Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

08. Miłość powinna czynić nas silnymi

[Maine, Castine, 2006]
[Heather Nova - It's Only Love]

Wiele mówi się w literaturze i w kinie o pocałunkach. Tych romantycznych, tych pierwszych, tych francuskich, chcianych oraz wyczekiwanych. Ale sam w sobie pocałunek - mechaniczne zetknięcie warg, wraz z krótką wymianą śliny – trwa moment. Jest to piękny moment, prawda, moment który stanowi jakieś zawieszenie. Jakby na setne sekundy czasoprzestrzeń bugowała się i dwójka ludzi, którzy się całują, zamiast robić to w łóżku, albo na romantycznej randce, przenosiła się do baru na Marsie, w którym gwiazdy podpalają papierosy. Taką metaforę ułożyłbym, chcąc nazwać zbliżenie. Jak wyjątkowość nie z tego świata, spowitą kosmiczną chęcią, by zatopić się w cudzym ciele i raz na zawsze stać się jednym człowiekiem.

W sumie zabawne określenie, ponieważ Karen Clifford i Liz Hemmings niejednokrotnie zaznaczały, że moja i Michaela umiejętność chodzenia w jednych spodniach, czasem sprawia, że wydaje im się, iż to my jesteśmy bliźniakami od jednej matki, a nie ja i Jackie. Nasze mamy uznawały, że bywamy do siebie lustrzanie wręcz podobni, dopiero jednak gdy zaczęliśmy dojrzewać, rozstrzał naszych osobowości sprawił, iż znajdowaliśmy się na dwóch, przeciwległych krańcach społecznego spektrum.

Nie miałem nic przeciwko temu, bo przynajmniej potrafiliśmy się dobrze uzupełnić, choć sam w sobie mindset, gdy przychodziło co do czego z opiniami na temat rzeczy, wypracowaliśmy bardzo podobny. Tak samo jak nasze wymówki brzmiały niemal identycznie, aczkolwiek wykorzystywaliśmy je w zupełnie różnych dziedzinach życia.

Mike z reguły tłumaczył się, dlaczego znów wraca późno w nocy do domu, gdy nie był ze mną, albo u mnie, albo ze złych ocen, czy uwag w dzienniku za niewybredny język. Ja musiałem usprawiedliwiać swoją aspołeczność, wieczne wywracanie oczami oraz przede wszystkim to, że zjadłem dosłownie wszystkie słodycze, które tata zakupił na cały tydzień dla wszystkich członków rodziny.

Gdybym mógł wybrać sobie jedną super-moc byłoby to zdecydowanie sprawienie, że pochłaniany cukier przez mój organizm jest odbierany jako woda z dobrą dawką witamin i minerałów, albo jako... Powietrze. Mógłbym wtedy zamknąć się w pokoju na klucz i przez cały dzień wsuwać żelki. Jestem pewny, że dla Michaela idealną umiejętnością byłoby to samo, tylko w zakresie kebabów. Każdy ma swoje demony, naszymi było śmieciowe żarcie.

Problem w tym, że wracając do konceptu pocałunków, ten pierwszy, który przeżyłem z Cliffordem, wydał mi się nagle większym spełnieniem marzeń oraz stanowił mi większą przyjemność, aniżeli kilka Rafaello wepchnięte w każdą paczuszkę urodzinowo-prezentową.

Mógłbym wyrzec się kubków smakowych, jeżeli w zamian za to dostałbym szansę, aby przeżyć kolejną taką noc. Chciałem całować go zawsze, z tak wielkim oddaniem, jak robiliśmy to wchodząc na siebie nawzajem, przy okazji testowania różnych technik, aby być jak najbliżej siebie.

W pewnej chwili, podczas minionej nocy, po prostu cmokaliśmy się po rożnych częściach twarzy, walczyliśmy na języki – dla zabawy, tak samo jak walczy się na kciuki, toteż oboje byliśmy obrzydliwie oślinieni, ale mieliśmy z tego ogromny ubaw. Przygyraliśmy sobie wzajemnie dolne wargi, ssaliśmy je, dotykaliśmy swoich zębów, by potem znów całować się romantycznie i wyniośle, zaplątując swoje nogi we wspólny supeł.

To nie brzmi dobrze, bo co jest wspaniałego w poznawaniu wnętrza jamy ustnej swojego najlepszego przyjaciela, własnym językiem, ale... Musicie mnie zrozumieć w tej kwestii. Gdy jesteś z kimś tak blisko mentalnie, że masz stuprocentowe zaufanie do tej osoby, to nie ma części tego człowieka, której nie chciałbyś dotknąć, czy posmakować. Może to jakiś początek niezdrowej obsesji? Albo po prostu wygłupialiśmy się do tego stopnia, że gdy Michel dla zabawy polizał mi oko, to może krzyknąłem: „fuu!", ale nie miałem ku temu przeciwskazań.

Jeszcze parę lat temu braliśmy wspólne prysznice, spaliśmy razem notorycznie, nosiliśmy swoje wzajemnie rzeczy i nie miałem nic przeciwko, że gdy przynosiłem mu lekcje, jak chorował, to jednocześnie zbierałem też z podłogi jego osmarkane chusteczki. Ba. Ja się kładłem z Michaelem do łóżka, mimo protestów naszych starszych, że jak się zarażę, to zarażę znów jego, gdy on wyzdrowieje i zatoczy się koło.

Mówi się, że dopiero po ślubie tak rzeczywiście poznaje się człowieka, przynajmniej to powtarzała moja mama, gdy Ben marudził jej przez telefon, że Celeste zostawia waciki po zmyciu makijażu na umywalce i na domiar tego ma... Potrzeby fizjologiczne!

Edukacja z piętnastoletnim, gejowskim Lukiem, który siedzi w szafie: kobiety też srają!

Mniejsza.

Chodzi mi o to, że miałem kompletną bekę z tego, co mówił mój starszy brat, powodując, że Liz zmieniła o sto osiemdziesiąt stopni sposób komunikacji ze mną i z Jackie, bo nagle dowiadywaliśmy się z encyklopedii o kobiecych narządach rozrodczych, o tym jak działa okres, no i że nieowłosione, damskie nogi, są skutkiem depilacji, na którą panie wcale nie muszą się decydować. Prowadziliśmy również konwersacje o empatii, miłości i o tym, żeby oddać swój kwiatek komuś, kogo się kocha. Może to trochę przestarzała wiedza, ale zauważmy, że prawie dwadzieścia lat temu, świadomość społeczna leżała i kwiczała.

Dla mnie to było... Oczywiste, bo miałem kogoś, kto genetycznie i z nazwiska nie był moją rodziną, a traktowałem go właśnie w ten sposób. Michael nie widział nic przeciwko temu, żebym miał tłuste włosy, ani nie robiliśmy podchodów, że mama nas woła, żeby pójść się załatwić, nie byliśmy zażenowani wbiegając z podwórka do swoich wzajemnie domów po bluzę, czy wodę, bo i tak wchodziliśmy tam jak do siebie. Przy fali rotawirusa w Castine, gdzie wszystkie dzieciaki rozłożyły się skutkiem jakiegoś debila, który zjadł psią kupę, spędziliśmy ten ciężki czas razem, bo tak było łatwiej Liz i Karen.

Dlatego zachodziłem w głowę, dlaczego swoich ust zaczęliśmy dotykać dopiero teraz? Czemu nigdy, jak bawiliśmy się ze sobą, nie wpadliśmy na to, aby udawać, że nasi bohaterowie są love-interestami, skoro to romanse w dziełach są najciekawsze, nie akcja! No dobra. Dla Michaela akcja, ale moglibyśmy upiec dwa pieczenie na jednym ogniu.

Czy skoro całowanie było tak dobre, nie warto podejść dalej, aby spróbować już kompletnie wszystkiego? Ciekawe czy jego tyłek był tak miękki w dotyku, jak się wydawał, albo czy zareagowałby, gdybym dotknął jego penisa, chociażby przez materiał spodni... Boże święty, pewnie mruczałby i pojękiwał w moje ucho, a ja sam nie mógłbym przestać czuć tej przyjemności w brzuchu, spowodowanej rosnącą między nami bliskością.

Dźwięk otwierania drzwi wybudził mnie z płytkiego snu. To się stało bardzo nagle, ponieważ chłopak nie nastawił budzika, no i mieliśmy sobotę. Spędziliśmy godziny na tym, by odkrywać tajniki pocałunków, zatem było zdecydowanie zbyt wcześnie, aby wstać jak dla mnie, a za tym idzie, że już stuprocentowo też dla niego.

Zmarszczyłem nos otwierając tylko jedno oko, co zostało zignorowane, toteż wybrałem udawanie martwego.

- Michael, twój tata dzwonił, masz przyjść do domu – powiedziała moja mama cicho, by nie budzić przy okazji też mnie.

Nie zastanawiałem się nad tym, jak wyglądamy, bo nie wróciłem jeszcze do świata żywych.

Zamglonym, przymrużonym spojrzeniem dostrzegłem, że jego dłoń kieruje się na mnie. Mike potakując Liz, jednocześnie przyjemnie głaskał moje nagie ramie, przy okazji podciągając kołdrę wyżej, bym nie zmarzł.

- Coś się stało? Która jest godzina? – Przeczesując jeszcze odruchowo moje włosy, jakby był zatroskany i robił tak zawsze, gdy budził się przede mną, o czym nie miałem wcześniej pojęcia, podniósł się wreszcie na równe nogi, wybierając sobie z kosza na pranie moją czystą bluzę.

- Siódma i nie stało się nic poważnego, po prostu Daryl zadzwonił, że twoja babcia złamała nogę, więc jedziecie tam na weekend. Miałam cię obudzić.

- Och. – Mike pokiwał głową. Znów poczułem jego wzrok na sobie. – Umn... Nie mogłaś powiedzieć tacie, że zostanę tutaj? W sensie... To chyba nie problem, prawda?

- Mówiłam, ale chcą cię zabrać, sam z nimi pogadaj, jakby co możesz wrócić tu do Luke'a, ale daj mi chociaż znać, że jesteś pod moją opieką, oni wiedzą, że nie mam nic przeciwko, także jak się dogadacie.

- Jasne, dzięki Liz. – Pokiwawszy energicznie głową, przetarł kąciki swoich ust, idąc za moją mamą w stronę korytarza.

- Michael? – zatrzymała go, samemu świdrując mnie wzrokiem, zanim wyszła. Oboje myśleli, że śpię, a ja tylko słuchałem, nie chcąc się kompletnie rozbudzać.

- No?

- Czy Luke ma... Dziewczynę?

- Co? – Zmarszczył brwi, a potem się zaśmiał. – Czemu?

- Bo ma malinkę na szyi. – Spłonąłem rumieńcem zadowolony z tego, że połowa mojej twarzy jest przykryta poduszką. On również się zmieszał, czułem tę konsternację na odległość.

O cholera.

- Nie... To moja wina, to nie jest malinka, rozkwasiłem wczoraj na nim komara, ale zdążył się już przyssać. – Chłopak mimo wszystko zabrzmiał bardzo casualowo. – Ale jest taka Carly, co się kręci, więc prace są w toku. Totalnie na niego leci, także dobrze, że masz się na baczności, Liz.

Umarłem w środku. Dosłownie moje wnętrzności zrobiły fikołka, ale tak jakbym miał się zrzygać, zesikać, kichnąć i zakaszleć jednocześnie. Carly?! Serio, Michael? Jakie prace w toku, w toku to miałem wczoraj twój język – w toku wylizywania mi całej twarzy! Czy on to powiedział, żeby mama nie wiedziała? Poza tym dlaczego zabrzmiał tak luźno i w żadnym stopniu, jakby samo wspomnienie o durnej malince, którą mi zrobił, nie wyprowadziło go do stanu nieważkości?! Mnie by wyprowadziło! Na boga, mnie wyprowadziło, kropka, koniec zdania. A on wywalił z jakąś Carly, której wyglądu nie potrafiłem sobie dobrze przypomnieć, choć pewnie powinienem, bo skoro zauważyła moją osobę, to znaczy, że chodziliśmy razem na jakiś przedmiot, gdyż raczej nie poruszałem się w żeńskim gronie!

- Naprawdę? Nie strasz mnie, Mike...

- No, Luke to ciacho, każda na niego leci.

Dalej ich już nie słyszałem, bo opuścili mój pokój, zamykając za sobą drzwi, dlatego podniosłem się do siadu, niczym zmartwychwstały menel dnia trzeciego potężnej libacji i otworzyłem usta bezgłośnie krzycząc.

Przetarłem twarz dłońmi. Luke to ciacho? Luke chce zjeść ciacho. Wypieprzaj, Clifford!

Zestresowany wyciągnąłem sobie z szuflady wafelka, którego chciałem wsunąć sobie do ust, ale nie miałem nawet siły go pogryźć. Co za... Poroniona sytuacja?!

Wziąłem parę głębokich oddechów, a potem beznamiętnie, myśląc o niczym, wpatrywałem się w pustą ścianę przed sobą.

I wtedy to do mnie dotarło o czym fantazjowałem będąc na granicy świadomości. Że ja naprawdę zrobiłem się zazdrosny w imieniu Mike'a o samego siebie i fakt, że jakieś chordy lasek mogłyby szukać mojej atencji. Zrobiłem się zły, bo nie reagował na mnie tak, jak ja na niego, ale jak ja reagowałem na niego?

Bardzo, bardzo, ale to baaardzo źle!

Nie mogłem pozwolić sobie na takie myśli. Jak to w ogóle brzmi? Że chciałbym ściskać jego pośladek i masować jego penisa. Niech sam się tym zajmuje, to nie jest moja robota, tak nie robią przyjaciele, a całowanie było tylko trenowaniem dla dziewczyn. Dla Carly! Kim ona, cholera, jest?!

Opadłem w poduszki, przecierając twarz dłońmi ponownie. Miałem mroczki przed oczami, nieprzyjemny ból od niewyspania w skroniach i zaczerwienione, pulsujące wargi. Wszedłem pod kołdrę całkiem.

- Skup się, Lucas – szepnąłem sam do siebie. – Nie. Ty nawet nie masz na imię Lucas. – Zacisnąłem mocno powieki. – Podobało ci się całowanie przyjaciela. Przyjaciele mogą robić różne rzeczy razem, bo razem ustalają zasady przyjaźni. To jest nikogo sprawa, co razem robimy. Moglibyśmy się nawet pieprzyć dla beki i to nic by dla nas nie oznaczało. Nie kręcą cię faceci, Luke, może jakiegoś Lucasa, ale nie ciebie. Ty po prostu bardzo lubisz robić dziwactwa ze swoim przyjacielem – mruczałem pod nosem, jak mantrę, chcąc sobie upieprzyć we łbie, że wszystko jest w porządku.

Przecież... Nie mogłem być gejem. To głupie. Miałbym nosić obcisłe, różowe ubrania, znać się nagle na modzie i mówić tym zawyżonym głosem? Miałbym doradzać Jackie w sprawie chłopaków? Przecież ja nie mam pojęcia o chłopakach, ani o niczym w ogóle!

Zastanawiałem się, jak Michael czuje się wobec tego, ale zareagował, jakby to w rzeczy samej na niego nijak wpłynęło. Podczas całowania rozpadał się w moich ramionach, więc może rzeczywiście chodziło tu o fizyczność?

Przygryzłszy dolną wargę, na oślep dotknąłem malinki. Pamiętam, jak mi ją robił. Sunął wówczas rozchylonymi usta wzdłuż mojej żuchwy, a potem powolutku, dokładnie – spijał pocałunki z mojej szyi, by zacząć lizać ten obszar. On go lizał, ssał, podgryzał, a ja urywanie wydawałem z siebie ledwie słyszalne dźwięki aprobaty prosto do jego ucha.

Z malinki – bardzo mechanicznie – położyłem rękę pomiędzy swoimi nogami, czując, że jestem podniecony i chcę po prostu przeżyć to jeszcze raz. Nagrać sobie w głowie, jak film, by móc wracać tam i dotykać się, czego brakowało mi podczas samego w sobie zbliżenia, bo przecież my tylko testowaliśmy, a gdybyśmy zaczęli się na domiar tego wzajemnie, albo przy sobie masturbować, to znaczyłoby, że... Jesteśmy gejami. A nie byliśmy gejami. Ani ja, ani Michael Zróbmy To Dla Lasek Clifford!

Tak samo, jak gdybym teraz się dotknął. Czy to by coś oznaczało? Ta ochota trzymana od wczoraj, zaczęła mnie do tego stopnia uwierać, że położyłem się na brzuchu, nie chcąc o tym więcej myśleć. Oddychałem przez usta w poduszkę, która wciąż pachniała jak jego włosy. Uniosłem się na kolana, bez zamiaru poddania się, bo musiałem zrobić cokolwiek, aby przestać czuć potrzebę dania upustu temu, co się stało i co o tym myślałem, gdy połowicznie byłem jeszcze w krainie snów.

A może mój mózg zastąpił sobie jakąś ładną, miłą dziewczynę obrazem Michaela? Na pewno tak! Michaela, który ma niesamowicie miękką skórę, której struktura przesuwała się pod moimi palcami, jak mówił mi, że chce za wszelką cenę doprowadzić mnie do szału.

Wciąż w tej dziwnej pozycji, dotknąłem dołu swojego brzucha, tak jak zrobił to on. Ścisnąłem swoją skórę trochę mocniej, przy okazji wbijając wręcz czoło w poduszkę, by w jakiś dziwny sposób, szczypiąc się, wrócić do normalności.

Ale te książki, przeklęte książki, których się na czytałem, gdzie wszystko kończyło się nagłym seksem, podsunęły mi myśl, że on powinien tu właśnie wrócić i w tej pozie po prostu nakryć mnie swoim pięknym ciałem.

- Kurwa mać – wyszeptałem niemal bezgłośnie.

Nie mogłem już dłużej wytrzymać, więc wsunąłem rękę za gumkę swoich bokserek i nie trwało to dłużej, niż minutę, bo dosłownie doszedłem wciskając nos w tę poduszkę, nie musząc sobie wyobrażać, że on tam jest, albo był, wystarczyło to, jak się czułem.

- Kurwa, kurwa, kurwa – powtarzałem dalej, pozwalając swojemu ciału opaść w mokrą plamę, ponieważ i tak już byłem paskudnym, obleśnym perwertem, prawda?

Co ja zrobiłem? Czy ja naprawdę się... Nie. O mój boże.

Zaciskając szczękę zacząłem po prostu płakać w poduszkę.

...

Czasem jesteś na górze, a czasem po prostu pozwalasz, żeby ciężar świata cię przygniótł. Wydawało mi się, że należę do osób, które nie przeżywają własnego życia, byłem raczej obserwatorem, który przemykał w historiach innych, oczekując upragnionego powrotu do własnego łóżka, w celu zagłębienia się w nieistniejące rzeczywistości książek, filmów oraz tego, co akurat wymyślił Mike. Przed zaśnięciem nie wyobrażałem sobie siebie w relacji z kimś wyjątkowym, tylko postaci. Podczas odpływania do własnej głowy na nudnych lekcjach, tworzyłem sceny, które chciałem przekazać potem swojemu przyjacielowi, aby mógł je bardziej rozbudować, lub fantazjowałem, że bohaterowie moich ulubionych powieści przeżywają właśnie przygodę. Czasem podczas wyjść ze znajomymi wkręcałem sobie, że jestem tym Spidermanem, który ukrywa swoją tożsamość, więc muszę udawać normalnego piętnastolatka, aby nie wydało się, że nocą uratuję świat przed zagładą.

Miałem jakiś plan na przyszłość, bo wytworzyliśmy go wspólnie z mamą, ale nie skakałem pod niebo, gdy udawało mi się osiągnąć mały cel w dążeniu do dużego. Wygrywanie olimpiad matematycznych przynosiło mi ogromną dozę szczęścia, jasne, lecz ona spływała po mnie jak po kaczce chwilę później, bo przecież to musiało się stać, skoro poświęciłem godziny na naukę, a gdyby mi nie wyszło, po prostu wiedziałbym, co jeszcze muszę powtórzyć.

Nie rozważałem, jak dużą, lub małą mam kontrolę nad tym, co się dzieje, bo zasadniczo miałem to gdzieś, odnajdując bezpieczne miejsce z dala od rzeczywistości, która była dla mnie zbyt trywialna i zbyt mało mnie dotyczyła.

Czułem się mocno przeciętny, bo byłem tylko mikroskopijną kropeczką na tle całego Castine, a już tym bardziej stanu Maine, nie mówiąc o kraju, lub ogromie świata. Co by to zmieniło, gdybym nagle zaczął uganiać się za koleżankami, jak Calum, który je po prostu obracał, by później uznać, że nie jest gotowy na stały, piętnastoletni związek, idąc zaraz do następnej, powtarzając, iż ona go zmieniła, więc będzie jej wierny? Przez tydzień.

Kompletnie nie potrafiłem zrozumieć również Jackie, która opowiadała o starszych chłopakach, jak bardzo rozpada się n tysiące kawałków, gdy tylko poświęcą jej chwilę uwagi, a potem mama śmiała się z troską w oczach, mówiąc, że dobrze pamięta to uczucie i chciałaby znów być młoda. To takie... Normalne, kiedy jest się zakochanym – powtarzała Liz. – A jednocześnie nienormalne, bo nie możesz jeść, nie możesz spać, nie możesz skupić się na niczym, bo gdy ktoś wedrze się do twojej głowy, nie wypędzisz go, póki znów się nie zobaczycie!

Nie chciałbym, aby ktoś zawładnął mną do tego stopnia. Problem polegał na fakcie, że Michael już był częścią mnie, a ja byłem częścią jego, więc gdy ryzykownie, przez całą sobotę w rozłące, bo rzeczywiście pojechał do dziadków, zacząłem to co się stało rozważać, dostawałem jakiegoś cholernego paraliżu całego ciała i wyobrażałem sobie, że on by się o tym dowiedział, po czym powiedziałby mi, że jestem chory i nie chciałby się już ze mną przyjaźnić.

Nie zakochałem się, prawda? Mogłem podejść do tego na luzie! Dwóch kumpli się przelizało, wielkie mi rzeczy!

Za każdym razem, gdy zbierały się we mnie jakiekolwiek wątpliwości dotyczące literalnie czegokolwiek, zwierzałem się jemu, a potem dowiadywałem się, że ma dosłownie tak samo i możemy razem sobie z tym poradzić.

Na przykład taki kolega – Derek, który kręcił się koło nas w zeszłym roku i chciał się z nami przyjaźnić. Niby byliśmy dla niego mili i pozwalaliśmy mu jeździć z nami rowerami, albo grać w gry, ale oboje byliśmy zasadniczo niezadowoleni, bo nam przeszkadzał, więc gdy tylko wpadłem do pokoju Michaela, jak długi, z wielkim strachem mówiąc mu: „Mikey, ja go nie znoszę!", Clifford aż odetchnął z ulgą i wrzasnął: „Ja też!" więc spotkał Dereka ostracyzm z naszej strony.

Przykre, ale zrobiliśmy to, no już mówi się trudno.

Gdy nie lubiłem baby, która prowadziła zajęcia z kreatywnego pisania, na jakie zapisaliśmy się dodatkowo, w imię rozwijania swoich pomysłów na wspaniałe fabuły, to Michael powiedział, że musimy się wypisać, bo on chce ją po prostu udusić. Moje „Tak!" słyszała chyba cała szkoła.

Kiedy opowiadałem, że boję się, że moja mama będzie na mnie zła i zawiedziona, jeżeli nie uda mi się dostać na studia, po otrzymaniu złej oceny, być może nie miał tak samo, ale pocieszał mnie i zapewniał, że wszystko się ułoży, za co ja później przypominałem mu, że jest wspaniały, dlatego będzie sławny, gdyż zarobię dużo kasy jako jakiś inżynier, a potem wybuduję nam dom, więc dostanie mnóstwo wolnej przestrzeni na rozwijanie swoich pasji.

Ale co miałem mu powiedzieć teraz? Michael, chcę żebyś mi obciągnął, bo nie mogę przez ciebie jeść i spać, a cokolwiek to oznacza, boję się, że nie jestem heteroseksualny, nie chcę cię tym przerazić, dlatego proszę, nie odrzucaj mnie, ja się odkocham?!

Albo miałbym... Liczyć na tym razem entuzjastyczne: „tak!" z jego strony?

Co gdyby wypisał się z tej przyjaźni, jak z kreatywnego pisania, albo z Dereka, na rzecz bycia teraz drugą, braterską wręcz połówką Caluma, a ja byłbym nie dość, że bez niego, to jeszcze gejem.

Kurwa, Luke, nie jesteś gejem, ty nawet nie lubisz różowego – powiedziałem sam do siebie, uderzając w środek swojego czoła Nocną Łowczynią, bo co z tego, że znałem ją na pamięć, skoro tylko ta książka była w stanie odwrócić moją uwagę od przerażenia chociaż na moment.

Kochałem soboty, bo mogłem nie ruszać się z domu, ale nienawidziłem takich sobót, jak tamta, gdy nie było nikogo, kto mógłby uratować mnie przede mną.

Przecież ja nie jestem chory, dziwny, inny – jestem tak na wskroś normalny, że to niemożliwe, abym... Boże, czemu to takie paskudne, że ja w ogóle w ten sposób postrzegam... No wiecie. Nie mam nic przeciwko gejom. Mógłbym się zadawać z takim, co brokatuje sobie włosy i mówi wysokim głosem, klepiąc dziewczyny po tyłkach w bardzo przyjacielski, nieerotyczny sposób.

Czy w Castine w ogóle był jakiś gej?

Chyba nie.

Ach.

Był ten fryzjer, co jak zmarł, to potem wszyscy mówili, że na pewno od...

Czy ta dziura musi być taka zacofana?!

- Dalej boli cię brzuch? – Jackie weszła do mojego pokoju, gdy przeszedłem do etapu wycierania rozpaczy ze swojej buzi stronami książki.

- No – wyburczałem.

- Mama kazała przynieść ci banana, ale mam w plecaku tylko tego, na którego zakładaliśmy prezerwatywę w szkole, więc możesz się poczuć, jakbyś jadł fiuta.

- Jackie, spierdalaj, nie jestem gejem! – rzuciłem w nią poduszką tak wściekły, że dosłownie mógłbym rozsadzić cały ten dom.

- Spokojnie, wiem, że nie jesteś – zaczęła rechotać. – Czemu ty taki jesteś? – Siostra weszła do mojej przestrzeni, zamykając za sobą drzwi, po czym usiadła na materacu tuż obok mnie, przy okazji pozbawiając mnie lektury będącej osłoną przed okrutnym tu i teraz. – Nie wierzę, że ciągle czytasz tego pornola, nie wolisz sobie jakiegoś puścić?

- Na kompie w gabinecie taty? – Uniosłem jedną brew. – Główna bohaterka w mojej głowie jest bardzo seksowna, chcesz rozmawiać ze mną o seksie, dlatego tu jesteś? – Zmarszczyłem brwi, bo właśnie od tego zaczęła z tym bananem, którego wziąłem smutny, ponieważ nie byłem w stanie wcisnąć nic innego.

- Tata mówił, że załatwi nam kompa na korytarzu, żebyśmy też jednego mieli. – To brzmiało dobrze, ale nie spodziewałem się, że urządzenie zostanie mi przez Jackie kiedykolwiek odstąpione. – I nie, w sumie samo się tak wzięło, nie chcę z tobą o tym rozmawiać, przecież... Fuj!

Oboje mieliśmy minę, która sugerowała, że coś ukrywamy. Dla mnie było to oczywiście załamanie nerwowe spowodowane poranną sytuacją, a dla niej... Z perspektywy lat wiem, że pierwszy raz z Calumem, ale wówczas nie miałem pojęcia i nie chciałem się w to zagłębiać, bo jeszcze zadawałaby pytania mnie.

- Pytałam czemu jesteś... Taki... No wiesz, jak śmieję się z Cala, że lubi penisy, to woła, że bardzo, Michael się uśmiecha, jakbym odkryła jego sekret, ostatnio mi palec na ustach aż położył... - Skrzywiłem się. – A ty się zachowujesz, jakbyś naprawdę jednak je lubił.

- Bo mnie to wkurza, dobra? Daj spokój, bo powiem mamie, że poszłaś wczoraj do Hooda bez nas.

- Nie odważysz się. – Jackie wystawiła do mnie palec.

- To patrz... Maa... - Zasłoniła mi buzię ręką, na co ją po prostu ugryzłem.

- Luke, do cholery! – Pokręciła głową niezadowolona. – Wiem, że nie jesteś, bo wiem też o Caaarly! – zawołała śpiewnie.

- A co ty niby możesz wiedzieć? – prychnąłem, wsuwając sobie do ust prawie cały owoc na raz. – Gówniaro.

- Jesteś starszy o parę minut.

- Ale to różnica pomiędzy północą, a pierwszą, więc oficjalnie jestem starszy. – Wzruszyłem ramionami, sugerując, że nie ja ustaliłem zasady.

- Niech ci będzie. – Westchnęła. – Wiem, że Carly zrobiła ci malinkę, więc też musieliście gdzieś być z Michaelem w nocy, bo jej też nie było u Cala, a teraz nie jesteś biedny i schorowany, tylko masz kaca.

- Świetna dedukcja, Jackie, jakieś fakty, czy tylko domysły? – Przewróciłem oczami.

- Tak mówią dane.

- Z instytutu danych z dupy? – prychnąłem ponownie. – A nawet jeśli, to co cię to?

- To, że jesteś moim bratem i mi nie powiedziałeś, więc dowiedziałam się od Carly?!

- Co?! – Otworzyłem oczy szeroko.

Kim ona, cholera jest i... Nie. Ja nie wierzę.

- No, byłam rano z babcią na targu i spotkałam ją i jej matkę. – To ta brunetka, co jej starzy mają brzoskwinie... Ona... Ona się we mnie zacrushowała?! – I zapytałam, czy zrobiła ci malinkę, bo tak właśnie gadałyśmy z mamą od rana, że Michael jej coś wspomniał, więc musiałam to skonfrontować, bo chronię swojego starszego braciszka przed małpami. Bo wiesz, Carly chodziła przez chwilę z Derekiem... - Mój mózg właśnie włączył panel budowania w simsach, wraz z jego muzyczką, słowo. – Ale Derek nie lubił Sama. – Kto to Sam? – No wiesz, małego, irytującego brata Carly, tego co każe na siebie mówić Strażak Sam... - Jackie jakby czytała mi w myślach. 

- Ehe... - Oblizałem palce po bananie nie wiedząc co to za incepcja.

- No ale wiesz, jak była z Derekiem, to musi być doświadczona, bo Derek zaś spał z Sully, co wiem od Caluma, który aż dziwię się, że ci nie powiedział, skoro Carly robi ci malinki!

- Jackie? – Dotknąłem jej kolana, bardziej siadając w łóżku. – A gdybym jednak był gejem? – zasugerowałem, bo właściwie chyba chciałem to powiedzieć, ale mogłaby odebrać też to pytanie jako żart.

- Umn... To nie całowałbyś się z Carly?

- Ale jakbym był...

- Był kim? – Liz weszła do pokoju wcześniej pukając, na co nie zdążyłem nawet nic odeprzeć, bo siostra zawołała, że otwarte. – J, dałaś mu tego banana? Przywiozłam właśnie nowe i sucharki, proszę, boże święty... - Kobieta podała mi tackę z żywnością dla zgonów, a do tego jeszcze witaminę C zamiast herbaty. – Spokojnie, Luke, powinieneś dostać szlaban, ale powiedzmy, że też byłam kiedyś młoda i ci ten jeden raz wybaczę.

- Szlaban brzmi git – wymruczałem niepewnie. – Taki na szkołę też.

Czy one sobie wszystkie wymyśliły tę historię i teraz w nią wierzyły, bo tak?

- Spokojnie, twoja koleżanka na pewno się do ciebie przysiądzie, słonko. – Mama puściła mi oczko, a Jackie zaczęła się śmiać.

- Ehe...

- No ale, coś mówiliście, jakbyś był... Kim?

- Gejem – wypaliłem, bo i tak nic w tej konwersacji nie stało koło prawdy.

- O boże, no ja bym w sumie chciała, bo byśmy chodzili razem na zakupy! Ale Michael pewnie by się z tobą nie przyjaźnił, bo potem ludzie by gadali, że jesteście razem i w ogóle... Ale tak serio, ja tam nic nie mam, wspierałabym cię. – Jackie pokiwała głową.

- Nie rozważam tego nawet – przyznała Liz. – Byłoby mi na pewno bardzo ciężko, bo tobie musiałoby być bardzo ciężko, poza tym po tym fryzjerze... - Okej, wcześniej nie miałem zatrucia pokarmowego, ale właśnie mi się ono załączyło. – Nie myślmy o tym, co? W końcu wymknąłeś się na imprezę i nie dostałeś szlabanu, skupmy się na tym, ale to jednorazowa taryfa ulgowa, Luke, pamiętaj o tym.

Pokiwałem głową niepewnie. Czyli tak jak się spodziewałem – dla Jackie byłbym ozdóbką, albo pieskiem do torebki, dla mamy zawodem i powodem do załamania nerwowego, Michael z pewnością by mnie porzucił, żeby uniknąć plotek, a potem umarłbym, jak ten fryzjer.

Łzy znów pojawiły się pod moimi powiekami.

- Dziewczyny, idę rzygać. – Wstałem z łóżka bardzo koślawo i wbiegłem do łazienki, gdzie się zamknąłem, ale nie chciało mi się wymiotować, ja tylko... Sam nie wiem. Musiałem złapać parę potężnych oddechów.

- Wszystko gra, młody?! – Tata zapukał przechodząc dalej.

- Tak, rzygam, zatrucie!

Zaczął się śmiać, więc widocznie wszyscy byli w świetnym humorze, bo woleliby, żebym wymykał się z domu na imprezy i lizał obce laski, które potem będą rozpowiadać to na targu, mając piętnaście lat, niż żebym spokojnie spędzał piątkowe noce na wspólnym, bezpiecznym słuchaniu muzyki i troskliwym poznawaniu swojego ciała z chłopakiem, którego znają, któremu ufają i który się o mnie troszczy.

Spojrzałem na siebie w lustrze, opryskując się jednocześnie wodą. Czemu Mike w ogóle zagaił o tej dziewczynie? Żeby odsunąć od nas podejrzenia? Pewnie sam się wstydził. Nie dziwię się, też bym się wstydził całowania takiej ofermy, jak ja, która nawet nie umie określić, kim jest.

- Nie jesteś gejem, po prostu to nie twój czas na dziewczyny – powiedziałem szeptem sam do siebie. – Jakaś ci się w końcu spodoba.

Naprawdę desperacko chciałem w to wierzyć.

...

Nigdy nie stresowałem się przed zobaczeniem swojego najlepszego przyjaciela, dlatego poniedziałkowe przyjście do szkoły wydawało mi się totalnie irracjonalne. Wszedłem tam, jak na szpilkach, czując, że dosłownie wszyscy, którzy mijali mnie, mając kompletnie gdzieś moją egzystencję, doskonale wiedzą, co siedzi mi w głowie.

Przez niedzielę udało mi się trochę pozbyć paraliżu i nawet całkiem przekonałem samego siebie, że to było jakieś zaćmienie umysłu, które urodziło się skutkiem niewyspania, a na dodatek wziąłem zbyt na poważnie coś, co przecież stanowiło tylko zabawę – dla mnie i dla Michaela.

Siedząc na mszy w kościele pomiędzy babcią, a Jackie, doszedłem do wniosku, że nic złego się nie stało, a potrzeba poczucia ust chłopaka znów na moich jest tylko... Słabością do czułości. Do... Bycia docenianym i kochanym, a skoro on kochał mnie jako przyjaciel, to mogło mi się pomieszać, bo zrobiliśmy coś spoza tej roli, samemu przesuwając granicę owej przyjaźni, ponieważ nikt nie musiał o tym wiedzieć, a to nie musiało dla nas nic oznaczać.

Później cały dzień czytałem lekturę na angielski, pomagałem trochę tacie przy aucie, aż w końcu obejrzałem z obojgiem rodziców film wieczorem, robiąc im ogromnego cock-blocka, bo chciałem ich obecności, aby się upewnić, czy mnie kochają.

Niestety Liz nie była na tyle miłosierna, aby wyrazić zgodę na moje wagary podczas zajęć, zatem zostałem zmuszony przewegetować większość dnia wśród ludzi, którzy pewnie teraz plotkowali, że Carly od brzoskwiń zrobiła mi malinkę.

Nie zdołałem nawet podejść do Michaela, który już rozmawiał o czymś żywo z Calumem, gdy mała brunetka o pięknej, oliwkowej cerze, złapała moje przedramię.

- Hej, Luke – powiedziała.

- Hej, Carly – odparłem, jakby to miało jakieś znaczenie, że ze sobą rozmawiamy. – Podziwiam cię teraz, bo mi by było głupio zagadać, jakbym rozgadał, że zrobiłem komuś malinkę, gdzie to wcale nie byłem ja – szepnąłem pochylając się trochę do niej, podczas gdy kilka osób, które znały mnie, ją, lub Jackie, zaczęły się w nas wpatrywać.

Włącznie z Hoodem i Cliffordem.

- Tak? A co powiesz na to, że twoja siostra podchodzi do mnie i pyta, czy to byłam ja, więc uznałam, że uratuję ci tyłek, bo nie wiem, gdzie ty i Clifford się pałętacie po nocach i kto tak naprawdę robi ci malinki?

- Och... - Tego nie przemyślałem. – No tak. To dzięki w takim razie. – Wymusiłem nieznaczny uśmiech.

Mike i Cal podeszli do nas, a ten pierwszy pomasował lekko mój bark, choć miał nieodgadniony błysk w oku.

- Co tam, gołąbeczki? Słyszałem, że się działo – zaświergotał wręcz Cal.

Carly spojrzała najpierw na mnie, potem automatycznie na Mike'a i chyba doszła do czegoś, do czego moja mama i Jackie nie były w stanie, co tylko wywróciło mi żołądek do góry nogami, zwłaszcza gdy Michael oblizał lekko dolną wargę, szukając pomadki ochronnej po kieszeniach.

- Tak wyszło – odparła Calumowi, jednocześnie podając swój błyszczyk z brokatem do Mike'a, a on aż złożył ręce wdzięczny, jakby nie miał żadnego lęku przed damską pomadką na swoich ustach. Cały się nią wymaział, skutkiem czego jego wargi były aż napęczniałe i mokre, a ja miałem już szczypiące policzki. – Wybacz, Cal, miałam być na twojej imprezie.

- Była Jackie. – Wzruszył ramionami. – Luke, Carly, do potem? – Skinął nam.

- No... - Pokiwałem powoli głową, bo myślałem, że tylko Hood leci na swoje lekcje, ale Michael oddając dziewczynie jej własność, ruszył od razu za nim. – Mikey! – Obróciłem się wołając do niego.

- Zgadamy się potem, Lu! – odkrzyknął.

- Gdzie idziecie?!

Pokazał mi gestem dłoni, że zapalić, a skoro ja tego nie robiłem, to nawet nie miało sensu. Odetchnąłem głęboko, pozwalając by dziewczyna odsunęła się trochę. Patrzyła na mnie chwilę, kompletnie rozbawiona, na co uniosłem jedną brew, bo nie mogłem jej zrozumieć.

- O co ci chodzi?

- O nic, „Lu". – Poklepała moje ramię. – Chcesz się spotkać kiedyś? – zapytała.

- W sensie... Na randkę? – Zmarszczyłem brwi, powodując kolejną salwę chichotu z jej strony. Mama mówiła, że dziewczyny chichoczą, gdy im się podobasz, więc... Musiało chodzić o to, choć z drugiej strony... Ona była rozbawiona.

- Na randkę. – Puściła mi oczko.

- Carly, ja...

- Spoko, po prostu wpadnij do mnie do domu kiedyś, to sobie pogramy w planszówki, ale ostrzegam, że mam młodszego brata, który się ślini i pewnie będzie chciał twojej uwagi.

- Umn... Lubię dzieci – palnąłem.

- To spoko! – Pomachała mi i sama ruszyła przed siebie, przy okazji skinąwszy Jackie, która wskazała na mnie, więc uniosłem ręce w geście kapitulacji.

- Jesteś niemożliwy – wyznała moja siostra.

- Nic nie zrobiłem – zaprzeczyłem z góry. – Gdzie idziesz?

- Do Michaela i Caluma.

- O... Czekaj. – Złapałem ją za ramię i przyciągnąłem do siebie. – Palisz? – zapytałem niemal bezgłośnie.

- Luke, no...

- Nie na mojej zmianie, idziemy na lekcje, gówniaro. – Zacząłem ciągnąć ją w tamtą stronę, robiąc przy okazji znaczącą minę.

- Takich rzeczy to możesz sobie zakazywać swojej dziewczynie. – Dziwna logika, ale okej.

- Carly nie jest moją dziewczyną.

- Jasne.

...

Podczas wybitnie nudnych lekcji chemii, zastanawiałem się nad tym, czy Pani Beatrice kiedyś w ogóle umrze ze starości, czy jednak będzie już przez wieki terroryzować uczniów. Nie zdziwiłbym się, gdyby jej zajęcia przemieniono w hologram, ale to byłby już wyższy poziom znęcania się, dlatego oby tak się nie stało.

Myślałem też o dziwnej sytuacji z ranka i o tym, że Michael nie bardzo dziś ze mną rozmawiał, bo Cal nieustannie go zagadywał. Zacząłem się trochę martwić, bo co on sobie myślał? Że teraz jakoś pokrętnie zeswatał mnie z Carly, dlatego nie musimy już prowadzić żadnej konwersacji, prócz zdawkowych półsłówków? A może... Może się mnie brzydził i tego, że w nocy byłem zbyt zaangażowany w to całowanie i nie chciałem się od niego odsunąć?

Na pewno on nie chciał tego tak bardzo jak ja, więc teraz czuł ochotę, aby uciekać, widząc moją mordę! Musiał oddać mnie Carly, skoro źle całowałem! Musiałem źle całować! Boże, jestem beznadziejny.

To była ostatnia lekcja, a po rozważeniu całego dnia, gdzie sporej części zajęć nie mieliśmy razem, na dodatek przerwę obiadową Michael spędził na spotkaniu gazetki szkolnej i jeszcze potem podczas PE zaangażował się w grę do tego stopnia, że mówił mi tylko: „graj!"... Doszedłem do wniosku, że on musi mnie unikać i wcale nie chce tego nawet wyjaśniać.

Dostałem takiego kopa mentalnego, że rozwiązywałem zadanie przy tablicy jeszcze po dzwonku, gdy Pani Beatrice mnie tym wręcz maltretowała, kiedy pozostali uczniowie, wraz z Cliffordem wyszli już do szatni.

Odechciało mi się żyć.

Przecież on to zaproponował, nie ja! I to nie ja kazałem mu robić sobie malinkę, albo... Dosłownie cokolwiek. Mógł przyjść na noc z niedzieli na poniedziałek, w sumie trochę na niego czekałem, lecz Mike się nie zjawił, tak samo jak nie spodziewałem się go już dziś zobaczyć, skoro wyszedłem z klasy jako ostatni, z pałą z chemii, a wszystkie korytarze były opustoszałe.

Westchnąłem głęboko szukając mp3 po kieszeniach, gdy stanąłem przy swojej szafce, aczkolwiek nie zdążyłem założyć słuchawek, bo Michael, który siedział pod ścianą wreszcie wstał, opierając się o drzwiczki, które właśnie zamknął plecami, mimo tego, że chwilkę temu je otworzyłem, aby zostawić niepotrzebne książki.

- Czy ty dziś kontaktujesz, Lulu? – zapytał rozpromieniony.

- Umn... - Chrząknąłem. – Tak sobie? Jest po czwartej, pada, nie... Nie kontaktuję. Dzwoniłeś po mamę, czy idziemy pieszo? – W Castine nie jeździł nawet autobus.

- W sumie to spadam do Cala, bo mamy zrobić projekt na dodatkową literaturę, a nie będzie nam się chciało w weekend, bo w weekend chcę was zabrać ze sobą do babci.

- Yy...

- No, do babci Tiany, co cię kocha bardziej, niż mnie.

Mimowolnie się uśmiechnąłem. Staliśmy naprzeciw siebie w pustej wnęce na szafki. Słyszałem szum deszczu za oknem oraz pojedyncze piski od podłogi na górze, gdzie ktoś się kręcił, lecz mój wzrok był skupiony na nim i nawet nie potrafiłem już myśleć.

- Złamała nogę, ale pewnie Liz ci mówiła. Kurde, potrzebujemy komórek, bo tak się nie da żyć, muszę namówić rodziców. – Westchnął głęboko. – Luke, jest okej?

- Ehe. – Oblizałem lekko usta, a potem przetarłem oczy. – Przepraszam, po prostu... Nie wiem, myślałem, że mnie dziś unikasz. Tak jakoś, bo no wiesz...

- Tak? – Michael zmarszczył nos.

- No wiesz. – Zrobiłem znaczącą minę. – Że masz coś przeciwko, że my...

- Spokojnie, proszę cię, kogo to obchodzi, co sobie robimy, hm? A z tą Carly, to cię przepraszam totalnie, bo ja nie wiedziałem, że Liz powie Jackie, po prostu chciałem, żeby się odwaliła.

- Luz, ja tylko... No. – Chrząknąłem. Serce zabiło mi szybciej. – Przykro mi z powodu nogi twojej babci, chętnie ją odwiedzę.

- To super. Będę zaraz leciał, bo Cal dał mi dziesięć minut jeszcze, zanim podjedzie jego stary. – Spojrzał po mnie bardziej lustrująco. – A u ciebie... Okej? W sensie... Nie masz nic przeciwko? Jakby co, to mów, Jezus, bo nie chciałbym, żebyś czuł się niekomfortowo czy coś, w sensie... To jest nasza przyjaźń, kto daje o to jebanie, zasady nas nie dotyczą, chyba, że sami je ustalimy, hm?

- Tak. – Pokiwałem głową. – Nie, nie mam nic przeciwko. – Uśmiechnąłem się, motając całą, piękną, zarumienioną buzię Mike'a wzrokiem. – Trochę się bałem, że ty masz.

- Jakbym miał, to bym ci powiedział, mówię ci wszystko, więc no... Czyli jest okej?

- Jest super. – Pokiwałem energicznie głową.

- Jak wrócę od Cala, to wpadnę, powiedziałbym, żebyś jechał z nami, ale nie wiem co on na to. – Spojrzał na zegarek. – Dobra, spadam, Lu. Do potem.

I wtedy Michael zrobił coś, czego się nie spodziewałem, bowiem położył dłoń na moim policzku, dając mi małego, krótkiego buziaka w sam środek ust, tak zwyczajnie – na pożegnanie, a ja rozpadłem się na te metaforyczne tysiące kawałków, ponownie odpalając papierosa od gwiazd jeszcze długo po tym, jak wybiegł z budynku szkoły, zostawiając mnie o drżących kolanach niczym z waty.

To jest nasza przyjaźń, zasady nas nie obowiązują – pomyślałem dotykając swojej zwilżonej jego śliną, dolnej wargi. 

___________________

hej kochani, mam sesję, więc strasznie mulę z pisaniem. 

Chciałabym się wam też trochę wytłumaczyć, albo zwrócić waszą uwagę na fakt, że to jest małe zadupie w 2006 roku, gdzie istniał raz kiedyś jeden homoseksualista, który był wyoutowany, także możecie sobie wyobrazić Luke'a pojęcie na ten temat i to w jaki sposób myślał o samym sobie jako nastolatek.

Nom... Także tak, dajcie znać co myślicie, besties x 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro