13. Widziałem ten film wcześniej i nie lubię zakończenia
[Exile (Taylor Swift cover) - Loveless]
Jest sobie świat i żyją na nim ludzie, którzy podejmują decyzje. Poprzez wybór człowiek określa czy jest facetem, czy tchórzem. Uważałem siebie raczej za tchórza, ponieważ jako dziewiętnastolatek postąpiłem w jakiś sposób, ale chyba w tamtej chwili, gdy prowadziłem Range Rovera, pół godziny od Castine dotarło do mnie, dlaczego musiałem kupować piwo na lewy dowód, gdzie rok później zostałem ojcem.
Nie podjąłem decyzji o wyjechaniu z miasta na stałe jako mężczyzna. Zrobiłem to będąc chłopcem, któremu za bardzo spieszyło się do dorosłej autonomii. My wszyscy to robimy – chcemy móc stanowić o sobie bez wyjątku, chyba że przychodzi co do czego i okazuje się, że nasze akcje mają reakcje.
Nie byłem gotowy na stanie się w pełni odpowiedzialnym człowiekiem kiedy skończyłem dziewiętnaście lat, ale potrafiłem stanąć na wysokości zadania dwa lata później. Czy jeśli Michael Clifford poszedłby ze mną do łóżka dwa lata później potrafiłbym wziąć odpowiedzialność za swoje uczucia, tak jak wziąłem ją za fakt, iż spłodziłem dzieciaka i teraz będę musiał nagle ze studenta przeistoczyć się w ojca?
To jest w ogóle absurd, że taką rzecz jak miłość trzeba rozpatrywać w kategorii trudnych decyzji. Z jakiejś przyczyny myślę, że właśnie dlatego ludzie są dumni z miłości i dumni ze swojej tożsamości – bo muszą o to walczyć. Gdybym był heterykiem, byłbym po prostu dumny z tego, że ja i Nina się jeszcze nie zabiliśmy, bo na litość boską, nie rozwiedlibyśmy się w takim wypadku! Może miłość oczekuje dumy, bo jest przeciwstawna z nienawiścią? Hm. Gówno prawda, miłość jest przeciwstawna z obojętnością, ponieważ silne uczucia są pierwotne i wywołuje je potrzeba bycia bezpiecznym oraz przedłużenia gatunku.
Jestem doskonałym gejem dla biologii – przedłużyłem gatunek i wyszedłem z szafy. Śmieję się gdy to mówię, bo jestem też fatalny dla globalnego ocieplenia, ale mój gadzi mózg poradził sobie z zadaniem, jakie miałem do spełnienia na tym padole.
Nie bez powodu mówi się, że jeśli nie masz kogo poślubić, a chcesz to zrobić, zwiąż swoje życie z najlepszym przyjacielem. Mam wrażenie, że wielu przyjaciół tkwi w niedopowiedzeniu o wielkiej miłości, ponieważ boi się, że nagle romans wszystko zaprzepaści. Jakby romans zawsze prowadził do rozstania. Nie wierzymy w związki, oczekujemy wybujałych, wielkich uniesień, chcemy czegoś wyjątkowego, ale prawda jest taka, że jeśli nie umiemy przyjaźnić się z kimś, z kim decydujemy się pozostać na wieczność, to może lepiej umrzeć samotnie.
Gdybym mógł wziąć ślub z Michaelem jako dziewiętnastolatek – zrobiłbym to. Teoretycznie jakbyśmy mieli mocno nasrane, to moglibyśmy się zerwać i na stopa podążać przez literalnie cały kraj do Nevady, żeby zrobić to w Vegas, zanim ktoś nas przyłapie. Wydałbym na to wszystkie oszczędności rodziców, które odłożyli na studia. Pewnie zostałbym bezdomny koniec końców i wydziedziczony, ale kurwa jaki szczęśliwy!
Przepraszam, muszę się opanować, bo zaczynam klnąć w narracji i tworzę dygresję za dygresją. Wy po prostu jeszcze nie wiecie, co chcę wam opowiedzieć i chyba nikt nie jest na to gotowy, włącznie ze mną.
Dlaczego zacząłem od męskich decyzji? Ponieważ miałem trzydzieści lat, kredyt i córkę, a zrobiłem dosłownie to samo co dawniej, jak tchórz, który nie może spojrzeć w lustro bez cudzej aprobaty.
Nie wiedziałem, że uciekam. Właściwie to wmówiłem sobie, iż to racjonalna decyzja, aby najpierw ochłonąć i wysłuchać Niny, jako osoby trzeciej, której opowiem o syfie jaki powstał z mojej ręki. Po co się zapalać, po co się frustrować, najlepiej się zamknąć, albo już w ogóle obrazić.
Jednakże co miałbym powiedzieć June przez telefon rano? Kochanie, wiem, że jesteś pod moją opieką i zawsze się tak strasznie burzę, gdy mama mówi, że jest lepszym rodzicem, ale tak naprawdę uciekłem do niej, bo nie dałem sobie rady, aby pozbierała mój bałagan, podczas gdy ty zostałaś z niestabilnym Michaelem, nieświadomą Jackie i skonsternowanymi dziadkami. Świetny przykład. Niezawodny ojciec. Tchórz.
- Zrobisz to, prawda? – zapytałem samego siebie, bo oczywiście, że lubiłem czasem pomówić z kimś inteligentnym, przy okazji patrząc w lusterko i zjechałem do lasu przy drodze, gdzie nawróciłem. – Oczywiście, że to kurwa zrobisz.
Sięgnąłem po komórkę, ale nie moją własną, tylko tę z klapką, mając nadzieję, że nie wydzwoniłem chociaż kilku minut, a Michael Clifford nie zmienił numeru od jedenastu lat.
...
[Maine, Castine, 2010]
Poczułem wibracje komórki pod piersią. Wydawało mi się, że umarłem i byłem bardzo zawiedziony, gdy jednak to okazało się nieprawdą, a na dodatek miałem ogromną suchość w ustach i odczuwałem palący ból każdego nerwu w swoim ciele.
Co się stało?
Ramię mojego najlepszego przyjaciela leżało bezwiednie na mojej nagiej łopatce. W powietrzu unosił się zapach truskawkowego lubrykantu, a ja sam byłem zmarznięty, aczkolwiek zdecydowanie potrzebowałem prysznica.
Podniosłem dzwoniący telefon, uniosłem klapkę... Mama.
Czemu mama dzwoni w środku nocy?
Chwilę zajęło mi dojście do tego, że jest dawno po dziewiątej. Słońce wpadało przez niezasłonięte rolety. Balkon mieliśmy uchylony, jednak na szczęście niechlujnie pozostawiona, welurowa zasłona blokowała możliwość zajrzenia do mojej przestrzeni z podjazdu.
Serce zakołatało mi trochę szybciej, niż zwykle, by wreszcie spaść przenośnie do samych pięt, odbić się o nie, walnąć w moją czaszkę i się rozpękać gdzieś pomiędzy żebrami. Zrobiłem to. On to zrobił. Zrobiliśmy to razem.
Otworzyłem oczy szeroko oddychając przez usta.
To nic takiego. Przecież... Nasza przyjaźń... Przecież. Ja pierdolę.
Obróciłem się na plecy uwalniając się trochę z uścisku Michaela, który dalej słodko spał wtulony w poduszkę. Jego śliczna, mleczna skóra była cała w zadrapaniach od moich paznokci, a na dodatek wciąż czułem, jakby na mnie był i mnie wręcz pochłaniał.
Oblizałem usta.
Uprawialiśmy seks. To wcale nie jest taka wielka rzecz, mam rację? Mogliśmy się dalej po tym przyjaźnić, tak jak po pocałunkach oraz masie innych, erotycznych czułości, jakimi się wzajemnie raczyliśmy. Nie czyniło mnie to żadnym gejem, a nawet jeśli trochę tak, to przecież nie oznaczało, że się zakochałem i nie będę umiał już być jego kumplem.
Powiedział mi w nocy, że chce mnie kochać. Pytanie czy chodziło o pieprzenie, czy bardziej o... Całą resztę?
Zmierzyłem jego profil nie do końca rozbudzonym jeszcze wzrokiem. Mógłbym mu na to pozwolić.
Liz nie chciała dać za wygraną i znów zadzwoniła, a gdy odrzuciłem połączenie chcąc dać sobie jeszcze parę minut na dojście do jakichkolwiek wniosków, co mu powiem, jak go obudzę, by wypalić „do zobaczenia za parę dni", Jackie napisała SMS-a.
Jackie: mama jest na ciebie wściekła, jak zaraz nie wsiądziesz do auta, to wparuje ci do pokoju, więc lepiej, żebyś był na dole za trzy minuty.
Trzy minuty. Mam trzy minuty, aby ustalić, czy kocham Michaela Clifforda.
To skomplikowane. Bo jeśli tak, to znaczy, że w półtorej mu o tym powiem i jemu dam następne półtorej, aby odparł mi tym samym, albo czymś zupełnie innym.
W lekkiej panice usiadłem automatycznie się krzywiąc, bo poczułem nieprzyjemne pieczenie gdzieś między pośladkami. Czas leciał, miałem drżące dłonie i bladą twarz. Nie chciałem usłyszeć wtedy „nie", ale nie mogłem oczekiwać również „tak", zwłaszcza że jakakolwiek odpowiedź zmieniłaby całe nasze życie!
Musiałbym wsiąść z mamą do samochodu i powiedzieć jej, że wybrałem dla siebie bycie z mężczyzną, albo że zostałem właśnie odrzucony przez mężczyznę i chyba jedyną osobę na świecie, która kiedykolwiek naprawdę mi się podobała.
Nie. To jest urojenie. To nie jest prawda. Nie będę jechał do nowego miejsca, aby zacząć nowy start, mając na sobie ciężar konsekwencji takiej decyzji!
Napiłem się wody, która stała przy łóżku. Otworzyłem usta, by powiedzieć cokolwiek, lecz zamiast tego tylko westchnąłem. Moje spojrzenie wyrażało coś na kształt: „jeśli ty mnie kochasz, to mi to powiesz" i wierzyłem w ten osąd jak cholera, bo Michael nigdy nie trzymał emocji dla siebie, zawsze dzieliliśmy je po pół, poza tym były jakąś podwaliną do tego, aby mógł wygrzebywać ze mnie te moje.
Dlatego podniosłem się na równe nogi i założyłem przygotowane dla siebie poprzedniego wieczoru ubranie. Zapiąłem walizkę, dopychając do niej wystającego pluszaka i chwyciłem ją w dłoń, wsuwając jeszcze na nogi zupełnie nowe, wyjęte prosto z pudełka, czarne conversy.
Otworzyłem drzwi, przygryzłem dolną wargę, oparłem skroń o framugę – posłałem mu ostatnie spojrzenie.
- To się skończy dobrze, prawda? – wyszeptałem niemal bezgłośnie w przestrzeń. – Jeśli nic nie powiesz, to znaczy, że tak. – Spał, więc mi nie odpowiedział, ale wystarczyło mi to kłamstwo, abym trochę bardziej spokojny, zakluczając go od zewnątrz, mógł zejść do salonu.
...
[Maine, Castine, obecnie]
Dom Cliffordów był trochę mniejszy od tego moich rodziców, chociaż jak na trzyosobową rodzinę sprawiał wrażenie zdecydowanie zbyt wielkiej przestrzeni. Michael zawsze szanował swoje granice i był chyba najbardziej szczerą, asertywną osobą z jaką miałem do czynienia. Nie znałem go odmawiającego mnie, ale nie byłem w szoku, gdy nie odebrał telefonu, który prawdopodobnie nie należał już do niego około czwartej nad ranem.
Oczywiście, że szargały mną emocje. Nie bez powodu słuchałem ponownie girl in red, chcąc nastawić się na konkretną konwersację pod znakiem „you stupid bitch". To była jedna z tych decyzji podobnych do walki w torcie – zupełnie różna od pierwszego pocałunku, albo wieloletnich podchodów ku temu, aby złapać się za rękę, mając śmiech wymalowany na twarzach, gdyż robiliśmy to na przekór światu, bo zasady nas nie obowiązują.
Jego słowa, on je wymyślił, to nie jest moja wina, że się dostosowałem, dlatego stojąc pod oknem, w którym parę godzin wcześniej widziałem go z moją siostrą, ponownie zadzwoniłem, aby dać temu ostatnią szasnę.
Mój tata używa stwierdzenia – jeśli wyrzucają cię drzwiami, to wchodzisz parapetem, a gdy zasuną żaluzje, rozwalasz ścianę. Nigdy nie rozumiałem o co do końca mu chodzi, ale chyba miał na myśli sam w sobie upór oraz jego istotę w walce o rzeczy, na których naprawdę ci zależy. Przyjmowałem „nie" jako odpowiedź zbyt wiele razy, aby być w pełni pewnym, iż postępuję słusznie, jednakże sięgnąłem takiego poziomu próby odróżnienia się od tego, kim byłem jako nastolatek, że mógłbym zacząć rzucać cegłami w jego szybę
Andrew Hemmings miał rację, gdy nie pozwolił mi zrezygnować z dzwonienia do dziekanatu, kiedy chcieli mnie wyrzucić za małe spóźnienie w doniesieniu istotnego dokumentu. Powiedziałem mu: „napiszę maila", na co on odparł: „przeczytają twojego maila, jak już będzie dawno po fakcie", więc stał nade mną i kazał dzwonić tak długo, aż sekretarka nie odbierze tylko po to, by powiedzieć mi, że mam już skończyć, bo dostała migreny od dzwonka i nie da się tego ignorować. Nie wiem czy gdyby nie podniosła wtedy słuchawki i nie uległa moim prośbom nie byłbym z tatą w drodze no Nowego Jorku, aby przekazać jej osobiście, iż nie akceptuję tej decyzji, tak jak nie wiem, czy nie sterroryzowałbym Daryla, Karen i Jackie wyciągnięciem Michaela z tego domu za nogę, gdybym po kolejnych minutach słuchania połączenia nie doznał objawienia w postaci jego chrapliwego:
- Halo?
- Mike – palnąłem, bo jasne, że nie opracowałem planu.
- Kto mówi?
Chrząknąłem. No tak. Nie znał mojego numeru. Nie wymieniliśmy się nimi, choć powinien mieć mnie zapisanego na karcie SIM.
- Umn... Ja... - Dasz radę, wyduś to, tylko się przedstaw, stary!
- Połączenie zostało przerwane, skończyły ci się minuty – robotyczny głos automatycznej sekretarki mnie uprzedził.
- No kurwa – szepnąłem.
Patrzyłem w ten żenujący telefon z klapką chwilę za długo, oczekując, że on teraz oddzwoni, skoro ktoś obcy go zerwał z łóżka przed świtem, ale nie. Stałem tam jak kołek, podczas gdy moje ubranie chłonęło mżawkę, a zimno było nieprzyjemnie zmieszane ze stresowym bólem żołądka. Spierzchły mi usta, zatem je oblizałem.
Cisza panująca w Castine dawała mi dodatkowe poczucie niepokoju. Chciałem zakopać się pod ziemię, gdy musiałem na szybko przepisywać ciąg cyfr w swój smartfon, gdzie nigdy nie spotkał mnie demon wykończonych minut.
- Poznałbym to niezręczne „umn" na drugim końcu świata. – Wypuściłem dotykową komórkę z ręki, na szczęście łapiąc ją w locie, gdy drzwi wejściowe otworzyły się, a na ganku stanął Michael we własnej osobie, mając czarny kaptur bluzy ukrywający włosy i ten zawadiacki uśmieszek pod nosem. – Co jest?
- Umn...
No i przepadło. Co miałem mu do cholery powiedzieć? Było pojechać do Niny, zamiast smarować jej wiadomości o fałszywym alarmie i że w sumie to sobie poradzę, więc niepotrzebnie ją denerwowałem. To też brzmiało tchórzowsko. A może wszystko co robię takim właśnie jest, bo ja taki właśnie jestem?
Uczyłem się od faceta, który stał przede mną trochę zdezorientowany łapać życie garściami i bez niego radziłem sobie z tym nie najgorzej, kiedy natomiast chodziło o niego – byłem kompletnym bałaganem.
- Luke, czy ktoś umarł? – Podszedł do mnie odrobinę poważniejąc.
Moje stare conversy były już praktycznie całe wybrudzone błotem, natomiast sportowe, materiałowe buty Michaela, które najpewniej kosztowały więcej, niż mój samochód, dopiero się tym błotem splamiły.
- W jakimś sensie – odparłem niemrawo.
To co przeczytałem tej nocy zabiło jakiś fragment mnie, tak samo jak byłem współodpowiedzialny za morderstwo nas jedenaście lat temu. Nie zrobiło mi się komfortowo i lepiej, kiedy dotknął mojego przedramienia. Właściwie to chciałem dać mu w twarz, ponieważ dalej byłem wściekły, ale wierzyłem, że on też, więc nie przyjąłby tego tak, aby nie zbudzić właśnie całej okolicy. Musieliśmy porozmawiać, a tylko w tamtej chwili czułem się gotowy, albo przynajmniej na tyle stabilny, by to przyjąć, więc postanowiłem skorzystać ze swoich salw determinacji i poszedłem do Range Rovera, z którego wydobyłem zeszyt.
Michael nie cofnął się, gdy wyciągnąłem do niego dłoń ze stertą kartek. Jego spojrzenie było utkwione w moją rękę i tylko na moment roztopiło się pod wpływem wspomnienia. Po chwili jednak – automatycznie uzbroił się w barierę antykonfrontacyjną.
- Po co mi to dajesz? – zapytał, jakby nie wiedział.
- Ponieważ ty to napisałeś – odparłem chcąc wcisnąć zeszyt w jego rękę, jednakże Michael zabrał ją machinalnie.
Zeszyt upadł w błoto, z którego podniosłem go ja, gdyż on nawet się nie zerwał, wyłącznie robiąc krok w tył, jakby planował wrócić do domu, udając że nic się nie stało.
- Gdzie idziesz? – podniosłem się z kucek, wrzucając dowód na jego bezbronność do bagażnika. Zamknąłem auto, podążając za nim na sam ganek. – Michael! – Zabrzmiałem dość twardo chwytając jego nadgarstek, gdy już złapał za klamkę.
Zapadł między nami ten typ ciszy, którego obawiałem się jak ognia. Kiedy posunął wzrokiem najpierw po moich palcach, a później wciąż za metaforyczną ścianą spojrzał mi prosto w oczy, odniosłem wrażenie, że jeśli nie ścisnę go mocniej, to mi się wywinie, przy okazji rozbijając jakąkolwiek podstawę ku konwersacji.
- Puść mnie – mruknął półgłosem.
Staliśmy dość blisko siebie. Blade światło jarzeniówki padało na nasze buzie, które obie były ukryte pod cieniami kapturów, a na dodatek mieliśmy swoje jasne włosy na czołach.
- Nie – szepnąłem.
- Proszę, puść mnie i daj mi spokój. – Chciał wyrwać swoją rękę, na co mu nie pozwoliłem. – Zawołam Jackie, zawołam starych, June, zrobię jazdę, Luke, tak bardzo uważam, że nie mamy po co o tym rozmawiać.
- Jakbyś naprawdę tak myślał, nie zacząłbyś panicznie zwiewać, poza tym myślę, że mi się należy, co?
- Tobie? – Otworzył oczy szeroko, a potem wyszarpnął swoją rękę z mojej, przez co przypadkiem zahaczył się o mój zegarek i zdarł sobie skórę na knykciach. – Jeśli myślisz, że tobie należy się konwersacja, to przeczytaj jeszcze raz to co napisałem, ale ze zrozumieniem.
- Nam – poprawiłem. – Napisałeś tam, że jeśli kiedyś dojdzie do konfrontacji, to mi coś powiesz, więc proszę, jestem tu i cię konfrontuję, powiedz mi.
Mike zamilkł raz zerkając w stronę drzwi, a drugi na mój nos, bo nie miał już odwagi spojrzeć mi w oczy. Wahał się – zaszedłem go tak, że albo miał stchórzyć zamykając się w przedsionku, albo stawić temu czoła. To była różnica między nami i wiedziałem, że wybierze rozmowę, choćby miała być kłótnią, bo Michael miał ogromny problem z udawaniem, że czegoś nie czuje.
Odepchnął mnie od siebie w taki sposób, że odrobinę się zatoczyłem, ale zamiast uciec, zaczął wściekły z rękoma w kieszeniach iść w stronę dróżki, którą jechaliśmy na plażę rowerami. Zmarszczyłem brwi. Miałem go... Gonić?
- Mike! – Podbiegłem do dawnego przyjaciela, a on nie zatrzymał się ani na krok. – Michael. – Szarpnąłem go za ramię, co spowodowało, że zagotował się w sobie, mocno uderzając moje przedramię. Uniósł dumnie podbródek.
Znałem tę minę. Właśnie doprowadziłem go na skraj wytrzymałości i wiedziałem, że jego strzelec, lew i baran podpalają ognisko w całym jego charcie. Powiedział mi kiedyś jak to czuje – jakby pomalutku każda jego żyła podlegała powolnemu spalaniu, resztki rozsądku uciekły na rzecz złości, którą mógłby znieczulić wszystkie inne emocje wraz z bólem podczas uderzania w rzeczy, albo w ludzi. Michael był po prostu tak wściekły, że gdyby jakieś ogromne zło właśnie wybierało człowieka do opętania – nie wybrałoby jego ze strachu.
Ale to dobrze, bo wiedziałem, że zaboli, ale przynajmniej będziemy rozmawiać.
- Gdzie idziesz?! – Znów złapałem go za ramię, dlatego obrócił się gwałtownie i gdy miał już rękę ściśniętą w pięść, powstrzymał się.
- Jak najdalej od ciebie! – fuknął. – Daj mi spokój, Luke, naprawdę, daj mi kurwa spokój, nie wywlekaj czegoś, co się skończyło, nie bez powodu płyta nazywa się „żegnaj na zawsze", bo pożegnałem cię i nie będę więcej odgrzebywał trupa, co nie żyje.
- A jednak... - Dogoniłem go znów łapiąc oddech. Mrok lasu nas omotał, słyszeliśmy już dźwięk oceanu w bliskiej odległości. – A jednak musiałeś to nagrać, musiałeś to napisać i czekałeś aż to znajdę, więc sam chciałeś, aby to zostało odgrzebane!
- Nie, chciałem zostać pokrzepiony. Co się stało z twoją umiejętnością niemówienia o rzeczach, co?
- Dojrzałem – odburknąłem.
- Zajęło ci to jedenaście lat, brawo!
- Nie bądź chujem, jakbyś chciał o tym zapomnieć, o mnie zapomnieć, to nie pisałbyś listu pożegnalno-miłosnego, nie próbowałbyś na cholerę zostać członkiem mojej rodziny!
- Nie mieszaj w to Jackie, ona nie ma z tym nic wspólnego! – Michael przyspieszył kroku jeszcze bardziej. – Nie wszystko jest o tobie Luke.
- Ale to akurat jest! – wrzasnąłem za nim, zatrzymując się na moment.
Nie mogłem odpuścić, chciałem mieć to za sobą, bo wiedziałem, że to jedyny moment, abyśmy mogli iść dalej, bez niezręcznego cofania się w przeszłość przy każdej, możliwej okazji. We wściekłym milczeniu dotarliśmy więc na plażę, gdzie Michael po prostu stanął przed ogromem oceanu i wpatrywał się w niego, próbując opanować pożerające go emocje.
Może nie powinienem doprowadzać go do tego poziomu, tylko delikatnie zapytać się, jak się czuje od rana? To byłoby przyjemniejsze, ale gdyby mnie nie wywołał do tablicy i nie oskarżył o złamanie sobie serca, bez wspomnienia o tym, że on złamał moje, wcale nie musiałoby nas tu teraz być.
Stanąłem obok niego chowając ręce w kieszenie.
- Nie zrobisz mi tego znowu – powiedział łagodniej. – Nie pozwolę ci na to.
- Na co?
- Na mieszanie mi w głowie.
Oboje unikaliśmy spojrzenia na siebie nawzajem.
- Skoro kochasz moją siostrę, to konwersacja o czymś, czego już nie ma nie powinna stanowić dla ciebie problemu. Cokolwiek, skoro nie kochasz mnie... Ta konwersacja powinna spłynąć po tobie, jak po kaczce.
- Kochasz mnie? – zapytał bez zastanowienia.
- Umn...
- Daruj sobie, wiem, że nie i wiem też, że nie spływa to po tobie, jak po kaczce.
To było bardzo skomplikowane, jakimi uczuciami darzę go teraz, ponieważ nie da się po prostu przestać kogoś kochać. Nawet gdyby nie spotykał się wówczas z nią, co przekreśliło nas na zawsze, nie mógłbym powiedzieć: „tak, kocham cię Michael, bądź ojcem mojego dziecka". Uczucia są trudne, zbyt trudne, a my postawiliśmy wysoko poprzeczkę zbyt szybko.
- Próbuję po prostu zrozumieć – powiedziałem powoli. – Dlaczego, skoro tak się czułeś, po porostu nie zadzwoniłeś?
Uśmiechnął się pod nosem.
- Zadam ci inne pytanie. – Skinąłem praktycznie niezauważalnie, a on odważył się tylko kątem oka na mnie zerknąć. – Kochałeś mnie wtedy?
- Tak?! – Nie musiałem się zastanawiać nad odpowiedzią. – Do szaleństwa, byłem w tobie totalnie zakochany przez całe życie, dlatego wyobraź sobie, że ty też złamałeś mi serce!
Michael zamarł na chwilę, przygryzając dolną wargę. Chyba coś w nim wtedy rozbiłem, jakby też wypierał jednak to, co widział z mojej strony i próbował sobie wmówić przez lata, że to była moja wina, a nie naszego braku komunikacji oraz strachu na samym końcu tego, co stworzyliśmy wspólnie.
Mężczyzna stał tak jeszcze przez chwilę, aż wreszcie pokręcił głową i zaczął iść powolnym korkiem wzdłuż brzegu w stronę sąsiedniego miasta.
- Mike, czekaj! – Potruchtałem za nim, co stało się już standardem tej szalonej nocy.
- Skoro tak mówisz, dlaczego mnie nie obudziłeś, dlaczego nie zadzwoniłeś, dlaczego nie przyjechałeś do domu i wszystkie inne dlaczego, o których doskonale wiesz, że chcę znać na nie odpowiedzi?
- Bo się bałem! – Wyrzuciłem ręce w górę, to było takie oczywiste!
- Czego?! Mnie?!
- Nie! Ugh! – Kopnąłem wodę przystając nad brzegiem.
Może nie powinienem był tego dotykać, a dać sprawie przycichnąć na zawsze? Zrobiłem się rozchwianym kłębkiem złości i nerwów, dlatego odpuściłem podążanie za Cliffordem i sam stanąłem, jakbym szukał brzegu, który wiedziałem, że jest gdzieś tam po drugiej stronie kuli ziemskiej. Ale Mike zamiast mnie olać znów stanął przy mnie, a potem odszedł trochę od wody i przysiadł na wilgotnym piasku, szukając w kieszeni dresów papierosa.
Uśmiechnąłem się pod nosem bez cienia radości, spoglądając samemu sobie przez ramię, chwilę potem odpaliłem dwa we własnych ustach, a klapnąwszy obok niego, podałem mu jedną fajkę, za którą podziękował niemrawym mruknięciem.
Paliliśmy w ciszy. Obserwowałem jak bletka ulega żarowi, aż wreszcie, gdy spopielony tytoń upadł na moje kolano, wyznałem:
- Nie wiedziałem, jak ty się w związku z tym czujesz i bałem się powiedzieć, bo ty potrafisz w kobiety, potrafisz w facetów, albo przynajmniej potrafiłeś we mnie, a ja byłem totalnym gejem, który się zakochał i wiedziałem, że nie chciałbyś tego, skoro możesz mieć... Normalność.
- Hm.
Hm? To była jego odpowiedź?! Musiałem odchrząknąć, lecz Mike również się otworzył ze słowami:
- To byłoby normalniejsze, gdybym chciał mojego najlepszego przyjaciela, a nie przypadkową koleżankę, z którą nic mnie nie łączy.
- Daj spokój, chciałeś tej całej konspiracji?
- Luke i tak byliśmy w konspiracji, kto daje o to jebanie? – Wzruszył ramionami energicznie. – Miałem w dupie to, co pomyślą wszyscy inni, chodziło mi wtedy o ciebie i implikujesz mi teraz, że ja mógłbym tego nie chcieć, ale prawda jest taka, że to ty się bałeś i nie byłeś na to gotowy. Wyszedłeś z szafy mając trzydzieści lat, z całą miłością, ale wyobrażasz sobie czym byśmy byli, gdym musiał siedzieć w niej z tobą przez trzydzieści lat?
Zabolało mnie to trochę, a może nie powinno? Chciałem coś odeprzeć, jednak Michael kontynuował.
- Zawsze robiłeś wszystko, co było moim pomysłem. Nie potrafiłeś mi odmówić, taka jest prawda. Nie wiem czy to wynikało z miłości, czy z przyjaźni, ale będę udawał, że nie przystawałeś na większość moich propozycji, nawet jak bywały głupie, bo nie chciałeś, żebym był na ciebie zły, albo smutny. – Michael zaczął przesypywać piasek w dłoniach, choć wlepił we mnie znaczący wzrok. – Wstałem, a ciebie nie było, czekałem aż zadzwonisz, albo wrócisz do domu i powiesz mi czego chcesz, bo pogodziłbym się z twoim „nie", musiałbym się z nim pogodzić. Zaakceptowałbym to, że chcesz być moim tylko przyjacielem. Gdybyś powiedział cos innego, uległbym nawet z myślą o następnych jedenastu latach w szafie. Ale nie powiedziałeś nic i unikałeś jakiejkolwiek konfrontacji ze mną do chwili, gdy nie dowiedziałeś się, że jestem szczęśliwy i zakochany.
Moje gardło się związało.
- A nie pomyślałeś, że skoro to ty zawsze wychodziłeś z każdą inicjatywą, akurat w tym temacie zwłaszcza będę jej potrzebował?
- Lu... - zdrobnił moje i tak krótkie imię, a potem się poprawił. - Luke, rozmawiamy o rzeczach, które są przedawnione, jednak doskonale wiem, co myślałem i myślałem sobie, że to jest ta istotna rzecz, w której muszę dać ci pole do popisu i samodzielny wybór, bo powiedziałem ci wprost, że chcę cię kochać, a ty nie miałeś nawet odwagi powiedzieć mi, że nie jesteś na to gotowy. Nie byłbym fair, gdybym z wiedzą jaką mam nad tobą moc, powiedział ci bezpośrednio, że chcę ciebie.
To było gorsze, niż gdyby się wyparł i mnie uderzył, bo poczułem się jeszcze większym idiotą, niż płacząc w aucie. Podciągnąłem kolano pod brodę i przetarłem nos, nie chcąc znów się rozbeczeć, zwłaszcza że sam zainicjowałem tę rozmowę.
- Przepraszam – tylko tyle byłem w stanie z siebie wydusić. – Przepraszam, ale byłem przerażony i chyba przypisałem ci moje własne emocje, sam nie wiem... Myślałem, że skoro ty zawsze mówisz czego chcesz, to gdybyś chciał mnie, też byś mi to powiedział.
- Nie powiedziałem ci odkąd cię znałem, a przysięgam, że kochałem cię odkąd cię znałem. – Zacisnąłem mocno powieki. – Ale ja byłem na to gotowy, ty nie, więc w sumie dobrze wyszło, przynajmniej nie wywarłem na tobie presji, hm?
- Kurwa, Mike, a pomyślałeś, że gdybyś powiedział mi wtedy, to miałbym w dupie tę szafę i tych wszystkich ludzi?! Bo miałbym... Dla kogo walczyć z ideą udawania heteryka?! Tak, wiem, jestem okropny, bo nie przyjechałem na twoje urodziny, nie zadzwoniłem, nie powiedziałem ci, że się żenię i że jestem ojcem, ale ty też mi o niczym nie powiedziałeś i nie wierzę, że zrobiłeś to tylko w trosce o moje uczucia! Myślę, że sam byłeś tym, kurwa, przerażony!
- Jasne, że byłem! – odkrzyknął od razu. – Wyobrażasz sobie, że mogłem mieć dziewczyny i lubiłem dziewczyny, ale z żadną z nich nie umiałem poczuć się tak jak z tobą i wiedziałem, do cholery, że jeśli ci o tym powiem, to będziesz bał się tego jeszcze bardziej, albo uznasz mnie za nienormalnego, bo widziałem jak się męczysz i jak się za to nienawidzisz, więc czemu miałbyś nie nienawidzić mnie za to samo, albo za to, że to ja to tobie zrobiłem!
- Nie uczyniłeś mnie gejem!
- Powiedz to mojej piętnastoletniej wersji – prychnął. – A potem przekaż swojej, że jest gejem.
- Piętnastoletni Luke był bardzo świadomy, że jest gejem, póki mu matka nie powiedziała, że byłoby jej bardzo przykro, gdyby nim był.
- Och.
- No. – Pokiwałem głowa i przetarłem twarz dłońmi. – Och.
Teraz to Michael odpalił nam po papierosie. Niebo zaczęło robić się szaro-różowe, ponieważ słońce powoli zbierało się do wstania, ale my planowaliśmy siedzieć tam chyba... Na zawsze, licząc, że nadejdzie ten koniec świata, który wymarzyliśmy sobie podczas naszej ostatniej nocy.
- Myślę, że dobrze wyszło – palnął w końcu, powodując, iż praktycznie zakrztusiłem się dymem patrząc na niego zdezorientowany. – No wiesz, prawdopodobnie gdybyśmy się zeszli, nie miałbym tego, co mam, żerowałbym pewnie trochę na tobie, dalej skupiał całą percepcję na tym, żeby cię chronić, nie na tym, żeby chronić siebie.
To zabolało chyba jeszcze trochę bardziej, dlatego musiałem się uśmiechnąć, żeby nie zacząć płakać.
- Uważasz, że cię hamowałem?
- Ja ciebie trochę też. Poza tym mieliśmy okazję poznać się bez siebie nawzajem, a to dobrze, przynajmniej nasza przyjaźń nie rozpadła się przez to, że spędziliśmy praktycznie każdy dzień ze sobą.
- Nie, rozpadła się tak jak większość przyjaźni z dzieciństwa, po prostu przestaliśmy rozmawiać – fuknąłem, bo nie mogłem uwierzyć w to co powiedział.
- Czy ty płaczesz? – Spojrzał na mnie spod uniesionej brwi.
- Nie, mam dym w oku. – Podciągnąłem nosem. – Tak, kurwa, płaczę, bo nie miałem pojęcia, że jestem dla ciebie takim ciężarem, który powstrzymuje cię przed świetlaną przyszłością!
- Nie o to chodzi! – Uniósł się, a ja wytarłem łzy, nad którymi nie panowałem. – Chodzi o mnie i o to, że wierzyłem w ciebie bardziej, niż w siebie. Uzależniłem się od ciebie, dlatego musiałem napisać tę cholerną wiadomość i dlatego byłem tak zły i sfrustrowany tym, że ty ruszyłeś dalej, a ja nie umiałem.
- Ja też nie umiałem, Mike! – Zgasiłem peta w piasku. – I nie mogę sobie wybaczyć tego, że nie wiedziałem, że przyjechałeś do Nowego Jorku, że rozmawiałeś z Niną, chociaż nie miałem prawa wiedzieć! Chciałbym się wściec na nią, że zataiła to przede mną, ale jak wyszedłem z tej kawiarni powiedziała, że jakiś fajny chłopak ją podrywał i mam się postarać w randkowaniu, bo ma opcje.
Zupełnie irracjonalnie zachichotał.
- Wiesz, Luke, nie możesz mi wypominać Jackie, kiedy twoja dziewczyna, w sumie to matka twojego dziecka, miała moją koszulkę na sobie, niebieskie włosy, kolczyk w nosie i pomyliłbym ją z gimnazjalistą, gdyby nie cycki.
- Och, no tak, mam typ w ludziach, to zupełnie to samo, co pieprzenie siostry bliźniaczki swojego byłego chłopaka.
- Nie byliśmy razem – uściślił.
- A co to, przepraszam, było?! – Otworzyłem oczy szeroko. – Zabawa? Zasady nas nie obowiązują? Casualowe mówienie sobie, że się kochamy podczas wymieniania pocałunków? Nie no, żaden związek. Po związku ma się złamane serca, my nie mieliśmy – sarknąłem, a to nagle zamknęło jego usta i spowodowało, że głęboko westchnął, ostatecznie kładąc się na piasku. – Powiesz coś?
- A co mam powiedzieć?
- Dlaczego akurat Jackie? – Obróciłem się w jego stronę i wciąż półsiedząc położyłem dłoń przy jego boku, by patrzeć na Michaela z góry.
- A dlaczego akurat my? – Założył ręce na piersiach.
- Słucham?
- Dlaczego akurat ty zakochałeś się we mnie, a ja w tobie sto lat temu, co? Chciałeś tego? Wybrałeś to? Czy próbowałeś to zdusić, co wiem z twoich poprzednich wywodów oraz z faktu, że bardzo dobrze cię znam i do teraz masz z tym problem.
- Nie mam problemu, pogodziłem się z tym, kim jestem, dlatego powiedziałem to przy całej rodzinie, włącznie z dziadkiem.
Michael usiadł gwałtownie, co spowodowało, że znaleźliśmy się praktycznie nos w nos. Zmiękły mi kolana. Poczułem niepokój.
- Masz problem ze mną i z tym, że to byłem akurat ja – wyjaśnił. – Poza tym nie ukrywajmy, że pomimo masy przyjemności, było nam z tym totalnie niezręcznie. Zaakceptowałem twoje odejście, stanąłem na nogi, ruszyłem dalej, myślisz, że skakałem pod niebo ze szczęścia, gdy dotarło do mnie, że jestem zakochany akurat w twojej siostrze?
- Ale są jakieś zasady i nie wszystkie można sobie połamać bez problemu, bo tak ci podpowiada serce, daj spokój, przeżyłbyś, gdybyś z nią nie był, dlatego mnie to tak boli.
- Ale co?
- Że mógłbyś z nią nie być, skoro przeżyłeś to, że ja odszedłem.
Nie zmieniliśmy swojej pozycji, dalej siedzieliśmy bardzo blisko siebie, patrząc sobie w oczy z czymś, co przypominało złość i ochotę, aby po prostu się... Co? Utopić?
- Więc o to ci chodzi! Że pogodziłem się z twoim odejściem, ale jej nie chcę pozwolić odejść i to o nią zawalczyłem, nie o ciebie. – Szturchnął lekko moją klatkę piersiową. – Bo na koniec dnia dalej jesteś okropnie zazdrosny o to, że mógłbym kochać kogoś innego prócz ciebie.
Rozchyliłem wargi, moje policzki zapłonęły.
- Nie okłamuj się, Michael – syknąłem. – Nigdy nie będziesz kochał kogoś bardziej, niż mnie. Przepadło.
- Nieprawda. – Pokręcił głową. – I tu nie chodzi o bardziej, albo mniej, nikogo nie będę kochał tak samo jak ciebie, bo każda miłość jest inna, hm? Masz specjalne miejsce we mnie, zawsze tak będzie, ale to miejsce jest już zamknięte i nie pozwolę ci na to, żebyś je ponownie otworzył i sobie tam tak po prostu zamieszkał.
Jakie to było śliczne metaforycznie. Nie dziwiłem się, że tworzy filmy, ale nie myślałem o tym w tamtym momencie. Byłem zbyt pochłonięty chwilą.
- Mógłbym się z tobą dalej kłócić, że skoro musisz tego pilnować, widocznie masz problem – mruknąłem. – Ale skoro to ma jakoś działać nie będę tego robił. W sumie to chciałem cię tylko przeprosić i poznać twoją wersję. Dowiedzieć się, że czy możemy znów spróbować być przyjaciółmi, albo chociaż znajomymi. Szwagrami. Cokolwiek.
Był w szoku, że akurat to padło z moich ust, bo odsunął się jako pierwszy i spojrzał na wschodzące słońce, którego promienie właśnie muskały jego twarz. Kilka ptaków przeleciało nad zagajnikiem, co spowodowało, że Clifford się skrzywił.
- Jak ja nienawidzę ich ujadania – mruknął powodując napad mojego chichotu.
- Nie idź teraz spać.
- Co?
- Nie idź spać – powtórzyłem. – Bo będziesz słyszał wszystko w głowie moim głosem.
To spowodowało, że on się uśmiechnął bardziej szczerze i delikatnie, szukając punktu, na którym mógłby zawiesić wzrok.
- Możemy spróbować – palnął. – Nie tyle zapomnieć o tym co było, ale po prostu z tym żyć, zamknąć ten rozdział i zacząć nowy. Tak, to prawda. – Mike obrócił głowę w moją stronę, a skutkiem mocy jego spojrzenia sam wlepiłem wzrok w jego piękne, zielone oczy. – Kochałem cię raz i to się skończyło wraz z chwilą, gdy uświadomiłem sobie, że nie wrócisz.
Moje serce zabiło trochę szybciej. Przez moment miałem wrażenie, że widzę znów tego Michaela, którego zostawiłem w pokoju, kłamiąc że wszystko będzie dobrze. Chciałbym zmienić przeszłość i gdybym dostał taką szansę, by chociaż należycie się z nim pożegnać, wiedząc, że ona nie wpłynie na teraźniejszość – wykorzystałbym ją, aby nas pokrzepić.
- Kochałem cię raz i... - Zastanawiałem się przez moment kiedy to się skończyło z mojej strony. Nie potrafiłem stwierdzić. – Kochałem cię raz. Kropka.
- Okej, więc... Możemy wracać do domu? – Michael poprawił kaptur na swojej głowie. Potem trochę zaciągnął ten na mojej.
- Chyba tak. – Wstał, a ja przez moment patrzyłem jeszcze na swoje buty od piasku, aż w końcu zmęczony tym wszystkim również się podniosłem i zatrzymałem go ponownie za nadgarstek, który miał delikatnie podrapany od mojego zegarka. – Michael...
- Hm? – Obrócił się w moim kierunku.
Zasłużyłem na pożegnanie. On na nie zasłużył, zresztą przez wiele lat łamaliśmy zasady, a nasze zbliżenia miały niczego nie oznaczać. Może popełnianie tych samych błędów to nie jest dobry pomysł, jednakże poszedłem logiką, że teraz będę robić to, czego nie zrobiłbym kiedyś ze strachu.
Pochyliłem się do niego i ująłem policzek Michaela, który zmarszczył czoło w dezorientacji. Nie cofnął się jednak oczekując na mój ruch. Przełknąwszy ślinę, bardzo delikatnie musnąłem jego usta, co spowodowało w mężczyźnie tak wielki szok, że aż złapał się mojego ramienia, aby nie upaść. Nasze wargi ledwie wyczuwalnie otarły się o siebie, to był najbardziej desperacki i trudny pocałunek w moim życiu, ale był i się wydarzył, ponieważ Mike oddał go równie nieśmiało, przy okazji samemu gładząc moją kość jarzmową.
Odsunął mnie jednak od siebie po chwili, a w jego zielonych oczach zobaczyłem panikę.
- Miałeś mi nie pozwolić – szepnąłem.
- To był pożegnalny pocałunek – odparł półgłosem strachu. – Zasłużyliśmy na pożegnalny pocałunek.
Pokiwałem głową.
Czyli dalej czytał mi w myślach.
__________________
nie wiem co mam powiedzieć kochani, dużo zła się dzieje na świecie, jeśli chcecie zrobić trochę dobra, u mnie na twitterze acczkolwiek podawałam thready i zbiórki. Uznałam jednak że wszystkim przyda się trochę światła i zamiast polsatować, po prostu wrzuciłam cały, ładny imo rozdział.
dajcie znać co myślicie i trzymajcie się ciepło.
all the love x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro