09. Mam gdzieś co powiedzą inni - jestem w tobie zakochany
[Bleeding Love - Leona Lewis]
[Maine, Castine, obecnie]
Ceniłem sobie przestrzeń osobistą bardziej, niż przeciętny człowiek. Nigdy nie byłem fanem podawania ręki na powitanie – skinienie głową zdecydowanie powinno wystarczyć. Tak samo jak nienawidziłem przytulaśnych ciotek, które musiały zostawić mi odcisk szminki na policzku, jak byłem mały, lub złapać mnie za boczki, pytając kiedy wybiorę się na siłownię. Z tej przyczyny mocno walczyłem o June, aby nie musiała przechodzić przez to piekło i choć spieraliśmy się z mamą, czy wypada, czy nie wypada mówić starym ludziom, aby uszanowali „nie" z ust dziecka, to nawet gdy Liz kazała mi się uspokoić, potrafiłem osobiście wyciągnąć dziewczynkę z tłumu, wziąć ją na barana i powiedzieć, że mamy owsiki, więc babcia się zarazi i umrze przedwcześnie.
Asertywności nauczyło mnie dopiero rodzicielstwo, co nie brzmi tragicznie, bo jakby nie patrzeć zostałem ojcem w tym samym roku, co mogłem zacząć legalnie pić wódkę, ale myślę, że gdyby nie moja córka, dalej starałbym się zadowolić wszystkich ludzi, albo przynajmniej sprawić, by nie mieli o mnie negatywnego zdania.
Zależało mi na tym, aby June potrafiła walczyć o swoje i wyrażać na głos myśli, które mogłyby uratować ją przed idiotycznymi traumami, czy toksycznymi nawykami, jakich nauczyłem się sam. Przykładem mogą być chociaż te historie, które wam opowiadam.
Przecież gdybym miał jaja zadbać o moje uczucia, relacja Mike'a i moja skończyłaby się zupełnie inaczej. Albo dużo wcześniej, albo trwałaby w dobrej formie do dziś, bo usłyszałby z moich ust, że jestem zakochany, dlatego jeśli on nie jest, wolałbym, abyśmy przestali zachowywać się jak para w ukryciu.
Tylko w tym celu musiałbym najpierw dopuścić do swojej świadomości informację o moim stosunku do naszej bliskości, której było absurdalnie wiele, jak na w założeniu dorastających, heteroseksualnych nastolatków. Chociaż... Czy Mike kiedykolwiek powiedział o sobie, że jest heteroseksualny? Lecz nie powiedział również, że nie jest, a ja, mimo irytacji na uprzedzenia i tak wyszedłem z tej podstawy.
Wiele rzeczy jest internalizowanych w naszym społeczeństwie – heteroseksualność to ponad wszelką wątpliwość ta podstawowa, jaką wpina się w ustawieniach fabrycznych i później, gdy człowiek nie ma pewności, a boi się mówić, zakłada te opcje, jako coś pewnego.
Kiedyś wydawało mi się, że pewnym jest dosłownie wszystko w mojej znajomości z nim. Parę dni temu żyłem w tym przekonaniu, iż moje domysły, to czyste fakty, a wówczas nie wiedziałem za bardzo na jakim etapie aktualnie się znaleźliśmy, ponieważ pod wpływem kilku drinków zbyt wiele – nagle dotknął mnie tak, jak nie powinien, co osobiście zainicjowałem.
Dlaczego zacząłem od bliskości? – zapytacie.
W całym wszechświecie niewiele osób nie przyprawiało mnie o przewrócenie oczami, gdy myślałem o byciu w fizycznym ścisku z nimi. Może to życie w Castine, gdzie jeśli nie miało się swojego pokoju dorastając - należało się do sporej mniejszości, nauczyło mnie dbać o przestrzeń osobistą? Albo trauma po nowojorskim metrze, gdzie niejednokrotnie czułem rzyga w przełyku, ponieważ nie miałem szans uciec z uścisku menela... Nie wiem, jednak przytualski, całuski po policzkach, czy wspólne spanie, raczej rezerwowałem dla wąskiego grona osób, w które po Mike'u i jeszcze kiedyś Calumie, później wpisywały się tylko Nina oraz June. Nie muszę chyba mówić o Jackie, bo z nią byłem tak blisko, że się dziwię, iż mnie nie wchłonęła w macicy matki (co ułatwiłoby moje życie, bo bym cholera nie istniał!), ale tak poza tym – niekoniecznie lubiłem czułości. I teraz plot twist – wobec osób, którym pozwalałem na bliskość, ja sam robiłem się natrętnie czuły oraz chętny, aby po prostu pozostać ukrytym w ich ramionach.
Jedną z rzeczy, które okrutnie bawiły Ninę, nawet gdy byliśmy jeszcze razem, okazała się moja nieodparta niechęć do bycia dużą łyżeczką. Nauczyłem się tego skutkiem relacji z Michaelem, który ochoczo mnie obejmował, bo jako dzieciak był ode mnie znacznie większy, więc zostało nam to, nawet gdy w okresie adolescencji przerosłem go o głowę i szerokość barków.
W tamtej chwili także byłem większy oraz postawniejszy, a jednak nieustannie, na morderczym kacu, wtulałem policzek w jego pierś, pozwalając, by przez sen mężczyzna oddychał w moje włosy i oplatał nogami moje żebra, podczas gdy ja kuliłem się przy nim, jakbym wierzył, że jest w stanie mnie absolutnie przykryć.
Obudziliśmy się w południe, albo raczej zostaliśmy bestialsko obudzeni, przez nagły atak Jackie i June.
Dziewczynka wbiegła do sypialni, wystrzelona jak z procy, obiegła całą przestrzeń, a potem zawołała donośnie:
- O fuuuuj, ale tu śmierdzi żulem!
Otworzyłem oczy automatycznie, nie wiem czy dlatego, że dźwięk głosu mojego dziecka pobudzał mnie do wzmożonej aktywności, czy jednak dlatego, że reagowałem na słowo „żul".
Obróciłem się na bok jeszcze nie do końca świadomy, co dzieje się dookoła. Michael przez sen objął mnie zatem ręką w pasie, chowając nos pomiędzy moimi łopatkami.
Michael. Michael Clifford właśnie się do mnie przytula – powiedziała moja świadomość, dlatego aż się spiąłem, bo o ile jeszcze nie byłem taki pewny, co zrobiliśmy pod wpływem, to wiedziałem już, że nie jesteśmy w normatywnej sytuacji.
- To chyba o mnie – mruknąłem zaspany i położyłem sobie dłoń Michaela pod policzek bardzo odruchowo, a gdy dotarło do mnie, co właśnie zrobiłem, odsunąłem się trochę niechętnie i bardziej dla zasady.
Usiadłem przetarłszy twarz dłonią. Uśmiechnąłem się też do córki i siostry, a wtedy, gdy moje spojrzenie skrzyżowało się z tym Jackie, mentalnie znów poczułem dłoń Mike'a na swoim penisie oraz... Nie. To się nie mogło stać. To nie jest prawda... Prawda?
Michael spał, albo próbował wierzyć w to, że jeszcze zaśnie, mocniej nakrywając się kołdrą. Słusznie. Sam powinienem tak robić, ale nie, zachciało mi się bycia odpowiedzialnym dorosłym, który reaguje na pisk własnego dziecka.
- Co tu zdechło? – June niezrażona weszła do naszego łóżka i przeszła przez Clifforda, żeby przytulić się do mnie.
- Wódka, skarbie – odpowiedziała jej Jackie, która obrzydzona mierzyła obraz nędzy i rozpaczy, jakim się z jej przyszłym mężem staliśmy.
- Teraz czuję... – skrzywiła się młoda.
Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć, ściągając ją z Mike'a, aby po nim nie deptała i w miarę możliwości przyciągnąłem dziecko do siebie.
- Michael, wstań proszę, mieliśmy dziś usiąść z rodzicami i porozmawiać trochę o tym ślubie. Swoją drogą... - Kobieta podeszła do okna, które otworzyła na oścież. – Wybrałam nam piosenkę na pierwszy taniec.
- Jackie, ja nie żyję i jakieś dziecko na mnie siedzi – wyburczał niezadowolony, podczas gdy June specjalnie, tylko trochę złośliwie, poskakała po nim tyłkiem, nawet mimo mojego przeciągłego „przestań", na co Michael udał, że płacze.
Skarciłem swoje dziecko spojrzeniem, ale i tak się zaśmiałem. Była diabełkiem, jednak strasznie kochanym.
- Nie skacz po nim, bo zwróci to co wypiliśmy w nocy. – Objąłem June, no i przemogłem się spojrzawszy też na zaspanego Michaela. Lubiłem go takiego kiedyś. Wstawanie nie było jego mocną stroną i to się jawnie nie zmieniło.
- Nie mogliście się zaprzyjaźniać na trzeźwo? – Jackie zdjęła szklanki z parapetu, aby zrobić nam jeszcze większy przepływ powietrza.
- Może i mogliśmy, ale gdzie w tym zabawa? – wyburczałem. – No ale, pochwal się, do czego zatańczycie pierwszy taniec? – Próbowałem być wspierający na tyle, na ile było to możliwe, jednak gdy stopniowo docierały do mnie wspomnienia poprzedniej nocy, coraz mniej czułem, że nie jestem w stanie.
Mike tym czasem wygrzebał się z kołdry i wspomógł się łokciami, by dojść do siadu, po czym zamiast zmordować June wzrokiem za niedawanie mu odpocząć, zerknął na nią zaczepnie. Moja córka była nauczona prostej komunikacji, a zatem pokazała mu język, co Michael od razu odwzajemnił i nawet gdy tkwiła w moich ramionach, trochę ją połaskotał. Jakbyśmy oboje próbowali skupić się na jakiejś bezpiecznej przestrzeni, a najbezpieczniejsze wówczas okazało się dziecko.
- Mieliśmy z tym ogólnie problem, bo nasz gust muzyczny nie jest ani trochę podobny – wyjaśniła mi Jackie.
- To fakt, możemy słuchać dużo, ale osobno – zgodził się z nią mężczyzna.
- Więc... Jak przyjechaliśmy, mama poprosiła mnie, żebym tu trochę ogarnęła, co zrobiłam i znalazłam to. – Z torebki wyciągnęła płytę. Niebylejaką, a jedną z tych, które Michael nagrał dla mnie.
Wiedziałem, że to nasza płyta, ponieważ zawsze je podpisywał, a na dodatek kupował plastikowe opakowania, gdy bywał z rodzicami na większych zakupach w Brooksville, gdzie później przyklejał różne wycinanki do pudełek. Miał niezwykłe serce wobec rzeczy, nad którymi się skupiał, dlatego nie byłem szczególnie zaskoczony faktem, iż Michaelowi się udało. Prawdę mówiąc gdybym miał tyle determinacji do swoich pasji, zamiast do nauki szkolnej, najprawdopodobniej zostałbym światowej sławy gitarzystą rockowym, a nie nauczycielem matematyki.
Nie mieliśmy jeszcze szansy, ani przemyśleć tego, do czego doszło w nocy, ani tym bardziej skonfrontować przeszłości, bo utkwiliśmy w udawaniu, że ta sytuacja jest okej dla nas obojga. Zresztą może lepiej nie mówić o rzeczach? Najpewniej dobrze wyszedłbym na kompletnym schowaniu głowy w piasek i łudzeniu siebie oraz innych, że jestem wręcz zachwycony tym ślubem! Mimo wszystko, na widok jednej z naszych płyt, oboje spojrzeliśmy po sobie niepewnie.
Poznaliście moją siostrę na tyle, aby wiedzieć, że ma tendencję przeoczyć wszystko, co bardzo oczywiste. W naszej rodzinie to ja byłem oczami, ona ustami. Potrafiłem wyłapać najmniejsze szczegóły, podczas gdy Jackie umiała zagadać człowieka na śmierć i wbrew pozorom, gdy kontrolowała to publicznie, zawsze wychodziła na tym cudownie. Szkoda tylko, że przy mnie nie potrafiła czasem się utkać.
- Znalazłam na niej piosenkę – kontynuowała podnosząc wieczko z zatrzaskiem. – Puszczę wam, w ogóle... Luke, czy ty chcesz tę wieżę, czy możemy ją zabrać?
- Umn... - Przygryzłem wargę. Śmieszna sprawa, Jackie, ta wieża mogłaby należeć do Michaela, ale niekomfortowo mi na myśl, że moglibyście puszczać na niej Lust for life i pieprzyć się godzinami gdzieś w tle. – Ona działa?
- Działa – palnął Michael mocno niepewnie, jednocześnie znów zerkając kątem oka na bardzo milczącą June.
Był wyczulony na takie kwestie względem mojej osoby, dlatego bez trudu dostrzegł, jak bardzo podobna dziewczynka jest do mnie, kiedy sytuacja robi się gęsta, a zamiast brać w niej udział, ona wyciąga tylko istotne, ukryte informacje. Czuł się obserwowany, a na dodatek analizowany przez dziesięciolatkę.
- To wam włączę teraz. – Jackie wychyliła się przez biurko, podłączając sprzęt do gniazdka, po czym uruchomiła płytę i zaczęła przełączać na niej kawałki.
Wydało mi się, że moje serce staje. Pomyślałem sobie: o Boże, dlaczego wszystko musi przypominać mi o tym co się między nami wydarzyło. Może jestem beznadziejnym bratem? Chciałem cieszyć się szczęściem swojej siostry. Gdyby to był ktokolwiek inny, tylko nie Michael Clifford, najpewniej spiknąłbym się z jej koleżankami, wciągnął w to jeszcze Ninę i wspólnie planowalibyśmy największą imprezę, jaką widziała ta wieś, a przeżyliśmy całkiem sporo niezłych festynów. Po prostu w obliczu tego, co przeżyłem z nim... Uważam, że miałem prawo do bycia skonsternowanym.
Pierwsze dźwięki Angels od The xx wypełniły pomieszczenie, dlatego skręciło się coś w moim wnętrzu, a Michael chrząknął i przeczesał włosy palcami.
Kiedy pakowałem się przed pierwszym wyjazdem, nie miałem pojęcia, że to są nasze ostatnie, wspólne dni. Prawdopodobnie, gdyby nawiedziły mnie trzy duchy – przeszłego zgona imprezy, aktualnej euforii uwolnienia się z Castine i przyszłego załamania nerwowego, a ten ostatni powiedziałby, że nie zobaczę go przez następne dziesięć lat, zacząłbym się śmiać. Widząc rezultat w postaci tego poranka, jako nieświadomy dziewiętnastolatek w kącie, najpewniej rzuciłbym się na tego ducha i chciał go udusić, za kłamstwa i insynuowanie mi jakiejś wybujałej nieprawdy. Dlatego swobodnie spakowałem do walizki wszystko – misia, którego dał mi Mike, kiedy skutkiem głupich zabaw złamałem nogę, całą masę jego koszulek, jeden magiczny zeszyt i każdą płytę.
Nie, nie miałem serca tego wyrzucić, dlatego tkwiły one w kotłowni mojej kamienicy, choć Nina kiedyś przyniosła tego pluszaka i włożyła June do kołyski, bo był przesłodki, lecz moja duma kazała wrzucić zabawkę pod nasze łóżko, więc prawdopodobnie dalej zbierała kurz w moim mieszkaniu.
O płyty kazałem jej nie pytać, mówiąc, że to była moja dziwna faza. Nie przesłuchaliśmy ich razem, gdyż w swoim małżeństwie odkryliśmy wspólne zamiłowanie do Red Hot Chili Peppers, ale niczego poza tym. Byliśmy nawet na paru koncertach!
Co chcę jednak powiedzieć – te cholerny płyty były najbardziej Michaelową rzeczą, jaką mógłbym z nim skojarzyć i zakopałem je pod stertą wspomnień w kartonie, nie po to, aby po nocy, która już uczyniła mnie zwyrolskim bratem, dowiedzieć się, że nie zabrałem ostatniej (jak mi się wydawało), którą dla mnie zrobił przed samym wyjazdem.
- No weź – szepnąłem niemrawo do Jackie. – Liczyłem na Taylor Swift...
- Mam jeszcze Bleeding Love, ale to była wasza stara obsesja.
- Nie włączaj! – zaprotestował Mike. – W sensie... Tak, Liz uczyła nas do Bleeding Love tańczyć wolnego.
- Ale to słodkie! Mike, moja mama uczyła cię tańczyć wolnego do piosenki i zatańczysz do niej ze mną na naszym własnym ślubie?!
- Nie! – wrzasnąłem ja na tyle energicznie, że June aż się wzdrygnęła. – Jackie, nie, to była... To była moja piosenka bardziej, niż Mike'a, może weźmiecie klasycznego Eda Sheerana? – zasugerowałem.
- A co myślicie o Angels? Jest śliczne – mruknęła trochę zdezorientowana robiąc głośniej na wieży.
Clifford zaczął kaszleć, więc napił się ze szklanki czegoś, co myślał, że jest wodą, jednakże okazało się wczorajszym drinkiem, toteż wypluł to automatycznie.
- Tato, jest okej? – June zapytała ciszej widząc moją minę.
Rozbolała mnie głowa, ponieważ Michael zeszłej nocy chwycił mojego penisa, który urósł w jego ręce, chyba romansowaliśmy z kimś przez aplikację... O nie. Fuj. A na dodatek, zamiast obudzić się i zacząć się z tego śmiać, co powinniśmy zrobić, aby zachować poprawne wibracje wszechświata, moja siostra zaatakowała znienacka, a na domiar złego June już wywęszyła jakiś spisek.
Pokiwałem więc głową, iż jest w porządku.
- Sama myśl, że on się teraz napił alkoholu mnie zmroziła. – Niekoniecznie skłamałem, wzdrygnąwszy się podobnie, jak June przed chwileczką.
- Jackie. – Michael aż wyszedł z łóżka, aby wyłączyć to cholerne Angels.
- Na tej płycie jest tyle ślicznych, romantycznych piosenek, któryś z was nawet narysował na niej serduszko! – To byłem ja. – I nie wiem, czy to było w celu wyrywania dziewczyn, bez urazy, bracie, nie wiem czy wtedy wiedziałeś, ale zakładam, że nie i w ogóle tak dobrze mi się to wszystko kojarzy, poza tym to ty skleiłeś tę płytę, Mikey, więc...
- Hej, nie lepiej serio wziąć Eda Sheerana? – Michael wyciągnął wtyczkę, aby nie wpadło jej na myśl ponowne puszczanie czegokolwiek.
June bacznie mnie obserwowała, bo z trudem ukrywałem przed córką własne emocje, dlatego chciałem krzyczeć z frustracji, bo nawet przy niej musiałem się teraz pilnować. Zrobiłem się bowiem cały zarumieniony, gdyż doskonale pamiętałem, ile te płyty oraz ta konkretna piosenka, znaczyła dla nas.
Nie miałem odwagi posłuchać jej przez dziesięć lat. Byłem ciekawy, czy Mike tak zareagował, bo czuł to samo, czy po prostu obudziły się w nim jakieś wyrzuty sumienia.
- Nie wierzę, że chcesz Eda. – Uniosła jedną brew i przyjrzała się mu uważniej. – Och... Czy to powstało w celu wyrwania jakiejś konkretnej laski, która nie jest mną i dlatego jesteś niezręczny?
Widocznie nie wiedział, jak ma jej odpowiedzieć na to pytanie, po czym wziął od Jackie pudełko pełne naklejek z gazetki i rysunków markerem.
Jackie patrzyła na Michaela trochę zażenowana i zdziwiona, ignorując przy tym moją reakcję, ale June widziała, że jesteśmy właśnie... Dziwni.
- Tak - odpowiedział w końcu, żeby wybrała cokolwiek innego z zazdrości o obcą, nieistniejącą kobietę. – Ale to było naprawdę dawno, było głupie, chociaż wciąż... Tak trochę przypał, huh?
- Umn... okej, nie wiedziałam. Kim ona była? Nie mów, że ta Brandie, co z nią chodziłeś przez to jedno lato!
Na samo wspomnienie Brandie, chciałem napić się brandy, a miałem epickiego kaca. Paskudna laska.
- Yyyy...
- Luke, kim ona była?! – Jackie się po prostu nabijała, nie odstawiała właśnie sceny zazdrości, które obojgu nam tak wspaniale wychodziły, a i tak czułem, że mam tak głęboko kija w tyłku, że jeszcze trochę i wyjdzie mi on gardłem.
- Omg, dlaczego mnie pytasz?! – zawyżyłem głos osłaniając się rękoma, bo nie chciałem brać w tym udziału.
- Bo byliście do siebie przyrośnięci i na pewno wiesz!
- Jackie... – odchrząknąłem i prawie zabijając się o własne nogi, do niej podszedłem, położywszy dłonie na siostrzanych ramionach. – Ona nie dorasta ci do pięt, Michaelowi jest po prostu wstyd, bo śmierdziała rosołem, a on myślał że to feromony.
Mike pokiwał szybko głową, zgadzając się ze mną, ale to nie była prawda i on wiedział, że ja wiem, co obu nas czyniło obrzydliwymi ludźmi, a jednocześnie chyba właśnie wspólnie zastanawialiśmy się, czy ten drugi też o tym myśli.
- No dobra... Niech będzie, znajdę nowa piosenkę...
- Mogę cos wybrać – zaproponował entuzjastycznie.
Nie zaskoczyłem się, Michael zawsze organizował muzykę na imprezy.
- Nie obraź się, ale nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, żeby wszyscy się dobrze bawili.
Położył dłoń na sercu urażony ciosem poniżej pasa. Też mu tak mówiłem, gdy męczył mnie czymś, co ewidentnie mi nie siadło, bo Mike miał ogromną tendencję wpychania swojego gustu melodyjnego każdemu, bez względu na to, czy innym się to podobało, czy nie.
Uciekł wzrokiem na okno, a że pogoda sprzyjała, jak na Castine, chwycił się ponownie bezpiecznej bazy, czyli mojej zasłaniającej mu trochę widok córki.
- Gówniarzu, idziemy dzisiaj na rower? – zapytał tak po prostu, ku zaskoczeniu nas wszystkich.
Zakładam się o dychę, że zapomniał, jak ma na imię, stąd wziął się „gówniarz".
- Jezus, tak! Tato, idziemy na rower! – Nietrudno było ją przekupić aktywnością poza domem, także to Michael trafił w dziesiątkę.
- Sam jesteś gówniarzem – prychnąłem, chociaż sam czasem tak do niej mówiłem. Ten rower brzmiał jak fajne zajęcie czymś myśli i blokada konwersacji, więc byłem jak najbardziej za. – Rower brzmi fajnie, mamy ładną pogodę.
- Luke, jaką ty masz opinię o piosence na pierwszy taniec, swoją drogą? – Zamyślona Jackie dalej opierała się o biurko przy wieży.
- Ja tańczyłem do ruskiego walca. – Wzruszyłem ramionami.
- Ruskiego... - Mike zmarszczył brwi.
- Nina – wyjaśniliśmy z Jackie w tym samym momencie.
- No tak... Nie pamiętam tego, przepraszam, byłam pijana, ty wiesz – powiedziała, a potem pogłaskała mnie po ramieniu i zupełnie z zaskoczenia, tak zwyczajnie mnie objęła. – Jak ta jazda ze ślubem się skończy, musimy się częściej spotykać.
Michael zaczął zaczepiać June, udając że tego nie słyszy i nie uczestniczy w dysputach dorosłych.
- To chodź, wygrzebię ci rower twojego starego, bo zakładam, że dalej nie umie złożyć łańcucha – mruknął do niej.
- Nie chcesz dać mi swojego? – Dziewczynka przekrzywiła głowę. – Coś mi mówi, że twój rower to jakaś historia.
- Właśnie tak, jechaliśmy kiedyś na nim i Luke usiadł na bagażniku, więc koło z tyłu się wygięło, dosłownie w pół! Co jest dziwne, bo twój tatuś to taka modeleczka była wtedy, wiesz? – Spodziewałem się dosłownie wszystkiego, ale nie tego, że po tym, jak June rzuciła się na Michaela, gotowa bronić mnie w wiekopomnej walce pod tortowem, a później usłyszała, że to bardzo zły pan, zechce jeszcze jakkolwiek się z nim zaprzyjaźniać. No i Michael, który ani nie lubił dzieci, ani nie był szczególnie zainteresowany oglądaniem jej zdjęć z okresu niemowlęcego.
Chociaż... Chciał zamówić dziesięciolatkę z Amazona, więc może po prostu nadawał na falach fajnego wujka? Fajnie się na to patrzyło, mimo wszelkich złości oraz niedopowiedzeń.
June wyskoczyła z pościeli, w których się turlała, gdy on mówił, a gdy mu skinęła, mężczyzna poruszył brwiami łobuzersko, bardzo w swoim stylu i założył dresowe szorty ze swojej walizki, nawet szczególnie nie dbając o to, że ma wczorajszą koszulkę i kaca. Może zbyt mocno wziął sobie do serca Keshę i jej mycie zębów Jackiem Danielsem?
- Idź na dół, ogarnę się w dwie minuty, słowo! – zawołał do June z korytarza.
- Coś ci nie wierzę! – odkrzyknęła.
Oboje z Jackie spojrzeliśmy w stronę drzwi zdezorientowani, aż w końcu moja siostra wypaliła:
- Czy to znaczy... Że on jest gotowy?
Zmarszczyłem brwi, nie ogarnąłem o co jej chodzi, dlatego, bo cóż, nie chciałem ogarniać o co jej chodzi. W końcu założyłem koszulkę i zacząłem szukać w szafie jakiś spodni, które nadawałyby się na rower, bo nie zabrałem takich, ale gdy widząc te resztki własnych ciuchów, wydobyłem z półki bermudy, zamrugałem wolniej.
Tak, jasne... Może jakąś jedną ciążę mojej byłej żony temu – skomentowałem te spodenki w myślach, i przewróciłem oczami powodując chichot siostry, gdy dla żartu naciągnąłem część garderoby na ramię. Mój biceps w wieku trzydziestu lat, był większy, niż moje uda w wieku osiemnastu lat. To jest tak zwany progres. Jackie dalej się śmiejąc po prostu podała mi szorty Michaela, w które wcisnąłem się już bez problemu. Skoro kucała przy jego torbie, dostałem też od razu skarpetki oraz jego dezodorant.
- Przepraszam, nie odpowiedziałem ci... Gotowy do... Czego? Zapłodnienia cię? Jackie, ja nie wiem, ale chyba powinniście porozmawiać przed ślubem. To ważna kwestia. – Gdy poczułem zapach jego heteroskiego Axe, rozmawiając o zapładnianiu przez Mike'a mojej siostry, zrobiło mi się jeszcze bardziej niedobrze.
Ślub to jedno, ale oni mający razem dzieci to coś, co mogłoby mnie czasem przerosnąć.
- Ja wiem, ale jak rozmawiamy mówi, że nie jest gotowy i niby to szanuję, ale jak może tak mówić, kiedy widzi dziecko i pierwsze co robi to... To. – Schodziliśmy już na dół, gdzie Liz w szoku patrzyła przez okno, jak Mike zajął June w trymiga, a potem zobaczyła, że ja też jestem ubrany.
- Czekaj, czy ty naprawdę chcesz wejść na rower? – Mama zmarszczyła nos, mocniej ściskając w dłoni kubek z kawą. – Luke, kiedy ty ostatnio jechałeś rowerem?
Jackie mogłaby mi powiedzieć, że od kiedy oni wrócili z Cliffordem na wieś, to jeździli regularnie, a po pierwszym razie musieli sobie wzajemnie okładać tyłki lodem, to by pomogło mi podjąć racjonalniejszą decyzję, lecz moja siostra zajęła się myśleniem o piosence oraz dziecku. Ja też miałem to gdzieś z tyłu głowy, wraz z przeklętym wspomnieniem o romansowaniu przez Grindra i przypadkowej masturbacji, co nie padło do wyjaśnienia, bo albo tylko mnie obchodzi wyjaśnianie rzeczy na tym etapie, albo Michael Clifford ewoluował w najdoskonalszą postać swojego ognistego chartu i jak na zodiakalnego barana ze strzelcem w acendencie przystało, zamiast się roztkliwiać nad głupotami, które zrobił, spalił je, a teraz wyżywał się na zbyt dużej ilości aktywnych zajęć, by potem, będąc kuriozalnie zmęczonym, znów odwalać głupoty do spalenia!
Ugh, to jest takie w jego stylu – myśląc w ten sposób, zabrałem mamie kawę i wypiłem ją duszkiem, tylko trochę się krzywiąc.
- Hej?! – Liz delikatnie trzepnęła mnie przez ramię.
- Przepraszam, mam kaca i pośrednio to jest twoja wina i nie wiem kiedy ostatnio jeździłem, może z pięć lat temu? Może więcej? Ale tego się nie zapomina podobno, najwyżej będę miał zakwasy. Dobrze mi to zrobi, poczuję że żyję, jak poczuję ten ból dupy.
- Luke...
- Nie miałem na myśli niczego erotycznego, naprawdę! – Zajrzałem przez okno i uśmiechnąłem się mimowolnie na widok Michaela z June.
Dobra, zrozumiałem już Jackie i jej chęć posiadania z nim dzieci.
Kurwa.
Wypiłem fusy, więc wyplułem je równie prędko, co spowodowało tylko i wyłącznie „tę minę" mojej rodzicielki, dlatego uśmiechnąłem się niewinnie, aby mi odpuściła.
- Wiesz, co do tego roweru... - Moja siostra chyba próbowała mnie ostrzec, ale zamiast jej posłuchać, założyłem już obłocone trampki i zostawiając kubek na parapecie, wyszedłem na zewnątrz.
- Nie zjecie czegoś z Michaelem?! – zawołała Liz, lecz machnąłem ręką zbywająco.
- Daj im spokój, mamo, to bez sensu – skwitowała Jackie ironicznie.
Kiedy zamknęły się za mną drzwi, dostrzegłem rażące promienie słońca, wydostające się zza szarego nieba. W Nowym Jorku pewnie temperatura dochodziła do prawie trzydziestu stopni ciepła, ale w Castine to słońce było wręcz irytujące, bo gdy zachodziło, człowiek czuł dreszcze na całym kręgosłupie, a jego obecność na niebie, wyciskała krople potu.
- Wujku, opowiedz mi coś jeszcze o przypałach mojego taty! – Usłyszałem zza domu podekscytowany ton June, dlatego chcąc to usłyszeć, powstrzymałem się przed przerwaniem im.
Oparłem się o ścianę budynku na chwilę. Przy okazji dotknąłem też kieszeni, jakbym odruchowo szukał papierosów, a potem przypomniałem sobie, że zostały zakopane w moich rzeczach.
Cholera.
- Tego było akurat naprawdę dużo. Kiedyś dostał piłką w końcówkę małego paluszka i dosłownie miał tam złamanie! Albo notorycznie spadał z łóżka! Kiedyś nauczycielka przez przypadek zamknęła nas w klasie już po lekcjach, a my bez komórek, ani nic... Fajnie było. – Uśmiechnąłem się pod nosem.
Musiała mu się przypomnieć ta akcja z pierwszej liceum, ponieważ Michael przyniósł mi jedną z płyt właśnie do szkoły, a na niej była nagrana Leona Lewis w swoim Bleeding Love. Przez całą noc słuchaliśmy w kółko jego kawałków, przy okazji śmiejąc się i ćwicząc wolnego, bo byliśmy w trakcie pobierania lekcji u mojej mamy, która sobie uwaliła w głowie, że bez umiejętności tańczenia wolnego, jesteśmy skończeni w szkole średniej, poza tym tamten moment... On miał moc.
Wychyliłem lekko głowę za krawędź domu, chcąc zobaczyć, jak wygląda mimika mojego dawnego przyjaciela, tudzież kochanka, slash „ex-chłopaka"(?), ale zachciało mi się śmiać, gdyż ja rozważałem założenie bluzy, a on paradował z koszulką zawiniętą na głowie, jako turban, bo zgrzał się przy naprawianiu małego rowerka dla June po mnie.
- Musieliście się kiedyś bardzo lubić – podsumowała dziewczynka, dla której widocznie wyglądało to trochę jak coś więcej, bo przecież oglądała filmy, wiedziała jak to działa! – W sumie tata dalej jest niezdarny, myślę że to już po prostu jego rzecz.
Przewróciłem oczami powstrzymując się przed zdradliwym prychnięciem. Może i nie jeździliśmy rowerami po Central Parku, bo zdarzyło mi się parokrotnie potrącić kogoś, albo wjechać w słupek?! Tylko może!
- Chyba tak, ale to znaczy, że ty musisz mieć oczy dookoła głowy, co? – Postawił jej pojazd na nóżce i skinął. – Bardzo się lubiliśmy, to fakt, byliśmy nierozłączni. – Ściągnął materiał ze swoich przydługich, jasnych włosów, zakładając go ponownie na swój lekko muśnięty najpewniej kalifornijskim słońcem tors. – A teraz się przejedź dookoła domu i zobacz, czy ci wszystko pasuje.
- Okej, dzięki! – Zadowolona June wzięła rower między nogi, podczas gdy Mike wszedł do otwartego garażu po te dla nas, na których musiał jeździć wcześniej z Jackie. – Hej tato! – Gdy młoda wyjechała zza zakrętu, położyłem rękę na sercu i niemal nie wypadłem ze swojej żałosnej kryjówki na podjazd przed Michelem.
Widział jak się zatoczyłem, bo nadepnąłem na swoje sznurowadło, ale udało mi się odzyskać stateczność przed nim, wyciągając jednocześnie ręce do przodu.
- Woah, dalej jesteś pijany? – Przekrzywił głowę.
- Nie, jestem po prostu pizdą – wypaliłem zaczesując włosy do tyłu. – Potknąłem się.
- Nie wątpię.
Zrobiło się między nami znów tak dziwnie i cicho, a milczenie przerywały jedynie dźwięki zachwyconej nową zabawą June.
- Tylko uważaj! – krzyknąłem za córką, gdy wyjechała na betonowe płyty robiące za ulice przed domami sąsiadów.
- Co ją rozjedzie? Żul na wrotkach? – zażartował kpiąco Michael, więc przewróciłem oczami, bo mogłem sobie być nadopiekuńczy, to moje dziecko!
- Truchło pani Beatrice w Bentleyu – odgryzłem się.
- W Dżambodżecie – powiedział to tak wyniośle, podnosząc dla mnie siodełko, że parsknąłem, co mężczyzna automatycznie powielił.
- A pojedziemy na lody?! – krzyknęła June, tylko przez chwilę robiąc ósemki przy nas.
- Gdzie tylko będziesz chciała! – odparłem.
- W sumie możemy pojechać do portu, tam wszystko jest takie samo, tylko trawa jeszcze wyższa – powiedział mimochodem Michael, jakbyśmy nie mieli wspomnień z tamtego miejsca.
Kogo ja oszukuję, to miasto było pełne naszych wspomnień, dlatego widocznie musiałem przełknąć urazę i iść dalej.
Obserwując go, jak lekko i zwinnie stawia rower do jazdy, nie wytrzymałem i łapiąc kierownicę, pochyliłem się trochę do niego.
- Ej, co do wczoraj...
- Luke, ja nie pamiętam połowy wczoraj – brzmiał na bardzo pewnego.
- Och... - Rozchyliłem lekko wargi.
Kłamał, jak z nut, co widziałem w jego oczach, dlatego już miałem mu to wyrzucić, a gdy dostrzegł, że się zapalam, nieznacznie dotknął mojej kostki, która poczerwieniała od mocnego ściskania metalu w gumowej rączce.
- Myślę, że ty też nie pamiętasz połowy wczoraj. – Uniósł obie brwi. – Film urwał mi się po tym, jak wspaniałomyślnie poderwaliśmy ci faceta na Grindrze, więcej grzechów nie pamiętam.
- Michael...
- Nie. – Pokręcił głową. – Nie musimy o tym rozmawiać.
- Ja... - Przez lata zrobiłem się o wiele bardziej pewny siebie, ale on miał strzelca w ascendencie, ja miałem tam raka. – Michael, w porządku, nic się nie stało, napiliśmy się i się wygłupialiśmy, spoko, ale nie traktuj mnie tak, jakbym był bierny w tej sytuacji i kompletnie niewinny, bo na te parę sekund naszej rozmowy, coś się jednak stało, po niej, nie, nic się nie stało i...
- Co ty pierdolisz? – Zmarszczył czoło.
- Ugh, próbuje ci powiedzieć, że jestem w stanie sobie z tym poradzić! – Puściłem kierownicę zakładając ręce na piersiach. June objeżdżała teraz domy sąsiadów. – I zgadzam się, żeby do tego nie wracać, bo masz rację, nawaliliśmy się i robiliśmy sobie żarty, ale to nie znaczy, że musisz odgrywać rolę tego ogarniętego, dojrzałego kolesia, który uspokoi moją panikę i weźmie na siebie całą odpowiedzialność za tę jazdę, dobra?
- Ehe? – Dalej był zdziwiony, patrząc jak się miotam. – Spoko. Więc oboje byliśmy odpowiedzialni za sytuację, która się nie wydarzyła, bo kilka sekund tej rozmowy minęło.
- Właśnie tak! Byliśmy świetni w niegadaniu na poważnie o trudnych rzeczach, więc wznówmy to i znów o nich nie gadajmy.
Powstrzymał parsknięcie, dalej widząc, że zaraz zrobię się wręcz purpurowy z zażenowania. Mike był tym aż zafascynowany, bo oparł się o rower łokciem, a na dłoni ułożył swój podbródek i wlepiał we mnie przenikliwy wzrok.
- Czy ciebie to bawi? - Brzmiałem na urażonego.
- Luuke – przeciągnął moje imię.
- Nie „Luuke" – sparodiowałem jego głos. – Tylko trochę powagi!
- Ładnego masz penisa – szepnął zlewczo, na co otworzyłem szeroko usta nie mogąc wydobyć z nich żadnego pisku. – Widzisz, nie radzisz sobie z tym.
- Wsiadaj na ten rower i pedałuj, bo ja cię złapię, to cię uduszę – wycedziłem przez zęby. – Nie mów takich rzeczy, litości. – Pociągnąłem za rower, dlatego teraz to Mike prawie się wywrócił, ale udało mu się odzyskać stabilność, tak samo jak mnie przed chwilą. – Nie kiedy masz wziąć ślub z moją siostrą i razem wybieracie piosenki.
- Przecież żartuję! – Wyrzucił ręce w górę już gotowy, aby się pokłócić.
Uniosłem jedną brew i wziąłem rower między nogi, chcąc gonić June.
- Więc jednak nie podoba ci się mój penis? – szepnąłem.
Cóż, może sobie mieć strzelca w ascendencie, ale to ja mam bliźnięta w księżycu! – muszę przestać brać astrologię tak bardzo na poważnie.
- Jesteś jednak chujowy w niegadanie o rzeczach! – Michael wsiadł na swój rower.
- Więc będziemy o nich rozmawiać? – Poczekałem aż wyjedzie jako pierwszy, a gdy zadzwonił dzwonkiem June, aby ruszyła bezpośrednio polną drogą do portu, odepchnąłem się z zamiarem dołączenia do nich.
- Nie, bo nie ma o czym! – odparł.
- Oczywiście. – Westchnąłem ciężko.
- Dasz sobie radę, czy będziemy cię z June wyciągać z krzaka?! – zaczepił mnie z innej strony.
- Moja zajebistość zagłusza twoje pierdolenie! – zawołałem i zacząłem pedałować na stojąco, przy okazji wyprzedzając i Michaela, i June.
- Tato, słoik przekleństw! – upomniała mnie córka.
- Jak mnie dogonisz, to dam ci stówę! – wrzasnąłem za nią, pozwalając by bryza oczyściła mi głowę.
- Trzymaj się dzieciaku, jadę po stówę! – Mike również przyspieszył, zaciskając mocno zęby.
- Jesteście niewychowawczy! – podsumowała nas dziewczynka, po prostu obserwując łąki dookoła siebie.
Dom moich rodziców znajdował się idealnie przed zejściem na plażę, dlatego nie potrzebowaliśmy dużo czasu, aby tam dotrzeć, no i nie było możliwości, że ktoś się zgubi, albo zostanie potrącony przez samochód. Dlatego też każdy rower, który posiadaliśmy był wyposażony w odporne, silne koła.
Brakowało mi tej przestrzeni w mieście i choć za żadne skarby świata nie wróciłbym do Castine na stałe, to uczucie połączenia z naturą oraz jakiś taki powrót do przeszłości, pozwoliły mi odrobinę odpocząć od umartwiania się nad tym, czy postępuję właściwie. Wiedziałem, że nie.
Michael spodziewał się raczej mojej ogromnej paniki i tego, że będę chodził nieustannie spięty, bo takiego mnie pamiętał. Jako dzieciak, a potem nastolatek, brałem wiele spraw do siebie i może potrafiłem się odgryźć, albo otworzyć, aczkolwiek tylko w kontrolowanych przez niego warunkach. Wówczas miałem to wszystko już po prostu gdzieś – pozory, jakieś utarte zasady i schematy. Jasne, potrzeba niezranienia Jackie wierciła mi dziurę w brzuchu, no i bezsprzecznie przyjechałem tam w celu pozbycia się go, jednakże skoro Mike nie skłaniał się ku konwersacji, ani tym bardziej, tak jak mi powiedział, nie używał mojej siostry, bo miał problem z poradzeniem sobie ze mną i tym, co się stało kiedyś, a tak samo jak ja, zwyczajnie się wstydził, lub nie chciał do tego wracać – co stało na przeszkodzie, abym zaczął improwizować?
Całe życie się czegoś bałem i znudziło mi się to, więc każdy z członków mojej rodziny, wszyscy w miasteczku, którzy chcieli mnie obgadać, a także on, musieli zaakceptować, że już się tym strachem przejadłem, dlatego mam zamiar zignorować poczucie lęku w żołądku.
Skoro Michael potrafił związać się z Jackie, widocznie słusznie nasze drogi się rozeszły po moim pójściu na studia. Gdyby tak nie było, najpewniej spróbowalibyśmy czegoś, na co wówczas nie byłem gotowy, a on tego nie potrzebował, bo gdyby było inaczej, skonfrontowałby to ze mną i nigdy przenigdy nie próbowałby umawiać się z nią. Nawet na śniadanie w Paryżu po nieudanej wycieczce do Los Angeles na Ukrainie. Oboje mielibyśmy złamane serce i nie moglibyśmy na siebie spojrzeć. A tak... Widocznie tak miało być. Więc nie zamierzałem rozgrzebywać czegoś, co mogliśmy zapakować jak te przeklęte płyty do pudła i umieścić w piwnicy.
Wiecie w czym tkwi problem? Nie musiałem przeglądać zawartości kartonów, bo one nawet nie mieściły się w moim mieszkaniu, a w jego kotłowni. Jednak zawsze coś wypada z takich pojemników. Dlatego ten przeklęty miś zbierał kurz pod łóżkiem.
- We are the champions! – krzyknąłem całą przeponą, gdy koła mojego roweru posunęły po wilgotnym, aczkolwiek wysokim piachu, jednakże przez szybkość nie zakopały się w nim, tylko pozwoliły mi wjechać bezpośrednio na brzeg, a że miałem już wszystko w dupie i zostawiłem telefon w łóżku, mogłem śmiało unieść ręce, wjeżdżając wraz z tym rowerem do wody.
Mewy rozleciały się na wszystkie strony świata. Nikogo nie było w porcie, a skoro nie dbałem o nic na tamten moment, miałem prawo rzucić pojazd na płyciźnie i wbiec głębiej w małą falę.
- Tato?! – June zatrzymała się jeszcze przed suchszym piaskiem, natomiast Michael wyhamował przy niej, pozwalając, by jego przednie koło zakopało się w ziemi.
- Jakbym miał komórkę, zrobiłbym zdjęcie! – wrzasnął.
- Cieniasy! – Obróciłem się w ich kierunku, a potem zacząłem się śmiać, bo grząski grunt sprawił, że bardziej opadłem w zimną, słoną wodę. Zaczesałem włosy do tyłu. Spojrzałem w niebo.
Mój ukochany, którego osobiście porzuciłem na rzecz udawania, że jestem kimś innym, niż jestem i ślubu z kobietą, oświadczył się mojej siostrze bliźniaczce, po czym napiliśmy się razem whisky, więc chwycił mnie za przyrodzenie, które urosło w jego ręce, a teraz niańczył moją córkę, gdy postradałem zmysły.
Ktoś powinien to nakręcić...
...
[Maine, Castine, 2007]
Oceaniczne zimno muskało moje łydki, powodując, że cierpły mi jednocześnie dłonie i stopy, ale miałem to gdzieś, bo byłem tak pogrążony w złości oraz we łzach, że chciałem się chyba po prostu utopić.
Nie tak powinno się spędzać swoje szesnaste urodziny, ale co z tego, skoro nawet nie chciało mi się dożyć siedemnastki i nikogo nie obszedł fakt, że uciekłem z własnej imprezy, która odbywała się w moim domu.
Pogoda w maju powinna być piękna, lecz Castine nie zaskoczyło mnie ani trochę i zaczęło padać, skutkiem czego fale stały trochę większe, niż zazwyczaj. Przełknąłem ślinę, nieubłaganie wdeptując w głębię coraz bardziej. Szumiało mi w uszach, nie czułem własnych ust, no i zatkał mi się nos.
Gdyby bóg istniał, po prostu zabrałby mnie teraz prosto do piekła, gdzie należę, ale nie zrobił tego, pozwalając, bym w amoku stał i wpatrywał się w nieskończoność wielkiej wody.
Byłem strasznie dramatycznym nastolatkiem, ale chyba większość tak ma, że w tym wieku, czuje się głównym bohaterem swojej historii i myśli, że przeżywa piękne emocje, niezrozumiałe dla reszty świata.
Jednak czy jest czymś nowym być przytłoczonym w domu pełnym znajomych ze szkoły, gdzie twoja siostra świetnie sobie radzi z obcymi, a ty mocno zaciskasz palce na czerwonym kubeczku, bo chłopak, z którym całujesz się po nocach, nagle wsadza język do gardła jakiejś laski, która wzięła się znikąd?!
Nie zrozumcie mnie źle, Michael nic mi nie obiecał, zresztą opowiadał, że dziewczyny go tak bardzo kręcą, podczas gdy ja nie umiałem na żadną z nich spojrzeć w ten sposób, masturbując się co wieczór do wyobrażenia o jego męskiej drodze do nieba przy biodrach! Byłem zły na cały świat, że stałem się taki zamknięty i przerażony, bo nie chciałem czuć się w ten sposób, ani wywierać na innych presji. Nie umiałem poradzić sobie z zazdrością i desperacją wręcz, aby go nie stracić, bo gdy dotykał gdzieś w rogu kogoś, z kim nigdy nie mógłbym nawet konkurować, ilość wódki, którą pochłonąłem pierwszy raz na taką skalę, rozgrzała moje żyły.
Dlaczego on potrafił w dziewczyny, a ja nie? Dlaczego on potrafił w kogokolwiek innego, niż ja, a ja nie potrafiłem spędzić dnia bez myślenia o tym, że gdy znów zostaniemy sam na sam, zaczniemy się przytulać i być może całować, bo to jest nasza przyjaźń i to my ustalamy jej zasady.
Czy mogłem wyjść z zasadą: „żadnych dziewczyn"? Czy byłbym okropnym kumplem, gdybym wymagał tego od niego, kiedy Mike ewidentnie się nimi jarał?
Ale miałem urodziny! Szesnaste do tego! Mogłem uczyć się prowadzić samochód z naszymi ojcami, tak samo jak Michael od dwóch miesięcy, od pół roku chodziłem do szkoły średniej, nauczyłem się grać boulevard of broken dreams na gitarze elektrycznej i chciałem spędzić swoją cholerną szesnastkę z nim, a nie zabawiając koleżanki Jackie, która tak czy inaczej dawała się nieustannie okręcać Calumowi na parkiecie.
Nawet Ashton wypił drinka i dał się porwać imprezie, a ja piłem jednego za drugim, krzywiąc się zgorszony i wyruszyłem na misję samobójczą, w głębinę oceanu, mając nadzieję, że Urszula weźmie mój głos za syreni ogon.
To zabrzmiało gejowsko? Ugh!
Dla kogo ty odstawiasz ten dramat, Luke?! Robisz to dla atencji!
Z perspektywy dorosłego człowieka po terapii porozwodowej, którą przeciągnąłem już sam na sam z panią doktor, wiem, że to był prawdziwy problem, a nie chęć zwrócenia na siebie uwagi, bo nikt, jak przypuszczałem, nie patrzył.
Ale jako szesnastolatek czułem się jak... Sam nie wiem, nawalona Serena Van Der Woodsen, choć znów, głosem przyszłości – to Jackie była Sereną, ja byłem Blair, a Michael widocznie podzielił mózg z niekontrolującym niczego w swoim życiu Natem.
Zrobiłem krok w wodzie, czując, że zapadam się w piachu, fala podmyła mój nos, na co zakaszlałem i już miałem spróbować położyć się na plecach, pozwalając, by moje chude, wiotkie ciało porwał ocean, gdy usłyszałem krzyk Michaela z brzegu. Zmarszczywszy brwi, dostrzegłem jak zdejmuje tylko buty i rozpina koszulę, a potem bez zawahania wchodzi do zimnej wody, pozwalając, by pojedyncze wzniesienia poziomu fali moczyły jego niebieskie włosy.
Zrobiło mi się niedobrze, bo wszystko dookoła się kołysało, więc nie zareagowałem.
- Luke, kurwa! – Był wściekły, ale ja miałem to gdzieś. – Czy ty jesteś niepoważny?! Co ty próbowałeś zrobić?! – Alkoholowy oddech chłopaka musnął mój policzek, gdy złapał mnie w tali, przyciągając bliżej siebie, więc bezwiednie opadłem w jego ramiona, chichocząc pod nosem.
- Popływać? – zaproponowałem niewinnie.
- Boże, jak ja cię teraz nienawidzę, wiesz ile strachu się najadłem, ty jebany idioto! – Wziął mnie na ręce, jak królewnę, bo w wodzie to nie stanowiło najmniejszego problemu, zresztą nawet gdy ona się skończyła, a ostry wiatr omotał nasze ciała, Michael nieustannie niósł mnie do brzegu, gdzie leżał jego rower.
- Okropne, nie byłeś zajęty swoją Brandie? – powiedziałem jej imię prześmiewczo.
- Kurwa! – wrzasnął, jednak te przekleństwo nie wybrzmiało na tyle siarczyście, na ile mogło, bo Michael po prostu się rozpłakał i usiadł spychając mnie z siebie na wilgotny piasek. – Nie mam na ciebie siły! Nienawidzę cię!
- Świetnie, więc jest nas dwóch! – odkrzyknąłem, popychając go w stronę roweru.
- Za-je-bi-ście! – Oddał mi. – Dlaczego ty taki jesteś?! – Chwyciłem jego nadgarstek, gdy próbował szturchnąć mnie w klatkę piersiową. Oboje drżeliśmy z zimna.
- Jaki znowu jestem?! Niepotrzebny, głupi, trudny?!
- Tak! Jesteś trudny, ale niestety potrzebny!
- Nie udawaj, weź sobie Brandie!
- Nie mów mi tego z wyrzutem, jakbyś był na mnie zły, że się zakochałem!
- Nie jesteś w niej zakochany, nie możesz być w niej zakochany! – Zacząłem histeryzować i wtedy to ja popchnąłem jego, wybuchając płaczem.
Chłopak zamilkł patrząc na mnie tak, jakby wiedział o wiele więcej, niż ja, chowający swoją twarz w dłoniach. Moja szczęka zadrżała od chłodu. Oboje mieliśmy fioletowe usta i wyglądaliśmy jak dwójka depresyjnych dzieciaków, którym w rzeczy samej wydaje się, że przeżywają emocje godne kina i książek o miłości.
Jego dłoń oplotła moje ramiona, po czym zwyczajnie mocno przytulił mnie do siebie, a ja dalej brzydko płacząc, pozwoliłem mu na to, mamrocząc, że nie może być w niej zakochany, na co Mike tylko uniósł mój podbródek i spojrzał mi prosto w zaczerwienione oczy.
- Co? – zapytałem głupio, podciągnąwszy nosem.
Przed nim właśnie otworzyło się coś - i znów z perspektywy - gdybym miał odtworzyć tę scenę, to strzelam, że on właśnie wtedy był pewny, że ja jestem tym, kim starałem się ukryć, że jestem, a skoro sam nie miał żadnego problemu z byciem tym, kim ja starałem się ukryć, że jestem, zaryzykował wszystko, trochę innym pocałunkiem, niż wymienialiśmy je wcześniej.
Położyłem dłoń na jego policzku, głaszcząc go posuwistymi ruchami przemarzniętej ręki, a Mike mocniej przytulił mnie do siebie. To nie było nasze pierwsze całowanie, ale ponad wszelką wątpliwość było pierwszym takim.
Oparłem czoło o jego czoło, przerywanie oddychając mu w usta.
- Kocham cię – powiedział cicho.
- Wiem – odparłem, wplatając palce w jego włosy. – Ja ciebie też tak bardzo kocham. – Cmoknąłem go jeszcze w sam środek górnej wargi.
- Nie chcę, żebyś czuł się tak...
- Jak?
- Niepotrzebny i głupi... Nie jesteś tym. I nie chcę, żebyś próbował się utopić.
- Nie próbowałem ja... Ja tylko potrzebowałem orzeźwienia – mruknąłem słabo, bo chyba w tamtej chwili w to wierzyłem.
- Powiedz mi, jak będziesz znów go potrzebował.
Siedzieliśmy na plaży jeszcze przez chwilę, po prostu przytuleni do siebie, podczas gdy jego rower rdzewiał, a w moim domu Jackie hostowała najlepszą szesnastkę w Castine. Dopiero gdy Ashton, który zaprzyjaźnił się właśnie z przemądrzałą Kathy znalazł nas tam, ruszyliśmy się do domu, aby przez następne dwa tygodnie leczyć potężną anginę.
Rano Mike zapytał mnie, czy pamiętam plażę, na co spanikowałem, bo pamiętałem, jak się przy nim czułem, dlatego powiedziałem, że przypominam sobie tylko, jak po przebraniu się tańczyliśmy, ku rozbawieniu wszystkich Bleeding Love w salonie, a on... Zgasł trochę na te słowa, co ukrył pod półszczerym śmiechem.
Może gdybym miał więcej odwagi byłoby inaczej?
...
[Maine, Castine, obecnie]
- Tato, czy ciebie posrało?! – June podbiegła do samego brzegu, gdy zaczesując włosy do tyłu, wyprowadziłem rower z oceanu, pozwalając by z całego mnie lała się strugami woda.
- No, trochę tak! – Parsknąłem podciągając nosem przez chłód.
- Ty jesteś jebnięty. – Michael też się śmiał, ale odciągnął odruchowo młodą, która widocznie też zamierzała wykąpać się w ubraniach.
- Chciałem popływać – usprawiedliwiłem się niewinnie.
- Utopię cię. – Pokręcił głową, zdejmując z siebie koszulkę, buty oraz skarpety.
- Jesteś tego taki pewny, huh? – Pozbyłem się ubrań do tego samego stopnia co on, choć i tak były już mokre.
- Jak niczego na świecie! – Jednak w chwili gdy Michael postawił stopę na początku zejścia dalej, gdzie wody miał do kostek aż się cały spiął.
- To nie jest lamerska Kalifornia, tylko prawdziwe życie. – Położyłem zimną dłoń na jego biodrze.
- O kurwa, ale cię nienawidzę!
Zachwycona June patrzyła na nas z zazdrością, bo mieliśmy zabawiać ją, a nie siebie nawzajem, jednak zamiast uczestniczyć w tej przepychance, po prostu machnęła na nas ręką, rozglądając się po porcie. Mieliśmy na nią oko. Trochę...
Proszę, nie skarżcie Ninie...
______________________________
Hej kochani, udało mi się napisać ten rozdział, ale wyobrażałam sobie go zupełnie inaczej. Chcielibyście przeczytać tu jakąś konkretną scenę? Co myślicie w ogóle. Dajcie znać.
Relacja chłopaków w ogóle w teraźniejszości dopiero się jakoś kształtuje na nowo, spokojnie, wiele jeszcze przed nimi, to nie tak, że teraz będą znów besties i wszstko cacy, mam dla was potężne sceny.
all the love xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro