Rozdział 4
Po niecałej minucie odważyłaś spojrzeć się w dół. Miałaś perfekcyjny widok na wszystkie budynki wokół. Niedaleko zauważyłaś również las i od razu określiłaś je jako dobre miejsce do treningu i kontemplowania.
-Echem - usłyszałaś chrząknięcie All Might'a, który przypomniał Ci o swojej osobie - Już niedaleko!
Obróciłaś twarz w jego stronę. Dzieliło Was kilkanaście centymetrów, a mężczyzna był całkowicie odsłonięty.
Z łatwością poderżnęłabyś mu gardło.
Gdyby takie były rozkazy.
Wylądowaliście na dachu obok okupowanej galerii. Naokoło było wielu bohaterów i policja. Krzyczeli do nich z megafonu. Na pewno wyjdą, pomyślałaś.
Budynek był dosyć dużo. All Might wystukał coś na telefonie i chwilę wpatrywał się w ekran. Sprawdziłaś stan katany. Była w idealnym stanie, dbałaś o nią jak o nic innego. Była dla Ciebie ważna.
-W budynku jest siedemnastu i grupa zakładników. Trzymani są w damskiej łazience na pierwszym piętrze. Dasz radę wyprowadzić ich po cichu?
-Postaram się - powiedziałaś skupiona. To Twoja pierwsza, oficjalna akcja z Wszechmocnym. Nie mogłaś jej zawalić - Mogę teleportować się na maksymalnie pięćset metrów bez efektów ubocznych.
-Świetnie, w takim razie możesz sprowadzić ich do policjantów, kiedy ja będę zajmował się złoczyńcami - All Might ponowie spojrzał się na telefon, a następnie na budynek. I tak kilka razy - Okna przed nami to okna do łazienki. Przynosisz mi szczęście!
-Zaczynamy? - Spytałaś, ignorując wcześniejszy komplement. Pokiwał twierdząco, a Ty zniknęłaś w niebieskim błysku. Znalazłaś się w ciemnej łazience. Niektórzy kulili się ze strachu pod ścianą, a reszta starała się znaleźć wyjście z sytuacji. Aktualnie, wszystkie oczy wylądowały na Tobie.
Twój dar miał jeszcze jedną, całkiem przydatną umiejętność. Kiedy się teleportowałaś, znikałaś w niebieskim błysku. Mało kto wiedział, że ów światło potrafiłaś utrzymać, jednocześnie świecąc. Tak też zrobiłaś tym razem.
Przyłożyłaś palec do ust i spróbowałaś otworzyć okno na oścież, by inni bohaterowie mogli się dołączyć. Ani drgnęło. Ach, te zabezpieczenia.
Chwyciłaś pierwsze lepsze dwie osoby i zniknęłaś, by pojawić się na ulicy, koło policjantów.
-Zaraz będzie ich więcej - powiedziałaś do jednego z mundurowych. Zakładników szybko oddalono od miejsca zbrodni i zabrano w bezpieczne miejsce.
Teleportowałaś się znowu i kolejne dwie osoby były bezpieczne. Wystarczyło pięć takich kursów, by większość została bezpiecznie przetransportowana. Został jeszcze jeden mężczyzna. Kiedy po niego wróciłaś, czekał na Ciebie przy umywalkach. Nim do niego podeszłaś, zza drzwi usłyszałaś głos.
-Pójdę po zakładników! Wtedy uciekniemy! - Krzyczał ktoś. Czyli Wszechmocny wkroczył do akcji.
Otworzył drzwi, jednak zamiast płaczących ze strachu ludzi, spotkał tylko Waszą dwójkę. Pierwsze zaskoczenie zastąpiła złość.
-Ty bohaterski psie! - Krzyknął, celując w Ciebie bronią palną - Zdychaj!
Zniknęłaś, nim zdążył pociągnąć za spust. Pojawiłaś się za nim i chwyciłaś za głowę, z zamiarem skręcenia karku. Chwila... Nie miałaś zabijać.
W czasie, kiedy Ty się zawahałaś, włamywacz pociągnął za spust, trafiając ostatniego zakładnika. Czas nagle zwolnił. Patrzyłaś, jak chwyta się za klatkę piersiową. Jego oddech przyśpieszył. Oparł się plecami o ścianę, na której się osunął, zostawiając za sobą rozmytą krew.
Chwyciłaś włamywacza za szyję i uderzyłaś jego głową o ścianę. Padł nieprzytomny na ziemię, zostawiając na niej małe wgniecenie. Przeskoczyłaś go i biegiem ruszyłaś w stronę ledwo żyjącego mężczyzny. Podwinęłaś mu koszulkę. Dwie kule trafiły w okolice płuc, jedna w szyję.
Z jego ust pociekła krew. Patrzyłaś przez chwilę, jak jego oczy zachodzą mgłą, a sam wydaje ostatni oddech.
Ten człowiek nie zasłużył sobie na śmierć. Do tej pory widziałaś śmierć odpadów społeczeństwa, osób, które nie miały szans podnieść się z dołu.
Czułaś się dziwnie. Znałaś to uczucie, doświadczyłaś go do tej pory tylko raz. Zaraz po Twoim pierwszym zabójstwie. Miałaś wtedy ochotę uciec gdzieś daleko, z dala od innych.
Mimo, że nie miałaś wielu morderstw na koncie, nigdy żaden człowiek nie umarł Ci na rękach. Zazwyczaj załatwiałaś sprawę szybko tak, aby nic nie poczuł. Osoby, które z Tobą były, sprzątały, a Ty wracałaś do siebie.
Twoje rozmyślania przerwał huk. Chwyciłaś za zwłoki i szumowinę, a następnie teleportowałaś się ponownie do policjantów. Na Twojej twarzy nie było widać większych emocji, ale w sercu czułaś się źle.
Jeden z policjantów powiedział, że będziesz musiała zdać raport. Nie słuchałaś go, tylko odwróciłaś w kierunku galerii. Chciałaś sprawdzić, jak radzi sobie All Might, w końcu, miałaś mu pomagać, dlatego ponownie zniknęłaś, pojawiając się w znajomej łazience.
Wyszłaś z niej i zauważyłaś parunastu związanych ludzi w kominiarkach. Pokręciłaś głową widząc, jak Wszechmocny otrzepuje sobie dłonie. Dla niego to pewnie jedna z łatwiejszych akcji.
Podeszłaś do niego, nie patrząc na złoczyńców.
-Oo, (Imię)! - Krzyknął radośnie, a następnie spostrzegł krew na Twoich ubraniach - Jesteś cała?!
Pokiwałaś twierdząco głową, unikając jego spojrzenia. Czułaś się, jakbyś go zawiodła. Bądź co bądź, doceniałaś to, że pozwolił Ci wykonać tak trudną misję.
-(Imię), co się stało? - Spytał, klękając przed Tobą na jedno kolano. Czułaś się jak dziecko, które musi przyznać, że ukradło kredkę. Niestety, nie było to takie proste.
-Jeden z nich - kiwnęłaś głową w stronę związanych - Zabił zakładnika.
Bałaś się spojrzeć mu w oczy. Słyszałaś, się przesuwa. Wiedziałaś, że spieprzyłaś i należała Ci się kara. Nakrzyczy na Ciebie? Czy może jednak dostaniesz baty?
Przygryzłaś wargę i zacisnęłaś zęby, kiedy objął Cię ramionami i przysunął bliżej Ciebie. Oparł głowę na Twoim ramieniu i delikatnie poklepał po plecach. All Might czuł, jak spięta byłaś. Musiało być to dla Ciebie trudne.
-Rozumiem - wyszeptał, a Ty uchyliłaś powieki. On Cię... tulił? - Nie zawsze da się wszystkich uratować. Mi też było trudno za pierwszym razem.
Nie wiedziałaś, co powiedzieć. Jego oddech delikatnie drażnił Twoje ucho, a każda sekunda spędzona tak blisko jego ciała, niszczyła w Tobie to okropne uczucie i zastępowała nowym.
Nadzieja.
Odsunął się od Ciebie po dłuższej chwili. Zerknęłaś kątem oka na jego twarz. Malował się na niej pocieszny uśmiech. Odetchnęłaś głęboko, na nowo zbierając w sobie siły do dalszej akcji.
-Już w porządku? - Spytał, a Ty skinęłaś głową - Wybacz, że tak od razu, ale musimy przenieść tych gagatków do policjantów.
Bez słowa zaczęłaś teleportować po dwie sztuki do policjantów. Kiedy skończyliście, Ciebie i Wszechmocnego o mało co nie dopadły media. Mundurowi na szczęście ich powstrzymali. Z tego co słyszałaś, niektóre pytania dotyczyły Ciebie. Jedno z nich brzmiało "jakie bohaterskie imię pani nosi?". Nie miałaś czegoś takiego. Będziesz musiała nad tym pomyśleć.
Następnie razem z Wszechmocnym zdaliście ogólne raporty. Musiałaś legitymować się ze swojej odznaki bohaterskiej, ale All Might osobiście za Ciebie poręczył, więc policjant nawet dokładnie się jej nie przyjrzał.
Po pół godzinie oddaliliście się w jedną z bocznych uliczek. Szłaś za Wszechmocnym głęboko rozmyślając. Twarz martwego mężczyzny co chwilę pojawiała się w Twoich myślach, a w głowie tworzyły inne scenariusze, jak mogłaś uratować mu życie.
-Nie myśl o tym.
-Huh? - uniosłaś głowę. Wszechmocny patrzył się przed siebie, idąc spokojnie.
-Wiem, że jest ciężko, ale postaraj skupić się na czymś innym. Na przykład, mamy dziś bardzo ładną pogodę, nieprawdaż? - Skierowałaś oczy ku niebu. Przez gałęzie widać było słońce, grzejące w pełni. Pozwoliłaś sobie zdjąć chustę z twarzy.
Nagle, blondyn zatrzymał się i zaczął kaszleć. Oparł się jedną ręką o płot obok, a drugą zasłonił usta. Kiedy przez dłuższą chwilę nie przestawał, podeszłaś do niego. Otworzyłaś szerzej oczy, widząc krew spływającą mu po ramieniu.
Rozglądnęłaś się w poszukiwaniu pomocy, ale w pobliżu nikogo nie było.
-All Might? Jak mam ci po pomóc? - Spytałaś. Nie odpowiedział, dlatego na początku podałaś mu paczkę chusteczek. Skąd je miałaś? Przezorny zawsze ubezpieczony, od czegoś masz kieszenie w spodniach, a chusteczki są na tyle miękkie, że nie przeszkadzają Ci w poruszaniu.
Po chwili, uspokoił się i stanął o własnych nogach, nadal jednak pokasłując.
-T-to nic - powiedział szybko, a następnie ponownie zatracił się w krztuszeniu. Poklepałaś go po plecach. Wokół nie widziałaś żadnego sklepu, w którym mogłabyś kupić wodę, aby opłukał sobie gardło. W Twoim pokoju leżała jedna butelka.
Chwyciłaś go za ramię i zaczęłaś się świecić. Zbierałaś energię potrzebną do teleportacji. Niebieski błyski zaczęły wybuchać wokół Was i, nim All Might zareagował, zniknęliście.
Pojawiliście się w Twoim pokoju. Od razu usiadłaś na łóżku. Świat wokół Ciebie wirował i potrzebowałaś dłuższej chwili, by się ogarnąć. Wszechmocny, w międzyczasie, dorwał się do Twojej butelki.
Spędziliście tak kilka minut uspokajając się. Dłuższe teleportacje zawsze się tak kończyły. Twój rekord to cztery i pół kilometra. Zaraz po tym natychmiast zemdlałaś i nie budziłaś się przez następne dwa dni.
-(Imię), jak się czujesz? - Spytał.
-Dobrze, pan?
-Dobrze. Nie zwracaj się do mnie "pan", proszę - przypomniał Ci.
-Zapomniałam, przepraszam - mruknęłaś. Wstrząsy w Twojej głowie trochę ustały, a Ty sama zdołałaś wstać i chwycić butelkę, wcześniej trzymaną przez blondyna. Nie zważając na to, że wcześniej z niej pił, wyżłopałaś ją do końca, a następnie usiadłaś na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Wszechmocny postąpił tak samo i dosiadł się do Ciebie. Wasze ramiona się stykały - Chcesz pójść do szpitala?
-Nie, to nic takiego - odparł. Nie ciągnęłaś wątku - (Imię), naprawdę świetnie sobie dzisiaj poradziłaś. Muszę przyznać, że jak na pierwszy raz, zrobiłaś niesamowite wrażenie nie tylko na mnie, ale i mediach. Poza tym... (Imię), słuchasz mnie?
Nie odpowiedziałaś od razu.
-Tak. Jestem trochę zmęczona - skłamałaś.
-Rozumiem, w takim razie, zostawię cię już. Resztę dnia masz wolną - powiedział, wstał i wyszedł, kiwając Ci na pożegnanie.
Kiedy tylko drzwi się zamknęły, poszłaś umyć się i przebrać. Twarz umierającego mężczyzny prześladowała Cię dopóki nie położyłaś się do łóżka. Sen przyniósł ukojenie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ja nie wiem kiedy ostatnio wstawiłam 2 rozdziały jednego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro