Rozdział 1
O godzinie ósmej zeszłaś przed budynek, gdzie czekała na Ciebie taksówka. Przed odjazdem okazało się, że nie pojedziesz sama. Był z Tobą Jhin – mężczyzna po trzydziestce. Nie miałaś pojęcia kim był. Wiedziałaś tylko, że Juimei mu ufała. Inaczej nie wyjeżdżałabyś pod jego opieką.
Podczas całej drogi żadne z Was ani razu się nie odezwało. Zauważyłaś pod jego rękawem ledwo zauważalne wybrzuszenie. Miał przy sobie broń, więc wolałaś z nim nie zadzierać.
Błogą ciszę przeplataną odgłosem silnika i radia, przerwał dzwonek telefonu Jhina. Odebrał go, a Ty, chcąc nie chcąc, słyszałaś, o czym mówią.
-All Might się spóźni? – Spytał – Będziemy za jakieś piętnaście minut. Gdzie jest?
Jhin przyłożył dłoń do ust. W jego oczach coś błysło. Widziałaś, że lekko się uśmiechnął.
-Nie, nie ma potrzeby. Pojedziemy wspomóc Wszechmocnego. Będzie to dobry pokaz, jak silna jest nasza agencja. Tak, do zobaczenia – szybko się rozłączył i szturchnął kierowcę – Zmiana planów, niech pan jedzie...
Zmarszczyłaś brwi, kiedy wypowiedział adres. Z jego słów mogłaś wywnioskować tylko jedno – za chwilę oficjalnie i legalnie będziesz mogła ratować ludzi. Oj, długo na to czekałaś. W końcu, do tego szkolili Cię całe życie.
-Przebierz się – nakazał Jhin, rzucając w Ciebie Twoim strojem. Nie było to nic specjalnego. Bluzka włożona w czarne, luźne spodnie do kolan i całkiem stylowy pasek z miejscem na katanę. Nie miałaś wielkich wymagań. Wystarczyły Ci ubrania, które nie ograniczały Twojej swobody ruchów.
Po parunastu minutach jazdy, dojechaliście do centrum. Dalej samochód nie mógł przejechać.
-Posłuchaj, idziesz tam i pomagasz Wszechmocnemu, jednocześnie rozsławiając naszą agencję, tak? – spytał nerwowo. Pokiwałaś twierdząco głową – Jeszcze jedno.
Podał Ci katanę w ładnej, matowej pochwie. Chwyciłaś ją i szybko wysiadłaś z samochodu, teleportując się kawałek za policjantów, którzy usilnie próbowali zatrzymać gapiów z dala od akcji.
Czułaś się dziwnie. Dawno zapomniałaś już, jak to jest czuć podekscytowanie. Serce mocno biło w Twojej piersi, a oczy sprawnie analizowały teren. Po krótkim truchcie dostrzegłaś źródło problemu. Wielka... Ośmiornica swoimi mackami niszczyła wszystko na swojej drodze. Widziałaś paru bohaterów, których nie znałaś. Cały czas unikali ataków i skupiali się na ratunku.
Zgrabnie przemykałaś pomiędzy rannymi, aż w końcu znalazłaś się parę metrów od potwora. Zagotowało się w Tobie. Jak to stworzenie śmie kogokolwiek ranić? W jednej chwili przypomniały Ci się wszystkie opowieści, do czego zdolni byli złoczyńcy. Doktor Juimei miała rację. Nie można mieć dla nich litości.
Uskoczyłaś, nim fioletowa macka zdążyła Cię dotknąć.
-A ty kim jesteś?! – Usłyszałaś z boku. Jakaś kobieta trzymała się za krwawiącą głowę, jednocześnie podtrzymując jej nieświadomego partnera- Z resztą nieważne, uciekaj stąd!
Ty? Uciekać? Śmiechu warte.
-Uciekaj! – Krzyknęła, a zaraz potem skuliła się, przygotowana na zgniecenie z asfaltem. Zamiast tego, poczuła na swojej ręce dotyk, a gdy otworzyła oczy, wszyscy staliście paręnaście metrów od zagrożenia – Ty...?
Nie odpowiedziałaś jej, z powrotem kierując się na pole walki. Większość osób była już ewakuowana, dlatego nadszedł czas, abyś pokazała co umiesz.
Teleportowałaś się wysoko w górę, nad stworzenie. Wyciągnęłaś broń i czekałaś, aż spadniesz i wbijesz jej ostrze w głowę. Adrenalina sprawiła, że pomimo wiatru, nadal miałaś otwarte oczy. To uczucie było... Doprawdy wspaniałe.
Będąc trzy metry od ośmiornicy, poczułaś za sobą podmuch powietrza. Zauważyłaś jej oczy wpatrzone wprost na Ciebie. Cholera, zauważyła Cię. Musiałaś wybierać. Zamiast oberwać i ją zabić, przecięłaś mackę, która miała za zadanie połamać Ci żebra.
Wylądowałaś na jej głowie i gdy już miałaś kończyć jej żywot, ktoś Cię zatrzymał.
-Stop! – Krzyknął ktoś. Ty i ośmiornica unieśliście oczy w górę i zobaczyliście wysokiego, napakowanego blondyna stojącego na dachu budynku – Wszystko w porządku! Dlaczego? Bo oto przybyłem!
- Kicz – powiedziałaś w jednym momencie z ośmiornicą. Ku waszemu zdziwieniu, ludzie zaczęli klaskać.
-Nie zabijaj go, młoda damo! – Mężczyzna zeskoczył z dachu i wylądował przed Wami, w kłębach kurzu.
-Kim ty jesteś? – Spytałaś. Jedynymi osobami, które mogły Ci w tym momencie rozkazywać to Jhin i All Might, ale jeszcze go nie poznałaś. Chwila... Symbol Pokoju w gazecie też miał takie dwie antenki. Czy to był – Najmocniej przepraszam.
Jak mogłaś tak do niego powiedzieć?! Cholera, gdyby Jhin to słyszał...
-Nie ma problemu – uśmiechnął się szerzej. Dopiero teraz przyjrzałaś mu się dokładniej. Był wysoki, dobrze zbudowany i nie mogłaś dostrzec jego oczu. Biła od niego charyzma i coś jeszcze, czego nie potrafiłaś nazwać.
-Nie ignorujcie mnie! – Wrzasnął fioletowy, szarżując na Symbol Pokoju. Musiałaś mu pomagać, ale jednocześnie nie zabijać złoczyńcy. Jak działać? W każdej chwili mogłaś go zabić, ale nie dostałaś na to pozwolenia.
-Panienko, proszę uciekać! – Krzyknął. Wykonałaś polecenie bez mrugnięcia okiem, teleportując się za pobliską uliczkę. Słyszałaś tylko krzyk, a następnie wszystko na ulicy poleciało w jedną stronę. To All Might zdmuchnął wszystko jednym uderzeniem, które wywołało wiatr.
Zszokowana jego siłą nie ruszyłaś się przez kolejne parę sekund. W stosunku do niego byłaś zaledwie pchłą i miałaś mu pomagać? Nigdy w życiu przez myśl nie przeszło Ci kwestionowanie rozkazu Juimei, ale teraz...
Gdy w końcu wyszłaś zza uliczki, zobaczyłaś resztki ośmiornicy na ulicach. Tuż przed nią stał śmiejący się All Might. Uspokajał wszystkich ciepłym uśmiechem i rozmawiał z dziennikarzami.
Wiedziałaś już, dlaczego nazywany był Symbolem Pokoju. Nie tylko pokonywał złoczyńców, ale dawał ludziom nadzieję. Nadzieję, którą sama poczułaś. Nie było to to samo, jak w przypadku doktorki. Do niej czułaś respekt i głębokie zaufanie w kwestiach treningu.
Schowałaś katanę do pochwy i minęłaś dziennikarzy z zamiarem powrotu do taksówki. Twoja pierwsza akcja, chyba nie poszło tak źle.
Poczułaś na swoim ramieniu dużą dłoń.
-Przepraszam, czy wszystko w porządku? – Spytał posiadacz męskiego głosu. Odwróciłaś się i uniosłaś głowę, by zobaczyć twarz osoby, która Cię zatrzymała. Czerwono- bialo- niebieski strój połyskiwał w słońcu, a czerwona peleryna powiała.
-Kicz – szepnęłaś – Tak, wszystko w porządku.
-To dobrze – odetchnął. Wydawało Ci się, jakby mówił to całkiem szczerze- Chciałem przeprosić za narażenie cię na niebezpieczeństwo w tej sytuacji. Niestety, chciałem załatwić to szybko i...
-To nic – przerwałaś mu, nie ujawniając jakichkolwiek emocji – Miło było poznać.
Powiedziałaś, odwróciłaś się i poszłaś, zostawiając za sobą nieco zdezorientowanego Wszechmocnego. Nigdy nie miał takiej sytuacji, w której to bohater, czy człowiek, tak po prostu by go zostawili. To raczej on musiał odchodzić. Nie był na to psychicznie przygotowany.
-Mnie też – wymamrotał. Długo jednak sam nie został, bowiem rzuciły się na niego dziennikarskie hieny. Nie mógł pozwolić sobie jednak na większe opóźnienie. To dziś miała przyjechać jego nowa podopieczna z wymiany. Chciał zrobić dobre wrażeniem, a był już spóźniony.
Miał nadzieję, że znajdzie z nią wspólny język i najbliższe trzy miesiące miną im dobrze.
***
-Jak poszło? – Spytał Jhin, czekając na Ciebie koło drzwi taksówki.
-Dobrze – powiedziałaś, omijając go i wsiadając do samochodu.
-Coś więcej? Był tam All Might?
-Był. Poznałam go.
-I?
-Wtrącił złoczyńcę za kratki – powiedziałaś mechanicznie. Postanowiłaś pominąć mały szczególik, że gdyby nie on, potwór już dawno wąchałby kwiatki od spodu z Twojej ręki. To Twój pierwszy dzień, nie chciałaś ich denerwować.
Jhin więcej Ci nie odpowiedział, tylko nakazał kierowcy jechać na wcześniej wyznaczoną drogę.
Reszta dnia minęła spokojnie. Przebrałaś się z powrotem, a gdy dotarliście do agencji, sekretarka pokazała Wam Wasze pokoje i powiedziała, że All Might odwiedzi Cię jutro, by omówić szczegóły współpracy, gdyż dzisiaj zdarzyło się parę incydentów, które nie pozwoliły mu się stawić. Nie czułaś się rozczarowana. Dzisiejszy pokaz jak silny jest, co w zupełności Ci wystarczało.
Czy wzbudził Twój szacunek? Tak, a przynajmniej jego zalążek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro