06. To tyle jeśli chodzi o moje szczęśliwe zakończenie
[Avril Lavigne - My Happy Ending]
[Maine, Castine, obecnie]
...
Nigdy nie wierzyłem szczególnie w to, że pomieszczenia mają duszę. Przecież budynki są tylko budynkami, istnieją jako coś fizycznego, ale bez człowieka stanowią wyłącznie ściany chroniące przestrzeń pomiędzy nimi przed chłodem, wichurą, lub śniegiem.
Kiedy wróciłem do Castine po latach nieobecności, nagle zacząłem widzieć więcej sensu w metaforycznym ujęciu obserwacji człowieka poprzez pokój. Dajmy na to szkołę, gdzie każda z sal miała okazję doświadczyć tajfunu nowych roczników, a później ci ludzie wracali tam jako dorośli, którzy przyprowadzili swoje dzieci na masowe pranie mózgu. Klimat miejskich uliczek wydawał się niezastąpiony. Zwłaszcza w miejscach takich, jak to miasteczko, gdzie czas jakby się zatrzymuje, a o fakcie, że minęło ileś lat, informuje cię wyniszczony chodnik i kable kolejnej wersji telewizji satelitarnej.
Nie miałem jeszcze okazji, aby przejść się po „starych śmieciach", zastanowić nad przykrą ideą starzenia się, aczkolwiek gdy snułem się po rodzinnym domu, co jakiś czas zerkając na Andy'ego lub Liz, przechodził mnie dreszcz niepokoju. Powinienem częściej dzwonić do rodziców, albo zapraszać ich do siebie, bo nie miałem pojęcia kiedy moja mama się skurczyła, a tata osiwiał. Nie jestem fanem myślenia o nieuniknionej śmierci bliskich, choć o tym, że sam umieram czasem nawet fantazjuję, po czym przypominam sobie, że mam córkę i nie wypada za bardzo się zabić. Nie no. Żartuję. Samobójcze żarty nie są już śmieszne, moi uczniowie zaznaczają to na każdym kroku. Jednego wfiste wywalili za to, że powiedział do gówniarza, który odmówił wykonania ćwiczenia, żeby się zabił, a potem stracił pracę... Tak. Słusznie to przestało być akceptowalne.
Piję do tego, że po dwudziestce czas zaczyna lecieć zbyt szybko. Nagle, zupełnie nieświadomie, wchodzisz w buty kogoś, kto musi brać odpowiedzialność za małego człowieka, a jeszcze parę chwil temu nie mogłeś kupić paczki fajek bez kłamania, że masz ciężarną żonę w aucie i jedziecie spłacić ratę kredytu. W moim wypadku to nawet nie było kłamstwo.
Dorosłość ssie, tak na ogół, jest męcząca, pełna tabletek przeciwbólowych, randomowych strzyknięć kręgosłupa, notorycznego lęku o to, czy aby na pewno szef nie chcę wyrzucić cię z pracy, a na dodatek co powiesz rodzicom, którzy poświęcili swoje najlepsze lata, abyś teraz ty mógł podejmować durne decyzje?
Dorosłość jest też przyjemna, kiedy dostajesz wypłatę na przykład i zostaje ci jej na tyle, że możesz zamówić sobie najgłupsze pierdoły, których nie potrzebujesz, bo nikt nie patrzy na ciebie oceniająco, a jeśli robi to twoje dziecko, możesz powiedzieć mu „zrozumiesz jak dorośniesz". No i możliwość siedzenia przed komputerem do rana bez wysłuchiwania komentarzy, że to od tego masz każdą, możliwą przypadłość. Albo zapraszanie kogo się chce, decydowanie o swoich outfitach oraz o tym, że zjesz trzeci raz w tygodniu pizzę, a jedyna osoba, jaka cię skrytykuje to najpewniej twój lekarz.
Może jest więcej plusów, niż minusów bycia dorosłym? Nawet jeśli nie jest to czas tak beztroski w porównaniu z dzieciństwem, nie wróciłbym pod skrzydła Liz, ani tym bardziej do Castine, bo miałem jeden, realny cel, który spełniłem i nie wiem czy stałoby się tak, gdyby chociaż jedna decyzja podjęta przeze mnie była inna. Chciałem stamtąd uciec. Nie wiem przed czym. Nigdy nie byłem pewny, ale chęć wyrwania się z sideł oceniających spojrzeń sąsiadów, doprowadzała mnie wręcz do szału, zwłaszcza, że nigdy nie należałem do wyjątkowo lubianych i wypychanych na przód dzieciaków.
To nie tak, że ktoś się nade mną znęcał. Gdyby spróbował, Michael najpewniej po prostu by tę osobę utopił w szambie społecznym. Nie miałem także zostać burmistrzem, nie prowadziłem żadnych apeli, nie miałem dosłownie najwyższych ocen, albo nie robiłem niczego szczególnego. Ja tam... egzystowałem. Co jakiś czas uśmiechałem się zbywająco na: „pozdrów mamę!", ale i tak czułem trochę, jakby oni wszyscy wiedzieli o mnie coś, na co sam nie mogłem wpaść oraz wcale tego nie pochwalali.
Może chodziła plotka, że jestem gejem? Cóż, jeśli tak, to przynajmniej ten, kto obstawiał, że nie lubię cycków, mógłby teraz zarobić swoją hazardową kasę, bo nie zamierzałem się z tym ukrywać. Czułem się na to zdecydowanie za stary, poza tym chciałem być autentyczny, żeby June nigdy nie miała potrzeby wstydzić się tego, kim jest.
Oglądając zdjęcia na ścianie przy schodach, albo te same, brzydkie figurki przywiezione przez mojego brata z wakacji, co dziesięć lat temu, doszedłem do wniosku, że miałem w sobie mnóstwo zahamowań, jako dziecko, a potem nastolatek. Byłem zlękniony, znudzony, zniechęcony i stosunkowo zamknięty w swoim świecie, do którego mało kto mógł wejść. Trochę jak w tej komedii romantycznej, której nazwy nie pamiętam – co chyba Ryan Reynolds uwolnił się od podobnej wiochy, stał się sławny, albo bogaty, a potem wrócił tam i nagle wróciły też jego kompleksy, trudności, czy może nawet dramatyzując – demony.
To chyba zostało zamknięte w tych ścianach. Jakbym jako zupełnie nowy człowiek trafił do starej rzeczywistości, gdzie utkwiła moja wersja, którą pokonałem. Albo zacząłem rozważać to, by nie myśleć o pierścionku zaręczynowym Michaela i mojej siostry, który trzymałem w kieszeni.
Jak on sobie z tym radził? Będąc w tym domu, wśród tych ludzi, kiedy doskonale wiedział, że rzecz, jaką mieliśmy nie była tylko przyjaźnią, albo wyłącznie przelotnym, młodzieżowym romansem?! Przecież nie mógł być aż tak podły!
Z tą myślą wyszedłem na balkon w korytarzu, chcąc odetchnąć świeżym powietrzem. Moja córka poszła już spać z Jackie. Ojciec oglądał coś w telewizji. Ben i Celeste wzięli hotel w sąsiedniej miejscowości, bo przecież nie daliby rady ułożyć swoich książęcych tyłków na skrzypiącej kanapie, a Liz krzątała się po kuchni.
Nie byłem jeszcze w swoim starym pokoju i uporczywie marzyłem, że mama zmieniła tam dosłownie wszystko, ale to nie brzmiało na nią, zatem musiałem się chyba psychicznie przygotować na nadchodzącą tragedię. Całe szczęście dziadek-nazista wciąż był półgłuchy i półślepy, bo udało mi się ukraść szluga z jego płaszcza, dlatego wyszedłem na świeże, wilgotne powietrze i sięgnąłem po zapalniczkę, która nieznośnie uderzała o biżuterię mojej siostry.
Zanim wsunąłem sobie jednak papierosa do ust, uświadomiłem sobie, że z tej pozycji może zobaczyć mnie Karen Clifford, albo ktokolwiek, kto będzie przemierzał drogę naszego osiedla. Nie daj Boże Liz postanowi wynieść śmieci...
- Masz trzydzieści lat – szepnąłem sam do siebie i odpaliłem, ale nie stałem długo, bo nie wytrzymałem presji, zatem ukucnąłem przy zewnętrznej ścianie domu, aby jak najbardziej się ukryć.
Racjonalizacja przegrała, wygrały przekonania – jakżeby inaczej.
Nie chcąc zastanawiać się nad porażką swojej dojrzałości, odblokowałem ekran komórki. Calum zapytał „jak tam", więc próbowałem odpisać mu jedną ręką, lecz w połowie nieefektywnego klejenia wiadomości, zobaczyłem połączenie od Niny.
- Kurwa – zakląłem pod nosem szeptem, strzepując popiół na płytki. Nacisnąłem zieloną słuchawkę, a potem przyłożyłem komórkę do ucha. – Halo? – mówiłem półgłosem, by nie drzeć się na całą okolicę.
- June śpi? – zapytała od razu.
- Nie wiem, moja siostra ją zgarnęła – odparłem. – Wyobraź sobie, że są miejsca na świecie, gdzie nie trzeba przekrzykiwać własnych myśli.
- Mhm. Podejrzewam, że twoje myśli krzyczą właśnie do ciebie. – Miała rację, dlatego powstrzymałem ironiczny śmiech.
- Jak chcesz z nią pogadać, musisz zadzwonić do Jackie.
- Jasne, tak zrobię. – Zapadła między nami krótka chwila ciszy. – Luke?
- No?
- U ciebie wszystko okej?
Nie. Totalnie nie było okej, ale nawet nie wiedziałem jak wyjaśnić tę sytuację Ninie, poza tym nie byłem już jej zmartwieniem i na dodatek pewnie by się ostro wkurzyła, gdyby dowiedziała się, że zabrałem nasze wspólne dziecko w sam środek totalnie patologicznej sytuacji.
- Tak sobie. Niekoniecznie uważam, żeby narzeczony Jackie był dla niej tym jedynym, ale co mogę za jej wybory, hm? No i muszę się jednać z ludźmi, z którymi myślałem, że już nigdy się nie zobaczę. Powiedziałem rodzinie, przyjęli to całkiem dobrze, pomijając dziadka, ale to dziadek, jutro zapomni... Miałem długi dzień.
- Wiem. To znaczy... Wierzę, dlatego pytam. – Mogłem przysiąc, że uśmiecha się właśnie pokrzepiająco po drugiej stronie.
- A ty? Jak się czujesz?
- Dobrze. Praca mnie wykańcza, zazdroszczę ci tego urlopu.
- Szczerze? Wolałbym chyba spędzać całe dnie w doradztwie podatkowym, niż chociaż pięć minut w Castine, a wiesz jaki jest mój stosunek do podatków. Ale też ci się nie dziwię, twoja szefowa to cipa.
Zachichotała, co automatycznie odwzajemniłem. Dopaliłem papierosa i wziąłem głęboki oddech, odchylając głowę tak, by dotknąć jej czubkiem o chropowatą ścianę za sobą. Lubiliśmy się ze swoją byłą żoną, a to ważne, aby się lubić. Gdyby życie było inne - moglibyśmy stanowić naprawdę udane małżeństwo.
- Hej...
- Mhm?
- Nie muszę ci mówić, żebyś nie zrobił nic głupiego, prawda?
- To znaczy?
- Nie wiem, ale moja intuicja mówi, że zrobisz totalną głupotę, a June mi o tym doniesie.
- Nigdy nie wątpiłem w twoją intuicję, kochanie.
- Ta, podczas gdy ja wątpię w twoją poczytalność, kochanie. – Pokręciła głową, wiedziałem o tym, bo usłyszałem jak dodatkowe kolczyki w jej prawym uchu uderzają o wyświetlacz. – Idę dzisiaj na drinka z prawnikiem.
- Uu... - zmrużyłem oczy, chociaż Nina nie mogła tego zobaczyć. – Wyślij zdjęcie.
Od razu dostałem powiadomienie na Messengerze, jakby tylko czekała na wciśnięcie „wyślij". Sprawdziłem gościa, który jednocześnie wyglądał na totalnego twardziela, ale takiego, co myje czasem dupę.
- Zapytaj, czy interesują go też faceci.
- Spadaj, nie odbijesz mi randki! – wzbroniła się od razu. – Niezły?
- Zdecydowanie. – Dodałem reakcję serduszka.
- Warty tej czerwonej bluzki?
- Tak! – prawie pisnąłem, jakby to było oczywiste. – I botków, ale tych zamszowych na koturnie.
- Mam je na sobie.
- To dobrze. – Zacząłem się zastanawiać gdzie wyrzucić niedopałek, a że nikt w tym domu nie palił, musiałem zaryzykować i po prostu wcisnąć go do rynny, brudząc przy okazji palce. – Uważaj na siebie, okej?
- Oczywiście, że będę uważać! Zawsze uważam.
- Oj...
- Goń się, Luke.
- Pokazałaś mi właśnie język, huh?
- Tak.
- Ja tobie też.
- Nie zrobiłeś tego.
Rzeczywiście wystawiłem język.
- Teraz zrobiłem.
Z transu konwersacji z byłą żoną wyrwał mnie dźwięk pukania w szybę. Moja mama skinęła, abym wrócił do środka, a moje serce podskoczyło do samego gardła, ponieważ moja podświadomość zasugerowała szlaban za palenie papierosów. Liz jednak wskazała na trzymaną przez siebie butelkę szkockiej, a potem oznajmiła, że czeka na dole.
- Pamiętasz jak mówiłaś, że nie mam robić nic głupiego?
- Tak?
- Być może zrobię jakąś głupotę na miarę wyrzucenia telewizora przez okno. Tylko mówię.
- June musi mieć chociaż jednego, stabilnego rodzica, wiesz?
- Może znajdą jej takiego w domu dziecka.
Oboje zaczęliśmy się durno śmiać.
- Muszę spadać, Liz chce pić whisky, więc będzie ciekawie.
- Ja też lecę, trzymaj się i dawaj mi znać nie tylko względem niej, okej?
- Pewnie, będę. Napisz jak wrócisz do domu. Jakby koleś był podejrzany, po prostu do mnie zadzwoń, albo na policję, albo cokolwiek. Ogarniesz to. – Wszedłem do korytarza.
- Ty też. Kocham cię, pa!
- Kocham cię, pa – powiedziałem szeptem i rozłączyłem, automatycznie przenosząc wzrok na drzwi swojego starego pokoju za którymi usłyszałem stukot szkła.
Michael musiał już tam być i też nie zamierzał pozostać trzeźwy. Ale to dobrze. Przynajmniej Jackie zabrała June. Mogliśmy przeprowadzić jakąkolwiek konwersację po pijaku.
- Kogo kochasz? – Liz pojawiła się jakby znikąd, przyprawiając mnie o palpitacje serca. Położyłem na nim otwartą dłoń, wypuszczając jednocześnie telefon, który spadając szybką do dołu, rozbił się.
- Jezus, mamo, wystraszyłaś mnie. – Podniosłem komórkę, a widząc w jakim jest stanie, chciałem powiedzieć do rzeczy martwej: „same". – Ninę, a kogo innego?
Rzeczywiście zeszliśmy wspólnie na dół, na całe szczęście, bo przez chwilę obawiałem się, że zaprosi mnie do towarzystwa z Michaelem i będzie próbowała mediować między nami. Owszem, przy kolacji wyglądała, jakby wiedziała za dużo, ale na jej miejscu, jako rodzic, chyba bym się w to zwyczajnie nie wtrącał, bo sytuacja nawet powierzchownie wyglądała, jak zbyt wiele do rozpakowania.
Zasiadłszy na tej samej kanapie, po której skakałem ze szczęścia, gdy dostałem się na studia w Nowym Jorku, odetchnąłem wewnętrznie z ulgą, iż moment mojego wejścia do starego, znającego mnie na pamięć pokoju, został odroczony.
Liz Hemmings nigdy nie pijała słodkiego wina, nie zamawiała mojito w restauracjach i nie delektowała się piwem smakowym. Zawsze lała tylko i wyłącznie szkocką, ewentualnie likier, dlatego gdy chciałem pierwszy raz spróbować alkoholu, padło na ciężkie zatrucie whisky i wizytę u lekarza ze spanikowanym ojcem, który mnie nie upilnował. Zamiast dżentelmeńskiego alkoholu więc, preferowałem słodziutkie drinki, albo tequilę, najlepiej taką bezpośrednio z sokiem limonkowym oraz z lodem, ale nie – mama musiała dać mi tę przeklętą szkocką, a ja musiałem mieć wielką dumę i wielkie ego, dlatego nie odmówiłem, biorąc pierwszy łyk.
To się skończy kacem, albo rzygiem – pomyślałem. Choć z drugiej strony mógłby mi się urwać film, a Mike powiedziałby potem Jackie, że pogadaliśmy i wszystko jest jak najbardziej git, bez potrzeby żadnej konfrontacji! Dlatego pociągnąłem spory haust, wymuszając do mamy uśmiech.
- Kochasz swoją żonę po rozwodzie? – Chyba ją to rozbawiło.
- Tak, bo nie rozwiedliśmy się z powodu braku miłości, jakby... Dalej jesteśmy rodziną, zawsze nią będziemy, ale nie w ten klasyczny sposób. – Wzruszyłem ramionami. – Jesteś zła?
- O co? – Zmarszczyła brwi.
- O to, że... - Nie wiedziałem nawet jak ująć w słowa to, co miałem na myśli. – Że się rozstaliśmy? Że... Nie mam takiego idealnego, ułożonego życia, że jestem... Gejem?
Liz wzruszyła ramionami, samemu wręcz rozkoszując się smakiem swojego trunku.
- Luke. Jestem zła, że zepsułeś przyjęcie zaręczynowe Jackie, rzucając się z Michaelem tortem, jak dzieci. Na niego też jestem o to zła. Czasem się gniewam, że odrzucasz moje połączenia i bywam wściekła, bo nie mogę zobaczyć swojej ślicznej, mądrej wnuczki, kiedy najdzie mnie taka ochota, ale szanuję twoje wybory. – Pokiwałem głową, gdy to usłyszałem. – Ale ciekawi mnie to, czy skoro się z Niną kochacie, jak twierdzisz, to po co się rozwiedliście?
Powstrzymałem parsknięcie. Nie czułem się urażony, ani nie uważałem pytań mamy za homofobiczne. Trzeba przyznać, nie była pierwszej młodości, poza tym tutaj, w Castine, małżeństwa zawierało się na całe życie... O ile nie bił i nie pił. Niestety czasem nawet wtedy. Pewnie od Michaela i Jackie oczekiwano tego samego. Happy ever after. Zresztą, tak chyba w ogóle powinno być, rozwód nie może stanowić rozwiązania... Chyba ktoś mi to powiedział, zanim oświadczyłem się Ninie, ale między nami wyglądało to trochę inaczej, ze względu na małą wpadkę, która trzymała nas przy sobie aż do niedawna.
- Bo chciałbym, żeby mogła ułożyć sobie życie? – zasugerowałem. – Albo ja chciałbym mieć kogoś w swoim życiu...
- Masz dziecko.
- No. – Pokiwałem głową. – Ale chciałbym mieć też partnera, czy to problem?
- Niee... Po prostu... Tak się zastanawiam, ale może ja tego nie rozumiem.
- Nie, nie rozumiesz. – Pokręciłem głową. – Nina poszła na randkę, ocenialiśmy jej nowego chłopaka przed chwilą. – Mama zmarszczyła brwi. – Widzisz, nie rozumiesz.
- Okej. Postaram się zrozumieć w takim razie, albo chociaż cię nie oceniać. – Opróżniła swoją szklankę, co powieliłem, bo trochę skoczyło mi ciśnienie.
Nie spodziewałem się, lecz kobieta uzupełniła nasze naczynia automatycznie, gdy opustoszały.
- Chciałabym, żebyś był szczęśliwy, ale też się martwię. Tak samo jak martwię się o twoją siostrę, dlatego stwierdziłam, że zapytam wprost, co się stało pomiędzy tobą i Michaelem takiego, że aż postanowiłeś mu przywalić publicznie? Bo niby wiem, że to dobry chłopak, ale wiem też, że dobrzy chłopcy mają swoje za uszami, a nie chciałabym, żeby skrzywdził Jackie.
- Hm. – Mogłem się tego spodziewać.
Nasze rozstanie, czy w ogóle – koniec naszej przyjaźni, musiał być wielkim szokiem dla wszystkich. Do tego stopnia, że nigdy nikt nie zadawał jakiś wielkich, głębokich pytań na ten temat. Ja ucinałem nawet te najmniejsze, on widocznie także musiał, więc teraz to nie tylko dla nas było niekomfortowe.
- A co powiedział Michael?
- Nie rozmawiałam z nim – przyznała.
- Nie... W sensie... - Wymusiłem uśmiech, znów pijąc, a potem skrzywiłem się, bo to whisky smakowało jak zgniłe skarpety spod łóżka. – Kiedy jeszcze to było świeże.
- Niewiele. – Liz wzruszyła ramionami. – To znaczy... Trudno powiedzieć, bo Michael to Michael, bywał nieznośny, pracował w barze przez rok, szlajał się z Calumem... Na początku jeszcze się ekscytował jak przychodził weekend, mhm... To było dziwaczne, bo on realnie myślał, że ty wpadniesz i się spotkacie, a potem ty odmawiałeś każdy przyjazd do domu, myślałam, że on też wie, bo nie zagłębiałam się za bardzo, a potem zrobił się trochę drażliwy na twój temat, więc uznałam, że musieliście pokłócić się przez telefon, a byliście już dorosłymi ludźmi, więc nie chciałyśmy was z Karen godzić, jak kiedyś. Potem zaczął zadawać się z Jackie, co wygląda całkiem słodko, bo dosłownie znają się całe życie, więc fajnie, że twoja siostra ma kogoś, kto nie jest zaskakujący i obcy, kogo ja też traktuję, jako jednego z nas, wiesz o tym, ale zachowywaliście się dziwnie przy kolacji, więc pomyślałam, że musicie wiedzieć coś, czego ja nie wiem i czego być może twoja siostra też nie wie, także... Wtajemnicz mnie.
Okłamywanie mojej mamy było sztuką niemożliwą, poza tym miała ten swój wzrok, który sprawiał, że na język niosły mi się tylko wyznania, bo chciałem opowiedzieć jej o wszystkim i poprosić o jakąś radę, tyle że nie zamierzałem donosić, plus... Minęło dziesięć lat, więc jeżeli on nie miał nic przeciwko, ja też nie powinienem mieć, a wtajemniczanie w to rodziców, brzmiało okropnie i dziecinnie. Dlatego wypiłem wszystko na raz i czując już szum w głowie od porannego ibuprofenu połączonego teraz z rudą, wymusiłem uśmiech.
- To było między nami – palnąłem po chwili ciszy. – Ta drama i w ogóle. Nawet nie jestem pewny o co nam poszło. Byłem po prostu wściekły, bo dowiedziałem się o wszystkim ostatni i to już trochę trwa, a Jackie nie raczyła wspomnieć, poza tym... Nie. Nieważne, już jest okej. – Chrząknąłem. – I w tym celu. – Sięgnąłem do na wpół wypitej butelki, podnosząc się na równe nogi. – Idę opić właśnie z moim byłym najlepszym przyjacielem jego zaręczyny z moją siostrą!
- Luke...
- Nie, serio. Jest spoko. Także... Idę do niego. – Obróciłem się na pięcie i prędko wspiąłem się po schodach ku górze.
To było jak pułapka. Na dole Liz zadająca pytania, która z pewnością nie zamierzała odpuścić, a na górze Michael, który siedział w moim cholernym pokoju, który trzymał te wszystkie wspomnienia, bez nadziei na wymazanie ich. Nie chciałem tego tak bardzo. Widzieć go w moim łóżku, czy widzieć go w ogóle. Ale jedną z domen dorosłości jest stawianie czoła sytuacjom beznadziejnym, dlatego z beznadziejnym bólem głowy – pchnąłem drzwi sypialni, w której ostatnio byłem naprawdę dawno temu...
...
[Maine, Castine, 2006]
Michael Clifford oczekiwał od wszystkich, że będą pukać, podczas gdy sam po prostu wchodził nieproszony, bez dania znać, że się zjawi. Do mojego pokoju zawsze miał wstęp i nie widziałem żadnych przeciwskazań ku temu, abyśmy spędzali w tym miejscu całe weekendy, bo na samą myśl wygrzebania się gdzieś, w celu znoszenia dodatkowych ludzi, robiło mi się niedobrze.
Ja naprawdę nie jestem aspołeczny, ale okres dojrzewania to paskudny, bezlitosny moment, gdy wydaje ci się, że jesteś bardziej wyjątkowy, niż wszyscy, poza tym świat cię nie rozumie, tym bardziej twoi rodzice, a na dodatek ciało obrasta ci jeszcze większą ilością włosów i z jakiegoś powodu chce ci się ciągle pić, masturbować oraz spać.
Jako piętnastolatek zakochałem się w książkach erotycznych, które podkradałem swojej mamie, albo wypożyczałem je z biblioteki publicznej, tłumacząc dziewczynie dorabiającej za ladą, że to dla Jackie, a mnie brzydzi sama czynność czytania. Byłem także oddany oglądaniu Buffy, znałem na pamięć Seks w wielkim mieście i dla kontrastu – godzinami mógłbym czytać nawet te same komiksy superbohaterskie.
Nie czyniło mnie to najfajniejszym chłopakiem w ostatniej klasie przed szkołą średnią, ale nie miałem parcia na szkło, póki wszyscy dookoła dawali mi święty spokój. Wszyscy prócz Mike'a rzecz jasna, bo z nim nieustannie byłem praktycznie zrośnięty, choć czasem rozłączaliśmy się skutkiem przymusu, ze względu na świat zewnętrzny. Tak było i tym razem, gdyż Michael musiał zostać godzinę dłużej na konsultacjach z matematyki, a potem dostał za zadanie posprzątać dom w ramach zadośćuczynienia za te dwóje od góry do dołu.
Wyszło więc, że nie widzieliśmy się cały dzień z wyłączeniem lekcji. Z tego zrobił się wieczór – na dodatek Calum mówił coś o jakiś laskach non stop, no i o imprezach, bo przecież życie w liceum na pewno miało uczynić nas Chadami Castine, a ja nie dość, że nie miałem pojęcia czym on się tak fascynuje, to jeszcze musiałem kiwać głową, bo Mike czasem łapał jego temat, a gdybym nie prowadzał się z nimi, to musiałbym wpaść na vibe kogoś innego z mojej klasy, co mogłoby stanowić problem, bo chłopaki całkiem mnie przerażali, a dziewczyny przyjaźniły się z moją siostrą.
Dodam jeszcze, że nie był to etap smartfonów z połączeniem internetowym, a zatem regularnie można było znaleźć mnie siedzącego pod salą, z nosem w jakiejś książce. Do szkoły zabierałem cokolwiek innego, niż erotyki. Głównie pochłaniałem tam lektury, aby nie musieć robić tego w domu. No i trzymałem między stronami komiks, tak jakbym miał się znudzić.
Na szczęście tydzień dobiegł końca i mogłem zamknąć się w swojej norze, a że mama dopiero wróciła, nie zamierzałem dodawać jej bólu głowy próbami grania na gitarze, to w tle oglądałem zeszłoroczny, pierwszy sezon Supernatural, który dostałem spiracony przez brata na płycie. Znałem te odcinki jednak na pamięć, dlatego serial był niemal całkiem wyciszony, a ja pochłaniałem, jak najlepsze dzieło kultury, Nocną Łowczynię wciśniętą pomiędzy strony jakiegoś wysokiego artystycznie badziewia.
Spodziewałem się, że Mike przyjdzie, poza tym wiedział co robię, gdy jestem sam, więc nie przysłoniłem komercyjnej książki tą do szkoły. Chłopak bezceremonialnie uwalił się na materac obok mnie z bardzo obrażoną miną.
- Nienawidzę tego dnia, jak nie zdam z matmy, to będę sprzątał dom do trzydziestki, słowo – wyburczał.
Powiedziałem wam, że Calum przeżywał etap fascynacji dziewczynami, prawda? Ja nieustannie tkwiłem w fazie fascynacji moim najlepszym przyjacielem. Nie no, żartuję! A może nie do końca żartuję? To właściwie ciekawe, bo byłem przekonany, że każdy tak ma, bo czemu miałbym nie być pod wrażeniem tego, jak ktoś kogo wręcz uwielbiam, jest ładny i ładnie pachnie? Byliśmy blisko, nie wpuszczaliśmy wielu ludzi między siebie, a zatem nie porównywaliśmy tej relacji z relacjami innych. Po co? Lubiliśmy spędzać ze sobą czas! To nie takie dziwne, mam rację? A jednak wciąż miałem gdzieś w świadomości fakt, że jesteśmy jeszcze bliżej, gdy zostajemy sam na sam, publicznie nie eksponując tego aż tak bardzo.
Osobiście wciąż nie czułem jeszcze żadnego zainteresowania płcią przeciwną, ale nie zwracałem też na to tak wielkiej uwagi. Takie rzeczy przychodzą z czasem, wszyscy mają swoje tempo.
- Jeśli nie zdasz z matmy, to cię zabiję zanim zdobi to twoja mama, przysięgam – odparłem bez najmniejszego zawahania, nawet nie zdejmując wzroku z liter przed sobą, choć przestałem już czytać. – Możemy do tego teraz siąść, pomogę ci. – Obróciłem głowę do niego dopiero uśmiechając się zachęcająco.
- Nie będę siedział w piątek wieczór nad matmą i czuję obowiązek w tym, aby sprawić, że ty też nie będziesz, przychlaście. – Dźgnął mnie w brzuch. – Co czytasz? – zabrał mi tylko lekturę, dlatego Nocną Łowczynię odłożyłem uważnie na bok sam, aby nie zgubić miejsca, w którym skończyłem. Po chwili dostałem delikatnie przez łeb odebranym mi przedmiotem, na co parsknąłem śmiechem. – Dlaczego czytasz lekturę, Luke?
- To nie tak, czytałem ją pół na pół z...
- Wciąż, czytasz lekturę, fuj. – On też się chichrał. Szkoła nie była mocną stroną Michaela, choć budowanie wypowiedzi pisemnych szło mu bez zarzutu, w odróżnieniu ode mnie, ja o wiele bardziej lubiłem liczyć.
Ale tak na ogół, gdyby rozważyć jego stosunek do edukacji, oboje czasem się dziwiliśmy, że moja mama pozwala nam się przyjaźnić.
Poza tym, ja potrafiłem organizować sobie czas, chociaż miałem tak, że często moje plany się zmieniały, właśnie przez Michaela, jednak to była moja decyzja, by z nim pobyć, podejmowałem każdą taką świadomie i raczej nie żałowałem.
- Bo mamy sprawdzian w poniedziałek i w poniedziałek przed angielskim powiesz mi: „ej opowiedz mi to tak w skrócie". – Wówczas to ja zabrałem mu książkę i oddałem chłopakowi prosto w sam środek czoła.
- To będzie w poniedziałek, teraz jest piątek, no weź. – Zrobił niezadowoloną minę, by chwilę potem pogłaskać mój policzek znienacka, jakby myślał, że tym mnie udobrucha. Cóż... Udało się. Ale to dlatego, że i tak przeczytałem tylko parę stron tej lektury i poddałem się dla pisanego porno. – Możemy pójść na imprezę do Caluma, ale powiedziałem mu, że zobaczymy, bo w sumie przyniosłem ze sobą płytę i pomyślałem, że będziemy robić nic... Albo możesz mi czytać na głos, co mnie uśpi, jednak wciąż... Nerdzie.
- Wal się – wystawiłem mu język, ale odłożyłem tę książkę, bo błagam, oczywiście że wolałem spędzić czas z Michaelem. Położyłem się na boku w jego stronę. – Nie mam ochoty na imprezę, to słuchanie muzyki i robienie niczego bardzo do mnie przemawia. Ale włączty, bo nie chce mi się wstawać za cholerę.
Mike przewrócił oczami i wstał z ciężkim, teatralnym westchnieniem. Zawsze zazdrościł mi wieży, którą dostałem od taty, bo jego rodzice być może kupowali mu mnóstwo cudownych gadżetów, ale nie posiadali takiego cacka, które należało kiedyś do jakiegoś wujka, który znał osobiście Led Zeppelin.
Mieliśmy z Cliffordem taki układ, gdzie zgrywał muzykę na płyty, a potem słuchaliśmy ich wspólnie. To była nasza wersja playlist na spotify, które robi się teraz dla ważnych ludzi. Mike musiał nie dość, że znaleźć te wszystkie kawałki, to jeszcze pobrać je i zapisać na CD. Podziwiałem go za umiejętności techniczne i przede wszystkim upór, bo gdybym miał tak jak wtedy on - zgrywać te rzeczy, a potem jeszcze drukować zrobione w gimpie okładki, lub tak jak robił to później, gdy jego stary zdobył program do edycji wideo – montować jakieś filmiki w warunkach kompletnie prowizorycznych, chyba bym się rozpłakał.
Michael miał po prostu talent do sprawiania, że najbardziej irytująco-niemożliwe do działania rzeczy, po prostu zaczynały jakoś funkcjonować, gdy wykombinował co z nimi zrobić. Potrafił spędzić kilkanaście godzin w jednej pozycji, przed starym PCtem, w przepoconej koszulce i ciemnym pokoju, tylko po to, abym miał w jednym miejscu swoje ulubione piosenki, w specyficznej kolejności i z konkretnym znaczeniem.
Jeśli to nie jest przyjaciel, nie wiem jak inaczej stworzyć definicję przyjaciela.
- Kiedyś ci to ukradnę – przypomniał mi, że kocha tę wieżę bardziej, niż swoją trzecią, martwą szynszylę, przy okazji wrzucając krążek do odtwarzacza. – Tym razem pobrałem wszystkie nuty, z których Cal się nabija, że je lubię, a ja wiem, że ty też je lubisz, więc oto jest, tytuł... - mruknął wracając do łóżka, podczas gdy ja obserwowałem każdy jego krok. – „I'd rather be at home" z cytatu Amy Winehouse, której teraz słuchamy.
- Rehab? – Uniosłem jedną brew pytająco.
- Dokładnie. – Michael pokiwał głową, a potem ułożył się na boku, zatem patrzyliśmy sobie prosto w oczy, bo to była moja pozycja od chwili, gdy wstał. – Nie zgrałem tu Black Parade, bo chcę kupić całą płytę My Chemical Romance.
- No oczywiście, że tak. – Zrobiłem znaczącą minę. – Ben wygrzebie dla mnie swoje Green Daye, słuchaliśmy tego ostatnio, jak wiózł mnie do dentysty, także wiesz, bycie emo powoli wdraża się w nasze życie. – Poruszyłem brwiami.
- Mama prawie zgodziła się, żebym pofarbował włosy.
- Moja mnie wyśmiała, jak zapytałem, dlatego stety-niestety będę musiał iść w piercing. Sorry mamo, ty wybrałaś. – Chciałem zabrzmieć luzacko, choć doprowadziłem tym Mike'a do śmiechu. Ta, nie zabrzmiałem luzacko. Sam parsknąłem.
- Napisałem nam całą listę emo zespołów, o których musimy się wszystkiego nauczyć.
- Cal pewnie uważa, że jesteśmy walnięci.
- Cal myśli, że to dla lasek. – Michael westchnął ciężko. – Ale niech tak myśli, on nie rozumie punk-rocka. Ashton też się wykruszył z bycia emo, rodzice mu nie pozwolili.
- Cholera, jak zwykle zostaliśmy sami. – Udałem niezadowolonego, ale to nieprawda, że potrzebowałem Cala i Asha, żeby się dobrze bawić, czy tam... Zmienić styl życia. – Ale może akurat laskom się spodoba.
- No błagam. – Michael zrobił znaczącą minę. – Nie opędzimy się od lasek, zwłaszcza jak będę miał kolorowe włosy!
- Brzmi super. – Odruchowo odgarnąłem mu kosmyk z czoła.
- Jak już przyniesiemy te ostre płyty, albo pobiorę cięższą muzykę, to będzie w tej wieży brzmiało jak niebo. Ja naprawdę bardzo chcę ją ukraść, Lu.
- Mam lepszy pomysł. – Dalej zaczesywałem mu włosy do tyłu. – Zamieszkajmy razem, z twoimi płytami i moim odtwarzaczem możemy mieć wszystko.
- Proszę cię, tak zrobimy! – Aż się cały zapalił, a jego piękne, zielone oczy, wydały mi się jeszcze większe, niż zawsze. – To będzie zajebiste, jak się wreszcie wyprowadzimy. – Michael opuścił powieki na moment, rozkoszując się wręcz tym, jak odgarniam jego kosmyki. – Będziemy ciągle czegoś słuchać, chodzić w samych gaciach, bo mama nie powie, że to przypał... - Odruchowo przysunął się do mnie.
- Nasze mamy tego nie rozumieją, to jest męska rzecz. – Miałem wówczas w sobie taką potrzebę miłości i bycie blisko z chłopakiem ją zaspakajało, bo był dla mnie ważny. – Też czekam na ten moment, aż będziemy wreszcie razem mieszkać, sam nie wiem, ale wyobrażasz to sobie?
- Wyobrażam sobie spanie do południa, pizzę codziennie i to, że będziemy robić imprezy kiedy my będziemy chcieli i będziemy mieć jedną, wspólną szafę! – Płyta, którą przyniósł Michael rzeczywiście miała w sobie misz-masz piosenek, które wcale nie były punk-rockowe, tylko przypałowe, bo zamiast słuchać Green Day, śpiewała nam Jessica Simpson, a Mike tak zwyczajnie poruszył ustami zgodnie z tekstem: - I wanna love you forever and this is all I'm asking of you. Ten thousand lifetimes together... – I to nie tak, że robił coś innego, niż po prostu cieszenie się fajną piosenką w tle, skąd miał wiedzieć cokolwiek o miłości i o „zawsze"? Oboje ledwie co skończyliśmy piętnaście lat, a serca biły nam szybciej, gdy kelner niósł nasze dania w burgerowni, zdaliśmy z francuskiego i... Chyba wtedy. Tak. Wtedy biło mi szybciej serce.
Uśmiechnąłem się i zamknąłem oczy, głos Michaela też lubiłem, dlatego miałem nadzieje, że zaraz zacznie rzeczywiście śpiewać, a nie tylko poruszać ustami... Wyobrażałem sobie właśnie to, o czym rozmawialiśmy.
- Cóż, spędzimy razem przynajmniej jedno życie – mruknąłem. – Ale podoba mi się ta wizja, jakby o m g, życie z najlepszym przyjacielem to chyba marzenie każdego! – W imię przyjaźni, objąłem Mike'a ramieniem.
- Nie wiem czy każdego, ale wiem, że będzie fajnie. W ogóle... – Też mnie objął w ten sposób. – Carly o ciebie pytała i Calum mówi, że będzie na domówce, także wiesz, jakbyś chciał jednak iść, uznałem, że ci powiem, żeby potem nie było. – Przesunął opuszkami palców po moich plecach wzdłuż kręgosłupa.
- Och... Okej, fajnie, że mi powiedziałeś, ale w sumie i tak nie mam dziś ochoty na imprezę. – Przekonało mnie to, jak Michael mnie dotknął, aż dopadły mnie ciarki na chwilę. Chciałem tak jeszcze, dlatego przeniosłem na niego niewinny wzrok, kompletnie puszczając w niepamięć jakąkolwiek Carly i jakąkolwiek imprezę. – Pomiziasz mnie jeszcze? Ja potem ciebie też. – Czasem tak robiliśmy, ale to dlatego, że nasze mamy kładły nas do jednego łóżeczka, by mieć na oku nas oboje i nauczyły nas głaskać siebie nawzajem.
Jackie była najgłośniejsza, najbardziej nieznośna i ciągle chorowała, dlatego też to jej najwięcej uwagi poświęciła Liz w naszym wczesnym dzieciństwie, ale nie miałem nic przeciwko, bo kochałem Karen jak drugą matkę, poza tym Michael był najlepszy w głaskaniu.
- Jasne, robisz się taką słodką pizdą, jak jesteś miziany. – Wsunął dłoń pod moją koszulkę, ale z perspektywy pleców. Było jednak ciepło, dlatego pociągnął materiał w górę, a potem jakoś tak wyszło, że zdjęliśmy ze mnie to ubranie. – Gdzie lubisz najbardziej? – Chłopak ściszył głos.
- Chyba bliżej karku i ramion – odparłem w podobnej tonacji. – I aww, uważasz, że jestem słodki? – Wydąłem zabawnie usta, też od razu go głaszcząc. Wsunąłem palce pod koszulkę Mike'a.
Powiem wam teraz coś zaskakującego – nie miałem pojęcia jak powinienem czuć taki dotyk, wydawało mi się, że ten ścisk żołądka, czerwone plamy na policzkach i poczucie małego podniecenia, są zupełnie normalne i każdy tak ma, choćby dotykała go stara, obrzydliwa chemica. Po prostu... Nikt inny, niż on nie dotykał mnie w ten sposób, ostatnim razem Liz, jak miałem z osiem lat, a teraz... Teraz tylko Michaelowi umiałem przyznać się, że lubię podobne pieszczoty.
- O boże, jesteś cheesy, nie... - Clifford pokręcił głową rozbawiony, choć sam wydął usta w podobny sposób, przesuwając dłoń w stronę mojego karku oraz ramion. Mieliśmy buzie bardzo blisko siebie, dodatkowo zrobiliśmy dzióbki... Michael zerknął na chwilę w kierunku moich warg, aczkolwiek nic nie zrobił, z wyłączeniem przesuwania palcami po boku mojej szyi i włosach, do samego ramienia.
- Yep, musimy razem zamieszkać – mruknąłem z przekonaniem, bo to była moja ulubiona rzecz na świecie. Czułem się wtedy taki kochany i po prostu... Było mi dobrze, aż lekko się zarumieniłem i znowu przeszedł mnie dreszcz. – I mnie nie hejtuj, przecież mnie uwielbiasz.
Dźgnąłem Mike'a palcem w policzek.
Przysunął mnie bliżej siebie, bo coś sprawiło, że chłopak pokochał to, że mruczę, gdy to robi.
- Co możesz mi zaoferować za robienie ci tak, gdy będziemy razem mieszkać, hm? – Michael poruszył brwiami, a przez przypadek... Nasze twarze znalazły się bardzo blisko siebie, toteż polizał mnie odrobinę w nos. Zaśmiałem się i zrobiłem dosłownie to samo jemu.
- No nie wiem, muszę się głęboko zastanowić... – Westchnąłem teatralnie i przesunąłem opuszkami palców z jego pleców wyżej na szyję i za ucho, bo wiedziałem, że ma tam czuły punkt, którego samo dotknięcie rozkłada Michaela na łopatki. – Na przykład to?
On chyba nie był aż tak bardzo świadomy, co czułe punkty mogą robić z ludźmi, bo o wiele lepiej znał się na innym typie bliskości, choćby w teorii. Mnie kręciła przede wszystkim... Czułość, ale rozchyliłem wargi, gdy zupełnie znienacka Mike wbił paznokcie w moje ramię, bo zrobiło mu się dobrze.
- Ehe – mruknął, co oznaczało tyle, że nie ma pojęcia o czym rozmawiamy, bo merytorycznie się wyłączył.
Poczułem rodzaj przyjemności, której wcześniej nie znałem, gdyż mój puls przyspieszył, na dodatek pojawiła się ekscytacja i po prostu... Podniecenie. Mając lat piętnaście strasznie lubiłem to uczucie, ale nie miałem go tak natrętnie, żeby móc zacząć się obawiać o jego widoczność przy kimś nigdy wcześniej. No. Z pominięciem tego nieszczęsnego oglądania porno od Patricka, ale wiecie o co chodzi.
Próbowałem sobie to zracjonalizować. Że jest mi miło, bo zrobiłem komuś miło? Sam nie wiem. Każde moje wytłumaczenie z wtedy brzmi teraz tak idiotycznie... Oparłem czoło o czoło Michaela, nie przestając głaskać go za uchem. Mój mózg nafaszerowany nieodpowiednimi książkami kazał mi czekać, aż jęknie.
Mike zamknął oczy widocznie zastanawiając się nad tym, co nastąpi, bo chyba nabawił się szumu w głowie. Miałem ochotę poznać więcej jego słabości fizycznych, a przede wszystkim – to o czym myślał.
- To nie fair – mruknął cicho. – Ja nie potrafię cię aż tak poskładać. Chcę znaleźć takie miejsce, żeby mieć coś w odpowiedzi...
- Mike, ja się czuję poskładany – przyznałem mu i trochę podniosłem głowę do góry, miałem włosy w nieładzie, byłem cały zarumieniony i oczy mi błyszczały. – Ale próbuj dalej, może sam się jeszcze zaskoczę. – Nie miałem jeszcze pojęcia do jakiego stopnia on mnie rozbroi.
Chłopak musiał przygryźć dolną wargę, bo chyba pojawiła się w nim potrzeba... Jaka potrzeba? Przyłożenia ust do moich? Nie. Przesadzam. A może? Koniec końców cmoknął mój nos, tak po prostu.
- Okej, spróbuję – powiedział i poruszył brwiami, wtem odsuwając mnie od siebie. Sam się poderwał, jakby miał wstać i uciec, ale zamiast tego, Michael mnie zdominował. – Mów jak coś. – Usiadł na moich biodrach, zaczynając z ciekawością głaskać mnie po włosach, potem po buzi, spróbował nawet z uszami, ale oboje zaczęliśmy się śmiać. Pomijając fakt, że oparzyłem go każdym elementem swojego ciała. Zwłaszcza tymi uszami!
Odruchowo położyłem dłonie na jego biodrach, skoro na mnie siedział. Gdyby ktokolwiek nam teraz wszedł, wyglądałoby to strasznie dwuznacznie. Myśląc o tym przełknąłem ślinę, a potem ścisnąłem kawałek skóry przyjaciela, okrytej czarnymi jeansami. Ten wieczór był... W naszym stylu, ale jednocześnie zupełnie inny od wszystkiego. Nie chciałem, aby się kończył.
Chyba się wtedy w sobie zakochiwaliśmy, ignorując fakt, że jesteśmy też bardzo napaleni. W końcu dojrzewanie potrafi przypadkowo unieść penisa do walki. To nie był żaden problem.
Gdy Mike wrócił do uszu, zacząłem śmiać się znowu, bardziej z niego i tego, że myślał, iż trafił, niż dlatego, że to naprawdę było zabawne.
- Dobra no, muszę spróbować wszystkiego. – Przesunął dłońmi po moich ramionach, a że z uwagą badał każdy kawałek mojej skóry, gdy się odrobinę znudził, położył się obok mnie, aczkolwiek niżej, na brzuchu. Mike patrzył więc na mnie z dołu, głaszcząc mnie po całym torsie i żebrach, a że nie miałem na sobie koszulki, poczułem to mocniej.
Było mi wtedy naprawdę przyjemnie, więc zamknąłem oczy i cicho odetchnąłem. Zacząłem robić mu we włosach, bo miałem do tego idealne warunki.
W pewnej chwili przygryzłem dolną wargę z przyjemności - kiedy Mike zjechał dłonią trochę niżej, poczułem, że podoba mi się to bardziej. Dlatego aż wstrzymałem oddech.
Zauważył to, bowiem skupił się lepiej na tej partii, podnosząc wzrok tak, by obserwować moją reagującą buzię. Mike uśmiechnął się zwycięsko, jakby wygrał zwody. Czemu zależało mu aż tak bardzo, by zrobić mi najlepiej na świecie? Pewnie z tego samego powodu, dla którego mnie zależało na tym analogicznie wobec niego. Odwzajemniłem jego uśmiech rozpalony jak samo piekło. Nie spodziewałem się tego, co zrobi, ale nagle Michael zszedł ręką poniżej pępka i z zaskoczenia... Polizał mnie od tego miejsca do samej gumki moich dresów.
Odleciałem tak bardzo, jak tylko da się odlecieć. Aż pociągnąłem go za włosy, bo to było moje pierwsze takie doznanie oraz dotyk w tak wrażliwym miejscu. Odchyliłem głowę, otworzyłem usta, ale nie dobyłem z siebie żadnego, przeciągłego, czy głośnego dźwięku. (Dla ciekawskich: Jasne, że mi stanął!) Chciałem, aby zrobił tak jeszcze raz. Nigdy wcześniej nie czułem się podobnie.
- Wygrałeś, Mikey – wypaliłem.
Podniósł na mnie wzrok, odsuwając się odrobinę. Sam był zaczerwieniony, a zieleń jego oczu wydała mi się nagle szlachetna. Przełknął ciężko ślinę.
- Jeszcze to. – Podmuchał miejsce, które wcześniej polizał.
I w tym momencie Jackie wpadła nam do pokoju.
- Ej, chłopaki...
Mike odruchowo padł po prostu jak kłoda obok mnie, bo chyba był jednak trochę świadomy, że nie powinniśmy tak robić. Przynajmniej inni ludzie nie powinni wiedzieć, że to robimy, ale na szczęście moja siostra nawet nie zwróciła uwagi. Poprawiłem sobie kołdrę w ten sposób, aby przykryła mojego opadającego przez widok bliźniaczki penisa.
- O, już mam. – Wzięła ode mnie jakąś książkę, lecz nim Jackie wyszła, za nią stanęła Liz w otwartych drzwiach.
- To jak, idziecie do tego Caluma? – zapytała wnosząc nam kosz z praniem. – Roznieś potem. Co robicie? Co tu taki zaduch?
Czułem prędkie bicie serca oraz fakt, iż mamy coś do ukrycia. To było strasznie... Podniecające. Spojrzałem na Michaela, miałem wrażenie, że myślimy o tym samym. Wcześniej też byliśmy ze sobą blisko, ale nigdy na tyle, żeby musieć się od siebie panicznie odrywać, albo cokolwiek ukrywać.
- Nie, dziś posiedzimy tu, może jutro do niego wpadniemy – odparłem odchrząknąwszy wcześniej. – Rozniosę zaraz i otworzę okno.
Mama spojrzała po nas. Nic nowego - gniliśmy w łóżku, jak zawsze.
- Tylko nie zapomnij o tym praniu jak ostatnio. Przy Michaelu zapominasz o całym świecie.
Tak było, bo Michael też nie pamiętał o niczym konkretnym, gdy już wciągaliśmy się w coś razem.
- To moja wina, jestem zajmujący. – Chłopak próbował trochę mnie wybronić. Zerknął po mnie znów. Ta... Myśleliśmy o tym samym, a on widocznie chciał sprawdzić, czy to będzie ciekawe uczucie, gdy po prostu... No powiedzmy, że mieliśmy trochę ręce pod kołdrą z tego wszystkiego, tym samym pod materiałem Mike złapał mnie za dłoń i zaczął masować kciukiem lekko wokół mojego kciuka, zupełnie bez powodu, jakbyśmy robili sobie żarty ze świata, że nie ma nad nami kontroli i tego nie widzi.
- To fakt, ale mówisz jakby Luke był mniej, swoją drogą, w tym koszu jest ze sto twoich koszulek, ale zakładam, że u ciebie jest ze sto jego koszulek.
- Mogę jedną? – zapytała Jackie.
- No, weź sobie. – Chciał być miły.
W tym właśnie momencie Jackie była przekonana, że Mike kiedyś zostanie jej mężem. Tym czasem ja również zacząłem głaskać go po dłoni w podobny sposób, kompletnie zaczarowany ideą ukrycia.
- Wymieniamy się po prostu, nie zwracamy na to takiej uwagi. – Wzruszyłem lekko ramionami. – I oboje jesteśmy zajmujący, to jest po prostu zabójcza mieszanka.
- Dla mojej cierpliwości czasem na pewno. – Liz westchnęła teatralnie. – Jak zgłodniejecie to nie wyjadajcie słodyczy i chipsów tylko odgrzejcie sobie kotleta. Idę na aerobik. I nie bądźcie za głośno, bo ojciec czeka na telefon, a teraz mu się przysnęło.
- My zawsze jesteśmy cichutko – odparł Mike uśmiechając się, jak aniołek, w tej samej chwili przejeżdżając opuszkami po wnętrzu mojej dłoni, najbardziej czule, jak tylko potrafił.
- A mogę z wami posiedzieć? – zapytała Jackie z nadzieją, że się zgodzimy, mama tym czasem zostawiła nas z otwartymi drzwiami, bo coś czuła, że siostra też będzie zmuszona odejść.
Wymieniliśmy z chłopakiem spojrzenia. Poczułem się przez niego chciany na wyłączność i kochany, dlatego było trzeba ją wyprosić i wiedziałem to, po tym jednym zerknięciu na siebie.
Uśmiechnąłem się do niego, lekko oblizując usta. Czułem jak się rumienię.
- Jutro możemy zabrać cię do Caluma, ale dziś po prostu idziemy spać. Najpierw będziemy gadać o jakichś obrzydliwych rzeczach, więc innym razem, Jackie. Albo zadzwoń do niego, to sam po ciebie wpadnie.
- Będziemy gadać o sraniu – rzucił wprost i złośliwie Clifford, na co ona zawołała „fuuj" i zostawiła nas zatrzaskując za sobą drzwi.
Mike przeniósł na mnie wzrok dość niepewnie, jak na siebie i zdecydowanie trochę poważniejąc. Nie dziwię się, bo co mieliśmy teraz powiedzieć? Co zrobić? Po tym jak lizał mój brzuch i trzymał mnie za dłoń, czując się... Tak.
Zniecierpliwiłem się w ciągu tych... nie wiem, pięciu sekund(?), więc położyłem się bardziej na boku i sam pogłaskałem jego ramię. To uczucie, które miałem w sobie było potężne i powoli się od niego uzależniałem.
Jego mimika była wtedy bardziej skupiona i trochę pod wrażeniem... Jakby widział mnie po raz pierwszy w życiu i może trochę tak było, że zobaczył mnie takiego po raz pierwszy. Zamiast wrócić do wcześniejszej pozycji, Michael jednak pogłaskał mój policzek patrząc mi prosto w oczy głęboko oraz przenikliwie. Miałem wrażenie, że atmosfera między nami jakby jeszcze mocniej zgęstniała.
Wiedziałem, że Mike może poczuć pod dłonią do jakiego stopnia mój policzek jest rozgrzany, ale zawstydzało mnie to tylko trochę, byłem za bardzo pochłonięty, żeby o tym myśleć. Patrzyłem w jego piękne zielone oczy i tylko trochę spojrzałem mu na usta. Ponownie pogłaskałem czuły punkt chłopaka – pomiędzy szczęką, a uchem.
Michael mruknął, a potem jeszcze bardziej się do mnie przybliżył... Nie mogłem tego zrozumieć. Do czego zmierzamy w tych... Podchodach? Co ma się stać tej nocy, że będzie ona niezapomniana?
- Ej, Luke – powiedział cicho, będąc bliżej mnie, a przy okazji przesunął dłonią po mojej gołej tali i boku, więc teraz głaskał mnie po biodrze przy gumce moich dresów.
Miałem ochotę na niego najzwyczajniej w świecie wejść, tulić i nie puszczać, a najlepiej jeszcze całować go przy okazji. Co było dziką myślą, bo byliśmy facetami, ale usprawiedliwiałem to sobie w głowie, że to był mój pierwszy taki dotyk kiedykolwiek, więc dlatego czułem ekscytację. Poza tym... Michael był moją bezpieczną, komfortową osobą.
- Tak, Mikey? – Dalej go tam głaskałem, ponieważ dawało mi to dużo satysfakcji, a Michaelowi przyjemności.
- Bo Calum ostatnio się chwalił, że się przelizał z Jane i wiesz... Tak głupio, bo w sumie jakbyśmy mieli iść się całować z dziewczynami, to nawet nie wiemy jak. – Tak, oto jest, najgłupszy argument na świecie oraz sposób, aby zwyczajnie się całować i dotykać, idąc dalej, bo widocznie Michael miał zaraz eksplodować, jeżeli poprzestaniemy na samym głaskaniu. Wiem to i o dziwo wiedziałem też wtedy, że laski, to ostatnie co miał w głowie. Zwłaszcza gdy celowo przejechał na mój czuły punkt przy brzuchu.
Myśl o przeżyciu swojego pierwszego pocałunku była całkiem przerażająca, a to że miał być on z Michaelem – dodawało temu emocji. Ale tym samym byłem na tak, bo też o tym myślałem, aczkolwiek nie chciało mi się wymyślać wymówek, więc przystałem na tę jego.
- Masz rację... Jakby nigdy nie wiadomo kiedy ten moment nadejdzie, więc warto być gotowym i w ogóle. – Oblizałem dolną wargę.
Michael powielił ten gest i lekko się uśmiechnął, a potem znów położył dłoń na moim policzku, po czym zamknął oczy, przysuwając się do mnie bardzo powoli. Wreszcie niewinnie musnął moją górną wargę, gdyż leżał trochę wyżej, a kiedy nasze usta się spotkały, poczułem moc tego pocałunku. Nawet nie samego w sobie faktu, iż to robię, a raczej tego, że całuję się z kimś, na kogo usta tak bardzo lubię patrzeć. Nie myślałem, że chłopcy tak nie robią. Mieliśmy swoje usprawiedliwienie! Jednakże skłamałbym i wiem, że on też by skłamał, gdybyśmy próbowali wcisnąć sobie nawzajem, że pocałowaliśmy się z innego powodu, niż ochota, aby to zrobić właśnie ze sobą nawzajem.
Czując jego miękkie, ciepłe usta na swoich ustach, aż mruknąłem, odwzajemniłem ten gest, by wreszcie polizać delikatnie jego dolną wargę, zanim się od siebie odrobinę odsunęliśmy, chcąc złapać oddech.
- Woah – szepnąłem. – Poszło nam nieźle. – Zrobiłem się pozytywny i zwyczajnie szczęśliwy. – Ale warto ćwiczyć.
- Zdecydowanie. – Michael pokiwał prędko głową, samemu uśmiechając się tak, jakby spróbował najlepszego, rozweselającego narkotyku.
Nieustannie miał dłoń na moim policzku, a ja mocno ściskałem go za materiał koszulki. Chyba do tego stopnia, że kawałek jej naciągnąłem. Oparłem czoło o jego czoło.
- Cieszę się, że się zgadzamy – musnąłem jego usta znów.
- Mhm... - Michael odleciał do innej galaktyki, bardziej wciągając mnie na siebie.
Więc całowaliśmy się tak przez piętnaście minut do my happy ending od Avril Lavigne, które zacięło się w tej starej wieży i chyba wywróżyło nam historię.
_____________________
hej kochani, ten rozdział wyszedł super długi, ale bardzo go lubię sksks
koniecznie dajcie znać co myślicie, bo pisałam go dwieście lat, chociaż drugą scenę i tak napisałam z karo <3
all the love xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro