Rozdział 13 'Skydive'
*perspektywa WonHo*
Przeładowałem pistolet i ruszyłem przed siebie.
Byłem gotowy poczęstować kulką w łeb każdą osobę, która teraz stanie mi na drodze.
Szedłem pewnym krokiem, moja koszula powiewała za mną niczym skrzydła.
Musiałem zasięgnąć informacji a ta dzielnica była moją jedyną nadzieją.
Wszedłem do podniszczonej kamienicy przy okazji oglądając się za sobą.
Mogli mnie śledzić.
Ruszyłem po schodach wzrokiem śledząc numery mieszkań.
Porównałem numer na nadgarstku z cyfrą naklejoną na drzwi.
Zadzwoniłem i czekałem nie zabierając palca ze spustu.
Nie żebym zamierzał od razu strzelać komuś na dzień dobry.
Drzwi uchyliły się i wychyliła się zza nich chuda postać z czekoladowymi włosami zaczesanymi do góry.
Hanbin.
- Tak myślałem. - powiedział chłopak posyłając mi rozbawione spojrzenie.
Wyglądało na to, że się mnie spodziewał.
- Mogę wejść? - spytałem oglądając się przez ramię.
Naoglądałem się zbyt dużo gier, w których wróg zazwyczaj robi ci tzw. 'plecy'.
Wszystko twoja wina, ChangKyun.
Brunet otworzył mi drzwi a zaraz po moim wejściu zamknął je na wszystkie zamki.
W mieszkaniu chłopaka panował porządek wynikający z jego perfeksjonizmu, ale i sprytu.
W uporządkowanym mieszkaniu wbrew pozorom trudniej jest znaleźć broń albo narkotyki.
Hanbin doskonale o tym wiedział.
Rzuciłem na mały stolik torebeczkę wypełnioną substancją.
Chłopak przyjżał jej się uważnie.
- Wiesz co to jest prawda?
Hanbin uśmiechnął się cwanie.
- Odpowiedź będzie Cię kosztować.
Może moje posunięcie nie było specjalnie inteligentne, mogłem po prostu przyłożyć pistolet do głowy Habinowi.
Jednak coś mi mówiło, że mogę go jeszcze potrzebować i zbędnie byłoby się mu narażać.
Chłopak miał masę kontaktów i koniec końców mógłby porwać dla okupu któregoś z moich przyjaciół.
Nie podobała mi się taka opcja więc zapłaciłem.
Informacje zdecydowanie nie pokrywały się z ceną.
Dowiedziałem się niewiele.
Hanbin nie miał specjalnie odkrywczych rzeczy do powiedzenia.
Brunet uznał, że tylko Jooheon będzie mógł mi powiedzieć więcej.
Chłopak powiedział mi też, że nie można walczyć z nałogiem, bo po prostu umrę.
Tak to działało.
Bardzo sprytne.
Uzależnić nas wszystkich od osoby Jooheon'a i uniemożliwić nam wyjście spod jego buta pod groźbą śmierci.
Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego właściwie wplątałem się w coś takiego.
Zabrakło mi rozsądku?
Dałem się zwieść pokusie?
Sam nie wiedziałem.
Perspektywa czegoś nowego i nieznanego kusiła, po czym wciągnęła nie tylko mnie, ale i resztę.
Może zabrakło w tym wszystkim czujności.
Przecież mogłem przewidzieć, że obecna sytuacja też może mieć miejsce.
Zaufałem Jooheon'owi, kiedy powiedział, że nic nam nie będzie.
Wierzyłem mu, kiedy mówił, że nie wie jak to działa i dlaczego się uzależniliśmy.
Wszyscy a on nie.
On wiedział jak z tym walczyć tak, żeby przeżyć.
Zacisnąłem dłoń na kolbie pistoletu przy pasku.
I podzieli się tą wiedzą.
*perspektywa Danah*
Niemal nie rzuciłam osobie ciągnącej mnie za rękaw szmatką w twarz.
Byłam zdziwiona, kiedy zobaczyłam za sobą kolegę WonHo - I.M'a.
Brunet, napotykając mój wzrok, natychmiast mnie puścił.
Podrapał się po karku i odchrząknął.
Jego zawstydzenie było całkiem urocze.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Masz pożyczyć klucz? - spytał I.M. Było to chyba najsłodsze pytanie jakie mi kiedykolwiek zadał chłopak.
Nie chodziło o same słowa, ale o sposób w jaki brunet je wypowiedział.
Na pewno nie miał doświadczenia z dziewczynami i dlatego wyglądał na zmieszanego.
Czekoladowe włosy opadły mu na czoło a niektóre kosmyki drażniły go w oczy.
Nie mogłam porównać go do dziecka, ponieważ miał niezwykle dojrzałe rysy.
Brunet spojrzał na mnie pytająco a ja podałam mu narzędzie.
Chłopak wymruczał słowa podziękowania i szybko się ulotnił.
Słyszałam jak rzuca przekleństwa oddalając się coraz bardziej.
Pokręciłam ze śmiechem głową i odgarnęłam z twarzy burzę włosów.
Wróciłam do polerowania boku motoru.
- Cześć, nuna. - powiedział Gunhee przykucając obok mnie.
- Masz pojęcie kto jest organizatorem wyścigu?
Męczyło mnie to pytanie więc postanowiłam je wreszcie zadać.
- JiHo.
Nie miałam pojęcia dlaczego te imię nadal wywoływało u mnie nieprzyjemne ukłucie w okolicach serca.
Nie potrafiłam go wymazać ze swojej podświadomości mimo, że chciałam o nim zapomnieć.
Uśmiech zszedł z mojej twarzy.
- Nie zapomniałaś o nim, prawda? - spytał Gunhee delikatnie szturchając mnie ramieniem.
Odłożyłam szmatkę do wiadra i spojrzałam na bruneta.
Nie maskowałam już wszystkich emocji.
Widziałam jak wyraz twarzy chłopaka stopniowo się zmienia.
Czytał z moich oczu, jak zawsze.
- Danah... Nie wiedziałem. - Gunhee chciał mnie przytulić, ale zręcznie się wywinęłam.
Nie chciałam się rozpłakać a wiedziałam, że tak by się stało, jeśli dałabym się mu przytulić.
Wszystko by pękło i dałabym upust emocjom a tego nie chciałam.
Oddelegowałam Gunhee po odbiór nagrody a sama zabrałam się za ogarnięcie mojej skrzynki z narzędziami, po czym wepchnęłam ją do środka mojego małego stanowiska.
Tyle mi narazie wystarczało.
Teraz przyszła pora na najgorszą część.
Zasunięcie drzwi, do których brakowało mi kilku centymetrów wzrostu.
Podczas, gdy próbowałam doskoczyć do uchwytu ktoś stanął za mną i pewnie chwycił za metal, po czym zasunął drzwi.
Odwróciłam się i zderzyłam z klatką piersiową blondwłosego chłopaka.
Hoseok...Witamy znowu.
Chłopak uśmiechnął się kącikiem ust.
- Dobrze mi szło. - udałam urażoną i zadarłam podbródek lekko do góry.
Blondyn wyglądał jakby powstrzymywał się od wyjątkowo sarkastycznej odpowiedzi.
- Jasne. - rzucił. - To chyba jest twoje. - powiedział chłopak, podając mi ( istotnie mój ) klucz.
- Niedokońca... - odparłam i wsunęłam narzędzie w małą szparę między ziemią a drzwiami.
- Ładnie sobie poradziłaś na torze. - powiedział blondyn opierając się o ścianę mojego garażu.
Spojrzałam na niego, ale nie zobaczyłam w jego oczach żadnej ironi czy złośliwości.
Był szczery.
- Może kiedyś będę taka jak Minho. - chłopak mocno zacisnął szczenkę.
Samo wspomnienie o moim bracie już sprawiało, że jego twarz poważniała a w oczach można było zobaczyć odrazę.
Nie wiem co dokładnie wtedy poczułam.
Chyba zawiodłam się na nim.
Tylko jak i dlaczego skoro nic od niego nie oczekiwałam?
Czy zależało mi na tym żeby przestał tak reagować na samą wzmawiankę o Minho?
Nie.
Zdecydowanie nie.
W takim razie dlaczego czuję, że mnie zawiódł?
- Taa. Chyba powinienem iść.
- Chyba tak. - odparłam patrząc na niego i przybierając swój lodowaty wyraz twarzy.
Blondyn otworzył usta, ale chwilę później je zamknął.
Odbił się od garażu uderzając w niego z całej siły i ruszył przed siebie.
Naciągnął na głowę kaptur i zniknął mi z pola widzenia.
Oparłam tył głowy o mur za mną i wplątałam palce we włosy.
Co ja wyprawiam?
*perspektywa WonHo*
Uderzyłem z całej siły w worek treningowy rozładowując całe swoje napięcie.
Kolejne ciosy padały niczym strzały z karabinu maszynowego.
Biłem się ze wszystkimi moimi emocjami i myślami.
Krzyknąłem i znowu uderzyłem w worek.
Moje nerwy dzisiaj już nie wytrzymały.
Usiadłem na podłodze patrząc jak krew cieknie mi z kostek na rękach.
Nie bolało.
Zabandażowałem pięści i oparłem głowę o zimną ścianę.
Moja klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała.
Czułem jak znowu narasta we mnie złość.
Uderzyłem pięściami w posadzkę.
Nie potrafiłem zrozumieć tej dziewczyny co doprowadzało mnie do szału.
Wstałem i po raz kolejny natarłem na worek.
Uderzałem bez opamiętania, myśląc tylko o tym, żeby cała złość ze mnie zeszła.
Tak bardzo chciałbym nic nie czuć.
Byłoby łatwiej.
Wyobraziłem sobie, że worek to znienawidzona przeze mnie osoba.
Uderzenia były coraz mocniejsze.
Rozpaczliwie chciałem się pozbyć wszystkich emocji i uczuć.
Walczyłem z samym sobą.
Na tym etapie nienawidziłem samego siebie.
Do końca sam nie wiedziałem za co.
Albo było tego tak dużo, że traciłem się w cyfrach.
Jednego byłem pewien.
Jeżeli nie zapanuję nad swoimi emocjami one mnie pogrążą.
Zrobię coś czego będę bardzo żałował.
Ostatni raz uderzyłem w worek i padłem na ziemię oddychając ciężko.
Mój oddech był szybki i lekko urywany.
Bolały mnie zarówno biecepsy jak i same pięści.
Przewróciłem się na plecy i wbiłem wzrok w sufit.
Potrzebowałem takiego wysiłku fizycznego, przyniósł mi ulgę.
Teraz nie mogłem działać zbyt gwałtownie.
Musiałem być wyjątkowo dyskretny i sprytny.
Negatywne emocje by mi na to nie pozwoliły.
Kolejny głęboki wdech.
Coś czuję, że będę spędzał tutaj coraz więcej czasu.
______________________________________
Kochani z okazji świąt życzę wam wszystkiego dobrego, uśmiechu na twarzy, miłości, prawdziwych przyjaciół i o czym tylko marzycie ;3
Miałam napisać one shot'a z okazji świąt, ale nie wiem czy jest sens to robić.
Jak myślicie?
Komentarz + gwiazdka = motywacja 😍
Do następnego kochani 💋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro