Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Trzy godziny z Emiko i Koyą skutecznie wpędziły Cię w zmęczenie gorsze aniżeli po treningu z Wszechmocny. Mimo, że mieli szesnaście lat, zachowywali się jak dzieci. Co chwilę wdawali się w sprzeczki, a Ty musiałaś ich rozdzielać i łapać, albowiem chodzili w dwie różne strony. 

-(Imię), moglibyśmy pójść do sklepu? Mam ochotę na coś czekoladowego - powiedział, a Ty kiwnęłaś głową na znak zgody. Myślałaś, że w przestrzeni publicznej będą zachowywali się nieco dojrzalej. Jakże się jednak pomyliłaś!

-Ej, ja chcę iść koło (Imię)! - Krzyknęła, wpychając się pomiędzy Ciebie i brata. 

-Nie wpychaj się - warknął Koya, na co Emiko pokazała mu język. Musiałaś powstrzymać ich, zanim na dobre zaczną się kłócić. 

-Spokój - mruknęłaś. O dziwo, posłuchali się. 

Kiedy weszliście do sklepu, poszliście w dwie różne strony. Rodzeństwo szukało lodów, a Ty zdecydowałaś się kupić gumę. Nie było kolejki, więc zdecydowałaś się pójść po Twoich aktualnych podopiecznych. Myślałaś, że choć raz powstrzymają się od robienia zamieszania. 

-Przeproś ją - Krzyczał Koya do dwa razy większego i umięśnionego mężczyzny. 

-Bo co? - Uśmiechnął się prowokująco. Fioletowowłosy nie odpowiedział. Stała za nim jego siostra, która wyglądała zza jego barku. Nie była uśmiechnięta. Szybko do nich podeszłaś. Kiedy Cię zauważyła, przytuliła się do Ciebie. Odsunęłaś ją od siebie stanowczo, cały czas jednak trzymając swoją dłoń na jej ramieniu. 

-Co się tutaj dzieje?

-Kompletnie nic - powiedział nieznany Ci mężczyzna. 

-Zaczął obmacywać Emiko! - Warknął Koya. 

-Masz na to jakieś dowody, młody? - Ponownie go zagiął. Chłopak nie odpowiedział, tylko zacisnął zęby - No właśnie. Żegnam. Wyminął Was, szturchając Koye w ramię. Poczekałaś, aż trochę odejdzie. 

-To prawda? - Spytałaś, a dziewczyna pokiwała głową. Miała łzy w oczach - Kupcie sobie coś i poczekajcie na zewnątrz. Zaraz wrócę. 

***

Byliście w bocznej uliczce, Ty i mężczyzna. Okazał się mocny tylko w gębie, więc szybko się nim zajęłaś i trzymałaś za gardło. Z nosa lała mu się krew, a przednie zęby nie wyglądały tak prosto. 

-Pytam się jeszcze raz, dotknąłeś ją? 

-T-tylko raz - wykrztusił. Zacisnęłaś pięść i przygotowałaś się do zamachu - Proszę nie! Tak, dotknąłem ją! Przepraszam! Myślałem, że jest sama! 

-Czyli jakby była sama, też byś ją dotknął? - Spytałaś spokojnie. Byłaś taka tylko na zewnątrz. Faktycznie, Twoim słabym punktem była ochrona młodszych. Emiko, pomimo wielu wad, nie zasłużyła sobie na znoszenie dotyku takiej gadziny - To moje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. 

Puściłaś go i wyszłaś zza uliczki. Kupiłaś gumę i od razu po wyjściu włożyłaś ręce w kieszenie. Nie chciałaś, aby zobaczyli Twoje czerwone i poobcierane knykcie. Zaczęliby zadawać niepotrzebne pytania, a mężczyzna ze sklepu skutecznie popsuł Ci humor. 

-Gdzie byłaś? - Spytał, tak czy inaczej, Koya. 

-Poszłam porozmawiać z tym gościem. Serdecznie przeprasza - mruknęłaś. 

-No i bardzo dobrze - powiedział chłopak. Mogli się kłócić ile wlezie, ale to jednak siostra. 

-Chcecie gdzieś teraz iść?

-Jest w okolicy jakiś plac zabaw? - Spytała Emiko. 

-Zdaje się, że jest coś takiego. 

***

Siedzieliście tam już dobrą godzinę. Dwoje szesnastolatków odstraszyło wszystkie okoliczne dzieciaki, więc mogłaś spokojnie siedzieć na ławce i patrzeć co robią. Czułaś się jak matka, pilnująca swoich, bardzo specyficznych, dzieci. 

Wtem, dostałaś esemesa. 

All Might: Udało mi się wcześniej skończyć, gdzie jesteście?

Ty: Plac zabaw.

Nie odpisał więcej, więc ponownie rozłożyłaś się wygodnie na ławce. Oparłaś głowę o drewno i zwróciłaś twarz ku słońcu. Przyjemne ciepło sprawiło, że czułaś się niezwykle zrelaksowana. To jeden z tych momentów, który mógłby trwać wiecznie. 

Usłyszałaś, jak ktoś się od Ciebie dosiada. Uchyliłaś powieki i zauważyłaś Wszechmocnego, który z uśmiechem obserwował rodzeństwo. 

-Jak dzisiaj było? - Spytał po chwili. 

-Bez większych problemów. 

-Wiesz, jestem ci naprawdę bardzo wdzięczny, że miałaś na nich oko. To bardzo niebezpieczne czasy - powiedział, spoglądając na Ciebie kątem oka. 

-Sama się na to zgodziłam, dlatego nie powinnam teraz narzekać - z powrotem zamknęłaś oczy - Nie są źli, choć dziewczyna jest trochę bardziej irytująca niż chłopak. 

All Might zaśmiał się głośno, również opierając plecami o ławkę. Założył nogę na nogę. 

-Też ją do ciebie ciągnie? - Kiwnęłaś głową - Nie miej jej tego za złe. To przez jej dar.

-Jaki dar?

-Emiko ma ciekawą umiejętność, która objawia się tylko przy pierwszym dotyku. To dlatego za pierwszym razem tak się do ciebie przytuliła. Potrafi odgadnąć, czy ktoś jest dobrym człowiekiem. 

-I... Że niby ja...?

-Na to wygląda - uchyliłaś powieki. Takiego komplementu jeszcze o sobie nie usłyszałaś - No i ciągnie ją do dobrych ludzi.

-Rozumiem. 

-Dobra, czas zając się młodymi. Idziecie na lody?! - Krzyknął do rodzeństwa. Szybko podbiegli i przystali na pyszny pomysł - (Imię)?

-Starczy mi na dzisiaj - powiedziałaś. 

-No nie! (Imię), chodź z nami. Nie chcę być sama z dwoma facetami! - Krzyknęła fioletowowłosa. 

-Raz w życiu zgodzę się ze swoją głupią siostrą, chodź z nami - dodał chłopak. 

Spojrzałaś się bezsilnie na All Might'a. Wzdrygnął zadowolony ramionami. Westchnęłaś, ale poszłaś razem z nimi. 

Podczas włóczenia się po parku i wcinania słodkości Emiko przytoczyła historię ze sklepu, nieco wyolbrzymiając to, co dla nich zrobiłaś. 

-A potem przyszła i powiedziała, że ten mężczyzna mnie przeprasza! - Opowiedziała podekscytowana. 

-Rozumiem, to miło z twojej strony, (Imię)! - Krzyknął Wszechmocny - Emiko, Koya, moglibyście pójść przodem? Za chwilę was dogonimy. 

Zgodzili się i rzucili do przodu, w oddali widząc fontannę, z którą mogliby zrobić dużo ciekawych rzeczy. Rzuciłaś All Might'owi pytające spojrzenie. Blondyn poczekał, aż będą daleko, a następnie kucnął, by być na wysokości Twojej twarzy. 

-(Imię), zechciałabyś podać mi dłoń? - Spytał, a Ty zrozumiałaś, co kombinuje. 

-Nie. 

-Dlaczego? 

-No bo... Jest ciepło i będą mi się pocić ręce - wymyśliłaś na szybko, odwracając wzrok. 

-(Imię) - powiedział ostrzegawczo. Podałaś mu lewą, która była mniej obdrapana - Obie. 

Zrobiłaś to, o co prosił. Delikatnie przejechał kciukiem po Twoich knykciach i westchnął. 

-Co ja z tobą mam? Trzeba to czymś nasmarować. 

-Tak jest dobrze - mruknęłaś, chowając je do kieszeni spodni. Nie rozumiałaś jego zmartwienia. Samo się wygoi. Poza tym, dawanie łomotu temu mężczyźnie wynagrodził cały ból związany z uderzaniem w jego twardą szczękę. 

-Nie chciałbym jednak być na miejscu tego mężczyzny - zaśmiał się All Might. Uśmiechnęłaś się lekko - Idziemy do młodych?

Kiedy tylko się do nich zbliżyliście wiadome było, że musicie wracać. Zaczęli bowiem wpychać się do fontanny i w związku z tym, byli cali przemoczeni. 

Wszechmocny dał im krótką reprymendę, a Ty stałaś koło niego, z rękoma złożonymi na piersi. 

Z daleka wyglądaliście jak rodzina. Ojciec, karcący lekkomyślne zachowanie dzieci i mama, która tym razem nie ma zamiaru ratować im skóry. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro