CHAPTER 3 - "MI TE ES TU TE"
Alex
Mason Catchkeeper. To na nią muszę wpaść na schodach, chociaż to właśnie na nią nie chcę wpadać. Moje życie mnie uwielbia.
- Przepraszam - czerwienię się i już mam odejść gdy ona łapie mnie za ramię.
- Hej - patrzy mi w oczy. - Alex, tak?
Przytakuję onieśmielona jej błyszczącymi oczami.
- Uśmiechnij się - mówi i sama to robi.
- To było trochę bez przekonania - drwię. Tak. Drwina to najlepszy sposób na zamaskowanie uczuć.
- Przepraszam, chciałam cię pocieszyć. Widzę, że jesteś przygnębiona - odpowiada.
- Sama też jesteś przygnębiona - stwierdzam.
- Wszystkie dzieci są przygnębione - ripostuje. - Chcesz herbaty?
Kiwam głową, a ona prowadzi mnie do swojego mieszkania. Na kanapie w salonie identycznym z naszym, siedzi Margie montując coś na swoim laptopie. Czy ona już ma materiał?
Ja nie mam nawet pomysłu.
- Margie, możemy twojej herbaty? - pyta Mason, swoją brązowowłosą współlokatorkę.
- Mi té es tu té - odpowiada nieco sarkastycznie, co po hiszpańsku znaczy "Moja herbata jest twoją herbatą."
- Dzięki - Masona nastawia wodę na herbatę. - Tobie też zrobić?
- Możesz - mówi obojętnym tonem.
Blondynka nalewa wodę do trzech kubków, a gdy brunetka słyszy dźwięk świadczący o wykonywaniu tej czynności, od razu wstaje, zabiera swoje naczynie i razem z komputerem idzie do swojego pokoju. Nietrudno się domyślić, że jest zła na Mason.
- Co zrobiłaś? - pytam.
- Nazwałam ją księżniczką. Wiesz tak trochę z niej zadrwiłam - stwierdza.
- I dobrze jej tak. Pewnie jest straszną suką - obrażanie innych też jest rodzajem ochrony.
- Wcale nie - odpowiada Mason, posyłając mi nieco zdziwione spojrzenie. - Jest bardzo miła.
- Skoro tak sądzisz - mruczę pod nosem i siadam na fotelu. - To o czym chcesz zrobić film?
- Nie wiem - stwierdza Mason, a ja patrzę na nią jak marszczy nos. Wygląda uroczo. - A ty?
- Ja też - mówię, ale właśnie w tej chwili coś wpada mi do głowy. - Czekaj, coś mam. Pozwól, że to zapiszę.
- Muszę lecieć - wołam i wybiegam z jej mieszkania, zapewne zostawiając ją osłupiałą.
Wbiegam do swojej sypialni i sięgam po nową lustrzankę. Drżącymi z ekscytacji rękami ustawiam ją na statywie. Dobieram parametry obrazu i sprawdzam jak wygląda światło w pokoju. Szybko przejeżdżam szczotka po włosach i nakładam na usta matową szminkę. Siadam na podłodze i kieruję obiektyw na swoją twarz, po czym włączam nagrywanie.
- Gdy jesteś mały ludzie często mówią ci: masz całe życie przed sobą. Wybierz rozsądnie, bo od tego zależy twoja przyszłość - mówię. - Wierzysz im?
Wyłączam kamerę, a potem nagrywam kolejne zdanie.
"Czasem to twój wybór. A czasem życie wybiera za ciebie."
Mam już początek i zakończenie teraz tylko wymyślić środek.
Siadam na kanapie zastanawiając się, gdzie jest Summer. Po chwili dochodzę do wniosku, że cisza w mieszkaniu jest niemalże niezdrowa, więc włączam moją playlistę.
Kiedy cały pokój wypełniają słowa najnowszej piosenki Shawna Mendesa i Camili Cabello, czuję się beznadziejnie.
Idę utartą ścieżką mainstreamu. A nikt nie zostaje wielkim filmowcem idąc utartymi ścieżkami.
Gdybym wygrała konkurs, mogłabym zamieszkać w tym budynku, ponieważ uczelnia na, którą się wybieram to New York Film Academy.
Powinnam spędzać to lato z moimi przyjaciółmi, tworząc ostatnie beztroskie wspomnienia.
Prycham pod nosem na tą myśl.
Jakbym miała przyjaciół.
Sięgam po paczkę czipsów, którą kupiłam w sklepie po drugiej stronie ulicy, jeszcze zanim zameldowałam się w mieszkaniu. Włączam Orange Is The New Black i udaję sama przed sobą, że nie marnuję czasu.
Mogłabym wrócić do Mason.
Mogłabyś.
Wiem.
A mimo to potrzebujesz potwierdzenia.
Nie chcę w to wierzyć, więc szybko zabieram paczkę czipsów, wyłączam telewizor i chcę iść do Mason, ale słyszę pukanie do drzwi.
- Kto tam? - wrzeszczę.
- To ja - mówi Mason. - Otworzysz?
Niczym zawodowa sprinterka biegnę przez mieszkanie, a gdy widzę Mason od razu się uśmiecham. Gdyby ona wiedziała jak na mnie działa.
- Co oglądasz? - ciekawi się, zaglądając mi przez ramię.
- OITNB - odpowiadam.
- Fajnie - bierze ode mnie czipsy i z plaśnięciem siada na sofie.
- Nie uważasz, że to... - zaczynam. - Nie wiem... nieproduktywne?
- Geniusze nie potrzebują dbać o produktywność - rumienię się. - Jesteśmy produktywne w samym swoim istnieniu.
Tak więc kończymy na kanapie. Oglądając serial. O lesbijkach. Mały Netflix and Chill by mi nie przeszkadzał.
Co jakiś czas zerkam na nią ukradkiem, ale zdaje się być zbyt pochłonięta serialem by to dostrzec.
- Skąd jesteś? - pyta gdy odcinek się kończy.
- Z Portland - odpowiadam.
- Słyszałam, że tam jest ładnie. W sensie pod miastem - mówi.
- Niczego sobie - stwierdzam, nie do końca wiedząc do czego zmierza ta rozmowa. - A ty?
- Z Chicago.
Przez chwilę milczymy, a ja, żeby podtrzymać rozmowę, rzucam:
- Fajna koszulka.
- Dzięki, twoja bluza też jest spoko - rumienię się.
Znowu cisza.
- No to, gdzie będziesz studiować po wakacjach? - ciekawię się.
- UCLA - mruczy Mason.
- No to świetnie - wybucham entuzjazmem.
- A ty? - czuję, że z jakiegoś powodu Mason nie chce rozmawiać o swoich studiach. Chociaż to automatycznie wzbudza moją ciekawość, nie drążę.
- Tutaj, w NYFA - tak samo jak ona odpowiadam skrótem. - A jakie miałaś plany na wakacje, zanim dowiedziałaś się o konkursie?
- Chciałam pojechać z przyjaciółkami na objazdówkę po okolicach Wielkich Jezior. Wiesz tak, żeby zobaczyć Toronto i kawałek Kanady - patrzy mi w oczy.
Uśmiecham się do wizji Mason, prowadzącej Jeepa Wranglera razem z trzema przyjaciółkami zdzierającymi sobie gardło przy piosence Drake'a. Zaraz potem uśmiecham się jeszcze raz myśląc o tym jak bardzo cliché jest ta wizja.
- Co jest? - pyta Mason. Czyżby zauważyła banana na mojej twarzy? Nagle zdaję sobie sprawę z tego, że jest wyjątkowo blisko. Tak blisko, że czuję jej oddech. I perfumy.
- Nic - pochylam się w jej stronę. - Chętnie pojechałabym na taką wycieczkę z tobą.
Po chwili czuję jej usta spotykają moje i czuję ciepło rozlewające się po moim ciele. Mason przyciąga mnie do siebie i delikatnie rozchyla moje wargi. Pewnie robiła to wiele razy.
Nie mogę. Po prostu nie potrafię.
Odpycham ją i wybiegam z mieszkania zastanawiając się czy widzi łzy spływające mi po twarzy.
Summer
To twój pieprzony wybór.
Biegnę przez stację metra próbując zdążyć na pociąg, który zawiezie mnie do portu. Jeśli nie zdążę - przepadnie mi ostatni dzisiaj statek na Statuę Wolności.
Z trudem łapię oddech, ale nie zatrzymuję się, żeby odpocząć. Rozpycham się między przechodniami. Nie ma to jak pomylić peron na największej stacji metra jaką się w życiu widziało.
Widzę mój cel i przyspieszam, bo słyszę nadjeżdżający pociąg. Skręcam i widzę jak się zamyka. Niemal przeskakuję nad innymi ludźmi i wkładam ręce pomiędzy drzwi, ale nie mam wystarczająco dużo siły by je rozepchnąć. W ostatniej chwili odskakuję, żeby mi ich nie przycięło.
To koniec. Przepadło.
Jednak pociąg nie odjeżdża. Drzwi przede mną się otwierają, a czyjeś dłonie wciągają mnie do środka.
- Dzięki - uśmiecham się na widok twarzy Eliotta. Włączył otwieranie drzwi od wewnątrz.
- Spoko - odpowiada i milczy. Widzę, że ma w uszach słuchawki i jestem bardzo ciekawa czego słucha.Mogę go zapytać. To byłoby normalne. Ale jako, że nie jestem normalna, robię coś dziwnego.
Wyciągam mu AirPodsa z ucha i przykładam do swojego.
She knows what I think about
And what I think about
One love, two mouths
One love, one house
No shirt, no blouse
Just us, you find out
- The Neighbourhood - nie widzę swojego odbicia, ale na pewno błyszczą mi się oczy.
- Uwielbiam ich - przyznaje, nerwowo pocierając kark.
- Ale śpiewałeś It's Not Living The 1975 - stwierdzam.
- Bo to moja aktualnie ulubiona piosenka. A co? Nie lubisz The 1975? - pyta. Stąpam po cienkim lodzie.
- Nie tak bardzo jak The Neighbourhood - odpowiadam.
- Czego jeszcze słuchasz? - dopytuje.
- Wallows, Tame'a Impali, Conana Gray'a, girl in red - wymieniam. - I po prostu rzeczy, które wpadną i w ucho.
- Szanuję - kiwa głową. Dziwi mnie to, że nie prosi mnie o to by oddała mu słuchawkę.
- Dokąd jedziesz? - pytam.
- Zobaczyć Statuę Wolności.
- To zmierzamy w tym samym kierunku.
Przez chwilę nie odzywamy się ani słowem, słuchając naszego ulubionego zespołu.
Wysiadamy z metra, a on nadal nie chce swojej słuchawki.
- Właściwie dlaczego chcesz ją zobaczyć? - ciekawi się Eliott.
- Nie będziesz się śmiał? - pytam. Kręci przecząco głową. - Na turystycznej trasie wokół Statui moje... mamy zrozumiały, że chcą spędzić ze sobą resztę życia.
- Ooo - Eliott otwiera usta zdziwiony, ale zaraz je zamyka. - Opowiesz mi coś więcej.
Kiwam głową. Boże, jakie to dziwne.
- Moja biologiczna mama - Cathy, zaszła ze mną w ciążę, gdy pracowała w Entertainment Weekly - jej przyszły chłopak zaczął pracę tego samego dnia i stwierdzili, że muszą połączyć siły by przetrwać. Kiedy ten facet - chyba miał na imię Steve - dowiedział się o mnie, stwierdził, że to dla niego po prostu za dużo. Mama nie złamała się jednak i szybko dostała nową pracę w Kirkus Reviews i tam poznała Amelie. Zostały współlokatorkami i tak jakby... się w sobie zakochały. Nie mogły się jeszcze pobrać, ale zdecydowały się założyć rodzinę. Zresztą - Cathy była w ósmym miesiącu ciąży, ze mną i jak się okazało - moją siostrą Autumn. Potem Amelie urodziła moją młodszą o pięć lat siostrzyczkę - Spring. No więc... tak jakoś wyszło.
- Czekaj, wszystkie trzy macie imiona od pór roku? - dziwi się Eliott. - Słodko.
- Dom pełen pięciu kobiet jest czasem polem bitwy, uwierz mi - dodaję. - Ale mam kochających rodziców, więc to bez znaczenia jakiej są płci.
- Tak - przytakuje niemrawo Eliott. Nagle widzę jak zachodzi w nim jakaś zmiana. Po chwili na w jego oczach pojawia się błysk, a on wściekły mówi:
- Posłuchaj, nie jesteśmy żadnymi cholernymi przyjaciółmi, jesteśmy tylko dwójką uczestników konkursu, którzy lubią te same zespoły. Więc możesz mi oddać słuchawkę i zapomnieć, że w ogóle rozmawialiśmy?
- Boże, co ja ci zrobiłam? Proszę, weź ją sobie - odpowiadam poirytowana i odchodzę.
Przyspieszam by wejść na prom przed nim. Kiedy on na niego wchodzi, zajmuję miejsce jak najdalej od niego i z całej siły staram się powstrzymać gniew. Nie jesteśmy przyjaciółmi. Tylko słuchamy tych samych zespołów.
Wsadź sobie swoje zespoły.
Jest tylko jedna rzecz, która może mnie odprężyć.
Wyciągam aparat i nagrywam ludzi na promie, a potem panoramę Nowego Jorku. Schylam się, żeby obejrzeć klip, a gdy podnoszę aparat w celu poprawienia ujęcia, widzę w obiektywie twarz Eliotta.
- Przepraszam - mówi.
- Powinieneś - odpowiadam obrażona.
- Proszę, nie gniewaj się - patrzy na mnie skruszony. - Po prostu... ci zazdroszczę.
- Jeśli dwie całujące się czterdziestoletnie kobiety cię podniecają, to nie dość, że jesteś dupkiem to jeszcze seksistą - zbywam go.
- Co? - dziwi się. - Nie. Nie podniecają mnie... dwie całujące się kobiety.
- Każdego heteroseksualnego faceta to podnieca.
- Skąd to przypuszczenie, że jestem hetero? - pyta.
- A nie jesteś?
- Jestem - widzę, że robi się czerwony. - Ale do czego zmierzam... powiedziałaś, że lepiej mieć dwie kochające matki niż normalnych rodziców, którzy cię nienawidzą.
- Tak powiedziałam - przytakuję.
- I ja jestem w tej drugiej grupie - oznajmia. - Mój ojciec sześć lat temu stracił pracę i popadł w alkoholizm, a matka zostawiła nas gdy zacząłem naukę w liceum. Zacząłem zarabiać na siebie, nagrywając filmy na YouTubie. Po szkole siedziałem u znajomych, w Starbucksie, parku - gdziekolwiek byle nie w domu. Próbowałem mu pomóc, ale moment, w którym było to możliwe minął dawno temu. Dlatego... staram się. Straciłem tylko dziesięć punktów w łącznym rozliczeniu SAT, dostałem się na Columbię, ale mam wrażenie, że nie mogę go tak zostawić. Codziennie gdy patrzę na niego, myślę, że stoczył się tak przeze mnie. Bo nie mogłem mu pomóc.
- Wcale, że nie - mówię i głaszczę go po policzku. - To nie twoja wina.
- Skoro nie mogę mu pomóc, jedyne co mi pozostaje to nie powtarzać jego błędów - stwierdza.
Wsuwam jego dłoń w moją i myślę o jego słowach. W jego oczach wciąż widać ból.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro