Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22 'Ice Heart'

*perspektywa Minho*

Śniłem a może to była jawa?
Nie wiedziałem.
Czułem tylko jak mój organizm się poddaje.
Czułem jak osuwam się w ciemność.
Chciałem walczyć, ale nie miałem już siły. Chciałem się zatrzymać, przestać spadać w tą ciemną otchłań.
Próbowałem się czegoś chwycić, ale życie uciekało mi z rąk.
Przelatywało przez palce.
Czułem, że koniec jest już blisko.
Powoli zacząłem godzić się z wolą Boga... Chciał żebym się poddał.
Moje oczy znowu powoli zaczęły się zamykać.
Tym razem dałem powiekom opaść.
 Nie miałem już o co walczyć... Zrezygnowałem ze wszystkiego.
Leciałem w dół, czułem chłód.
Śmierć była coraz bliżej, chłód był jej oddechem.
Leciałem w jej ramiona.
Już się nie bałem.
To była jedyna droga, jedyna możliwość.
Czułem jak powoli tracę oddech.
Życie ze mnie uchodziło.
Uśmiechnąłem się.
Nadchodził koniec mojej historii.
Już nigdy więcej ich nie zobaczę, ale będę o nich dbał.
Tam, po drugiej stronie, będzie lepiej.
Uda mi się ich ochronić.
Łzy zebrały się pod moimi powiekami.
Kocham was.
Nie potrafiłem już walczyć, ale wiedziałem, że oni będą walczyć.
Dadzą sobie radę beze mnie.
Wszystko się ułoży, będzie dobrze.
Ostatnie uderzenie serca.
Ostatni uśmiech.
Ostatnia łza.
Ostatni oddech.

Otworzyłem oczy.
Pierwsze co mnie uderzyło, to jasne światło, które zmusiło mnie do ponownego zamknięcia oczu.
Nie umarłem. Zacisnąłem dłoń.
Paznokcie wbite w skórę sprawiły mi ból.
Moje serce zadrżało ze szczęścia.
Byłem pewien, że nie żyję.
Chciałem się poruszyć, ale usłyszałem głos.
- Myślisz, że on z tego wyjdzie? - zdecydowanie był to męski głos.
Należał do osoby, która znajdowała się gdzieś za mną.
- Wierzę w niego. Uda mu się a później zemścimy się razem na tych, którzy zafundowali mu zejście do piekieł. - to mówiła dziewczyna. Jej głos był przepełniony stanowczością i zawzięciem.
Była bardzo zdeterminowa.
Czułem to.
Wierzyła we mnie... Tylko dlaczego?
Dlaczego pokładała we mnie nadzieję?
Wiedziałem. Była moją ukochaną siostrzyczką, zawsze we mnie wierzyła bardziej niż ja sam.
Potrafiła sprawić, że czułem jakbym unosił się nad ziemią.
Mogłem wszystko, kiedy mnie wspierała.
Danah.
Poczułem jak łzy kapią na poduszkę. Nie wytrzymałem.
Tak bardzo za nimi tęskniłem, do samego końca wierzyłem, że ich zobaczę i teraz miałem ku temu okazję.
Moja rodzina... Kilka kropli znowu spadło na poduszkę.
Płakałem ze szczęścia i z ogromnej ulgi.
Byłem bezpieczny.
Uratowany.
Ktokolwiek mi pomógł w tej najtrudniejszej chwili, byłem mu do zgonnie wdzięczny.
Ale teraz musiałem żyć tak jakby nic się nie stało.
Jakby to był zły sen, z którego właśnie się obudziłem.
Otarłem oczy i powoli podniosłem się z pozycji leżącej.
Chciałem ich zobaczyć.

*perspektywa WonHo*

Chciałem płakać.
Myślałem, że kiedy zasnę to trochę mi przejdzie i obudzę się w lepszym nastroju.
Tak się nie stało.
Obudziłem się czując do siebie wstręt.
Byłem czymś gorszym niż potworem.
Byłem... Nie wiem, czy po czymś takim, w ogóle zasługiwałem na prawo bytu.
Naprawdę.
Oparłem głowę o drzwi i zrezygnowany zjechałem po nich.
Podłoga była zimna.
Czułem, że coraz bardziej pogrążam się w nostalgii za Danah.
Rzuciłbym teraz wszystko by być obok niej... Nawet jeśli ona tego nie chce.
Nawet jeśli myśli, że poradzi sobie sama.
Zrobiłbym dla niej wszystko, ale teraz nie potrafiłem zmusić się do pójścia tam i spojrzenia jej w oczy.
Moje zdradziłyby wszystko.
Później patrzyłaby na mnie tak, jak sam patrzę na swoje odbicie w lustrze.
Ten nieprzyjemny ucisk w okolicy serca wcale nie zelżał.
Chciałem wierzyć, że kiedyś będę mógł spojrzeć w jej oczy bez żalu.
Bez nienawiści.
To chyba nie było możliwe.
Moje ciało zadrżało i nagle poczułem jak kręci mi się w głowie.
Zemdliło mnie.
Upadłem na podłogę.
Miałem mroczki przed oczyma.
No tak, znowu to samo.
Starałem opanować spazmatyczne drżenie ciała.
Jak bardzo tego nienawidzę, tak wiem, że nie ma dla mnie ratunku.
Chyba, że...
Zemdlałem.

- Sprawiasz wiele kłopotów, Hoseok. Kto by pomyślał, że zależy ci do tego stopnia.
Powstrzymałem się przed wynierzeniem ciosu w twarz Hanbinowi.
Chłopak doskonale się bawił.
Wielka szkoda, że moim kosztem.
- Nie sprawiam.
Hanbin spojrzał na mnie z ukosa i wrócił do picia herbaty.
Był spokojny.
Zawsze opanowany i odpowiedzialny.
Podziwiałem jego równowagę, ale były dni, kiedy nienawidziłem tego.
Taki nastąpił dzisiaj.
- Powiedz mi. Po co tutaj przyszedłeś? Nie mam towa...
- Nic z tych rzeczy. - odparłem.
Hanbin wstał i zaczął chodzić w kółko.
Brunet zawsze tak robił, kiedy myślał.
Podejrzewałem, że teraz zastanawia się nad ceną za rozmowę z nim.
Chłopak spojrzał na mnie wzrokiem nakazującym mi kontynuować.
Czułem się nieswojo, kiedy ktoś czegoś ode mnie wymagał.
Wolałem sam wywierać wpływy. To było zdecydowanie wygodniejsze.
- Chcę wiedzieć jak z tego wyjść. Nawet Jooheon tego nie wie, mówię prawdę. On też. - wytrzymałem spojrzenie Hanbin'a. Wiedziałem, że gdybym opuścił wzrok, to brunet zorientowałby się, że nie jestem pewny wypowiadanych słów.
A byłem.
- Nawet nie wiesz czym to jest.
- W takim razie powiedz mi!
Brunet przychylił głowę w bok.
- To płynie twoimi żyłami i karmi się twoją słabością.
Jeśli zamienisz ją na siłę jesteś w stanie z tym wygrać. Wybór należy do Ciebie.
Wiem, że będzie ci trudno nagle zamienić słabość w siłę zdolną to pokonać... Ale czuję, że dasz sobie radę. Ona cię zmieniła i widzę to teraz.
Nie odpuszczaj choćby właśnie dla niej, ona jest twoją nadzieją.
Jooheon sprytnie to zaplanował, ale możesz się uwolnić.
Jeśli tylko dasz radę zamienić to, co uważasz za swoją słabość w siłę. Ona jest twoim jedynym ratunkiem.
Jesteś interesujący... Mało jest osób takich jak ty.
Masz specyficzny charakter, a jednak tak bardzo martwisz się o tych, na których ci zależy.
Martwisz się o wszystkich tylko nie o siebie.
Gdyby nie Danah, nie chciałbyś z tego wychodzić.
Mimo, że poniekąd wszedłeś w to dla niej.

*perspektywa Danah*

To niesamowite.
Jeszcze nigdy w życiu nie czułam się taka szczęśliwa.
Czułam, że mogę latać.
Zebrałam się w sobie, kiedy zobaczyłam łzy w jego oczach.
Tak rzadko płakał.
Czułam się zobowiązana do zatroszczenia się o niego.
On zdecydowanie za długo się mną opiekował, byłam mu coś winna. Przecież był moim bratem.
Uśmiech nie schodził w z twarzy tak długo, jak płynęły łzy szczęścia.
Odczułam niesamowitą ulgę.
Miałam go obok siebie, całego i żywego. Chciałam żeby wszystko było jak dawniej.
Może nie wszystko.
WonHo... Dlaczego był taki problematyczny?
Jego telefon milczał i nie widziałam go już od kilku dni.
Chcąc nie chcąc martwiłam się o tego irytującego blondyna.
Dlaczego?
Zacisnęłam ręce na poręczy.
Najpierw bałam się o Minho. Nie pamiętam już jak długo płakałam, kiedy go zabrakło. Tak bardzo tęskniłam i chciałam go znaleźć.
Chciałam wierzyć, że Minho żyje.
Teraz jestem spokojna. Uśmiechnęłam się przez łzy.
Szkoda, że nadal mam kogoś o kogo muszę się martwić.
Dlaczego moje serce nie jest takie jak wcześniej?!
Teraz jest mi jeszcze gorzej.
Powinnam się cieszyć. Tylko cieszyć, a tymczasem czuję się niepewnie.
Boję się o niego, z każdym dniem, godziną, sekundą coraz bardziej.
Co właściwie czuję?
Sama nie wiem albo bardziej nie chcę się do tego przyznać.
Dotknęłam swoich policzków.
Płakałam... Kolejny raz.

- Wyglądasz źle. - odwróciłam głowę i zauważyłam Gunhee, który spoglądał na mnie z troską.
- Wiem.
- Minho z tego wyjdzie. Jest po prostu wygłodzony i wyziębiony.
- Dobrze, że to tylko tyle. - westchnęłam i uciekłam spojrzeniem.
Ostatnio często uciekałam i to dosłownie przed wszystkim.
- Coś nie tak? - spytał kuzyn siadając obok mnie.
Nie podniosłam wzroku ze swoich kolan.
Nie byłam w stanie.
Rozszyfrowałby mnie od razu, a nie chciałam żeby wiedział co tak naprawdę czuję.
- Jestem szczęśliwa, że Minho wrócił. - nadal nie odrywałam wzroku od moich nóg.
 Starałam się też opanować drżenie głosu.
- Ale?
- Ale martwię się...
- Hoseok bywa problematyczny, potrafi znikać i pojawiać się znikąd.
Lubi zaskakiwać ludzi. Chce im pomagać, a później znika.
 - Chwila. SKĄD WIESZ, ŻE CHODZI O WONHO?!
Brunet uśmiechnął się konspiracyjnie.
Wiedział.
- Myślisz, że możesz ukryć wszystko? Widać od razu, że ci zależy. Nie martwiłabyś się o niego, gdybyś była obojętna w stosunku do niego.
Nie interesowałoby cię co się z nim dzieje.
Tymczasem ty dostajesz białej gorączki ze strachu. I o kogo?
O tego przefarbowanego idiotę, którego nienawidziłaś. - odparł chłopak nadal na mnie patrząc.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
Poczułam się obnarzona ze wszystkich swoich tajemnic.
On naprawdę wiedział co mi jest.
Nazwał wszystkie moje uczucia lepiej niż ja sama.
Jak?
- Skąd ty o tym wiesz?
- Kiedy lód zaczyna się topić, zmienia się w wodę.
Zauważasz zmianę.
Kiedy człowiek zaczyna burzyć mury wokół siebie, widzisz gruzy.
Wszystko się zmienia.
Po prostu to widzę.

______________________________________

Jestem zdziwiona, że piszę to opowiadanie w takim tempie.
Żałuję jedynie tego, że nie potrafię zachęcić większej ilości osób do czytania tego opko ;-;

Oczywiście wszystkim czytelnikom, komentatorom itd. jestem ogromnie wdzięczna ^^ Bardzo dziękuję, że czytacie te wypociny ;)
Moc miłości dla Was!

Komentarz + gwiazdka = motywacja 😍

Do kolejnego 💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro