, muszę odpisać Dickowi, bo Mike obiecał, że będziesz online po jedenastej wieczorem.
- Co? – Uniosłem jedną brew.
- No! Myśleliśmy, że zaliczysz zgona i będziemy z nim pisać.
- Chryste. – Pokręciłem głową.
Kiedy jednak skończyłem wianek, pozwalając Ninie flirtować w moim imieniu, dostrzegłem, że Michael i Jackie wracają już za rękę, podczas gdy ona była przeszczęśliwa, a on trochę zmieszany. Uniosłem obie brwi, bo rzuciła się na ramiona Caluma i Ashtona, natomiast kiedy zorientowałem się, że on idzie do nas, wstałem i pomogłem też wstać swojej byłej.
- I jak? – zapytałem od razu, toteż wzruszył ramionami. – Powiedz mi.
- Wkurzyła się? – zapytała Nina, przy okazji pokazując mu, że może wyżyć się na Dicku.
Michael zbył komórkę machnięciem ręką.
- Nie, co jest ultra dziwne. – Spojrzał na mnie, a potem na nią. – Gratuluję wyjścia z szafy, swoją drogą.
- Dzięki, będę jeszcze testować, ale myślę, że to najbardziej mnie określa, unikanie fiutów do końca życia.
- O nie, ja będę się świetnie bawił w świecie fiutów – wypaliłem.
- Chcesz jakiegoś? Powiem Dickowi, żeby wysłał.
- Nie, jego ma dziwny pieprzyk. – Wzdrygnąłem się.
- Hej, Nina, chodź, pokażesz chłopakom, że umiesz zrobić minę Grincha, jak Luke! – zawołała Jackie, dlatego kobieta nie oddając mi telefonu, zniknęła tam, posyłając nam ostatnie pokrzepiające spojrzenie.
Stanęliśmy więc z Michaelem obok siebie, ponownie patrząc na kostkę brukową, która robiła za parkiet, jednak teraz, po latach była dość wybrakowana. Założył ręce na piersiach, dlatego patrząc po Michaelu kątem oka, po prostu założyłem mu na głowę wianek, który zrobiłem.
- Co to?
- Stokrotki – odparłem. – Mike, uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną Keep on loving you, jak włączą?
Zaśmiał się i szturchnął mnie lekko ramieniem.
- Powiedziała, że się źle czuła, dlatego odeszła od nas i nie chciała zatańczyć, złapała Caluma za ramię, bo myślała, że zwymiotuje, a stał najbliżej i nawet nie pomyślała, że moglibyśmy być razem, ty i ja. – Przełknął ślinę. – Nie wierzę w żadne jej słowo i nie rozumiem dlaczego nie chce mnie z tym skonfrontować.
- Czemu jej nie powiedziałeś w takim razie?
- Nie wiem – przyznał, patrząc na mnie od boku.
Mieliśmy porozmazywane już kwiaty na policzkach, a nasze ocz błyszczały od picia.
- Powiemy jej razem, jak wrócimy z Vegas? Że to było kiedyś, a teraz po prostu się kumplujemy? No wiesz, może bez szczegółów, ale tak, żeby nie musieć palić zdjęć.
- Słucham? - Nie zrozumiałem go.
- Nie mam serca spalić naszych zdjęć, Luke, wiem że to głupie, bo to tylko zdjęcia, ale bardzo nie chcę ich palić.
Pokiwałem głową, nie mając pojęcia co mogę mu odeprzeć. Zebrało mi się na płacz, jak kobiecie w ciąży, jednakże byłem tylko podchmielony i trochę smutny, dlatego słysząc Keep on loving you, przełknąłem ciężko ślinę. Już miałem mu powiedzieć, żebyśmy sobie po prostu usiedli, ale Michael chwycił moją dłoń i zamknął oczy, po czym tak samo jak kiedyś, wciągnął mnie na sam środek tej kostki brukowej.
Miałem w dupie to miasto oraz fakt, że być może jestem okropny, ale bezwstydnie, zgodnie z tekstem piosenki, wraz z Michaelem, teatralnie wręcz zaśpiewałem: "Ponieważ byliśmy my, na długo przed nimi i wciąż jesteśmy razem. I mam na myśli, każde słowo jakie wypowiadam, kiedy mówię, że cię kocham. To znaczy, że kocham cię na zawsze. I nie przestanę cię kochać, bo jest to jedyna rzecz jaką chcę robić. Nie chcę spać, chcę po prostu zawsze cię kochać."
Wszyscy mieli z nas niezły ubaw, Calum nawet pociągnął dziedzictwo Bena i to nakręcił, a Jackie opierała się o jego ramię, jakby szukała ciepła, albo rzeczywiście była mocno pijana.
Resztę wieczoru spędziliśmy bez niepotrzebnych spięć, po prostu dobrze się bawiąc i wygłupiając. Mimo niekomfortowej sytuacji wcześniej, nawet moja siostra i Mike zaczęli z wielką chęcią znów robić ze sobą rzeczy, niby tamto się nie stało.
Oni to dopiero umieli ze sobą świetnie tańczyć, jednak razem z Niną starałem się nadążyć. Koniec końców moja była żona porwała moją siostrę w swoje ramiona, a ja położyłem się na stole, bodajże do domu dotarłem z pomocą Caluma, Mike'a i Ashtona, ale więcej grzechów nie pamiętam.
Prócz zwymiotowania do zlewu w kuchni. I w kwiatka. I do wanny. I chyba na buty Michaela.
_________________
hejoo, napisałam rozdział <3 koniecznie dajcie znać co sądzicie, bo ja ten naprawdę bardzo lubię i tę piosenkę. Ona wróci swoją drogą, a jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to wróci w taki sposób, że wszystkim nam pęknie serce.
all the love xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro