Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17. Czy ktoś widzi co się ze mną do diabła dzieje?

[India Parkman - Stay For a While]
[Maine, Castine, obecnie
]

Przyjemny zapach koszonej rankiem trawy docierał do moich nozdrzy, wraz z wonią rozkwitłych szyszek i wilgotnej, wiejsko-leśnej ziemi. Niebo zrobiło się różowo-liliowe, jakby ktoś rozlał na nim odrobinę truskawkowego mleka, a skutkiem przyjemnego ciepła, mąconego niesuchym powietrzem, czułem że mógłbym pozostać w tej estetyce na dłużej.

Wiedziałem, że gdy tylko wyciągnę słuchawki, to zamiast mobilizującej mnie Katy Perry usłyszę sowy, szum koron drzew oraz obijającą się z oddali o skarpę, ociężałą masę oceanicznej wody.

Takie momenty lata warto zapamiętać, ponieważ potem się za nimi tęskni wraz z nadejściem mroźnej zimy. Może nigdy nie byłem fanem upałów, aczkolwiek zdecydowanie wolałem nie być zobligowanym do noszenia puchowej kurtki, gdyż w estetycznym płaszczu zwyczajnie przechodziły mnie dreszcze mrozu.

W Nowym Jorku zima miała jeszcze jakiś sens, ponieważ być może metro śmierdziało bardziej, niż zwykle, a autobusy były absurdalnie przepełnione, jednak człowiek mógł ukryć się w pobliskim budynku, gdyż na niemal każdej ulicy stał jakiś, który należał do przestrzeni publicznej.

W Castine mieliśmy kilka sklepów tematycznych, choć część z nich wypadł internet, szkołę, do której mogli wejść wyłącznie uczniowie, ich rodzice oraz kadra nauczycielska, kościół, ale tam i tak nigdy nie grzano, obskurny hotelik, gdzie aż niekomfortowo się zjawić, no i knajpę przy samej plaży, czyli stosunkowo daleko od drogi, jaką przebywałem z domu do podstawówki, a później liceum. Doskonale pamiętam, że zawsze miałem bardzo czerwone oraz popękane usta w okresie jesienno-zimowym, notoryczny katar, byłem dosłownie zamulony i chciałem doznać samozapłonu, by odrobinę się ogrzać. W sumie latem nie wyglądałem lepiej, tyle że w drugą stronę – bo zamiast suchych skórek na ustach, miałem zdarte kolana i łokcie, a mój katar pojawiał się skutkiem pyłków oraz przeceniania słońca.

Jedno w Castine podoba mi się mimo wszystko bardziej, niż w Nowym Jorku, to znaczy fakt, że nie ma tam siłowni, a każdą aktywność fizyczną, można uprawiać będąc co kreatywniejszym, korzystając z naturalnych dobrodziejstw.

Od czasu do czasu lubiłem wpaść na siłkę poćwiczyć. Miałem nawet karnet! Choć co prawda w większości wypadków służył mi po prostu jako karta podpierająca biurko w pracy, aby nie bujało się na nierównych nóżkach. Gdybym miał zastanowić, to jednak nie – nie lubię siłowni, lubię jedynie biegać, a robienie tego w Central Parku, albo w jakimkolwiek innym, publicznym miejscu, przyprawia mnie o dreszcze. Na wsi miałem chociaż komfort wyboru, czy chcę zrobić krótką rundkę po centrum, w którym mogę wpaść na kogoś znajomego, czy jednak preferuję przebieżkę po klifach przez las. Decyzja jest raczej prosta.

Potrzebowałem naprawdę sporo lat, aby pogodzić się ze swoimi porażkami podczas wychowania fizycznego w szkole i zaakceptować to, iż nie jestem zrażony do sportu, tylko do naszego trenera z liceum oraz idiotycznych przepychanek o piłkę. Właściwie tour po Castine, słuchając born this way wydał mi się nagle bardziej oczyszczający i niesamowicie symboliczny, niż mogłem się wcześniej domyślić, toteż gdy dotarłem już na swoją ulicę, wolniej wbiegając pod górkę, byłem spełniony.

Nina zabawiała June prowadząc z moją matką jakąś istotną konwersację, kiedy wychodziłem. Gdyby była żona nie napisała mi SMS-a, że naprawdę jest okej i mogę iść pobiegać, nie zostawiłbym jej tak, ale chyba zaczęły się właśnie wzajemnie akceptować, dlatego dałem im tę przestrzeń. Jackie też od dawna nie zawitała do Castine, oczywiście robiła to częściej niż ja, aczkolwiek wiedziałem, że ma sporo do ponadrabiania z koleżankami, które tu zostawiła, natomiast Mike pracował, zgodnie z tym, co zostało rano ustalone. Od razu po obiedzie zebrał się do domu swoich rodziców i nie widziałem go od wtedy.

Właściwie wyobrażałem sobie, jak musi wyglądać, gdy zajmuje się załatwianiem ważnych, reżyserskich spraw. Szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia na czym polega jego praca, pomijając to, że jest odpowiedzialny, wraz ze scenarzystami – za ostateczny wygląd napisanego przez nich wspólnie serialu, filmu, reklamy, czy spotu.

Niesamowite, że wyłącznie zobaczyłem dom Karen i Daryna, a moją pierwszą myślą już był on. To zostało mi z przeszłości – tik zawsze patrzenia w tamtą stronę, jakby z nadzieją, że Mike wyłoni się, pomacha mi, a za parę chwil zbiegnie po schodach ku dołowi, by wypaść przez taras niczym petarda, skutkiem czego resztę dnia spędzimy razem.

Ciekawe czy on się tak czuł, gdy wyjechałem? Na pewno. Mniej więcej to napisał w liście do mnie, bo z jakiegoś powodu nie byłem do końca świadomy, że złamałem mu serce chyba tak samo boleśnie, a może bardziej, niż sobie, kiedy odchodziłem.

Zaczesałem włosy do tyłu, wziąłem głęboki oddech i schowałem słuchawki bezprzewodowe do kieszeni bermudów, w których biegłem. Moja wielka koszulka z nadrukiem jakiegoś anarchistycznego znaku, którą dostałem od Niny, bo sama by się w niej utopiła, była dość przepocona, dlatego zacząłem marzyć już o prysznicu.

Chciałem zmyć z siebie wszystko tamtego wieczoru, wierząc, że jesteśmy bliżej, niż dalej dobrych rzeczy – dosłownie wszyscy, których zamieszanie dotyczyło mnie ostatnio.

Kto wie, może nawet miałbym odwagę obejrzeć sam ze sobą jakiś film Michaela? Dzięki temu zrozumiałbym go lepiej, albo przynajmniej docenił! Choć z drugiej strony, byłem przekonany, że mogę zrobić to dla czystej przyjemności, ponieważ jego wyobraźnia dobrze zgrywała się z moimi potrzebami, jako widza.

Jednakże zamiast swobodnie wejść do środka, zatrzymałem się jeszcze przy płocie, który dzielił posesje naszych rodziców. Clifford nie stał w oknie, jak sobie wymyśliłem, tylko siedział na ganku, mając kaptur czarnej bluzy na głowie, krótkie bojówki, wysokie trampki oraz trzymał oparty o kolano zeszyt, w którym właśnie pisał, popalając papierosa.

Otwarty laptop rzucał światło na jego skupioną twarz, miał tam jeszcze jakąś teczkę i dwie komórki, otwarty papierowy kalendarz oraz ten w komputerze, który na pierwszy rzut oka wyglądał potężnie, mocarnie i przeładowanie. Nie dziwiłem się już Jackie, że jest trochę zła, albo jej zwyczajnie przykro, skoro po powrocie z Castine, Michael już pierwszego dnia zaplanował sobie osiem godzin zdjęć, przed którymi miał dwugodzinne spotkanie, w tym czterdzieści minut przerwy na lunch i jakaś oficjalna kolacja na sam koniec. Podobnie zresztą wyglądał cały jego tydzień. Niesamowite, a mnie się nie chciało przyjść na poprawkę dla uczniów, która trwała godzinę lekcyjną.

- Hej – przywitałem się, chociaż zrobiłem to nieśmiało, ponieważ widzieliśmy się przecież od rana. Przeszedłem przez niewysoki płot, przekładając przez niego nogi, tak jak robiłem to już jako nastolatek, bo wcale nie chciało mi się nadrobić kilku kroków do furtki.

- Luke, hej. – Mike podniósł wzrok i uśmiechnął się trochę zmęczony. – Cynthia, zadzwonię do ciebie jutro rano, nie mogę ci teraz nic powiedzieć, po prostu nie wiem – rzucił również do słuchawki bezprzewodowej, którą chciał rozłączyć, ale po swojej stronie usłyszałem, że kobieta się spiekliła. – Wyobraź sobie, że mi też zdarza się nie wiedzieć. Zastanów się, prześpijmy się z tym oboje i proszę, jak będziesz mogła, przekonaj Jenny, że jest doskonała... C, nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, serio, twoje życie łóżkowe nie jest moją sprawą. – Michael uderzył lekko potylicą o ścianę domu. – Pa! – I się rozłączył, a ja stałem nad nim z rękoma w kieszeniach, czując się tylko odrobinę niekomfortowo.

- Jesteś zajęty, pójdę sobie. – Wskazałem na własny dom.

- Mogłeś to powiedzieć, zanim odprawiłem swoją asystentkę. – Kiedy to padło zrobiło mi się głupio, ale potem dostrzegłem w jego oczach, że się zgrywa. – Kończyłem to właśnie, mniejsza. – Mężczyzna pozbierał swoje notatki, choć wpisał w papierowy kalendarz jeszcze, że jutro o siódmej rano zadzwoni do Cynthii, a sprawdzając coś w telefonie, przeciągnął spotkane z wtorku za dwa miesiące, na wtorek w przyszłym miesiącu, wyrzucając sobie lunch z planu dnia. Skrzywiłem się trochę.

- Jackie miała rację – mruknąłem i zająłem miejsce na barierce ganku, patrząc po nim z góry. – Jesteś naprawdę zajętym człowiekiem.

- To moja praca – wyjaśnił szybko. – Poza tym... - Zaśmiał się lekko patrząc w swój grafik, jednocześnie cały czas porządkując wszystko co rozłożył do dużej torby do laptopa. – To tylko wygląda tak tragicznie, uwielbiam to co robię, dlatego w sumie to jest trochę jak rozpisałbym sobie... Sam nie wiem, kiedy oglądam odcinek The Crown, kiedy gram na konsoli, kiedy idę na kręgle i tak dalej, czaisz prawda?

- Hm. – Moje tętno powoli zwalniało, bo wciąż czułem skutki biegu, ale wysiliłem się na tyle, by usiąść jednak niżej, przy nim na schodach. – Więc kiedy grasz na konsoli i oglądasz The Crown? – Uniosłem jedną brew.

- To była metafora – odbił od razu, a ja nieprzekonany pokiwałem głową i chwyciłem ostatni notatnik, którego nie wepchnął do reszty. Z ciekawości otworzyłem go, powodując przewrócenie oczami Mike'a. – Magiczny zeszyt – wyjaśnił.

- Widzę – odparłem niemal od razu, ponieważ obok zapisków, jakby kodem, który rozumiał on i jego scenarzyści, znajdowały się fragmenty dialogów, bardziej prowizoryczne opisy jakiś scen, amatorskie rysunki aktorów oraz ich rozstawienia, a także powklejane tam, przypadkowe rzeczy, które były dla Michaela ważne podczas procesu twórczego, na przykład papierek po cukierku, albo zdjęcie jego i jakiegoś aktora, robione w budce na imprezie rozdania nagród. – Jesteś niesamowity, wiesz? – palnąłem.

- Myślałem, że jestem pracoholikiem – szturchnął podeszwą trampka podeszwę moich adidasów do biegania. – Ale dzięki.

- Więc co? – Podniosłem na niego wzrok. – Twoja praca polega teraz na tym, co robiłeś jak byłeś dzieciakiem nieodpłatnie? Śnisz na jawie i robisz z tego dziesięć odcinków czterdziestominutowych editów? – Oddałem mu zeszyt, bo nie wiedziałem o jakim uniwersum pisze, dlatego bardziej obchodziło mnie, że to jest jego, niż merytoryczna zawartość popisanych kartek.

- Mniej więcej – odbił podnosząc na mnie wzrok.

Rzeczywiście słyszałem konary drzew poruszane przez wiatr, ociężały ocean, sowy oraz szczekające psy sąsiadów, a te dźwięki połączone ze zmęczoną, ale zadowoloną buzią Michaela, skąpaną w ostatkach światła po zajściu słońca, przypomniały mi, że wcale tak do końca nie nienawidzę Castine i ma ono swoje uroki.

Przez moment patrzyliśmy na siebie, a w tym wzroku odnalazłem przede wszystkim sporo prostoty i spokoju. Michael chyba się nad czymś zastanawiał, aż w końcu podniósł się na równe nogi, by jedynie uchylić drzwi do przedsionka domu, gdzie wsunął swoją torbę oraz notatnik, natomiast gdy je zamknął, spojrzał po mnie z góry.

- Czekaj – szepnął, po czym wszedł do środka jeszcze na chwilkę i wrócił z kolejną, swoją bluzą. – Weź tą, bo jesteś spocony, a łażę w niej od trzech dni, więc i tak idzie do prania. – Zdjął czarne nakrycie z siebie, samemu zakładając podobna, tylko że szarą.

- Nie jest mi zimno, ale dzięki. – Wziąłem materiał w dłoń dość niepewnie marszcząc brwi.

- Teraz nie, ale potem będzie.

- Potem? – nie zrozumiałem.

- Przejdziemy się, hm? – zaproponował, a nie czekając na moją odpowiedź, zeskoczył z ostatniego schodka, gotowy na spacer.

- O-kej? – Niepewne wstałem z lekkim stęknięciem. – Chciałem się umyć.

- Przydałoby się – palnął złośliwie, więc głęboko urażony wstałem i dźgnąłem go w bok. – Dobra, dobra, chill. – Zachichotał. – A tak serio, jak nie chcesz, to luz, pomyślałem tylko, że fajnie by było zrobić pomidora.

- O mój boże – kompletnie spoważniałem. – Tęsknie za pomidorem.

- Same – powiedział bezgłośnie, robiąc znaczącą minę.

Pomidora nauczyła nas babcia Clifford, która wyniosła się z Castine i gdy tylko przyjeżdżała, koniecznie musiała go zrobić. To tak najzwyczajniej w świecie spacer wokół miasta po zmroku, przy okazji poruszania jakiś ważnych, filozoficznych kwestii, na które nie ma się najmniejszego wpływu, ale chce się wyrazić swoją opinię w przestrzeń. Kiedy byliśmy dzieciakami, zawsze dołączaliśmy do niej i dziarsko brnęliśmy przed siebie, udając, że rozumiemy jej polityczne, antyrządowe koncepcje, a potem powtarzaliśmy je w podstawówce, przez co nauczyciele byli zmuszeni przeprowadzić dla zaciekawionych uczniów lekcje o równych płacach, tolerancji oraz nierównościach społecznych.

Jestem przekonany, że babcia Clifford zaszczepiła we mnie wiele miłości do różnic między ludźmi, tak samo jak wówczas uświadomiłem sobie, że ona by to zaakceptowała. Nas. Gdybyśmy kiedyś podjęli inną decyzję, zamiast dramatycznego rozstania. Ciekawe uczucie.

Potem jako nastolatkowie sami robiliśmy pomidora, ale mówiliśmy podczas niego o dosłownie wszystkim, ponieważ nie zawsze potrafiliśmy wpaść na coś na tyle ambitnego, by było godne poruszenia podczas tej wyprawy. Nierzadko, gdy miasto było już puste, udawaliśmy, że jesteśmy postaciami napisanymi przez Mike'a i skakaliśmy po ławkach na rynku, albo chowaliśmy się za kościelnymi filarami, nie wchodząc do środka. To była jedna z moich ulubionych rzeczy, której powtórzenie w Nowym Jork wydawało się niemożliwe, gdyż aby pomidor został spełniony, musiał zawierać okrążenie całej miejscowości – bez wyjątku.

Wychodząc zza ogrodzenia przy Michaelu założyłem tę bluzę, którą dał mi on, dlatego poczułem przyjemny zapach perfum, na które mnie zdecydowanie nie było stać oraz fakt, że rzeczywiście nosił ją już trzy dni, ale nie mogłem tego oceniać, bo to ja bardziej potrzebowałem wtedy kąpieli. Przeżyliśmy ze sobą okres dojrzewania, nie miałem najmniejszych oporów, by nosić po nim zużyte koszulki, albo spać w jednej pościeli miesiącami, bo Michael był pod tym względem obrzydliwy i jej nie zmieniał z lenistwa. Trwało to do naszego wspólnego epizodu z trądzikiem. Potem co trzydzieści dni przebierał kołdry, poduszki i prześcieradła – również w moim pokoju.

- Moja praca polega na tym, że muszę dograć cały projekt – zaczął mówić szukając czegoś po kieszeniach. – Dostaję suchy koncept, jakiś scenariusz i mam to przemienić w coś na ekranie. To znaczy, że do mnie należy akceptacja wszystkich poprawek w scenach i samych dialogach, a jestem sobą, więc się w to absolutne wtrącam non stop. – Nagle poczułem, że sięga do kieszeni tej bluzy, którą ja założyłem, więc uniosłem ręce pozwalając mu na to. Okazało się, że wyciągnął papierosy, podpalając nam po jednym, za co podziękowałem mężczyźnie skinieniem. – To samo z muzyką, scenografią, aktorami, kostiumami i wszystkim innym, co jesteś w stanie sobie wyobrazić. To jest mój projekt, coś co ja chcę przekazać w ostatecznej formie tego obrazu, dlatego mam tyle na głowie i załatwiam tyle rzeczy. W sumie większość spada ostatecznie na asystentów i stażystów, ponieważ nie mogę być w stu miejscach na raz, ale zasadniczo to moja robota.

- Więc nie piszesz własnego scenariusza? – Zaciągnąłem się fajką, obserwując zalesienia dookoła nas, kiedy schodziliśmy z górki do drogi, jaką mieliśmy dotrzeć do miasta.

- I tak i nie, mogę to zrobić, ale nie dałbym fizycznie rady, dlatego właśnie mam całą ekipę, a oni mają mnie. To wspólna robota, chociaż to moim nazwiskiem od strony produkcji jest to koniec końców przede wszystkim podpisane. Wiesz, pomijając te parę odcinków kolegi, które pozwolił mi wyreżyserować i jeden, zaskakująco dobrze rokujący film, robię coś tak dużego, jak serial po raz pierwszy, więc chciałbym zrobić to dobrze, toteż jestem mega zaangażowany. Dosłownie czuję się, jakbym spełniał swoje marzenie, gdy jestem w pracy. – Michael ułożył wargi na ustniku, a ja obserwowałem jego profil trochę za długo, będąc pod ogromny wrażeniem tego, co właśnie słyszę.

- Nie brakuje ci wolnego czasu?

- To jest mój wolny czas – powiedział bez zawahania. – Na planie, na spotkaniach, podczas długich godzin poprawek, gdy mamy zdjęcia, kocham robić nic, wiesz o tym, ale bardziej kocham pracować, dlatego czuję się tutaj trochę uwięziony.

- Wiem o czym mówisz – przyznałem. – Może nie o tym, jak cenisz sobie swoją robotę, ale zdecydowanie znam uczucie bycia uwięzionym tutaj. Albo w ogóle.

- Hm. – Mike oblizał usta, samemu także podziwiając widoki, ponieważ nieboskłon wówczas zrobił się granatowo-liliowo-szary, a wszystko wokół było wręcz skąpane w tych barwach, jakbyśmy utkwili na przepięknym obrazie. – Znałeś mnie trochę innego – wyznał w końcu. – Może nie zmieniłem się super drastycznie, wiele dziwactw mi pozostało i wciąż ubóstwiam sporo tych samych rzeczy, ale nauczyłem się zdecydowanie lepiej planować, mniej spać, cieszyć się niepewnością. – Zamiast wyrzucić niedopałek na ziemię, Michael wykruszył popiół palcami, jak robiła to babcia Clifford i schował wypalonego niemal do filtra papierosa, w półpustą paczkę, którą odłożył ponownie do mojej kieszeni. – Lubię być zajęty, podejmować szybkie decyzje, żyć w biegu, jeżeli coś jest absurdalne i niszczy mi plan, czuję się przerażony, ale bardzo lubię ten typ strachu, wiesz?

- Nie, tym razem nie mam pojęcia o czym mówisz. – Zaśmiałem się lekko, powielając jego gesty z pozbyciem się niedopałka. – Ja się boję – palnąłem. – Kompletnie, totalnie, monumentalnie, w każdym calu, tak bardzo się boję. – Odetchnąłem pełną piersią.

Mike nie zapytał czego, jedynie się uśmiechnął, lekko odchylając głowę do tyłu. Był jak napisany przez autora romansów, albo kogoś, kto lubi analizować ludzi. Nie miałem pojęcia co siedzi pod jego jasną, tlenioną czupryną i zacząłem się zastanawiać, jakim jest teraz człowiekiem, ponieważ brzmiał na najciekawszą osobę tego świata.

Zamiast pójść bezpośrednio do miasta, oboje na pamięć, skręciliśmy do zagajnika, którym można było obejść pierwszą serię mieszkalnych, secesyjnych kamienic, chcąc dodać sobie drogi.

- Strach bywa dobry, jednak nie może być kontrolujący, ale jest tak samo dobry jak nuda i niewiedza. – Zmarszczyłem nos, bo nie rozumiałem. – Chodzi o to – nie musiał nawet na mnie patrzeć, by wiedzieć, że nie zrozumiałem – że potrzebujemy odrobiny każdej z tych rzeczy, a kiedy nauczymy się nad nimi panować, możemy wpaść w najlepszy stan przepływu, jaki jesteś w stanie sobie tylko wyobrazić.

- To znaczy?

- Stan flow – wyjaśnił. – Kiedy zapanujesz nad strachem, co zrobisz zwiększając swoją wiedzę, a jednocześnie jesteś tak czymś zajarany, że się nie nudzisz. Bez rozpraszaczy, w pełnym skupieniu, mając cel... Wtedy odkrywasz co to znaczy być rzeczywiście szczęśliwym robiąc coś, co cię kręci. – Wreszcie spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmiechem. – W tym stanie nie czujesz głodu, oddalasz pójście siku, nie liczysz czasu...

- Wiesz. – Powstrzymałem kolejną salwę chichotu, ale nie chciałem śmiać się z niego, tylko dlatego, że rzeczywiście właśnie wypoczywałem. – Naprawdę chciałbym kiedyś to poczuć i jest mi paskudnie wręcz cudownie z faktem, że masz takie flow.

- Co cię jara? – zapytał z czystej ciekawości, dlatego zrobiłem dziubek, a potem wyparłem powietrze przez usta, wydając zabawny dźwięk „prr" wargami. – Coś musi!

- Taa, nie. – Pokręciłem głową energicznie, unosząc gałąź, abyśmy oboje mogli pod nią łatwiej przejść. – Pracuję od ósmej do czwartej, wychowuję dziecko i mam ogromną migrenę non stop, Michael, czy ty myślisz, że stać mnie na więcej, niż puszczenie sobie The Crown, albo gierki, gdy June pójdzie spać?

- Tak – odbił bez zawahania. – Myślę, że tak.

- O nie, po latach zostałeś coachem?

- Nie, wyleczyłem depresję. – Nie miałem pojęcia, czy powiedział to na serio, czy tylko żartował, ale aż uchyliłem usta, bo nie potrafiłem się pozbyć tej reakcji szokowej z własnej mimiki. Wówczas zrobiło mi się po prostu przykro. – Jest okej. – Skinął. – Mam nadzieję, że ty swoją też wyleczyłeś.

- Tak. – Pokręciłem głową z lekkim niedowierzaniem. Nie lubiłem mówić o swojej terapii po rozwodzie z Niną, ale zdecydowanie uważam, że każdy raz w życiu chociaż powinien na taką pójść. Mimo wszystko obracałem się w towarzystwie naprawdę starych ludzi, zwłaszcza w szkole i przyznanie, że byłem przez chwilę w okropnym dołku, wiązało się z wysłuchaniem później litanii o tym, iż kiedyś nie istniały takie wymysły, tak samo jak te okropne geje. – W sensie... Tak, dosłownie, tak, przeszedłem terapię, bo babka, która prowadziła mój i Niny rozwód nie chciała mnie wypuścić i dać mi June na większość tygodnia, gdybym dalej chodził taki posępny.

- To dobrze – odbił od razu Michael. – Myślę, że obojgu byłoby nam łatwiej, gdybyśmy zaliczyli to przed wejściem w dorosłość, chociaż głównym tematem mojej było to, że prace dorywcze śmierdzą, nienawidzę systemu i powinniśmy wszyscy po prostu korzystać z dóbr, które są, skupić się na ratowaniu planety i spalić kapitalizm.

- O. – Zamrugałem wolniej. – Och...

- Tak, gastro mnie zdeptało swego czasu, chodziłem ciągle wkurwiony, albo pijany, to był okropny czas, dlatego teraz staram się po prostu robić to co mnie uszczęśliwia, a reszta się ogarnie. Nie ukrywam też, że miałem mnóstwo farta w życiu, jednak prawdę mówiąc, nawet po wypuszczeniu tego filmu, nie potrafiłem dać tamtym doświadczeniom odejść i byłem w chujowym, mrocznym miejscu. Nie wiem czemu ci to mówię. – Michael przygryzł dolną wargę, a gdy weszliśmy na opustoszały rynek, zasiadł na oparciu ławki, zamiast na niej.

- Czujesz się przy mnie bezpiecznie – odparłem po chwili. – Kojarzę ci się z czymś znajomym. – Wzruszyłem ramionami. – Mnie dobił początek studiów, zwłaszcza, że dzieliłem pokój z homofobem, dlatego tak dziarsko udawałem, że jestem hetero, że aż zapłodniłem Ninę. Życie w notorycznym kłamstwie i stresie, gdzieś to musiało w końcu wyjść i prawdę mówiąc chyba poszedłem na tę terapię bardziej dla June, niż dla siebie, a teraz staram się w końcu robić cokolwiek dla siebie. – Ja klapnąłem na siedzeniu poprawnie, delikatnie uderzając palcem w czubek jego trampka bez powodu. – Książki – dodałem.

- Słucham?

- Mam flow jak czytam, co jest dość oczywiste, bo robiłem to zawsze i wszędzie, ale nic się nie zmieniło pod tym względem, nieustannie zabieram się za beznadziejne romanse.

Michael zachichotał, a patrząc na mnie z tej perspektywy, w żółtej poświecie blasku latarni, bez namysłu trochę rozczochrał mi włosy, więc mrugnąłem do niego zaczepnie.

- Był taki serial na Netflixie – odezwałem się znów, bo czułem się dobrze zwyczajnie mówiąc coś przy nim. – Jest dalej, ostatnio wyszedł sezon, Bridgetonowie, wyobraź sobie, że po pierwszej serii, łyknąłem dosłownie wszystkie te książki, a jest ich sporo, w jeden tydzień. Poszedłem na zwolnienie lekarskie, żeby dalej czytać! Nina się ze mnie śmiała, że jestem chory psychicznie, a ja byłem jak: „tak, jestem!", ale dała mi fory i zgarnęła June do siebie, bo chciałem pobyć sam z tymi romansidłami.

- Wiesz, nie będę cię oceniać. – Mimo wszystko lekko parsknął. – Aktualnie piszę dosłownie serial o zbuntowanej młodzieży, w jakimś szmatławcu opisali mnie jako smutnego przegrywa, bo mój styl ubierania jest bardzo młodzieżowy i mój kontent też, a mam literalnie trzydzieści lat, więc jestem chyba bardziej przykry.

- Nie olałeś swojej pracy parę tygodni przed maturą uczniów, żeby czytać Bridgetonów.

- Luke, ja dosłownie rzuciłem filologię angielską, bo zagrałem w senną ruletkę przed pierwszym zaliczeniem, po czym spakowałem się, wróciłem do domu i jak mi ojciec powiedział, że przecież istnieją poprawki, to do mnie dotarło, że drugi termin minął w dniu, w którym farbowałem włosy przez pięć godzin, bo chciałem mieć trzy kolory.

- O woah. – Zamrugałem wolniej. – Co powiesz na to, że zapłaciłem sporo odsetek czesnego, ponieważ dużo pieniędzy na koncie wydawało mi się ładnie wyglądać, dlatego odwlekałem zapłacenie za miesiąc do tego stopnia, że zapomniałem zapłacić? – Założyłem ręce na piersiach.

- Byłem tak nawalony, że zapytałem się w barze Georga Clooneya, kiedy poda moje drinki, bo pomyliłem go z kelnerem.

- Byłeś na tej samej imprezie z Georgem Clooneyem?! – Aż otworzyłem oczy szeroko.

- Zorientowałem się, jak mnie ochrona wynosiła! – krzyknął szeptem.

Oboje zaczęliśmy rechotać, przy czym przypadkiem położyłem na chwilę policzek na kolanie Michaela, a on pogłaskał moje włosy od razu, dojść odruchowo. Więc się nie odsunąłem i pozwoliłem się głaskać.

- Chciałbym być dobrze zapamiętany, napisać coś wielkiego – wyznał w końcu. – Kocham robić kino młodzieżowe i nigdy go nie porzucę, ale marzę o tym, aby ktoś dał mi szasnę na napisanie filmu, o którym każdy będzie pamiętał, albo chociaż na tyle kultowego, że nawet ktoś taki jak ty go obejrzy.

- Ktoś taki jak ja? – Zerknąłem po nim z dołu.

- Niedzielny widz, który ma pięć produkcji, które zna na pamięć i raczej rzadko puści sobie coś innego.

- O woah. – Pokręciłem głową, mimo wszystko miał rację. – To prawda, jestem niedzielnym widzem. Ale jeśli chcesz, żebym tak o, zobaczył cokolwiek twojego, bardzo chętnie to zrobię, zwłaszcza dla twojego nazwiska, nie dla fabuły.

- Kiedyś się śmialiśmy, że powinieneś nosić moje nazwisko. – Tlepnął mnie trochę w nos. – A nie, sorry, ja miałem mieć twoje.

- No właśnie! – zawtórowałem mu. – W sumie nie dziwię się naszym matkom, teraz jak June spędza u kumpeli tyle czasu, co ty kiedyś u mnie, też jej mówię, że niedługo będzie musiała zmienić nazwisko.

- June ma śliczne imię – powiedział, co trochę mnie zdziwiło. – Wybierałeś?

- Tak, dzięki. – Przygryzłem wargę w uśmiechu. – To dlatego, że to jej miesiąc urodzenia i obawiałem się, że w innym wypadku zapomnę.

Oboje wstaliśmy z ławki i wróciliśmy do spacerowania.

- Ej, korci mnie teraz, żeby być ultra dupkiem – szepnął Mike, wchodząc w wąską uliczkę, która miała zaprowadzić nas skrótem do zejścia na plażę miejską.

- To znaczy? – Wsunąłem dłonie w kieszenie bluzy.

- Nie powiem tego, bo zepsuję naszą przyjemną konwersację.

- Dawaj.

- Na własne życzenie! – Clifford pogroził mi palcem, więc skinąłem. – O moich wszystkich urodzinach zapomniałeś od dziewiętnastki.

- Och, ty o moich też – prychnąłem.

- Nieprawda, zawsze jak Jackie robiła ci przelew, to były dwie stówy, nie jedna, bo kazałem jej przekazać ci środki na życie, biedny studencie, nauczycielu matmy, a potem albo ja jej przelewałem jedną stówkę, albo oddawałem do ręki.

- Czekaj! – Zatrzymałem się, bo tego się akurat nie spodziewałem. – Michael, czekaj, nie idź dalej.

Ściszyłem głos, gdyż staliśmy pomiędzy starymi kamienicami, czując już powoli zapach promenady. Coś ścisnęło mnie w żołądku. Zrobiło mi się absurdalnie wręcz niedobrze, ponieważ fakt, że właśnie mi o tym powiedział, wydał mi się zwyczajnie niesprawiedliwy.

- No? – Mike zatrzymał się, obracając się na pięcie. – Co?

- Przez ostatnie jedenaście lat... - Podszedłem do niego bliżej, dlatego z każdym krokiem, jego wzrok podnosił się bardziej w górę, ponieważ byłem od niego wyższy. – Co roku przelewałeś mi pośrednio sto dolarów? – Skinął. – Ty jesteś nienormalny.

- Od szesnastki robiliśmy sobie prezenty za stówę. – Wzruszył lekko ramionami, ale trochę spokorniał. – Przepraszam jeśli cię to uraziło, ale serio myślałem, że bardziej ci się przyda, potem Jackie się nabijała, że potrzebujesz kasy bardziej, niż zawsze, więc nie wpadłem na to, że masz dziecko, tylko uznałem, że może jakieś poprawki...

- Pracowałeś w gastro – skrzywiłem się.

- Ale mieszkałem u starych – odbił.

- Oddam ci to.

- Tysiąc sto dolarów? – Michael zrobił kpiącą minę, a że byliśmy blisko siebie, znów poczułem się co najmniej dziwacznie. – Daj spokój, naprawdę nie potrzebuję pieniędzy, Luke.

- Ale...

- Daj je June. – Obrócił się znów w stronę zejścia na promenadę, a ja stałem tak jeszcze przez chwilę, zastanawiając się, co mu przyszło do głowy, żeby wymyślić coś tak głupiego! Zwłaszcza po płycie „żegnaj na zawsze", to się nie kleiło kupy. – Idziesz?!

- Idę. – Westchnąwszy ciężko dobiegłem do niego. – Jestem teraz na ciebie wściekły.

- Trudno, jakoś będę z tym żył – mruknął.

- Michael, czemu?

- Bo tak, bo... Bo tak. – Chrząknął. – Byłeś dla mnie kiedyś bardzo ważny, to nie jest żadna tajemnica, ani wielkie zaskoczenie, miałeś urodziny, urodziny są ważne.

- Kurwa – zakląłem pod nosem, zaciskając bardziej powieki.

Dreptaliśmy spokojnie ścieżką rowerową, na której nikogo oczywiście nie spotkaliśmy.

- Daj spokój, było minęło, mogę przestać od przyszłego roku.

- W tym roku też...

- Lu – uciął. – Luke – poprawił się, a moim zdaniem nie było konieczności, by nie skracał mojego imienia jeszcze bardziej. – Od ostatnich paru lat mieszkam z Jackie i dzielę z nią rachunek bankowy, jestem przekonany, że przelewała ci więcej, niż dwie stówy, odkąd skończyliśmy remontować dom.

- Czekaj. – Szarpnąłem go aż za ramię, bo poczułem, że rzeczywistość mnie właśnie dojechała. – Postawiliście wspólnie dom?

- Nie – zaśmiał się cicho, a ja niewytłumaczalnie doświadczyłem niewielkiej ulgi. – To mój dom, kupiłem go na raty po pierwszym roku sensownych pieniędzy i spłaciłem do końca, jak dostałem nagrody za ostatni film – mówił o tym, jakby to było takie nic. – Twoja siostra po prostu ze mną mieszka, a jak się wprowadziła, to zrobiliśmy remont, więc w sumie to nasz dom, ale to ja go kupiłem, nie postawiłem. W sumie bardzo by ci się spodobał.

- Pewnie tak.

Nie umiałem tego do końca wyjaśnić, lecz wchodząc na plażę, gdy temat zszedł na Jackie, poczułem się bardziej przygaszony, niż wcześniej, gdzie miałem pełny komfort w tej konwersacji.

- Mój serial zaczyna tym, że rodzice głównych bohaterów, jadą do Las Vegas szukać swoich zakochanych, głupich dzieci, którym nie pozwalają być razem, ponieważ te głupie, zakochane nastolatki, są przekonane, że mogą wziąć ślub w Vegas i nic nie stanie im na przeszkodzie.

- Czemu nie mogą być razem? – zapytałem w sumie ciekawy oraz szczęśliwy, że zmieniliśmy temat.

- Bo... - Mike pochylił się i zdjął buty, by zamoczyć nogi w oceanie, który przez mrok wyglądał jak ogromna, czarna masa. – On ma iść na dobre studia, a ona jest szalona.

- Mhmm... - Nie mogłem powstrzymać uśmiechu i zmierzyłem go, gdy na mnie nie patrzył, zastanawiając się, czy Michael wie, jak to brzmi.

- Wiesz co jest najgorsze?

- Nie wiem. – Też zdjąłem buty oraz skarpetki, podążając za nim do brzegu.

- Że producenci chcą, żebym za trzy dni był w Vegas, żeby ustalić formalności na żywo, ponieważ nie podoba im się mój beznadziejny internet na zoomie, gdy jestem w Castine, poza tym to będzie lepiej wyglądało, no i moja aktorka odwala, więc potrzebuje przypomnieć sobie, że nie jest pod panami w garniturach, a pod kolesiem z tatuażami i w bluzie Trashera.

- Jackie się wścieknie – stwierdziłem, samemu wracając do obszaru mojej siostry, bo taka była prawda i chyba powinien to wiedzieć, aczkolwiek po mrożącym bardziej krew w żyłach, niż lodowata woda, wzroku Mike'a, dotarło do mnie, iż on jest świadomy. – Przepraszam.

- Próbowałem wybłagać Cynthię, to jest moją asystentkę, żeby jakoś ich wszystkich ugłaskała, skoro jest na miejscu, ale główny producent tak ją zjebał, że nie mam serca pozwolić komukolwiek traktować Cynthii w ten sposób.

- Niech zgadnę, tylko ty możesz na nią wrzeszczeć?

- Tak, nawet jak Jackie się unosi, to ją pacyfikuję, bo w całym LA nie ma lepszej asystentki, niż Cynthia.

- Moja siostra w tym gra? Bo jeśli tak, to może zabierz ją ze sobą?

- Tak, tyle że ona chce zostać w Castine na dłużej, mamy zaplanować ten ślub, a mnie się to kompletnie nie widzi i prawdę mówiąc... Nie chcę stracić Vegas. Jeszcze jej nie powiedziałem, więc dostaję kota. Myślałem, żeby zgarnąć z nami Liz, aby ją trochę udobruchać, ale ty tu jesteś, June tu jest, teraz też Nina, no i Cal. – Michael westchnął głęboko. – Nie odpuści mi tego.

- Powinna zrozumieć, skoro sama w tym siedzi i to też jej projekt.

- Jackie jest... - Michael się zamyślił, wychodząc z wody bardziej na piasek, byśmy mogli minąć wiecznie roztrzaskany, stary kuter. – Specyficzna. Jak coś sobie uwali, to tak ma być, bo sama też poszła na sporo ustępstw dla tego związku. Mogę być z tobą szczery, Luke? – Pokiwałem głową. – Bardzo ją kocham i wiem, że dziwnie ci się to słyszy, jednak tak jest, ale czasami zastanawiam się, czy to miłość, która wynika z tego, że szalejemy za sobą, czy raczej z tego, że zasadniczo chcemy żyć w tym samym świecie Hollywood, a znamy się od zawsze, więc się nam to opłaca.

- Michael... - Oblizałem usta, bo zapiekły mnie przez brak pomadki nawilżającej. Szedł przede mną, zatem obserwowałem jego plecy, a potem, znów na podłożu, gdzie woda sięgała nam do kostek, kroczyliśmy obok siebie. Spojrzał na mnie przenikliwe, bo czekał aż to pociągnę. – Nie wiem jaki jest ten związek, ale jeżeli polega na wygodzie, a nie uniesieniach i motylach w brzuchu, to może tak jest lepiej? – Nie zrozumiał mnie, ale widział po mojej minie, że cierpię mówiąc te słowa. To prawda, było mi dość ciężko, lecz nie zamierzałem mu źle doradzić z samolubnych przyczyn. – Ostatnio myślałem o tym, że dogadujemy się z Niną i było nam razem dobrze, jak kumplom, gdy dzieliliśmy mieszkanie i mieliśmy razem dziecko. Teraz mamy po trzydzieści lat i mamy wrócić do romansów, ale ile potrwają te romanse oraz czy są warte świeczki bardziej, niż bezpieczeństwo? Może mówię to dlatego, bo my mamy dziecko, ale ten projekt Hollywood, to jest w jakimś sensie wasze dziecko i musicie go chronić. Pytanie pozostaje, czy Jackie zależy na tym projekcie bardziej, niż na wielkim uniesieniu, albo czy jesteście w stanie mieć ciastko i zjeść ciastko. – Pokiwał głową. – Gdybym był chociaż bi, to prawdę mówiąc nigdy nie rozwiódłbym się z Niną, nawet jeśli nasz seks nie działał, ale uznałem, że nawet jako dziad i jako ojciec, zasługuję na to, by być z kimś, z kim łączy mnie coś więcej, niż wspólny cel, bo ja, osobiście... Tęsknie za uczuciem bycia kochanym w ten sposób, w jaki miałem okazję doświadczyć tego z tobą. Wiem... - Uniosłem rękę. – Stara sprawa, było, minęło, ale postanowiliśmy, że nie będziemy udawać, że to się nie stało, więc...

- Spoko, rozumiem co masz na myśli, jak najbardziej możemy o tym mówić. – Mike zdjął kaptur bluzy z głowy, rozglądając się po pustej plaży. – Dobrze, że czytasz tyle romansów. – Zaśmiałem się szczerze na ten komentarz. – Wiem, że nie dam Jackie wszystkiego, czego by chciała, bo jestem bardzo zaangażowany w swoją pracę, a życie nie wygląda jak na filmach, dlatego to jest ten warunek, w którym możemy być ze sobą, jesteśmy ze sobą, ale nie tak często i ciągle jak inne pary. Nie mogę porzucić na przykład spotkania z dźwiękowcami, żeby zjeść z nią obiad, albo porwać ją ze sceny, którą kręci, bo w końcu ja tam rządzę i mam romans z nią, jako ze swoją aktorką, to tak nie jest... A Jackie chciałaby, abym był dostępny niemal non stop, jak... Sam nie wiem, Calum, który pracuje z domu i po parę godzin dziennie, a zarabia prawie tyle co ja. Poza tym nie mogę mieszkać gdzieś indziej, niż w Los Angeles i jedynie przylatywać na swoje zdjęcia, jak ona, a wiem, że wolałaby mieszkać w takim Castine i byłaby szczęśliwsza.

- Dlaczego mam wrażenie, że to się odnosi do faktu, że Jackie spotykała się kiedyś z Calumem? – Zmarszczyłem brwi.

- O, powiedziała ci! – Parsknął. – Nie wiem czy to się do tego odnosi, ale swoją drogą jestem w szoku, że ci się sypnęła, jesteś morderczy wobec jej chłopaków, prawie zabiłeś mnie moim własnym tortem zaręczynowym.

- Nie, jestem taki tylko w stosunku do ciebie. – Pokazał mi język. – Myślałeś kiedyś, żeby jej powiedzieć o nas?

- Czasem. – Przygryzł usta, bo jemu tez popękały od wiatru. – Ale z drugiej strony to by wiele ułatwiło. – Jego mina zrobiła się wręcz nieodgadniona, a ja nie miałem chyba odwagi, aby przerwać te zamyślenie i zapytać co by to mogło ułatwić. – Luke?

- Tak?

- O czym marzysz? – zapytał szeptem, przystając niedaleko naszej rozpadającej się bazy, jednak wciąż w wodzie, patrząc w niebyt.

- Czemu pytasz? – Stanąłem tak samo. Przeszła mnie fala gorąca, więc zdjąłem z siebie nakrycie i rzuciłem je wraz z słuchawkami oraz papierosami i telefonem na piasek.

- Chcę wiedzieć.

- Hm.

Michael także zdjął swoją bluzę, a potem też koszulkę i dorzucił to do mojego ubrania, wraz z butami, które zabrał też z mojej ręki, jakby zaraz miał zanurzyć się w tej wodzie. Podobała mi się ta idea, dlatego niewiele myśląc zdjąłem także spodenki, zostając w samych bokserkach i niewiele czasu musiałem czekać na bycie zlustrowanym przez Clifforda. Spojrzeliśmy po sobie z diabłem w oczach, wchodząc do oceanu trochę głębiej.

Woda była nieprzyjemnie chłodna, ale im bardziej się zanurzałem, tym mniej lęku miałem w sobie, takiego ogólnego, przed wszystkim co mnie otaczało. W końcu zanurzyłem się całkiem, a gdy wypłynąłem na powierzchnię, uderzyłem łydką o tę Michaela, bowiem okazało się, że byliśmy oboje już cali mokrzy, z wystającymi jedynie głowami i ramionami – tuż obok siebie.

- Marzę o tym, żeby dać June najlepsze życie, na jakie zasługuje – wyznałem. – Może to dla ciebie brzmieć idiotycznie, albo zbyt altruistycznie, czy jakbym miał kaszkę z mózgu, ale uważam, że jestem dobrym tatą, sprawdzam się w tym i czuję się najlepiej właśnie w tej roli – rodzica. – Powiedziałem ciszej, bo naprawdę byliśmy blisko siebie. – Chciałbym też wrócić na studia, gdy będzie starsza i rzeczywiście zabrać się za naukę prawdziwej matmy, nawet nie po to, aby zmienić pracę, tylko dlatego, żeby wiedzieć, ale to się raczej nie stanie, bo odkładam na studia młodej odkąd uzyskałem stały dochód i końca nie widać.

- Mhmm...

Michael delikatnie otarł łydką o moją pod wodą, a potem poczułem, że nasze dłonie, które nie były zajęte odpychaniem wody, również obiły się o siebie. Spojrzałem mu w oczy. Miałem dreszcz na plecach od chłodu, natomiast na dolnej wardze kropelkę słonej wody. Jego usta natomiast zrobiły się lekko sine.

- Nie marzysz o wielkiej, romantycznej miłości? – zapytał chyba przekornie, dalej czepiając się tych książek, które czytam.

- Nie – odszepnąłem.

- Powiedziałeś coś innego chwilę temu, nie okłamuj mnie. – Odgarnął mi kosmyk włosów z czoła, co było tylko czułe, w najmniejszym stopniu erotyczne.

- Wiem, ale chyba dotarło do mnie, że nie chcę czegoś takiego.

- Dlaczego?

- Bo przeżyłem już swoją wielką, romantyczną miłość. – Nie powinienem był tego mówić, zwłaszcza że trochę zawstydzony spuścił wzrok, patrząc bardziej na mój obojczyk, niż twarz, lecz powiedział też, że to w porządku, gdy będziemy do tego wracać. Podciągnąłem nosem. – Mikey...

- Spoko. – Pokiwał szybko głową, a potem wymusił uśmiech.

Myślałem, że zaczniemy teraz się ścigać w pływaniu, ale delikatna fala na naszej głębokości trochę go podmyła, dlatego mocno odruchowo złapał się mnie, a ja automatycznie objąłem go w tali. To wyszło tak naturalnie, jakbyśmy mieli teraz rzucić się na siebie nawzajem. Kiedyś byśmy tak zrobili, jednak wówczas tylko znów patrzyliśmy sobie w oczy, podczas gdy ja trzymałem go już mocniej za biodra, a on wbijał palce w moją łopatkę.

- Blizna – szepnął.

- Hm?

- Tu jest twoja blizna od tego cholernego gwoździa. – Nie dotknął jej w pierwszej kolejności, ale na pamięć przejechał tam palcem i uśmiechnął się zwycięsko, że dalej pamięta. – Przyznam ci się do czegoś, chcesz?

- No?

Nic nie powiedziałem na to, że dalej się trochę obejmujemy.

- Chciałem ci wtedy powiedzieć, że cię kocham.

Zamarłem na moment. Nie pamiętałem paru minut wcześniej przed traumatycznym urazem, a fakt, że właśnie to przywołał, wydał mi się tak samo bardzo nie fair, jak to, że poruszał ze mną temat mojej siostry! Jednakże nie powinienem go winić, skoro sam zacząłem mówić o nas.

- Często to mówiłeś. – Odsunąłem się trochę. – Ja tobie też.

- Wiem, ale wtedy to miało być takie bardzo dosłowne i literalnie chciałem zapytać, czy będziesz ze mną chodzić. – Michael roześmiał się, jakby to był żart, przy okazji odpływając bardziej na bezpieczny, stabilny grunt.

- Chciałeś zapytać mnie...

- Ale było, minęło, huh? – Poruszył brwiami, odwołując się do tego, w jaki sposób ja mówiłem wcześniej o nas.

- Jesteś okropny. – Pokręciłem głową dążąc do wyjścia z wody, by osuszyć się, zanim założę z powrotem ubrania. – Okropny... A już chciałem uratować cię przed gniewem Jackie na Vegas!

- Nie, czekaj, nie będę tak więcej! – Clifford zerwał się, idąc momentalnie za mną. – Luke! – Dotknął mojego ramienia wciąż w wodzie. – Lu. – Przywarł wręcz do moich pleców. – Lukey...

- Och, spierdalaj. – Przewróciłem oczami i na oślep uszczypnąłem do od tyłu w biodro, więc już do mnie nie przywierał, a szliśmy obok siebie na suchy ląd.

- Błagam!

- Poleciałbym z tobą – powiedziałem wreszcie. – Zrobiłbym drama queen moment, że nigdy nie byłem i wiem, że możesz to załatwić zdalnie, ale proszę, zabierz mnie do Vegas!

- Ze mną i z Jackie? – Michael zmarszczył nos.

- Nie, tego bym nie przeżył. Sam na sam. Zabrałbyś mnie dodatkowo do fancy hotelu. – Poruszyłem brwiami i podniosłem koszulkę Michaela, a nie tę, którą dostałem od Niny, natomiast niewiele myśląc założyłem tę jego. Clifford nawet nie zwrócił uwagi, że zakłada moją.

- Aha, więc chcesz pod pretekstem ratowania mi dupy karnąć się na fancy wakacje?

- Tak, a o co chodzi? – Błysnąłem uśmiechem.

- I wszyscy to łykną?

Pokiwałem głową.

- Sam mówiłeś, że to tylko kilka dni. Jackie zostanie z June, Nina wróci do domu, jest tu Liz, June też musi czasem odpocząć od swojego starego, a zważywszy na to, że dalej mam pierścionek zaręczynowy Jackie, będzie ucieszona, że się znów zaprzyjaźniamy.

- O Chryste. – Michael westchnął głęboko. – Dobrze, okej, powiem Cynthii, żeby zamówiła drugi bilet, jak już zrobisz dramę, tylko uprzedzam, większość dnia będę na spotkaniach, na które ty nie wejdziesz, a zanim polecimy do Vegas, zatrzymamy się na jedną noc u mnie w domu, bo wcześniej mam parę spraw w LA, które też ogarnę stacjonarnie.

- Zabierasz mnie do Hollywood i do Las Vegas, nie będę narzekał. – Położyłem rękę na sercu. – Hej, to w sumie może zabiorę June?

- Nie, ty będziesz sobie szukał męża, jak ja się zajmę pracą.

- Słucham?! – Założyłem spodenki i swoje buty, bo odruchowo chciałem wziąć trampki Michaela, jednak nasz rozmiar stopy zdecydowanie się różnił.

- Luke, mówisz że June musi od ciebie odpocząć, ale to nie będzie złe, jeśli ty od niej też, możesz to przyznać.

Nic nie mówiłem, aczkolwiek było widać po mojej minie, iż się z nim zgadzam. 

Rzucając tą ideą nie miałem jednak pojęcia, że to będzie miało skutki. Dobre, jak i złe. Żyłem tylko wizją wyrwania się na chwilę do innego świata wraz z moim dziecięcym przyjacielem.

- Hej, Mike? – Ociekaliśmy wodą, ale i tak szliśmy dalej na pomidora, zamiast wrócić do domu.

- No?

- A zapoznasz mnie z Andrew Garfieldem?

- O Chryste!

- No co?!

- Tak! Tak, zapoznam cię z nim.

Pisnąłem w odpowiedzi, powodując, że on się roześmiał.

- Ścigamy się do tamtych falochronów? – Wskazał na drewniane pachołki przed nami.

- Chyba śnisz, jeśli myślisz, że wygrasz.

I oboje zebraliśmy się do biegu, który zakończył się naszą wywrotką ponownie w wodę, dlatego w ten sposób straciłem ulubione słuchawki, a Clifford zaliczył siniaka na udzie.  

________________________

Hejo, chciałam dać im taki kolejny wieczór szczerej rozmowy ze sobą, aby mogli na nowo się ze sobą poznać. lubicie takie rozdziały? a może wolicie flashbacki?

all the love xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro